Okrzyknięto go największym młodym talentem śląskiej piłki. Wyróżniał się w Szombierkach Bytom, był na testach w Lechu Poznań i Legii Warszawa. Jak wyglądały początki z piłką Jakuba Kamińskiego?

Pierwszy trener: Jakub Kamiński

– Sytuacja była taka, że w Szombierkach prowadziłem rocznik 2001. Kuba trenował początkowo z bratem Kamilem w roczniku 2000. Prowadził ich trener Adam Filipiak. Kuba jest z rocznika 2002, a w tym okresie dojrzewania dwa lata robią naprawdę dużą różnicę, więc po naszym awansie do ligi wojewódzkiej, został przesunięty do mojego zespołu – mówi nam Adam Skorzec, szkoleniowiec Kamińskiego w Bytomiu.

Jakub Kamiński ma starszego brata, ale to młodszy z rodzeństwa miał zdecydowanie większą smykałkę do gry. Obaj trafili do rocznika 2000 w Szombierkach Bytom, ale po jakimś czasie Kuba został przesunięty do młodszego rocznika. Nie chodziło do końca o to, że mocno odstawał, ale jednak słabsze warunki fizyczne robiły swoje, a że młodsza drużyna awansowała wówczas do ligi wojewódzkiej, gdzie mogła rywalizować z najlepszymi akademiami na Śląsku, nie było sensu na siłę go tam trzymać.

Dlaczego tylko młodszemu z braci udało się zaistnieć w profesjonalnej piłce? Czego zabrakło temu starszemu? Co ma Kuba, czego nie miał Kamil? – Ciężko mi powiedzieć, bo jego brata prowadziłem bardzo krótko, ale trzeba zacząć od tego, że Kuba ma talent. Miałem nosa, widziałem to. Jak on prowadzi piłkę, to nie zwalnia. Różni trenerzy mogą się przechwalać, że „to my go tak wytrenowaliśmy” – nie, to jest wrodzone. Albo się to ma, albo się tego nie ma. To go wyróżnia i daje mu szansę grania na wysokim poziomie, a wydaje mi się, że Kacper tego nie miał – tłumaczy szkoleniowiec.

18-latek dla postronnego widza sprawia wrażenie bardzo spokojnego chłopaka. To nie jest ten typ nastolatka, który trzy razy prosto kopnął piłkę, a już myśli, że jest panem świata, bo co miesiąc na konto bankowe wpływa kilkanaście tysięcy złotych. Na jego Instagramie nie znajdziemy zdjęć z egzotycznych wakacji czy takich w drogich ciuchach. Jego trener mówi nam, że nie przypomina sobie sytuacji, żeby ten kogoś obraził czy kiedykolwiek wyleciał z boiska z czerwoną kartką.

– Zawsze będę powtarzał, że chłopak miał głowę do piłki. Była taka sytuacja, że np. trenujemy fragmenty gry – akcja, podanie, zmiana krzyżowa, strzał i tak dalej. Niektórzy po tygodniu dalej nie wiedzieli, w którą stronę mają pobiec, a jemu wystarczyło dwa razy pokazać, żeby wszystko zapamiętał. Przez dwa lata nie powiedział nikomu ani jednego złego słowa. Był życzliwy do wszystkich, chociaż musiał się gotować w środku, bo bardzo mu zależało, a nie wszyscy mieli takie umiejętności, jak on – dodaje Adam Skorzec.

Rodzice Jakuba Kamińskiego byli specjalistami od akrobatyki sportowej, więc chłopakowi na boisku zdecydowanie nie brakuje gibkości. „Kamyk” początkowo chodził na zajęcia z obu dyscyplin, ale ostatecznie postawił na piłkę nożną.

– Jego mama – pani Jola – jeździła z nami na wszystkie spotkania. Zawsze była gdzieś obok na treningach. Ona pierwsza wiedziała, że Kuba może kiedyś grać gdzieś wysoko. Była o tym przekonana. Nie mogłem być wtedy pewny na 100%, ale też coś w nim widziałem. Mierzyliśmy się z klubami, które miały po czterdziestu chłopaków w jednym roczniku, a on mi strzelał w Chorzowie cztery bramki i dokładał asystę. Mijał rywali jak tyczki. Kuba może sporo zawdzięczać swoim rodzicom. Nie naciskali na niego i stworzyli mu bardzo dobre warunki do rozwoju sportowego – opowiada Skorzec.

Nastolatkowi zdarzały się spotkania, w których sam decydował o losach meczu, ale czy w Szombierkach miał z kim realnie rywalizować? Czy w jego drużynie byli zawodnicy o zbliżonych umiejętnościach? Czy dalej grają w piłkę? – Na Śląsku jest masa czołowych akademii, więc ci najlepsi chłopcy cały czas gdzieś mi odchodzili. Jest jeden chłopak, który dzisiaj występuje w GKS-ie Katowice i on wówczas był na zbliżonym poziomie, co Kuba. Nazywa się Jakub Szmit. Między resztą chłopaków była jednak przepaść – mówi szkoleniowiec Szombierek Bytom.

Trener Adam Skorzec powtarza, że wyrokowanie o tym, czy 12-latek zostanie w przyszłości piłkarzem, jest przesadą, ale w tym przypadku widział, że… faktycznie może tak być. Nawet w rozmowach sprzed siedmiu lat podkreślał, że w Bytomiu rośnie spory talent.

Jakub Kamiński do wronieckiej akademii przeniósł się pod koniec 2015 roku. Występował już wtedy w młodzieżowych reprezentacjach kraju, został okrzyknięty wielkim talentem, ale jeżeli któryś z zawodników „Kolejorza” z rocznika 2002 w pierwszej kolejności miał zrobić karierę, to wyżej stały akcje… Filipa Marchwińskiego. – Mówi się, że to Dariusz Żuraw ich wypromował. Uważam, że to jednak Adam Nawałka „odkrył” Marchwińskiego i Kamińskiego. Dał im szansę wyjazdem na zgrupowanie pierwszego zespołu – twierdzi Skorzec.

„Kamyk” w Ekstraklasie zadebiutował w poprzednim sezonie w meczu z Jagiellonią Białystok. Kampanię rozpoczął w drugiej drużynie, ale jak już dostał szansę, to był ważną częścią zespołu i to też dzięki jego bramkom poznaniacy cieszyli się z awansu do europejskich pucharów – trafiał w meczach z Hammarby i Apollonem Limassol. Ten sezon jest zdecydowanie słabszy w wykonaniu 18-latka, ale trzeba też spojrzeć na to, że cała drużyna gra znacznie gorzej. Wychowanek Szombierek Bytom jest nadal młodym zawodnikiem, więc mogą mu się jeszcze przytrafić wahania formy. Miał też trochę pecha, bo na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji Polski odnowiła mu się kontuzja mięśnia dwugłowego i stracił szansę na debiut.

Czy szkoleniowiec ma nadal kontakt ze swoim wychowankiem? Dlaczego każde spotkanie „Kolejorza” to dla niego mały mundial? – Mamy kontakt. W listopadzie przyjechał na Szombierki, przywiózł koszulkę, którą potem przekazaliśmy na licytację, udało nam się porozmawiać. Życzenia na święta zawsze wysyła. Z mojej strony to jest ogromna radocha. Oglądamy mecze Lecha Poznań całą rodziną. Śmieję się, że ja mam swoje mistrzostwa świata co tydzień. To jest mój jedyny wychowanek, który zagrał w Ekstraklasie kończy Adam Skorzec.

BARTOSZ LODKO

Fot. Prywatne archiwum Adama Skorca, Newspix