Xavier Tamarit: „Co z tego, że umiesz podać, kiedy nie rozumiesz, kiedy tego podania użyć?”

U boku Mauricio Pellegrino pracował m.in. w Valencii oraz w Southampton. Chociaż wychował się w Hiszpanii, jego spojrzenie na trening ukształtował wyjazd do Portugalii. – To tam poznałem periodyzację taktyczną, to tam spotkałem Vítora Frade, który stał się moim nauczycielem. Zmieniłem podejście do piłki, do treningu, ale i do życia. Ten moment zmienił wszystko – opowiada Xavier Tamarit, autor dwóch książek o periodyzacji taktycznej, który przed tygodniem zaproszony został przez Ekstraklasę do Warszawy, by poprowadzić wykłady dla przedstawicieli największych polskich akademii.

Xavier Tamarit: „Co z tego, że umiesz podać, kiedy nie rozumiesz, kiedy tego podania użyć?”

Jesteś młodym trenerem, a za tobą cała gama doświadczeń. Jak wyglądała twoja droga do miejsca, w którym jesteś obecnie?

Rozpocząłem trenerską karierę na ostatnim roku studiów. Nie grałem zawodowo piłkę, ale zawsze z futbolem miałem wiele do czynienia. Grałem w trzeciej lidze hiszpańskiej, a mój ojciec był dziennikarzem sportowym. Skończyłem kopać, gdy wyjechałem na erasmusa do Portugalii. Jako trener pracę rozpocząłem w akademii Valencii CF. Miałem 25 lat i zostałem wybrany na koordynatora akademii „Nietoperzy”.

Jak to się stało, że tak szybko otrzymałeś taką propozycję?

Chyba przez to, że moja wizja futbolu była nieco inna. Ukształtowały mnie studia w Portugalii i to, czego dowiedziałem się tam na temat periodyzacji taktycznej. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej musiałem wypaść na tyle dobrze, że mi zaufano. To nie było jednak proste. Zająłem pożądaną i bardzo ważną pozycję. Byli ludzie, którzy mnie za to nienawidzili. Zaproponowałem inne podejście do treningu, przez co tym bardziej było mi trudno. Ostatecznie nie wypełniłem dwuletniego kontraktu, bo wyjechałem do Grecji, kiedy otrzymałem propozycję pracy analityka w Arisie Saloniki.

Wróćmy na chwilę do erasmusa – dlaczego wybrałeś Portugalię? Przecież Hiszpanie nie lubią Portugalczyków…

(śmiech) Lubią, lubią! To nie był mój pierwszy wybór, bo pierwszym wyborem były Włochy.

Czyli zamiast periodyzacji miałbyś catenaccio.

Kto wie?! Z erasmusem jest tak, że pierwsi wybierają ci, którzy mają najlepsze oceny. Ja nie byłem złym uczniem, ale… nie miałem samych piątek (śmiech). Dlatego nie wypaliły Włochy i stanąłem przed wyborem: Francja czy Portugalia? Z Francją problem był dwojaki – po pierwsze to dużo droższy do życia kraj, po drugie, większość Francuzów nie zna ani angielskiego, ani hiszpańskiego. Wybór był więc dla mnie jasny.

Dziś możesz być z niego całkiem zadowolony.

Jestem niesamowicie zadowolony, że pojechałem żyć do Porto. To tam poznałem periodyzację taktyczną, to tam spotkałem Vítora Frade. A on stał się moim nauczycielem. Zmieniłem podejście do piłki, do treningu, ale i do życia. Ten moment mojego życia zmienił wszystko.

Dlaczego Vítor Frade zmienił twoje spojrzenie na świat?

Zawsze grałem w piłkę. Od kiedy miałem dwa czy trzy lata. Grałem w domu, w parku, w szkole. Od zawsze kochałem futbol. Kiedy miałem osiem lat, rodzice zapisali mnie do klubu. Klubu w wiosce, w której żyłem. Ale tam nie czułem już takiej radości, jak na podwórku. Niby grałem w piłkę, ale jakoś tak inaczej. Zastanawiałem się kiedyś dlaczego i doszedłem do wniosku, że to było zupełnie coś innego. W czasie wolnym grałem z kolegami w piłkę. W klubie – wykonywałem ćwiczenia. Gry było stanowczo za mało. To była piłka bez piłki. Z roku na rok coraz więcej było abstrakcyjnych, oderwanych od boiska ćwiczeń, a coraz mniej gry właściwej. Coraz mniej meczu drużyna na drużynę. I ja zgubiłem tam swoją pasję do futbolu. Zgubiłem radość i pozytywne nastawienie.

Kiedy rozpocząłem lekcje z Frade, zacząłem odbudowywać to, co straciłem. Pasja wróciła, szklanka znów zaczęła się napełniać. W Porto moja bateria zaczęła się ładować na nowo. Tak to zadziałało na mnie, bo przecież studentów było znacznie więcej i pamiętam też, że nie wszyscy patrzyli na wykłady podobnie do mnie. Dla mnie periodyzacja taktyczna zawiera jednak clue futbolu. Jego sens. Piłka nożna to gra, a w periodyzacji właśnie gra jest kluczem.

Kiedy dziś patrzymy na Hiszpanię, widzimy trenerów, którzy problemy swoich zawodników właśnie w grach starają się eksponować i rozwiązywać. My, Polacy, uczymy się tego od nich. Może po prostu ty, w dzieciństwie, doświadczyłeś kiepskiego środowiska, a wcale nie trzeba było szukać rozwiązań poza krajem?

Nie mogę powiedzieć, że inne metodologie treningowe, poza periodyzacją, nie są dobre. Ja czuję jednak, że ze mną najlepiej rezonuje periodyzacja taktyczna. Ale to tak jak z kobietami. Moja dziewczyna nie musi ci się przecież wcale podobać, prawda? W życiu nie ma jednego rozwiązania dla wszystkich. To, co mnie ujęło w Porto, może nie działać na innych, dlatego podczas ESA_Lab18 nie starałem przekonać się nikogo do swojej wizji. Ja po prostu pokazałem ją i podzieliłem się swoim spojrzeniem.

W Hiszpanii mamy wielką historię i kulturę piłkarską. Ważne jest też jednak to, że w naszej piłce jest dużo pieniędzy. Podpisujemy znakomitych piłkarzy i trenerów, przez co efekty w postaci wyników naszych klubów są zadowalające.

Czy trening strukturalny Paco Seirullo to nie temat pokrewny do twoich doświadczeń z erasmusa?

Seirullo nigdy nie był moim nauczycielem, więc nie mogę powiedzieć na jego temat wiele. Znam jego podejście do treningu, oczywiście sporo na ten temat czytałem, jednak nie do końca ono do mnie trafia.

Dlaczego?

Jest wiele podobnych obszarów, bo trening strukturalny opiera się na kompleksowości, ale jest też wiele różnic. Przykładowo Seirullo mówi o zrozumieniu określonych sytuacji, o szybkości, o trenerach przygotowania motorycznego. Czyli, jak dla mnie, odseparowuje pewne części całości. A ja myślę, że najistotniejsze w periodyzacji taktycznej jest to, jak wiąże się ona z nami jako ludźmi. W periodyzacji nie ma treningów bez piłek, nie ma form pracy nad organizacją w sposób wyizolowany, przesuwania po boisku itd. To zupełnie inna logika. Inne podejście do organizmu, do jego pracy.

Jak pracują więc nasze organizmy?

Jesteśmy jak zwierzęta, potrafimy się bardzo dobrze adaptować do określonych sytuacji. Nasze dopasowanie zależy zatem od kontekstu, który spotykamy. Adaptujemy się każdego dnia. Jeżeli więc codziennie spotykamy określone sytuacje, potrafimy rozwiązywać problemy spotykane na naszej drodze coraz lepiej. Zawsze chodzi przecież o to, żeby nasze działania były jak najefektywniejsze i żebyśmy byli w stanie osiągnąć jak najwięcej, inwestując w to jak najmniej energii.

To wszystko brzmi bardzo enigmatycznie i tajemniczo. Czym jest periodyzacja taktyczna?

To metodologia treningu, która pozwala zrozumieć cały proces treningowy. To też droga, by trochę lepiej zrozumieć życie. Periodyzacja taktyczna dotyczy futbolu, ale futbol to część życia. Dla wielu osób wielka część. Często ludzie mylą periodyzację z tym, jak gra dany zespół. Mówią: „nie lubię periodyzacji taktycznej”. A gdy spytasz ich dlaczego, odpowiadają: „no zobacz, jak grają drużyny José Mourinho…”.

W Polsce mówi się, że periodyzacja to komplikowanie piłkarskiej rzeczywistości. Specyficzne określenia wokół niej chyba nieco utrudniają jej odbiór?

Ale teoria to jedno, a drugie – praktyka. Teoria jest dużo bardziej skomplikowana, co zrozumiałe. Praktyka polega natomiast na trenowaniu, w różnych wymiarach: indywidualnym, grupowym, zespołowym. Rozumiem, że czasem teoria wygląda zbyt skomplikowanie, ale jest trochę tak, że jako ludzie nie lubimy po prostu uczyć się nowych słów. Jeśli coś jest dla nas niezrozumiałe, wydaje się nam po prostu trudne. A praktyczne wydanie periodyzacji na pewno trudne nie jest. Mało tego, myślę, że istnieje grupa trenerów, którzy ze względu na swój sposób trenowania są bardzo blisko periodyzacji taktycznej, choć o tym nie wiedzą, ponieważ o niej nie słyszeli. To grupa stanowiąca znaczącą mniejszość świata trenerskiego. Ponadto, zwykle niepracująca w zawodowej piłce nożnej. Trenerzy ci, podążając za swoim instynktem, opierają swój trening na samej istocie gry, próbując połączyć proces treningowy ze sposobem, w jaki chcą grać ich drużyny, i nie zwracają uwagi na aspekty, które mogą być kluczowe w konwencjonalnych metodologiach.

Tomek Tchórz, twój przyjaciel, powiedział mi, że napisałeś książkę, bo co chwila słyszałeś w różnych kręgach o periodyzacji, ale znałeś ją od Frade, czyli jej twórcy, i mówiłeś za każdym razem: nie, to nie jest periodyzacja!

(śmiech) Nie do końca, ale jest w tym trochę prawdy. Ludzie nie rozumieją, że teoria zmienia się w czasie. Gdyby się nie zmieniała, mówilibyśmy nie o teorii, a o dogmacie. U mnie wyglądało to tak, że pojechałem pracować do Grecji i tam słyszałem różne teorie na temat periodyzacji. Później zapraszano mnie na różnego rodzaju konferencje, gdzie inne osoby pokazywały metodologię Vítora Frade rozumianą na swój sposób. Sposób jednak daleki od oryginału. Internet, video… w końcu miarka się przebrała. Poniekąd, jako uczeń Frade, poczułem, że na moich barkach spoczywa odpowiedzialność. Przeprowadziłem z nim wywiad-rzekę, spisałem wszystko i wydałem swoją drugą książkę.

Dlaczego postanowiłeś napisać książkę? Skąd w ogóle taki pomysł?

Pierwsza książka to próba zrozumienia Vítora Frade. Próba zbliżenia się do niego, bo dzięki temu, że pisałem książkę o periodyzacji taktycznej, mogłem obok Frade przebywać. Publikacja książki była też wyrazem mojej wdzięczności wobec tego, co otrzymałem w Portugalii.

Jak, dzisiaj, widzisz proces treningowy?

Wyszedłbym od tego, że dzisiaj nie jest łatwo grać „na zewnątrz”. Myślę, że krajowe władze powinny coś z tym zacząć robić. To problem naszych dzieci. Większość z nich nie uprawia sportu, nie może mówić o podstawowych aktywnościach fizycznych, których się podejmuje. Wiele dzieciaków ma problemy z nadwagą, z kontrolą swojego ciała. Wiele jest nadpobudliwych, ma ADHD, są bardzo impulsywne. Swobodna gra jest zatem bardzo ważna, a to, co robimy w akademiach, mocno zależne jest od tego, co dzieje się na podwórkach. W Kadyksie władze promują futbol poprzez kreowanie przestrzeni dla najmłodszych. Tam władze uznały, że piłka najpierw musi wrócić na ulice. Musimy pamiętać, że dzieci to nie profesjonalni piłkarze i nie mogą tak trenować. Kluby płacą sporo pieniędzy za szkolenie, więc nie przejmują się tym, jak podchodzą do dzieci i do ich wychowania, ogólnego rozwoju. Im zależy tylko na tym, by wyćwiczyć sobie zawodników, którzy trafią do pierwszej drużyny lub odejdą z klubu za duże pieniądze. Nikt więc nie stara się zrozumieć dzieci, ich charakterystyki.

A jak powinny wyglądać twoim zdaniem proporcje gier do środków wyizolowanych w treningach? Chodzi mi o akademie piłkarskie.

Powinni grać, grać i jeszcze raz grać.

Wyłącznie?

Możemy stworzyć kontekst, by w grze występowały takie zachowania, których szukamy… Jeśli dobrze to zaprojektujemy, nie musimy izolować żadnych zachowań, przecież one po prostu będą pojawiały się w utworzonej przez nas grze… Jeśli nie gramy meczu, kreatywność nie pojawi się znikąd. Poprzez analityczne ćwiczenia nie rozwiniemy jej, to niemożliwe! A za kreatywnych piłkarzy płaci się dzisiaj mnóstwo pieniędzy.

Gerard Pique powiedział ostatnio: „od bardzo młodego wieku trenujemy podanie i przyjęcie. Chodzi o to, by robić to tysiąc razy, dwa tysiące razy, pam, pam, pam… podanie piłki pięć milimetrów bardziej w prawo lub w w lewo, idealnie do nogi, robi ogromną różnicę. Kiedy docierasz na poziom profesjonalny, na tym polega różnica między zawodnikiem dobrym i topowym”. Jak w opozycji do takich słów przekonać kibiców, że nauka mówi o czymś innym?

Ja nie twierdzę, że mamy kompletnie wyeliminować formy analityczne. Podanie i przyjęcie są bardzo ważne. W Valencii mieliśmy sporo takich dyskusji. Ale zwróć uwagę na słowa Pique, od razu myślimy o podawaniu w parach, „pan do pana”. A przecież on nie powiedział w jakiej formie te tysiąc czy dwa tysiące podań należy wykonać. Możemy to robić poprzez ćwiczenia, które są otwarte, w których to zawodnik decyduje o kierunku podania czy sposobie jego wykonania. Gdybyśmy ćwiczyli tylko podania wewnętrzną częścią stopy, największą częścią, która jest przecież najbardziej efektywna, stracilibyśmy po drodze Ricardo Quaresmę… Oczywiście, zgadzam się z tym, że trzeba pewne elementy piłkarskiego rzemiosła poprawiać u zawodników, ale ja to widzę na zasadzie: gra, gra, gra, a po niej chwila ćwiczenia passów. Tak samo jest ze slalomem z piłką, wokół pachołków, albo z koordynacją na drabinkach i płotkach. Co z tego, że umiesz dobrze podać, kiedy nie rozumiesz gdzie tego podania użyć? Dlaczego go użyć? W jaki sposób?

Kiedy myślimy o procesie treningowym, pamiętajmy o jednym: większość zawodników, którzy są dziś na topie, w przeszłości trenowali sporo z kolegami, poza akademiami. Nie możemy ich drogi porónywać do tej, którą podążają kolejne pokolenia, bo problem zauważymy dopiero za kilka lat. Oni też oczywiście będą grali w piłkę. Będziemy mówić, że są w swoich czasach najlepsi, bo ktoś musi być najlepszy. Czy wybierzemy dla nich optymalną ścieżkę rozwoju? Błędem jest myśleć tylko o teraz i już, nie próbując przewidzieć co przyniesie przyszłość.

Czy kompleksowe spojrzenie na piłkę może sprawdzić się twoim zdaniem wszędzie? Czy Polacy, którzy od zawsze separowali od treningu piłkarskiego motorykę czy nawet technikę, powinni zdecydowanie zmienić to nastawienie?

Jeśli osiągacie sukcesy, pracując tak, jak powiedziałeś, nie zmieniajcie niczego…

Czyli powinniśmy coś zmienić…

Sukces to nie tylko wygrana. To także rozwój. Jeśli czujecie, że z dnia na dzień stajecie się coraz silniejszym piłkarsko narodem, nie powinniście moim zdaniem niczego zmieniać. Jeżeli natomiast widzicie, że inni rozwijają się szybciej, stosując inne metody, może warto zapytać ich o te metody? Może warto zmienić kierunek?

W twoim życiu, poza Frade, jest jeszcze jeden człowiek, który jest ci bliski, a którego zna cały piłkarski świat. Były piłkarz m.in. Barcelony, Valencii czy Liverpoolu i trener „Nietoperzy”, Estudiantes, Independiente, Southamptonu, Leganes czy, aktualnie, Velez Sarsfield – Mauricio Pellegrino.

Z Pellegrino współpracujemy od dziesięciu lat. Argentyńczyk zaprosił mnie do swojego sztabu w 2012 roku, gdy objął Valencię. Nasze drogi rozeszły się dopiero niedawno, w Velez, gdzie ze względów zdrowotnych nie mogłem przedłużyć swojego kontraktu. Ale, co ciekawe, po raz pierwszy spotkaliśmy się… w akademii. I najpierw to ja byłem jego szefem (śmiech), jako koordynator. Później role oczywiście się odwróciły.

Dlaczego Pellegrino ci zaufał?

To człowiek, który w piłce osiągnął wiele. Wygrywał Copa Libertadores i Puchar Interkontynentalny, był w finałach Ligi Mistrzów, sięgał po mistrzostwo La Liga, zwyciężał w Pucharze UEFA. Pomimo tego jednak, że jego trenerzy podchodzili do swojej pracy pewnie w dużej opozycji do periodyzacji taktycznej, a on doszedł na futbolowy szczyt, w pracy trenera postawił na inną drogę. Mogę powiedzieć, że w drodze tej się nawet zakochał. To niesamowite, że tacy piłkarze, choć doświadczenie podpowiada im coś innego, potrafią przejść taką przemianę. A dlaczego Pellegrino mi zaufał? Pewnie przez to, że widział jak pracuję w akademii i mógł obserwować mnie z bliska. Sporo mu zawdzięczam, bo nauczył mnie wiele o piłce nożnej. Polubiłem go, polubiłem jego styl bycia. Polubiłem też jego styl gry.

Najlepszy czas spędziliście w Southampton?

To na pewno było miejsce, w którym zobaczyliśmy, co dla trenera znaczy światowy top. Ale hiszpańskie drużyny też zorganizowane są dobrze. Nie mam na myśli organizacji ligi, a to, jak wyglądają poszczególne drużyny. Ich organizację gry itd. Pod względem otoczki Anglia jest specyficzna, ale Hiszpania to również znakomite miejsce do piłkarskiego rozwoju.

Jak chciałbyś, by grały zespoły, które prowadzisz?

Jestem Hiszpanem. Mamy swoją kulturę, która w przeszłości przynosiła bardzo wiele sukcesów. Oczywiście nie dotyczy to całego naszego kraju, ale my chcemy mieć piłkę tak długo, jak się da. Chcemy poprzez posiadanie piłki dominować nad rywalem. Posiadanie piłki sprawia, że mamy więcej możliwości, by tworzyć zagrożenie pod bramką przeciwnika i kreować to, na co mamy ochotę. Jestem jednak trenerem, który potrafi zaadaptować się do środowiska, do którego trafia. Pracowałem w wielu różnych krajach. Bardzo ważny jest kontekst miejsca, do którego się trafia. Czasami twoja idea nie jest najlepsza wobec kontekstu, który spotykasz – ważnym jest też zrozumienie historii i kulutury danego kraju czy danego klubu. Real i Barcelona to przecież drużyny z tego samego kraju, ale wszyscy wiemy, jak różne kultury są z tymi klubami związane. Fani jednych i drugich lubią kompletnie inne style, co jako trener musisz zrozumieć. To samo spotkałem w Argentynie, bo pracowałem w Estudiantes i Independiente, dwóch zasłużonych i utytułowanych klubach z tego kraju, z prowincji Buenos Aires. Oba prezentują kompletnie odmienny pomysł na grę. Jako trener musisz potrafić odczytać charakterystyki i profile zawodników, których spotykasz w danym miejscu, musisz zrozumieć też trenera, który był tam przed tobą. Załóżmy, że po Pepie Guardioli do Man City przychodzi Fabio Capello. Albo Diego Simeone. Albo inaczej: Guardiola trafia do Atletico po Simeone. On musi wtedy przeanalizować i zrozumieć, że zawodnicy, którymi będzie teraz kierował, osiągali sukcesy podążając zupełnie inną drogą. Oczywiście – twoja idea to twoja idea i powinieneś być jej wierny. Niemniej trzeba potrafić się zaadaptować do nowego miejsca pracy. Wracając do twojego pytania i podsumowując mój wywód: uważam, że jestem trenerem, który potrafi się zaadaptować, ale który woli ideę opartą na budowaniu gry i posiadaniu piłki.

Hiszpania może pochwalić się największą liczbą trenerów „świadomych”?

Myślę, że pod względem wychowania trenerów, jesteśmy jednymi z najlepszych na świecie. Obecne czasy to dobry moment w historii naszego kraju pod względem piłkarskim.

Jakie plany na najbliższe miesiące ma Xavier Tamarit?

Jestem otwarty na wiele różnych opcji. Mogę pracować u boku Mauricio Pellegrino, ale mogę też spróbować stworzyć swój własny sztab… i zostać pierwszym trenerem. Mogę też zostać asystentem u innego trenera, który podąża podobną do mojej drogą, z którym zrozumiałbym się w kontekście stylu gry, trenowania itd. Nie zamykam się. Miałem ostatnio sporo ofert pracy, w różnych ligach. Miałem nawet ofertę pracy jako selekcjoner jednej z kadr narodowych, bardzo małego kraju, nierozwiniętego piłkarsko. Zobaczymy, co przyniesie życie, ale jedno jest pewne – chcę pozostać przy futbolu.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK