„Trudno było ocenić, który jest lepszy”. Historia Bartosza Białka, czyli z podwórka do Bundesligi

Bartosz Białek jest przykładem typowego polskiego nastolatka. Praktycznie każdy chłopak w tym kraju gra, albo grał w piłkę, on również. Kiedyś kopał z kolegami na podwórku, później przeniósł się z podwórka na stadion i doszedł… do finału Turnieju o takiej właśnie nazwie. Jeszcze w lipcu 2020 roku strzelał gola Górnikowi Zabrze, zaś kilka tygodni temu mierzył się z Bayernem Monachium. Typowy nastolatek, prawda?

„Trudno było ocenić, który jest lepszy”. Historia Bartosza Białka, czyli z podwórka do Bundesligi

Stanley Milgram, amerykańskich psycholog, przeprowadził kiedyś eksperyment, który miał dowieść, ile potrzeba nieznanych sobie osób, żeby dotrzeć do konkretnego człowieka. Wysłał więc listy do kilkuset losowo wybranych osób w stanach Nebraska i Kansas prosząc, by przekazali ten list jego przyjacielowi. Co w przypadku, gdy go nie znali? W takiej sytuacji byli poproszeni o przekazanie listu komuś, kto według nich może być bliższy tej osobie. Większość listów Milgrama dotarła do jego przyjaciela po średnio sześciokrotnym przekazaniu kolejnym osobom.

Grzegorz Bryłka, trener dzieciaków w klubie Rodło Opole, znał Bartosza Białka zanim zdecydował się go powołać do swojej reprezentacji województwa czy nim usłyszał o utalentowanym chłopaku z Brzegu od kolegów po fachu. Na świecie żyje niemal 8 miliardów ludzi, a tak się składa, że Bryłka… grał kiedyś przez pół roku w Odrze z Zenonem Białkiem, ojcem zawodnika.

– Znałem Bartka wcześniej, bo z jego tatą grałem kiedyś przez sześć miesięcy w Odrze Opole. W miarę dobrze znaliśmy się z Zenkiem. Przez to też zwróciliśmy na niego uwagę, bo nie dość, że dobrze grał, to jeszcze mieliśmy bezpośredni kontakt z rodzicem. Tata był bardzo pozytywnie nastawiony do pomysłu, żebyśmy go wzięli – wspomina szkoleniowiec.

Wówczas Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” wyglądał trochę inaczej niż obecnie. Finały nie odbywały się jeszcze na Stadionie Narodowym, a rozgrywki były organizowane tylko dla kategorii wiekowej U-10. No i odbywały się jeszcze słynne obozy półfinałowe, które zawsze były wielką frajdą dla dzieciaków – rano mogłeś z kimś rywalizować do ostatnich sił na boisku, a po spotkaniach spędzać razem miło czas. Jeszcze bardziej liczyła się dobra zabawa.

– W tamtym okresie każdego roku startowaliśmy w Turnieju. Z mniejszymi bądź większymi sukcesami, ale braliśmy udział regularnie. Mieliśmy wtedy całkiem niezły rocznik, nie tylko na skalę regionu. Braliśmy też udział w turnieju im. Marka Wielgusa i zajęliśmy w nim miejsce na podium, ale bez Bartka. W eliminacjach wojewódzkich, które udało nam się wygrać, mogliśmy na następne fazy dobrać sobie kilku zawodników z innych drużyn. Razem mogło być nas dwunastu, więc do moich chłopaków dobraliśmy Bartosza Białka, dwóch piłkarzy z Prudnika i jednego z Gogolina – wraca pamięcią Bryłka.

Wspomniany już obóz półfinałowy miał miejsce w Kluczborku. To tam Białek po raz pierwszy (i nie ostatni) zmierzył się z Mateuszem Boguszem, dzisiaj kolegą z młodzieżowej reprezentacji, ale w XI edycji Turnieju – największym rywalem. Zawodnik hiszpańskiego UD Logroñés błyszczał w barwach reprezentacji województwa śląskiego, ale Bartek, jak na napastnika przystało, strzelał gole we wszystkich spotkaniach i dzięki jego skuteczności ekipa z Opolszczyzny awansowała dalej. Razem z tą… ze Śląska.

– Śląsk miał wtedy naprawdę mocny skład. Poza Oliverem Lazarem i Mateuszem Boguszem z tamtego obozu pamiętam Kajetaną Kunkę i Łukasza Zjawińskiego. W całym Turnieju wzięło udział sporo chłopaków, z którymi teraz spotykam się na zawodowych boiskach. Dlatego to wydarzenie jest świetne również pod względem zawierania znajomości. Przyjemnie było grać na tak znanym stadionie. Teraz dzieci muszą mieć jeszcze większą frajdę, bo przecież finały odbywają się na Stadionie Narodowym. Bardzo dobrze wspominam towarzyszące mi w Chorzowie emocje. Najlepiej jednak zapamiętałem jednak wspomnianych już rywali. Trudno zapomnieć zawodnika (mowa o Boguszu – dop. red.), który w kluczowym meczu strzela ci gola przewrotką – wspominał sam Białek w rozmowie z portalem „Łączy Nas Piłka”.

Na zdjęciu: Bartosz Białek pierwszy z prawej

– Finały odbywały się w Chorzowie, na stadionie Ruchu. W decydującym spotkaniu zmierzyliśmy się z drużyną województwa śląskiego, z którą starliśmy się już wcześniej w eliminacjach w Kluczborku. Tam był mecz i rewanż, mieliśmy bilans 1:1, ale było widać, że starcie przy Cichej chyba trochę moich chłopaków przerosło. Może nie odstawaliśmy umiejętnościami, ale zawodnicy podeszli do tego spotkania bardzo bojaźliwie i u rywali było widać większe ogranie. Mój syn, Sebastian, też grał wtedy w tym zespole. Nie przegrywał rywalizacji z Bartkiem, ciężko było ocenić, kto był wtedy lepszym, a kto gorszym zawodnikiem. Dobrze zapowiadali się też Szymon Bieniek, Maciek Turek czy Mateusz Leszczuk. Mam same dobre wspomnienia z Turniejem „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” – to była fajna grupa, nie miałem żadnych problemów z tymi chłopakami. Miło się grało, przeżywało to wszystko. Nie mieliśmy żadnego nacisku na wynik, po prostu wychodziliśmy i graliśmy – mówi Grzegorz Bryłka.

Gdzie są dzisiaj ci chłopcy? Białek podbił Ekstraklasę, a teraz dostaje coraz więcej szans w Bundeslidze. Bieniek jest reprezentantem kraju, ale przebranżowił się – zamiast w korkach po boisku, szusuje na łyżwach po tafli. Jest hokeistą. Leszczuk trafił nawet do Legii Warszawa, lecz zmagał się z problemami zdrowotnymi i aktualnie jest w III-ligowej Lechii Tomaszów Mazowiecki. Bryłka studiował za to w Stanach Zjednoczonych, ale z powodu pandemii wrócił do kraju i gra w rezerwach Odry Opole.

– Powiem panu szczerze, że wówczas Sebastian Bryłka też miał potencjał, żeby zrobić karierę. Jak Białek. Wszystko mogło się różnie potoczyć. Opolszczyzna jest jaka jest, dostarcza relatywnie dużo mniej piłkarzy do Ekstraklasy czy I ligi niż inne regiony kraju. Bartek w miarę szybko stąd „uciekł” i tak naprawdę szkolił się w Lubinie. Śledziłem jego przygodę, kibicowałem mu, ale potem w kadrach młodzieżowych nie był pierwszoplanową postacią. Coś tam zagrał, na następne zgrupowanie nie pojechał, więc nie było też tak, że wszyscy widzieli u niego wielki talent. Bartek wystrzelił w najlepszym dla siebie możliwym momencie. A może to, że nie grał w tych kadrach bardziej go motywowało? – zastanawia się aktualny prezes Rodła.

Ile osób słyszało o Białku, zanim ten zaczął regularnie strzelać w Centralnej Lidze Juniorów i III-ligowych rezerwach? Garstka. To nie był przykład chłopaka z ogromnym talentem, który wszyscy dostrzegali i nawet nie trzeba było szczególnie znać się na futbolu, żeby go dostrzec. Owszem, miał w sobie to coś. Lecz to nie drugi Filip Marchwiński, który grał wszystko w młodzieżówkach, a w Lechu od małego wiedzieli, że „Marchewa” będzie kiedyś piłkarzem pierwszego składu.

Jego wejście do Ekstraklasy było jednak spektakularne. Nagle pojawił się jakiś nastolatek z Brzegu, który z miejsca rozwiązał wszystkie ofensywne problemy Zagłębia Lubin. Na dzień dobry gol i asysta z Rakowem Częstochowa. Potem tygodniowa „niemoc” strzelecka, a następnie bramka z Górnikiem Zabrze. Strzelił jeszcze Legii Warszawa, ŁKS-owi Łódź, Lechii Gdańsk, Pogoni Szczecin, Arce Gdynia oraz znów ukąsił Raków i Górnik.

– Wychowanek Zagłębia gra tak, jakby poruszanie się w ataku faktycznie było bardzo proste. To nie jest typ napastnika wydziwiającego. Nie chcemy go przesadnie pompować, bo zaraz ktoś nam zarzuci, że po jednej dobrej rundzie windujemy dzieciaka na poziom supertalentu, natomiast nie będziemy owijać w bawełnę – ten 18-latek robi wrażenie – pisali o nim w czerwcu nasi koledzy z Weszło.

Ostatnio udało mu się też strzelić premierowego gola w Bundeslidze. João Victor wyłożył Białkowi na pustą bramkę, a polskiemu napastnikowi zostało tylko dołożyć nogę i umieścić futbolówkę w siatce. VfL Wolfsburg wygrał tamten mecz 5:3, rywalem był Werder Brema.

Białek może być wzorem dla każdego chłopca w naszym kraju. Udowodnił, że przy ogromie ciężkiej pracy i odrobinie talentu, można przebić się z CLJ, trafić do piłki seniorskiej, zadebiutować i rozegrać bardzo dobrą rundę w Ekstraklasie oraz zapewnić sobie transfer do silnego klubu z czołowej europejskiej ligi. I tak też powinno to wyglądać – krok po kroku, aż trafiasz na szczyt. Czy VfL Wolfsburg będzie szczytem dla 19-latka? To się dopiero okaże.

BARTOSZ LODKO

Fot. Łączy Nas Piłka, Newspix