Była leniwa, nie lubiła biegać i to był powód do tego, żeby zostać… bramkarzem. Z jednej strony – największy śmieszek, z ciętą ripostą, z drugiej – często poirytowana, wymachiwała na boisku rękami i zarzekała się, że nic nie potrafi. Szybko się zniechęcała i poddawała, gdy jej coś nie wychodziło. Co z tego wynikło? Teraz jest podstawową golkiperką wicemistrza Polski i świeżo upieczoną reprezentantką Polski. Jak do tego doszło? W jaki sposób pierwsi trenerzy próbowali zmienić nastawienie Oliwii Szperkowskiej do piłki nożnej? 

Z Podwórka do Kadry: Oliwia Szperkowska

W cyklu “Z Podwórka do Kadry” przedstawimy sylwetki reprezentantek Polski, które brały udział w Turnieju “Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”, zaczynając od początków przygody z futbolem, a kończąc na ich aktualnej sytuacji na europejskim lub krajowym podwórku. W poprzedniej odsłonie opowiedzieliśmy wam historię Dominiki Grabowskiej, która była bardzo charakterną dziewczynką i nie warto było z nią zadzierać, o czym niejednokrotnie przekonali się chłopcy, którzy się jej sprzeciwiali. A jaka była Oliwia Szperkowska, gdy stawiała swoje pierwsze kroki z piłką?

O początkach słów kilka

Jej piłkarska historia rozpoczęła się w Wałczu. I o dziwo od razu trafiła do sekcji dziewczynek. Nie ma za sobą etapu, gdzie trenowałaby dłużej z chłopakami, jak zdecydowana większość reprezentantek Polski. Tak się złożyło, że w tamtym czasie w jej rodzinnej miejscowości funkcjonował klub, który zajmował się również szkoleniem dziewczynek. – Gdy utworzyli sekcję kobiecą piłki nożnej w moim mieście to udałam się na pierwszy trening. Wybrałam bramkę, bo mi się nie chciało biegać (śmiech). Wszystko zaczęło się od… lenistwa – tłumaczy Oliwia Szperkowska w rozmowie z naszym portalem.

– Przez długi czas nie mogła zrozumieć jednej rzeczy, że bramkarka też musi biegać. Długo z nią walczyliśmy, żeby doszło to do niej, że golkiperzy też to robią. I ona mi mówiła: „trenerko, ale ja nie muszę biegać, co nie?”, a ja jej odpowiadałam: „Oliwia, musisz!”. Gdy mieliśmy rozruch i dziewczyny biegały wokół boiska to Oliwia mówiła: „trenerko, ja tylko jedno okrążenie, tak?”. Odpowiadałam jej stanowczo: „nie, Oliwia ty też trzy kółka” – opowiada nam Anna Łukaszewicz, trenerka Oliwii Szperkowskiej w Orle Wałcz.

Od zawsze chciała grać w piłkę? – Od małego chciałam trenować piłkę nożną, ale moja mama wtedy powtarzała: „piłka nożna to sport dla chłopców”. Miałam taki zwyczaj, że o siódmej rano wychodziłam na podwórku i kopałam piłkę w bramę. Trener Adam Łukaszewicz znał się z moją mamą i próbował ją przekonać do tego, żeby pozwoliła mi chodzić na treningi. I po jakimś czasie się zgodziła – opowiada o swoich początkach zawodniczka.

Jak to wyglądało z perspektywy trenera? – Pamiętam jak ją pierwszy raz spotkałem. Szła sobie ulicą z piłką. Jechałem wtedy samochodem i zapytałem się jej, czy nie chciałaby potrenować z innymi dziewczynami. Dowiedziałem się od niej, jak ma na nazwisko, a że znam jej mamę to do niej pojechałem i próbowałem namówić do tego, żeby Oliwia zaczęła przychodzić do nas na zajęcia. Co ciekawe, jej mama na początku nie chciała się na to zgodzić, bo piłka nożna kojarzyła się jej z krzywymi nogami. Kilkukrotnie ją pytałem o to, czy nie puści Oliwii na trening, aż w końcu się zgodziła. I tak to się wszystko zaczęło – opowiada pierwszy trener Oliwii, Adam Łukaszewicz.

Oliwia jako mała dziewczynka chodziła na zajęcia akrobatyki, a do tego też lubiła piłkę ręczną. Kto w niej zaszczepił pasję do sportu? – Gdy przeglądam albumy ze zdjęciami to motyw: ja i piłka pojawia się już, gdy miałam dwa, trzy latka. Nie znajdziesz nigdzie mojej fotografii z lalką, zawsze była piłka. Pasję do sportu zaszczepił we mnie mój dziadek, który dużo go oglądał i o nim opowiadał. Aczkolwiek nie potrafię sobie przypomnieć momentu, kiedy stricte pokochałam piłkę nożną, bo ona była ze mną od zawsze – przekonuje.

Z moich początków z piłką mocno utkwił mi w pamięci mój pierwszy mecz w kadrze województwa. Przegrałyśmy 0:9 to dało mi dobitnie do zrozumienia, że bramkarz to jest niewdzięczna pozycja na boisku (śmiech). Nikt nie miał do mnie pretensji o ten mecz, ale na sumieniu ciążyło mi kilka bramek – wspomina.

Czy pojawiały się jakieś chwile zwątpienia i słabości w drodze do profesjonalnej kariery Oliwii Szperkowskiej? Czy były takie momenty, gdzie chciała rzucić piłkę? – Nigdy nie zrobiłam sobie przerwy od piłki nożnej. Nie było takiego momentu, gdzie powiedziałbym: „nie idę na trening, bo mi się nie chcę”. Aczkolwiek, gdy miałam 11-12 lat, był taki krótki okres, gdzie czułam, że wpadłam w monotonię i treningi zaczęły mnie nudzić. Mama mi wtedy powiedziała: „nikt do niczego cię nie zmusza. Nie chcesz chodzić na piłkę to nie musisz. Musisz sama odpowiedzieć na pytanie, czy dalej chcesz to robić?”. Po tej rozmowie nie było już tematu rezygnacji z tego sportu, złapałam nową energię do działania – opowiada.

– Gdy jej coś nie wychodziło lub zawaliła jakiegoś gola to był moment, kiedy jej kazałam oddychać głęboko i liczyć do dziesięciu, żeby się uspokoiła i zmobilizowała do dalszej części treningu. Powiedziałam jej, że jak nie będzie liczyć do dziesięciu to wyleci z treningu. Na szczęście, nigdy nie musiało dojść do takiej sytuacji (śmiech). To była dziewczyna bardzo ambitna, która denerwowała się, gdy jej coś nie wychodziło i często marudziła: „ja nic umiem, niczego nie potrafię”. Aczkolwiek raz policzyła do dziesięciu i już była spokojna – wspomina trenerka, Anna Łukaszewicz.

Oliwia Szperkowska to pierwsza bramkarka w naszym zestawieniu. Piłka kobieca rozwija się z każdym rokiem, ale wszyscy mamy świadomość, że 10 lat temu to był mizerny poziom wszystkiego co jest związane z tą dyscypliną sportu. Trudno było wymagać w tamtym czasie, żeby przy zespołach kobiecych pracowali trenerzy bramkarzy, a co dopiero, żeby odbywały się treningi indywidualne dla młodych golkiperek. W jaki sposób uczyła się swojego fachu aktualna reprezentantka Polski?

– Przez długi czas profesjonalny trening bramkarski był dla mnie obcy. Dopiero mając niespełna 17 lat zetknęłam się z codziennym treningiem bramkarskim. Wcześniej spotykałam się z tym tylko na zgrupowaniach. Kluby z pierwszej, drugiej i niższych lig nie stawiają na pełny rozwój bramkarek, co uważam, że jest ich ogromnym błędem. To jest pozycja bardzo ważna na boisku, a obecnie traktuje się również golkiperów jako ostatnich obrońców. Myślę, że powinien być kładziony spory nacisk na grę nogą, szybkość i podejmowanie decyzji. Uważam, że to idzie do przodu, a trenerzy cały czas się szkolą. Piłka kobieca się rozwija, niech wszystko, co jest z nią związane, również nabiera rozpędu – apeluje zawodniczka.

Krystian Woźniak miał 16 lat, gdy po raz pierwszy w życiu stanął na bramce i doszedł do takiego momentu, gdzie wyjechał do Niemiec i trafił do Schalke 04. Nie zagrał w pierwszym zespole, ale trenował z Ralfem Fahrmannem czy Aleksandrem Nubelem. On uczył się bronić z filmów poradnikowych na YouTubie. Oglądał video: „jak poprawnie złapać piłkę” i później powtarzał te ćwiczenia na podwórku. Mając zerowe umiejętności w wieku 16 lat, doszedł do Schalke 04, a teraz, co ciekawe, jest zawodnikiem Borussii Dortmund. Czy podobne kroki wykonała Oliwia?

– Gdy byłam dzieckiem, nie podchodziłam tak poważnie do piłki nożnej, bo nie sądziłam, że dojdę do tego miejsca, w którym jestem obecnie. Aczkolwiek zawsze lubiłam oglądać innych bramkarzy w akcji. Jestem samoukiem, co podpatrzę to po swojemu wprowadzam do swojego warsztatu bramkarskiego. Teraz to jest zupełnie inna sytuacja, bo mam  profesjonalne treningi. Do tego ja cały czas się uczę i wyciągam wnioski na bieżąco – podkreśla.

– W Orle Wałcz robiliśmy treningi ogólnorozwojowe. Były u nas w szkole osoby, które jej pomagały rozwijać technikę bramkarską. Jednakże nie była to systematyczna praca i treningi bramkarskie. Aczkolwiek raz w roku jeździła na obozy bramkarskie z Siergiejem Szypowskim, gdzie doszkalała swój warsztat bramkarski. Wiedzieliśmy, że bez treningów specjalistycznych ona nie będzie się rozwijać, co mogliśmy to robiliśmy, żeby jej pomóc. Aczkolwiek nie można porównywać tego z tym, co dostała w Łodzi – stwierdza Łukaszewicz.

Często mówi się o tym, że bramkarze są szalonymi ludźmi. Czy tak samo jest w przypadku kobiet? – Tutaj jest tak samo. Jeśli ktoś rzuca się po trawie, daje się kopać, i ryzykuje tym, że dostanie piłką w głowę to musi być szalony (śmiech). Z kolei ja jestem takim komikiem, osobą od śmiania się i chyba to do bramki pasuje – myśli Szperkowska. – Olimpia Szczecin to nasz lokalny rywal. Gdy dochodziło do meczów bezpośrednich w II lidze czy w kategoriach juniorskich to Oliwia zawsze podchodziła i mówiła: „niech trener się nie przejmuje, bo z Olimpią to my na pewno wygramy” (śmiech). Mecze z Olimpią wyglądały tak, że nie trzeba było dziewczyn w ogóle motywować, a Szperkowska zawsze grała pierwsze skrzypce w tych spotkaniach – opowiada Adam Łukaszewicz.

 Była na swój sposób szalona. Gdy jej coś nie wychodziło, zawsze mocno gestykulowała rękami. Gdy krzyknąłem: „Szperkowska!”, odpowiadała mi: „trenerze, ja nic nie umiem”. Ona słynęła z krótkich, ciętych ripost. Potrafiła rozładować napiętą atmosferę. Lubiła podsumować bieżące wydarzenia jednym charakterystyczny zdaniem – dodaje. – Oliwia lubiła czasem po pajacować. Była duszą towarzystwa. Czasem wywróciła się specjalnie na korytarzu, żeby rozśmieszyć koleżanki. Była naszym komikiem – uważa Anna Łukaszewicz. – Był z niej żartowniś. Gdy na boisku jej nie wychodziło to się denerwowała, a poza nim zakładała maskę, że jest śmieszkiem. W ważnych meczach było widać to, że ona się stresuje. Popełniała błędy jak każdy, ale w tych trudnych spotkaniach nas nie zawodziła nigdy – wtrąca Adam Łukaszewicz.

Czy od razu było widać, że ma potencjał na to, żeby zostać profesjonalną zawodniczką i przyszłą reprezentantką Polski? – Potencjał było u niej widać od samego początku, ale była też chimeryczna. Miała problem z koncentracją na meczach ze słabszymi rywalami, gdzie podchodziła do nich bardzo lajtowo i zdarzały się jej błędy. Jednak, gdy graliśmy ważny turniej lub mecz to zawsze można było na nią liczyć. Była tak zmobilizowana, że zawsze dawała z siebie wszystko – opisuje Anna Łukaszewicz. – Gdy źle weszła w spotkanie ze słabszym rywalem, zawsze jej krzyczałem: „Szperek! Ogarnij się! Mecz się już zaczął!” (śmiech) – dodaje jej mąż.

– Powtarzałem często Oliwii, że musi być cierpliwa i spokojna. Byłem pewny, że zagra w Ekstralidze Kobiet. Ona zawsze była chętna do treningów, wyjazdów na obozy i turnieje. Sumiennie przychodziła na zajęcia, gdy jej nie było to oznaczało, że miała jakiś konkretny powód, o którym mówiła wcześniej. Nie mieliśmy z nią żadnych problemów i była bardzo pracowita. Jej warunki fizyczne i sposób poruszania się oraz cechy wolicjonalne i motoryczne spowodowały, że była materiałem na piłkarkę – uważa trener.

Z jakim bramkarskimi elementami sobie nie radziła i trzeba było z nią dłużej popracować? – Gdy byliśmy na pierwszym obozie w 2010 roku, pamiętam, jak próbowaliśmy ją nauczyć wyrzucać pikę ręką. Bo też często narzekała: „trenerze, ja nie umiem wyrzucić piłki ręką”. Postawiliśmy jej dużą bramkę i jej zadaniem było przerzucić piłkę nad nią. Z Oliwią trzeba było pracować indywidualnie, bo w grupie się deprymowała i szybko poddawała. Cierpliwość potrafiła zachować, gdy poświęciło się jej czas na indywidualną pracę. To jest inteligentna dziewczyna. Ona dużo analizuje i wyciąga wnioski – opowiada trener Łukaszewicz.

– Podobnie było z wybijaniem piłki z „piątki”. Miała problem, żeby w ogóle podnieść piłkę do góry. I analogiczna sytuacja, ustawialiśmy bramki i ćwiczyliśmy odpowiednie układanie stopy do piłki. Pamiętam jej narzekania: „trenerze, ja nie dam rady” – dodaje.

Z Podwórka na stadiony

Orzeł Wałcz w 2012 roku wygrał Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” w kategorii U-10 dziewczynek. Jednakże Oliwia Szperkowska nie ma w swoim CV tego trofeum, ponieważ jej wiek już na to nie pozwalał, żeby mogła uczestniczyć w tej edycji, bo miała wtedy 11 lat. Aczkolwiek, należy odnotować fakt, że brała udział w tych rozgrywkach rok wcześniej, ponieważ otrzymała nagrodę dla najlepszej bramkarki, a jej drużyna uplasowała się na czwartym miejscu.

– Pamiętam, że to był czas, kiedy nasza drużyna dopiero powstawała. To były początki i nasz pierwszy większy turniej. Od razu zajęłyśmy czwarte miejsce w Polsce. To jest bardzo dobry wynik. Miło mi też było z tego powodu, że dostałam nagrodę dla najlepszej bramkarki Turnieju – wspomina Szperkowska.

– Pamiętam dobrze ten turniej finałowy w Chorzowie. Półfinał przegraliśmy po rzutach karnych. Mieliśmy pecha, bo dziewczyny czuły, że są lepsze od rywalek, a nieszczęśliwe przegrały po serii jedenastek. Krótka była przerwa między półfinałem, a meczem o trzecie miejsce i dziewczyny nie podniosły się mentalnie po tej porażce. Był tak poirytowane po półfinale, że odpuściły mecz o trzecie miejsce (śmiech). Mieliśmy naprawdę mocny zespół, złożony z roczników 2001 i 2002. Na wszelkiego rodzaju turniejach i obozach wygrywaliśmy wszystko jak leci. Tutaj po prostu zabrakło szczęścia – wspomina Łukaszewicz.

Co sądzi Oliwia Szperkowska o Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”? – To jest świetnie zorganizowany Turniej i kapitalne miejsce do rozwoju dla młodych zawodników i zawodniczek. Będąc jeszcze dzieckiem masz okazję grać z najlepszymi rówieśnikami w kraju. To są takie mistrzostwa Polski dla dzieci. Niech Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” trwa jak najdłużej. Tego życzę organizatorom, bo jest to świetna inicjatywa – zaznacza reprezentantka Polski.

Historia współczesna

W Orle Wałcz występowała do 16. roku życia. Mimo że dużo wcześniej otrzymywała ciekawe propozycje transferowe to i tak nie zdecydowała się na opuszczenie rodzinnego domu. – W Orle Wałcz przeszłam cały etap szkolenia od młodziczki do seniorki. Najpierw były ligi bałtyckie, potem duże turnieje, a na samym końcu gra w III lidze. To nie jest wysoki poziom, ale dla nastolatki to jest fajne przetarcie. Do tego jako drużyna awansowałyśmy do II ligi. Zaliczyłyśmy spory progres. Trenerów w Wałczu miałam niesamowitych. Wkładali w nas mnóstwo serca, aż szkoda byłoby zaprzepaścić to, co wypracowaliśmy razem z nimi. Aż doszliśmy do takiego momentu w II lidze, gdzie trzeba było spróbować czegoś nowego, pójść wyżej – zaznacza Szperkowska.

Od samego początku grała na bramce, aczkolwiek jeden sezon w swojej karierze zagrała w… środku pola! – My jej od początku nie kształtowaliśmy na bramkarkę. Wzrost, dobre warunki fizyczne to nie wystarczy, żeby być dobrym bramkarzem. Trzeba też dobrze grać nogą. I uczyliśmy jej tego. Gdy awansowaliśmy do II ligi to cały sezon Oliwia grała w środku pola. Oczywiście, dla niej liczyła się tylko bramka. Aczkolwiek chcieliśmy jej pokazać, jak wygląda praca zawodniczek w polu, żeby też nauczyła się czegoś, co jej pomoże w grze na bramce. Nie chcieliśmy, żeby była tylko „kołkiem”, który stoi na bramce, dbaliśmy o jej wszechstronność – wyjaśnia Łukaszewicz.

W styczniu 2018 roku trafiła do UKS-u SMS-u Łódź. – Temat mojego transferu pojawił się dwa lata wcześniej, ale trenerzy wraz z moją mamą stwierdzili, że nie jestem jeszcze na tyle ukształtowana mentalnie, żeby wyjechać. Do Łodzi trafiłam mając niespełna 17 lat, więc mogłam już świadomie zadecydować za siebie. To był dobry moment, bo już wchodziłam do reprezentacji Polski U-17. To najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu – podkreśla.

– Skauci już ją kusili dużo wcześniej. Pisali na Messengerze i próbowali ją przekonać. Wraz z jej mamą doszliśmy do takich wniosków, że najlepsze dla Oliwii będzie to jak w Wałczu skończy gimnazjum i wtedy może pójść w świat. Wiedzieliśmy, że w Łodzi będzie miała zagwarantowane dobre warunki, więc był to idealny kierunek dla niej. Miała tam też trudniejsze momenty, gdzie nie grała, ale swoją systematyczną pracą i skupieniu na treningach, doszła do tego miejsca, w którym jest teraz. Z dumą włączam TVP Sport i oglądam mecze Ekstraligi Kobiet z jej udziałem – zaznacza Adam Łukaszewicz.

Sezon 2020/21 był przełomowy dla UKS-u SMS-u Łódź. Do tej pory był to klub środka tabeli Ekstraligi Kobiet, który miał chrapkę na to, żeby zakręcić się w pobliżu trzeciego, czwartego miejsca. Wyszło tak, że zostały wicemistrzyniami Polski i doszły do finału Pucharu Polski. Tylko Czarni Sosnowiec są lepszą drużyną od łodzianek w naszym kraju.

Szczerze? Przed sezonem nikt się tego nie spodziewał. Gdyby ktoś do nas podszedł przed sezonem i powiedział, że tak będą przebiegały rozgrywki to raczej każda z wielkim zdziwieniem na twarzy powiedziałaby: „co?”. Cel przed rozgrywkami był taki, żeby poprawić się, choćby o jedną lokatę w tabeli, względem poprzedniego sezonu, czyli celowaliśmy w trzecie, czwarte miejsce. Trenowałyśmy ciężko i rosłyśmy w siłę. Umiejętności mamy nie od dziś, ale w końcu zaczęłyśmy wyglądać jak drużyna, jedność. Nie da się opisać słowami, jaki zrobiłyśmy progres pod względem mentalnym. Przegrywamy 0:1 z Olimpią Szczecin do 88. minuty, a i tak wygrywamy 2:1.  Z Medykiem przegrywałyśmy 0:2, a wygrałyśmy 3:2. To jest kwestia charakteru. To była nasza siła i oby tak było w kolejnym sezonie – wyjaśnia Szperkowska.

Oliwia oczywiście jest na profesjonalnej umowie i piłka nożna to jest jej zawód, ale oprócz tego interesuje się dietetyką i zdała kursy na dietetyka sportowego. – Zawsze kręciła mnie dietetyka i zdrowe odżywianie a dodatkowo wiem, jak bardzo ważne w sporcie jest odpowiednie żywienie, dlatego stwierdziłam, że warto w to zainwestować, bo dzięki temu mogę w przyszłości wykonywać zawód dietetyka – tłumaczy.

Komu najwięcej zawdzięcza w swojej karierze piłkarskiej? – Moim trenerom z Wałcza i mojej najbliższej rodzinie, która mnie zawsze wspiera. Mam na myśli teraz moje początki z piłką. Gdyby nie te osoby to w ogóle nie zaczęłabym grać w piłkę. Bo oczywiście sporo zawdzięczam trenerom z Łodzi, ale to jest druga sprawa, bo najważniejsze są początki. Trenerzy Adam i Anna Łukaszewicz dbali o mnie, zainwestowali i pociągnęli mnie do góry – podkreśla Szperkowska.

Niestety, dwa lata temu Orzeł Wałcz zrezygnował z prowadzenia sekcji kobiecej. Trudno będzie o to, żeby następczynie Szperkowskiej wychowywały się w Wałczu. Oliwia miała o tyle szczęście, że trafiła na dwójkę pasjonatów, której chciało się zajmować wychowywaniem dziewczynek w duchu rywalizacji sportowej na boisku. Jeszcze to nie wybrzmiało, ale za żeńskim klubem Orzeł Wałcz stało małżeństwo Adam i Anna Łukaszewicz. Dlaczego już zrezygnowali? Czy nie żałują tej decyzji?

– Na pewno żałujemy. Bo wiele lat poświęciliśmy temu projektowi. Mamy mnóstwo wspomnień związanych z dziewczynami, które u nas grały. Z większością zawodniczek jesteśmy w stałym kontakcie. Oliwia miała 7 lat, kiedy do nas trafiła, a teraz ma 20. Proszę spojrzeć na to, ile lat już minęło – zauważa trenerka Anna. – Założyłem sekcję kobiecą w Orle Wałcz w 2010 roku, kiedy nasza córka Anita zaczęła przychodzić na treningi do grupy chłopców, którą prowadziłem. Minęło kilka miesięcy, a tych dziewczynek zaczęło pojawiać się coraz więcej, dlatego postanowiłem, że założę sekcję kobiecą. Z uwagi na fakt, że moja żona jest wuefistką, byłą kajakarką, gdzie piłka nożna też niebyła jej obca, poprosiłem ją, żeby się wdrażała i tak to się zaczęło. Zrobiła kurs UEFA B i zaczęła mi pomagać – dodaje trener Adam.

Nikt więcej nie działał przy Orle Wałcz. To była inicjatywa tylko państwa Łukaszewicz. – Wszystko robiliśmy sami. Żona była prezesem żeńskiego klubu. Na samym początku działalności kupiliśmy dwa większe samochody, żeby wozić dziewczyny na turnieje i mecze wyjazdowe. Obozy przygotowawcze? Mamy duży dom, więc nieraz organizowaliśmy je u nas. Treningi odbywały się na podwórku, a dziewczyny później u nas nocowały. Wszystko robiliśmy od podstaw. W pewnym momencie trenowało u nas 70 dziewczynek. Dofinansowania z gminy nie były wysokie, koszty utrzymania drużyn i licznych wyjazdów były coraz większe – tłumaczy.

– Do tego my też prowadzimy swoje działalności, więc trudno było to ze sobą pogodzić w pewnym momencie, żeby nie zaniedbać interesów i sumiennie pracować z dziewczynami. Seniorki grały w II lidze, był taki moment, gdzie mogliśmy awansować nawet do I ligi, bo długo byliśmy liderem tabeli, ale nie stać nas było na to. Finansowo już ten projekt się nie spinał, doszedł nadmiar obowiązków i trzeba było powiedzieć: „dość”. Dziewczyny poszły w świat i najważniejsze jest dla nas to, że nie zapominają o tym, gdzie zaczynały – dodaje.

Orzeł Wałcz już nie funkcjonuje na piłkarskiej mapie Polski, jeśli chodzi o futbol kobiecy. Cały czas zajmują się szkoleniem chłopców, a po dziewczynach zostaną tylko wspomnienia i duma, że zaszły gdzieś dalej? Oliwia Szperkowska już jest reprezentantką Polski, a Agnieszka Glinka czy Natalia Rohn to piłkarki, które już przewijały się przez młodzieżowe kadry Polski i również mogą jeszcze zaistnieć w piłce kobiecej.

Orzeł Wałcz w pełni je ukształtował, zaczynając od pierwszych kroków z piłką, kończąc na drużynie seniorek. Dobra praca też przynosiła efekty w postaci medali w mistrzostwach Polski juniorek młodszych, zwycięstwa w Turniejach o Puchar Premiera, złote medale w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Z kolei z drużyną seniorską doszli do II ligi, grając tylko juniorkami. Książka pt. „Orzeł Wałcz” już jest zamknięta, ale bohaterki tej opowieści mogą jeszcze sporo namieszać i napisać swoje niezwykłe historie, które rozpoczęły się w Wałczu.

Droga do reprezentacji

Jeszcze grając w Wałczu była powoływana do reprezentacji Polski do lat 15. Skauci piłki kobiecej już od wielu lat wiedzą, kim jest Oliwia Szperkowska i zapewne nie dziwi ich to, w jakim miejscu znajduje się obecnie. Trener Adam Łukaszewicz podkreśla, że ona była najlepszą bramkarką w województwie zachodniopomorskim i to była tylko kwestia czasu, kiedy jej kariera nabierze większego rozpędu.

Z pierwszym wyjazdem Szperkowskiej na kadrę U-15 wiąże się jedna ciekawa historia związana z bieganiem: – Pamiętam jak wróciła z tego zgrupowania kadry. Zapytałam się jej: „jak tam Oliwia? Podobało się?”. Ona mi odpowiedziała: „trenerko, tam też trzeba było biegać”. Ta sytuacja ją uświadomiła, że bramkarze też muszą biegać. Ona wcześniej uważała, że na tej pozycji nie trzeba mieć kondycji. Długo ją musieliśmy przekonywać do biegania i wyrabiania motoryki. Dopiero przyznała nam rację po tym zgrupowaniu, kiedy miała profesjonalne treningi bramkarskie: „trenerka miała rację, kondycja jest ważna u bramkarza” – wspomina Anna Łukaszewicz.

„Szperek” przeszła przez wszystkie kategorie wiekowe kadry Polski. Czas na powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski przyszedł, gdy doszło do zmiany selekcjonera. Nina Patalon korzystała już z jej usług w młodzieżowych kadrach, więc znała ją bardzo dobrze i postanowiła powołać na marcowe zgrupowanie. – Nie spodziewałam się powołania. Jestem jeszcze dość młodą zawodniczką i miałam za sobą trudny sezon, bo przez pierwsze pół roku nie grałam. Dopiero na wiosnę stałam się podstawową bramkarką w Ekstralidze. Zatem powołanie było zaskoczeniem. Bo jest to największe marzenie każdej piłkarki, dostać się do reprezentacji Polski. Byłam przeszczęśliwa z tego powodu. To jest docenienie tego, co się robi na co dzień – stwierdza Szperkowska.

Jak wyglądało wejście do seniorskiej kadry? – Nie będę ukrywać, że byłam strasznie zestresowana. Aczkolwiek to była kwestia aklimatyzacji, bo za bardzo nie znałam osobiście tych piłkarek. Zderzyłam się tam z prawdziwą seniorską piłką. To było wyzwanie. Drugie zgrupowanie było już bardziej swobodne i myślę, że z każdym kolejnym będzie mi łatwiej – opowiada.

Szperkowska miała okazję trenować z Katarzyną Kiedrzynek, czyli jedną z najlepszych bramkarek na świecie. Jakie zrobiła na nią wrażenie? Czy coś od niej podpatrzyła? – Jestem zachwycona jej umiejętnościami. Nie powiem, że nie, bo jest duża różnica między nami. To jest świetna zawodniczka. Robi wszystko dużo szybciej.  Przede wszystkim widać to, że od wielu lat funkcjonuje na najwyższym poziomie europejskim. Wiele rzeczy robi z automatu, ma wyrobione pewne nawyki. Jej osoba mnie inspiruję pod tym względem, co sobą reprezentuje nie tylko na boisku, ale i poza nim – wyjaśnia 20-letnia zawodniczka.

– Gdy zobaczyłam ją w treningu to nie wiedziałam, jaką pierwszą rzecz powinnam od niej wziąć (śmiech). Uważam, że szybkość działania to jest klucz do wszystkiego. Umiejętności nabywa się wraz z wiekiem, ale pewne rzeczy się po prostu ma. Leci piłka w jej stronę, a ona już wie, co chce z nią zrobić – dodaje.

Oliwia jest powoływana do kadry, ale jeszcze nie udało się jej zaliczyć debiutu. – W głębi duszy liczyłam na debiut. Aczkolwiek tłumaczyłam sobie to tak, że mam jeszcze parę rzeczy do wypracowania. I nie był to najlepszy moment na debiut. Muszę jeszcze poprawić mental. I wyrzucić z głowy takie myśli, że wszystkiego można się szybko nauczyć. W kadrze są bramkarki starsze ode mnie o dziesięć lat, więc powinnam cierpliwie dążyć do tego, żeby mieć podobne umiejętności i nawyki, co one. To nie jest tak, że zrobię dwa treningi i już będę na tym samym poziomie – tłumaczy zawodniczka.

Czy będzie musiała na to długo czekać 20-letnia zawodniczka? Można śmiało powiedzieć, że ma jeszcze czas i cierpliwie musi wyczekiwać swojej szansy. Czy jednak ma w sobie pokłady takiej determinacji i cierpliwości jak Karolina Klabis, która w czerwcu tego roku zadebiutowała z orzełkiem na piersi w wieku 30 lat? – Mając 30 lat chyba już pogodziłabym się z faktem, że reprezentacja nie jest dla mnie, gdybym nie miała jeszcze za sobą pierwszych meczów w kadrze. Sytuacje są różne, bo mogą przeszkadzać kontuzje, albo spora konkurencja czy to, że jest się po prostu niezauważonym. Karolina Klabis jest świetną bramkarką i zasłużyła na ten debiut. Aczkolwiek mnie by to deprymowało, gdybym musiała tyle lat czekać na pierwszy mecz w kadrze. Jednak, jeśli los by tak chciał, żebym czekała to będę czekać – puentuje bramkarka.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix