Derbin: Trener ma największy wpływ na organizację gry w defensywie

Gościem 160. odcinka „Jak Uczyć Futbolu” był Artur Derbin, szkoleniowiec I-ligowego GKS-u Tychy. Czego nauczył się podczas… miesięcznej pracy w Chojniczance? Na co trenerzy mają największy wpływ? Kto gra obecnie najlepszą piłkę na zapleczu Ekstraklasy? Spisaliśmy najciekawsze fragmenty rozmowy. 

Derbin: Trener ma największy wpływ na organizację gry w defensywie

Dlaczego Artur Derbin budzi się o… 5:55?

– Polubiłem to. To jest też taki czas dla mnie na przemyślenia. Mózg jest w tym momencie na najwyższych obrotach i czasami zdarza się, że podejmuję w tym czasie różne strategiczne decyzje. Tutaj też mogę podeprzeć się takimi sytuacjami, gdzie po zakończonym treningu rozchodzimy się z trenerami i mamy wszystko przygotowane, ale mówię im wtedy: słuchajcie, może się coś zmienić jutro rano, w zależności od tego, jak wstanę, co mi się przyśni. Kładąc się spać, „daję” sobie czasem taki rozkaz do mózgu, że jutro mam mieć gotową odpowiedź na jakieś zagadnienie. Dlaczego konkretnie budzę się o godz. 5:55? Zainspirował mnie do tego program Fryderyka Karzełka.

Czy Derbin zabiera pracę do domu?

– Staram się wykonać swoją pracę do godzin popołudniowych, gdy tej energii jest najwięcej. Mimo wszystko człowiek żyje tą pracą na okrągło, musi mieć kontakt z prezesem, dyrektorem sportowym, zawodnikami. Zwłaszcza w tym okresie. Mamy w sztabie ludzi odpowiedzialnych za analizę przeciwnika, ale ja sam też chcę wcześniej podejrzeć rywala. Są pewne rzeczy, które robi się w domu. Oprócz sportu, który sam uprawiam, uwielbiam czytać książki oraz podróżować, nie tylko po świecie, ale też po polskich górach.

Czego można nauczyć się jako trener w miesiąc?

– Moja przygoda z Chojniczanką była bardzo krótka, ale wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś chce się czegoś nauczyć, to to zrobi. Przychodząc do Chojnic na taki kontrakt zadaniowy, mieliśmy walczyć o historyczny awans do Ekstraklasy. Chcę tutaj zdradzić parę kulis pracy trenera, które nie do końca mają charakter boiskowy, ale również są ważne. Mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał tego za złe. Nie zdołaliśmy awansować na najwyższy szczebel rozgrywkowy w kraju, ale przychodząc do Chojniczanki, wiedziałem, że coś niedobrego dzieje się w szatni. Żeby zespół dobrze funkcjonował, najpierw trzeba tutaj sobie wszystko poukładać. Jadąc na pierwszy mecz do Zabrza, miałem tylko dwa dni na to, żeby przeprowadzić jakieś sesje treningowe. W szatni dochodziło do dziwnych sytuacji, ktoś komuś nie podawał ręki, ktoś kogoś nawet opluł. Dodatkowym utrudnieniem dla mnie było to, co się wydarzyło w moim debiucie, czyli w starciu z Górnikiem, gdzie przegraliśmy 1:6. Pamiętam, jak na odprawie przedmeczowej podszedł do mnie dyrektor sportowy i mówi: Artur, coś niesamowitego, nie pamiętam, żeby mnie ciarki przeszły na odprawie. Odpowiedziałem mu, żeby poczekał, bo jeszcze jest cały mecz… Wracając z meczu, przejeżdżaliśmy obok mojego domu w Sosnowcu i pomyślałem sobie, że chciałbym tu wysiąść, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

O pracy w GKS-ie Bełchatów:

– Zrobiliśmy tam małe mistrzostwo świata. Rozbiliśmy bank. Biorąc pod uwagę, z jakimi problemami klub się zmagał, śmiało mogę tak powiedzieć. Przychodząc do II-ligowego GKS-u Bełchatów, czekałem na oferty z klubów pierwszoligowych i takie się pojawiały. Jeździłem na rozmowy, ale nie wynikało z tego nic konkretnego. Pomyślałem sobie, że jeżeli dostanę poważną ofertę z niższej ligi, to ją przyjmę. W pierwszym okresie nie było łatwo, bo uwikłaliśmy się w walkę o utrzymanie. Po przegranym meczu w Kluczborku zrobiło się bardzo gorąco, zawodnicy i ja zostaliśmy wezwani do kibiców. Poprosiłem ich o spokój i wsparcie. Wygraliśmy dwa kolejne mecze z GKS-em Jastrzębie i Wisłą Puławy, co pozwoliło nam utrzymać się w lidze. W następnym sezonie doszły kolejne zmartwienia: zmniejszony budżet, dwa punkty odjęte, z klubu odeszli kluczowi zawodnicy. Nie mieliśmy nominalnego napastnika, musieliśmy stawiać na wychowanków. Taką rodzinną atmosferę, odpowiednim klimatem, sami chcieliśmy zrobić w tym mieście coś wielkiego. Nie mówiliśmy tego głośno, bo jak klub z takimi problemami, może myśleć o takich celach. Na koniec mogliśmy się cieszyć z upragnionego awansu.

Na czym polega dobra organizacja gry w defensywie?

– Za organizację w defensywie odpowiada cały zespół. Cały zespół trzeba zaangażować do tego, żeby bronił. Organizacja gry w defensywie rozpoczyna się jeszcze, gdy mamy w piłkę i w momencie jej straty, czyli reakcja po stracie piłki. Tutaj zaczynają się pierwsze działania. Oczekuję od swoich zespołów, żeby po stracie odzyskać piłkę.

Czy drużyna zawsze powinna atakować po stracie piłki?

– Tak, chciałbym, żeby taka reakcja zawsze miała miejsce. Oczywiście zdarzają się momenty, gdy nie jesteśmy w stanie odzyskać futbolówki, ale do momentu, gdy jeszcze ta możliwość jest, żeby nie wypuścić go z danego sektora, zamykamy mu przestrzenie.

Dlaczego Artur Derbin unika obrony średniej?

– Zachęcam do obejrzenia naszej straconej bramki z Sandecją Nowy Sącz. Pozwoliliśmy środkowemu pomocnikowi wejść pomiędzy linie, a on potem mógł w prosty sposób zagrać za naszą linię obrony, co skończyło się dla nas straconym golem. To (obrona średnia – dop. red.) powoduje, że jest więcej przestrzeni dla przeciwnika w sektorach środkowych, natomiast najwięcej przestrzeni jest za linią obrony, co jest ogromnym zagrożeniem, więc my po prostu chcemy tego unikać.

Na co trener ma największy wpływ?

– Trener ma największy wpływ na organizację gry w defensywie. Słyszałem kiedyś bardzo fajne zdanie Piotrka Stokowca, który mówił o tym, że trenerzy mają największy wpływ na organizację gry w obronie, a za to, co dzieje się w strefie finalizacji akcji, trzeba po prostu zapłacić, czyli kupić odpowiednich i wartościowych zawodników.

Kto gra obecnie najlepszą piłkę w I lidze?

– GKS Tychy do tego pretenduje (śmiech), ale mam takie odczucie, że jest to Miedź Legnica. Z racji tego, że widzę, jak zmienili sposób grania. W tym sezonie grali już w ustawieniu 1-3-4-3, a od pewnego czasu grają w ustawieniu 1-4-3-3. Jak wcześniej – za poprzednich trenerów – Miedź Legnica starała utrzymywać się przy piłce, budować ataki krótkimi podaniami, to teraz widać taką kompleksowość w tym zespole. Wiedzą, kiedy zagrać krótkim podaniem, ale tam nie ma też takich momentów zastanawiania się, jeżeli trzeba zagrać długą piłkę.

Gdzie Artur Derbin szuka inspiracji?

– Kto szuka, ten znajdzie. Można inspirować się… wszędzie. Namiętnie słucham audycji „Jak Uczyć Futbolu” – staram się być na bieżąco. Jest „Asystent Trenera” czy inne publikacje w internecie. Dodatkowo różne rozmowy rozwijające z trenerami, podglądanie topowych klubów świata. W zeszłym roku byłem na stażu w Wiśle Kraków, poznałem się z Adrianem Gulą. Byłem również na stażach zagranicznych, chociażby w Osasunie Pampeluna czy Bournemouth.

Który zespół jest wzorcem dla Derbina?

– Jeszcze dwa lata temu wzorowałem się bardziej na lidze holenderskiej, na Ajaxie Amsterdam i ich ustawieniu 1-4-3-2-1, od którego zaczynałem w Tychach. Liga holenderska jest bardzo bezpośrednia, cały czas jest presja na przeciwniku. W ostatnim czasie przyglądam się temu, co „wyprawia” Bayern Monachium. Aż miło popatrzeć, jak Robert Lewandowski, najlepszy piłkarz świata, pracuje w defensywie.

O wyjściu z ciężkiej choroby:

– To była dramatyczna chwila, nie ma co mówić. Nie pamiętam zbyt wiele z tamtego okresu, ale byłem przez cztery dni nieprzytomny (Artur Derbin w wieku 10 lat zachorował na wirusowe zapalenie mózgu – dop. red.) i prognozy nie były najlepsze. W szpitalu w Tychach lekarze stanęli na wysokości zadania i dzięki nim mogę teraz z tobą rozmawiać.

Co radziłby młodym trenerom piłki nożnej?

– Żeby byli otwarci na wiedzę, rozwijali się, ale też żeby pozostali sobą. Nie chodzi o to, żeby kopiować różnych trenerów, każdy musi znaleźć własną tożsamość. Szukajcie rozwoju, bądźcie wytrwali i nie poddawajcie się w walce o wasze marzenia.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Fot. Newspix