„Miał wszystko, żeby zrobić karierę”. Z Kraśnika do Aten

Damian Szymański i piłka. Piłka i Damian Szymański. Ta dwójka ze sobą się nie rozstawała, Konrad Szmyrgała, jego pierwszy szkoleniowiec, wspomina, że nawet jak nie było w danym dniu treningu, i tak można było spotkać chłopaka grającego na boisku. Jak wyglądały początki z piłką zawodnika AEK-u Ateny?

„Miał wszystko, żeby zrobić karierę”. Z Kraśnika do Aten

To będzie kolejna historia chłopaka, który z niewielkiej miejscowości trafił później do pierwszej reprezentacji. Naturalnie nie od razu, najpierw był MUKS Kraśnik, potem miejscowa Stal, następnie GKS Bełchatów i Jagiellonia Białystok, w kadrze zadebiutował jako zawodnik Wisły Płock, a dziś jest w Atenach. Jedziemy jednak po kolei, pierwszy przystanek – Kraśnik.

– Damiana zacząłem prowadzić, gdy ten miał jakoś 9-10 lat. Zaczynałem pracę jako nauczyciel wychowania fizycznego i ówczesny dyrektor Szkoły Podstawowej nr 5, który był jednocześnie prezesem klubu MUKS Kraśnik, zaproponował mi pracę w grupach młodzieżowych klubu. Byłem młodym, początkującym trenerem. Wtedy to był rocznik 1993, a Damian jest z 1995, więc początkowo trenował z kolegami o dwa lata starszymi, mimo to nie odstawał od nich umiejętnościami, można nawet powiedzieć, że był wyróżniającą się postacią zespołu – mówi Szmyrgała. 

Szkoleniowiec i jego podopieczny mieszkali na jednym osiedlu, ale byli związani z innymi szkołami. To też się później zmieniło, ponieważ „piątce” zależało na tym, żeby mieć silną drużyną szkolną, a tak się składało, że Szymański bardzo by się im przydał…

– Pod koniec trzeciej klasy pomyślałem, że ściągnę kilku utalentowanych chłopaków do siebie do szkoły, m.in. Damiana. W piątej klasie podstawówki zaczął być powoływany do kadry województwa, tam też stał się wyróżniającą postacią. Od początku grał na pozycji środkowego pomocnika, zawsze miał dobry przegląd pola, bardzo dużo biegał – to go cechowało. Był bardzo wytrzymały, dysponował świetnym uderzeniem z obu nóg. Mimo to, że nie był środkowym napastnikiem, a pomocnikiem, był drugim najlepszym strzelcem zespołu, wraz z Pawłem Ziębą, z którym był potem w GKS-ie Bełchatów – dopowiada trener.

Nie przeszkadzało mu to, że początkowo rywalizował z dwa lata starszymi chłopakami, i tak się wyróżniał. Również poza boiskiem, gdzie często potrafił zmotywować kolegów do pracy w trudniejszych chwilach.

– Raczej nie był spokojnym dzieciakiem, zawsze wszędzie było go pełno, ale to był inteligentny chłopak. Można powiedzieć, że z piłką się nie rozstawał, trenowaliśmy 3-4 razy w tygodniu, a w dni, w które nie było treningu, zawsze można było spotkać Damiana z piłką. Mieszkaliśmy praktycznie koło siebie, obok bloku jest boisko szkolne, na które wychodzą moje okna i tam mogłem często Damiana zauważyć. Nie było znaczenia, czy to był sierpień, czy grudzień – tłumaczy Konrad Szmyrgała.

Czy ktoś w jego rodzinie był związany ze sportem? Jaki miał kontakt z bliskimi? – Nikt w jego rodzinie nie był sportowcem, natomiast zawsze miał dobry kontakt z rodziną. Podkreślał jej wagę, dużo mu rodzice pomagali. Ojciec był zawodowym żołnierzem, często wyjeżdżał na różne misje, ale zawsze mógł na nich liczyć – wyjaśnia szkoleniowiec.

Dla Konrada Szmyrgały była to pierwsza praca w roli trenera. Szczerze mu na niej zależało, mówił nam, że zasypiał z myślą, co będzie robił z chłopakami następnego dnia. Starał się im organizować częste wyjazdy na obozy czy turnieje. Jego drużyna była jedną z silniejszych województwie, co też pokazywała na różnych zawodach. Trenerowi z Kraśnika rozgrywki Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” musiały mocno utkwić w pamięci, skoro jest w stanie od razu sobie przypomnieć, kogo pokonali w meczu o brązowe medale sprzed niemal… 16 lat.

– Dużo czasu im poświęcałem. To była moja pierwsza praca i byłem zafascynowany tym wszystkim. To ja prowadziłem Damiana i chłopaków w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” – został wtedy królem strzelców imprezy. Zawody odbywały się w Międzyrzeczu Podlaskim i zajęliśmy w nich trzecie miejsce w województwie lubelskim. W decydującym meczu pokonaliśmy Puławiaka Puławy – bardzo dobrze to pamiętam – dodaje.

Tutaj nie było mowy o przypadku. Damian Szymański wyróżniał się od najmłodszych lat i ciężko pracował na swój sukces. Wiadomo było, że na Kraśniku się nie skończy i dostanie szansę w lepszym klubie. W GKS-ie Bełchatów zadebiutował w sierpniu 2013 roku (5:0 z GKS-em Katowice), był wtedy dwa miesiące po swoich 18. urodzinach. Na pierwszego gola musiał czekać do marca i tak się składa, że trafił właśnie w meczu z „GieKSą” – tamten sezon zakończył z dorobkiem dwóch bramek. Już w sezonie 2014/2015 występował w Ekstraklasie, a w kampanii 2016/2017 zaczął grać dla Jagiellonii Białystok. W 2018 roku, jako zawodnik Wisły Płock, zadebiutował w pierwszej reprezentacji w starciu z Włochami. Do tej pory uzbierał cztery spotkania w biało-czerwonych barwach, a aktualnie jest piłkarzem greckiego AEK-u Ateny.

– Myślę, że miał potencjał, ale wiadomo, że każdy marzy o tym, żeby jego wychowanek zaistniał w Ekstraklasie czy został reprezentantem kraju, ale o to nie jest łatwo. To, że ma się talent i gdzieś tam poprze się go pracą, to i tak nie oznacza, że się uda. Trzeba mieć obok siebie takiego Anioła Stróża, który poprowadzi przez tę piłkarską drogą. Damian miał wszystko – charakter, ciężko pracował i trafił na odpowiednich ludzi. Wszystkie czynniki zagrały i mu się udało, z czego jestem bardzo dumny. Mam z nim dobry kontakt, teraz jest w Atenach, ale rozmawiamy ze sobą na portalach społecznościowych czy widzimy się zawsze, jak przyjeżdża do Kraśnika – kończy Konrad Szmyrgała.

Coraz częściej odnosimy wrażenie, że w piłce młodzieżowej nie ma znaczenia, czy urodzisz się w Warszawie i trenujesz w szkółce Legii, czy mieszkasz w Wygwizdowie Dolnym i grasz z kolegami na krzywym, pełnym kretowisk boisku. Jeżeli masz talent, to i tak prędzej czy później ktoś go dostrzeże. Ale jeszcze ważniejsze jest to, o czym powiedział Szmyrgała – trafienie na odpowiednich ludzi. Za wielkimi nazwiskami zazwyczaj stoją trenerzy-pasjonaci, którzy poświęcali cały swój wolny czas, rodziny dla… kilkuset złotych miesięcznie. Tu nie chodzi jednak o pieniądze, ale o to, żeby za kilkanaście lat mieć świadomość, że ta praca nie poszła na marne i udało im się wychować piłkarza, z którego mogą być szczerze dumni.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix