Mateusz Lis od kilku sezonów budował swoją pozycję w bramce Wisły Kraków, aż latem zapracował na zagraniczny transfer. My jednak nie o tym, co go czeka w lidze tureckiej, ale o… jego piłkarskich początkach.

Pierwszy trener: Mateusz Lis

Nowy nabytek Altay SK wychowywał się w Żarach, niemal 40-tysięcznym mieście w województwie lubuskim. Od małego chciał zostać piłkarzem oraz od małego interesowała go tylko i wyłącznie gra między słupkami. Jego idolem był Iker Casillas.

– Mateusza znam teoretycznie… od urodzenia. Mieszkaliśmy w jednej klatce – ja na parterze, a on na trzecim piętrze. Zawsze przychodził do mojej żony i pytał, czy zrobiła pierogi albo naleśniki. Byłem zawodnikiem Promienia Żary. Mój syn jest w wieku Mateusza, początkowo chodzili na nasze spotkania, przyjeżdżali w wózkach, a jak zaczęli trochę dorastać, to przejąłem grupę orlików. “Lisek” chciał grać w piłkę, to nie, że ktoś go do tego zmuszał. Był naszą ostoją we wszystkich meczach, które rozgrywaliśmy w lidze czy na turniejach” – wspomina Radosław Babij, pierwszy szkoleniowiec 24-letniego golkipera.

Warunkiem koniecznym, żeby zostać bramkarzem, są odpowiednie warunki fizyczne. Mateusz wzrost (192 cm) odziedziczył po rodzicach, którzy byli dosyć wysocy. Czy tak samo było z zamiłowaniem do sportu? Ani mama, ani tata nie mieli jednak z nim zawodowego związku. – Rodzice wychowali go na porządnego chłopaka, nie był jakimś osiedlowym łobuzem. Od samego początku chciał stać tylko na bramce. Miał ten dryg, wiedział, gdzie się rzucić, co zrobić. Nie pchał się do przodu, wiedział, że to jest jego pozycja. Mój syn grał w ataku, a Mati bronił. Czuł piłkę – dodaje Babij.

– Moi rodzice są ludźmi, którzy do wszystkiego doszli ciężką pracą. Nie pochodzę z zamożnego domu, z bardzo normalnej rodziny. Nie było u nas łatwo, ale zawsze dawaliśmy radę. Tworzymy bardzo zgraną rodzinę, wciąż mamy świetny kontakt. Rodzice mieszkają teraz w Niemczech, ale są na każdym moim meczu, nieważne czy w Krakowie, czy na wyjeździe. Czasami im mówię – odpocznijcie, zróbcie sobie wolny weekend, a oni na to – a co mamy robić? Cieszą się, że mogą być ze mną na żywo, bo mecz w telewizji to dla nich nie to samo. Z domu wyniosłem przekonanie, że nic nie dostanę za darmo. Cały czas tata mi powtarza, że nieważne co się będzie działo, muszę ciężko trenować, a zawsze będę mieć ich wsparcie – opowiadał Mateusz Lis w 2018 roku w rozmowie ze sportdziennik.com.

Gruby na bramkę? Nie tym razem. „Lisek” był wyróżniającym się zawodnikiem Promienia Żary, już w piątej klasie szkoły podstawowej przeniósł się do UKP Zielona Góra, który oferował zdecydowanie lepsze warunki do rozwoju, a co istotniejsze – trenera bramkarzy. – Cały czas się wyróżniał. Jak tylko przyjeżdżaliśmy na mecze, to rywale od razu: kur**, Lis broni, to nic strzelimy. Naszym lokalnym sukcesem był finał turnieju im. Marka Wielgusa. Pojechaliśmy wtedy do Grudziądza, Mati co mógł, to wyciągnął. W Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” też braliśmy udział, na pewno pojechaliśmy na finały do Gniezna, ale to było już tak dawno temu, że nie pamiętam szczegółów – wspomina pierwszy szkoleniowiec Lisa.

Po Zielonej Górze przyszła pora na jeszcze większe wyzwanie, jakim było przejście do Lecha Poznań. W „Kolejorzu” były wobec niego całego spore oczekiwania, niektórzy widzieli w nim przyszłego golkipera pierwszego zespołu, ale sam Mateusz nie radził sobie przy Bułgarskiej tak dobrze, jakby mógł tego oczekiwać. Koniec końców, nie udało mu się zadebiutować w seniorach Lecha. Latem 2015 roku poszedł na wypożyczenie do I-ligowej Miedzi Legnica, pierwsze trzy spotkania rozpoczął w wyjściowym składzie, natomiast po sierpniowym starciu z Chrobrym Głogów wszystko się posypało i do gry wrócił dopiero pod koniec października. Łącznie udało mu się wystąpić tylko w sześciu meczach.

Co ciekawe, szansę na regularne występy w seniorskiej piłce dał mu… Marek Papszun w Rakowie Częstochowa, który w II lidze nie bał się postawić między słupkami na jeszcze niedoświadczonego bramkarza. Warto podkreślić, że „Medaliki” nie były drużyną środka tabeli, a wywalczyli sobie wówczas awans z pierwszego miejsca. Lis pierwszą rundę tamtej kampanii spędził na wypożyczeniu w Podbeskidziu Bielsko-Biała, gdzie zazwyczaj oglądał spotkania z perspektywy ławki rezerwowych, a po sezonie 2017/18 przeniósł się za ok. pół miliona złotych do Wisły Kraków, w której bardzo szybko wygryzł z wyjściowej jedenastki Michała Buchalika. W następnym sezonie… role się jednak odwróciły i to Buchalik był jedynką, a 24-latek jedynie drugą opcją.

Mateusz Lis odzyskał miejsce w pierwszym składzie „Białej Gwiazdy” pod koniec rundy wiosennej 2019/20, a utrzymał je właściwie do… czasu transferu do tureckiego Altay SK. Czy wychowanek Promienia Żary i uczestnik Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” zrobi w przyszłości wielką karierę? Nie jest już młodzieniaszkiem, nie trafił do Premier League czy Bundesligi, ale jeżeli będzie się dobrze prezentował, może grać w niezłych klubach, a przy okazji zapewnić sobie i bliskim dobre życie.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix