CLJ-ka od środka: „Nie chcemy utrzymywać się przy piłce dla samej sztuki”

Akademia Widzewa to polska szkółka z portugalską myślą szkoleniową? Coraz więcej akcentów trenerskich z półwyspu Iberyjskiego pojawia się w łódzkiej akademii. Dlaczego? W jaki sposób na tym korzystają polscy szkoleniowcy dzieci i młodzieży? Rozmawiamy na te tematy z Łukaszem Jonczykiem, szkoleniowcem drużyny U-17 w akademii Widzewa. Oczywiście nie zabrakło również pytań o CLJ U-17, która ruszyła w miniony weekend – „Widzewiacy” są beniaminkiem tych rozgrywek.

CLJ-ka od środka: „Nie chcemy utrzymywać się przy piłce dla samej sztuki”

Jakie są pierwsze wrażenia trenera po debiucie w CLJ U-17? Chyba można uznać za dobry start wygraną ze Stomilem Olsztyn 5:0?

– Wynik sugeruje, że był to łatwy mecz dla nas, a wcale tak nie było. Stomil postawił nam trudne warunki do gry. To jest zespół fizyczny, którego gra jest skupiona na fazach przejściowych, gdzie próbowali nas zaskakiwać kontratakami. Po naszych zawodników było widać tremę związaną z debiutem w CLJ-ce. Można było zauważyć, że wszystkie rzeczy około boiskowe wpłynęły na zespół. Ten stres też wiązał się z tym, że większość naszych zawodników nie miało jeszcze okazji dobrze skonsumować rozgrywek CLJ U-15, a to z uwagi na lockdown i anulowanie rozgrywek po jednym meczu na wiosnę. Stres i trema spowodowały, że w pierwszej połowie byliśmy zblokowani, nie realizowaliśmy założeń, jakie sobie zaplanowaliśmy. Aczkolwiek w drugiej części gry zdobyliśmy pięć goli, dominowaliśmy na boisku i jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak ten mecz się dla nas zakończył.

Stomil Olsztyn w rundzie wiosennej sezonu 2020/21 był rewelacją ligi. Niewiele zabrakło im do tego, żeby jako beniaminek CLJ wygrali grupę A i zagrali w półfinale mistrzostw Polski juniora młodszego. Zajęli drugie miejsce w tabeli, tracąc tylko jeden punkt do UKS-u SMS-u Łódź, który finalnie sięgnął po tytuł mistrza Polski w tej kategorii wiekowej. Czy taki dobry start Widzewa może predysponować was do miana „czarnego konia” grupy A, jakim był Stomil pół roku temu? Czy jeszcze za wcześnie na to, żeby was w taki sposób nazywać?

– Nie znamy tej ligi. Z większością zespołów nigdy się nie mierzyliśmy. W okresie przygotowawczym rywalizowaliśmy z naszym lokalnym rywalem UKS-em SMS-em Łódź i mieliśmy też okazję sprawdzić się z Legią Warszawa. Aczkolwiek wiem jedno o drużynach z naszej grupy: są to zespoły z tradycjami w szkoleniu młodzieży, które to pielęgnują i dbają o renomę. My jesteśmy akademią, która ciągle idzie do przodu i się rozwija. Jesteśmy zadowoleni z tego, że wchodzimy teraz na etap ogólnopolski. Dążymy do tego, żeby pozostałe drużyny naszej akademii też wskoczyły na najwyższy poziom w kraju. Cieszymy się, że jesteśmy w lidze, w której gra się o punkty z najmocniejszymi drużynami w Polsce. Na pierwsze oceny i porównania z innymi zespołami przyjdzie czas po rozegraniu przynajmniej jednego meczu z każdym rywalem w lidze. Istotną dla nas rzeczą jest to, żeby zachować poziom ogólnopolski jak najdłużej. Chcemy, żeby chłopcy w naszej akademii przechodzili przez cykliczny proces, w którym będą grać w CLJ-kach. Każdy ma swoje ambicje i zawodnicy mają z tyłu głowy to, że chcieliby powalczyć o medale mistrzostw Polski. Jednakże zachowujemy zdrowy rozsądek, bo dla nas najważniejsze jest to, żeby CLJ-ki były dla nas normą, stałą w procesie szkolenia akademii Widzewa.

Mówił pan o tym, że na początku meczu ze Stomilem zawodnicy czuli stres, strach przed tym, co ich czeka w CLJ-ce. Efekt jest taki, że wygrywacie 5:0, więc chłopaki przekonali się, że wcale ta liga nie jest taka straszna jak ją malują. Czy nie ma trener teraz takich obaw, że może to zadziałać na tych zawodników w drugą stronę, czyli, że poczują się za pewni siebie, bo teraz to mogą wygrywać wysoko z każdym?

– Takie obawy są zawsze. Wiadomo, że przekaz na linii trener – zawodnik to jest jedna rzecz, ale szatnia i codzienność tych chłopaków to druga sprawa, gdzie te rozmowy są zawsze zagrożeniem, bo mogą nieodpowiednio nastawić ich do meczu. Aczkolwiek jestem przekonany o tym, że moi zawodnicy zachowują zdrowy rozsądek. Dla nich najważniejsze są takie rzeczy jak: rozwój, możliwość rywalizacji z najlepszymi i perspektywa zastania profesjonalnym zawodnikiem. Natomiast naszą rolą, sztabu szkoleniowego, jest to, żeby stopować nastroje, by w każdym tygodniu zgodnie z koncepcją szkolenia akademii narzucać im odpowiednie bodźce, również te mentalne. Bo są takie momenty, gdzie trzeba ich podbudować, jak i też takie, gdzie trzeba wylać kubeł zimnej wody. Jesteśmy po meczu, gdzie wygraliśmy 5:0, więc teraz musimy zachować zdrowy rozsądek, a do następnego spotkania podejść z szacunkiem do przeciwnika i zagrać to, czego wymaga od nas filozofia akademii. W najbliższy weekend podejmiemy lokalnego rywala, UKS SMS Łódź, który kilka miesięcy temu zdobył mistrzostwo Polski w tej kategorii wiekowej, co świadczy o ich klasie, więc nie możemy pozwolić sobie na rozluźnienie.

Jak pan ocenia wasze przygotowania do tego sezonu CLJ U-17?

– Przygotowania rozpoczęliśmy równy miesiąc przed startem rozgrywek. Byliśmy na tygodniowym obozie w Nieborowie, jest to niewielka miejscowość leżąca blisko Łodzi. Przygotowania miały charakter startowy, ponieważ nie dzielimy tego na dwa pod okresy przygotowawcze. Idziemy cały czas tym samym cyklem przygotowań, czyli odbyliśmy taką samą liczbę jednostek treningowych co zawsze. Graliśmy sparingi w każdy weekend w tym okresie. Była pewna niewiadoma i obawa przed startem rozgrywek, gdyż przegraliśmy dwa ostatnie mecze kontrolne z Piastem Gliwice i UKS-em SMS-em Łódź. Okres meczów towarzyskich też jest taki, gdzie grają wszyscy zawodnicy w podobnym wymiarze czasowym. To jest dla nich idealny moment na pokazanie się trenerowi przed startem rozgrywek. Oni są też w takim wieku, gdzie przygotowujemy ich już pod kątem gry w seniorach. Budujemy ich świadomość, że nie zawsze zawodnicy grają po tyle samo. Trzeba wywalczyć sobie miejsce w podstawowym składzie.  Normalna kolej rzeczy – jedni grają więcej, drudzy mniej, a trzeci w ogóle nie łapią się do kadry meczowej. My jako trenerzy chcemy doprowadzić do tego, żeby wewnętrzna rywalizacja była zachowana, aby żaden z piłkarzy nie miał takiego komfortu psychicznego, że jest w pierwszym składzie i będzie w nim grał przez całą rundę. Zdrowie nam dopisało, wewnętrzna rywalizacja była na wysokim poziomie, zatem mogę uznać te przygotowania za udane.

Czy uważa pan, że doświadczenie, które zdobyli pańscy zawodnicy w CLJ U-15, będzie miała duże znaczenie w tych rozgrywkach, mimo że jesteście beniaminkiem ligi?

– Jeżeli chodzi o tę kadrę, która jest w CLJ U-17 to nie wszyscy mają to doświadczenie z młodszej CLJ-ki, ponieważ w naszej akademii, gdy zaczyna się wiek licealny, dochodzi do wielu wzmocnień i uzupełnień składu. Nasz dział skautingu uważnie penetruje rynek perspektywicznych zawodników, którzy kończą szkołę podstawową a chcą kontynuować swoją edukację w liceum sportowym. Dlatego też kadry naszych drużyn licealnych, a tych ze szkoły podstawowej mocno różnią się od siebie. Rocznik 2005 awansował do CLJ U-15, ale zagrał tam tylko jeden mecz, bo tak, jak wspomniałem wcześniej, z powodu pandemii rozgrywki zostały anulowane. Z kolei nasz rocznik 2006 przez pół roku miał okazję występować na poziomie centralnym. Jednak też trzeba pamiętać o tym, że w każdej akademii rocznik rocznikowi nie jest równy i nie zawsze ten potencjał sportowy jest taki sam, choć do tego dążymy. Natomiast mamy doświadczenie, wiemy, co zrobić, żeby CLJ-ki były dla nas procesem cyklicznym, rzeczą naturalną. Głęboko wierzę w umiejętności swoich zawodników, że zachowamy CLJ U-17, zarówno na wiosnę jak i dla kolejnego rocznika – 2006. Uważam, że stać nas na utrzymanie w tej kategorii wiekowej.

W naszej poprzedniej rozmowie, tuż po wywalczeniu awansu do CLJ U-17, powiedział pan takie zdanie: „możemy być fajną odmianą czegoś nowego w CLJ-ce„.  Co mamy rozumieć przez te słowa?

– Mam takie wrażenie, że wiele zespołów chce ukrywać swoje niedostatki na poszczególnych pozycjach i bazuje tylko i wyłącznie na fazach przejściowych – reakcja po stracie piłki i szybki doskok pressingowy lub reakcja pod obiorze i przejście do kontrataku, wykorzystując brak organizacji po stronie przeciwnika. Oczywiście, nie neguję tego podejścia. Nie chcę być źle zrozumiany, bo jest to też ważna umiejętność indywidualna zawodnika jak i zespołowa. Jednak my chcemy posiadać piłkę. Mimo tego, że nie czujemy się faworytami do wygrania tych rozgrywek. Chciałbym, żeby nasi zawodnicy realizowali te filary, które nasza akademia zaplanowała: utrzymanie się przy piłce, ale nie dla samego posiadania futbolówki, bo my chcemy uposażać zawodnika w takie umiejętności, żeby podejmował dobre decyzje. Jeśli zawodnik widzi, że do zdobycia bramki jest potrzebne jedno podanie, to niech je wykona.

Gdy zauważy możliwość rozegrania akcji na kilka kontaktów, niech ten plan realizuje. Bo naszym głównym celem jest zbliżanie się do bramki przeciwnika i dążenie do zdobywania bramek. Nie chcemy utrzymywać się przy piłce dla samej sztuki, a po to, żeby zawodnicy widzieli, że różna liczba podań jest potrzebna do zdobycia bramki. Aczkolwiek my chcemy posiadać futbolówkę. Nie chcemy wycofywać się pod własną bramkę. Myślę, że będzie to widoczne w każdym naszym meczu, niezależnie od rywala, bo będziemy chcieli szybko doskakiwać do przeciwnika i grać wysokim pressingiem. Oczywiście mamy takie cele, żeby uposażyć zawodników we wszystkie umiejętności, tj. gra w obronie w każdej fazie czy różnorodność budowania ataku, ale to nie będą działania wywołane przygotowaniem pod przeciwnika, ale wynikające z tego, co aktualnie trenujemy. Nigdy nie będziemy wychodzić na przeciwnika z obawą o wynik i chęcią utrzymania dobrego rezultatu. Na pewno nie będziemy taki zespołem, nawet, jeśli wiązałoby się to z kosztem spadku z CLJ-ki. Mimo że nie mamy wieloletnich tradycji w CLJ-ce, będziemy fajną odmianą dla tych drużyn, które grają tu od dawna.

Czy przez to też chce pan powiedzieć, że nie będziecie dostosowywać żadnego planu taktycznego pod konkretnych rywali? Przyjedzie do was Legia Warszawa, która lubi narzucać swój styl gry i długo utrzymywać się po piłce to wy nadal będziecie grać swoje?

– Wiadomo, że na tym poziomie już analizujemy konkretnych rywali. Jeśli mamy dostęp do materiałów wideo z poprzednich spotkań naszego przyszłego rywala to możemy po prostu przyszykować wskazówki naszym zawodnikom odnośnie konkretnych działań czy to stricte indywidualnych pod konkretną pozycję, czy powtarzalnych zachowań całej drużyny. Na pewno w mikrocyklu treningowym nie będziemy działać przeciwstawnie, czyli, tak, jak pan powiedział, jeśli zespół Legii będzie długo budował grę to my będziemy tylko czyhać na ich błędy i bazować na fazie przejściowej. Nie, bo będziemy chcieli na bazie obserwacji, stworzyć takie warunki zawodnikom w procesie treningowym, żeby sami dochodzili do tego, w jaki sposób w fazie defensywnej przeciwstawić się działaniom Legii, ale też, aby nie zatracili tego, co wypracowali do tej pory tj. chęć realizacji filarów, które są przed nami stawiane w każdej kategorii wiekowej w naszej akademii. Będziemy grać tak, jak pracowaliśmy dotychczas. Jeśli stracimy sporą liczbę bramek w meczu lub wysoko przegramy to takie spotkanie zmotywuje nas do wytrwałej pracy i skorygowania pewnych działań. Bo też chcemy, żeby nas proces treningowy się przekształcał i zmieniał, by nie popaść w rutynę i takie myślenie, że wszystko, co robimy jest dobre. Chcemy też dostać sygnały od dobrych przeciwników z naszej grupy, że w procesie treningowym trzeba coś zmienić, bo są jakieś mankamenty i zawodnicy mają głębokie rezerwy do tego, żeby stawali się jeszcze lepszymi. Aczkolwiek na pewno nie będziemy rezygnować z naszego DNA.

Zostając jeszcze przy waszym DNA, chcę podpytać o współpracę z koordynatorem metodologii szkolenia we Widzewie, Tomasem Pereirą. Jak ona wygląda z pana perspektywy? Czy portugalska myśl szkoleniowa jest przemycana do waszych zajęć? Co pan jako trener zyskuje na tej współpracy?

– Tomas Pereira na ten moment pracuje z nami wyłącznie w formie online, gdyż z powodów osobistych wyjechał z Polski do Norwegii. Myślę, że wszyscy trenerzy w akademii Widzewa oceniają współpracę z Pereirą bardzo owocnie, bo był to nowy zastrzyk ogromnej wiedzy, która oczywiście jest ogólnodostępna, ale inaczej to wszystko wygląda, gdy na co dzień z tym obcujesz i ciągle wymieniasz spostrzeżenia na temat pracy trenerów. W głównej mierze Pereira pokazał nam, żebyśmy zwrócili większą uwagę na efektywny czas treningowy, żeby żadna minuta z procesu treningowego nie uciekała z powodu słabej organizacji treningowej czy poza boiskowej. Najważniejsze jest to, żeby zawodnicy jak najwięcej korzystali z każdego treningu. Pereira zwracał nam też uwagę na budowę środków treningowych, żeby jak najbardziej odzwierciedlały realne warunki meczowe, naturalne środowisko, żeby nie tworzyć sztucznych reguł i zasad, które nie występują w spotkaniach ligowych.

Pereira podzielił się z nami świeżym spojrzeniem na piłkę i dzięki temu też z jeszcze większym zaangażowaniem przystępujemy do każdego treningu. Nadal kontynuujemy współpracę z Tomasem Pereirą, ale w innej formie. Z kolei warto wspomnieć, że nasza współpraca z portugalskimi trenerami się rozszerza. Przychodzą do nas nowi szkoleniowcy z półwyspu Iberyjskiego. Mogę pochwalić się tym, że moim asystentem w CLJ U-17 jest Carlos Sousa. Trafił do akademii Widzewa dzięki współpracy naszego klubu z uniwersytetem w Porto. Pereira trafił do nas rok temu dzięki programowi Erasmus. I kolejny trener na takiej samej zasadzie dołączy do nas we wrześniu. Są to szkoleniowcy, którzy mają ciekawe spojrzenie na piłkę, mimo młodego wieku i niewielkiego stażu trenerskiego. Mogę powiedzieć, że już od jakiegoś czasu nadajemy na tych samych falach w akademii. Są to ludzie otwarci, przyjaźni i chętni do pracy. Pracuję z Carlosem Sousą zaledwie miesiąc, a już mogę powiedzieć, że go podziwiam. Bo przyjechał sam do innego kraju i jest bardzo zaangażowany, głodny rozwoju, a do tego też rozumie piłkę i proces treningowy. Przyjechał uczyć się od nas w ramach studiów. I my w pewnym stopniu też od niego możemy się sporo nauczyć.

Czy Akademia Widzewa chce być polską szkółką z portugalską myślą szkoleniową?

– Myślę, że nie, bo my chcemy być sobą. Aczkolwiek spuentuje pana pytanie w inny sposób – chcemy się uczyć od najlepszych. Dyrektor naszej akademii Maciej Szymański był na wielu stażach za granicą. Podpatrywał i czerpał wiedzę z kilku różnych metodologii szkolenia. Portugalska myśl szkoleniowa oparta na periodyzacji taktycznej profesora Frade to metodologia, której założeniem jest stwarzanie odpowiednich warunków zawodnikom i przygotowywanie ich do tego, co może wydarzyć się podczas meczu. Uważamy, że to spojrzenie na szkolenie młodych piłkarzy jest wiodące i dlatego też nawiązaliśmy współpracę z Tomasem Pereirą, który wydał książki na ten temat i przede wszystkim jest przedstawicielem tego nurtu. Powtórzę raz jeszcze: chcemy się uczyć od najlepszych.

Jak pan ocenia, będąc w środku, proces odbudowy marki klubu i akademii Widzewa? Trzeba przyznać, że do mocnych zmian doszło u was dwa, trzy lata temu, bo wcześniej po prostu wyglądało to słabo. 

– Dwa, trzy lata temu Widzewa jako akademii nie było na mapie piłkarskiej Polski. Nie był to wiodący punkt szkolenia oraz niewiele znaczył w krajowych rozgrywkach. W akademii Widzewa jestem od momentu, kiedy funkcję dyrektora objął Maciej Szymański. Ruszaliśmy z bardzo niskiego punktu. Jednak trzeba zaznaczyć, że w żadnym momencie nie zatrzymaliśmy się nawet na chwilę. Idziemy do przodu. Oczywiście, gdy zaczyna się z tak niskiego poziomu to ten proces rozwojowy, gdy widać zaangażowanie w pracy, jest bardziej widoczny. Pocieszające jest to, że w żadnym momencie nie powiedzieliśmy: „stop”. Cały czas się wzajemnie napędzamy i rozwijamy Coraz śmielej wchodzimy do rozgrywek CLJ. Nasza drużyna rezerw, gdzie są sami młodzi chłopcy, jest już w IV lidze. Do tego trafiają do nas coraz to lepsi fachowcy nie tylko z rynku lokalnego, ale i ogólnokrajowego.

Rozwijamy się i jest rewelacyjnie, bo nowi właściciele też budują niesamowitą atmosferę wokół tej pracy. Prezes klubu przychodzi na nasze treningi, interesuje się nami, ogląda mecze i kibicuje. Do tego dobrze funkcjonuje komunikacja i współpraca na linii Akademia – pierwszy zespół. Już pierwsi młodzi zawodnicy spod naszego skrzydła trafili do pierwszej drużyny. I ich rola nie ogranicza się tylko do uczestnictwa w zajęciach, walczą o skład. W zeszłym sezonie odnotowaliśmy kilka debiutów w pierwszej lidze. Klub dąży do tego, żeby być samowystarczalnym, by nie szukać młodzieżowców po całej Polsce, a sięgać po swoich wychowanków. Jestem dumny z tego, że pracuje w tak prężnie rozwijającym się projekcie. Uważam, że w perspektywie dwóch, trzech latach akademia Widzewa będzie wiodąca w kraju. Naszą największą bolączką jest infrastruktura, w tym temacie mamy głębokie rezerwy. Jeśli chcemy porównywać się z najlepszymi, musimy to zmienić. Najważniejsze jest to, że widać ogromne chęci ze strony zarządu klubu, żeby coś się zmieniło w tym temacie.

Jakie cele wyznaczacie sobie na rundę jesienną CLJ U-17?

– Cel numer jeden to utrzymanie miejsca w Centralnej Lidze Juniorów, żeby był to cykliczny punkt w naszej akademii. Z kolei cel rozwojowy, który jest dla nas nadrzędny, to po prostu obraz tego, jak wyglądamy na tle drużyn, które są stałymi bywalcami CLJ-ek. Cały czas chcemy szukać metod i sposobów na to, żeby nasz proces treningowy był jak najlepszy. Chcemy, żeby ta liga była dla tych zawodników schodkiem do profesjonalnej piłki. Wiosną będziemy mieli nieco inne plany. Będziemy chcieli najbardziej wiodące postacie CLJ U-17 wprowadzać do seniorskiej piłki – drużyny rezerw. Mamy na uwadze też potencjalną walkę w Lidze Makroregionalnej U-19 o CLJ U-18. Z kolei ja będę z młodszych zespołów wybierał najzdolniejszych, którzy będą ogrywać się w CLJ U-17, jeśli oczywiście się utrzymamy.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Akademia Widzewa/Facebook