CLJ-ka od środka: „W Lechu zawsze się gra o najwyższe cele”

Dlaczego w tym sezonie Lech nie mówi otwarcie o mistrzostwie Polski w CLJ U-18? Czego trener może się nauczyć pracując kilka sezonów na poziomie CLJ? Jak pozbierać zespół po kilku porażkach z rzędu? Czy coroczne zmiany sztabów trenerskich wpływają pozytywnie na rozwój pierwszego szkoleniowca? Czy akademia Lecha Poznań bazuje tylko na dobrym skautingu i pozyskuje do siebie najlepszych juniorów z całej Polski? Rozmawiamy z Hubertem Wędzonką, szkoleniowcem Lecha Poznań U-18. 

CLJ-ka od środka: „W Lechu zawsze się gra o najwyższe cele”

To już pana trzeci sezon w CLJ U-18. W poprzednich kampaniach Lech Poznań nie najlepiej zaczynał rozgrywki. Tym razem po 6. kolejkach macie piętnaście punktów i jesteście na pierwszym miejscu w tabeli. Co się takiego stało, że udało wam się w końcu dobrze wejść w sezon?

– W poprzednich sezonach dokonywaliśmy wiele przesunięć do zespołu rezerw i po prostu kadra drużny juniora starszego nie była tak liczna, jak byśmy tego oczekiwali. Do tego brakowało nam zawodników z doświadczeniem w tej lidze. W tym sezonie postanowiliśmy wstrzymać się z licznymi przesunięciami, zostawiliśmy dużą grupę rocznika 2004 na poziomie juniora starszego i nie odmłodziliśmy tak mocno składu, jak to miało miejsce w dwóch poprzednich sezonach. Myślę, że to jest powód, dlaczego mamy za sobą tak udany start sezonu. Gramy w tej lidze chłopakami, którzy są już obyci z CLJ-ką U-18, mówię tu o  roczniku 2004, a we wcześniejszych latach musieliśmy budować drużynę na nowo. Tym razem czerpiemy na doświadczeniu naszych zawodników. To jest nasz atut. 

Zaznacza trener, że bazuje na zawodnikach z rocznika 2004. Aczkolwiek starszych chłopaków w waszej kadrze też znajdziemy, choćby Damian Kołtański jest z rocznika 2003. 

– Damian Kołtański jest zawodnikiem drużyny rezerw. W naszej kadrze mamy dwóch piłkarzy z rocznika 2003 – Maksymilian Manikowski i Patryk Waliś. Oni z nami trenują na co dzień. Pozostali zawodnicy z tego rocznika, schodzą do nas z drugiego zespołu na ligowe mecze. Dzieje się tak, gdyż nie zawsze mieszczą się w kadrze na spotkanie II ligi, więc, żeby pozostać w rytmie meczowym – przychodzą do nas, do CLJ-ki. Damian Kołtański czy Karol Fietz to piłkarze drużyny rezerw, a w tym sezonie kilkukrotnie wzmocnili nasz zespół w CLJ U-18. Gdy pojawia się taka szansa to u nas grają i wnoszą dodatkową jakość.

Co też widać po bramkach Kotańskiego w CLJ U-18. Czterokrotnie wpisał się na listę strzelców.

– Tak, taka też jest jego rola. To jest zawodnik drugiego zespołu, schodząc do CLJ-ki, ma odgrywać rolę wiodącej postaci w drużynie i decydować o losach spotkań, co też udało mu się w ostatniej kolejce przeciwko Cracovii (1:0, gol Kołtańskiego w 90. minucie – przyp. red.). Mamy takiego zawodnika i grzechem byłoby posadzenie go na ławce w drużynie rezerw, żeby nigdzie nie grał przez weekend. Dlatego też dajemy mu grać w CLJ-ce. A on się nam odpłaca dobrą postawą w meczach.

Jaki macie plan na dalszą część sezonu? Będziecie chcieli utrzymać ten model budowania drużyny, który zaproponowaliście na start sezonu? Czy nieuniknione jest to, że w najbliższym czasie dojdzie do wielu przesunięć i przetasowań w kadrze juniora starszego?

– Myślę, że jest to nieuniknione. Jakub Antczak rozpoczął z nami sezon, zaprezentował się ze świetnej strony i został przesunięty do drugiego zespołu, gdzie zaliczył już debiut w II lidze. Z nami już nie trenuje. Opóźniliśmy proces przesuwania zawodników o dwa, trzy miesiące, co też przełożyło się na dobry start w CLJ U-18. Aczkolwiek to jest permanentny proces, więc za Jakubem Antczakiem zaraz pójdą następni zawodnicy do drugiego zespołu. Zresztą taki też jest nasz priorytetowy cel w akademii, żeby jak najwięcej chłopaków trafiło do “dwójki”, a z niej do “jedynki”. Dlatego też myślę, że w niedługim czasie coraz więcej zawodników będzie opuszczało kategorię juniora starszego i tę pałeczkę odpowiedzialności za drużynę będą przejmować młodsi, jak to miało miejsce w poprzednich latach od początku sezonu.

Przed startem dwóch ostatnich sezonów trener w rozmowach z naszym portalem deklarował, że Lecha Poznań interesuje mistrzostwo Polski i będziecie o to walczyć. Niestety, za pierwszym jak i drugim razem byliście daleko od zrealizowania tego celu. Teraz też pan powie otwarcie, że gracie o tytuł? Czy nauczony poprzednimi kampaniami CLJ, nie chce trener składać takich deklaracji?

– Nie ma nic lepszego jak nauka na własnych błędach i doświadczeniu. Teraz nie mówię nikomu dookoła, że gramy o mistrzostwo Polski. My możemy sobie tak powiedzieć w szatni – o co gramy? I to zakomunikowaliśmy w zespole. Aczkolwiek nigdzie otwarcie nie powiem, że interesuje nas mistrzostwo Polski. Chcemy w każdym kolejnym meczu zwyciężać. Mocno afiszowałem się hasłami o tytule mistrza Polski w poprzednich sezonach. I te ostatnie rozgrywki nauczyły mnie tego, żeby być w tym temacie wstrzemięźliwym i taki też pozostanę. 

Czy to nie było też tak, że trener tymi wypowiedziami medialnymi o mistrzostwie Polski, nakładał dodatkową presję na swoją drużynę, a ona tego nie udźwignęła?

– Pracuję w klubie, w którym zawsze gra się o najwyższe cele. Mistrzostwo Polski nie jest może naszym obowiązkiem, ale bycie w czubie tabeli już tak. I to począwszy od pierwszej drużyny po zespoły juniorskie. Chcemy kształtować mentalność zwycięzców u naszych zawodników, żeby z każdym kolejnym meczem byli jeszcze lepsi. Czy moje wypowiedzi nie pomogły? Nie wiem, może to my źle podchodziliśmy do tej ligi, patrząc na względy personalne? Myśleliśmy, że będzie nam łatwo w tej lidze, z uwagi na siłę i jakość naszych młodszych zawodników. Jednak do CLJ U-18 trzeba dojrzeć i przełknąć gorycz kilku porażek. Dzisiaj jesteśmy bogatsi o tę wiedzę i doświadczenie, dlatego też inaczej podeszliśmy do tego sezonu. Jak będzie? Nie wiem, za nami dopiero 6. kolejek, a przyjdzie nam jeszcze zagrać 24 mecze. Wiele się może zmienić przez ten czas. Wolę być na to wszystko przygotowany. A to przygotowanie będzie bardziej rozsądne. Chcemy podchodzić do każdego meczu z chłodną głową i pełną koncentracją, tak, jakbyśmy grali o mistrzostwo Polski.

Jest pan w pełni zadowolony ze wszystkich meczów, które rozegraliście w tym sezonie?

– Trudno ganić zespół za to, że zwycięża. Owszem, w Lubinie przydarzyła nam się porażka, nie powinniśmy przegrać. Aczkolwiek trzeba pamiętać, że Zagłębie to bardzo mocny zespół, który ma świetną akademię. W pozostałych spotkaniach odnieśliśmy zwycięstwa, dominowaliśmy na boisku, strzelamy dużo goli i przy okazji mało ich tracimy. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Początek sezonu? Wymarzony. Aczkolwiek liga liczy 30. a nie 6. kolejek. Przed nam wiele spotkań i patrzymy na te, które przed nami.

Czego się pan nauczył jako trener, dzięki pracy w Centralnej Lidze Juniorów

– Taką prawdziwą naukę dał mi poprzedni sezon. Nigdy wcześniej jako trener akademii Lecha Poznań nie doznałem serii pięciu porażek z rzędu. Na pewno to doświadczenie, gdzie trzeba dźwignąć zespół w trudnym momencie i pokazać mu, że praca, którą wykonujemy na co dzień na treningach to dobry kierunek, jest największą wartością, jaką uzyskałem po tym sezonie. Jako trener byłem w kryzysie i poniekąd byłem w stanie z niego wyjść. Tego nie nauczyłbym się pracując na poziomie U-15 czy U-17. Bo te ligi są przez nas zdominowane i łatwo odnosimy tam zwycięstwa. Zdecydowanie trudniej jest nam w CLJ U-18, gdzie podchodzimy do tych rozgrywek młodszym rocznikiem. Nabrałem większej pokory do przeciwników i każdego spotkania w tej lidze. Nie dostaniemy trzech punktów za to, że wyjdziemy na boisku i pokażemy, że jesteśmy akademią Lecha. Na wynik w każdym spotkaniu musimy ciężko zapracować, czasem go wyszarpać i tego nauczył mnie poprzedni sezon – mocnej pokory, bo każdy może z nami rywalizować w tej lidze i grać jak równy z równym. 

CLJ U-18 to największe wyzwanie w pana karierze trenerskiej?

– Tak, bo też nie było mi dane pracować w seniorskich drużynach. W tej najstarszej kategorii wiekowej nie zawsze byliśmy zespołem wiodącym. Mieliśmy swoje atuty, ale zderzyliśmy się z porażkami, trudnymi momentami. Poczułem takie prawdziwe życie trenerskie. Zaznałem smak porażek i tego, że trzeba wejść do szatni po kilku przegranych meczach, stanąć przed zespołem i natchnąć go do kolejnego pojedynku, który może okazać się zwycięski lub przegrany. Te sytuacje uczą pokory i innego podejścia do codziennych wyzwań.

Czy w tamtym sezonie były takie myśli w waszych głowach, że możecie spaść z ligi? Bo były takie momenty w ubiegłorocznej kampanii, gdzie kręciliście się blisko miejsca spadkowego.

– Ani przez chwilę nie byliśmy w strefie spadkowej w tamtym sezonie, a rozgrywki zakończyliśmy na siódmym miejscu w tabeli. Aczkolwiek jako trener używałem innych narzędzi w swojej pracy niż dotychczas. Fajnie, że znalazłem się w takim momencie, gdzie musiałem dźwigać zespół do tego, żeby uciekać przed strefą spadkową. Wcześniej grałem co roku o mistrzostwo Polski i kilka ich mam na swoim koncie w roli pierwszego lub drugiego trenera. Jako szkoleniowiec byłem budowany innymi doświadczeniami i walką o zupełnie inne cele. Nagle znalazłem się w takiej sytuacji, że musiałem uciekać przed strefą spadkową. Udało mi się to osiągnąć wraz z drużyną. Końcówka sezonu w wykonaniu naszego zespołu była bardzo imponująca i można powiedzieć, że tą dobrą dyspozycję kontynuujemy do teraz. Tego doświadczenia nie da się nabyć na żadnych kursach trenerskich i wykładach w Szkole Trenerów. Trzeba się z tym zderzyć samodzielnie. Przespać się z porażkami i rano budzić się z myślą, że praca, która wykonjemy na co dzień jest dobra i prawidłowa. Cieszę się, że miałem okazję tego doświadczyć. Bo wielu trenerów pracujących w Lechu nie miało okazji tego przeżyć, z uwagi na miejsce ich drużyn w tabeli. Poniekąd się z tego cieszę, aczkolwiek wiem, że to nie jest chluba i powód do dumy, ale już mam to za sobą. 

Jak sami zawodnicy przeżywali te porażki w tamtym sezonie? Do tej pory byli przyzwyczajeni do częstego wygrywania, a tu nagle taka seria niemocy. Byli zrezygnowani? Ciężko było ich zmotywować i przekonać do tego, że praca na treningach jest właściwa?

– To była specyficzna sytuacja. Bo my w tych spotkaniach nie byliśmy zespołami gorszymi. Może z małymi wyjątkami – Arka Gdynia u siebie, gdzie zasługiwaliśmy na porażkę. Każde inne spotkanie z Hutnikiem, Escolą Gwarkiem itd, gdzie przegrywaliśmy, nie byliśmy słabsi, dlatego też wiara w tych chłopakach pozostawała. Bo sami widzieli, że mogą te mecze wygrywać. Czegoś zawsze brakowało – niewykorzystana dogodna sytuacja do zdobycia gola albo błąd przy straconej bramce. Byłem zadowolony z gry naszego zespołu, ale wyniki z tym nie współgrały. Nie widziałem u chłopaków zwątpienia. Wierzyli, że mogą wygrywać i rywalizować jak równy z równym z każdym w tej lidze. Pamiętny mecz z Legią na wyjeździe był jednym z pierwszych, który spowodował, że zaczęliśmy się rozkręcać. Graliśmy w tym spotkaniu przez długi czas o jednego mniej i dwukrotnie przegrywaliśmy, a byliśmy w stanie doprowadzić do stanu 2:2. To nas zbudowało. Potrzebowaliśmy momentu przełamania. Nie widziałem zwątpienia u swoich zawodników. Byli po prostu zdenerwowani na to, że przegrywają spotkania w lidze.

Czy doświadczenie wychodzenia z kryzysów w lidze juniorskiej, może im pomóc pod względem mentalnym w procesie wchodzenia do piłki seniorskiej?

– Zawodnicy akademii Lecha Poznań rzadko spotykają się z porażką. My jako trenerzy tego podmiotu często doszukujemy się w analizach złych rzeczy w dobrych meczach. W CLJ U-17 czy U-15 zdarzają się wysokie wyniki np. 5:0 czy 8:0. Szkoleniowcy mimo wszystko szukają w tych spotkaniach sytuacji, w których zawodnicy popełniają błędy. Zawsze trener znajdzie jakieś pomyłki i nieodpowiednie zachowania na boisku. I my pokazujemy te negatywne rzeczy po dobrych spotkaniach w lidze. Z kolei w poprzednim sezonie CLJ U-18 mieliśmy wiele słabych spotkań i z nich wyciągałem złe momenty, które przekładały się na nasze rezultaty w lidze. Nie każdy piłkarz Lecha może coś takiego doświadczyć. Bo u nas często się zwycięża, grają tu młodzieżowi reprezentanci Polski, którzy są prowadzeni w taki sposób, żeby trafić do pierwszej drużyny. I niewielu z nich spotyka się z tym, że tydzień w tydzień przegrywa mecze i musi sobie z tym poradzić. To jest lekcja, z którą nie każdy się zmierzył, a teraz tego doświadczają w drużynie rezerw. Mam nadzieję, że ci, którzy już mają za sobą słaby sezon w CLJ U-18, będą ciut mądrzejsi, wyciągną wnioski i będa bazować na swoim doświdaczeniu w II lidze. 

Czy Centralna Liga Juniorów odpowiednio przygotowuje młodych zawodników do wejścia w piłkę seniorską? 

– Jeśli spojrzymy przez pryzmat naszej akademii i strukturyzacji naszych zespołów to moja odpowiedź brzmi: tak. Chłopcy grając w wymagającej lidze CLJ U-18, przechodzą do II ligi, gdzie czeka ich kolejne wyzwanie. Nie podnosiłbym wieku CLJ-ki do U-19. Cały czas się trzymam tego zdania, którym dzieliłem się kilka lat temu, gdy wchodziła w życie reforma tej ligi. CLJ U-18 to fajne miejsce, gdzie mogą pograć na dobrym poziomie, ale już mając 19 lat nie jest im potrzebna rywalizacja juniorska, bo też sami chcą spróbować swoich sił w seniorach.

Obecnie w CLJ U-18 jest taki zapis, że w każdym zespole może na boisku przebywać czterech zawodników z rocznika starszego. To jest odpowiednie rozwiązanie i złoty środek? 

– To rozwiązanie jest dla mnie zrozumiałe. Bo nie każdy łapie się do drużyny rezerw swojego klubu lub nie ma w ogóle takiej możliwości. Do tego są też zawodnicy późno dojrzewający i po różnych kontuzjach, którzy potrzebują czasu, żeby wejść do piłki seniorskiej. Furtka dla tych chłopaków, jak najbardziej może być otwarta. Bo to niewiele zmienia w tej lidze, a ta czwórka zawodników dostaje szansę na odbudowę swojej formy. Według mnie jest to ciekawe i fajne rozwiązanie.

Czy coroczne zmiany sztabów trenerskich wpływają pozytywnie na rozwój pierwszego szkoleniowca? Czy wolałby pan pracować z tymi samymi ludźmi, do których ma już zaufanie? Czy to poznawanie trenerów na nowo, jest czymś, co utrudnia pracę? Spójrzmy chociażby na pierwszy zespół Lecha i Macieja Skorżę. On od wielu lat pracuje z Rafałem Janasem, zawsze bierze go jako swojego asystenta. U pana ci drudzy trenerzy zmieniają się co roku. Teraz jest nim Grzegorz Wojtkowiak. 

– Zawsze chcemy pracować z ludźmi, z którymi się dogadujemy, którzy są profesjonalistami i fachowcami w swojej robocie. Nie jestem trenerem, który decyduje o tym, z kim będzie pracował. To należy do kompetencji osób zarządzających akademią Lecha Poznań. To duży podmiot z wieloma bardzo dobrymi trenerami, więc jest, w czym wybierać i dobierać sztaby poszczególnych drużyn. Staram się zawsze czerpać jak najwięcej dla siebie z pracy z innymi trenerami. Oni nie tylko pomagają mi budować i kształtować drużynę, bo od każdego też staram się czegoś nauczyć. Jeżeli zmieniają mi się ludzie w sztabie to zawsze pamiętam to, co robił mój poprzednik. Staram się to wykorzystać i przełożyć na swoją pracę. Takie samo podejście mam do nowych trenerów w sztabie. Chcę od nich czerpać wiedzę i nowe doświadczenie. Oczywiście mam też swoje upodobania i preferencje u pracy trenerów. Aczkolwiek nie jestem jeszcze na tym etapie ścieżki zawodowej, żeby dobierać swoich ludzi do sztabu. Jestem w dużym klubie i dostosowuje się do tego, co mi proponuje akademia.

Czy Grzegorz Wojtkowiak ma predyspozycje do tego, żeby w przyszłości zostać pierwszym trenerem? 

– Myślę, że tak. Wojtkowiak jeszcze jako czynny piłkarz drużyny rezerw wspierał młodszych zawodników i dzielił się swoim doświadczeniem. Było widać to jeszcze na boisku, że ma zapędy do tego, żeby zostać trenerem. W momencie, gdy zawiesił korki na kołek, zajął się trenerką i ta praca na razie mu wychodzi. Wiadomo, że jeszcze wiele nauki przed nim. Jednak on ma coś, czego nie mają inni trenerzy – doświadczenie boiskowe, którego nie można znaleźć na półce w Empiku i kupić. Do tego też ma cechy, które mogą predysponować go do tego, żeby zostać pierwszym trenerem, gdyż jest charyzmatyczny, ma fajne spojrzenie na piłkę, czyta grę. My jako akademia przygotujemy go do procesu wdrażania się w szczegóły i specyfikę tego zawodu. Na pewno chcielibyśmy go wykorzystywać na potrzeby rozwoju naszych młodych piłkarzy. 

Jaką rolę pełni Grzegorz Wojtkowiak w pana sztabie? Za co odpowiada w drużynie juniora starszego?

– W zespole juniora starszego nie mamy szczegółowo rozdysponowanych działań, więc nie mogę powiedzieć, że Wojtkowiak odpowiada za “A”, a Wędzonka za “B”. Każdą jednostkę treningową i meczową omawiamy wspólnie. Tak samo jest w przypadku rozpracowywania najbliższego rywala. Spędzamy wiele czasu na przygotowanie się do treningu czy meczu. Z racji tego, że trener Wojtkowiak w przeszłości grał w obronie to więcej pracuje z formacjami defensywnymi. Staram się czerpać z doświadczenia trenera Wojtkowiaka z pozycji, na której funkcjonował na boisku. Jeżeli w czwartek mamy trening formacyjny to on odpowiada za obronę. W procesie treningowym skupia się na działaniach defensywnych. Z tym się najlepiej czuje i najwięcej wie w tym temacie. Do tego też potrafi przekazać to młodym zawodnikom. To też jego zasługa, że mamy obecnie najmniej straconych bramek w lidze.

Kilka tygodni temu na łamach naszego portalu Adam Chmielewski powiedział takie zdanie: “Uważam, że największe kluby w Polsce, które mają pierwsze drużyny w Ekstraklasie, zespoły rezerw w II i III-ligach, a do tego trzy ekipy w CLJ-kach, bazują tylko na permanentnej selekcji. Nie boję tego powiedzieć, że w tych klubach nie ma szkolenia, zamiast niego jest ciągła, coroczna selekcja. Słabsi odchodzą, a przychodzą jeszcze lepsi z różnych części kraju. To nie ma nic wspólnego ze szkoleniem”. Co pan na to odpowie jako przedstawiciel dużej akademii?

– Czytałem ten wywiad. Ciekawostka: to zdanie przeczytałem moim chłopakom na odprawie przedmeczowej przed starciem z Polonią Warszawa i sam pan dobrze wie, jakim wynikiem zakończyło się to spotkanie (na boisku 7:1 – przyp. red.). Każdy może mieć swoje zdanie na ten temat, że my nie szkolimy, a tylko ściągamy zawodników z całej Polski. Zapraszam trenera Chmielewskiego do akademii Lecha Poznań, niech zobaczy, w jaki sposób pracujemy i czy faktycznie potrafimy szkolić. Świadectwem naszej pracy jest liczba wychowanków, którzy trafiają do pierwszego zespołu, a z niego do reprezentacji Polski, gdzie odgrywają znaczące role. Proszę też prześledzić historie tych chłopaków, ile lat byli w naszym klubie. To nie jest też tak, że przychodzą do nas zawodnicy w wieku juniora młodszego i od razu trafiają do pierwszego zespołu. Czasem przychodzą do nas w wieku trampkarza, młodzika, a są też takie przypadki, gdzie chłopak jest z nami od samego początku. My mamy swój pomysł na wychowywanie piłkarzy. Jesteśmy akademią szkolącą, a nie bazującą tylko na naborach i skautingu. Co więcej, uważam, że każda akademia w Polsce szkoli, z większym bądź mniejszym rezultatem. Jeżeli ktoś z zawodnikiem pracuje, dzień w dzień, mikrocykl w mikrocykl, mezocykl w mezocykl, sezon w sezon to odpowiada za to jak ten zawodnik wygląda. Dziwię się, że trener Chmielewski wyraził takie zdanie. Poczuliśmy się dotknięci tymi słowami. Definitywnie nie zgadzam się z tą tezą.

Do akademii Lecha Poznań na podstawie skautingu i naborów trafiają najlepsi zawodnicy w swojej kategorii wiekowej w Polsce? Czy są to tylko chłopcy z potencjałem, którzy nie mają jeszcze takich umiejętności, jakie chcielibyście, żeby mieli i musicie ich wyszkolić? Często pojawiają się takie głosy: “ bo Legia czy Lech to ściągają najlepszych młodych Polaków z całego kraju”. 

– Tego nie da się ocenić zero-jedynkowo. Czasem przychodzi do nas chłopak kompletny, którego trzeba doszlifować, wrzucić w pewne ramy funkcjonowania i nauczyć go rzeczy, których nie był w stanie doświadczyć w klubie, w którym trenował na co dzień. Czasem przychodzi chłopak z mniejszymi umiejętnościami, ale sporym potencjałem. My też w takich zawodników inwestujemy. To nie jest tak, że przychodzi do nas gotowy produkt, przybijamy mu pieczątkę “Lech Poznań” i idzie w świat. Każdy chłopak wymaga pracy, poświęcenia, analizy, treningu, opieki psychologa, fizjoterapeuty itd. My wkładamy dużo pracy i poświęcenia w tych młodych ludzi. Klubom, które pracowały wcześniej z danym zawodnikiem, należą się również słowa podziękowania i pochwały. My nie przypisujemy sobie całych zasług za wyszkolenie danego piłkarza. Jesteśmy po prostu w stanie stworzyć takie środowisko treningu, żeby chłopak mógł wskoczyć na jeszcze wyższy poziom niż do tej pory.

Jakie cele wyznaczyliście sobie a ten sezon?

– Nigdy tak dobrze nie zaczęliśmy sezonu, więc nie mogę powiedzieć, że nie jest to dla nas nowa sytuacja. Na pewno będziemy chcieli kontynuować zwycięską ścieżkę. Bo każdy czuję się szczęśliwy jak wygrywa i chcemy, żeby tego szczęścia było jak najwięcej. Ta liga pokazała nam w zeszłym sezonie, że jest dziwna, nieprzewidywalna i też będziemy starali się na to przygotować.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix