Igor Łasicki: Z Neapolu zostały wspomnienia i zdjęcie z Maradoną

W Napoli trzymał się z Piotrkiem Zielińskim, Arkadiuszem Milikiem i Jorginho, obecnie zawodnikiem Chelsea Londyn. Z Diego Maradoną udało mu się zrobić zdjęcie, a Maurizio Sarri zapowiedział mu, że zrobi z niego obrońcę. Igor Łasicki we Włoszech spędził pięć lat, ale wrócił do Polski i próbuje podbić ekstraklasę. – Sporo się tam nauczyłem jako piłkarz i ukształtowałem jako człowiek. Ostatnio trochę przeszkadzały mi kontuzje, ale przepracowałem cały zimowy okres przygotowawczy i mam nadzieję, że limit urazów już wyczerpałem – podkreśla obrońca Pogoni Szczecin.

Igor Łasicki: Z Neapolu zostały wspomnienia i zdjęcie z Maradoną

To już pięć lat od twojego powrotu z Włoch. Myślisz jeszcze o tych czasach?

Sporo jeszcze pamiętam. Wyjechałem w wieku 17 lat i dobrze wspominam ten czas. Spędziłem tam pięć lat. Szybko musiałem się nauczyć samodzielności. Miałem już trochę wprawy, bo w wieku 13 lat wyjechałem do Lubina, by trenować w Zagłębiu.

W Neapolu mieszkałeś z włoska rodziną czy musiałeś radzić sobie sam?

Na początku od razu dołączyłem do zespołu Primavery, który był na zgrupowaniu. Po powrocie zamieszkałem w hotelu. Było tam też kilku innych obcokrajowców i piłkarzy z odległych części Włoch. Spędziłem tam dwa lata. Nie było tam źle, nie oczekiwałem więcej, bo mieliśmy zapewnione posiłki i pranie. Bus po nas podjeżdżał i zawoził też na lekcję włoskiego. Nie było na co narzekać. Tak naprawdę, to Włochy ukształtowały mnie jako człowieka. Pojechałem tam jako nastolatek, a wróciłem już jako dorosły zawodnik. Jedyne, czego się nie nauczyłem to gotowania, czego trochę żałuję, bo kuchnia włoska jest pyszna.

Jako zawodnik Napoli cztery razy byłeś wypożyczany. 

We Włoszech nie ma rezerw, tylko wspomniana Primavera, dla zawodników do lat 19. Potem ci, którzy jeszcze nie nadają się na do pierwszej drużyny, a klub wiąże z nimi nadzieje, są wypożyczani do Serie B czy Serie C. Tam mecze też stoją na niezłym poziomie, nie brakuje w zespołach znanych i doświadczonych zawodników. Wciąż miałem nadzieje, że po tych wypożyczeniach zadomowię się w pierwszej drużynie Napoli. Zacząłem od Serie C [AS Gubbio – przyp. red.] i już w pierwszym sezonie grałem regularnie. Zrobiłem krok do przodu i liczyłem, że trafię do ligi wyżej. Zostałem jednak w Serie C i stanąłem w miejscu. Potem przytrafiła mi się jedna, druga kontuzja i straciłem rytm.

Wcześniej jednak udało ci się zadebiutować w Serie A. Zmieniłeś Jorginho, który teraz jest w Chelsea Londyn.

Nie mylić z Jorginho z Wisły Płock. To było jeszcze za czasów trenera Rafy Beniteza. Dość regularnie zapraszał mnie na treningi pierwszej drużyny, zwłaszcza kiedy brakowało zawodników z powodu kontuzji lub wyjazdów na zgrupowania reprezentacji. Być może zadebiutowałbym wcześniej i zagrał więcej spotkań. Asystent Beniteza chciał mnie zobaczyć w akcji i przyjechał na mecz młodzieżowej Ligi Mistrzów. Graliśmy z Olympique Marsylia, przegraliśmy, choć oni grali w dziewiątkę. To spotkanie zupełnie mi nie wyszło. Doczekałem się jednak debiutu. Jorginho, którego rzeczywiście zmieniłem, bardzo mi na co dzień pomagał. Wziął mnie pod swoje skrzydła, dawał rady i wspierał. Oczywiście dużo czasu spędzałem też z Arkiem Milikiem i Piotrkiem Zielińskim. Z tym drugim znaliśmy się jeszcze z Zagłębia. Więc nic dziwnego, że blisko się trzymaliśmy.

Z Piotrkiem Zielińskim łączy cię jeszcze jedno – obaj zagraliście w turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”.

A tego nie wiedziałem. To już było dość dawno temu i tak naprawdę zatarło się w pamięci. Tyle co pamiętam, to wtedy byłem zawodnikiem Górnika Boguszów–Gorce, mojego pierwszego klubu. To na pewno fajna impreza, na wysokim poziomie, a przede wszystkim frajda dla dzieciaków. Można pokazać się i sprawdzić w meczach z najlepszymi.

Wracając do Włoch – to byłeś blisko kolejnej szansy w Napoli u trenera Maurzio Sarrego.

On zdecydował, że weźmie mnie na obóz z pierwszą drużyną. Wtedy też zapadła decyzja, by przedłużyć ze mną kontrakt. Trener Sarri powiedział, że teraz pokaże mi jak być dobrym obrońcą. Stwierdził, że nigdzie więcej nie nauczę się niż u niego. Te pół roku to było rzeczywiście zbieranie doświadczenia. Na co dzień byłem z takim zawodnikami jak Dries Mertens, Jorginho czy Zieliński. Potem stwierdziłem, że chcę grać i trafiłem do Serie B do Carpi. To był zespół, który właśnie spadł z włoskiej ekstraklasy i bardzo chcieli do niej wrócić. Zespół grał dobrze, tracił mało bramek i trener nie mieszał w obronie. W efekcie zagrałem tylko cztery razy. Carpi doszło do finału barażów o Serie A, w których przegrał z Benevento. Stwierdziłem, że chcę wrócić do Polski, bo jednak trudno mi było zaistnieć we Włoszech.

W jednym z wywiadów stwierdziłeś, że w Neapolu piłkarze są jak półbogowie. To w takim razie jak traktowany był Diego Maradona?

Jak bóg. W styczniu 2017 roku przyleciał do Neapolu. Miałem okazję zrobić sobie z nim zdjęcie. Nie tylko ja byłem pod ogromnym wrażeniem, bo Mertens czy Jorginho tak samo. W ogóle byliśmy w szoku, że po prostu przyszedł do nas do szatni. Neapol wtedy zwariował. Tłumy kibiców pojawiły się pod obiektem treningowym. Było już jednak widać, że Maradona nie jest w najlepszym zdrowiu i niewiele brakowało, by mi się nie udało zrobić nim zdjęcia.

Po dwóch sezonach w Wiśle Płock i dość regularnych występach przeszedłeś do Pogoni Szczecin. Tu jednak mocno przeszkadzają ci kontuzje. 

To chyba najtrudniejszy okres w mojej karierze. W pierwszym sezonie byłem zmiennikiem, ale jak wchodziłem na boisko, to nie zawodziłem. Kiedy wydawało się, że już będę podstawowym zawodnikiem, zerwałem więzadła w kolanie. Długo dochodziłem do siebie, zespół dobrze grał, a do tego mieliśmy najlepsza obronę w lidze. Trener nie robił zmian w defensywie. Bieżący sezon też nie jest dla mnie szczęśliwy. W trakcie przygotowań doznałem urazu mięśniowego i ponad miesiąc nie trenowałem. Kiedy znów wydawało mi się, że wrócę do składu, kolejna kontuzja. Teraz już czuje się bardzo dobrze. Przepracowałem cały zimowy okres przygotowawczy i mam nadzieję, że limit urazów już wyczerpałem. Grałem dość sporo w sparingach, a rywali mieliśmy silnych – Rapid Wiedeń, Zoria Ługańsk czy FC Zurych. Byłem blisko odejścia do Jagiellonii Białystok, ale kontuzji doznał Konstantinos Triantafyllopoulos. To sprawiło, że temat zmiany klubu na razie przestał być aktualny. Czekamy, kiedy wróci na boisko. Zobaczę, co się wydarzy, bo w pierwszym meczu z Piastem Gliwice z Benediktem Zechem parę stoperów tworzył Mariusz Malec i spisał się dobrze. Pogoń jest dla mnie ważna, bo liczymy się w walce o najwyższe cele. Zdaje jednak sobie sprawę, że może być mi trudno więcej grać, dlatego nie wykluczam, że jeszcze przed zamknięciem okna transferowego zmienię klub.

Fot. i za: zpodworkanastadion.pl