„Cisza przed burzą”. Projekt Olimpijczyka Kwakowo bliski reaktywacji?

Olimpijczyk Kwakowo to już nietaniejący klub z małej wioski, który nie miał struktur młodzieżowych, trenował cały rok na naturalnym boisku bez oświetlenia i składał się głównie z lokalnych zawodników, a przeżył świetną piłkarską przygodę, która… dobiegła końca w 2020 roku. Wychowankowie poszli w świat, trener i działacze przenieśli się do Gryfa Słupsk. Nie ma już w Kwakowie nic? Czy, aby na pewno? Czy ta historia musi się definitywnie skończyć? Czy inne dzieci z tej małej wioski mogą w przyszłości też przeżyć fajną przygodę? Rozmawiamy z Krzysztofem Mullerem, jednym z ojców sukcesu Olimpijczyka.

„Cisza przed burzą”. Projekt Olimpijczyka Kwakowo bliski reaktywacji?

Jeśli bacznie śledzicie nasz portal to na pewno nazwa klubu Olimpijczyk Kwakowo obiła się wam o uszy, bo niejednokrotnie wspominaliśmy o romantycznej historii drużyny z malutkiej wsi, która liczy zaledwie 650 mieszkańców. W ubiegłym roku awansowali do CLJ U-15, utrzymali się w tej lidze, pojechali na zagraniczny turniej do Włoch, gdzie mierzyli się m.in. z Udinese. Wygrali go i piękna przygoda Olimpijczyka dobiegła końca. Czy jeszcze kiedyś usłyszymy o tym klubie?

***

Co słychać w malowniczej wsi Kwakowo? Czy tam jeszcze ktoś kopie piłkę na boisku? 

– Na tę chwilę mogę powiedzieć, że trwa cisza przed burzą (śmiech). Zaczęliśmy trenować z najmłodszymi rocznikami. Nasi podopieczni mają 7-10 lat. Jesteśmy na początku nowej drogi. Bawimy się, poprzez grę w piłkę z maluszkami. Na ten moment to tylko zabawa, a czy to się rozrośnie w przyszłości? Czas pokaże.

Czyli prowadzicie treningi piłki nożnej? Czy mówisz o zajęciach w ramach wychowania fizycznego w szkole podstawowej?

– To są zajęcia w klubie sportowym, więc trenujemy normlanie, choć żyjemy teraz w trudnych czasach, gdzie pandemia nie ustępuje, a dzieci często przebywają na kwarantannach. To trochę nam przeszkadza, ale działamy. Trenujemy z dziećmi z klas 1-3, a do tego też dochodzą przedszkolaki z „zerówki”. Kontynuacja Olimpijczyka trwa, ale jeszcze minie sporo czasu, zanim o nich usłyszymy. Jeszcze nie przeprowadzaliśmy naborów do drużyn. Skupiliśmy się na dzieciach tylko ze Szkoły Podstawowej im. Polskich Olimpijczyków w Kwakowie, gdzie nadal pracuję. Zdajemy sobie sprawę, że chętnych do trenowania w naszym klubie w obrębie całej gminy, jak i poza nią jest sporo. Na pewno w przyszłości przeprowadzimy nabory do Olimpijczyka na większą skalę, ale to w przyszłości. Na razie skupiamy się na tworzeniu grup treningowych z uczniów naszej szkoły.

Jednak na ten moment nie gracie w żadnych rozgrywkach czy turniejach?

– Na ten moment nie, ale powoli będziemy przygotowywać się pod pierwsze mecze towarzyskie czy turnieje bez ewidencji wyników i tabel. Jednak wiemy, jak wygląda sytuacja pandemiczna, więc na razie ostrożnie do tego podchodzimy. Na pewno w przyszłym roku będziemy chcieli wystartować z dziewczynkami w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. To jest bardzo fajny turniej, gdzie można przeżyć fajną przygodę i będziemy chcieli spróbować tam swoich sił. Bo też jest to dobra okazja do tego, żeby krzewić i rozwijać pasję dzieci do piłki nożnej.

Gdy ostani raz widzieliśmy się w Kwakowie to prezes klubu, Mirosław Lewandowski powiedział mniej więcej coś takiego: „zanim trener Krzysztof Muller od  nas odejdzie i pójdzie w świat to najpierw przyjrzy się dzieciom w naszej szkole i zobaczy, jaki mają potencjał i chęci do gry w piłkę”. Rozumiem, że to zrobiłeś i efektem są te pierwsze grupy treningowe?

– Dokładnie tak, zapowiedzieliśmy kontynuację tego projektu, ale nie zaznaczyliśmy na jaką skalę to pójdzie. Drużyna rocznika 2006 Olimpijczyk Kwakowa była wyjątkowa i niepowtarzalna. Wiele osób pracowało przy tej grupie i trudno będzie ten sukces powtórzyć. Aczkolwiek działamy, mamy świetne grupy chłopców i dziewczynek, które chcą grać w piłkę. Na razie pracujmy w ciszy. Mam nadzieję, że niedługo znowu o nas usłyszycie.

Rozumiem, że projekt Olimpijczyka Kwakowa nie został definitywnie zakończony? Pewna niesamowita przygoda dobiegła końca, ale to jeszcze nie koniec tej opowieści?

– Jedna przygoda się zakończyła, a kontynuacja opowieści trwa dalej, ale jak ona się potoczy? Czy równie niesamowicie? Trudno w tym momencie wyrokować, bo wiele czynników ma wpływa na to, jak ta historia może się potoczyć. Myślę, że bardzo ciężko będzie odtworzyć tą samą skalę, co w przypadku rocznika 2006, ale na pewno się nie poddamy. Dajemy z siebie 100%, a dzieci, dzięki nam mają możliwość rozwoju w Olimpijczyku.

Ty teraz jesteś trenerem w drużynie rezerw Gryfa Słupsk. Widziałem, że inni działacze Olimpijczyka Kwakowo m.in. prezes Mirosław Lewandowski też zaczęli działać przy tym klubie. Nie wychodzicie po za swój powiat? Chcecie rozwijać swoje lokalne podwórko?

– Tak, chcemy dzielić się swoim doświadczeniem w piłce młodzieżowej. Pokazaliśmy wszystkim, że nawet w tak małej wiosce można stworzyć fajny projekt, świetną drużynę i rywalizować z najlepszymi w Polsce. Gryf Słupsk daje nam możliwość działania na szerszą skalę. W tym momencie pracuję w piątej lidze z drużyną rezerw Gryfa, gdzie mam grupę zdolnych chłopców. Byłem mile zaskoczony, tym, co zastałem w tym zespole. Z kolei Mirosław Lewandowski wspiera prezesa klubu Pawła Kryszałowicza i mają plany na przyszłość. Aczkolwiek jest to jeszcze raczkujący projekt.

Teraz pracujesz z seniorami, czy już widzisz spore różnice między nimi a trampkarzami, jakich miałeś w Olimpijczyku?

– Myślałem, że jest większy przeskok między piłką seniorską a juniorską. Byłem mile zaskoczony tym zespołem w Gryfie, bo sądziłem, że będzie tu występował problem z motywacją. Bo jednak są to 20-letni zawodnicy, którzy grają w piątej lidze i ich marzenia o zostaniu profesjonalnym piłkarzem powinny być mniejsze niż jeszcze kilka lat temu. Oni nadal chcą grać w jak najwyższej lidze. Byłem mile zaskoczony ich postawą, ambicją i tym, że dalej chcą walczyć o marzenia. Na co dzień chodzą do szkoły czy pracy, a regularnie pojawiają się na treningach i dają z siebie wszystko. Reasumując, nie widzę większych różnic między trampkarzami z Olimpijczyka, a seniorami z Gryfa.

Pól roku temu zakończyła się przygoda Olimpijczyka. Szeroko ją opisywaliśmy na naszych łamach, gdzie mocno podkreśliliśmy fakt emocjonalnego pożegnania. Wygraliście turniej we Włoszech, a pojawiły się łzy, żal i smutek. Czy trener tęskni za tą ekipą, treningami z nimi i tymi wszystkim przygodami?

– Pewnie, że tak, bo ja traktowałem ich jak własne dzieci. Gdy odbyliśmy pierwszy trening to oni mieli po siedem, osiem lat. Przeżyliśmy ze sobą osiem wspaniałych lat. Dalej utrzymujemy ze sobą kontakt. Chłopaki nieraz przyjeżdżają do mnie na treningi indywidualne. Gdy mogą to pojawiają się również na jednostce grupowej w drużynie rezerw Gryfa, którą prowadzę. Cały czas służę radą i ich wspieram. Chłopaki się rozwijają, idą do przodu. Myślę, że za kilka lat usłyszymy o nich w profesjonalnej piłce. Mam głęboką nadzieję, że któryś z nich trafi do seniorskiej reprezentacji Polski.

Jak oni do tego podchodzą? Czy nie mieli problemów z aklimatyzacją w nowym otoczeniu? Bo jednak do tej pory znali tylko jeden klub, jednego trenera i jedną szatnię.

– Z tego, co co zauważyłem to proces aklimatyzacji był dużo dłuższy niż to zwykle bywa. Dlatego, że byli mocno przywiązani do jednego miejsca, gdzie panowała świetna atmosfera, do której przywykli. Tęsknili za Olimpijczykiem. Początki były dla nich niełatwe. Sama zmiana otoczenia była dla nich wyzwaniem, czymś nowym i trudnym. Jednak myślę, że mają już za sobą aklimatyzację i będzie im tylko łatwiej.

Czy myślicie i marzycie o tym, żeby powtórzyć przygodę Olimpijczyka? Niekoniecznie w Kwakowie, ale np. w Słupsku? Czy chcielibyście jeszcze raz spróbować przeżyć taką przygodę?

– Tak, nie tyle, co marzymy, ale to zrobimy. Jeśli będziemy mieli takie możliwości to powtórzymy ten sukces. Wiemy, jak to zrobić. Nauczeni doświadczeniem, mamy świadomość, co zrobiliśmy źle, co możemy poprawić. Myślę, że może być tylko lepiej. Mieliśmy czas na to, żeby wyciągnąć wnioski ze swojej pracy. Spojrzeliśmy nieco z boku na nasze działania w Olimpijczyku i jesteśmy bogatsi o wiedzę, którą możemy wykorzystać w niedalekiej przyszłości w nowych projektach.

PROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI.

Fot. Gryf Słupsk