CLJ-ka od środka: „Nie będziemy wychodzić na boisko jak strusie”

Czy są wśród naszych czytelników osoby, które pamiętają Adama Zejera z gry na boisku? Były reprezentant Polski, mistrz kraju z Zagłębiem Lubin z 1991 roku oraz mistrz Turcji z Besiktasem Stambuł obecnie pracuje w klubie, w którym stawiał swoje pierwsze kroki. W Stomilu Olsztyn. Jak sobie tam radzi? Sezon Centralnej Ligi Juniorów U-17 zaczął od zwycięstwa 6:5 nad Polonią Warszawa. Porozmawialiśmy z nim m.in. o jego przygodzie trenerskiej i wpływie doświadczenia piłkarskiego na jego warsztat. Jakim trenerem jest i chce być Adam Zejer? Czy ma ambicje na prowadzenie drużyn seniorskich?

CLJ-ka od środka: „Nie będziemy wychodzić na boisko jak strusie”

Za nami inauguracja sezonu CLJ U-17 i na sam start pańska drużyna zaserwowała mnóstwo emocji. Pokonaliście MKS Polonię Warszawa 6:5, ale wynik zmieniał się, jak w kalejdoskopie. Takie mecze mogą przyprawiać o zawał?

– Emocje sięgały zenitu. Mnóstwo było zwrotów akcji. Do przerwy prowadziliśmy 3:1, następnie przegrywaliśmy 4:5, żeby wygrać 6:5. Emocje długo mnie trzymały, dopiero co puściły, dlatego możemy teraz porozmawiać (śmiech).

Nerwy były ogromne?

– Gdy człowiek jest napięty i chce bardzo dobrze dla swojej drużyny, wtedy będą objawiać się nerwy i emocje. Nie jestem jak śp. trener Walery Łobanowski, który ustalał skład, taktykę, a potem siedział na ławce, obserwował i kiwał głową. Osobiście preferuję inny styl działania.

Rozumiem, że żył pan przy linii?

– Tak, cały czas z nimi żyję i oni dają mi dużo radości.

Czy już był czas na to, żeby usiąść i na spokojnie obejrzeć mecz z Polonią Warszawa, żeby potem go przeanalizować?

– Jeszcze nie, głębsza analiza będzie w czwartek. Porozmawiamy z zespołem, a przy okazji zajmiemy się przyszłym naszym rywalem, czyli Legią Warszawa. Mamy plan treningowy, którego się ściśle trzymamy i tak działamy. Częściową analizę przeprowadziłem tuż po meczu i napomknąłem coś w poniedziałek, ale też nie dużo, żeby to ciśnienie zeszło i w czwartek przejdziemy do treściwej analizy.

A jaki to był w ogóle mecz? To była gra błędów i sporej nerwowości? Czy zderzenie się dwóch ofensywnie grających drużyn, które nie kalkulowały, tylko parły do przodu?

– Wszystko to można ze sobą połączyć, bo były piękne akcje i gole. Wiele było sytuacji podbramkowych, jak i „kiksów” piłkarskich. Przez jeden z takich błędów straciliśmy gola na 2:3, który trochę nas podciął, a Polonia poczuła krew i szła za ciosem. Aczkolwiek daliśmy radę i trzeba to oddać zawodnikom, i im pogratulować.

To na pewno, bo na sam start ligi trafił się wam bardzo trudny terminarz, z uwagi na sam fakt, że jesteście beniaminkiem. Najpierw starcie z mistrzem rundy jesiennej, MKS-em Polonią Warszawa, a w drugiej kolejce mecz z Legią.

W poprzedniej naszej rozmowie, zaznaczałem panu, że będziemy walczyć o pozytywny rezultat w każdym meczu, nie biorąc pod uwagę klasę i nazwę rywala. Oczywiście każdego przeciwnika szanujemy i doceniamy ich umiejętności, ale przede wszystkim się nie boimy. Nie będziemy wychodzić na boisko jak strusie. Znamy swoją wartość. Wiemy, skąd pochodzimy i jacy jesteśmy – będziemy starali się w tej lidze, żeby w każdym meczu „dźgnąć”, jak najwięcej dla siebie.

Obserwuję Centralną Ligę Juniorów już od kilku lat i zauważyłem pewną tendencję, że beniaminkom na stracie sezonu udziela się stres i tzw. trema debiutanta. Musi minąć jakiś czas, żeby młodzi zawodnicy przyzwyczaili się do tego szumu i zgiełku wokół tych rozgrywek. Bo to wszystko powoduje, że pojawiają się błędy, które wcześniej nie miały miejsca. Czy pan to zauważył w swoim zespole? Czy wręcz przeciwnie, z pełnym przekonaniem, może trener powiedzieć, że stresu i tremy nie zauważył w swoim zespole?

– Cały czas pracowaliśmy nad tym, żeby umocnić zawodników w sferze mentalnej. Oni nie powinni czegoś się bać w tej lidze. Mamy trenera mentalnego, który pracuje systematycznie z grupą i spotyka się również indywidualnie z zawodnikami. Tego się nie obawiałem. Też ich nakręcałem i motywowałem, jak tylko potrafię. Z racji swojego doświadczenia piłkarskiego znam realia boiskowe i wiem, jak zareagować, żeby odpowiednio nastawić zespół. Wiadomo, że są obawy i słabości, ale trzeba ich pozytywnie nakręcić, bo nie powinni się bać. Oczywiście mają do tego prawo, bo są to tylko ludzie, ale naszym zadaniem jest dążenie do tego, żeby ten strach wyeliminować.

Zostańmy przy sferze mentalnej, przed chwilą mówiliśmy o tremie debiutanta, ale po takim zwycięstwie nad mistrzem rundy jesiennej, może się pomieszać w głowach młodych chłopaków. Przejście ze skrajności w skrajność, bo takie wygrane budują pewność siebie i trzeba z tym uważać, żeby nie przyniosło to negatywnych skutków.

– W tym moja rola, żeby dusić to w zarodku. Jeden mecz nie czyni z nas mistrzów, bo zdobyliśmy tylko trzy punkty. Tak samo jedno spotkanie nie czyni z nas nieudaczników, bo przegraliśmy. Chcemy wygrywać każdy kolejny mecz, jeżeli przeciwnik na to pozwoli, będziemy kolekcjonować punkty, jeżeli postawi trudne warunki, których nie będziemy w stanie przeskoczyć, z racji swoich słabości piłkarskich, wtedy będziemy przyjmować dany wynik z pokorą. Liga jest długa, jeszcze przed nami 13 kolejek, jest o co grać, a my mamy nawet potrójną motywację. Bo od trzech lat biliśmy się o Centralną Ligę Juniorów. Najpierw przegraliśmy baraże o CLJ U-15 z Talentem Białystok, gdzie zabrakło nam jednej bramki. Rok później Jagiellonia Białystok pokonała nas w drodze do CLJ U-17. Wreszcie udało nam się dostać na ten poziom, nie po to, żeby „se pograć”, tylko żeby zaistnieć. I taki jest mój przekaz do zespołu.

Czy taki „horror”, jaki miał miejsce w miniony weekend, to może być coś, co będzie was charakteryzowało do końca sezonu?

– Mam nadzieję, że tak będzie. Jeżeli te „horrory” będą kończyć się happy endami, czyli naszymi zwycięstwami – nie ma problemu, dam radę i przeżyję tę ligę (śmiech).

A jeśli raz będzie się kończyć na waszą korzyść, a innym razem na przeciwnika?

– To jest młodzieżowa piłka. Nie jesteśmy zespołem, który zagwarantuje to, że „ogolimy” wszystkich, bo nie ma takiej możliwości, ale w każdym meczu będziemy starali się grać o zwycięstwo. I z takim nastawieniem, bez względu na nazwę rywala, będziemy wychodzili i próbowali wygrywać.

Ofensywny styl to jest coś, co będzie was charakteryzowało w tej lidze?

– Tak, mam dwóch fajnych, szybkich skrzydłowych i zawodnika na pozycji numer „9”, który również jest dynamiczny. Cała trójka na pierwsze pięć metrów schodzi poniżej sekundy. Ciężko ich powstrzymać, a jeśli to się uda przeciwnikom, mamy jeszcze do tego pomocników, którzy potrafią uderzyć z dystansu, a dowodem na to jest Dawid Grablewski, który grając na pozycji numer „6”, zdobył hat-tricka w starciu z Polonią. Do tego też są stałe fragmenty gry, więc przeciwnik musi spodziewać się zagrożenia w każdym momencie (śmiech). Słyszę, że znowu pan redaktor się śmieje, gdy mówiłem to samo pół roku temu, też pan się śmiał (śmiech). Uprzedzam, że zespół o tym wie, bo ja im wszystko przekazuję, powiedziałem nawet takie zdanie: „ciekawe, czy dziennikarz Weszło będzie nadal się śmiał, gdy do mnie teraz zadzwoni”.

Śmiech to zdrowie, a ja nie mam złych intencji, niech wam się wiedzie. 

– Chciałbym też zaznaczyć, że mamy dużo pokory. Pracujemy i doskonalimy się dalej. Super wyszła nam inauguracja, wstrzeliliśmy się z formą, a graliśmy z bardzo mocnym przeciwnikiem. Drużyna Polonii Warszawa postawiła naprawdę bardzo mocne warunki, ale daliśmy radę. Pokora i praca, i nic więcej. Nic nie ma prawa nas rozproszyć. To dopiero pierwsze zwycięstwo, a liga trwa do początku czerwca, więc różne rzeczy mogą się jeszcze wydarzyć.

Czyli Legia Warszawa nie może spać spokojnie i powinna mocno obawiać się Stomilu Olsztyn?

– Nie mam pojęcia, jak do nas podejdą. Wolałbym, żeby nas zlekceważyli (śmiech).

Podejrzewam, że obok waszego meczu z Polonią Warszawa (6:5) nie przejdą obojętnie.

– Gdy zobaczy się wynik 6:5 z zespołem, który wygrał rundę jesienną, na pewno da im to do myślenia. Jednak każdy mecz jest inny. I tak będzie też w sobotę o godz. 13.

Jak ocenia trener wasz okres przygotowawczy do sezonu? Czy mierzyliście się z mniejszymi lub większymi problemami podczas przygotowań? Dochodziły nas słuchy od różnych drużyn z CLJ, że przeszkadzały im kontuzje, choroby lub zła pogoda.

– Zgadza się i my też mierzyliśmy się z podobnymi problemami. Pogoda nam nie sprzyjała, a dwóch czołowych zawodników borykało się z urazami. Na szczęście nie było to nic groźnego. Udało się zrealizować cały program treningowy, nie pominęliśmy ani jednej jednostki treningowej. Gdy nasze boisko było zaśnieżone lub zmrożone, nie płakaliśmy, tylko wychodziliśmy na plac i robiliśmy robotę. Były problemy z zatrzymywaniem się, ale udało się przetrwać tę walkę. Najgorsze jest to, że zima dalej nie odpuszcza. Mam nadzieję, że już niedługo będzie zielono i pozwoli to nam na realizację programu treningowego w stu procentach, żeby było więcej piłki w tej piłce. A jak oceniam same przygotowania? Super i z tego miejsca chciałbym pochwalić naszego prezesa, Grzegorza Lecha. Pomógł nam w zorganizowaniu takich sparingpartnerów, jakich preferowałem. Jestem bardzo zadowolony, że klub zaopiekował się tym zespołem, bo może akurat z tej drużyny kilku zawodników trafi do seniorskiej ekipy i będą stanowić o sile Stomilu.

Jaki plan na wprowadzanie młodych zawodników do piłki seniorskiej macie w Stomilu Olsztyn? Bo wiemy, że przejście z wieku juniora do seniora nie zawsze jest płynne.

– CLJ-ka pozwoli tym chłopakom rywalizować na najwyższym poziomie w Polsce. Oni grając z najlepszymi zespołami w Polsce, nabiorą pewne doświadczenie, które poparte będzie codzienną pracą. Reszta zależy od nich, kto na tyle się rozwinie, że trafi do pierwszego zespołu lub rezerw? Mamy przygotowany plan na tych zawodników. Klub wykonał taki manewr, że zaprosił do współpracy Remigiusza Rzepkę, Michała Garnysa, Tomasza Olszewskiego, czyli trenerów od przygotowania motorycznego. Do tego dochodzi przygotowanie mentalne, za które odpowiada Artur Koluch. Oni na razie uczą nas, trenerów, a później przyjadą i zrobią badania ukierunkowane na profesjonalizm, a wyselekcjonowani zawodnicy będą brać udział w tym projekcie, żeby, jak najlepiej przygotować ich do gry w seniorach. Kto da radę – pierwsza liga. Na kogo będzie trzeba jeszcze poczekać – drużyna rezerw. Niestety, wszyscy nie zostaną zawodowymi piłkarzami, ale to jest normalne, bo występuje tzw. selekcja naturalna (śmiech). Aby zostać zawodowym piłkarzem, trzeba być świadomym celu, bardzo tego chcieć i do tego dochodzą umiejętności. Piłce nożnej trzeba oddać całego siebie, nie ma półśrodków.

Czy zawodnicy z pana zespołu już są w kręgu zainteresowań trenera pierwszego zespołu? Czy już byli zapraszani na treningi?

– Tak, Jakub Brdak nawet wystąpił jesienią w dwóch ligowych meczach z Odrą Opole, gdzie był bliski zdobycia bramki, i z Widzewem Łódź. W sumie trzech moich zawodników trenowało z pierwszym zespołem i trener Adam Majewski w pozytywnych słowach wypowiadał się na ich temat. Asystent pierwszego trenera, Piotr Klepczarek, ogląda uważnie nasze mecze i decyzja na końcu będzie należeć do sztabu szkoleniowego, kogo będą widzieć u siebie w drużynie.

Skoro już jesteśmy przy przejściu z wieku juniora do seniora, chciałbym poznać pana optykę na to, dlaczego dzieje się tak, że często młodzi utalentowani zawodnicy, wchodząc do piłki seniorskiej, zderzają się ze ścianą i przepadają?

– Uważam, że dobry piłkarz, wchodząc do seniorskiej szatni, musi tak grać, żeby na każdym kroku udowadniać, dlaczego znalazł się w tym miejscu. Pamiętam swoje początki, gdzie miałem 16 lat, oczywiście było to dawno temu, wchodząc do seniorskiej szatni, byłem przerażony. Aczkolwiek byłem pewny swoich umiejętności i ta cecha spodobała się starszym kolegom z zespołu, i zaakceptowali mnie. Jednak zaakceptowali mnie, nie, dlatego, że: „Adaś to fajny chłopak jest”, tylko po prostu potrafiłem grać w piłkę. Mówi pan o zderzeniu ze ścianą, jak nie dają rady, to się odbijają. Na tym to polega, że jeśli masz umiejętności, pracujesz nad sobą i jesteś zaangażowany to prędzej czy później ci się uda. Jeśli nie Stomil Olsztyn, to inny klub. Zawsze jakiś trener zobaczy coś w danym zawodniku i mu pomoże. Dużo zależy od nastawienia chłopaka do tego zawodu.

Gdy pan wchodził do piłki seniorskiej to były lata 80. Dużo się zmieniło od tamtej pory m.in. szatnia. Często przytacza się sytuacje z tamtego okresu, gdzie „starszyzna” w zespole karciła i na swój sposób wychowywała młodych piłkarzy. Mam wrażenie, że na przestrzeni lat to podejście do seniorskiej szatni się zmieniło, ale i tak nie do końca przełożyło się to na płynne przejście z wieku juniora do seniora.

– Tak, czasy są inne. Można powiedzieć, że kiedyś ciężej było wejść do drużyny seniorów. Teraz jest zdecydowanie łatwiej, ale nie zmieniła się jedna rzecz, jeżeli umiesz grać w piłkę i wejdziesz na ten poziom, gdzie zostaniesz zaakceptowany, to zostajesz. Jednak, gdy nie dasz rady, to odbijesz się od tej szatni i spadniesz piętro niżej. Jeżeli wyróżniający się zawodnik w  grupie młodzieżowej, wchodząc do piłki seniorskiej, boi się grać, niech da sobie spokój już teraz, bo szkoda prądu. Tutaj nie ma czego się bać, wychodzisz na boisko i grasz swoje.

Często mówi się, że trener z doświadczeniem piłkarskim jest w stanie więcej przekazać młodym zawodnikom od tych bez tego doświadczenia. Czy zgadza się pan z tą tezą?

– Zgadzam się, bo też mnie dotyczy ta teza, gdzie na własnej skórze doświadczyłem drogi piłkarskiej od trampkarza do seniora. Wiem, na czym to polega i jak to się odbywa. Teraz przekazuję swoje doświadczenie. Żadne studia czy kursy trenerskie nie dadzą ci takiego doświadczenia życiowego, jeżeli ty nie znajdowałeś się na boisku czy piłkarskiej szatni, i nie wiesz, z czym to się je. Szanuję wszystkich trenerów, również tych bez doświadczenia piłkarskiego, ale uważam, że zawsze ci z doświadczeniem piłkarskim będą mieli lekką przewagę, nawet z uwagi na to, że sam też dobrze grałem w piłkę. Jeżeli trener, były piłkarz, potrafi opowiedzieć i przekazać swoje doświadczenie, wtedy jest to wartość dodana dla młodych zawodników. Aczkolwiek nikogo nie przekreślam, bo jest wiele przypadków szkoleniowców, którzy nigdy nie grali w piłkę, a są świetnymi fachowcami. Jednak i tak uważam, że były zawodnik zawsze będzie miał delikatną przewagę nad tymi bez tego doświadczenia, ale trzeba to jeszcze wykorzystać w praktyce.

Jakim trenerem jest i chce być Adam Zejer?

– Jestem strasznie wymagający. Dbam o szczegóły, żeby nie było bylejakości. Wymagam pełnej koncentracji na całej długości i szerokości boiska, a z przodu daję im pełną inwencję twórczą: mają kiwać, zakładać „kanały”, uderzać z dystansu, centrować, iść do przodu i walczyć. Preferuję odważny styl grania, z pełnym zabezpieczeniem tyłów w razie kontrataku przeciwnika, ale chcemy grać widowiskowo, bo też tego chcą kibice. Ludzie nie będą przychodzić na mecze i siedzieć. Piłka nożna to nie jest teatr. Ludzie lubią, gdy coś się dzieje, są: emocje, parady bramkarskie, strzały, zwroty akcji itd., i w tym kierunku musimy iść.

Przygotowując się do tej rozmowy, kilkakrotnie mignęły mi opinie kibiców Stomilu, że pan powinien być teraz w sztabie szkoleniowym pierwszoligowej drużyny. Czy w ogóle ma trener takie aspiracje, żeby w przyszłości działać z seniorami? Czy pan tylko i wyłącznie skupia się na tym, żeby wychowywać kolejnych piłkarzy do pierwszego zespołu?

– Każda rola trenerska zaproponowana przez władze Stomilu, będzie przeze mnie zaakceptowana. W 2018 roku pracowałem przy pierwszym zespole, kiedy to byłem asystentem Piotra Zajączkowskiego. Nikt w nas nie wierzył, a my, Olsztyniacy, wspólnymi siłami, utrzymaliśmy zespół w pierwszej lidze. Pamiętam, że nasz obecny prezes, Grzegorz Lech, strzelił osiem bramek na wiosnę. Pokazaliśmy ten charakter olsztyński. Jeżeli będą chcieli, żebym pracował w sztabie pierwszego zespołu, będę pracował w sztabie pierwszego zespołu. Jeżeli będą chcieli, żebym zajmował się młodzieżą, będę dalej to robił. Na to wpływu nie mam.

Czy chciałby pan funkcjonować w piłce seniorskiej jako szkoleniowiec? Czy nie ma pan takich ambicji?

– Jeszcze kilka lat temu w grupach młodzieżowych było miejsce tylko na trzy treningi w tygodniu. Wiadomo, że wtedy aspekt finansowy też wchodził w grę. I trener musiał posiłkować się wtedy pracą w IV lidze czy jakimś zespole z A-klasy. Seniorska piłka od strony szkoleniowca nie jest mi obca, też się w niej odnajduję, ale zobaczymy, co przyniesie czas, bo co ja mogę chcieć (śmiech)? To jest jak opowieść o piłkarzu, którego chciały dwa kluby. Jeden chciał go kupić, a drugi nie chciał sprzedać. Pewnie, że myślę o tym, ale nie jest to też jakieś moje marzenie czy wyzwanie na kolejne lata. Jednak wolę szlifować młodych chłopaków i przygotowywać do piłki seniorskiej, a co przyniesie przyszłość? Zobaczymy w czerwcu.

Lepiej i łatwiej jest pracować z młodymi zawodnikami jako trener aniżeli z seniorami?

– Zestawiając pierwszą drużynę Stomilu z juniorami, powiedziałbym, że jest to podobna praca i nie rozgraniczałbym jej na łatwiejszą i trudniejszą. W tych obu miejscach spotykam się ze świadomymi ludźmi, którzy poświęcają się piłce. Nie jestem w stanie precyzyjnie odpowiedzieć panu na to pytanie. Bo też inna jest rola trenera prowadzącego w juniorach, a inna w pierwszej drużynie, gdy działasz jako asystent.

Mówił pan też o dodatkowych pracach z seniorami na niższym poziomie i bardziej do tego nawiązywałem.

– To jest dopiero pole do popisu w niższych ligach. Całe szczęście, że jest taka możliwość, aby przeprowadzić siedem zmian na tym niższym poziomie. Tam jest tak, że na jednym treningu pojawi się czterdzieści osiem osób, a na drugim… już tylko sześciu (śmiech). Praca w niższych ligach to jest dopiero wyzwanie, bo trzeba też delikatnie się z nimi obchodzić, żeby nikogo nie urazić. Jeżeli powiesz zawodnikowi, że nie nadaje się do gry – nie przyjdzie ci na następny trening, a gdy on nie przyjdzie na zajęcia, wtedy ich nie przeprowadzisz, bo będzie za mało ludzi (śmiech). Jeżeli chodzi o pracę w pierwszej lidze, to są zupełnie inne realia. Wszystko jest poukładane od A do Z. Zawodowemu futbolowi mówię zdecydowanie: „tak”.

Ma pan bardzo bogatą przeszłość piłkarską: reprezentacja Polski, mistrzostwo Polski z Zagłębiem Lubin, mistrzostwo Turcji z Besiktasem. Ciekawi mnie jedna rzecz, gdy pan opowiada młodym zawodnikom o swojej karierze, czy to nie jest tak, że odbierają to za „opowieści z krypty” i mówią „panie trenerze, kiedy to było”?

– Żyjemy w czasach Internetu, więc mecze z moim udziałem są dostępne i można je obejrzeć, aby utwierdzić się w przekonaniu, że nie opowiadam bajek, bo mówię tylko o tym, co przeżyłem. To są fakty i można grać w taki sposób. Można z Olsztyna wybić się na fajnego zawodnika i przeżyć świetną przygodę, dzięki piłce.

A czy nie pojawiają się kontry w stylu: „panie trenerze, piłka nożna się zmieniła, to nie jest to samo, co trzydzieści lat temu”?

– Tak, i wtedy wchodzę do akcji, zakładam „siatki” dwóm zawodnikom z rzędu i nie mają już żadnych argumentów (śmiech).

Co chcecie pokazać w CLJ-ce? Jakie macie główne założenia i cele na ten sezon?

– Gdy mamy do czynienia z wielkim turniejem rangi międzynarodowej, zawsze pojawia się drużyna, którą nazywa się „czarnym koniem”. Chciałbym, żeby mój zespół został „czarnym koniem” tych rozgrywek. A tak się stanie, jeśli będziemy odpowiednio podchodzić do każdego kolejnego meczu i wygrywać.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix