CLJ-ka od środka: „Chcemy być godnym rywalem dla stałych bywalców CLJ”

Jak to jest, że choć w województwie lubuskim nie ma klubu seniorskiego na poziomie centralnym, a w CLJ kluby te raczej bywają, bo na pewno nie są stałymi bywalcami, z tamtego rejonu pochodzą choćby reprezentanci Polski – jak Tomasz Kędziora, Dawid Kownacki czy Kamil Jóźwiak? Czy są tam talenty, a nie ma odpowiednich warunków do ich rozwoju? A może tak się utarło i to wyłącznie negatywne stereotypy? Czym różni się podejście do szkolenia w Lechii Zielona Góra od innych? Tym razem w ogniu naszych pytań stanął Michał Grzelczyk, szkoleniowiec zielonogórskiego beniaminka CLJ U-17.

CLJ-ka od środka: „Chcemy być godnym rywalem dla stałych bywalców CLJ”

Jakie nastroje panują u was przed startem sezonu CLJ U-17, który rusza w przyszłym tygodniu? Czy już nie możecie doczekać się pierwszego spotkania?

– Przebieramy nogami już dosyć mocno. U zawodników wzmaga się pozytywna adrenalina w sercach i widać to po nich. Zresztą my, trenerzy też nie możemy się doczekać odkrycia kart, niech już rusza ta karuzela! Abyśmy mogli zobaczyć, na ile postępu zrobiliśmy w naszej „pustyni” ku temu, żebyśmy mogli mierzyć się z najlepszymi w kraju.

Pustyni?

– Wiadomo, że nie jesteśmy stałymi bywalcami tych rozgrywek, a chcielibyśmy to zmienić. Jesteśmy postrzegani jako przedstawiciel województwa, który przede wszystkim na Górnym Śląsku niechętnie jest rozpatrywany w kontekście rywalizacji. Bo trzeba przejechać kawał drogi, żeby z nami się skonfrontować. Do tej pory nasze województwo było postrzegane jako autsajder lig centralnych. Chcielibyśmy, żeby tak mocne rozgrywki jak CLJ, były stałym punktem programu szkoleniowego w naszym województwie. Do tej pory było tak, że gdy udało się jakiemuś zespołowi wejść „na salony” – od razu spadał. Chcemy to zmienić oraz zapewnić naszemu województwu, jak i zawodnikom taką pozycję, że można u nas się rozwijać i nie trzeba wyjeżdżać z tej „dziury” do ościennych województw, żeby wyszkolić się na dobrego piłkarza. To jest nasz ambitny cel książkowy – tak to określamy.

W takim razie, jak to jest, że w województwie lubuskim nie ma klubu seniorskiego na poziomie centralnym, a w CLJ to raczej zespoły bywają, niż są stałymi bywalcami, a mimo to wychowują się tam przyszli reprezentanci Polski jak Tomasz Kędziora, Dawid Kownacki, czy Kamil Jóźwiak?

– To jest bolączka, z którą się mierzymy. Mamy naprawdę świetnych, utalentowanych młodych zawodników w Zielonej Górze, Gorzowie Wielkopolskim czy w takich miejscowościach jak: Kostrzyn nad Odrą, Słubice, Żary. To są ośrodki, w których rozwijają się młodzi i ambitni ludzie. Do tego w naszym regionie jest mnóstwo świetnych trenerów, którzy chcą szkolić dzieci i młodzież na solidnym poziomie. Myślę, że ogół problemu jest związany z penetracją rynku przez skautów innych, większych akademii, którzy wypatrują talenty już w najmłodszych grupach wiekowych. Jednocześnie mają też taką łatwość w „kupowaniu” świadomości i mentalności ambitnych rodziców, którzy już w wieku 8-10 lat upatrują w swoich pociechach następców Roberta Lewandowskiego. Do tego dochodzi to, że nie ma u nas silnych rozgrywek wojewódzkich, poczynając od młodzika, a kończąc na juniorze. Gdy pojawia się taka wyrwa, rodzic, jak i sam zawodnik są zniecierpliwieni, i chcą jak najszybciej opuszczać województwo. U nas liga wojewódzka jest złożona z ośmiu zespołów, gdzie my, z perspektywy klubu Lechia Zielona Góra, czekamy trzy miesiące na dobry, wyrównany mecz w rozgrywkach. Mowa o Stilonie Gorzów Wielkopolski, który jest wymagającym rywalem, ale jest to tylko jedna ekipa, a w innych województwach liga jest na tyle dobrze zbudowana, że co tydzień zawodnik ma dobry materiał do konfrontacji  na solidnym poziomie.

Co jest tym głównym czynnikiem, który sprawia, że rodzice wraz ze swoimi pociechami szybko przenoszą swoje dzieci do ekstraklasowych akademii z innych województw?

– Myślę, że ta niecierpliwość rodziców powoduje to, że tak szybko chcą stąd uciekać, natomiast nikt nie chce zauważyć tego, że 10-latek nie musi uciekać na drugi koniec innego województwa, bo ma blisko siebie dobry ośrodek szkoleniowy ze świetną bazą. Uważam, że mamy świetne warunki do trenowania, podobnie jak Stilon i nie musimy się niczego wstydzić na tle Lubina, Poznania czy Szczecina. Pierwszy etap wyszkolenia piłkarskiego zawodnik może zaczerpnąć u nas, a tej cierpliwości jednak brakuje, stąd chłopacy szybko uciekają z naszego województwa. Zazwyczaj później dzieje się tak, że słuch o nich ginie, ponieważ ci młodzi ludzie nie są gotowi mentalnie na rozłąkę z rodzinnym domem, z poradzeniem sobie z rywalizacją w wielkich ośrodkach, gdzie często dochodzi do selekcji. Mamy wiele przykładów na to, że ci chłopcy szybko kończą swoje przygody z piłką lub wracają do województwa lubuskiego, ale już do rozgrywek amatorskich. Z kolei ci, którzy funkcjonowali przez pełen okres wyszkolenia lub jego 80% w naszym regionie, to i tak trafiają do ekstraklasowych drużyn. Zawodnik 15-, 16-letni jest na tyle ukształtowany piłkarsko i mentalnie przez kluby z województwa lubuskiego, że później radzi sobie na tyle dobrze, że widzimy go w Ekstraklasie, klubach zagranicznych czy reprezentacji Polski np. Kamil Jóźwiak, Konrad Michalak, Mateusz Lis i wielu innych. Z uwagi na poziom naszych rozgrywek i drużyn seniorskich jesteśmy trochę do tyłu za Dolnym Śląskiem, Wielkopolską czy Zachodniopomorskim.

Z tego, co pan mówi, największym ograniczeniem i problemem, z którym się zmagacie, jest wasza lokalizacja?

– Tak, ale dodałbym jeszcze do tego mentalność ludzi prowadzących kluby seniorskie. To się zmienia w Zielonej Górze, teraz jest tak, że każdy klub od IV ligi w dół, który szkoli dzieci i młodzież, może czerpać z programu szkoleniowego, który wdrażany jest przez Macieja Murawskiego również w Lechii Zielona Góra. Ta współpraca jest obopólna, bo młodzi zawodnicy 15-,16-letni, którzy nie mają rozgrywek juniorskich na wysokim poziomie, są wypożyczani do klubów seniorskich z IV ligi czy klasy okręgowej i tam zbierają pierwsze doświadczenia w piłce seniorskiej. Później taki zawodnik wraca do Lechii Zielona Góra i debiutuje już na poziomie III ligi lub tak, jak Sebastian Górski czy Szymon Kobusiński (obaj Puszcza Niepołomice) wypływają na szersze wody i trafiają do klubów z I ligi. W taki sposób też można się wypromować i tak to powinno funkcjonować. Jeżeli te schematy zostaną wdrożone i ukorzenione w świadomości ludzi, którzy zarządzają piłką nożną w województwie lubuskim, to myślę, że zaraz będziemy mieli kolejnych, silnych następców zawodników, o których już wspomnieliśmy wcześniej. Reasumując, nie sama lokalizacja jest problemem, ale mentalność i sposób myślenia ludzi zarządzających piłką. Należy wprowadzić trend bardziej nowoczesny i europejski, żeby nasze województwo jak najszybciej było w stanie wygrzebać się ze stereotypów o „pustyni” i „dziurze” na fajne, prężnie działające, nawet w obliczu silnych sąsiadów, których posiadamy.

Pana zdaniem, do jakiego wieku młody, zdolny zawodnik z województwa lubuskiego może się odpowiednio rozwijać w waszym klubie, jak i innych ośrodkach szkoleniowych w regionie?

– Korzystając ze swojego trenerskiego doświadczenia, sięgam pamięcią do drużyny rocznika 1997, którą prowadziłem w UKP Lechia Zielona Góra. Byli tam rodzice, którzy stawiali na cierpliwość. Ci zawodnicy etap szkoły podstawowej i gimnazjum mogli spędzić nie tylko pod kontrolą trenerów w szkole, ale i rodziców, którzy bacznie przyglądali się, jak klaruje się ścieżka rozwoju ich pociech. Tomasz Kędziora, Konrad Michalak czy Mateusz Lis to byli zawodnicy, którzy przechodzili do ekstraklasowych akademii w wieku 15 – 16 lat, ale byli już na tyle ukształtowani, że nie poddawali ich dalszej selekcji, a przedstawili im szczegółowy plan dalszego rozwoju. Byli przypisywani do drużyn CLJ lub drugiego zespołu. Oczywiście, będąc już w tych klubach, weszli na jeszcze wyższy poziom i możemy ich oglądać teraz w reprezentacji Polski, Ekstraklasie czy ligach zagranicznych. Przede wszystkim wyglądało to tak, że świadomość i struktura mentalna była już na tyle poukładana, że mogli iść dalej.

Byli świadomi tego, że są już po podstawowym etapie szkolenia i ukończeniu szkoły, która ukształtowała plan na dalszą edukację w liceum. To powodowało, że to przejście do ekstraklasowych akademii było bardziej płynne i naturalne. Z kolei, jeśli mówimy o zawodnikach, którzy szukali sobie nowego miejsca, mając mniej niż 14 lat, mamy wiele przykładów na to, że to nie wypalało, bo zawodnicy nie byli na tyle gotowi mentalnie i piłkarsko, żeby borykać się z takim procesem szkoleniowym. Nieraz były takie sytuacje, gdzie rodzice jeździli ze swoimi chłopcami na wszelkiego rodzaju testy czy dni otwarte w większych ośrodkach, aby wyrwać się województwa lubuskiego. Niestety, później ci zawodnicy zazwyczaj przepadają i jeśli jeszcze grają w piłkę to na niższym poziomie seniorskim. Dlatego też uważamy, że przy zdroworozsądkowym podejściu rodziców i zawodnika mają czas i warunki do tego, żeby fajnie się rozwijać. A teraz dochodzi do tego CLJ, gdy zawodnik ma 15 lat i widzi, że może pograć na fajnym poziomie, nie musi jechać na drugi koniec Polski, żeby móc się rozwijać na tle mocnych rówieśników, bo ma to pod nosem. Z kolei, jeśli zaprezentuje się z dobrej strony, zaraz będą odzywać się po niego renomowane kluby i wiązały z nim konkretne plany.

Mówi pan o przypadkach chłopaków, którzy wcześnie opuścili województwo lubuskie i im nie udało się przebić na wyższym poziomie. Wydaje mi się, że gdybyśmy mocno przeanalizowali rynek, znaleźlibyśmy kilka przykładów zawodników, którzy wcześnie opuścili wasz region, a grają teraz na przyzwoitym poziomie. Dawid Kownacki do Lecha Poznań trafił w 2005 roku z GKP Gorzów Wielkopolski, czyli miał wtedy 8 lat.

–  To jest jeden przykład i nie znam też dokładnych kulis tego przejścia. Musiałbym się zagłębić w historię Dawida Kownackiego, ale takich przypadków, jak on jest niewiele. Jednak, jeżeli matematyka miałaby wziąć górę, to uważam, że miałbym dzisiaj więcej argumentów przemawiających za tym, żeby zawodnik szkolił się i kształcił w naszym województwie do 15. roku życia.

Teraz macie CLJ U-17, ale w poprzednich latach, gdy jej nie mieliście, a po waszych najbardziej utalentowanych zawodników zgłaszały się renomowane akademie – trener namawiał swoich podopiecznych, żeby nie wyjeżdżali? Czy wręcz przeciwnie, zachęcał ich pan do zmiany otoczenia? Mówimy tu już o zawodnikach 16-, 17-letnich.

– Zachęcam, ale też patrzę na cały aspekt takiego zaproszenia, jeżeli chodzi o rozwój sportowy danego zawodnika. Jeżeli wiem, że przyjeżdża do nas przedstawiciel akademii i chce zaprosić chłopaka na testy, wspólne treningi czy obóz, to na tym etapie nie stwarzamy żadnych obiekcji. Jednak interesuje nas też, w jakim celu nasz zawodnik jest zapraszany – czy po to, żeby uzupełnić jakąś lukę w kadrze? Czy już dlatego, że trenerzy są tak bardzo nim zainteresowani, że chcą zobaczyć, jak wypadnie na tle ich wychowanków? Jednocześnie dają nam wstępną gwarancję, że dany chłopak jest już gotowy na to, żeby walczyć o podstawowe miejsce w składzie w swoim roczniku. To też jest dla nas istotne, nie chcemy ekstraklasowych akademii zamiatać pod dywan i namawiać naszych zawodników, żeby zostali do 30. roku życia w Zielonej Górze (śmiech). Nic z takich rzeczy się nie dzieje. Mamy długie zęby na szkółki, które nie mają w tym momencie zaplecza seniorskiego, a próbują przekonywać rodziców do tego, że rozwój sportowy jest u nich zapewniony, bo chłopak będzie miał dostęp do tabletów, świetnego sprzętu sportowego i bazy treningowej. Staramy się pokazywać rodzicom, że poprzez III ligę, CLJ i lokalne kluby seniorskie jesteśmy w stanie zapewnić odpowiedni rozwój tym chłopcom, który może przysłużyć się temu, że mogą pójść jeszcze wyżej.

Przejdźmy teraz do pana zespołu, czy coś się zmieniło w przerwie zimowej w kontekście waszej kadry? Ktoś przyszedł? Ktoś odszedł?

– Nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o ubytki. Tak, jak mówiliśmy o tym, że ekstraklasowe akademie działają jak magnes na zawodników z naszego regionu, tak samo jest z CLJ i perspektywą treningów z III-ligowym zespołem. Przyszedł do nas Wiktor Wochnik z AP Reissa Poznań. Pracujemy jeszcze nad wzmocnieniem pozycji bramkarza. Mamy świetny zespół, który wywalczył awans do CLJ i ze zniecierpliwieniem czekamy na start sezonu i w pełni gotowości kończymy okres przygotowawczy, a 6 marca zmierzymy się z Górnikiem Zabrze w lidze. W pełnym zestawie kadrowym czekamy już na pierwszy gwizdek.

Jak ocenia trener przygotowania do sezonu? Odbyły się bez większych problemów? W ostatnich tygodniach trenerzy innych drużyn CLJ mówili w „CLJ-ce od środka”, że mają problemy kadrowe spowodowane kontuzjami czy chorobami, a do tego też dochodziła zła pogoda. 

– Trzeba odpukać w niemalowane drewno, bo na tę chwilę cały okres przygotowawczy, który przeprowadziliśmy wraz z trenerem Maciejem Góreckim, przebiegł bez większych kłopotów. Proces przygotowawczy zaczęliśmy już pod koniec listopada. Okres świąteczno-noworoczny był jedynym, gdzie chłopcy mieli chwilę przerwy, a tak to byli cały czas w treningu. Nie było u nas kontuzji, chorób, a baza boisk, którą oferuje miasto Zielona Góra, jest na tyle dobrze przygotowana, że mimo mrozów i opadów śniegów mogliśmy pracować bez przerw w mikrocyklach. Boiska, siłownia i zaplecze fizjoterapeutyczne było na tyle dobrze dopieszczone, że nasi chłopcy przeszli przez przygotowania z dużą intensywnością i jeszcze większym zaangażowaniem. To budzi nadzieję na to, że można na tej bazie zebrać pokaźne owoce. Oni są na tyle świadomymi ludźmi, że pokazują to na każdym kroku, nawet w sparingach z Pogonią Szczecin czy Lechem Poznań. Mimo wysokiej porażki z tym drugim zespołem na boisku gra wyglądała dobrze. I nasi bardziej renomowani rywale też potrafili to przyznać i nas pochwalić. To wszystko daje promyk nadziei na to, że fajnie zaprezentujemy się w lidze.

Cały czas trenowaliście na naturalnej nawierzchni? 

– Nie na trawiastej, ale mieliśmy przygotowane specjalne boisko na oblicze aury zimowej, kiedy nie padał śnieg. Boisko piaskowe, wyrównane, dobrze przygotowane przez zielonogórski MOSiR. Stanęli na wysokości zadania, bo dzięki ich pracy, mogliśmy w okresie listopad-styczeń trenować na naturalnej nawierzchni. Aczkolwiek teraz jest to niemożliwe, gdzie były wysokie mrozy, a obecnie mamy roztopy, dlatego trenujemy na sztucznej nawierzchni. Jednakże aktualnie widzimy, że słońce zaczęło pojawiać się na niebie i jest coraz cieplej, więc mamy nadzieję, że w przyszłym tygodniu zawitamy na stałe na boisko trawiaste. Problem obcowania ze sztuczną nawierzchnią dłużej niż miesiąc nam nie grozi. Zależy nam na tym, żeby przy rozwoju ich mięśni i stawów, trenowali na najlepszych boiskach. A nasi chłopcy za chwilę będą mogli biegać po trawie. Nie mamy się czego wstydzić, patrząc na bazy piłkarskie innych klubów w Polsce.

Jaki macie plan na indywidualny rozwój młodych zawodników?

– Przede wszystkim zachowanie jednolitej struktury, począwszy od pierwszego zespołu, idąc po drużyny juniorów, a skończywszy na pracującej przy klubie akademii. Wszystkie zespoły od kategorii skrzata są podporządkowane jednej myśli szkoleniowej i programowej, która obejmuje wiele wzorców zaczerpniętych z myśli i filozofii Macieja Murawskiego po długoletnich obserwacjach i funkcjonowaniu w piłce niemieckiej. Pierwszy zespół pracuje bardzo mocno nad tym kwestią grania wysokim pressingiem, wytrzymałości do tego stylu i zachowaniom w treningu, jeżeli chodzi o poszczególne formacje i grę do przodu, szybkie przejście z ataku do obrony. Wszystko to jest podporządkowane myśli, że chcemy być agresywni, kryć na całym boisku i nie bać się tego, żeby wysoko odbierać piłkę. Do tego chcemy mocno dbać o rozprowadzenie piłki od własnej bramki, a także o wyjście spod pressingu. Uczymy chłopców od podstaw, jak to powinno wyglądać, ze spokojną głową, bo mamy na to czas. To jest wartość dodana naszego klubu, że chłopcy są wdrażani w mocny, intensywny trening. Mamy wiele jednostek treningowych i one trochę odbiegają od kwestii, które są związane z Narodowym Modelem Gry. Dokładamy więcej tych jednostek m.in. po to, żeby młody organizm był przyzwyczajony do pracy fizycznej, żeby się jej nie bał. Bo później pojawia się zdziwienie związane z tym, jak ciężko trenuje się na Zachodzie. A tam jest więcej jednostek i są one na wyższej intensywności. Chcielibyśmy, żeby nasze najbardziej utalentowane jednostki, wyjeżdżając zagranicę, mogły sprostać wymaganiom treningowym w takiej np. Bundeslidze. Jakie można wyciągnąć wnioski, oglądając nasze mecze? Nie odstajemy pod względem motorycznym i taktycznym od zespołów wyżej notowanych, nawet w obliczu ostatniego sparingu z Lechem Poznań, gdzie byliśmy w stanie wyjść spod ich pressingu i ścisłego krycia. To samo dzieje się w naszym pierwszym zespole. Trenerzy spotykają się i omawiają dane mikrocykle. Tak samo jest w drużynie rezerw i pozostałych ekipach młodzieżowych. Widzimy już pierwsze efekty naszego modelu, jakim jest awans do CLJ.

Jak wygląda u was proces przechodzenia z wieku juniora do seniora? Jaki macie na to pomysł, żeby to przejście było płynne, co jak wiemy, nie jest łatwe?

– Zawodnicy, którzy trafiają do Lechii Zielona Góra na etapie trampkarza, czyli z Akademii Piłkarskiej Macieja Murawskiego mają 14-15 lat i dla nas nie ma znaczenia to, ile chłopak ma lat, gdy pokazuje, że jest w stanie rywalizować z seniorami i dać jakąś wartość tej drużynie, a przy okazji się rozwija. Mogę powiedzieć, że w III-ligowej drużynie trenuje pięciu chłopaków z zespołu CLJ, a w rezerwach ta liczba oscyluje w granicach ośmiu do dziesięciu. Z kolei na zajęciach drużyny U-17 pojawiają się już chłopcy z rocznika 2006. Nie boimy się stawiać na młodych ludzi, dajemy im możliwość grania, jeżeli zawodnik jest dobrze przygotowany, będzie zbierał minuty na poziomie III ligi. Przez takie działania, czasem dostajemy po głowie w postaci porażek w lidze, bo są jeszcze za młodzi, żeby radzić sobie z presją wyniku, ale z meczu na mecz kształtują swój charakter. To też jest droga ku temu, żeby poradzić sobie na wyższym poziomie seniorskim. Ci, którzy nie łapią się do obiegu pierwszego zespołu, są wypożyczani do współpracujących klubów z Lechią Zielona Góra.  Trener Andrzej Sawicki jest zadowolony z poczynań młodych zawodników i chętnie zaprasza ich na treningi pierwszego zespołu. Kto wie, może im się jeszcze uda, zadebiutować w III lidze w tym sezonie, bo dobrze pracują na zajęciach, a do tego jeszcze dochodzi CLJ-ka, która może im pomóc w dostaniu się drużyny seniorów na stałe.

Czym jest CLJ dla Lechii Zielona Góra?

– Czymś, co daje jasny sygnał klubom w Polsce, żeby nie skreślali naszego miasta i województwa, bo tutaj jest mnóstwo utalentowanych chłopaków w regionie. To, że wywalczyliśmy miejsce w tej lidze, nie jest przypadkiem. Chcemy, żeby tak było. Próbujemy pokazywać, że z tego naszego grajdołku można prezentować dobry poziom sportowy, nie tylko indywidualny. Bo wystarczy tylko spojrzeć na kadrę reprezentacji Polski, gdzie znajdziemy kilka przypadków zawodników, którzy w swoim CV mają drużyny z województwa lubuskiego. To jest sygnał dla nas, trenerów, żeby być jeszcze bardziej zaangażowany w proces szkolenia. CLJ to fajna nagroda, ale przede wszystkim kolejny etap w dalszym rozwoju naszych zawodników. Mamy nadzieję, że zostaniemy na tym poziomie na dłużej.

Czy stać was na to, żeby Centralna Liga Juniorów na stałe zagościła w Zielonej Górze? Czy raczej możemy spodziewać się, że będzie to tylko pół roku, jak w poprzednich latach?

– Oby nie, uważam, że powinniśmy patrzeć na przyszłość z optymizmem. Zdajemy sobie też sprawę, że wchodzimy w rywalizację w bardzo silnym makroregionie. Wiemy, że to nie będzie łatwa sprawa, żeby utrzymać się w tej lidze. Natomiast, gdybyśmy wchodzili do CLJ po to, żeby walczyć tylko o trzecie miejsce od końca, świadczyłoby to o braku sportowej ambicji. Oczywiście cel minimum to utrzymanie, ale każdy patrzy pod kątem dalszego, lepszego rozwoju, dlatego chcielibyśmy, żeby ta liga była dostępna dla następnych pokoleń. Z optymizmem patrzymy na kolejne lata, bo następne roczniki to są te, które przechodzą pełny proces naszego programu szkoleniowego, o którym wspominałem wcześniej. Widzimy ogromny potencjał w tych zawodnikach. Wchodzimy do CLJ z dużymi nadziejami i chcemy wykorzystać szanse, jaką nam dają te rozgrywki.

Podczas ostatniej rozmowy z naszym portalem powiedział pan, że w tej drużynie ma zawodników, którzy doświadczyli CLJ U-15 jeszcze pod egidą Akademii Piłkarskiej Macieja Murawskiego. Uważa trener, że to doświadczenie może okazać się bezcenne w początkowych kolejkach CLJ U-17? Bo wiemy, jak zazwyczaj wyglądają początki absolutnych beniaminków w tych rozgrywkach, doskwiera im tzw. trema debiutanta i potrzebują kilku kolejek, żeby oswoić się z tym poziomem, a przez ten czas można stracić sporo punktów, które mogą okazać się kluczowe w kontekście utrzymania.

– Rocznik młodszy w naszej drużynie, czyli 2005 ma za sobą przygodę w CLJ U-15. Rzeczywiście oni inaczej już podchodzą do tego, gdy mówimy im o wielkich firmach tj. Śląsk Wrocław, Zagłębie Lubin czy Górnik Zabrze. Nie robi to na nich aż takiego wrażenia, bo już z nimi grali na ich boiskach. I ten młody zawodnik, paradoksalnie, wprowadza więcej spokoju na boisku i w szatni. A zawodnicy z rocznika 2004 są na tyle dobrze przygotowani mentalnie poprzez przebywanie w szatni seniorskiej i na boisku, że to już czas najwyższy, żeby przełożyli doświadczenie w dorosłej piłce na rozgrywki juniorskie. W okresie zimowym zagraliśmy sporo wymagających spotkań i nie było widać po nich strachu czy stresu. Walczą jak równy z równym z każdym przeciwnikiem. Mamy nadzieję, że przełożą to na warunki ligowe. Liga rządzi się swoimi prawami i każdy będzie patrzył na tabelę oraz słyszał komentarze od obserwatorów rozgrywek. Swoją postawą chcemy ucinać negatywne komentarze i skupiać się na pozytywnych aspektach naszej gry.

W lidze wojewódzkiej wyznawaliście zasadę: “szanuj przeciwnika, nawet najsłabszego, a szacunek okażesz mu poprzez strzelenie, jak najwięcej goli”. Czy będziecie się tego trzymać w CLJ-ce?

– Na pewno nie będziemy mierzyć się już z takim zespołami, jak w województwie lubuskim. Teraz czekają nas starcia z rywalami o dwie półki wyżej. Przed każdym przeciwnikiem będziemy czuć respekt, ale on nie może też być tak ogromny, żeby nas nie sparaliżował. Jeżeli nasz proces, o którym dłużej porozmawialiśmy, będziemy w stanie na tyle skutecznie zaimplementować, to chcemy prowadzić grę i zdobywać wiele bramek. Jeśli będzie taka możliwość, to z niej skorzystamy. Mamy ambicje strzelać jak najwięcej goli i wygrywać mecz za meczem. W pierwszej kolejności chcemy zostawić znak po sobie, żeby nasi rywale po meczu mogli powiedzieć: ”to jest pierwszy zespół z województwa lubuskiego, który postawił nam mocne wymagania i nie możemy go traktować jak chłopców do bicia, bo jest to wymagający przeciwnik”.

W tej rozmowie wielokrotnie przewinęło się nazwisko Macieja Murawskiego. Czy, a jeśli tak to jaką, pełni rolę przy tym zespole?

– Maciej Murawski ostatnio został prezesem Lechii Zielona Góra. Aczkolwiek to jest człowiek, który nie lubi siedzieć za biurkiem i wykonywać papierkowej roboty. On cały czas towarzyszy nam na treningach, jeżeli tylko może, przychodzi i podpowiada. Szanujemy to, ale też na tyle już mamy jego system wypracowany i wdrożony, że nie wtrąca się nam do treningów. Gdy widzi, że praca w danym zespole juniorskim jest tak samo wykonywana, jak w seniorach, emanuje spokojem. Tylko czasem poprawi lub podpowie jakiś detal, który wynika z jego piłkarskiego doświadczenia. Tak prezentuje się nasza współpraca. Cały czas jest przy tym zespole, jak nie fizycznie to rozmawiamy telefonicznie, a nie są to krótkie rozmowy. Śmiejemy się, że czasem wygląda to tak, że zaczynają się jednego dnia, a kończą drugiego. Bo prezes potrafi zadzwonić o 23, a rozmowa kończy się o 2 w nocy. Uwag, podpowiedzi i poglądów jest sporo od Macieja Murawskiego. Aktywności ma sporo i na wszystko znajduje czas. Niesamowite, czasem zadajemy sobie pytanie, kiedy on znajduje czas na sen (śmiech)?. Może robi drzemki na boisku (śmiech)? Bo wszędzie jest go pełno. 

Co was wyróżnia w regionie jako klub i akademię piłkarską?

– Hasło przewodnie naszego klubu: “poprzez pasję do profesjonalizmu”. Wszyscy ludzie, którzy są związani z tym projektem to pasjonaci w czystej postaci. I nie mam na myśli tylko trenerów, ale przede wszystkim samych zawodników. Oni nie mają problemu z tym, żeby rozegrać dwa, trzy mecze w weekend. Robią to z uśmiechem na ustach, iskrą w oczach i wielkim zaangażowaniem. Udało nam się zaszczepić pasję wśród zawodników, jak i wszystkim osobom, które funkcjonują w klubie, jak i wokół niego. Cechą wyróżniającą nas jest to, że miesięcznie każdy pracuje tysiąc godzin w miesiącu, a poprzez pasję rozwijamy profesjonalne podejście do spraw sportu, a to przenosimy do życia codziennego. To jest nasza cecha numer jeden, jeżeli chodzi o klub w tym regionie.

Czego możemy spodziewać się po waszym zespole w CLJ?

– Mamy nadzieję, że ukrytej, tykającej bomby. Jeżeli ona eksploduje w rozgrywkach, to na pewno będzie ciekawie. Będziemy walczyć od pierwszej do ostatniej sekundy każdego spotkania. Nie będziemy murować, bo naszym celem będą trzy punkty w każdym kolejnym meczu. Nie będziemy dbać tylko o wynik. Chcemy zaskakiwać przeciwnika, zdobywać bramki. Chcemy być ciekawym, i godnym tej klasy rozgrywkowej, rywalem dla stałych bywalców CLJ. Zapowiadamy, że wchodząc do tej ligi, będziemy podchodzić z wysoko podniesioną głową do każdego spotkania, walcząc zawsze o trzy punkty. 

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Youtube