Młodym piłkarzom czasami brakuje motywacji. Wydaje im się, że skoro osiągnęli jakiś sukces i w tym momencie prowadzą więcej niż godny byt, to nie muszą się już dalej rozwijać. Bo niby po co? Do tego grona z pewnością nie zalicza się Tymoteusz Puchacz, który nie jest najbardziej utalentowanym graczem na świecie, ale ciężką pracą załatwił sobie wyjazd na Euro 2020 i transfer do Bundesligi. 

Z Podwórka na EURO: Tymoteusz Puchacz

Na rozpoczynające się za niecałe trzy tygodnie Mistrzostwa Europy uda się ośmiu zawodników (z Sebastianem Szymańskim, który znalazł się na liście rezerwowych – dziewięciu) z przeszłością w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”: Arkadiusz Milik, Piotr Zieliński, Tomasz Kędziora, Kacper Kozłowski, Bartosz Bereszyński, Kamil Piątkowski, Jakub Moder i wspomniany na wstępie Puchacz. W cyklu „Z Podwórka na EURO” przedstawimy sylwetki każdego z nich, zaczynając od początków przygody z futbolem, a kończąc na ich aktualnej sytuacji w Ligue 1, Serie A czy Premier League.

O początkach słów kilka

Oglądacie spotkania lokalnych drużyn? Zdarza wam się pojawić w niedzielne popołudnie na meczu IV ligi lub A-klasy? Jeżeli tak, to z pewnością i w waszym zespole jest gość, który gra tam od wielu lat i wyrósł na prawdziwą legendę lokalnych boisk. Taką osobą w Świebodzinie jest właśnie Andrzej Puchacz, który z miejscową Pogonią był związany jako zawodnik przez niemal 20 lat.

– Wydaje mi się, że to właśnie tata miał na niego największy wpływ i do dzisiaj tak jest. W trudnych chwilach zawsze go pociesza. Jest chyba jego najwierniejszym kibicem. Mama (nauczycielka polskiego – dop. red.) też często pojawia się na meczach. Rodzina jest jego największym wsparciem. Od małego ciągnęło go do piłki. Tymek był bardzo ambitnym i zawziętym chłopcem. Poza tym, że miał takie cechy przywódcze (był też kapitanem zespołu), to ciągnął grę, mobilizował innych – dla niego porażka była czymś strasznym. Bardzo to przeżywał. Każdą wolną chwilę poświęcał piłce. Cechowały go skromność i pokora, ale od samego początku było widać w nim taki upór i zawziętość. Chciał być piłkarzem, zawsze stawiał sobie cele, że musi zrobić coś więcej, zostać po zajęciach, jeszcze potrenować. Oczywiście, wszystko było też poparte talentem. Wiedział, że ciężką pracą może osiągnąć sukces – mówił nam jakiś czas temu Mieczysław Mierzwa, pierwszy szkoleniowiec Puchacza.

Albo się to ma, albo się tego nie ma. Według relacji jego byłego trenera, „Puszka” już w dzieciństwie był bardzo ambitnym i zawziętym chłopakiem. Zaczęło się od zostawania dłużej po zajęciach, natomiast skończyło na robieniu dodatkowych treningów… w środku nocy za czasów gry w Katowicach. Tymek swoją przygodę z futbolem rozpoczął naturalnie od Pogoni Świebodzin. Nie była to żadna wybitna drużyna, ale akurat Mierzwie trafił się całkiem utalentowany rocznik, z którym z powodzeniem brał udział na turniejach wojewódzkich, a z racji bliskości niemieckiej granicy – również tych zagranicznych.

Obrońca czy skrzydłowy? Na jakiej pozycji występował 22-latek w dzieciństwie? – Był silny i szybki. U mnie był skrzydłowym, dopiero któryś z trenerów młodzieżowych reprezentacji przesunął go na obronę. Grał z przodu, strzelał dużo goli. W swojej drużynie był najlepszym zawodnikiem, bez znaczenia, czy mówimy o klubie, czy o kadrze województwa – tłumaczy Mieczysław Mierzwa.

Z Podwórka na stadiony

Pierwsza edycja Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” odbyła się w 2000 roku. Inicjatywa była początkowo przeznaczona tylko i wyłącznie dla kategorii wiekowej U-10, a więc Łukasz Fabiański, Kamil Glik czy Robert Lewandowski – nawet jakby bardzo chcieli, nie mogli wziąć udziału w tych rozgrywkach. Taką okazję miał za to Puchacz.

Młody obrońca Unionu Berlin wystąpił w IX edycji. Nie zapisał się w historii Turnieju jako zwycięzca, natomiast udało mu się strzelić kilka bramek. Finały odbywały się na stadionie Widzewa Łódź. Historia o tyle ciekawa, że dokładnie 10 lat później walczył na nowym obiekcie „Widzewiaków” z kadrą U-20 na młodzieżowym mundialu. Nazwa rozgrywek jest nieprzypadkowa, bo o to właśnie w tym wszystkim chodzi, żeby chłopcy później rywalizowali na wypełnionych po brzegi stadionach. Turniej ma być przedsmakiem wielkiej piłki.

 

Ze Świebodzina trafił do UKP Zielona Góra, gdzie prowadził go… Mirosław Kędziora. Tak, tata Tomka. Pan Mirosław znał się z Andrzejem Puchaczem z czasów gry w niższych ligach, a dzisiaj ich synowie są reprezentantami Polski. „Puszka” zaczął być także powoływany do kadry województwa lubuskiego – jako jedyny występował w starszym roczniku, a tam poznał się z Kamilem Jóźwiakiem, z którym występował potem w Lechu Poznań.

Tymek z „Kolejorzem” był związany od 14. roku życia. Zaczynał od grup młodzieżowych, z zespołem juniorów starszych wywalczył mistrzostwo kraju, występował w rezerwach, a jako 18-latek zadebiutował w pierwszej drużynie.

– On zawsze taki był. Pierwszy zabierał głos, miał swoje zdanie, dużo mówiłNa boisku może nie pokazywał tak tego, ale może dlatego, że pod względem umiejętności nie był aż tak wyraźnym liderem. Grał też na boku pomocy, stamtąd trudniej dyrygować zespołem. Ale w szatni był liderem. Niekwestionowanym. Tacy ludzie robią robotę dla zespołu, gdy trzeba go dźwignąć. W Lechu zaczynał jako dziesiątka, ale brakowało mu kreatywności, nie wyglądał najlepiej w tłoku. Ponadto wszystko robił lewą nogą, był tu dość przewidywalny. Przedyskutowaliśmy sprawę w gronie trenerów i uznaliśmy, że trzeba go przekwalifikować na skrzydłowego. To był strzał w dziesiątkę. Tymek miał świetne warunki motoryczne, na boku pomocy mógł je najlepiej wyeksponować. Wiadomo, że chłopcy z akademii Lecha byli niezwykle pracowici. Kamil Jóźwiak, Krystian Bielik czy Robert Gumny to od zawsze byli tytani pracy. Ale Tymek był na jeszcze innym poziomie. Bywało tak, że trenerzy przyjeżdżali do Wronek, a on już robił jakiś trening indywidualny. W pewnym momencie Karol Kikut, trener od przygotowania fizycznego, zwrócił mu uwagę, że musi trochę przyhamować. Masa mięśniowa i skupienie nie treningu siłowym sprawiło, że zatracał swoje atuty szybkościowe. Trzeba było znaleźć w tym balans – mówił na łamach Weszło trener Wojciech Tomaszewski, który prowadził go w juniorach.

Tymoteusz Puchacz zdecydowanie nie był chłopakiem bez charakteru. „Duma Wielkopolski” wcześniej wypożyczała swoich najzdolniejszych młodzieżowców i tak 22-latek trafił do I-ligowego Sosnowca. Znalazł się w środowisku, które nie pałało do niego sympatią. „Starszyzna” wolała traktować juniorów czy młodych zawodników bez większego szacunku, a tu przyszedł ktoś, kto nie boi się wyrazić własnego zdania. Był podstawowym graczem, w rundzie wiosennej wystąpił we wszystkich spotkaniach i również przyczynił się do awansu. Jak Zagłębie znalazło się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, to… nagle z niego zrezygnowano i po rozegraniu dwóch meczów w Ekstraklasie musiał sobie szukać nowego klubu.

11 kilometrów – dokładnie taka odległość dzieli Stadion Ludowy w Sosnowcu od obiektu GKS-u Katowice. Ponownie prowadził go szkoleniowiec Dariusz Dudek, któremu imponowała jego pracowitość. Przy „Bukowej” także nie musiał się martwić o regularną grę, a to w tym wieku jest bardzo ważne.

Historia współczesna

Wychowanek. Kluczowa postać w europejskich pucharach. Kapitan. W Lechu Poznań mógł występować na boisku z kolegami z dzieciństwa, z tymi samymi, z którymi mieszkał wcześniej we wronieckiej burskie – z Moderem, Gumnym czy Jóźwiakiem. Możliwe, że cała czwórka pojedzie razem na EURO 2020. To dopiero byłaby piękna historia.

„Każdą wolną chwilę poświęcał piłce” – wspominał Mierzwa. Obecnie… już tak nie jest. Nie oznacza to, że Puchacz stwierdził, że piłka nożna nie sprawia mu przyjemności, w żadnym wypadku, ale nie zamyka się tylko na futbol. Jedną z jego zajawek jest rap, udało mu się wypuścić jeden kawałek, a „Zasypiam, robię drzemkę…” leciało w wielu polskich szatniach. Dzisiaj klip „Kante” z Janem Rapowanie ma ponad 2 miliony odsłon w serwisie YouTube. Jakby się tak zastanowić na słowami piosenki, to rzeczywiście pod względem pracowitości można porównać go do francuskiego defensywnego pomocnika.

Pierwszy sezon w Poznaniu miał świetny – asystował, strzelał, był nie do zatrzymania. Drugi też, ale tylko do października. Później mocno zjechał z formą, jak i cała drużyna. Do tego doszła m.in. głośna wypowiedź o transferze do Mainz. „Lechici” zanotowali fatalną kampanię, o czym nie bał się mówić w mediach. Odpadli z Pucharu Polski, w lidze nie byli nawet najlepszą drużyną ze swojego miasta, a jeszcze kilka miesięcy wcześniej wszyscy zachwycali się ich meczami z Charleroi czy Standardem Liege.

Czy Tymoteusz Puchacz zasłużył sobie na transfer do Bundesligi? Jeżeli wzięlibyśmy pod uwagę tylko minioną rundę, to nie. Weszło nie umieściło go nawet w piętnastce najlepszych młodzieżowych rundy wiosennej i to nie dlatego, że była ogromna konkurencja. 22-latek został najdroższym transferem w „Die Eisernen” w historii (zapłacili za niego niecałe cztery miliony euro), więc będą mieć wobec niego oczekiwania. Union śledził go nie od wczoraj, wszyscy dobrze wiedzą, że to typ walczaka, który wypruwa sobie płuca na boisku. Wydaje się, że drużyna z Berlina jest stworzona pod niego – trener Urs Fischer stawia na fizyczny futbol, a Union jest zespołem, który przebiegł najwięcej kilometrów w lidze.

Droga do reprezentacji

Arkadiusz Reca wypada z reprezentacji z powodu kontuzji kolana. Obrońca Crotone z pewnością znalazłby się w gronie powołanych na mistrzostwa, natomiast teraz na jego absencji skorzystał 22-latek. Pech jednych, jest szczęściem dla drugich. Chociaż Puchacz nie zadebiutował jeszcze w kadrze, to wydawał się jego naturalnym zastępcą.

Paulo Sousa preferuje ustawienie z trzema środkowymi obrońcami i dwoma wahadłowymi. O miejsce w składzie będzie rywalizował z Maciejem Rybusem, który bije go na głowę pod względem doświadczenia, ale kto wie, czy Portugalczykowi również nie zaimponuje jego pracowitość. Rzekomo nie ogląda polskiej ligi, a przynajmniej nie na żywo, więc teraz ma pierwszą okazję, żeby mu się bliżej przyjrzeć. Jesteśmy przekonani, że uczestnik IX edycji „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” nie odpuści i będzie ciężko trenował. Zresztą, w jego przypadku jest to naturalne – on po prostu taki jest.

– Myślę, że za niedługo będzie taki mecz, że na prawej obronie zagra Tomek Kędziora, a na lewej Tymoteusz Puchacz. Po cichu liczę, że Tymek pojedzie na mistrzostwa. Tego mu życzę. Tam gdzieś po rozmowach z nim, czy z jego tatą, wiem, że chciałby pojechać na EURO. To jest takie jego marzenie na najbliższe pół roku – mówił nam w styczniu jego były szkoleniowiec.

No cóż, marzenia są po to, żeby je spełniać.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix