Od małego znajdował się na radarze Legii Warszawa. Jako dzieciak regularnie jeździł na testy z Jasła do Warszawy – zdarzało się, że i sam wsiadał do autobusu kursującego z Podkarpacia na Mazowsze, a na miejscu odbierał go któryś z bliskich. Mógł trafić do klubu z Łazienkowskiej, ale gdy zastanawiał się, jaki wykonać następny po grze w UKS-ie Szóstka Jasło krok, „Legioniści” się rozmyślili. Więc trafił do Cracovii. Jak wyglądały początki przygody z piłką Michała Rakoczego?

Piłkarski rodzic: Krzysztof Rakoczy

Piłka była z nim od samego początku, a konkretnie… piłeczka do ping-ponga, w którego Rakoczy sporo grał za dzieciaka. Wśród piłkarzy jest to bardzo popularna rozrywka, ponieważ poprawia czas reakcji, jest dynamiczna, nie wymaga niesamowitych warunków do gry oraz zaawansowanych umiejętności, a najważniejszą zaletą tej gry jest fakt, że ciężko nabawić się przy niej kontuzji, więc trenerom również ona nie przeszkadza, będąc stałym punktem każdego sportowego obozu.

Czy nastolatek swoje zamiłowanie do sportu „odziedziczył” po członkach rodziny? Można tak powiedzieć, aczkolwiek żaden z jego bliskich nie był związany ze sportem zawodowo – jedynie dla przyjemności i amatorsko. Ojciec i wujek grali w piłkę w niższych ligach, natomiast siostra próbowała swoich sił w siatkówce.

Opiekunowie mający swoje pociechy w akademiach z dużych miejscowości narzekają czasami, że przejazd z jednego do drugiego końca miasta w godzinach szczytu jest horrorem, więc szukają szkółki jak najbliżej pracy lub swojego miejsca zamieszkania. Z zupełnie innego założenia wychodzili rodzice Michała Rakoczego, którym zdarzało się wozić syna na trening nie przez pół Wrocławia czy Krakowa, a przez pół… Polski. Trzeba docenić ich poświęcenie, bo mało komu chciałoby się pokonywać regularnie trasę z Jasła do Warszawy i to tylko po to, żeby kilkulatek potrenował w trochę lepszym zespole.

18-latek nie miał jednak sielankowego dzieciństwa. Od pierwszych klas szkoły podstawowej musiał się pogodzić ze stratą jednego rodzica. Jego mama zmarła, dzisiaj obserwuje poczynania syna z góry i musi być z niego bardzo dumna. Ciężar wychowania dziecka spadł na jego ojca, dla którego to również była cholernie ciężka sytuacja. Pan Krzysztof mówi nam, że początkowo sporo pomogli mu trenerzy z UKS-u Szóstka Jasło. Tego samego klubu, w którym swoje pierwsze kroki stawiał Kamil Piątkowski.

– Od początku się wyróżniał. Szybkością, techniką, uderzeniem. Michał był w gronie kilku najzdolniejszych chłopaków z Jasła. Jeździłem z nim na różne treningi czy zawody i od małego był asem. Dużo dała mu praca z trenerem Arturem Tomaszewskim wyjaśnia Krzysztof Rakoczy.

Wyróżniał się „wszystkim”, poza warunkami fizycznymi. Zawodnik Puszczy Niepołomice nawet w Centralnej Lidze Juniorów był jednym z niższych zawodników w stawce. Ciężko, żeby było inaczej przy niewiele ponad 170 centymetrach wzrostu…

O talencie tego chłopaka zrobiło się głośniej w 2014 roku. Wraz z drużyną z rodzinnej miejscowości triumfował w finałach wojewódzkich Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” i w nagrodę pojechał do Warszawy na finały krajowe. Brylował również pod względem indywidualnym, został królem strzelców na Podkarpaciu, a statuetka dla najlepszego zawodnika rozgrywek powędrowała za to do jego kolegi z zespołu – Arkadiusza Barana (dzisiaj obrońcy III-ligowej Wólczanki Wólka Pełkińska). Stolicy już się im nie udało podbić, ale nazwisko „Rakoczy” znalazło się w notesach wielu obserwatorów Turnieju.

Kończąc szkołę podstawową, zmienił również klub. Mógł trafić do Legii, ale w Warszawie się ostatecznie rozmyślili, więc wybrał ofertę Cracovii. W Krakowie wiedzieli, że mają do czynienia z dużym talentem. Zauważyli go również trenerzy młodzieżowych reprezentacji Polski, więc regularnie mógł liczyć na kolejne powołania.

Trzeba przyznać, że z Jasła do Małopolski jest trochę bliżej niż z Jasła na Mazowsze, ale i tak w dosyć młodym wieku nastolatek musiał odnaleźć się sam w wielkim mieście. Zamieszkał w internacie i początkowo nie miał problemu, żeby łączyć szkołę z treningami, lecz gdy zaczęły się zaproszenia od Michała Probierza na zajęcia pierwszego zespołu, które nieraz odbywały się dwa razy dziennie, dodatkowo w godzinach porannych, nie było mu już tak łatwo o dobre stopnie. Obecnie lekcje w całym kraju są prowadzone w systemie zdalnym, więc nie ma już kłopotu z terminami.

Co świadczyło o jego niemałych sportowych umiejętnościach? Dobre występy w Centralnej Lidze Juniorów? Tak, ale nie tylko. Powołania do młodzieżowych reprezentacji Polski? Owszem, ale były też czynniki. Michał Rakoczy został pierwszym zawodnikiem z rocznika 2002, który zadebiutował w Ekstraklasie. Z tego samego rocznika, z którego są chociażby młodzi piłkarze „Kolejorza” – Filip Marchwiński czy Jakub Kamiński. Z „Kamykiem” była trochę inna historia, bo on swój talent zaprezentował światu całkiem niedawno, ale przecież „Marchewa” był tym, który miał dołączyć do długiej listy wytransferowanych za grube pieniądze młodych talentów Lecha Poznań. Niby jeszcze ma czas, lecz na razie się na to nie zanosi.

Urodzony w Jaśle zawodnik, który może występować na pozycji ofensywnego pomocnika lub napastnika, inauguracyjne spotkanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym rozegrał dwa miesiące po swoich 16. urodzinach. Zagrał wówczas w kończącym sezon 2017/2018 starciu z Pogonią Szczecin. W zeszłej kampanii doczekał się za to pierwszego gola. Paradoksalnie strzelił go… głową, nie dając szans na skuteczną interwencję golkiperowi Piasta Gliwice.

Latem 18-latek został wypożyczony do I-ligowej Puszczy Niepołomice. Od Michała Probierza nie dostawał zbyt wielu szans na grę w pierwszej drużynie, więc zejście szczebel niżej może mu dużo pomóc. W drużynie żółto-zielonych jest podstawowym zawodnikiem, ale nie nazwalibyśmy go najzdolniejszym piłkarzem rozgrywek. Nadal czeka na swoją premierową bramkę w tych rozgrywkach, mimo że lada moment dobije do 800 rozegranych minut.

Cieszymy się, że chłopakowi, który nie miał łatwego dzieciństwa, udało się spełnić marzenia o zostaniu profesjonalnym piłkarzem. Droga na szczyt jeszcze długa, ojciec przestrzega go, że kariera jak szybko się zaczęła, tak szybko może się skończyć, ale wydaje nam się, że najlepszy strzelec Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” na szczeblu wojewódzkim jeszcze pokaże się w przyszłości z dobrej strony w Ekstraklasie.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix