Trzy lata w związku. Jak Jacek Magiera wypadł w narodowych barwach?

„Jacek Magiera rezygnuje z prowadzenia młodzieżowej reprezentacji. Chce wrócić do piłki klubowej” – w miniony czwartek mogliśmy trafić na takie nagłówki na praktycznie każdym piłkarskim portalu. Po trzech latach spędzonych w Polskim Związku Piłki Nożnej, w trakcie których m.in. prowadził kadrę na mundialu do lat 20 i zaliczył krótką przygodę z młodszym rocznikiem, zdecydował się na odejście. Jaka to była kadencja w wykonaniu 44-latka?

Trzy lata w związku. Jak Jacek Magiera wypadł w narodowych barwach?

Jeżeli człowiek ma w życiu jakąś wyznaczoną drogę, to od samego początku było wiadomo, że Jacek Magiera zostanie w przyszłości trenerem. A jakim był wcześniej zawodnikiem? Niezłym, ale też znów bez przesady – nigdy nie udało mu się zadebiutować w pierwszej reprezentacji. Nie wpasowywał się w trendy polskich piłkarzy przełomu wieku, którzy z dzisiejszej perspektywy podchodzili do swojego zawodu… z pewnym dystansem. Uczył się od własnych opiekunów i już w trakcie kariery miał zdecydować, że jego powołaniem jest zostanie szkoleniowcem. Mógł po karierze odcinać kupony udając eksperta w dowolnej telewizji, lecz zdecydował się na trochę ambitniejsze i zdecydowanie bardziej wymagające zadanie.

O Magierze mówiło się, że nie nadaje się do seniorskiej piłki. Że jego charakter jest zbyt miękki. Swoimi sztuczkami z kartami i różnymi metaforami może przekonać 18-latka, ale doświadczonego zawodnika już nie bardzo. Jego odejście z Legii Warszawa było jednak trochę zaskakujące, bo przecież w stolicy osiągał całkiem dobre wyniki, z powodzeniem walczył w Lidze Mistrzów ze Sportingiem, Ajaxem Amsterdam czy Realem Madryt. Owszem, „Legioniści” nie zakwalifikowali się wówczas do europejskich pucharów, ale chcemy tylko przypomnieć, że od tego czasu również im to się nie udało.

Obejmując posadę selekcjonera reprezentacji Polski do lat 20, wiedział, że jego najważniejszym zadaniem będzie przygotowanie kadry do młodzieżowego mundialu. Dostał na to sporo czasu, bo niecałe półtora roku. Mógł sobie wszystko spokojnie zaplanować i przetestować, to nie była opcja „last minute” jak Paulo Sousa na czerwcowe EURO.

Jacek Magiera podpisał kontrakt ze Związkiem w marcu 2018 roku, a pierwszy mecz poprowadził we wrześniu. W tym czasie mógł się dokładniej przyjrzeć młodym zawodnikom z Ekstraklasy oraz I ligi, ale również tym występującym w zagranicznych klubach.

I w tym miejscu mamy jedno pytanie: po co? Co dali tej reprezentacji piłkarze z polsko-niemieckim pochodzeniem, którym przypominało się o miejscu urodzenia babci czy dziadka, kiedy dosyć słusznie uświadamiali sobie, że w kadrze naszych zachodnich sąsiadów to mogą jedynie nosić bidony z wodą? Żeby oni się chociaż bronili umiejętnościami na boisku, to jeszcze podchodzilibyśmy z przymrużeniem okiem do tych wszystkich wywiadów z 20-letnimi piłkarzami, którzy nie są w stanie określić swojej narodowości, bo przecież całe życie mieszkają w Niemczech, w Polsce byli 12 lat temu na wakacjach, ale jak teraz selekcjoner wysłał powołanie do reprezentacji, to jednak co niedzielę jemy w domu rosół ze schabowym, mamy śmietnik pod zlewem w kuchni, a zamiast sernika wiedeńskiego wolimy ciasto z kiełbasą w środku.

Początki bywają ciężkie i tak też było w tym przypadku. Zaczęło się od trzech porażek z rzędu (jednej z Włochami i dwóch ze Szwajcarią), w których „biało-czerwoni” nie potrafili nawet strzelić gola. Dopiero przy okazji czwartego spotkania przyszedł moment na chwilę radości, bo Polacy pewnie pokonali 3:0 rówieśników z Czech. Przed mundialem były jeszcze dwie przegrane z Holandią i Portugalią (do wybaczenia), dwa zwycięstwa z Ukrainą i Japonią oraz strata punktów z Niemcami.

Mistrzostwa świata do lat 20 rozgrywane w Polsce. Wielka szansa, a zarazem ogromne wyzwanie przed selekcjonerem i zawodnikami. Gdyby mundial odbył się w dowolnym innym państwie na świecie, nikt by się nim specjalnie nie zainteresował, a tu jednak będzie na nich spoglądać setki tysięcy fanów – nie tylko piłki młodzieżowej.

Odpowiedzmy sobie na kilka istotnych pytań. Czy Jacek Magiera miał do dyspozycji wszystkich dostępnych zawodników? Otóż nie, nawet jeżeli ktoś łapał się wiekiem, a wcześniej grał już w kadrze Czesława Michniewicza, to w niej zostawał. Można się domyślić, że jeśli młodszy zawodnik grał w starszej reprezentacji, to musiał się wyróżniać i na pewno by się na mundialu przydał. Czy gospodarze byli faworytami imprezy? W żadnym wypadku, ta kadra nie miała takiego potencjału, by walczyć o najwyższe cele. Czy Polacy rozegrali dobry turniej? Porażka z Kolumbią, wygrana z Tahiti, remis z Senegalem i odpadnięcie w 1/8 finału z Włochami pokazują, że nie, ale zdecydowanie bardziej boli fakt, że „biało-czerwoni” po prostu grali słabo.

Mamy zagwozdkę, czy to dobrze, że mundial odbył się w naszym kraju. Naturalnie pod względem organizacyjnym wszystko zagrało, a przewaga własnego boiska jest niepodważalna. Kibice oglądali jednak drużynę, która była trochę… bezpłciowa. Nie było innej opcji niż wysoka wygrana nad Tahiti, ale co z pozostałymi spotkaniami? Musieliśmy zremisować z Senegalem i przegrać z Kolumbią oraz Włochami? Styl gry raczej nie rzucał nikogo na kolana, wyniki również. Młodzi zawodnicy nie dali się zapamiętać pozytywnie praktycznie z niczego – żaden skaut nie zapisał sobie ich nazwiska w swoim notesiku.

Musiał przyjść moment rozczarowania. Wyjście z fazy grupowej i odpadnięcie w 1/8 finału z silnym rywalem wstydu może nie przynoszą, ale apetyty były na znacznie więcej – w końcu kilkanaście tysięcy gardeł wspierało ich z trybun w każdym meczu. Taka jest tego wszystkiego wada, że jak ma się wobec kogoś lub czegoś jakieś oczekiwania, to potem łatwo można się zdołować.

Nie da się ukryć, że reprezentacji Jacka Magiery brakowało takiego meczu, jak starcie Polski z Portugalią w barażach ME U-21. Jeśli jesteś nijaki, to ciężko cię polubić. I tak trochę było z tą kadrą. Nie wzbudzała większych emocji, nie zachwycała, nie wygrywała wielkich spotkań. Które ze starć podczas jego kadencji było tym najlepszym? No przecież nie to z Tahiti… Nie jest tak, że od razu przychodzi nam do głowy jakaś batalia, ale jeżeliby musielibyśmy już wybierać, to chyba późniejsze zwycięstwa ze Szwajcarią i Niemcami. Problem jest taki, że były to spotkania jedynie o pietruszkę.

Dobra, dobra – przynajmniej niektórzy piłkarze się potem mocno rozwinęli. Jacy? Jakub Moder? Ten sam zawodnik, który przeszedł później za 11 milionów euro do Brighton, a nawet nie załapał się na mundial? Tymoteusz Puchacz? Ciężko stwierdzić, jaki wpływ miała na niego młodzieżowa reprezentacja, ale tutaj większe zasługi przypisalibyśmy jednak Lechowi Poznań. Analogiczna sytuacja jest z Legią Warszawa i Radosławem Majeckim. Jego podopieczni się rozwijali, ale nie staniesz się lepszym piłkarzem na tygodniowym zgrupowaniu. Liczy się codzienna praca w klubie. Może jeszcze pierwsza reprezentacji wywiera jakiś wpływ na młodego zawodnika, że Robert Lewandowski przekaże ci jakąś cenną radę, a Piotr Zieliński zwróci uwagę, że możesz coś robić lepiej, ale tak samo nie działa kadra do lat 20.

Co działo się po mistrzostwach świata? Nic szczególnie godnego uwagi, chociaż to wtedy reprezentacja rozegrała swoje teoretycznie najlepsze dwa spotkania. Zaczęło się od porażki z Włochami (paradoksalnie nie ma znaczenia, o którym z trzech meczów z tym rywalem mówimy), a skończyło na remisie z Norwegią. Potem doszło do zmian na stanowiskach selekcjonerów młodzieżowych reprezentacji, 44-latek przejął kadrę U-19, ale tutaj również nie ma za wiele do powiedzenia, ponieważ po decyzji UEFA o odwołaniu eliminacji do mistrzostw Starego Kontynentu z powodu ryzyka związanego z pandemią, szkoleniowiec zdecydował się podziękować za dotychczasową pracę i wrócić do piłki klubowej.

Czy to była świetna kadencja? Nawet on sam tak pewnie o niej nie myśli. Czy była to dramatyczna kadencja? Absolutnie nie. Oczywiście, że mógł osiągnąć trochę więcej, bardziej dać się zapamiętać, ale też nie miał warunków do tego, żeby włączyć się na mundialu do walki o medale. To była przeciętna kadra, żadne największe talenty tego rejonu świata. Nie mógł skorzystać z najlepszych, więc musiał grać tym, co miał. Nie było momentów wielkiej chwały czy wielkiej kompromitacji. Taka trójka z plusem. Kluczowe jest jednak to, że dzisiaj przynajmniej kilku udało się wybić, a nazwisko „Magiera” jest wymieniane wśród najlepszych szkoleniowców w kraju.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix