Polonia odpowiada Jadze: „Bandyckie zachowanie”. Jest nagranie z kamer

Wczoraj w internecie rozpętała się burza po artykule Piotra Wołosika z „Przeglądu Sportowego” na temat sytuacji z meczu juniorów młodszych pomiędzy MKS-em Polonia Warszawa a Jagiellonią Białystok, gdzie miało dojść do pobicia jednego z zawodników gości. Jak było naprawdę? Czy rzeczywiście doszło do pobicia? Czy była to jedyna kontrowersyjna sytuacja w tym spotkaniu? Porozmawialiśmy na ten temat z trenerami obu drużyn.

Polonia odpowiada Jadze: „Bandyckie zachowanie”. Jest nagranie z kamer

„Do skandalu doszło w sobotnim meczu Centralnej Ligi Juniorów między MKS Polonią Warszawa i AP Jagiellonią Białystok. Tuż po spotkaniu 17–latków wygranym przez polonistów 2:1 na boisko, które właśnie opuszczali młodzi jagiellończycy wtargnął mężczyzna i uderzył pięścią w twarz zawodnika z Białegostoku – Stanisława Chomaciuka. Chwilę później na murawie bocznego boiska Polonii na którym rozegrano mecz pojawił się kolejny napastnik, lecz temu na szczęście udało się jedynie odepchnąć innego z graczy Jagi. Arbiter opisał zdarzenie w protokole, a sprawa została zgłoszona do Polskiego Związku Piłki Nożnej” – tak brzmi pełna treść artykułu, który wczoraj po południu ukazał się na stronie najstarszego polskiego dziennika sportowego.

Żaden z klubów nie napisał o tym, że ktoś wtargnął na boisko i uderzył jednego z zawodników? Zanim poznaliśmy prawdę, moglibyśmy zrozumieć, że było to „na rękę” Polonii, ale dlaczego nie zrobiła tego Jagiellonia? Nie, żeby pojechać po rywalu, tylko żeby pokazać patologię, że podobne wydarzenia nie mogą mieć miejsca oraz powinny być potępiane i nagłaśniane, a nie zamiatane pod dywan.

Skontaktowaliśmy się ze szkoleniowcami obu ekip, którzy przekazali nam swoje wersje wydarzeń z boiska. Trener MKS-u Polonia Warszawa widział już nagrania z monitoringu, których przed rozmową nie widział trener z Białegostoku.

– Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nie widziałem dokładnie całego zajścia. Byłem na środku boiska, dziękowaliśmy sędziom po spotkaniu. Nie widziałem również zapisu z kamer. Wszystko zaczęło się w trakcie meczu, kiedy doszło do spięcia między chłopakami. Myślę, że to był kluczowy moment. Chciałbym obejrzeć tę sytuację na kamerach, bo nie chciałbym kogoś skrzywdzić swoimi słowami – tłumaczy szkoleniowiec Jagiellonii Białystok, Tomasz Bernatowicz.

W owym artykule wspomniano tylko o sytuacji pomeczowej, natomiast kilka minut wcześniej na boisku doszło do sporej awantury pomiędzy chłopakami Polonii i Jagiellonii, a we wszystko włączyły się także ławki rezerwowych oraz ktoś z trybun, kto nie był wpisany do protokołu meczowego, o co pretensje mieli w swoim późniejszym stanowisku białostoczanie.

– Była sytuacja (przy wyniku 2:1 dla Polonii – red.) w końcówce spotkania, kiedy nasz zawodnik był przy piłce, został sfaulowany raz, kontynuował grę, został sfaulowany drugi raz, kontynuował grę, był gwizdek sędziego, on upadł, a drugi zawodnik razem z nim. Chciał wstać, ale przeciwnik mu to uniemożliwił, jeden drugiego odepchnął i w tym momencie zaczęło się zamieszanie. Dużo osób wbiegło na boisko – mówi Bernatowicz.

– Był wślizg obrońcy w naszego napastnika, sędzia nie odgwizdał faulu, jeden na drugiego upadli. Ten chciał zepchnąć mojego zawodnika i go kopnął, a mój odwinął się ręką – obaj mogli dostać po czerwonej kartce, ale nie dostali. Najśmieszniejsze jest to, że sędzia boczny stał przy tym, bo to było przy naszej ławce rezerwowych. Wszystko widział – wyjaśnia trener MKS-u Polonia Warszawa, Adam Chmielewski.

– Dałbym obu zawodnikom po czerwonej kartce i nie byłoby tematu. Sędzia później zareagował i dał dwie żółte kartki zawodnikom Polonii oraz jedną dla nas. Byłem w szoku, że za coś takiego pokazał tylko trzy żółte kartoniki. Nie wiem, czy osobiście nie przerwałbym spotkania. Pozwalał na dużo i to się nawarstwiało. Sam nie wiedziałem, jak zareagować i również wbiegłem na boisko  – kontynuuje Tomasz Bernatowicz.

– Jestem zdziwiony tym całym dzisiejszym szumem. Powinniśmy mówić o grze w piłkę, a nie o tym, że się chłopaki poszarpali. Poszarpali, czasem się zdarza. Od tego jest sędzia, żeby zrobić z tym porządek. Zgadzam się z trenerem Jagiellonii, że arbiter mógł zareagować ostrzej – dać chłopakom po czerwonej kartce. Ta sytuacja z meczu rozeszła się jednak po kościach. Poza tymi kartkami były może jeszcze ze trzy w całym starciu. Nie było żadnej przesadnej agresji, żadnych rzutów karnych, wolnych, kontuzji. Mecz jak mecz – dodaje Chmielewski.

Oczywiście nie można zwalić całej winy na sędziego tego spotkania, ale to on jest odpowiedzialny za to, żeby do takich spięć nie dochodziło. Zamiast od razu zakończyć zamieszanie i wysłać obu zawodników przedwcześnie do szatni, pozwolił, żeby pomiędzy klubami doszło do przepychanek. Nie byłoby większego problemu, jeżeli na tym skończyłaby się cała ta sytuacja, ale do przykrych zdarzeń z poważnymi zarzutami doszło również po końcowym gwizdku.

– Aktualnie bazujemy jedynie na zapisie z załącznika do protokołu meczowego sporządzonego przez sędziego tego spotkania. Wynika z niego, że w pierwszej z doliczonych do meczu minut z trybun zszedł człowiek, który pięścią w twarz uderzył naszego zawodnika, co jest zarazem karygodne i niedopuszczalne. Takie rzeczy należy piętnować. Pozostaje pytanie, gdzie było zabezpieczenie i gdzie była ochrona skoro takie rzeczy mogły się wydarzyć w trakcie meczu? – tak brzmi stanowisko dyrektora Akademii Piłkarskiej Jagiellonii Białystok, Sławomira Kopczewskiego, które ukazało się na oficjalnej stronie klubu.

– Nie byłem obecny na meczu, ponieważ przebywałem w tym czasie na wyjazdowym spotkaniu drużyny z innego rocznika. Sprawę znam z relacji trenerów, którzy byli na miejscu i uczestniczyli w meczu oraz z nagrań kamer monitoringu zainstalowanych wokół boiska. Na ich podstawie mogę powiedzieć, że zawodnicy Jagiellonii sprowokowali sytuację, która momentalnie eskalowała i przerodziła się w przepychanki, do których dołączyli kolejni zawodnicy z obu drużyn. Wszelkie dostępne materiały wideo zostaną przez nas udostępnione w celu wyjaśnienia sprawy – napisał na facebookowym fanpage’u prezes Akademii Piłkarskiej MKS Polonia Warszawa, Paweł Olczak.

Pan Kopczewski bazuje jednie na zapisie z załącznika do protokołu meczowego sporządzonego przez arbitra. Problem w tym, że nie widział w momencie ukazania się stanowiska nagrań z monitoringu, a wobec samego protokołu pojawiają się wątpliwości.

– Sędzia napisał o zdarzeniu meczowym, z którego nie będzie zapisu wideo, ponieważ takowy nie istnieje. Nagrywaliśmy mecz, ale ta kamera z tego miejsca tak nisko nie schodzi, bo to było przy ławce rezerwowych. Nikt nikogo nie uderzył pięścią w twarz. Jeżeli chodzi o tych, co leżeli, to jeden drugiego kopnął, a drugi go uderzył. Jeżeli na boisko wpadł chłopak z trybun, który stał przy barierkach, bo u nas niestety tak to bywa, że chłopcy stoją przy barierkach, i wyskoczył, to też na pewno nikogo nie pobił, bo tak naprawdę zaraz został odsunięty i wrócił na swoje miejsce. Nikt nie wyszedł z tej sytuacji pobity czy zakrwawiony – nikomu nie była udzielana pomoc medyczna. Jakby ktoś dostał pięścią w twarz, to by leżał i byłaby mu pewnie udzielona pomoc, a chłopcy wpadli na murawę i się po przepychali. Nie było żadnego bicia, broń panie Boże. Sędzia napisał coś, co mu podyktował trener Jagiellonii i trzeba wyraźnie podkreślić, że się pod tym nie podpisaliśmy, bo nie zgadzaliśmy się z tą wersją wydarzeń – mówi szkoleniowiec MKS-u Polonia Warszawa.

Czy rzeczywiście doszło do pobicia jednego z zawodników Jagiellonii? Według trenera Adama Chmielewskiego, który widział nagrania z monitoringu, to… zawodnicy z Białegostoku byli agresorami.

– Byłem na środku boiska, nie widziałem na żywo tego zdarzenia. Sędziowie chcieli obejrzeć tę sytuację już po meczu, ale ochrona im to uniemożliwiła. Prosiliśmy dyrektora obiektu o dostęp do monitoringu i jesteśmy po obejrzeniu materiału. Nie mówię o mojej wersji, tylko o tym, co widać na monitoringu. No i niestety na monitoringu widać zupełnie coś odwrotnego niż pisze pan Wołosik. Jeżeli dalej będziemy szkalowani i straszeni PZPN-em, to może udostępnimy to nagranie. W momencie, gdy mecz się skończył, większość zawodników Jagiellonii, mojego zespołu, ja sam osobiście i sędzia, przybijaliśmy sobie piątki po meczu. Zawodnicy z ławki Jagiellonii zaczynają schodzić z boiska i w przejściu / wejściu znajduje się trzech cywilnie ubranych chłopaków ze starszych drużyn Polonii. Na wejściu na boisko dochodzi pomiędzy nimi do pyskówki – zaczynają się ze sobą kłócić. W tym samym momencie od tyłu z szatni idzie jeden z zawodników Jagiellonii przebrany w dres. Za chwilę trzech czy czterech zawodników rywali, w tym na pewno rezerwowy bramkarz, który był głównym agresorem, plus ten chłopak z tyłu, rzucają się na tego jednego z naszych zawodników ubranego po cywilnemu, a ten zostaje przyduszony do ziemi. I to on został pobity przez nich. Dopiero po tym zdarzeniu zaczyna się awantura, ponieważ tych dwóch, co stało blisko, doskakuje do nich, to samo robi jeden z naszych, asystent trenera Jagiellonii i wylatuje jeszcze jeden rodzic, ale po to, żeby rozdzielać. Tam nikt nikogo nie bije, a jeżeli ktokolwiek był bity, to nasz zawodnik przez trzech czy czterech zawodników Jagiellonii. I to jest naganne. Ktoś się mocno mija z prawdą. Lepiej byłoby, żeby redaktor Wołosik jak najszybciej zdementował to, co napisał, bo jego rzetelność dziennikarska powinna wymagać, żeby sprawdził, o czym pisze, a tego nie zrobił. Spodziewam się, że Polski Związek Piłki Nożnej i Komisja Dyscyplinarna będą chciały rozmawiać o tej sytuacji, jesteśmy na to przygotowani, będziemy mieć swoje wyjaśnienia, pokażemy nagrania z monitoringu. Jakaś wina będzie też Polonii z tytułu złej organizacji meczu, ale tutaj nie może być mowy o żadnym pobiciu – mówi nam.

– Schodząc z boiska, zaczęła się pyskówka. Zaatakowany został jeden z zawodników ze starszego rocznika. Jeżeli ktoś na kogoś skacze od tyłu, a potem go dusi i jeszcze dociska kolanami, jak już leży i drugi czy trzeci mu pomaga… Jeżeli pokazałbym te nagrania panu Bońkowi czy panu Kuleszy, to powinien tych swoich zawodników zawiesić. Za pobicie kibica. To nasza wina, że on wszedł na boisko, bo pewnie drogi przejścia powinny być oddzielone, ale to, że zawodnik zaatakował kibica, to jest dopiero naganne. Uważam, że tu zdecydowanie ciśnienia nie wytrzymał zespół Jagiellonii. To oni się zachowali fatalnie, abstrahując od wszystkich organizacyjnych niedociągnięć, które na pewno się zdarzyły – dodaje Chmielewski.

– Są nagrania z tego zdarzenia – na obiekcie znajdują się kamery przemysłowe. Chcielibyśmy to zobaczyć i ocenić tę sytuację. Nie widziałem, kto kogo uderzył, więc nie chciałbym się wypowiadać. Sędzia opisał pierwszą sytuację tak, jak opisał, czyli popchnięcie naszego zawodnika przez osobę, która wbiegła z zewnątrz. Nie chciał w protokół wpisać, że doszło do przepychanki, zrobił to na moją prośbę. Jeżeli chodzi o sytuację po meczu, to zauważył, że ktoś uderzył naszego bramkarza i to wpisał do protokołu. Bez kamery ciężko coś ocenić. Nikt nie otrzymał po tym zamieszaniu kartki, a również mógł je pokazać. Nie chciałem tego rozdmuchiwać. Nie chciałbym także tutaj nikogo skrzywdzić ani oceniać, bo nikt nie jest święty i różnie mogło być. Mimo to uważam, że osoby, które nie uczestniczą w spotkaniu, nie powinny być na ławce rezerwowych czy wbiegać na boisko w czasie i po zawodach. Bardzo przykra sytuacja i mam nadzieję, że nigdy więcej się już nie powtórzy. Naprawdę jestem w szoku – tłumaczy trener Bernatowicz, z którym rozmawialiśmy jako pierwszym.

– Myślę, że takich rzeczy nie powinno się nagłaśniać, bo one nie powinny w ogóle się zdarzać. Powinniśmy rozmawiać o meczu, a nie o takich sytuacjach. Moim zdaniem frustracja przegranego zespołu przerodziła się w bójkę. Abstrahując od tego, że drogi powinny być oddzielone i zabezpieczone, żeby do jakichkolwiek konfrontacji w ogóle nie mogło dojść. Nie chciałbym o tym wcale rozmawiać, ale jeżeli ktoś to wywlókł, to nie możemy pozwalać się oczerniać. Z mojego punktu widzenia istotniejsza jest sytuacja boiskowa, bo ona mogła mieć wpływ na wynik meczu, natomiast ta sytuacja późniejsza, to tutaj mamy nagrane zachowanie zawodników Jagiellonii. Można by to gdzieś pociągnąć dalej, ale ja na razie nie mam zamiaru. Tak naprawdę tych trzech czy czterech chłopaków jest do zawieszenia – natychmiast. Bandyckie zachowanie, jeżeli rzucają się w trzech na jednego chłopaka i zaczynają go dusić. Nie uwierzyłbym, jeżeli ktoś by mi to powiedział, ale to widziałem – wyjaśnia Adam Chmielewski.

Na MKS Polonię Warszawa spadł na Facebooku i Twitterze ogromny hejt. Dotychczasowa narracja była taka, że „nieznany napastnik” pobił zawodnika Jagiellonii, co naturalnie byłoby skandalem i sytuacją absolutnie patologiczną. To ich wina, że ktoś spoza protokołu meczowego pojawił się na boisku, zawinił również sędzia, który powinien przerwać, a może nawet przedwcześnie zakończyć mecz, ale w całej tej sytuacji dziwi fakt, jak bardzo zdecydowane jest stanowisko ludzi – poza trenerem – z Białegostoku, którzy nie widzieli jeszcze nagrania. Tam nie ma oświadczeń typu: „wyciągniemy wnioski po obejrzeniu materiałów z monitoringu”, tylko pretensje o to, że ich zawodnik został pobity przez kogoś, kto wtargnął na murawę. Po rozmowie z trenerem Adamem Chmielewskim, który dla odmiany widział nagrania, pojawia się jednak duży znak zapytania…

– Terminarz tak się ułożył, że jedziemy w niedzielę do Białegostoku na rewanż. Mamy tam jechać i martwić się o swoje bezpieczeństwo, bo ktoś nakręcił w internecie taki hejt? Mamy jechać opancerzonym pojazdem? Nie wiem, czy mam się czuć bezpiecznie, bo sprawa pojawiła się już w social mediach Jagiellonii – obawia się trener Polonii.

Rzeczywiście, jeżeli po takich zdarzeniach drużyny mają ze sobą konkurować już za kilka dni, to chyba lepiej będzie, jeśli to spotkanie zostanie przesunięte na trochę odleglejszy termin. To jeszcze nie koniec zamieszania pomiędzy MKS-em Polonia Warszawa a Jagiellonią Białystok. Teraz czekamy na kolejne stanowisko klubu z Podlasia oraz reakcję Polskiego Związku Piłki Nożnej i Komisji Dyscyplinarnej. O postępach będziemy informować na Weszło Junior.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix