CLJ-ka od środka: „Jeżeli mamy spaść z ligi, chcemy zrobić to na boisku”

Czego brakuje młodym zawodnikom z Kielc, że nie potrafią przebić się do seniorskiej piłki, choć na poziomach juniorskich prezentują się bardzo dobrze? Dlaczego w trakcie sezonu CLJ doszło do zmiany trenera w Koronie Kielce? Czy są przesłanki ku temu, żeby „Scyzoryki” wywalczyły sobie utrzymanie na boisku? Czy scenariusz, gdzie rozgrywki są anulowane, bez spadków i awansów, to najlepsza opcja dla drużyny z województwa świętokrzyskiego? Na te i wiele innych pytań odpowiedział nam Michał Gębura, były reprezentant Polski, mistrz Polski z Lechem Poznań, a obecnie szkoleniowiec Korony U-18.

CLJ-ka od środka: „Jeżeli mamy spaść z ligi, chcemy zrobić to na boisku”

Czy trener powoli godzi się z taką myślą, że jest już to koniec sezonu, gdzie rozgrywki nie zostaną już wznowione, a tym bardziej dokończone? Czy jeszcze ta nadzieja się tli i możliwy jest powrót do CLJ-ki?

– Nadzieja zawsze jest i wierzymy w to, że wrócimy do normalności. Chcemy grać. Mam nadzieję, że takie decyzje, które zapadły – zostaną zmienione. Uważam, że ryzyko zarażenia się na koronawirusem podczas uprawiania sportu w wykonaniu dzieci i młodzieży jest bardzo małe. Liczymy na to, że wrócimy do stanu przed pandemią. Chcemy grać. Jesteśmy gotowi dokończyć sezon na boisku. Jednak to nie od nas zależy, czekamy na decyzje rządu.

W takim razie, co robicie, żeby podtrzymać formę fizyczną? Juniorzy zostali przesunięci do drużyny rezerw Korony? Trenują indywidualnie w domu?

– Nie, mamy podpisane umowy kontraktowe z chłopakami, więc możemy z nimi pracować normalnie w mikrocyklu treningowym. Pod tym względem się nic nie zmieniło. Tylko tyle, że nie możemy rozgrywać spotkań. Jesteśmy cały czas w treningu. Chłopcy się niecierpliwią, bo chcemy grać. Jesteśmy w gotowości, czekamy tylko na sygnał.

Czy scenariusz, gdzie rozgrywki są anulowane, bez spadków i awansów, nie jest to najlepsza opcja dla waszej drużyny?

– Nie podchodzimy do tego w ten sposób, co będzie, to będzie. Nie będziemy prowadzić dywagacji na ten temat. Jeżeli PZPN zadecyduje, że tabela zostaje, wtedy spadamy i musimy się z tym pogodzić. Nie takie kluby spadały z CLJ-ek czy wyższych lig seniorskich, jak Korona Kielce, więc będziemy musieli zmierzyć się z tym, co zostanie nam przedstawione przez PZPN. Nie zastanawiamy się nad tym, bo chcemy grać. Jeżeli mamy spaść z ligi, chcemy zrobić to na boisku, a nie przy „zielonym stoliku”, bo wtedy będziemy mogli uderzyć się w pierś i powiedzieć: „byliśmy słabsi, trzeba się z tym pogodzić”. Byłoby niesprawiedliwe to, gdyby ktoś zadecydował o tym, że konkretne drużyny spadają z ligi na 10 kolejek przed końcem rozgrywek. Tak samo byłoby w przypadku awansów z Ligi Makroregionalnej, gdzie rozegrano tylko trzy kolejki. Czy to też byłoby sprawiedliwe, gdyby lider po 3. kolejkach awansowałby do CLJ? Sporo pytań rodzi się w przypadku zakończenia rozgrywek. PZPN może mieć spory ból głowy, jak zaspokoić wszystkie strony.

W moim pytaniu zaznaczyłem możliwy scenariusz bez spadków i awansów, sugerując się tym, co miało miejsce w zeszłym roku. 

– Może tak być. Ciężko powiedzieć, jakie decyzje zapadną przez władze piłkarskie w naszym kraju. Nam wypada zgodzić się z każdą decyzją. Nie mamy wpływu na to i przyjmiemy do świadomości to, co będziemy musieli. Takie jest życie.

Wróćmy jeszcze do tego, co było na boisku. Dlaczego w trakcie sezonu CLJ doszło do zmiany trenera w Koronie Kielce? To miało na celu poszukanie nowych bodźców, żeby wyzwolić u chłopaków nową energię do tego, żeby utrzymać się w CLJ-ce?

– To pytanie należy kierować do Marka Mierzwy (koordynator ds. szkolenia dzieci i młodzieży w akademii Korony Kielce – przyp. red.). Dostałem od niego propozycję, żeby poprowadzić ten zespół i ją przyjąłem. Myślę, że każda zmiana ma na celu to, żeby nieco wstrząsnąć zespołem i go pobudzić. Tak, do tego podchodzimy. Nic się w tej kwestii nie zmienia. Zawodnicy pracują na treningach, mamy wspólny cel, dużo rozmawiamy na ten temat. Pod względem piłkarskim nie należy nam się to miejsce w tabeli (15. miejsce ze siedmioma punktami straty do miejsca dającego utrzymanie w CLJ – przyp. red.), ale to siedzi w głowach, gdy przegrywasz mecz za meczem. Trzeba odbudować psychicznie tych chłopaków, bo naprawdę potrafią grać w piłkę. Poprzez rozmowy i dyskusje z nimi, możemy to wszystko odwrócić. Myślę, że zmiana szkoleniowca była podyktowana, właśnie z tego powodu.

Pan też wcześniej pracował z tym rocznikiem i dotarł z nimi do półfinału Mistrzostw Polski U-17. 

– Tak, ja prowadziłem wiele grup młodzieżowych ze względu na nasz system pracy. W juniorze młodszym pracowałem z trenerem Markiem Grabą i po roku przekazywaliśmy zawodników do starszego rocznika.  Znam wszystkich chłopaków z tej drużyny od podszewki, niektórych, nawet kilkanaście lat, którzy przechodzili przez nasze ręce. Ta zmiana też mogła być tym podyktowana, bo może być mi łatwiej do nich dotrzeć, ja ich znam, a oni mnie.

Przed chwilą pan mówił o potencjale swojej drużyny, że nie zasługują na tak niskie miejsce w tabeli. Myślę, że warto przywołać poczynania tych samych chłopaków sprzed dwóch lat, gdzie awansowali do półfinału Mistrzostw Polski U-17 i zagrali otwarte i zacięte spotkania z Lechem Poznań. Byłem na meczu rewanżowym we Wronkach i sprawa awansu była w pewnym momencie otwarta, mimo że tamto starcie skończyło się wynikiem 6:2 dla „Kolejorza”. 

– Teraz też trzeba dotrzeć do tych chłopaków, bo tak, jak pan wspomniał, nie byliśmy wtedy zespołem znacznie gorszym od Lecha. Czasem jedna akcja, sytuacja powoduje to, że później cała drużyna się sypie. Ja ich dobrze znam, wiem, że potrafią grać w piłkę i uważam, że z naszej sytuacji ligowej jest jeszcze wyjście.

Jak ocenia trener początek rundy wiosennej w wykonaniu swojego zespołu? 

– Myślę, że jesteśmy dobrze przygotowani pod kątem motorycznym, co było widać, chociażby w meczu z Jagiellonią Białystok, co prawda, przegraliśmy 0:1 po rzucie karnym w końcowej fazie spotkania, ale rywalizowaliśmy z nimi, jak równy z równym. Dziwne było dla mnie to, że sędzia przydzielony na ten mecz, był z… Białegostoku, choć graliśmy w Kielcach. Sami w PZPN-ie doprowadziliśmy do tego, że sytuacja jest trochę niesmaczna. Na pewno byliśmy zespołem równorzędnym dla Jagiellonii. Tak samo było z Gwarkiem Zabrze, gdzie skontrowali nas dwukrotnie, strzelili jedną bramkę i przegraliśmy 0:1. Mieliśmy przewagę, graliśmy na połowie przeciwnika, stwarzaliśmy sytuacje bramkowe, ale nie udało się przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść. Z kolei ze Śląskiem Wrocław, czołową drużyną w lidze, wyglądało to tak, że też nie byliśmy zespołem gorszym (na boisku 0:0 – przyp. red.). Brakuje nam gola na przełamanie, wiary i pewności siebie. Jeżeli to zrobimy, wierzę, że pójdziemy za ciosem i będzie dobrze.

Oglądałem kilka spotkań Korony w tym sezonie CLJ i mogę potwierdzić, że to nie jest ekipa z potencjałem na spadek. Gdzie jeszcze można szukać przyczyn w tym, że punktów jest tak mało? Zdobyliście 16 oczek w 20. meczach.

–  Przyczyn jest wiele. Największą przeszkodą jest dla nas infrastruktura. Taki klub, jak Korona Kielce nie ma możliwości, żeby trenować w optymalnych warunkach. Pracujemy na połówce boiska ze sztuczną nawierzchnią. To jest największy problem – baza sportowa, bo pewnych rzeczy, szczególnie taktycznych, nie da się przeprowadzić na połowie boiska.

Wracając do moich spostrzeżeń, oglądając wasze mecze, miałem wrażenie, że duet Miłosz Strzeboński – Szymon Płocica stać na to, żeby pociągnęli ten zespół do górnej części tabeli. Rozpatrywałem ich w kategoriach liderów Korony w CLJ. Czy tak rzeczywiście jest? I czy nie do końca spełniają te oczekiwania, patrząc na wasze miejsce w tabeli?

– Na pewno mają duży potencjał, potrafią grać w piłkę, są inteligentnymi postaciami na boisku. Piłkarsko nieźle to wygląda. Tak! Liczymy na nich, że są to zawodnicy, którzy pociągną ten wózek. Oni też muszą zdawać sobie sprawę z tego, że będziemy od nich więcej wymagać, żeby byli liderami zespołu. Muszą dawać przykład innym zawodnikom na boisku. Czasem dać więcej z wątroby, aby koledzy poszli za nimi. Oni mogą być liderami tej drużyny, a w przyszłości grać na wyższym poziomie, ale swoją pracą na treningach i meczach muszą to pokazywać, żeby reszta poszła za nimi. Taka jest rola przywódcy, żeby w ciężkich chwilach pociągnąć zespół za sobą. Nie ma problemu, gdy wygrywasz po trzy, cztery czy pięć do zera, bo wtedy wszystko wychodzi, ale, gdy przegrywasz i musisz gonić wynik, wtedy ci zawodnicy z potencjałem piłkarskim muszą udowodnić swoją wartość. Mamy kilku zawodników, również utalentowanych, ale z innymi cechami, aczkolwiek wspomniana dwójka to kluczowi gracze, ale trzeba do nich jeszcze dotrzeć, aby dawali jeszcze więcej na meczach, bo stać ich na to.

Strzeboński, Płocica i jeszcze wymienilibyśmy kilku innych, którzy stanowią o sile waszej drużyny, czy przed nimi jeszcze długa droga do tego, żeby weszli do seniorów? Sporo im brakuje, aby wejść na ten poziom? Czy to kwestia pół roku, roku, gdy będziemy ich oglądać w pierwszej lidze czy Ekstraklasie? 

– Myślę, że tak. Miłosz Strzeboński ma już za sobą treningi w pierwszym zespole. Inni już też zderzają się z piłką seniorską w drużynie rezerw. Uważam, że trzeba postawić na tych chłopaków. Trener powinien im dać kilka meczów, nie zważając na to, czy zagrają dobrze czy słabo, bo są to młodzi ludzie, a taki gest pokaże im, że klub oraz szkoleniowiec na nich liczą. Myślę, że wtedy oni będą odpłacać się dobrą grą. Ktoś kiedyś na mnie też postawił, jako 17-latek grałem w najwyższej klasie rozgrywkowej. Trener powinien dać młodemu zawodnikowi bufor bezpieczeństwa w postaci kilku spotkań, żeby wdrożyć i przyzwyczaić go do tego poziomu. Dać mu czas na to, żeby poznał drużynę, żeby starsi koledzy obdarzyli go zaufaniem. Przejście z juniora do seniora nie jest łatwe, gdy nie ma się wsparcia od całego zespołu seniorskiego. Bo tam zaczynają się układy, kto gra, a kto nie gra. Zawodnicy, którzy mają profesjonalne kontrakty, czasem nie chcą młodych wpuszczać do zespołu, bo po prostu zabierają im miejsce w składzie. Taka jest piłka, była i będzie. Młody musi być zdecydowanie lepszy od innych, wtedy drużyna go zaakceptuje. Im częściej oni będą pojawiać się na treningach, sparingach, obozach pierwszego zespołu, wtedy będzie im łatwiej przejść na stałe do seniorskiej drużyny.

Jak pan sądzi, dlaczego przejście z wieku juniora do seniora nie jest takie płynne? Często utalentowani juniorzy mają problem, żeby odnaleźć się poziomie seniorskim. Z czego to wynika, pana zdaniem?

– Często młodzi piłkarze mają wielki problem z techniką użytkową. Mówię chłopakom: „u nas największy problem jest z tym, żeby panować nad piłką. Tu są nasze braki. Samym zdrowiem, charakterem, wytrzymałością i siłą nie da się grać w piłkę. Trzeba nią też operować„. To jest największy mankament w grupach młodzieżowych, bo chłopcy są słabo przygotowani pod względem piłkarskim. Widzę pewien deficyt przy szkoleniu tego elementu. Wiemy też, jak jest u nas – nie mamy boisk do trenowania, gdy śnieg popada, musimy odwołać trening. Aczkolwiek na technikę użytkową musimy poświęcić więcej czasu w młodszych grupach treningowych. Nie da się zrobić taktyki bez techniki. Gdy robimy ćwiczenie, gdzie jeden zagrywa piłkę na trzydzieści metrów to zadaniem drugiego jest ją przyjąć kierunkowo. Jeśli on nie potrafi tego zrobić, wykonywanie wspomnianego ćwiczenia mija się z celem.

Czego brakuje młodym zawodnikom z Kielc, że nie potrafią przebić się do seniorskiej piłki, mimo dobrych wyników w juniorach? Czy ta tendencja będzie się zmieniać? Będą pojawiać się młodzi zawodnicy w pierwszym zespole? Znajdziemy pojedyncze jednostki, jak Iwo Kaczmarski czy Daniel Szelągowski, którzy dostali swoje szanse w seniorach, ale są to wyjątki. Gdzie jest ekipa, która zdobyła mistrzostwo Polski w CLJ w 2019 roku?

– Pokazaliśmy w Polsce, że szkolenie w Koronie Kielce jest na dobrym poziomie, mimo braku bazy piłkarskiej. Sięgnęliśmy po Mistrzostwo Polski U-18 w 2019 roku. Z kolei ja, dwa razy z rzędu z juniorem młodszym awansowałem do półfinału Mistrzostw Polski U-17. Ciągłość szkolenia przynosi efekty. Na pewno będzie nam łatwiej, gdy będziemy mieć bazę treningową. Nie wiem, jaka była polityka za trenera Gino Lettieriego, ale wszyscy zdajemy sobie sprawę, że głównie pozyskiwał zawodników zza granicy. Nie zwracano się większej uwagi na naszych chłopców. Drużyna, która zdobyła Mistrzostwo Polski juniorów starszych, obecnie zasila kluby z III- czy IV-ligi województwa świętokrzyskiego. Kilku z nich poszło gdzieś wyżej. Myślę, że trochę zmarnowaliśmy potencjał tamtej ekipy, ale taka też była wtedy polityka klubu. Liczę na to, że to się zmieni. Chłopcy, którzy są z Kielc i okolic, na pewno dadzą temu klubowi sto procent siebie, zaangażowanie, wolę walki itd. Bo na mecze przychodzą ich najbliższi: mama, tata, babcia, dziadek, dziewczyna itd. Inaczej się wtedy gra, zostawia się serducho na boisku. Kiedyś Korona słynęła z zaangażowania, bo taka też była charakterystyka naszej drużyny „koroniarskiej”. Nigdy nie odpuścili, zawsze grali do końca. Liczę na to, że tak będzie i w niedalekiej przyszłości. Trzeba dawać szanse tym chłopakom. Stawiać na nich odważnie, mimo słabszych występów, bo później będzie to procentowało, za rok czy dwa. Szkoda, żeby po mistrzostwie Polski tylko jeden czy dwóch zawodników zostało w klubie. Reszta poodchodziła. Widzę, że Iwo Kaczmarski, czyli jeden z najlepszych zawodników w swoim roczniku w Polsce, nie ma teraz szans na grę w Rakowie. Trzeba coś z tym zrobić, żeby zaczął grać. Może wypożyczyć na pół roku do Kielc (śmiech)? Tutaj miał już wyrobioną markę i radził sobie dobrze. Odważne stawianie na młodzież to jest też klucz do tego, żebyśmy mieli pierwszą drużynę złożoną również z kilku wychowanków. Nie mówię, że mają to być tylko wychowankowie, bo jest to bardzo trudne do zrobienia, ale niech chociaż, co roku, dojdzie jeden czy dwóch młodych wychowanków do pierwszego składu. Będzie to naprawdę wielkie osiągnięcie i procentować w przyszłości.

Rozumiem, że chodzi wam też o to, żeby przywrócić charakter koroniarski do pierwszego zespołu, a można to zrobić, gdy wychowuje się swoich zawodników od samego początku? Nie bez przyczyny pewnie też pierwszym szkoleniowcem Korony jest Kamil Kuzera, który kojarzy się z „bandą świrów” i „koroniarzami”?

– Dokładnie tak, trener Kuzera dobrze grał w piłkę, a do tego miał charakter i swoją ciężką pracą zaszedł wysoko. To jest najlepszy przykład na to, że chłopak z Kielc może grać w dobrych klubach w Ekstraklasie. I tak to powinno wyglądać. Kibice wybaczą porażkę, gdy zobaczą walkę i zaangażowanie na boisku. To jest piłka nożna i nie zawsze wygrywa lepszy, ale, jeśli tego charakteru nie pokażesz na boisku, wtedy pojawiają się problemy. Kamil Kuzera jest dobrym przykładem na to, jak powinno wyglądać zaangażowanie podczas treningów i meczów.

Często mówi się, że trener z doświadczeniem piłkarskim jest w stanie więcej przekazać młodym zawodnikom od tych bez tego doświadczenia. Czy zgadza się pan z tą tezą?

– Tak. Myślę, że najlepszym przykładem jest pokaz. Jeśli trener pokażę chłopakom, że potrafi przyjąć tę piłkę albo zagrać tak, jak wymaga od zawodników, to jest super. Trenerzy, którzy grali na niższym poziomie lub w ogóle nie mieli styczności z piłką, nie potrafią tego zrobić i pokazać. Najlepsze, co może być dla młodego zawodnika, to jest to, żeby trener poprzez pokaz ćwiczenia ich doskonalił. Oni wtedy widzą, że można to wykonać, skoro robi to trener, który jest od nich sporo starszy. Jeśli taki gość pokazuje im, że mu piłka nie przeszkadza to znaczy, że mogą się też tego nauczyć.

Jakim trenerem jest i chce być Michał Gębura?

– Przede wszystkim sprawiedliwym, wymagającym i chciałbym, żeby ci chłopcy cieszyli się grą. Zawsze im powtarzam: „nikt nikogo tutaj na siłę nie trzyma w tym zespole”. Oni dobrowolnie muszą chcieć się rozwijać i podnosić swoje umiejętności. Dla mnie ważne jest to, żeby im gra sprawiała przyjemność. W grupach młodzieżowych jest to klucz do tego, żeby cieszyli się grą, a piłka im nie przeszkadzała. Do tego dochodzi zaangażowanie, o którym już mówiłem, tworzy później kolektyw. Jednak trzeba być przy tym sprawiedliwym, bo nie zawsze zawodnicy, którzy są teoretycznie lepsi, ale słabiej pracują na treningach, grają. Trzeba dawać im szanse. Życie wykreuje zawodników, którzy najlepiej będą funkcjonować w zespole. Drużyna nie jest to zlepek najlepszych jedenastu chłopaków. Absolutnie tak nie jest. Może być tak, że ktoś jest słabszy piłkarsko, ale ma odpowiednie cechy, które pasują do zespołu. W taki sposób trzeba dobierać tych zawodników.

Czy ma pan takie ambicje, żeby w przyszłości pracować z drużynami seniorskimi? Czy na tyle odnajduje się trener w pracy z młodzieżą, że chciałby wychowywać kolejnych zawodników i nie interesuje pana praca z seniorami?

– Ukończyłem kurs na UEFA Elite Youth. Wybrałem ścieżkę młodzieżową i tutaj się odnajduję, staram się przekazywać chłopakom swoje doświadczenie i wiedzę piłkarską, bo też gdzieś trochę pograłem i chcę tym się dzielić. W Ekstraklasie byłem asystentem Ryszarda Wieczorka. Od tamtego momentu straciłem kontakt z piłką seniorską. Spełniam się w pracy z młodzieżą. Młodzi mi ufają. Starają się robić to, co im mówię, bez problemów. To sprawia mi największą przyjemność.

Z uwagi na fakt, że podczas kariery piłkarskiej grał pan na pozycji obrońcy, większą uwagę poświęca jako trener formacji defensywnej?

– Niekoniecznie, mamy taki model gry w Koronie, gdzie chcemy grać wysoko, stwarzać sytuacje, uaktywniać skrzydła. Do tego potrzebne jest zdrowie, żeby taką piłkę preferować, dlatego cały okres przygotowawczy poświęciliśmy na pracy nad wytrzymałością i siłą. I to było widać w pierwszych kolejkach na wiosnę, bo prowadziliśmy grę i tak chcemy grać. Oczywiście, że też zwracam uwagę obrońcom, jak ja bym się zachował w danej sytuacji. Człowiek zawsze przyciąga uwagę do swojej pozycji na boisku, jakiej gra. Aczkolwiek staramy grać się ofensywnie, cieszyć się grą, a to prędzej czy później przyniesie pozytywny skutek.

Optymistyczny scenariusz – uda się wznowić i dokończyć rozgrywki CLJ. Siedem punktów straty do miejsca gwarantującego utrzymanie. Czy zespół jest zwarty i gotowy jeszcze na walkę o byt w tej lidze? Czy już pogodzili się z porażką?

– Nie dopuszczamy takiej myśli do głów, że nie utrzymamy się w lidze. Rozmawiam z tymi chłopakami, widzę, jak się zachowują i mobilizują na kolejne mecze. Brakuje nam przełamania. Seniorzy też mieli słabszy moment, gdzie nie mogli się odnaleźć, a teraz złapali fajną passę pod wodzą Kamila Kuzery. My też czekamy na taki obrót spraw. Szkoda, że zostały przerwane rozgrywki CLJ, bo to wytrąca z rytmu meczowego, ale wszyscy mamy takie same problemy. Widzę po tych chłopakach, że chcą grać i walczyć. Pokazują na każdym kroku, że miejsce w tabeli, na którym się obecnie znajdujemy, po prostu do nich nie pasuje.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Korona Kielce