CLJ-ka od środka: „Przeszłość sędziowska pomaga mi w pracy trenera”

Czy zawód sędziego można połączyć z trenerką? Jakie umiejętności i cechy arbitra przydają się w pracy trenera? Czy szkoleniowiec, który ma za sobą przeszłość sędziowską, jest bardziej wyrozumiały do swoich kolegów po fachu? Czy wykłada im przepisy podczas meczów? Rozmawiamy z Kacprem Modrzejewskim, który prowadzi ŁKS w CLJ U-15, ale jeszcze trzy lata temu łączył trenerkę z zawodem sędziego piłkarskiego.

CLJ-ka od środka: „Przeszłość sędziowska pomaga mi w pracy trenera”

W minionym weekend odnieśliście pierwsze zwycięstwo w CLJ U-15. Pokonaliście Escolę 2:0 i po 4. kolejkach macie na swoim koncie cztery oczka. Co może pan powiedzieć o waszym starcie sezonu i tym ostatnim spotkaniu? 

– Każdy mecz jest dla nas bardzo ważny, bez względu na to czy gramy z liderem, czy ostatnią drużyną w tabeli. Nie bierzemy do siebie słów, że dany mecz jest o sześć punktów, a w innym to nie mamy żadnych szans nawet na punkt. Do każdego spotkania chcemy się, jak najlepiej przygotować. Kluczem jest to, że wyłączamy wszystko to, co dzieje się wokół nas tj. punkty, tabelę, spadek, mistrzostwo. Nie chcemy tego brać pod uwagę. Z meczu na mecz mamy zamiar grać coraz lepiej, eliminować swoje błędy, poprawiać deficyty i uwypuklać nasze mocne strony. Tak samo też podeszliśmy do Escoli. Dla nas, ŁKS-u te pierwsze trzy mecze to była baza nowych doświadczeń. Przy awansie do tej ligi towarzyszą duże emocje. Zaczęliśmy ligę nieźle, remisem na MKS-ie Polonii Warszawa (1:1 – przyp. red.), gdzie mieliśmy piłkę meczową na 2:1. Aczkolwiek podział punktów w tym spotkaniu to sprawiedliwy rezultat, oddający jego przebieg. W drugiej kolejce przyjechała do nas Legia Warszawa. Dużo się o tym meczu mówiło. Myślę, że chłopcy zapłacili frycowe w tym starciu – przegraliśmy 0:7. Później przyszedł mecz z AKS-em SMS-em Łódź – trudny teren, derbowe starcie, dużo emocji. Nie było to piękne spotkanie pod względem widowiska sportowego. Pechowo straciliśmy gola z rzutu wolnego w końcówce. Była to okoliczność, która mogła nas podłamać, a i tak z podniesionymi głowami podeszliśmy do meczu z Escolą. Nastawienie mentalne, dobra organizacja i duże zaangażowanie były kluczem do wygrania tego spotkania. Z perspektywy boiska było to wyrównane starcie ze wskazaniem na nas, gdyż więcej stwarzaliśmy sytuacji do zdobycia gola.

Niech trener coś powie o podnoszeniu się po wysokiej porażce na podstawie meczu z Legią Warszawa (0:7). W jaki sposób dotrzeć do młodych zawodników, żeby nie załamali się tym rezultatem? Tym bardziej, że we wcześniejszych latach nie zdarzało im się raczej tak wysoko przegrywać, bo byli wiodącą drużyną w regionie, a tu wskakują do CLJ-ki i spotyka ich porządny oklep od Legii. Jak pozbierać zespół po takiej porażce?

– Przede wszystkim taki mecz trzeba jak najszybciej przeanalizować, żeby móc o nim od razu zapomnieć. Na analizie należy wskazać aspekty, które nie wychodziły, jak i te, które mimo negatywnego wyniku można uznać za pozytywne. Z takiego meczu też można wyciągnąć jakieś dobre sytuacje, pojedyncze akcje czy założenia, które udało nam się zrealizować. Mówimy o CLJ U-15, czyli chłopakach, którzy cały czas się uczą nowych rzeczy. Gdybyśmy przeanalizowali całą historię tego zespołu to nie wiem, czy kiedykolwiek z kimś tak wysoko przegrali. Aczkolwiek takie mecze też są potrzebne, bo w seniorskiej piłce też będą się przydarzać wysokie porażki. Taka próba charakteru jest bardzo istotna. Nawiążę od razu do AKS-u SMS-u Łódź, czyli kolejnego meczu zaraz po Legii, gdzie straciliśmy bramkę w ostatniej minucie spotkania. Scenariusz najgorszy, jaki może być pod względem mentalnym, a mimo to wyszliśmy na Escolę i wygraliśmy. Myślę, że wykonaliśmy dobrą pracę mentalną, a do tego głowy chłopaków i nasz wspólny cel, sprawiły, że pozbieraliśmy się po tych porażkach. Istotne jest też to, że wyciągnęliśmy wnioski z poprzednich starć, poprawiliśmy nasze deficyty i od razu myśleliśmy o kolejnym meczu. To, co było, liczy się tylko do poniedziałku, czyli do analizy, później idzie to w zapomnienie. Unikaliśmy takich słów jak: „klęska”, „porażka”, bo po prostu zagraliśmy słaby mecz i go przegraliśmy, wynik nie ma większego znaczenia – 1:5, 0:3, 0:7 czy 0:9 to dalej porażka. Oczywiście rezultat idzie w świat i o tym się mówi, ale z perspektywy trenerów i zawodników nie ma to większego znaczenia.

Czujecie się już w tej lidze swobodnie? Pierwsze śliwki robaczywki za wami? Stres, trema związane z CLJ-ką to już przeszłość? Będzie już tylko lepiej? Weszliście na swój optymalny poziom?

– Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, bo każdy mecz to zupełnie inne rozdanie. Zaczęliśmy dobrze, bo ten pierwszy mecz napawał optymizmem. Później przyszły dwie porażki, gdzie z AKS-em też nie graliśmy źle. Zawsze chcemy realizować swoje założenia boiskowe. W tych ligach już mocno patrzy się na wynik, bo tabele są ogólnodostępne, co pół roku spadają dwie drużyny z ligi, a w rundzie wiosennej gra się o mistrzostwo Polski. Zatem trudno powiedzieć, że wynik w ogóle się nie liczy. Absolutnie tak do tego nie podchodzę. Natomiast myślę, że każdy mecz jest nową historią. Zapłaciliśmy frycowe, popełniliśmy błędy, które już w przyszłości nie powinny nam się powtarzać. Cieszę się, że na start rundy dostaliśmy mocnych rywali – Polonię i Legię. Bo zawsze mocny przeciwnik pokazuje dobitnie, jakie aspekty są jeszcze u nas do poprawy. Zatem szybko możemy wysnuć odpowiednie wnioski i wyeliminować deficyty. Odkąd powstała CLJ-ka to bacznie się jej przyglądam. Miałem ku temu możliwość jeszcze u mojego poprzedniego pracodawcy (UKS SMS Łódź – przyp .red.). Zauważyłem, że ta liga mocno bazuje na walorach motorycznych – wiele drużyn gra w wysokim pressingu, przez co też dochodzi do wielu stykowych akcji, walki. Wszystkie zespoły są zaangażowane i walczą. Tu nie ma tak, że przed meczem możesz sobie zapisać trzy punkty z jakimkolwiek rywalem. Tak samo jest z drugiej strony, że nie ma przeciwnika, któremu nie byłbyś w stanie wyszarpać punktów. Liga jest wyrównana. Reasumując, szkolne błędy już za nami, co będzie później? Zobaczymy. Czas na to, żeby popełniać nowe błędy, a stare wyeliminować, bo tylko w taki sposób będziemy się uczyć i rozwijać.

Tydzień temu rozmawialiśmy z innym trenerem, który obecnie występuje w CLJ U-15, ale grupie B – Ryszardem Hendrykiem, który rzucił takie zdanie: „Tak się teraz zastanawiam, czy to w ogóle dobry pomysł, żeby w tej kategorii wiekowej była CLJ-ka. Bo tak patrzę na te inne drużyny i one są budowane stricte pod grę w tych rozgrywkach, żeby osiągnąć określony wynik sportowy. Pozyskują najlepszych zawodników z regionu czy nawet kraju i grają na wynik. W CLJ trzeba od razu walczyć o punkty, a nie wiem, czy jest to dobre, z szkoleniowego punktu widzenia”. Jak trener zapatruje się na tę opinię? Czy ma pan podobne zdanie i spostrzeżenia, jak trener Hendryk?

– Gdybyśmy wzięli do dyskusji na ten temat dziesięciu trenerów to na pewno nie byliby ze sobą zgodni, ale każdy miałby rację, bo poniekąd tak jest, jak mówi trener Hendryk. Aczkolwiek piłka nożna polega na tym, żeby wygrywać i to jest cel nadrzędny. Pytanie teraz brzmi, jak będziemy podchodzić do tego celu? Za wszelką cenę i będziemy robić wszystko, żeby wygrywać? Czy będziemy do tego podchodzić przez naukę na swoich błędach i porażkach? Wydaje mi się, że bardzo ważny jest proces konfrontacji zespołów, bo nie zawsze przesuniecie młodszych zawodników do starszej grupy da oczekiwany efekt. Wychodzę z założenia, że rywalizacja w tej kategorii wiekowej w makroregionie jest niezbędna. Zauważmy, że gdyby nie było CLJ U-15 to następna CLJ-ka jest w kategorii U-17, czyli do tego czasu musielibyśmy grać w lidze wojewódzkiej. Uważam, że przeskok między ligą wojewódzką, a centralną jest potężny. W teorii moglibyśmy spokojnie nauczać, bez zdrowej presji wyniku, ale gralibyśmy z zespołami o mniejszym potencjale. Uważam, że nie jest to aspekt, który rozwija. Najlepsi powinni rywalizować z najlepszymi. Z kolei sparingi nie oddadzą nigdy meczu ligowego. Sparingi są po to, żeby rotować składem, sprawdzić nowe ustawienia, poszukać nowych rozwiązań, a lidze towarzyszą zupełnie inne emocje. CLJ-ka przygotowuje ich do piłki seniorskiej, a to jest dla nas bardzo ważne. Zawodnik tu mierzy się z czymś nowym, nie ma pewnego miejsca w składzie, jeździ na dalekie wyjazdy, gdzie nie zawsze zagra. To jest doświadczenie, które przyda się im w przyszłości. Zostałbym przy CLJ U-15, aczkolwiek rozumiem te przytoczone argumenty, nie neguję ich.

Radosław Bienias i Daniel Figa to był duet prowadzący ten zespół jeszcze w tamtym sezonie. To oni wywalczyli awans do CLJ U-15. Pan przejął ten zespół po nich. Szybko złapał pan chemię z tą drużyną? Czy ten proces adaptacji i przyzwyczajania się do siebie jeszcze trwa? 

– Trzeba oddać trenerom, że zrobili świetną pracę z tą drużynę, wywalczyli awans, czyli przeszli najtrudniejszą ścieżkę do tej ligi. Nikt nam nie dał tej ligi „w spadku” po starszym roczniku, tylko musieliśmy go sami wywalczyć. Trenerzy Bienias i Figa świetnie przygotowali zespół i awansowali do CLJ-ki. Przejąłem drużynę miesiąc przed starem ligi, więc czekało nas niełatwe zadanie. Fajne doświadczenie dla trenera. Pierwszy raz z czymś takim się spotkałem, żeby w tak krótkim czasie przygotować zespół do tak wymagającej ligi, jaką jest CLJ. Też tak pracujemy w akademii, że każdy trener daje od siebie coś nowego. Od każdego szkoleniowca można się czegoś nauczyć. Baza, model i styl jest zawsze u nas płynny, czyli trener nie wywraca filozofii gry do góry nogami. Aczkolwiek jesteśmy ludźmi, wiec musimy się poznać, dotrzeć i zrozumieć wzajemne potrzeby. To zawsze zajmuje dużo czasu. Miałem o tyle łatwiej, że wraz z moim sztabem, Bartoszem Krymarysem, Oktawianem Maliszewskim, Przemysławem Kaźmierczakiem (trener bramkarzy) i Igorem Pyciem (trener od przygotowania motorycznego) mieliśmy już styczność z tymi chłopakami podczas zajęć szkolnych w Szkole Marcina Gortata, która współpracuje z ŁKS-em. Zatem tych chłopaków już mniej więcej znałem, choć wiadomo, że taka lekcja w szkole to nie to samo, co prowadzenie ich na co dzień w klubie. To było duże wyzwanie, ale mogliśmy liczyć na wsparcie od poprzednich trenerów. Proces adaptacji już minął, choć nie było to łatwe zadanie, bo latem mieliśmy mało czasu, żeby się dobrze poznać.

Mówił pan, że od wielu przygląda się tej lidze. Czy jest coś, co pana zaskoczyło w tegorocznych rozgrywkach? Czy na wszystkie ewentualności był trener dobrze przygotowany i ta liga jest taka, jak się pan spodziewał?

– Zauważyłem, że jeszcze większą rolę w tych rozgrywkach niż wcześniej odgrywają aspekty motoryczne. To wynika pewnie z tego, że selekcja, dobór zawodników i skauting opiera się w głównej mierze o parametry motoryczne. Taki też jest trend w światowym futbolu. Trzeba być dobrze przygotowanym do CLJ-ki pod względem szybkościowym, wytrzymałościowym i siłowym, bo są to bardzo ważne aspekty w tej lidze. To są jeszcze młodzi ludzie, którzy jeszcze nie zwracają większej uwagi na taktykę, a więcej biegają, co sprawia, że widujemy mnóstwo pojedynków jeden na jeden i sytuacji stykowych na pograniczu faulu. Myślę, że poziom tej ligi poszedł w górę. Kiedyś trafiały się dwa zespoły, które mocno odstawały od reszty. Wydaje mi się, że każdy z obecnych drużyn jest w stanie sprawić niespodziankę. Z kolei runda wiosenna będzie jeszcze mocniejsza, bo trafią tu dwaj zwycięzcy swoich województw, więc poziom się jeszcze podniesie.

Ciekawa perspektywa, bo, gdy spojrzymy na tabelę to zauważymy, że Kosa Konstancin mocno odstaje w tej rundzie od reszty stawki. Przegrali wszystkie mecze, a ich bilans bramkowy wynosi 2-26.

– Jednak, gdy spojrzymy szerzej na grę i wyniki Kosy to zauważymy, że zdarza im się wygrać lub zremisować pierwszą połowę. Walczą w każdym spotkaniu. I do tej pory grali z czołówką ligi. Ich bilans źle wygląda, ale nie przekreślałbym ich szans w kolejnych starciach. To jest drużyna, która może sprawić niejedną niespodziankę w lidze i napsuć dużo krwi.

Czy jednym z celów waszej akademii jest posiadanie wszystkich trzech CLJ-ek? Stać was na to i będziecie do tego dążyć? Czy nie jest to wam aż tak bardzo potrzebne w rozwoju akademii?

– Myślę, że posiadanie drużyn w Centralnej Lidze Juniorów to cel każdej akademii, która ma seniorów na poziomie centralnym. Bo jest to prestiż, rozwój zawodników, konfrontacja z najlepszymi pokazująca, ile nam brakuje do czołówki i w jakim jesteśmy miejscu na tle całej Polski. CLJ-ka lepiej ich przygotuje do wejścia w piłkę seniorską aniżeli liga wojewódzka. Jeżeli chodzi o ŁKS to nie ma u nas tematu CLJ U-18, gdyż projekt akademii zakłada, że mamy trzy drużyny seniorów. Drugi zespół gra w III lidze, a trzeci awansował do klasy okręgowej. Ludzie zarządzający akademią uważają, że lepiej będzie dla tych chłopaków, żeby przebijali się do drużyn seniorskich, aniżeli walczyli o awans do CLJ U-18. Cieszę się, że w ŁKS-ie nie ma presji wyniku na trenerze i dzięki temu mogę spokojnie pracować z tym zespołem. Uda nam się utrzymać w CLJ-ce? To będzie fajnie, ale jak spadniemy to nic się nie stanie. Nie ma ciśnienia na utrzymanie CLJ-ki. Aczkolwiek oczywiste jest to, że chcielibyśmy tutaj zostać i w starszym roczniku awansować do CLJ U-17. Uzupełniając jeszcze ten temat, dodam, że najzdolniejsi zawodnicy z drużyny U-17 już trenują z drużyną rezerw w III lidze, grają w okręgówce, a mogliby walczyć o awans do CLJ-ki. To też pokazuje, w jakim kierunku podążamy.

Wcześniej pracował pan w innej łódzkiej akademii – UKS SMS i chciałbym, żeby pan porównał ze sobą te dwa podmioty. Czym różni się praca w ŁKS-ie od tej w SMS-ie?

– Jestem aktywnym kibicem ŁKS-u od dwudziestu dwóch lat. Z kolei uczyłem się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi. Ukończyłem tam liceum, następnie studia, a później otrzymałem swoją pierwszą pracę jako trener przy piłce jedenastoosobowej. Bardzo dobrze wspominam czas spędzony w tym klubie. Spotkałem tam wielu dobrych trenerów, mogłem podpatrywać i czerpać wiedzę z ich doświadczenia. Mam na myśli: Dawida Kroczka, Łukasz Jonczyka, Mirosława Dawidowskiego, Marcina Perlińskiego i Mariusza Soleckiego. Wymienialiśmy się poglądami na bieżąco, a do dziś mamy kontakt. Dobrze wspominam tamten okres. UKS SMS ma trochę inny pomysł na piłkę, co ŁKS, bo mają tylko jedną drużynę seniorską i to na poziomie klasy okręgowej. Głównym celem SMS-u jest promowanie nastoletnich piłkarzy do większych ośrodków szkoleniowych. U nas są trzy drużyny seniorskie, w tym jedna na poziomie centralnym. Mamy inny model rozwijania zawodników. Na pewno oba te ośrodki mają świetnych fachowców, od których można się wiele nauczyć.

Jeszcze trzy lata temu łączył pan zawód trenera z pracą sędziego piłkarskiego. Dlaczego zdecydował się pan na taki ruch? Nie kolidowały ze sobą te dwie profesje?

– Ten pomysł zrodził się w mojej głowie jeszcze w liceum. Wraz z Krystianem Ilnickim, który obecnie również pracuje w akademii ŁKS-u, zrobiliśmy kurs instruktora piłki nożnej, bo wiedzieliśmy, że jest to ciekawa praca. Chcieliśmy iść w tym kierunku. Aczkolwiek w podobnym czasie też udaliśmy się na kurs sędziowski. Na początku poszliśmy tam z ciekawości, chcieliśmy zobaczyć, z czym się to je, o co tam chodzi. Następnie pojawiły się pierwsze cele zarobkowe. Później zaczęło się to delikatnie rozkręcać. Do momentu, kiedy nie kolidowało to z trenerką, była to fajna przygoda. Natomiast sędziowanie zawsze było dla mnie tylko odskocznią. Chciałem poznać inne środowisko i przepisy sędziowskie. Myślę, że to mi pomaga w pracy trenera. Bo mogę tę wiedzę wykorzystać podczas spotkań, uczulić moich zawodników na pewne zachowania, jak i podyskutować z arbitrem o pewnych sytuacjach boiskowych, nie gadając bzdur, bazując na przepisach. Temat już zamknięty, bo nie sędziuję od 2018 roku, ale na pewno było to ciekawe doświadczenie. Nie jest to łatwy kawałek chleba, ale też nie taki trudny, jak niektórzy mówią. Praca trenera też nie jest prosta, bo również trzeba podejmować wiele trudnych decyzji i zarządzać sporą grupą ludzi. To są dwa trudne zawody, cieszę się, że mogłem doświadczyć obydwóch, a jeden z nich kontynuuje do dziś.

Na jakim poziomie sędziował pan najwyżej?

– Jako sędzia asystent udało mi się posędziować kilka meczów na poziomie III ligi i CLJ U-19.

Czy praca sędziego mocno zmieniło pana postrzeganie na piłkę i ten zawód? Czy teraz jako trener inaczej pan reaguje na boiskowe sytuacje i zachowania sędziego?

– Myślę, że tak, ale nie wiem, czy to dobrze (śmiech), bo nieraz muszę przeprosić moich kolegów po fachu, gdyż czasem się wymądrzę.

Rzuca pan im konkretnymi przepisami?

– Tak, można tak powiedzieć, ale też przy takim meczu towarzyszą inne emocje i człowiek cały czas się uczy. Mam też inną perspektywę tego zawodu i mogę sporo podpowiedzieć swoim zawodnikom. Przed spotkaniem idę do sędziego i pytam się, czy za dane zachowanie dałby żółtą kartkę w tej kategorii wiekowej. On mi mówi: „tak, na pewno dałbym za to zachowanie żółtą kartkę”. Później przekazuję to swoim chłopakom. To są na pewno bardzo ciekawe rzeczy. Ten zawód też nauczył mnie szacunku do drugiego sędziego. Pamiętam jeszcze czasy licealne, kiedy pomagałem przy organizacji turniejów piłkarskich i widziałem, jak trenerzy i rodzice reagowali na decyzje arbitra. Dochodziło do skandalicznych obrazków. Nigdy nie chciałbym zostać tak potraktowany przez drugiego człowieka. Emocje się udzielają każdemu, można mieć zły dzień, ale po meczu zawsze trzeba przeprosić arbitra i podziękować mu za spotkanie.

Czy pan jako sędzia doświadczył jakiś sytuacji, w których czuł obawę przed utratą zdrowia lub życia? Dochodziło do takich skrajnych ekscesów?

– Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Wiadomo, że dochodziło do małych sprzeczek i kłótni, ale nigdy nie szło to w takim kierunku. Jako trener też nie byłem świadkiem takich skandalicznych sytuacji.

Jakie umiejętności i cechy sędziego przydają się w pracy trenera? Wspomniał pan o podpowiedziach dla zawodników, ale czy coś jeszcze jest takiego, co pan wykorzystuje w swoim zawodzie, bazując na sędziowskim doświadczeniu?

– Wymieniłbym jedną rzecz – decyzyjność. Na boisku sędzia musi podejmować bardzo szybko decyzje. Nie może dokonywać szczegółowych analiz, bo nie ma na to czasu. Masz kilka sekund na podjęcie decyzji – czy był rzut wolny, czy karny. To pomogło mi w pracy trenera. Bo na co dzień jestem osobą, która nie jest zero-jedynkowa w podejmowaniu decyzji, zawsze muszę się zastanowić i przemyśleć. Z kolei na boisku uważam, że szybko podejmuje decyzje – zmiana ustawienia, zawodnika. Analitycznie podchodzę do meczu. Myślę, że doświadczenie sędziowskie pomogło mi szybko podejmować właściwe decyzje, bez paniki. Panika wprowadza nerwowość, a ja jestem opanowany i potrafię to przełożyć na boiskowe decyzje.

Jakie cele sportowe i pozasportowe wyznaczyliście sobie na tę rundę w CLJ U-15?

– Celem jest skupianie się na każdym kolejnym meczu, poprawianie błędów i granie coraz lepiej w piłkę. Chcemy rozwijać zawodników poprzez rozgrywanie tych meczów w CLJ-ce i informacje, które od nas otrzymują. Gramy w różnych ustawieniach, hybrydowo i chcemy to kontynuować. Nie lubię mówić o celach. Każdy mecz pokazuje, na jakim jesteśmy etapie i co możemy zrobić. Cele może wyznaczać sobie reprezentacja Polski czy drużyna seniorów. My spokojnie budujemy się, poprawiamy błędy i skupiamy na kolejnym meczu. Każde spotkanie jest dla nas mega ważne, nieważne, czy to Legia czy Kosa.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Youtube