Szkoleniowy rozwój czy cztery tysiące za licencję? Weszło Junior na kursie trenerskim – UEFA A od kulis

Trwające kursy trenerskie przez pandemię koronawirusa biją rekordy pod względem swoich długości. Na jeden z takich natrafiliśmy osobiście. Po ponad rocznej przygodzie możemy go jednak wreszcie podsumować. Jak wyglądał od kulis kurs UEFA A w Katowicach? Co zostało po nim w pamięci? Czy uczestnicy stali się dzięki niemu lepszymi trenerami? Egzaminacyjne pytania, tematyka zajęć, postawa edukatorów, oceny, plusy i minusy, opinie kursantów – zapraszamy na duży reportaż Przemysława Mamczaka.

Szkoleniowy rozwój czy cztery tysiące za licencję? Weszło Junior na kursie trenerskim – UEFA A od kulis

O kursach w Katowicach słyszałem wiele pozytywów, dlatego opinie te zweryfikować postanowiłem osobiście. W swoich wyborach dotyczących udziału w szkoleniach czy konferencjach od dawna kierowałem się tym, kto za danym wydarzeniem stoi. Kluczowym było od zawsze dla mnie nazwisko prelegenta. To wykładowca jest najistotniejszy, a wszystko inne to miły dodatek. Który podnieść jakość danego wystąpienia i odczucia z udziału w nim może oczywiście podnieść, ale nigdy nie będzie czynnikiem najważniejszym.

I w Katowicach co rusz widywałem ciekawe nazwiska. Przyjeżdżali ludzie z Warszawy, Rzeszowa czy Gdańska. Śląski Związek Piłki Nożnej nie zamknął się na swój, bardzo bogaty przecież w piłkarskie autorytety, region, a szukał. Słyszałem od znajomych, że mieli zajęcia z profesorem Hucińskim czy z Rafałem Kubowem, że regularnie z północy przyjeżdżają na Śląsk Adam Łopatko i Marcin Sasal, że któryś z poprzednich kursów cały dzień spędził podglądając pracę sztabu GKS-u Katowice, a aspekty przygotowania fizycznego omawiał dla nich Remigiusz Rzepka. W zestawieniu z wiecznie przeplatającymi się tymi samymi nazwiskami w wielu innych związkach – to był wystarczający argument za tym, by częściej zagościć w pociągu relacji Wrocław-Katowice.

Nabór na kurs

Zapisałem się na UEFA A do Katowic w sierpniu 2019 roku. – Jeszcze nie jest pan na kursie, najpierw trzeba zdać egzamin, trenerze – stopował mnie podczas naszego spotkania w radiu Weszło FM Paweł Grycmann, koordynator kształcenia i licencjonowania trenerów na Śląsku. I to nazwisko warto zapamiętać, bo w poniższym tekście przewinie się jeszcze wielokrotnie.

Ostatnie edycje UEFA A w Katowicach są oblegane, na 24 miejsca podczas każdego kursu jest zwykle około 40 chętnych. Na Górny Śląsk zjeżdżają się trenerzy nie tylko z województw dolnośląskiego czy małopolskiego, ale także mazowieckiego, łódzkiego, wielkopolskiego czy świętokrzyskiego. W najnowszej edycji jest także Polak na co dzień mieszkający w Anglii oraz… Egipcjanin, który swego czasu grał w rodzimej ekstraklasie.

Do aplikacji w PZPN24 potrzeba było załączyć skan świadectwa ukończenia szkoły średniej, skan zaświadczenia z Krajowego Rejestru Karnego (do 6 miesięcy od daty wystawienia), skan oświadczenia o braku lub wszczęciu / trwaniu postępowania dyscyplinarnego za przewinienie korupcji w sporcie oraz o orzeczonych karach dyscyplinarnych, skan zaświadczenia lekarskiego o braku przeciwskazań medycznych do podjęcia zajęć praktycznych na kursie trenerskim (o tym kuriozum pisałem tutaj) oraz skan wpłaty za kurs.

***

Takiego egzaminu wstępnego jeszcze nie miałem. Żebym lepiej wypadł w grze, niż podczas części teoretycznej?

Ale w Katowicach zaskoczyli. Dostaliśmy po cztery pytania otwarte, nie było możliwości nadrobić testem. Im więcej zagadnień, tym dla mnie lepiej, a tych było bardzo mało. Jak na lekarstwo.

Dwa dotyczyły Narodowego Modelu Gry, ale kto by wykuł na pamięć całą tę książkę? Przerwy wypoczynkowe przy wytrzymałości beztlenowej czy tlenowej? Trochę podchwytliwe, bo przecież zależne są one od organizmów naszych zawodników. Do tego środki treningowe: „zaproponuj dwie gry pozycyjne na utrzymanie w ustawieniu alternatywnym NMG dla piłki jedenastoosobowej”, dla zmyłki z ustawieniem alternatywnym, choć pytanie brzmiało dość dwuznacznie. Czy wyciągnięcie fragmentu gry i zubożenie jej o kilku graczy będzie jeszcze poprawnym rozwiązaniem?

Egzamin odbywał się we wtorek. – Wyniki otrzymacie w piątek – powiedział Grycmann, a Damian Galeja, jego bliski współpracownik, zrobił wielkie oczy. Szef wydziału szkolenia narzuca wysokie tempo.

Znasz wyniki egzaminu wstępnego? – pytało mnie w piątek kilka osób na Messengerze. Wreszcie, o 21:09 dostałem maila:

Gratulujemy zdania egzaminu wstępnego na kurs UEFA A (Katowice). W osobnym mailu otrzyma Pan szczegółowe informacje dotyczące płatności i terminów sesji.

Komisja Szkolenia Śląskiego Związku Piłki Nożnej

UEFA A – z czym to się je?

Licencja UEFA A uprawnia do pracy na poziomie nawet III ligi, choć niebawem może to ulec zmianie. Podobno PZPN rozważa, by również drugoligowe kluby mogli prowadzić trenerzy z takim wykształceniem.

Kurs według wytycznych Polskiego Związku Piłki Nożnej kosztować powinien 3500 złotych. Bez względu na województwo, ceny powinny być znormalizowane (wiemy, że nie są – rozmawiałem o tym m.in. w „Jak Uczyć Futbolu” z Dariuszem Pasieką – podając za przykład Małopolski ZPN i koszt na poziomie 5 tys. zł). Związki, które są VAT-owcami (tak jak Śląski ZPN), zbierają o 23% więcej, czyli dokładnie 4305 zł.

Mój kurs UEFA A składał się z:

  • sześciu trzydniowych sesji
  • wyjazdu studyjnego
  • stażu
  • zajęć w mikrogrupach
  • pracy dyplomowej
  • egzaminu teoretycznego z Narodowego Modelu Gry
  • egzaminu teoretycznego z teorii sportu
  • egzaminu praktycznego
  • egzaminu końcowego

ZJAZDY

Najbardziej czasochłonne, ale mające za zadanie przekazanie jak największej wiedzy kursantom. Każda sesja składała się u nas z trzech dni zajęć. Najczęściej odbywały się one od niedzieli do wtorku, w godzinach 08:30-16:00. W Katowicach, Sosnowcu czy Chorzowie. Średnio spotykaliśmy się raz w miesiącu, więc jeśli ktoś pracuje zawodowo – musi na kurs przeznaczyć trochę wypoczynkowego urlopu.

Z osiemnastu dni kursu opuścić bez konsekwencji można było maksymalnie jeden. Obecności są wymagane bez wyjątków, ewentualne odróbki wchodzą oczywiście w grę, ale ich rozrzut (terminowy i geograficzny) to nic przyjemnego dla żadnego z kursantów. Trzeba było bowiem przyjechać do tego samego edukatora, na zajęcia w ramach kursu UEFA A o tej samej tematyce, o której opowiadał u nas. Nie ma zmiłuj. Ale tak być musi. UEFA A robi się raz w życiu, a próby upchnięcia wszystkich spotkań w weekendy to policzek dla… czynnie pracujących trenerów. Czyli w sumie tych, na których kształceniu związkom powinno zależeć szczególnie.

W trakcie trwania kursu cztery razy nasze sesje kończyły się zadaniami domowymi. Mieliśmy do przygotowania analizę taktyczną, określone środki treningowe oraz wycinek swojego modelu gry. Podczas większości ze zjazdów przynamniej dwukrotnie przez trzy dni odbywaliśmy też zajęcia praktyczne, gdzie kursanci wcielić się musieli w role zawodników.

WYJAZD STUDYJNY

Mieliśmy jechać do Dunajskiej Stredy, ale się nie udało. Wyjazd nie spiął się finansowo i ostatecznie postawiono na rozwiązanie znacznie bardziej przystępne logistycznie – dwa dni spędziliśmy w Akademii Rakowa Częstochowa.

STAŻ

Staż należało odbyć w zespole jedenastoosobowym. Do wyboru mieliśmy zespoły młodzieżowe (I lub II liga wojewódzka w kategoriach C1, B1, A1 lub któraś z Centralnych Lig Juniorów), seniorskie (IV liga lub wyżej) lub kobiece (Ekstraliga), z zastrzeżeniem, że stażu nie można było odbyć w klubie, w którym się w danym momencie pracowało. Obserwacji poddać należało pełen tygodniowy mikrocykl z meczem mistrzowskim lub towarzyskim, a wszystko podsumować hospitacją zajęć i przygotowaniem raportu ze stażu. Jego opiekunem miał być natomiast trener z licencją minimum UEFA A.

ZAJĘCIA W MIKROGRUPACH

Zdecydowanie największa wartość kursu. Pod koniec kursu podzieliliśmy się na cztery sześcioosobowe grupy, w których pracowaliśmy przez kolejne tygodnie. Wszystko sprowadzało się do tego, że musieliśmy odbyć łącznie 6 wspólnych treningów, podczas których wcielaliśmy się w następujące role: pierwszego trenera, trenera asystenta, osoby nagrywającej trening, osoby przygotowującej podsumowanie treningu w formie prezentacji oraz osób analizujących: dobór środków treningowych i coaching trenera prowadzącego. Podróżowaliśmy więc od klubu do klubu i w rzeczywistych warunkach obserwowaliśmy się wzajemnie, analizując wnikliwie pracę własną i kolegów. Każda mikrogrupa kończyła się podsumowaniem w gronie kursantów i trenera edukatora.

PRACA DYPLOMOWA

W ramach pracy dyplomowej wybrać można było jedną z trzech opcji:

  • tłumaczenie książki o tematyce szkoleniowej – z języka angielskiego (większość grupy zdecydowała się na taką formę zaliczenia)
  • praca badawcza (minimum 35 stron A4)
  • autorski model gry

EGZAMINY TEORETYCZNE

W połowie kursu pisaliśmy dwa egzaminy teoretyczne. Pierwszy dotyczył teorii sportu, fizjologii i podstaw związanych ze znajomością ludzkiego ciała oraz funkcjonowania jego organizmu. Na jego potrzebę przyswoiłem sobie prawie 600 stron A4 książki „Współczesny system szkolenia w zespołowych grach sportowych” pod redakcją Adama Zająca i Jana Chmury. Kawał lektury, jednak muszę przyznać, że tę wiedzę trzeba uznać za przydatną i z faktu jej usystematyzowania jestem na pewno bardzo zadowolony. Drugi egzamin był bardziej interaktywny, a jednocześnie całkiem podchwytliwy. Zakres tematyczny tym razem obejmował Narodowy Model Gry PZPN i jego suplementy, niemniej sporo zagadnień trudno było jednoznacznie ocenić. Definicje w NMG są często bardzo ogólne, a wielu edukatorów neguje ich prawidłowość, więc pytania, gdzie rozróżnić należało choćby grę pozycyjną od zadaniowej nie do końca skonstruowane zostały poprawnie. Ze starcia własnej wiedzy z długopisami i kartką papieru w lutym zwycięsko wyszło nas tylko siedmiu. Z pozostałej siedemnastki dziewięć osób poprawiło się we wrześniu, pozostali czekają na trzeci termin – prawdopodobnie grudniowy.

EGZAMIN PRAKTYCZNY

Kolejny istotny punkt kursu – ostatni jego etap. Zajęcia należało przeprowadzić w swojej grupie, niekoniecznie jedenastoosobowej. Ja praktykę „zaliczałem”gościnnie na Orlikach Bumerangu Wrocław. Podzielono nas na dwójki, więc egzaminowani byliśmy z połowy treningu każdy.

EGZAMIN KOŃCOWY

Prezentacja multimedialna przed komisją egzaminacyjną, w której skład weszli Jarosław Bryś (wiceprezes Śląskiego ZPN), Damian Galeja i Paweł Janas (w pierwszy dzień w komisji był też Paweł Grycmann, ale rozchorował się i w niedzielę go zabrakło). Pół godziny omówienia poszczególnych etapów kursu, swojej pracy dyplomowej, wniosków po stażu i pracy w mikrogrupach. Generalne podsumowanie i rekonstrukcja wydarzeń z całego roku, bez dodatkowych pytań – zakończone wręczeniem dyplomu.

Kto i o czym? Słowo o edukatorach

Jak zdążyliście zauważyć powyżej, nakreślona powyżej struktura to nie tylko wykłady, z którymi przez lata trenerskie kursy były utożsamiane. I to cieszy, bo przecież znamy piramidę nauczania i wnioski mówiące o 5-10% wiedzy, która po miesiącu od wykładu pozostaje z niego w naszej pamięci, przy nawet 75% w nas w przypadku przeniesienia tego, czego się uczymy, na praktyczne doświadczenia.

Niemniej muszę zatrzymać się przy 18 wykładowych dniach, przez które przewinęło się u nas 23 prelegentów. Kto prowadził z nami zajęcia? Adam Łopatko, Marcin Sasal, Robert Góralczyk, Marcin Dorna, Paweł Grycmann, Artur Gołaś, Dariusz Dudek, Maciej Szeliga, Maciej Szymański, Krzysztof Paluszek, Nicole Rodriguez, Janusz Kowalski, Grzegorz Więcław, Konrad Czapeczka, Rafał Malinowski, Marek Śledź, Rafał Górak, Dawid Szwarga, Sławomir Kopczewski, Konrad Łągiewczyk, Damian Galeja, Piotr Grzelak, Daniel Wojtasz (zajęcia odrabiane przeze mnie). Niektórzy byli więcej niż raz (Grycmann, Galeja, Kowalski czy Sasal), inni występowali tylko przez godzinę (podczas grudniowego kongresu Śląskiego ZPN-u). Niemniej każdą z powyższych osób oceniłem.

Żeby cokolwiek oceniać, trzeba przyjąć jakieś kryteria. U mnie stanęło więc na pięciu kategoriach, z której każdą po zajęciach „opiniowałem” w skali 1-5:

  • I: merytoryka, wiedza i szczegółowość w przewadze do ogólników
  • II: sposób prezentacji, „show”
  • III: efekt wow, smaczki, ciekawostki
  • IV: spójność i zgodność z tematem
  • V: wartość dla warsztatu kursantów, przydatność w ich pracy

Z ocenami było totalnie różnie. Ich średnia w moim mniemaniu wyniosła 3,67 (mówimy o samych wykładach, w tym fragmencie tekstu zupełnie nie analizuję innych jego składowych, jak mikrogrupy, staż czy wyjazd studyjny). Jeśli podzielimy sobie oceny na kategorie, wartości średnie wyglądają następująco:

  • I: 3,77
  • II: 3,60
  • III: 3,42
  • IV: 3,96
  • V: 3,58

Plusem na pewno jest fakt, że przekazywane informacje były zgodne z planowaną tematyką. Podczas wcześniejszych kursów trafiałem na takie odchyły, że szkoda o nich opowiadać. Niemniej martwi niższa średnia w kategorii V – bo szalenie istotnym w tych wszystkich kursach jest to, by faktyczna wartość i użyteczność zasłyszanych informacji były dla słuchaczy jak najwyższe.

To jeszcze tematy kolejnych zjazdów i wykładów:

  • Wprowadzenie młodego zawodnika do piłki profesjonalnej
  • Taktyka piłki nożnej (Model gry – wybrane aspekty taktyki w prowadzeniu drużyny w systemie 1-4-3-3; Trening indywidualny z napastnikiem)
  • Analiza gry
  • Gry zadaniowe
  • Kształtowanie wytrzymałości
  • Przygotowanie motoryczne (chociaż tutaj temat powinien raczej brzmieć „Zagłębie Sosnowiec”, bo cały dzień spędziliśmy właśnie z ekipą i sztabem pierwszoligowca)
  • Rozumienie gry poprzez stwarzanie problemów w grze
  • Percepcja w rozumieniu gry
  • 1-3-5-2 atakowanie i bronienie
  • Rozgrzewka motoryczna
  • Budowanie gry – rozwijanie inteligencji
  • „Zabić” formę ścisłą
  • Wykorzystanie treningu mentalnego w praktyce
  • Kongres Śląskiego Związku Piłki Nożnej (Realny, intensywny i trudny, czyli współczesny trening piłki nożnej; 11 głów – 1 cel, czyli umiejętności psychologiczne w pracy Trenera; Od Fundamentów Gry do Modelu Gry. Zasady, Sub Zasady i Sub Sub Zasady na przykładzie Fazy Ataku; Zasady gry w ataku pozycyjnym – GKS Katowice – Jesień 2019)
  • Taktyka piłki nożnej (periodyzacja taktyczna i model gry)
  • Szkolenie dzieci i młodzieży
  • Rozumienie gry
  • Realne środowisko treningu
  • Przygotowanie taktyczne zawodnika i zasady gry

Pewnie zastanawiacie się teraz czy pokażę oceny dla poszczególnych wykładowców? Poszłoby grubo? Ale… pokażę. Te najwyższe i te najniższe. Podkreślając jednak, po raz kolejny, że to wyłącznie moja subiektywna ocena każdego z edukatorów. A w zasadzie każdego z występów edukatorów, bo nie oceniam ich tu zupełnie jako ludzi czy trenerów-praktyków. Liczyło się dla mnie tylko i wyłącznie to, co na szkoleniowej sali. Warto też pamiętać, że każdy ma swój zestaw doświadczeń i przekonań, przez które jednego oceni wyżej, innego niżej. Każdy ma też od kursu inne oczekiwania, co najlepiej podsumowuje różnorodność przeklejonych nieco niżej opinii moich kolegów „z roku”.

Najwyższe noty zgarnęli więc u mnie Paweł Grycmann (za wykład o beep teście; swoją drogą, nie wybaczę chyba tego, że nie otrzymaliśmy ciągle jego wyników, a w zasadzie swoich wyników i momentu przejścia z pracy tlenowej w beztlenową – a docisnąłem na ambicji do dwunastego poziomu!) i Marek Śledź – obaj po 4,90. Cztery i pół oraz więcej, czyli niemal perfekcyjne wystąpienie, wg mnie zanotowali także Marcin Dorna, Nicole Rodriguez, duet Rafał Górak & Dawid Szwarga, Grycmann (raz jeszcze, tym razem o rozumieniu gry) oraz Daniel Wojtasz. Jakie wspólne cechy miały wszystkie z wymienionych prelekcji? Były do bólu szczegółowe, dawały konkretne recepty na omawiane problemy, a przy tym naszym spotkaniom towarzyszyło fajne flow i atmosfera, w której każdy zwyczajnie chciał rozwijać swój warsztat.

Taki beep test przykładowo – niby każdy zna, niby każdy wie z czym się go je. A jednak na praktycznych przykładach zobaczyliśmy jak za jego pomocą sprawdzić wytrzymałość zawodnika i co jego różne wyniki dają trenerowi, jak powinien je interpretować. Przebiegliśmy test, wyznaczając w ten sposób swoje tętna maksymalne, a że byliśmy w tym czasie podłączeni do aparatury pomiarowej PolarTEAM, byliśmy w stanie zdefiniować moment, w którym nasze serducho przekracza mityczne 85% HRmax. Wykres pod i nad progiem oraz czas, przez który w poszczególnych jego miejscach tkwiliśmy, pozwalał wyciągnąć wnioski co do naszych braków oraz silnych stron.

Świetnym pomysłem był też zeszłoroczny kongres Śląskiego ZPN-u. W auli im. Krystyny Bochenek w Katowicach pojawiło się 1000 osób, w tym wszyscy uczestnicy trwających w województwie kursów. Takie połączenie to dobra idea na znalezienie budżetu dla ogromnego wydarzenia z mocną obsadą, będącego prawdziwym świętem dla lokalnych szkoleniowców. Mało tego, kongres nie musiał być nawet biletowany, a i tak udało się go „spiąć”. Wirtualne wejściówki rozeszły się jak świeże bułeczki.

Kto zaniżył średnie? Dla mnie najbardziej przykrym wydarzeniem, które miało miejsce podczas naszych sesji, była wizyta w Zagłębiu Sosnowiec. Na Górnym Śląsku możliwości są duże. Wszystko jest na tyle blisko, że przejechać z katowickiego AWF-u do klubowego ośrodka zaprzyjaźnionego I- czy II-ligowca to żadne wyzwanie. A dzień w towarzystwie całego sztabu takiej drużyny może być bardzo cennym doświadczeniem dla każdego uczestnika.

Tak nie było jednak w Sosnowcu. Trener Dariusz Dudek chyba trochę za bardzo chciał pokazać nam język szatni, bo abstrahując od zupełnego braku merytorycznych treści podczas jego „wykładu” i nie starając się nawet oceniać jego pomysłów o zatrudnianiu byłych piłkarzy w akademiach (by z doskoku, za 5000 zł, pojawiali się na niektórych zajęciach młodzieżowych grup) – było zwyczajnie niesmacznie. Co drugie słowo na „k”, próby żartów wyjątkowo niskich lotów – albo trafił na wyjątkowych sztywniaków, albo musi jeszcze nadrobić kilka zaległych wystąpień Lotka.

I można by uznać, że przesadzam, ale niestety pamiętam miny kolegów z kursu. Przez kolejne dwa dni tekstami Dudka z ironią do siebie rzucali wszyscy podczas kawowych przerw. Ot, taki Marcin Najman naszego kursu. A szkoda mi było tym bardziej, że poprzednia katowicka grupa UEFA A zawitała do GKS-u, gdzie poza otwartym trenerem Górakiem świetne wykłady poprowadził podobno Dawid Szwarga.

Kiepski przekaz miał też trener Grzelak. Niby miało być o szkoleniu dzieci, niby coś o Akademii Salzburga, ale koniec końców – wyszło na zlepek średnio ciekawych ciekawostek. Wiało nudą, co podsumowała równie byle jaka część praktyczna.

Z racji tego, że nie było mnie w lutym, w zamian za co wizytowałem Akademię Jagiellonii Białystok oraz odrabiałem zajęcia u trenera Wojtasza (którego od razu po zajęciach zaprosiłem do „Jak Uczyć Futbolu”), nie mogę ocenić tego zjazdu. Zdaniem moich kolegów był on jednak najsłabszy – z udziałem trenerów Kopczewskiego, Łągiewczyka i Sasala. Ale tak jak mówię – nie było mnie tam, a inny dzień z Sasalem choćby oceniłem na 4,10.

Duet, który chce zmieniać polskie szkolenie

Tu mała dygresja.

Być może uznacie, że w tym miejscu jest trochę za cukierkowo. Ale ten reportaż to… moja opinia. Totalnie subiektywna. Bazująca wyłącznie na moich obserwacjach. Tych samych, na bazie których wydaje mi się, że trenerski duet Paweł Grycmann & Damian Galeja, który w dużej mierze (całkowicie?) odpowiada za kształt kursów trenerskich w Śląskim ZPN-ie, to główny przyczynek tego, że kursy te mają renomę taką, jaką mają.

Trener Grycmann w „Jak Uczyć Futbolu” cytował wiele wypowiedzi, które zasłyszał w poprzednich odcinkach mojego programu. Naszym słuchaczem jest również Galeja. Czy to dla trenerów edukatorów jakaś ujma? Skąd, oni wykorzystują JUF najlepiej jak mogliby to zrobić!

Bo kto w podobnym stopniu penetruje rynek jak my? JUF to okno wystawowe dla trenerów, którzy mogą wcielić się w role edukatorów. Teraz lub w przyszłości. Po półtorej godziny w czwartek jasnym jest, czy dana osoba nadaje się na wykładowcę, czy nie jest najlepszym mówcą. Czy w tematyce szkolenia ma do powiedzenia coś ciekawego, czy raczej zanudzi kursantów, jeśli dostanie taką szansę?

Przejrzałem przed chwilą na „Łączy Nas Piłka” listę trenerów z licencjami edukatorów. Galeja, Kopczewski, Łopatko, Kowalski, Grzelak, Grycmann, Paluszek, Łągiewczyk, Sasal. 9 z 23, którzy odwiedzili nasz kurs, co daje 39%. A z siedmiu wyróżnionych przeze mnie wyżej? Tylko Grycmann, czyli 14%.

Najlepszą robotę na kursach robią ci, którzy są na nie zapraszani w ramach „dodatku”. I to się raczej szybko nie zmieni. Koordynatorzy kształcenia muszą być na bieżąco i obserwować to, co dzieje się w sieci. Oni dbają o obsady kursów w całym kraju i oni są niejako odpowiednikiem skautów „w swoich klubach”. A jak wiemy z piłkarskich boisk: bez dobrego materiału nawet najlepsza organizacja i duże zaangażowanie lokalnych wychowanków nie będą w stanie pomóc.

Mikrogrupy. Oczekiwany przełom?

Na czym zajęcia w mikrogrupach polegają opisałem już wyżej. Ich wielkim orędownikiem jest m.in. Dariusz Pasieka, czyli szef kształcenia i licencjonowania trenerów w PZPN. Te mikrogrupy dzieją się już któryś rok i muszę przyznać, że są one strzałem w dziesiątkę. Podobno i na UEFA B mają być (albo i już są?) stałym punktem programu.

Przy takich okolicznościach, jak u mnie, gdzie z Pawłem Pfeiferem, Darkiem Klaczą, Mateuszem Żurkiem, Tomkiem Piłkowskim i Szymonem Sobotą stworzyliśmy naprawdę solidną ekipę, nie ma możliwości, by nie poprawić swoich trenerskich zdolności.

Przede wszystkim dlatego, że zajęć jest po prostu dużo. Sześć popołudniowo-wieczornych spotkań w odstępach dwutygodniowych to prawie trzy miesiące regularnej pracy. Ewaluacji, analiz, korekt i poprawek. Przemyśleń, usprawnień i optymalizacji swojej pracy.

Mikrogrupy mają jednak jeden duży minus. Ich poziom zależy w głównej mierze od opiekuna, który ocenia przebieg zajęć i punktuje elementy, które mogłyby podczas nich wyglądać po prostu lepiej. Poziom jego wiedzy i percepcja tego, co dzieje się na boisku, są więc kluczowe.

Uwagi mogą być różne. „Patrz, włożył rękę do kieszeni”. „Czy te bidony z wodą nie mogły leżeć metr bliżej pola gry?”. „Dlaczego nazwałeś postaci Brazylijczykami?!”. „Czy podczas stretchingu dynamicznego nie można było dorzucić do rozgrzewki piłek?”. Z opowiadań i wcześniejszych obserwacji takich właśnie głupot się obawiałem. Obawiałem się, że będziemy szukać kwadratowych jaj, że będzie czepianie się czegoś, co w gruncie rzeczy nie tylko nie jest w treningu najważniejsze, ale zupełnie nie wpływa na niego ani na zespół. Że będą uwagi wyszukiwane z braku laku, by było o czym podyskutować podczas analizy treningu.

Naszą grupę oceniał trener Grycmann, podobnie jak jeszcze jedną z grup, do pozostałych przydzielono trenerów Galeję i Kowalskiego. I u nas na prawdę było rzeczowo. Główne nasze dywagacje dotyczyły przestrzeni i odległości dla danych ćwiczeń. Umiejscowienia ich na placu gry, a także tego czy istniała spójność pomiędzy poszczególnymi fazami gry. Czyli jeśli skupialiśmy się na budowaniu gry i obronie średniej przeciwko niej, to pytano nas dlaczego bramka zespołu broniącego została przesunięta na 25. metr? Taki ruch skrócił pole, a przez to nie było miejsca na finalizację. Obrońcy byli ustawieni zbyt nisko, nie było możliwości zagrać podania za plecy linii defensywnej, a więc zawodnicy broniący nie mieli czego poprawiać w swojej grze i przez odkrywanie nie doszli do tego, co należy zrobić, jak się ustawić. Z pressingu w strefie środkowej, zwykłym przesunięciem bramki trener przekształcił więc zajęcia w… obronę niską.

A propos obrony: większość treningowych akcentów opieramy na założeniach względem zawodników atakujących. O ile pamiętamy o tym, by po przejęciu piłki dać także jakieś zadanie defensorom – o tyle wielokrotnie ich zachowanie jest w tych grach kompletnie oderwane od meczowej rzeczywistości. A o tym też zdecydowanie warto pamiętać.

Ja sam, tym razem gościnnie na Ślęzie Wrocław, mocno przeliczyłem się z rozmiarem swojego boiska. Dwudziestoosobowa drużyna U-17 na połowie pełnowymiarowego placu okazała się trudniejsza do pomieszczenia niż przypuszczałem. W grze 2v1 było za ciasno, nie dałem chłopakom rozwinąć skrzydeł. Błędnie założyłem też, że wiedzieli jak powinni nabiegać na przeciwnika w roli obrońców. Choć ten element wychodził tylko jednemu zawodnikowi, zamiast wytłumaczyć dokładnie i rozbić na czynniki pierwsze poszczególne momenty jego ruchu, zatrzymałem grę, by ogólnie wyróżnić jego zachowanie, by zaznaczyć, że on robi to dobrze. Dopiero po zajęciach koledzy uświadomili mi, że poza mną i tym graczem – pozostali nie skumali DLACZEGO robił to dobrze.

Moje przemyślenia po mikrogrupach (z prezentacji na egzamin końcowy):

  • często, jako trenerzy, zapominamy o celu treningu, od którego wychodzimy programując i planując jednostkę
  • treningi są intensywne, przez co wydaje się nam, że wykonujemy dobrą robotę, a koniec końców taktyczne aspekty, które chcemy wyeksponować – nie są realizowane
  • treści treningowe nie zawsze są dobrane do etapu szkolenia, na którym są nasi podopieczni
  • kluczem jest przygotowanie na dane ćwiczenie odpowiednich przestrzeni i odległości, metodą prób i błędów oraz doświadczaniem treningu możemy dojść do tego, jakie obszary są dla naszego zespołu najlepsze
  • prowadząc zajęcia w określonym miejscu na boisku, czasem powodujemy, że zachowania zawodników są nienaturalne, ich ustawienie względem gry właściwej jest błędne (a realizują cel ćwiczenia)

I spoza prezentacji:

  • fajne było to, że komunikacja, coaching czy intensywność to były dla nas już tak wyświechtane hasła, że na naszych treningach nie skupialiśmy się na nich, uznając, je za normę i coś naturalnego. Nad tymi aspektami nie musieliśmy się pochylać, czułem, że na UEFA A jesteśmy krok dalej. Nie rozważaliśmy tego czy kolejki podczas „strzelby” były za długie, nikt nawet nie zastanawiał się nad tym, co funkcjonowało jeszcze choćby na moim egzaminie podczas kursu UEFA B
  • stworzyć i narysować ćwiczenie na papierze jest bardzo łatwo. Mam ponad dwa lata przerwy od czynnej pracy na boisku, ale w międzyczasie nie stałem w miejscu. Wydaje mi się nawet, że całkiem sporo widziałem przez te miesiące i nad wieloma tematami dosyć głęboko rozprawiałem. To doprowadziło mnie do tego, że widzę sporo. Ale widzę najczęściej błędy, bo wiedzę zebraną od setek szkoleniowców chcę przełożyć na perfekcyjną jednostkę. Żeby taką przeprowadzić jednak, nie wystarczy przygotować pięknego konspektu. Późniejsze przełożenie go na boisko, by strzałki symbolizujące podanie realnie zamienić na poprawne zagrania naszych zawodników, to już wyższa szkoła jazdy. Kiedyś wydawało mi się, że to dużo prostsza sztuka, ale wtedy widocznie nie widziałem za wiele
  • postrzegamy piłkę tak, a nie inaczej. Wychowaliśmy się w kulturze takiej, a nie innej. Jeżeli jednak chcemy być dobrymi trenerami, musimy się rozwijać i nie tkwić w tym układzie. Elementy taktyczne, czy to dotyczące zachowań indywidualnych, czy współprace całego zespołu, musimy rozumieć. Musimy być na tyle pewni swojej wizji i postrzegania futbolu, a przy tym na tyle skrupulatnie potrafić wyciągnąć z całości poszczególne elementy meczu, by podczas konfrontacji z zawodnikami nie zawahać się. To jedyna droga, by dla nich być autorytetem, to jedyna droga do sukcesu. Żeby zawodnik zrozumiał grę, trener zrozumieć ją musi po stokroć
  • struktura jednostki treningowej MUSI być różna nie tylko na różnych etapach wiekowych, ale i na poszczególnych poziomach zaawansowania zawodników. Okej, jestem za grami i ich fragmentami, które powinny w moim mniemaniu zdominować każdy trening. Niemniej gdy poziom profesjonalnej, czołowej ekstraklasowej akademii zestawimy ze szkółką grassroots, a tę podzielimy sobie na grupy wiodące, wyselekcjonowane na obszarze dużego miasta z kilkuset innych regularnie kopiących piłkę rówieśników, oraz te tworzące tzw. głęboki grassroots – musimy zdać sobie sprawę, że mówimy o różnych sportach. Treści treningowe w części wstępnej zajęć dziesięciolatków muszą więc opierać się w niektórych miejscach na berkach, by gdzie indziej za dobrą rozgrzewkę móc uznać grę 3v3+3N

(Jeżeli macie ochotę rzucić okiem na mój konspekt z mikrogrupy – pobrać możecie go tutaj)

Z uwagami Grycmanna trudno się było nie zgodzić. Nawet czasem, oglądając trening, myślałem sobie, że „nie wiem czy tutaj coś było nie tak jak powinno”. Po każdej mikrogrupie dostrzegałem jednak coś, czego nie zauważyłem. Czego WAŻNEGO nie zauważyłem, dodajmy. Szukaliśmy piłki w piłce i wszystkie nasze spotkania wspominam bardzo rozwojowo.

Ale żeby nie było znów tak słodko, wrócę do „jednego dużego minusa”, którym rozpocząłem ten akapit. Bo ja nie wierzę, że takich jak Grycmann jest w Polsce więcej niż kilku. Niestety, poziom mentoringu w wielu województwach nie jest w stanie dorównać temu, czego doświadczyłem ja. Z dwóch powodów: edukatorów, którzy równie błyskotliwie będą w stanie porozmawiać z kursantami, a którzy jednocześnie faktycznie rozumieją grę na najwyższym poziomie, nie ma tylu, ilu potrzeba. I po drugie (tutaj dodam nieskromnie): poziom większości mikrogrup też jest na pewno niższy. Moi koledzy z grupy pracują m.in. w CLJ-ce czy IV lidze śląskiej (samodzielnie), a przy tym są mocno wkręceni w swoją trenerską pasję, przez co poprzeczka podczas naszych dyskusji zawieszona była wyjątkowo wysoko.

Opinie kursantów (pisownia oryginalna):

  • Dobry czas, fajni ludzie, dużo wiedzy, pomimo zmiany w sposobie myślenia o sposobie nauczania gry. Specyficzny kurs wydłużony przez pandemię i zwrot na ostatniej sesji o 180 stopni w podejściu do treningu. Dla mnie czas na ugruntowanie wiedzy, poznanie moich słabych i mocnych stron oraz sposobów do pracy nad nimi. Cieszę się, że mogłem w tym wydarzeniu uczestniczyć i na pewno przynajmniej część z tego, co zobaczyłem, wykorzystam w mojej dalszej pracy. Dziękuję wszystkim trenerom biorącym udział w tym kursie za fajne chwile i życzę samych sukcesów w pracy szkoleniowej.
  • Zapisałem się na kurs UEFA A w Katowicach z kilku powodów. Po pierwsze z chęci kształcenia się w roli trenera. Czemu Śląski Związek? To ponoć najmocniejsze szkolenie w Polsce, takie informacje słyszałem na kursokonferencjach, po których miałem okazję jeździć po Polsce. Mam pasję do piłki i nauczania piłki – chciałbym, żeby zawodnicy, których próbuję nauczyć, mieli lepszy start w treningi piłkarskie, ażeby uczył ich ktoś, kto ma chociaż podstawy do takiej nauki. Sam jestem ojcem dwóch córek, którym probuję przekazać miłość do sportu i wspieram ich w tym. Córki zajęcia wybierają sobie same, ale ja jako rodzic świadomy staram się, żeby te zajęcia były u trenerów wykwalifikowanych. Minusy kursu? Przez większość kursu uczono nas formy ścisłej i przygotowywania ćwiczeń w formie gry, ale wybuch koronki uświadomił trenerom, że jednak forma ścisła nie jest taka fajna i że mamy robić wszystko w grach. Ponoć tak uczeni są już nowi trenerzy na kursach Uefa – to oznacza, że nas przez przeszło rok źle uczono. A jeżeli tak, to powinno się nam to w jakiś sposób zrekompensować, choćby dodatkowymi zajęciami dokształcającymi na kursie czy też po zakończeniu kursu. Niestety, rzeczywistość u większości trenerów, którzy uczęszczali na kurs, nie jest taka różowa, jak u trenerów edukatorów, którzy pracują na grupie wyselekcjonowanej. Nasi zawodnicy przybywający na trening niejednokrotnie nie umieją sami butów zawiązać (mowa o dzieciach), a co dopiero przyjąć piłkę w biegu i pod presją przeciwnika, i jeszcze dokładnie tą piłkę odegrać. Ta forma ścisła również w jakimś stopniu powinna występować choćby w momencie pokazania 3-4 zawodnikom, którzy mają braki, co i jak należy poprawić. PS. Da się zrobić w trakcie treningu dużo gier nauczających z konkretnym celem dla zawodnika pod presją czasu i przeciwnika, jednak wymaga to czasu, czasu i jeszcze raz czasu. Po swojej mikrogrupie staram się tworzyć ćwiczenia w grach i po okresie około dwóch miesięcy widzę postęp u swoich zawodników C1, zarówno w treningu, jak i w meczu. Ogólnie kurs odbieram bardzo pozytywnie. Dużo nauki, pracy swojej, dużo wiedzy, kilka ciekawych pomysłów w głowie, kilka nowych znajomości, kilkanaście sporów w trakcie kursu – dlaczego tak, a nie inaczej? Te zajęcia robi inny trener / kursant u siebie – no mega wiedza, ale jednak jest ten lekki niedosyt, że tej nowej wiedzy, którą trener edukator ma nam do przekazania, było trochę za mało.
  • Od razu po egzaminie z NMG trener Galeja prowadzi tematykę Periodyzacji Taktycznej (?!). Egzamin z NMG, który sami uważali za nieaktualny? Wykładowcy realizujący treści dla U8-U12 (dla trenera UEFA A to dramat). Wymagania w realizacji zadań domowych – terminy, kary za brak oddania, podczas gdy sami edukatorzy ich nie dotrzymują (hipokryzja). Za mało praktyki (treningi w tematyce od U17 wzwyż powinny dominować), a za dużo nic niewartej i przestarzałej teorii. Na ostatnim (szóstym) zjeździe zostało obalone wszystko, co do tej pory nas uczyli, czyli formy ściśle otwarte już przestały być aktualne, a teraz wszystko mamy robić w grach (to co zrobić z tymi pięcioma zjazdami wcześniej?). Podsumowując… za mało mięsa armatniego. Za takie pieniądze i na tym poziomie kursu powinniśmy na nim nauczyć się zdecydowanie więcej. Ten kurs nie dał mi odpowiedzi, w którym kierunku powinien trener iść w pracy z seniorami. A propos zadań domowych – większość trenerów i tak je zleca bądź kopiuje od znajomych, podobnie praca dyplomowa (są trenerzy którzy nic nie robią przez cały kurs, prześlizgują się, a i tak dostaną papier). Za mało konsekwencji w upierdzielaniu tych trenerów (każdy wie, że prędzej czy później zda).
  • Jak wróciliśmy do zajęć po kwarantannie, mam głównie pozytywne odczucia. Mam wrażenie, że w końcu w szkoleniu trenerów coś ruszyło. Zaczęto zwracać uwagę na proste i kluczowe rzeczy, czyli grę i zachowania zawodników, na dobór odpowiednich środków treningowych, by wyegzekwować pożądane działania na boisku. Przede wszystkim na stworzeniu środowiska do rozumienia gry i realizacji tematu w tym środowisku. Mniej już jest gadania o sprawach tak naprawdę niepotrzebnych i nieprzydatnych w grze w piłkę nożną. Podczas trzech ostatnich zjazdów przyswoiłem sobie więcej istotnych informacji, niż przez lata szkoleń. Obrano dobry kierunek i oby przełożyło się to na lepszy rozwój i poziom piłki nożnej w naszym kraju.
  • Pierwsze słowo, które nasuwa się po odbyciu kursu UEFA A to zróżnicowanie. Każdy zjazd prezentował inny poziom. Bywały momenty rozgoryczenia i nudy, ale także interesujących wykładów. Niektóre prezentacje były identyczne z wykładami, które mieliśmy na UEFA B. Płacąc za kurs ponad 4000 zł oczekuje się znacznie więcej, aniżeli wyłącznie kilku ciekawych spotkań. Gorzkim wspomnieniem na pewno będzie podana na ostatnim zjeździe informacja, że wszystko czego do tej pory uczyliśmy się stało się nieaktualne, a w samym środowisku trenerskim nastąpi rewolucja. Dużym plusem kursu na pewno była wizyta w Rakowie Częstochowa, gdzie zostaliśmy przyjęci bardzo dobrze i każdego dnia była nam przekazana ogromna dawka wiedzy oraz filozofia pracy akademii.
  • Kurs był dla mnie bardzo wartościowy z kilku powodów. Zacznę od udziału w dwudniowym wyjeździe do Rakowa Częstochowa, gdzie w praktyce zobaczyliśmy jak na najwyższym poziomie może wyglądać szkolenie piłkarskie, mając do dyspozycji jedno boisko (dla wielu to bariera nie do przejścia). Pozytywnie oceniam też współpracę w 6-osobowych mikrogrupach. Dzięki tej inicjatywie każdy z trenerów miał możliwość przeprowadzenia swojej jednostki treningowej we własnym środowisku, w którym pracuje, po czym wspólnie z kolegami i opiekunem grupy omówić wszystkie plusy i minusy. Było to o tyle ważne, że często jedziemy na różne szkolenia czy konferencje, ale wracając z nich od razu wiemy, że pięknie to wygląda, myśląc „u mnie to nie wypali, nie taki poziom, nie taka grupa, boisko itd.”. Omówienie własnej jednostki treningowej z trenerami z różnych środowisk (od tych prowadzących własne akademie, poprzez pracujących z seniorami od B klasy aż do I ligi, kończąc na trenerach z bardzo bogatym dorobkiem zawodniczym na najwyższym poziomie) ma dużą wartość i może dać realny bodziec do pewnych zmian w postrzeganiu piłki nożnej. Analizując pozostałe zajęcia realizowane w Katowicach czy Sosnowcu uważam, że były na wysokim poziomie, chociaż chcąc w przyszłości doskonalić ten kurs to właśnie w tym obszarze dostrzegam kilka deficytów: żeby lepiej dobrać prelegentów, wybrać lepszą tematykę i zadbać o to, żeby dobry przekaz mógł skutecznie trafić do kursantów. Zajęcia w roli słuchacza oceniam na 7/10. Większość na duży plus, ale trafiły się takie, które zawiodły. Poprzednie uprawnienia trenerskie zdobywałem w innych województwach i na pewno nie żałuję, że tym razem postawiłem na Śląski ZPN. Jestem przekonany, że otwartość osób odpowiedzialnych za organizację tego kursu, chęć ich samodoskonalenia, udział w zagranicznych stażach, tłumaczenie obcojęzycznej literatury, poszukiwanie nowych rozwiązań i akceptacja różnego spojrzenia na piłkę wkrótce sprawi, że zmieni się nieco poziom rozumienia tego sportu. Być może za kilka lat wstydem będzie bazowanie na emocjach podczas meczu, zamiast na merytoryce podczas treningu, być może w naszej pracy skupimy się na tym, żeby dążyć do strzelenia bramki zamiast zapobiegać jej utracie, może sięgniemy wkrótce do działu ksiąg zakazanych po literaturę obejmującą rozumienie gry, fundamenty gry i periodyzacje taktyczną. Co więcej – zaczniemy to realizować w praktyce. Tego nam wszystkim życzę.
  • Plusy? + Kwestia organizacyjna kursu: dni, godziny, wykładowcy – zawsze było wiadomo wcześniej niż na poprzednich kursach; + Ostatni zjazd, na którym uświadomiłem sobie, że to, co robię od zakończenia kursu UEFA B, robię zgodnie z tą myślą, jednak podpowiedzi w postaci celów oraz zasad na pewno poprawią jeszcze mój warsztat; + Mikrogrupy: super, że wreszcie można było przeprowadzić je w swoim środowisku! Dodatkowo fantastyczne podejście trenera Grycmanna, który nie traktował nas z góry, jak ma to miejsce przy certyfikacji, tylko starał się nas przekonać oraz ukierunkować. To zdecydowanie polepszyło mój warsztat. Doświadczyłem tego na sobie i w stu procentach się z tym zgadzałem, podpowiedzi które otrzymałem, pomagają mi zwracać większą uwagę na szczegóły i zarządzanie jednostką. Każde ćwiczenie omawialiśmy i w prosty sposób pokazał nam jak je jeszcze bardziej rozwinąć lub ułatwić, żeby chłopaki na poziomie amatorskim mogli się jeszcze lepiej rozwijać. DLA MNIE TO JEST NAJWIĘKSZY PLUS TEGO KURSU!; + Staż Trenerski: tygodniowy pobyt w Rakowie oraz wyjazd studyjny do tej Akademii również dały mi dużo wiedzy. Minusy? – Praktyka na nas. Zdecydowany minus. Szkoda też, że ani razu nie dostaliśmy szansy na normalną grę miedzy sobą; – Kilku wykładowców, przy których dzień się dłużył; – Każdy wykładowca rozmawiał z nami, tak jakbyśmy żyli w realiach, że my trenerzy mamy wszystko, szczególnie w piłce młodzieżowej: sztab, sprzęt, boiska, selekcję, środki finansowe. Niestety, większość pracuje w piłce amatorskiej i musi pracować w takim, a nie w innym środowisku oraz łączyć te obowiązki z pracą zawodową.
  • Na kursie UEFA A większość pracy to była praca własna, począwszy od rysowania konspektów, przez tworzenie szczegółowego modelu gry, do analizy meczu Slavii Praga z Barceloną. Kilku edukatorów poszerzało swoim wykładem i praktyką nasz warsztat trenerski i napewno wpłynęli na nasz rozwój, ale niestety zdarzyli się tacy, z którymi zajęcia pozostawiały wiele do życzenia. Podczas kursu byliśmy świadkami całkowitej zmiany szkoleniowej, przez większy czas byliśmy prowadzeni jedną drogą, by na koniec wszystko obrócić do góry nogami i zmienić całkowicie kurs swojej ścieżki trenerskiej. Zmiana ta polegała na uproszczeniu i usunięciu całkowicie formy ścisłej, ćwiczenia mają być realne. Czy słusznie – to się okaże w przyszłości. Podsumowując, chciałbym jeszcze wspomnieć wyjazd do Rakowa Częstochowa, gdzie byliśmy pod wrażeniem pracy akademii zarządzanej przez dyrektora Marka Śledzia. Każdy trener na pewno mógł wiele wyciągnąć z kursu, mógł znaleźć drogę, którą chce podążać.
  • Kurs UEFA A w Katowicach stał na bardzo wysokim poziomie organizacyjnym i merytorycznym. Najwyżej oceniam kolejne dla mnie spotkanie z trenerem Śledziem, przy okazji wyjazdu studyjnego do Rakowa Częstochowa oraz ostatnią sesję stacjonarną z trenerami Grycmannem i Kowalskim na temat rozumienia gry. Świeże spojrzenie na trening i tworzenie środowiska gry jest mi szczególnie bliskie. Kurs był dużą inspiracją do dalszej nauki. Podejmowane działania przez ŚlZPN powinny być wyznacznikiem standardów dla innych WZPN-ów.
  • Moje odczucia dotyczące kursu: 1. Merytoryka na wysokim poziomie, która na ostatnim zjeździe osiągnęła apogeum. Rozumienie gry. 2. Na samym początku przedstawione wręcz rygorystyczne zasady zaliczenia, które ukazywały rangę tego kursu. Najsłabsi odpadną – zostaną najlepsi. 3. Dobierani wykładowcy w taki sposób aby poruszyć wiele płaszczyzn piłki nożnej, m.in. analizę, budowę środków, psychologię, rozumienie gry. 4. Ciekawy wyjazd studyjny do Rakowa Częstochowa. Organizacja na topowym poziomie. 5. Sytuacje sporne rozwiązywane na forum grupy i na argumenty. 6. Rozwojowe dyskusje w grupach. 7. Możliwość zaprezentowania pracy w swoim klubie innym trenerom. 8. Nawiązanie nowych znajomości i ciekawych kontaktów.
  • Moja opinia na temat kończącego się kursu UEFA A w Katowicach, organizowanego przez Śląski Związek Piłki Nożnej jest taka, że kurs był bardzo intensywny, pod względem pracy jaką musieli wykonać trenerzy kursanci. Wiele godzin wykładów, zadań domowych, ćwiczeń praktycznych, prowadzonych przez trenerów oraz trenerów edukatorów z całej Polski. Wysoki poziom merytoryki trenerów prelegentów, za wyjątkiem dwóch prowadzących (poniżej oczekiwań), co i tak, na tyle wykładów, jest bardzo dobrym wynikiem. Osobiście dla mnie bardzo owocny czas. Podsumowując, jestem bardzo zadowolony z odbytego przeze mnie kursu. Oprócz zdobytej przeze mnie licencji UEFA A poznałem różne punkty postrzegania piłki nożnej, nie tylko trenerów prowadzących zajęcia, ale również kolegów kursantów, którzy również dzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą. Trenerzy edukatorzy ze ŚZPN nastawieni na ciągły rozwój, zaangażowani i otwarci na nas trenerów. Ocena 10/10.
  • Cieszę się, że mam przyjemność uczestniczyć w kursie UEFA A organizowanym przez Śląski Związek Piłki Nożnej. Sam kurs stoi na wysokim poziomie i delikatnie mówiąc: „zmusza” uczestników do ciężkiej, systematycznej pracy oraz sumienności. Ale czy trener może być inny? Cieszę się, że na kursie zebrała się ekipa świetnych ludzi i trenerów pracujących z zawodnikami i zawodniczkami na każdym etapie rozgrywek.
  • Według mnie kurs był super sprawą i bardzo cieszę się, że do niego przystąpiłem. Najwięcej dały mi mikrogrupy, bo swoją pracę można było w ten sposób zweryfikować. Dobre przykłady, można było wszystko poprawić. Dobór ćwiczeń, dobre przygotowanie do treningu – dużo z tego wyniosłem. Najgorsze było z kolei to, co wydarzyło się na miesiąc przed końcem kursu. Zmienili całą metodykę szkolenia, a przecież przez poprzednie miesiące inni edukatorzy przyjeżdżali i tłukli nam do głów formę ścisłą czy inne kontrowersyjne rzeczy. W ostatni miesiąc to się zmieniło, chociaż fajnie, że się zmieniło, bo to trochę otwarło nam oczy na inne sprawy. Kurs oceniam bardzo pozytywnie.
  • Po pierwsze uważam, że kurs UEFA A powinien być przesiewem najlepszych trenerów… osoby, które nie mają za dużo do czynienia z piłką nożna zostały przyjęte na kurs, jak to lubią powtarzać osoby ze ŚlZPN, „elitarny”. Po drugie – na tym etapie każdy trener ma prawo do swojego autonomicznego podejścia do świata piłki nożnej – myślę, że kurs UEFA A powinien być inspiracją dla każdego, więc powinniśmy przede wszystkim poznać wiele podejść do spraw szkolenia na podstawie pracy różnych klubów. Chodzi o to, że nie uważam, że podejście do rozumienia gry jest błędem, bo moim zdaniem jest bardzo słuszne, ale ktoś może się z tym nie zgadzać. I co wtedy? Zostanie wyrzucony z kursu, bo ma inne podejście czy przekonania? Chodzi mi o to, że każdy sam musi kroczyć swoją ścieżką, selekcjonując wiedzę i wybrać najlepsze rozwiązania dla siebie samego, które pozna na kursie (różne rzeczy z różnych środowisk). Jeśli każdy będzie taki sam, a okaże się, że to nie jest złoty środek, to może być problem. W Niemczech jest inaczej, w Hiszpanii inaczej, więc ważne są PROPORCJE i autonomiczność wyborów. Ważne jest, żeby poznać wiele kultur pracy (wykłady), a nie grubą linią oddzielać co jest dobre, a co nie dobre, bo jak pokazuje czas – za chwilę to, co dziś jest dobre może być „do kosza”. Według mnie niewielu mieliśmy wartościowych prelegentów: Dorna, Grycmann, Galeja, Góralczyk na wysokim poziomie, reszta słabizna. Irytowały powtarzające się słowo w słowo prezentacje niektórych prelegentów z kursu UEFA B czy C – np. Łągiewczyk, Sasal. Na plus Akademia Rakowa (chociaż pod koniec drugiego dnia już w ogóle nie słuchałem, bo było za dużo informacji – może powinny być 2 wyjazdy studyjne, do dwóch skrajnie różnych akademii?). Na duży plus mikrogrupy (powinno być więcej takich spotkań, najwięcej wiedzy). Na plus też brak trenerów starej daty, pokazujących pamiętniki z 1962 roku. Ogólnie kurs na -4.

Niektórzy na kursie spotkali idoli z dzieciństwa.

Obrót o 180 stopni…

Jeżeli zapoznaliście się z opiniami moich kolegów, nie sposób nie wspomnieć o tym, co wydarzyło się na naszym kursie we wrześniu. – Powinni zwrócić nam pieniądze za ten kurs – śmiali się nawet niektórzy off the record.

Pod koniec sierpnia w Zabrzu, na spotkaniu trenerów edukatorów zorganizowanym przez Śląski ZPN, podjęto ciekawą dyskusję. Ona zaowocowała dużymi zmianami w postrzeganiu tego, co na trenerskich kursach dziać się ma w najbliższych miesiącach, a nawet latach. Bardziej szczegółowo pisałem o tym przed dwoma miesiącami, w felietonie.

Żeby było jasne: dla mnie kierunek ten to coś, o czym mówić powinniśmy od przynajmniej czterech lat. Bo wtedy mówili o nim już Tomasz Tchórz, Mateusz Ludwiczak, grupa Deductor czy Maciej Szymański. Ale nie tylko oni. Wielu młodych trenerów szukało na Zachodzie, wielu inspirowało się Portugalczykami, Hiszpanami i czerpało garściami z ich wiedzy oraz metodologii. Niemniej PZPN patrzył na to wszystko raczej z niesmakiem. Raczej wymienieni mieli pod górkę niż z górki, nie oszukujmy się.

I trochę to śmieszne, że elitarny wojewódzki kurs UEFA A zaczynaliśmy według jednej koncepcji, by skończyć go w zupełnie innej. Rok temu na prezentacjach widzieliśmy podział form treningowych na gry, fragmenty gry, formę ścisłą zamkniętą i ścisłą otwartą. Rok temu musieliśmy potrafić je od siebie odróżnić. Uczyliśmy się do egzaminu z Narodowego Modelu Gry. A dziś – poniekąd mamy podejść do tego z dystansem. Znów wyglądać to będzie inaczej.

Struktura kursu UEFA A miała być wreszcie ustabilizowana, w „Jak Uczyć Futbolu” Adam Łopatko opowiedział mi nawet, jak będzie wyglądała. No i teraz co? Sam jestem ciekaw, bo przecież z Leszkiem Milewskim Szkołę Trenerów PZPN wizytowaliśmy we wrześniu 2018, a trener Pasieka już wtedy mówił, że plany poszczególnych kursów są skrupulatnie kreślone i rozpisywane, a niebawem będą zunifikowane. Po dwóch latach pracy pojawił się więc konkretny program, który miesiąc później, podczas spotkania edukatorów, oni sami niejako zakwestionowali (bo słyszałem o tym, że z trybun nikt „nowej wizji” nie zakwestionował).

I z jednej strony – pewnie, że lepiej, że ta ostatnia sesja pokazała nam, w którą stronę chce iść PZPN. Z drugiej – trochę to jednak mało poważne. Czy kogoś dziwią żarty, że powinni nam oddać za ten kurs kasę?

Kluczymy i trudno to jakoś rozsądnie wyjaśnić. Nie ma kogoś, kto nada nam kierunek i twardo powie jaki jest plan na kolejne pięć lat. Chcemy to poukładać, ale trwa to za długo. PRAWIE dograne wszystko było we wrześniu 2018. Mamy listopad 2020. Nosz panowie…

Droga jest słuszna. Musimy zrozumieć jako cały piłkarski naród, że formy ścisłe i metodyka Jerzego Talagi to już przeszłość. Że są inne ścieżki. Przecież nawet on sam o tym otwarcie mówi.

Skoro trener Grycmann wyszedł przed szereg, a wiem, że na tyle mocno zagłębił się w ten temat, że niebawem pojawi się jego nowa książka, to niech bierze do współpracy tych, których czuje, że rozumieją jego spojrzenie. On jest otwarty, niech zaprosi więc w jakimś stopniu do konsultacji Marka Śledzia, Janusza Kowalskiego, niech wspomoże ich swoim doświadczeniem w zakresie zasad (fundamentów) gry Mateusz Ludwiczak, niech skorzystają z wiedzy Filipa Raczkowskiego, który na fundamentach w Rakowie zjadł zęby i jest ceniony na Śląsku. A może do tego kilku innych wychowanków Śledzia, którzy w Lechu, Miedzi i Rakowie budowali poważne projekty, codziennie eliminując dzięki rozwijanej metodologii napotykane przeszkody (Przemysław Małecki, Wojciech Tomaszewski, Marcin Kardela, Marcin Salamon)? Niech uznają, że ekipa Deductora to kozaki, które też mogą pomóc współtworzyć ten system. Niech do tego przychylny nowym trendom Adam Łopatko, Krajowy Koordynator Kształcenia i Licencjonowania Trenerów w PZPN, również współtworzy ten zespół i niech wszyscy wspólnie wprowadzą nową jakość. Jasne reguły. Od czego się definitywnie odcinamy? Co możemy robić na treningach, a czego nie? Niech ścisłe formy dotyczą wyłącznie zadań domowych lub pojawiają się w treningu maksymalnie w dziesięciu procentach. Niech dotyczą tylko drużyn w najstarszej CLJ lub ligach seniorskich, i to tylko do ligi III. Niżej niech każdy z licencją pracuje według wytycznych, jakie grupa ludzi zmieniających polskie szkolenie nakreśli. Ale niech to ktoś wreszcie jasno nakreśli!

Żeby cokolwiek ocenić, trzeba przyjąć określone kryteria

Wierzę, że by cokolwiek ocenić, należy zdefiniować dla tej oceny określone kryteria. Dlatego… nie jestem w stanie ocenić swojego kursu UEFA A. Bo niby na jakiej podstawie? Z jednej strony – na pewno jestem po tym kursie lepszym trenerem, niż przed nim. Z drugiej – czy czas ten wspólnie wykorzystaliśmy najlepiej, jak mogliśmy?

Byłbym nie fair, gdybym nie podsumował tej ściany tekstu i swoich odczuć. Spójrzmy więc na koniec na mój kurs z perspektywy PLUSÓWMINUSÓW:

  • PLUS za mikrogrupy
    Dostaliście się na kurs 2.0. Zazdroszczę wam, bo mój kurs UEFA A wyglądał zupełnie inaczej, a kurs instruktorski to była patologia – powiedział nam na pierwszym zjeździe trener Łopatko. I trzeba przyznać, że mikrogrupy, o które mu chodziło z tą wersją „beta”, zrobiły robotę. Nie było kogoś, kto byłby z nich niezadowolony. Nawet ci, którzy powtarzali swoje zajęcia ze względu na popełnione błędy, z entuzjazmem do tych poprawek podchodzili.
  • PLUS za wyjazd studyjny do Akademii Rakowa
    To, w jaki sposób dyrektor Śledź i spółka przyjęli nas w Częstochowie, mogłoby być standardem w czołowych polskich akademiach. Grafik przeładowany treningami i wykładami, organizacja dopięta na ostatni guzik, kolejne wydarzenia prowadzone co do minuty zgodnie z przygotowanym harmonogramem. No i jakość merytoryczna, która nie pozawala na akademię spod Jasnej Góry patrzeć jakkolwiek negatywnie. Widać, że Raków dąży, by sprostać normom europejskim, a wiele innych podmiotów szkolących powinno brać z niego przykład (jeżeli ktokolwiek uważa, że przesadzam, musi się wybrać tam na staż).
  • PLUS za to, że do egzaminu końcowego dopuszczono tylko 16 z 24 kursantów
    Oczywiście nie piszę tego przez to, że osób, które pozostają póki co bez licencji, nie lubiłem. Cała nasza ekipa była bardzo sympatyczna i dość dobrze zgrana, każdy wnosił do niej osobną wartość. I każdemu życzę wszystkiego najlepszego, wierząc, że lada moment nadrobią stracony termin na zakończenie kursu. Ale roboty było sporo, zadań domowych i prezentacji do przygotowania – jeszcze więcej. Do tego poszczególne egzaminy – gdyby zaliczyli wszyscy, znaczyłoby to, że jest po prostu zaliczyć łatwo. O ile opisywane przeze mnie wyżej egzaminy teoretyczne to nie był lekki kawałek chleba, o tyle te poprawkowe były już dużo przystępniejsze i ci, którzy popełnili błędy podczas wymieniania stref czy sektorów z NMG lub nie byli w stanie zaproponować gry związanej z fazą budowania (po tym jak przez dwa dni w Częstochowie zobaczyliśmy takich gier pewnie ze dwadzieścia), po prostu MUSZĄ napisać test raz jeszcze, napisać go lepiej niż poprzednio.
  • PLUS za dobre obsady sesji
    To coś, na co trenerzy w całej Polsce narzekają nagminnie. „A u nas od 30 lat wykłada trener X”. „Trener Y prezentacje z lat dziewięćdziesiątych wyświetla na UEFA B i UEFA A, mówiąc o tym samym”. Na Śląsku jest inaczej. Temat rozwinąłem wyżej, więc nazwiska prelegentów ocenić możecie sami – znacie ich przecież z mediów czy występów na różnego rodzaju konferencjach. Mnie bardzo podoba się też to, że tak mało było w obsadach edukatorów. By zostać edukatorem, dziś trzeba być najczęściej poukładanym w którymś ze związków. Pal licho, gdy mówimy o tych, gdzie czuć powiew świeżości, bo wtedy „układanie się” oznacza dobry kontakt lub uznanie w oczach tych, którzy korytarze danego ZPN-u w ostatnich latach wietrzyli. Gorzej, gdy zamieszkujemy w takim miejscu, w którym trzeba iść na zgniłe kompromisy. Wtedy, zakładając, że nie chcemy na nie pójść, o plakietkę „TR ED” dużo trudniej, a dla wielu to dyskwalifikuje z angażu i zaproszeń do wykładów. Spójrzmy przy tej okazji raz jeszcze na Grycmanna. Pracował czynnie, ale od wielu lat nie ma zespołu. Postawił na kształcenie, rozwój i szkolenie, wybrał nieco inną rolę. Pewnie, że fajnie byłoby czynnie prowadzić zajęcia, to zawsze dodatkowy plus. Ale nie zawsze jest on możliwy do pogodzenia z innymi obowiązkami. Ale czy to naprawdę takie złe? Czy powinno być kluczowe? Cofnijcie się do ocen poszczególnych zajęć i wnioski znów – wyciągnijcie sami.
  • MINUS za pracę dyplomową
    To największy minus kursu z mojej perspektywy. Praca dyplomowa powinna być moim zdaniem znacznie ważniejszym elementem kursu, niż była w naszym przypadku. Fakt, że 70% uczestników z trzech opcji do wyboru postawiło na tłumaczenie książki, może świadczyć o naszym (jako grupy) lenistwie. Niemniej takiej opcji w moim mniemaniu nie powinniśmy mieć. Wiadomym jest, że większość trenerów książki do tłumaczenia oddaje, czyli po prostu płaci tłumaczom za napisanie swojej pracy. Fajnie, że mamy dostęp później do takiej biblioteki (bo mamy mieć), że możemy poczytać ciekawe tytuły branżowe, których żadne z wydawnictw nie wzięło pod swoje skrzydła, no ale – jak być może wiecie z moich felietonów, ja nie lubię fikcji. A ta jest przy okazji prac dyplomowych powszechna. Nawet zakładając, że ktoś tłumaczy książkę sam, też nie czuję do końca tej wartości. To zadanie bardziej adekwatne dla wydziału filologii. Dużo rozsądniej według mnie wyglądały opcje przygotowania własnego modelu gry lub opisania wybranego przez siebie tematu. Ja zrealizowałem ostatnią z opcji i na łamach Weszło Junior będę publikował ją teraz w częściach. Szukając odpowiedzi na pytanie „czy Polacy mają predyspozycje do gry w piłkę nożną w określony sposób?” zaspokoiłem przede wszystkim własną ciekawość, bo gdyby nie kurs – pewnie odpowiedzi poszukałbym i tak jako dziennikarz. Niestety nie otrzymałem na temat tej pracy feedbacku, nie wiem jak została oceniona. Można uznać, że była napisana perfekcyjnie i uwag nie było, ale taką informację też warto byłoby dostać (niemniej nie wierzę, że nie byłoby uwag – a ja takowe szczególnie cenię, na każdym kroku). Mało tego, przesłałem do wglądu swój model, ale podpowiedzi jego względem (lub względem jego usprawnień czy modyfikacji, nieścisłości wewnątrz) nie otrzymałem. Po wysypie plusów – tak, minusy też dostrzegam.
  • MINUS za to, że trener z licencją UEFA A nie wie jak grać powinien jego zespół
    Oczywiście uogólniam. Ale większość z nas tego nie wie. Świadomość w tym zakresie szczególnie Portugalczyków imponuje mi i to, że idea gry każdego trenera z półwyspu Iberyjskiego jest przedmiotem dyskusji podczas całych jego studiów, przynosi wymierne rezultaty. Nie przypadkiem szkoleniowcy stamtąd są dziś w Europie tak cenieni i są w tak wielu miejscach licznie zatrudniani. Czy trener po kursach Grassroots C, UEFA B i UEFA A, po kilku latach pracy, kształcenia na własną rękę – powinien potrafić odpowiedzieć jak chciałby, by grał jego zespół? Moim zdaniem powinien. Powinien też potrafić odpowiedzieć jak w jego modelu zachować powinien się każdy zawodnik w każdej akcji. Jak powinien zareagować na poszczególne wydarzenia. Wyobrażacie sobie egzamin z modelu? „Podaj dowolną minutę meczu i wylosuj jedno z pięciu przygotowanych na potrzeby egzaminu spotkań. Włączamy mecz na projektorze. No dobra, to co w tej sytuacji zrobić powinien każdy z zawodników widocznych na ekranie? Omów najdokładniej jak potrafisz”. Ja kreśliłem swój model przez kilka tygodni. Wcześniej zebrałem przez lata kilkadziesiąt stron notatek. I myślę, że dziś, przy kiepskim losowaniu, mógłbym nie zdać takiego egzaminu. A chciałbym umieć zdać. Bo jak kiedyś odpowiem swoim zawodnikom na pytanie: „trenerze, a co w tej sytuacji powinienem zrobić”?
  • MINUS za brak refleksji na temat kolejnych kursów
    [uwaga ogólna – dotycząca wszystkich kursów UEFA A w Polsce] Nikt w całym kraju nie korzysta z opinii kursantów na temat wykładów. Ja, organizując duży kongres, prosiłem o wypełnienie ankiet. Każdemu, kto poświęcił swoje kilka minut, zafundowałem zniżkę na kolejne eventy, które organizowałem. Otrzymałem prawie dwieście odpowiedzi, a uczestników KWOSP było trzystu. Na kursach trenerskich feedback można by wymusić. Można by ankietę Google’a uznać za obowiązkowe zadanie po zajęciach, jako część obecności. Organizatorzy mieliby darmowy system ocen, a dostęp do ich bazy powinien być ogólny, dla wszystkich związków. Wtedy wiadomo byłoby kogo zapraszać ponownie, a kto się do tego nie nadaje. Nie wierzę, że ktoś źle oceniłby prelegenta, który np. „za dużo wymagał”, będąc zainspirowanym jego świetnym wykładem. Przecież każdy trener idzie na kurs dobrowolnie, płaci najczęściej za niego z własnej kieszeni. Trenerom zależy na wiedzy i rozwoju. A do takiego Dudka, po naszej sesji, można byłoby zadzwonić wieczorem i zapytać w jego stylu: „Darek, coś ty tam odje*ał?”.
  • MINUS za małą ilość pracy warsztatowej
    Nie mówię o boiskowej praktyce, a przygotowywaniu środków treningowych. Ale z pomysłem, dostosowując je do danego mikrocyklu, by konspekty konstruować w oparciu o cele motoryczne, które wyznaczy nam prowadzący. Tworzyliśmy z Marcinem Dorną gry zadaniowe, na koniec był też czas na środki zintegrowane z grą oraz te realne. Ale na mikrogrupach wyszło, jak duże braki trenerzy ogólnie mają w tym zakresie. Bo konstrukcja środków to jedno, ale całych treningów, a co dopiero mikrocykli – to już zupełnie inne wyzwanie. Zbuduj plan na cały tydzień, ćwiczenie po ćwiczeniu, odnieś się do meczów, nakreśl obciążenia. Bodźcuj wytrzymałość specjalną w jeden dzień, pracuj tlenowo w inny. Do tego uwzględnij aspekty obciążenia mentalnego (głowy) oraz swój taktyczny pomysł na zespół. Masa pracy? Kilka warsztatów z ludźmi, którzy mają o tym pojęcie, mogłoby zmienić trenerską rzeczywistość, dla mnie to drugi, po szczegółowym modelu gry, największy praktyczny niedostatek wiedzy w środowisku.
  • MINUS za organizację
    [znów patrzę szerzej – na PZPN] Wychodzę poza nasz kurs, bo jeśli ktoś odpowiada za wszystko, to niczego nie zrobi dobrze. PZPN powołał wojewódzkich koordynatorów kształcenia, ale kiedy obserwuję zakresy ich obowiązków, to coś jest tu chyba nie tak. Organizacyjnie zaczęliśmy z grubej rury, wszystko układało się jak w kalejdoskopie. Druga część kursu, ta popandemiczna, gdy każdemu namnożyły się różnego rodzaju obowiązki, a kursy zaczęły się na siebie nakładać, była już nie taka terminowa jak wcześniej. Ale nie do końca o to mi chodzi. Skoro trener Grycmann merytorycznie oceniać ma treningi w mikrogrupach lub prowadzi naszych kilka wykładów, to w kwestiach organizacyjnych mógłby być odciążony przez kogoś, kto odpowiadałby za sprawy organizacyjne. Z całym szacunkiem, ale trenerzy edukatorzy powinni się skupić na EDUKOWANIU innych trenerów. Na własnym rozwoju, podglądaniu tego, co dzieje się w innych krajach. Czytaniu książek. Dopieszczaniu swoich prezentacji, obserwacji treningów. Ich analizie, pracy nad sztuką prezentacji. Nie może być tak, że oni mają wyciągać „porcelanę” ze zmywarki, by trenerzy mieli w czym podczas zjazdu wypić kawę lub żeby musieli od uczestników zbierać zadania domowe, prezentacje i kontrolowali opłaty za kurs. Wydaje mi się, że rola edukatorów i trenerów odpowiadających za kształcenie jest przez PZPN deprecjonowana. Ich pensje w marcu częściowo przejąć musiały związki wojewódzkie, trudno mówić o jakiejś stabilności czy tak szanowanej pozycji. A oni na kursach są kluczowi i oni są kluczowi dla rozwoju kolejnych trenerskich pokoleń. Dopóki nie zdamy sobie z tego sprawy na samej górze, dopóty poziom edukatorów nie wzrośnie, a za tym kolejni przeszkoleni trenerzy elitarnie wyglądać będą wyłącznie na zdjęciu z dyplomem.
  • PLUS za szacunek
    Dla przeciwwagi znów ze dwa plusy. Na kursie mogliśmy podyskutować. Każdego traktowano z szacunkiem i kulturą, nie było niepotrzebnego budowania hierarchii, a tego nie mogłem nigdy przetrawić. Chyba przez takie zachowanie niektórych odpuściłem realizację kursu we Wrocławiu. Po prostu trudno mi się na to patrzy, nie wiedząc czy bardziej żal mi jest kolegów z ławki, czy tych, którzy się wywyższają, nie czując jak malutcy są przy tym.
  • PLUS za kolegów na poziomie
    Poziom na kursie był naprawdę wysoki. Kilku byłych zawodników z poziomu pierwszo- czy drugoligowego dodało kolorytu, część wciąż gra w III lidze. Mariusz Muszalik w Ekstraklasie rozegrał 311 meczów, Mirek Pniewski w trakcie kursu pracował jako drugi trener w pierwszoligowej Olimpii Grudziądz. O innej koncepcji opowiadali dwaj koordynatorzy Akademii BVB im. Łukasza Piszczka w Goczałkowicach Zdroju (Konrad Czajkowski i Radek Rakowski), sporo ciekawych przemyśleń nt. fundamentów gry miał Paweł Pfeifer, były młodzieżowy reprezentant Polski. Byli ludzie, którzy prowadzą własne szkółki (jak Tomek Piłkowski, Mariusz Tokarczyk czy Szymon Grzywa), większe i mniejsze, byli trenerzy dzieci (tu musiałbym chyba wymienić nazwiska wszystkich pozostałych), był przedstawiciel drużyny CLJ Górnika Zabrze – Mateusz Żurek (tak, syn Jana Żurka), był też szkoleniowiec IV-ligowej Unii Dąbrowa Górnicza – Darek Klacza. Generalnie – ekipa do dyskusji o szkoleniu i do różańca. No dobra, do tańca też (pozdrowienia dla wszystkich wymienionych i niewymienionych!).
  • MINUS za brak spójności naszego systemu kształcenia
    [cała Polska] Dopóki wojewódzkie związki będą praktycznie autonomicznie odpowiadały za dobór edukatorów, spójności nie będzie. Nie będzie też można nigdy powiedzieć, że licencja UEFA A to znak jakości. Elitarna pozostanie ona tylko dla idealistów, którzy na swoim podwórku robią wszystko, by taka była.
  • MINUS za brak edukatorów na wysokim poziomie
    [cała Polska] To znów nie odnosi się do mojego kursu, a bardziej do ogółu. Jeżeli policzymy, ile kursów trenerskich trwa w całym kraju, jasnym będzie, że kozaków-edukatorów jest za mało. Potrzeba takich z pięćdziesięciu, żebyśmy mogli liczyć, że oni porwą i zapalą innych. Edukatorzy są kluczem (mam wrażenie, że piszę to już siódmy raz, ale dla mnie to zdecydowanie najistotniejszy aspekt, w którego słuszność wierzę od zawsze i na zawsze), to od nich zależy tu wszystko. Uwolnijmy ten „zawód” i dajmy szansę tym, którzy mają do tego predyspozycje. Bo jeżeli ktoś w PZPN-ie się ze mną nie zgadza – poproszę o wymienienie dziesięciu nazwisk spod Waszego szyldu, które faktycznie poza dużą twardą wiedzą zainspirują młodych do oddania się trenerskiej ścieżce?
  • PLUS za dużo roboty
    Trenerzy naprawdę chcą pracować. Mieliśmy s
    poro pracy własnej, wiele zadań domowych. Sama prezentacja ze stażu musiała liczyć kilkadziesiąt stron, tak jak ta z mikrogrup. Obcinanie filmów, opisywanie ich, rysowanie środków – mając wciąż z tyłu głowy, że czeka nas opisywanie wniosków, było bardzo twórcze. Dzięki czemu na egzaminie końcowym mogłem swobodnie opowiedzieć o swoich odczuciach, a gdy zebrałem je wszystkie do kupy – wyszło całkiem sporo rzeczowych przemyśleń.

