CLJ-ka od środka: „Lepszego rozpoczęcia sezonu nie mogliśmy sobie wymarzyć”

Z perspektywy piłki nożnej Lublin kojarzy się nam z Motorem. Jest jednak tam również Budowlany Klub Sportowy, czyli BKS Lublin – klub, który skupia się tylko i wyłącznie na szkoleniu dzieci i młodzieży. Nie mają drużyny seniorów, nie mają juniora starszego, ale są w stanie rywalizować na poziomie centralnym, chociażby w CLJ U-15.

CLJ-ka od środka: „Lepszego rozpoczęcia sezonu nie mogliśmy sobie wymarzyć”

BKS na inaugurację sezonu „rozjechał” Motor, wygrywając aż 5:0. Jak wygląda szkolenie w tym miejscu? Jaki mają plan na rozwój zawodników? Na te pytania odpowiedział nam szkoleniowiec drużyny do lat 15 i koordynator grup młodzieżowych BKS-u, Marcin Zakrzewski.

***

Rozegraliście już trzy mecze w CLJ U-15 i macie na swoim koncie sześć punktów. Jak start sezonu wygląda oczami trenera?

– Sezon zaczął się bardzo dobrze, takiego rozpoczęcia nigdy nie mieliśmy. Pierwszy mecz graliśmy z Motorem Lublin, czyli na wejście mieliśmy derby. To zawsze wyzwala dodatkowe emocje wśród chłopaków. A sam mecz? Wynik był dla nas korzystny i dość okazały, bo wygraliśmy 5:0 i to po dobrej grze, więc lepszego rozpoczęcia sezonu nie mogliśmy sobie wymarzyć. W drugiej kolejce mierzyliśmy się z Górnikiem Łęczna. Było to cięższe starcie, ale wygraliśmy 1:0 na wyjeździe. Cenne trzy punkty na trudnym terenie. A trzeci mecz, z Wisłą Kraków, który na ich wniosek zagraliśmy awansem, przegraliśmy. W tym przypadku przeciwnik okazał się dla nas za mocny i ulegliśmy 1:4. Po trzech kolejkach mamy sześć punktów, więc zaliczyliśmy dobry start i  nieźle wygląda też nasza gra.

Dlaczego mecz z Wisłą Kraków został rozegrany awansem? 

– Oni już wcześniej informowali nas o tym, że mają zaplanowany turniej w Hiszpanii. Ostatecznie do niego nie doszło, ale nie było już sensu odkręcać tego terminu. Po prostu na prośbę Wisły Kraków ten mecz odbył się wcześniej.

Zawodnicy mają za sobą długą przerwę bez meczów o punkty. Czy starcie derbowe na start ligi powodowało jeszcze większy głód grania i niecierpliwość z nią związaną?

– Podczas przygotowań do sezonu przez długi czas nie wiedzieliśmy, z kim będziemy się mierzyć w pierwszej kolejce, bo PZPN dosyć późno opublikował terminarz rozgrywek. Wiadomo, że byliśmy pełni obaw, bo nie wiedzieliśmy na jakim jesteśmy poziomie. Byliśmy na obozie przygotowawczym, zagraliśmy dwa mecze kontrolne ze Stalą Rzeszów i Rakowem Częstochowa. Było widać, że chłopcy są przygotowani i zmobilizowani. Fajnie to wyglądało. Wiadomo, że mecz towarzyski to nie jest to samo, co starcie ligowe. Bo mecz o stawkę, a tym bardziej derbowy, wywołuje spore emocje. Chłopcy udźwignęli ciężar tego spotkania. Byliśmy zespołem lepszym i zasłużyliśmy na zwycięstwo.

Jak wyglądały wasze przygotowania do sezonu?

– Byliśmy na obozie w Zarzeczu w województwie podkarpackim. Wszystko robiliśmy, żeby dobrze przygotować się do sezonu, jak widać – wygląda to dobrze. Wykonaliśmy określoną pracę i zobaczymy, co będzie dalej. Mam nadzieję, że ten sezon ukończymy, aczkolwiek tego nikt nie wie w tym momencie. Mamy w grupie Sandecję Nowy Sącz, która jest w czerwonej strefie, a Wisła Kraków i Cracovia są w żółtej. Wszystko może się wydarzyć. Mam nadzieję, że skończymy tę ligę, bo to wyjdzie tylko z korzyścią dla tych chłopaków.

Mecz pomiędzy Sandecją Nowy Sącz a Górnikiem Łęczna nie odbył się z uwagi na fakt, że Nowy Sącz jest w czerwonej strefie. Rozmawialiśmy z trenerem Sandecji, Jerzym Czerneckim w ubiegłym tygodniu i mówił nam, że nie było podstaw do przełożenia tego spotkania. Nie mieli w drużynie żadnego przypadku zakażenia koronawirusem. Czy pan nie ma obaw, że ten sezon może tak wyglądać, że będzie dużo asekuracji w tym wszystkim, przekładania meczów i w efekcie sezon nie zostanie dograny?

– Do Nowego Sącza w najbliższym czasie pojedzie Cracovia (29 sierpnia), a potem Górnik Łęczna (2 września). Na ten moment informacja jest taka, że te mecze się odbędą. Pierwsza drużyna też ma rozegrać swój mecz w najbliższy weekend. Myślę, że jeśli nie będzie przypadków zachorowań, to mecze nie będą przekładane. Są wytyczne Ministerstwa Zdrowia, które muszą być zachowane przy organizacji wydarzeń sportowych w żółtych i czerwonych strefach. I chyba tak to będzie wyglądało. Chyba, że będą pojawiać się przypadki zachorowań w drużynie. Jeżeli ich nie będzie, to też nie będzie podstaw aby przełożyć takie spotkanie. My szykujemy się na wyjazd do Nowego Sącza (5 września).

Jakie macie plany na najbliższy weekend? Z uwagi na to, że rozegraliście kolejkę ligową awansem, nie macie zaplanowanego meczu w tym tygodniu.

– Ten tydzień poświęcamy na to, żeby się trochę wyleczyć, gdyż pojawiły się w naszej drużynie drobne urazy. Chłopcy grali trzy mecze w tygodniu, więc doszło do pewnych obciążeń. Tym zawodnikom dajemy trochę odpocząć. A z innymi będziemy pracować w formacjach. Musimy poprawić kilka elementów w grze i skupiamy się na tym, żeby spokojnie pracować. Ta przerwa nam się przyda, ze względu na urazy. Pracujemy normalnie. A w przyszłym tygodniu będziemy się przygotowywać już stricte pod mecz z Sandecją.

W ubiegłym sezonie CLJ U-15 występował rocznik 2005, a teraz 2006. Niech trener porówna te dwie ekipy. Czym się różnią? Gdzie jest większy potencjał ludzki?

– Myślę, że w obu zespołach są indywidualności i też stanowią całość jako drużyna. Przede wszystkim uczymy ich tego, żeby to drużyna była siłą, a nie indywidualności, ale tacy zawodnicy zawsze są w zespole. W mojej drużynie widoczny jest potencjał indywidualny i w tamtej drużynie też tak jest. Trudno to porównywać pod względem fizycznym. Też działamy i lepiej wyglądamy w innych formacjach niż rocznik 2005. Nie można powiedzieć, że oba zespoły graja tak samo, ale potencjał jest spory i nie mamy czego się wstydzić. Obie ekipy dobrze sobie radziły i radzą na poziomie centralnym.

Czy macie jednolity model gry dla wszystkich drużyn w BKS-ie? Czy każdy zespół gra inaczej?

– Jeśli mówimy o całym szkoleniu, to najmłodsze grupy należą do certyfikacji szkółek PZPN-u. Otrzymaliśmy srebrną gwiazdkę. Jeżeli chodzi o starsze grupy – mamy swój styl i model gry. My, trenerzy koordynatorzy, narzucamy naszym trenerom, w jaki sposób mają układać drużyny, tak, żeby kolejny szkoleniowiec, który przejmuje po drugim zespół – miał ciągłość pracy. Mamy na to plan i swój model w BKS-ie, aczkolwiek w starszych rocznikach może to podlegać modyfikacjom ze względu na charakterystykę zespołu. Młodsze roczniki staramy się uczyć gry w ustawieniu i budowaniu akcji w podobnym stylu. Pracujemy w określonym mezocyklu i narzucamy proces szkolenia naszym trenerom.

Czym dla BKS-u Lublin jest Centralna Liga Juniorów?

– Jesteśmy klubem, który szkoli tylko dzieci i młodzież. Nie mamy drużyn seniorów ani juniora starszego. Dążymy do tego, żeby na stałe mieć drużynę na poziomie centralnym. Wcześniej mieliśmy ekipę na poziomie CLJ U-17, a teraz, niestety, mamy tylko w U-15. Jednak mamy takie perspektywy, żeby były u nas dwie drużyny w CLJ. Szkolimy chłopców po to, żeby w końcowym etapie szkolenia mogli rywalizować na najwyższym poziomie. Dla nas jest to priorytet. Tak prowadzimy drużyny, żeby utrzymywać roczniki. Dla zawodników to dobre miejsce, żeby pokazać się na wysokim poziomie.

Co się dzieje z zawodnikami, którzy ukończą wiek juniora w waszym klubie? Macie dla nich alternatywną drogę? Czy zawodnik jest zdany tylko na siebie?

– To się zmienia na przestrzeni lat. Jeżeli pojawiają się propozycje w trakcie sezonu czy tuż po nim, to rodzice wraz z zawodnikiem ustalają, co dalej. Współpracujemy również z innymi klubami, ale to nie jest tak, że narzucamy chłopakom, że mają iść do Jagiellonii Białystok czy do Górnika Łęczna. Przecież na rynku lokalnym jest też Motor Lublin, który dobrze monitoruje zawodników z regionu. To nie jest tak, że koniecznie przygotowujemy danego zawodnika pod klub, z którym współpracujemy. Oczywiście pomagamy, podpowiadamy rodzicom i zawodnikom, gdy pojawiają się zapytania z innych miejsc, ale niczego nie narzucamy. Jeżeli widzimy, że zawodnik, który wychodzi z wieku juniora, nie ma pomysłu na siebie – my przygotowujemy ścieżkę dla niego. Przez pół roku próbujemy wysyłać go na testy do różnych klubów. Wskazujemy też lokalne kluby seniorskie, do których może trafić. W ostatnim czasie chłopcy przechodzili do trzecio- i czwartoligowych klubów.

Motor Lublin to jest naturalny kierunek dla waszych zawodników? Czy to raczej wasz konkurent i do takich ruchów nie dochodzi?

– Rywalizujemy z Motorem Lublin, ale pod względem sportowym. Nie ma u nas takiego przekazu, żeby zawodnicy tam nie szli. Wręcz przeciwnie, dochodzi do spotkań między zarządami jednego i drugiego klubu. Staramy się rozmawiać. Co z przyszłością? Być może zostanie nawiązana współpraca. Nie zamykamy się na Motor, bo nie mamy z nimi podpisanej umowy. Nasi zawodnicy często tam przechodzą, nie ma między nami nienawiści. Tam pracują nasi koledzy, a zawodnicy też ze sobą się przecież znają.

Czym wyróżniacie się jako szkółka w regionie?

– Będę nieskromny, ale wyróżnia nas szkolenie. Od lat mamy ciągłość szkoleniową, a nasze drużyny cały czas rywalizują na określonym poziomie. Nie wstydzimy się pojechać w Polskę na turniej. Wyróżnia nas też sztab szkoleniowy. Trenerzy muszą być pełni pasji, inteligentni i chętni do nauki. Mamy dobrych szkoleniowców, co też przekłada się na nasze sukcesy. Pod względem organizacyjnym klub robi wszystko, żeby wyglądało to dobrze. Mamy swoją bazę szkoleniową przy ulicy Balladyny z nawierzchnią trawiastą. Murawa wygląda bardzo porządnie. Boisko jest oświetlone. W tym roku powstały nowe szatnie. Wygląda to wszystko schludnie i bardzo przyzwoicie. Myślę, że w regionie jesteśmy dobrze postrzegani. Zasługa w tym ludzi z zarządu i trenerów.

Czy możecie pochwalić się znanymi wychowankami? Wiem, że swoją przygodę z piłką zaczynał u was bramkarz Radomiaka Radom, Mateusz Kochalski, który jest wypożyczony z Legii Warszawa.

– To zawsze wiążę się ze szczęściem i potencjałem danego zawodnika, którego się pozyska i wyszkoli. Natomiast w ostatnim czasie wypłynęli Mikołaj Nawrocki (Jagiellonia Białystok) czy Mateusz Kochalski. Do tego dochodzi Michał Kot, który był w Wiśle Kraków, a teraz podpisał kontrakt z ŁKS-em Łódź. Krystian Bartoszek, Kacper Pytka-Wasil i Bruno Wacławek są w Bruk-Bet Termalice Nieciecza. Co jakiś czas zdarzy się zawodnik, który wypłynie z danego rocznika. Może nie są to zawsze duże kluby, ale fajnie, gdy z małego ośrodka jeden czy dwóch zawodników zafunkcjonuje na poziomie centralnym. Staramy się o to dbać. Teraz skauting doszedł do tak młodych grup wiekowych, że nie mamy czasu, żeby danego chłopaka ukształtować, bo za chwilę idzie w Polskę. Ale cieszymy się z takich rzeczy. U mnie w drużynie trenował Stanisław Gieroba, rocznik 2007. Już od roku jest czołowym zawodnikiem Legii Warszawa w tym roczniku. Kibicujemy tym chłopcom. I obserwujemy ich karierę.

A jak wygląda u was skauting? Poszukujecie nowych zawodników i zabiegacie o nich? Czy sami do was przychodzą?

– U nas za skauting odpowiadają trenerzy koordynatorzy. Nie mamy sieci skautingowej. Trenerzy robią rozeznanie i obserwujemy mniejsze ośrodki. Nie zaglądamy w kierunku Motoru Lublin czy Górnika Łęczna. Dajemy szansę chłopakom z mniejszych miejscowości. Na tym się skupiamy.

Jaką misję ma spełniać BKS Lublin?

– Misją naszego klubu jest, by jak najlepiej pracować z dziećmi i szkolić ich do momentu, kiedy jest to możliwe. Stawiamy na zdolne jednostki, dbamy o nie, żeby w przyszłości trenowały na wyższym poziomie – czy to będzie Lublin, czy Łęczna, to jest już indywidualna sprawa każdego piłkarza. Nam zależy na tym, żeby wychować jak najlepszego zawodnika, żeby poszedł on w Polskę. To najlepsza reklama dla naszego klubu.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. BKS Lublin