CLJ U-17: Z nieba do piekła i z piekła do nieba, czyli droga Bałtyku do CLJ

Hucznie możemy ogłosić, że baraże o awans do Centralnej Ligi Juniorów U-17 zostały zakończone. Wczoraj poznaliśmy ostatniego beniaminka, a został nim Bałtyk Koszalin, który awans wywalczył… dopiero po rzutach karnych. Z pewnością były to najbardziej wyrównane mecze barażowe w tym roku – Zawisza Bydgoszcz zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko.

CLJ U-17: Z nieba do piekła i z piekła do nieba, czyli droga Bałtyku do CLJ

Przypomnijmy, że na wiosnę w CLJ U-17 poza Bałtykiem zagrają też: Ząbkovia Ząbki, Stomil Olsztyn, Błękitni Wronki, GKS Tychy, Lechia Zielona Góra, Stal Rzeszów i Górnik Łęczna (szczegółowe sylwetki beniaminków przedstawiliśmy tydzień temu).

Musimy przyznać, że po pierwszym meczu pomiędzy Bałtykiem Koszalin a Zawiszą Bydgoszcz, byliśmy przygotowani na to, że do CLJ U-17 awansuje drużyna z województwa zachodniopomorskiego. Skąd takie wnioski? One nasuwały się po siedmiu rozegranych barażowych dwumeczach.

Tylko Błękitni Wronki byli w stanie odrobić jednobramkową stratę z pierwszego starcia. Pozostali beniaminkowie nie tyle, co awans wywalczyli w pierwszym meczu, ale potwierdzali swoją wyższość w rewanżach. Bałtyk na swoim boisku pokonał Zawiszę 3:1 i do stolicy województwa kujawsko-pomorskiego jechał z dwubramkową zaliczką.

– Baraż był bardzo wyrównany. Zawisza to fajny zespół, fizyczny i odpowiednio nastawiony mentalnie przez swojego trenera. Bardzo ciężki przeciwnik. Pierwszy mecz wyglądał tak, że po stałym fragmencie gry prowadziliśmy 1:0, później goście mieli dwie sytuacje 100%, aczkolwiek nie zamienili ich na gole. Jeszcze przed przerwą wyszliśmy z kontratakiem i zdobyliśmy gola na 2:0. Później mecz się wyrównał, akcja za akcję, cios za cios. Skończyło się 3:1. Jechaliśmy do Bydgoszczy z dwubramkową zaliczką, ale mówiliśmy sobie, że mamy za sobą świetną rundę: 14 zwycięstw i tylko jeden remis. Chcieliśmy kontynuować naszą świetną serię – opowiada nam Łukasz Korszański, szkoleniowiec Bałtyku Koszalin U-17.

Mecz rewanżowy odbył się na stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka, gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywa IV-ligowy Zawisza. Koszalinianie szybko objęli prowadzenie, bowiem gola zdobyli w 11. minucie. Wydawało się, że to im wystarczy. Nic bardziej mylnego – młodzi bydgoszczanie odrobili straty, co więcej gola na 3:1 zdobyli w doliczonym czasie gry. – Fajnie nam się rozpoczął drugi mecz. Dawid Grochowski oddał piękny strzał w okienko z rzutu wolnego i prowadziliśmy po 45. minutach 1:0. Po przerwie Zawisza znów wyszedł naładowany, bo po 30 sekundach drugiej części gry, został podyktowany rzut karny po zagraniu ręką przez naszego zawodnika. Przeciwnik złapał falę, my siłą rzeczy się wycofaliśmy i graliśmy jak Atletico Madryt – cierpliwie czekaliśmy na kontrę, ale niestety w 87. minucie straciliśmy gola na 1:2 i później… 1:3. Niepotrzebne faule w końcówce, wkradła się nerwowość, a przeciwnik uwierzył w sukces – wyjaśnia.

Zatem do wyłonienia ostatniego beniaminka potrzebna była dogrywka, która również nie przyniosła rozstrzygnięcia. Rozegrano więc konkurs rzutów karnych. Tu lepsi okazali się przyjezdni, którzy wygrali 5:4. – Moi zawodnicy schodząc na dogrywkę… płakali. Trzeba było ich szybko ponownie nastawić na pozytywne emocje. Byli blisko awansu i te emocje się im udzieliły. Po raz pierwszy w życiu grali dogrywkę na tak wysokim poziomie. Musieliśmy ich szybko zmotywować, że to jeszcze nie koniec rywalizacji. Przeciwnik dominował w dogrywce, ale my byliśmy cierpliwi, gdzie też mieliśmy swoje szanse na zamknięcie dwumeczu. Jednak doszło do rzutów karnych. Panuje opinia, że jest to loteria. Nie powielam tego zdania, uważam, że skuteczne wykonywanie „jedenastek” jest to umiejętność, gdzie my często je ćwiczymy na treningach. Teraz nam się to przydało – zaznacza trener Bałtyku.

Z nieba do piekła i z piekła do nieba. – Zgodzę się z takim stwierdzeniem. Aczkolwiek w piłce młodzieżowej często można się spotkać z takimi określeniami, bo, gdy jeden zespół jest na fali wznoszącej, drugi potrafi nagle strzelić dwie bramki. Futbol młodzieżowy jest nieprzewidywalny. To, co się stało w barażach, można nazwać kwintesencją piłki juniorskiej – uważa szkoleniowiec drużyny z Koszalina.

Czego możemy spodziewać się po Bałtyku w CLJ? – Gdy byliśmy w CLJ U-15, odczuliśmy, że nasza grupa jest mocna. Kilka razy poprzegrywaliśmy mecze po 0:5, ale w niektórych starciach podjęliśmy walkę i pokazaliśmy charakter. Będziemy na pewno grać swoją piłkę, chcemy rozwijać tych chłopaków. Nie będziemy murować bramki. Mamy fajny zespół pod względem technicznym i dobrze przygotowany motorycznie. W każdym meczu będziemy walczyć o trzy punkty – odpowiada Korszański.

Czym dla klubu z Koszalina jest gra w CLJ? – Jesteśmy klubem, który stawia na rozwój chłopców. Chcemy spełniać ich marzenia, a każdy z nich chce grać profesjonalnie w piłkę. Mamy mnóstwo wychowanków, którzy szli taką drogą i chcemy wychowywać następnych. Dla nas gra w CLJ to jest rywalizacja z najlepszymi zawodnikami z tego rocznika w Polsce, sprawdzenie swoich umiejętności i weryfikacja tego, co robimy na co dzień, czyli naszej pracy na treningach – podkreśla.

Bałtykowi gratulujemy i życzymy powodzenia, bo wiosną jego grę będziemy już bacznie obserwować.

Fot. KKPN Bałtyk Koszalin/Facebook