Plusów i minusów wyszło po siedem. Jedne były duże, inne znacznie mniejsze. Ot, kosmetyczne uwagi. To zróżnicowanie idealnie pokazują też opinie moich kolegów. Jedni piszą o ocenie 10/10, inni jadą po bandzie, pisząc „dramat”. I taki to był właśnie kurs. Zróżnicowany na każdej płaszczyźnie.

Generalnie, ja jestem zadowolony. Ludzie, których spotkałem, zarówno w szkolnej ławce, jak i w roli wykładowców, gwarantowali wysoki poziom naszych futbolowych dysput. Jednak trudno nie wspominać ciągle, że te kursy to wciąż trochę samowolka. Że nie są one poukładane i że w każdym związku wyglądają zupełnie inaczej. Że dziś odbywając dwa razy UEFA A, w różnych częściach Polski, możemy posiąść totalnie inną wiedzę. Ba, jedne informacje będą sprzeczne z innymi!

Skłamałbym pisząc, że dziś nie jestem lepszym trenerem niż rok temu. Jestem też pewien, że po odbyciu kursu w wielu innych związkach musiałbym napisać znacznie bardziej negatywny reportaż. Ale jeżeli ktoś decyzyjny pochylił się nad moją, myślę, maksymalnie jak mogłem, rzetelną opinią, proszę o jedno – o analizę i wnioski. Do nich byliśmy bodźcowani przez 15 miesięcy, bo one rozwijają. Przeanalizujcie też sobie to wszystko, tam na górze i wyciągnijcie więc wnioski. Być może kilka prostych zabiegów, decyzji i ruchów mogłoby spowodować, że koledzy, którzy dziś są na B, doświadczą UEFA A w wersji 3.0?

PRZEMYSŁAW MAMCZAK