CLJ-ka od środka: „Chcę, żeby moi zawodnicy zawsze walczyli o zwycięstwo”

Jakim trenerem jest i chce być Marek Wasiluk? Co może przekazać młodym zawodnikom początkujący szkoleniowiec, który rozegrał 140 spotkań w Ekstraklasie? Czy za kilka lat zobaczymy go pracującego przy seniorskiej drużynie? Czego nauczył się od trenera Wojciecha Stawowego, który nie dał mu zagrać nawet minuty w swoim zespole? Czy wynik w kategorii trampkarza jest dla niego ważny? Jakie wrażenia zrobiła na nim Centralna Liga Juniorów? Rozmawiamy z byłym zawodnikiem takich klubów jak Cracovia, Śląsk Wrocław, Chrobry Głogów czy Jagiellonia Białystok. W tej ostatniej ma przyjemność pracować jako szkoleniowiec drużyny U-15.

CLJ-ka od środka: „Chcę, żeby moi zawodnicy zawsze walczyli o zwycięstwo”

Niedawno ruszyła runda wiosenna Centralnej Ligi Juniorów. Jak pan oceni postawę swojego zespołu w tych pierwszych trzech kolejkach?

– W trzech meczach zdobyliśmy cztery punkty, co może się wydawać, że nie jest dobrym wynikiem. Natomiast jestem bardzo zadowolony z tego, że poziom ligi jest bardzo wyrównany i wysoki. Bo już od pierwszego meczu mieliśmy bardzo wysoko zawieszoną poprzeczkę, choć graliśmy z beniaminkiem UKS Varsovią (Jagiellonia przegrała ten mecz 2:4 – przyp. red.). Następnie mierzyliśmy się z MKS-em Polonią Warszawa. Mecze akurat z tym rywalem są zawsze rewelacyjne i reklamą „futbolu na tak”. W poprzedniej rundzie z nimi zremisowaliśmy 4:4 i przegraliśmy na wyjeździe 4:6, a teraz wygraliśmy 4:3. Z kolei w starciu z ŁKS-em byliśmy stroną dominującą, aczkolwiek pierwsi straciliśmy bramkę, musieliśmy gonić wynik, doprowadziliśmy do remisu i dążyliśmy do zwycięstwa, ale na tablicy wyników pozostało 1:1. Cieszy mnie to, że poziom ligi jest wyższy niż jesienią. Każdy mecz jest wymagający, co jest rewelacyjną sprawą pod kątem rozwoju zawodników. Pracujemy nad tym, żeby wyniki były pochodną naszej dobrej gry. Teraz czekają nas bardzo ciekawe mecze z Escolą i Legią, które nam wiele rozjaśnią, czy będziemy w tym sezonie walczyć o pierwsze miejsce w tabeli. Moi chłopcy mają ambicję, żeby tę ligę wygrać i zostać mistrzami Polski U-15. Często się słyszy, że wynik nie jest najważniejszy, a ja chcę, żeby oni budowali w sobie mentalność walki o zwycięstwo.

Jakie cele postawiliście sobie przed startem rundy wiosennej? Mistrzostwo Polski?

– Nie postawiłem przed nimi żadnego celu wynikowego. Nie mówię o tym, że musimy wygrać tę ligę, czy znaleźć się w górze w tabeli. Oni przede wszystkim mają dobrze się bawić na boisku i dawać z siebie wszystko na każdym treningu i meczu. Są w takim wieku, gdzie ich świadomość jest na przełomie dzieci a facetów. Chciałbym, żeby po tym półroczu zrozumieli, że zbliżają się dużymi krokami do seniorskiej piłki, a za tym musi iść większa samoświadomość. Muszą wiedzieć, jak ważny jest trening, regeneracja, odpowiednia dieta, sen itp. Kładę spory nacisk na to, bo są to bardzo istotne aspekty, które mogą zaważyć o tym, czy ktoś zostanie profesjonalnym piłkarzem, czy nie. Chciałbym, żeby pod tym kątem się mocno rozwinęli i nabrali większej samoświadomości. Wynik sportowy jest dla mnie sprawą drugorzędną.

W tej kategorii wynik sportowy jest sprawą ważną dla samych zawodników? Już nie pytam stricte o podejście trenera do tej sprawy, gdyż spodziewam się dyplomatycznej odpowiedzi i oklepanych formułek, że „najważniejszy jest rozwój indywidualny, a wynik sportowy jest na dalszym planie”. 

– Chcę w tym wszystkim złapać odpowiedni balans i być pośrodku. Gdy byłem czynnym zawodnikiem to nienawidziłem przegrywać. Teraz jestem trenerem i to mi się nie zmieniło. Nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy, gdy moja drużyna przegrywa mecz. Natomiast jestem w stanie to zaakceptować, jeśli widzę, że to, co sobie założyliśmy przed spotkaniem, jesteśmy w stanie realizować w jego trakcie. Z kolei zawodnicy są już w takim wieku, że zwycięstwo w każdym meczu powinno być dla nich bardzo ważne. Jeśli wychodzisz do rywalizacji to tylko po to, żeby wygrywać. Wszystko, co osiągnąłem w piłce jako zawodnik nie zawdzięczałem talentowi, a temu, że bardzo lubiłem rywalizować, szybko się uczyłem i adaptowałem do nowych warunków pracy. Dzięki temu podejściu, mogę się teraz chwalić, że sięgnąłem po tytuł Mistrza Polski. Chcę, żeby moi podopieczni zawsze walczyli o zwycięstwo. Ich mentalność oraz nastawienie, należy kształtować w taki sposób, żeby byli ukierunkowani na zwyciężanie i dążenie do wyznaczonych celów. Wynik powinien być wypadkową tego, co robią na treningach i jak o siebie dbają poza nimi. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, gdzie oni robią wszystko, co w ich mocy, żeby nie osiągali przy tym dobrych wyników. Z kolei mi jako trenerowi wynik jest potrzebny do tego, żeby potwierdzić i utwierdzić chłopców w tym, że wszystko to, czego od nich wymagam, a oni to sumiennie wykonują, prowadzi do namacalnych rezultatów, czyli zwycięstw. Jednak nigdy nie będę wymagał od nich tego, żeby celowo wybijali piłkę na aut, żeby utrzymać pozytywny wynik. Mają grać w taki sam sposób w pierwszej, jak i ostatniej minucie spotkania. Chcę, żeby swoją inteligencję boiskową i charakter przekładali nad wynik. Uważam, że takie metody sprawią, że będą lepszymi piłkarzami.

W wywiadzie dla Jaga TV powiedział pan takie zdanie: „w tej kategorii wiekowej okres przygotowawczy za bardzo nie istnieje, po prostu cały czas przygotowujemy chłopców do tego, żeby byli seniorami. Cały czas trenujemy w podobny sposób, cały czas mocno”. Czy przez to chciał trener powiedzieć, że zimą nie trenowaliście bardziej intensywnie? Czy ta teza raczej wynika z pańskiego doświadczenia, gdzie inaczej pan rozumie okres przygotowawczy do sezonu?

– Uważam, że nie ma takiej potrzeby, żeby wyróżniać okres przygotowawczy u młodych zawodników. Oni są na etapie przygotowań do wejścia w piłkę seniorską. Chcę im to umożliwić poprzez treningi piłkarskie, które są na odpowiednim poziomie. W akademii mamy to tak poukładane, żeby wysiłek fizyczny był połączony z techniką, taktyką i przygotowaniem mentalnym. Nie widzę takiej potrzeby, żeby 14-letnich chłopców zabierać do lasu i przeprowadzać z nimi trening biegowy, bo powinni więcej czasu spędzać na boisku. Jeśli jest taka opcja, żeby w okresie przygotowawczym dołożyć jednostkę treningową z innego sportu, jestem jak najbardziej na tak. Jednak jestem daleki od tego, żeby „podkręcać śrubę” i dorzucać im dodatkowe obciążenia. Jeśli codziennie przez 1,5 – 2h dają z siebie sto procent na treningu to uważam, że jest to wystarczająco dużo do tego, żeby systematycznie podnosili swoje umiejętności.

Mówi trener o tym, że cały czas przygotowujecie do tego, żeby byli seniorami. Jak to robić, żeby ten plan ziścił się stu procentach?

– Wspominałem już o świadomości, ten wątek jest dla mnie kluczowy. Jeśli młody zawodnik będzie miał w głowie: „jestem w akademii w konkretnym celu, żeby zadebiutować w pierwszym zespole. Mam taki plan i marzenia” to już jesteśmy na dobrej drodze, żeby pracować nad innym elementami. Oczywiście, krok po kroku musimy chłopców rozwijać pod kątem rozumienia gry i tego, że muszą odnaleźć się w kilku ustawieniach i być wyposażeni w narzędzia techniczne, motoryczne i mentalne. Te kroki należy wykonywać systematycznie. Teraz jesteśmy na takim etapie, gdzie chłopcom daję wiele rzeczy do przemyślenia, które mogą im na boisku przeszkadzać. Staram się ich impulsować do tego, żeby zastanawiali się nad tym, czy podjęli dobrą decyzję, czy mogli wykonać swój ruch inaczej, lepiej. W pierwszym momencie może wyglądać to tak, że zawodnicy będą za dużo myśleć i podejmować błędne decyzje. Bo teraz są w okresie przygotowawczym, żeby w wieku 18-19 lat mieć już szeroki arsenał zagrań technicznych, umiejętności gry na kilku pozycjach i ustawieniach, inteligencję boiskową na wysokim poziomie, czyli wszystko to, co potrzebne, żeby zafunkcjonować w piłce seniorskiej.

Pana zdaniem, dlaczego wielu młodych, utalentowanych zawodników nie przebija się do piłki seniorskiej? Na pewno podczas swojej piłkarskiej kariery widział pan takich chłopaków, którzy wchodzili do Śląska Wrocław, Cracovii czy Jagielloni a finalnie nie zafunkcjonowali na tym poziomie na dłużej.

– Kluczowy jest aspekt mentalny. Młodzi chłopcy wchodzą w wiek, gdzie pojawia się wiele atrakcji, rozpraszaczy, które pochłaniają ich uwagę. Ostatnio swoim zawodników powiedziałem takie zdanie: „chcę was zabrać do windy, która zawiezie was na sam szczyt, czyli do pierwszej drużyny Jagiellonii Białystok. Jednak po drodze będą piętra, gdzie pojawią się media społecznościowe, koledzy, dziewczyny i osoby, które będą chciały wam doradzać. Jeśli ktoś chce zostać zawodowym piłkarzem to nie będzie na tych piętrach wysiadał, a pojedzie z nami na samą górę. Jeżeli ktoś wysiądzie na chwilę to później już trudno jest wrócić na odpowiednią ścieżkę”. Druga strona medalu jest też taka, że, gdy pojawi się szansa od losu to zawodnik musi być gotowy na to, żeby ją przyjąć. Bo jest wielu zawodników, którzy robią cuda na treningach, ale najważniejsze jest to, żeby też to przełożyli na mecz ligowy. Głowa jest jednym z najważniejszych czynników do tego, żeby zostać seniorem. Bo, jeżeli chodzi o pozostałe elementy, czyli motorykę, technikę i taktykę są one na wysokim poziomie w najlepszych akademiach w Polsce. I zawodnicy pod tym kątem odpowiednio się rozwijają.

Czy ma pan w głowie nazwiska zawodników, których obserwował z bliska i był przekonany, że zrobią wielkie kariery, a nie przebili się na poziom seniorski?

– Zapewne sporo takich mijałem podczas swojej kariery. Z kolei ja jestem przykładem wprost odwrotnym, bo miałem ograniczony arsenał techniczny (śmiech), ale siłą woli i treningiem doszedłem tam, gdzie mogłem dojść. Dalej się nie dało. Aczkolwiek więcej jest przykładów osób, które miały wszystko, ale nie potoczyło się to w dobrą stronę. Gdy spoglądam na archiwalne zdjęcia reprezentacji Polski do lat 19 czy 20 to widzę tam zawodników, którzy w tamtym momencie byli kozakami i pokazywali się w seniorach, a kolejne lata ich zweryfikowały i słuch o nich zaginął. Pamiętam dobrze czasy, gdy wchodziłem do seniorów i widziałem z bliska, jak wspaniałym piłkarzem jest Łukasz Nawotczyński, który miał wszystko, żeby zrobić wielką karierą za granicą. Byłem pewny, że tego dokona, ale czegoś mu zabrakło. Czasem są to kontuzje lub mental. Nie znam osobiście Huberta Adamczyka, ale słyszę zewsząd, że jest niesamowitym zawodnikiem, ale cały czas mu czegoś brakuje, żeby wskoczyć na poziom „TOP”. Może się to jeszcze wydarzy? Nie jest to stary zawodnik, więc może jeszcze pokaże swój kunszt, chociażby na poziomie Ekstraklasy.

Już od jakiegoś czasu pracuje pan przy Centralnej Lidze Juniorów U-15, jakie wnioski? Coś pana zaskoczyło? Czegoś nowego się trener dowiedział o tej lidze?

– Muszę przyznać, że gdy trwa przerwa zimowa czy letnia to na te rozgrywki czeka się z dużą niecierpliwością. I mówię to nie tylko z perspektywy chłopców, ale i trenera. Bo jest to liga, która daje jeszcze większego kopa do pracy. Jestem pozytywnie zaskoczony Centralną Ligą Juniorów. W akademii Jagiellonii Białystok funkcjonuje już od 2,5 roku. Na początku pracowałem przy tej lidze jako asystent, a teraz jestem pierwszym szkoleniowcem drużyny U-15. CLJ-ka jest świetnie zorganizowana, a kluby, które w niej grają też podchodzą do niej na poważnie, o czym świadczą boiska, na których przychodzi nam grać. Tę rundę inaugurowaliśmy spotkaniem z UKS-em Varsovią, która ugościła nas na nowym obiekcie Hutnika Warszawa. Później byliśmy w Łodzi, gdzie ŁKS też ma świetną bazę. Gra w tej lidze sprawia ogromną przyjemność. Do tego poziom sportowy jest bardzo wysoki. Aczkolwiek muszę przyznać, że pod tym względem jest spory rozstrzał między rundą jesienną a wiosenną. Związane jest to z tym, że nie każdy klub ma na tym samym poziomie kolejny rocznik, który „w spadku” po starszych kolegach otrzymał miejsce w lidze. Wiosną wygląda to już inaczej, bo do CLJ-ki wchodzą dwa najlepsze zespoły w danym roczniku z makroregionu. Może warto byłoby pomyśleć nad tym, żeby coś z tym zrobić, żeby poziom tych rozgrywek był jeszcze większy?

To wynika też z tego, że w CLJ-kach grają też mniejsze szkółki, które nie mają dwóch roczników na tym samym poziomie i czasem tak to wygląda, że młodsi nie dają rady. W waszej grupie było tak z Kosą Konstancin, która w zeszłym roku spisywała się ze świetnej strony w CLJ-ce, ale już ich kolejny rocznik mocno odstawał poziomem od reszty stawki.

– Może warto byłoby pomyśleć o tym, żeby każdy rocznik pracował na swój rachunek, a nie dla młodszych? Tylko wtedy należałoby wprowadzić CLJ U-16, żeby móc kontynuować pewną ścieżkę. Dany rocznik utrzymał się w CLJ U-15? To teraz będzie grał w CLJ U-16 z tymi samymi zespołami, które dokonały tej samej sztuki, czyli uniknęły degradacji. Spadki i awanse pozostawałyby bez zmian. Tym sposobem po prostu pozbylibyśmy się dziedziczenia CLJ-ki po starszym roczniku. Nie wiem, czy jest to wykonalne, ale na pewno podniosłoby poziom tych rozgrywek.

Raczej nie jest to do zrobienia. Tym bardziej, że ostatnio zostały zatwierdzone spore zmiany reorganizacyjne, gdzie nie będzie już CLJ U-18, a wraca CLJ U-19. Z kolei w CLJ U-17 będą dwie grupy szesnastozespołowe, gdzie zestaw drużyn nie ulegnie zmianie po rundzie jesiennej, tak, jak było do tej pory. Zatem raczej pana pomysł jest niewykonalny.

– Nic nie jest niemożliwe. Może na ten moment jest to mało prawdopodobne, ale może za jakiś czas dojdzie do kolejnej reorganizacji tych rozgrywek. Podrzucam pomysł, który może sprawić, że poziom tej ligi pójdzie jeszcze do góry.

W rundzie jesiennej w CLJ U-15 Jagiellonia miała dwa zespoły na tym poziomie, co budziło niemałe kontrowersje. Jest taki zapis w regulaminie CLJ, który mówi, że na tym samym poziomie rozgrywek może występować tylko jeden przedstawiciel danego podmiotu. Wy obeszliście ten przepis w taki sposób, że wystawiliście zespoły: Jagiellonia SSA i AP Jagiellonia. Wiele osób się zastanawiało, czy jest to fair wobec innych klubów. A do tego mecze między tymi drużynami mogły budzić u rywali pewne wątpliwości. Jak te spotkania wyglądały w praktyce?

– Powiem szczerze, że nie przepadam za bardzo za takimi meczami, bo chłopcy znają się bardzo dobrze, są z jednej akademii, na co dzień ze sobą obcują i w takich bezpośrednich starciach chcą sobie coś udowadniać, i zapominają czasem o grze w piłkę. Zbyt dużo emocji i chęci pokazania wyższości nad młodszymi, powoduje, że nie ma w tych spotkaniach tego, co jest dla nas najważniejsze, czyli walorów piłkarskich. Dla rocznika 2008 poziom CLJ U-15 był na ten moment za wysoki. To jest dla nich za wcześnie. Pod względem fizycznym nie dawali sobie rady, gdyż jeszcze są przed okresem pokwitania. To jest czas, gdzie widać spore różnice między jednym a drugim rocznikiem. Bo w CLJ U-17, gdzie również grał starszy z młodszym zespołem to nie były już widoczne aż tak duże różnice i pod względem sportowym to rozwiązanie się broniło.

Czy zimą dokonaliście transferów i pozyskaliście zawodników z drugiego podmiotu Jagiellonii, który jesienią grał z wami w CLJ U-15?

– W tamtej drużynie grało siedmiu zawodników z rocznika 2007, którzy mieli ich wzmocnić i regularnie grać na poziomie CLJ U-15. Ci chłopcy wrócili do rocznika 2007, zatem nasza kadra się poszerzyła o tamtą grupę. W naszej pracy nic to nie zmieniło, bo wcześniej też z nami trenowali. Tylko tyle, że teraz mam więcej chłopaków do dyspozycji, jeżeli chodzi o kadrę na mecz ligowy.

Jakim trenerem jest i chce być Marek Wasiluk?

– Jestem trenerem, który chłonie wiedzę, sporo szukam i czytam. Jestem otoczony świetnymi ludźmi, od których mogę się wiele nauczyć. Trafiłem na świetny czas, żeby zakończyć piłkarską karierę, a rozpocząć trenerską. Dlatego, że praca w akademii Jagiellonii Białystok sprawia mi ogromną przyjemność, gdzie wokół jest wielu wartościowych ludzi. Jakim chciałbym być trenerem? To jest dobre pytanie. Chcę od wszystkich trenerów, których spotkałem na swojej drodze, wziąć wszystko, co najlepsze i odrzucić to, co było najgorsze. Chciałbym, żeby moje drużyny zawsze grały w piłkę z fantazją, polotem, na dużym ryzyku i rozumiały grę. Na pewno nie chciałbym być trenerem, który wiecznie narzeka i szuka winnych wszędzie, ale nie widzi błędów u siebie. Chciałbym, żeby piłka młodzieżowa, ale i ta seniorska wzbudzała więcej emocji pozytywnych aniżeli negatywnych. Chcę widzieć więcej takich chwil, gdzie każdy może pozwolić sobie na błąd, a najważniejsze jest to, żeby nawzajem siebie wspierać, wyciągać wnioski i iść do przodu.

W przyszłości chce pan pracować z seniorami?

– Myślę, że prędzej lub później dojdzie do takiej sytuacji. W tym momencie sporą satysfakcję sprawia mi praca w akademii. Na początku byłem asystentem trenera Przemysława Papiernika. Był to bardzo owocny czas, który pokazał mi, że rzeczywiście chce objąć drogą trenerską. Teraz jestem pierwszym trenerem drużyny trampkarza. Naturalnym następnym krokiem będzie praca ze starszymi chłopcami. Wydaje mi się, że przyjdzie taki moment, że będę chciał się sprawdzić w piłce seniorskiej, bo tam jest sól piłki nożnej, gdzie są jeszcze większe emocje i adrenalina, z którymi byłem związany przez większość swojego życia. Nie spieszę się, gdyby tak było to już od stycznia pracowałby przy pierwszym zespole Jagiellonii. Krok po kroku, idę do przodu. Nic na siłę.

Czy na treningach większą uwagę zwraca pan na obrońców? Z uwagi na lata praktyki na środku defensywy. 

– Wręcz odwrotnie (śmiech). To wynika też z wieku, fantazji i kreatywności moich podopiecznych. Impulsuję ich do tego, żeby byli nastawieni na grę do przodu. Chciałbym, żeby moja drużyna grała piłką, kreowała sytuacje i garnęła się do ataku. Oczywiście, podstawy gry w obronie też są ważne. Aczkolwiek uważam, że dużo trudniej jest wychować zawodnika, który będzie myślał na boisku, tworzył i był swobodny z piłką przy nodze, od tego, który po prostu ma być dobry w obronie. Dużo łatwiej jest wytrenować solidnego defensora i to nawet na późniejszym etapie rozwoju, aniżeli zawodnika kreatywnego, który szuka trudnych rozwiązań na boisku.

Stawia pan tezę, że dużo łatwiej jest nauczyć fachu obrońcy niż atakującego?

– Tak, od wielu lat mówi się, że my, Polacy jesteśmy mistrzami gry z kontrataku, bo jest to łatwiejsze. Wbrew powszechnym opiniom uważam, że możemy wychowywać zawodników swobodnych z piłką przy nodze, rozumiejących potrzeby dzisiejszego futbolu, kreatywnych i szukających trudnych rozwiązań. Aczkolwiek dużo łatwiej jest stanąć w jednym miejscu na boisku i poczekać na piłkę, żeby ruszyć z kontrą na bramkę przeciwnika.

Odnoszę takie wrażenie, że wielu polskich trenerów tępi takich zawodników, którzy szukają trudnych rozwiązań, dlatego, że to wiąże się z potencjalną stratą. Szkoleniowcy wychodzą z założenia, że lepiej grać prostą piłkę i wygrywać. Myślę, że przez to myślenie ginie wielu kreatywnych młodych zawodników, których gani się za to, że chcą zrobić coś niekonwencjonalnego.

– Nie chcę być takim trenerem. Mam nadzieję, że nigdy takim nie będę. Uważam, że to największa bzdura i zło, że trener chce wpływać na zawodnika w taki sposób, który będzie go ograniczał. Ktoś może mi powiedzieć, że mam romantyczne podejście do piłki, bo pracuję w piłce młodzieżowej, gdzie wynik nie jest najważniejszy, a w seniorach w grę wchodzą duże pieniądze, awanse, spadki. Okej, wszystko rozumiem, natomiast w swoim życiu spotkałem trenerów, którzy podcinali skrzydła swoim zawodnikom, nie rozwijali ich, a wszystko to było robione kosztem tego, że najważniejszy jest wynik. Rezultat powinien być wykładnią tego, co i jak robimy. Wynik nie powinien być celem samym w sobie. Do celu powinna doprowadzić praca, taka, która ma rozwijać piłkarzy i sprawiać im przyjemność, wtedy wszystko jest na miejscu. Gdy w głowie będziemy mieli tylko wynik, wtedy mamy do czynienia ze spojrzeniem krótkowzrocznym i w ten sposób polska piłka nigdy kroku do przodu nie zrobi. Od wielu lat słyszało się, że celem była faza grupowa Ligi Mistrzów. Legia Warszawa raz tam wskoczyła i co było dalej? Znowu czekamy kolejne lata na rozgrywki. Ważna jest praca systematyczna, gra swobodna, pozwalanie zawodnikom na robienie błędów i wyciąganie z nich wniosków, wtedy nasi zawodnicy będą lepiej się rozwijać i możliwe, że wejdą na taki poziom, że nie będziemy musieli martwić się o Ligę Mistrzów.

Fajnie to brzmi, ale postawmy się po stronie trenerów z Ekstraklasy. Jak oni mają nie patrzeć krótkowzrocznie na wynik, w momencie, gdy po trzech porażkach z rzędu otrzymują rekomendację do zwolnienia?

– To jest słabość polskiej piłki, że oceniamy wszystko przez perspektywę wyniku, a nie tego, jak ktoś pracuje. Jeżeli prezesi mają zaufanie do trenera to powinni wprowadzić do kontraktu takie zabezpieczenie, żeby ten mógł przegrać trzy mecze z rzędu i popracować minimum rok czy dwa wprowadzając swoją filozofię do drużyny. Nie może być tak, że trener, który ma wizję na pracę długoterminową, musi zmienić swoje podejście, bo przegrał dwa mecze z rzędu i zaraz może przegrać trzeci, co będzie wiązało się ze zwolnieniem. Spójrzmy na tych najlepszych trenerów na świecie Guardiola, Mourinho, Klopp. Oni nie muszą się martwić tym, że po trzech porażkach z rzędu zostaną zwolnieni. Jednak, nawet, jeśli by tak się stało to w kontrakcie mają zapisaną tak wysoką odprawę pieniężną, że nie muszą iść do pierwszego, lepszego klubu, który widziałby ich u siebie.

Wizja idealna, aczkolwiek za chwilę wita nas szara rzeczywistość. Nie zdziwię, jak za dwa, trzy tygodnie Piotr Nowak zostanie zwolniony z Jagiellonii. W tym momencie ma dwie porażki z rzędu. Pojawi się trzecia i nie jestem przekonany, co do tego, że utrzyma on posadę do końca sezonu. 

– Pierwszy zespół pracuje w jasno określonym celu. Cały klub wraz ze sztabem trenerskim ma swój plan, która ma realizować. Dzisiaj, jeśli wpuszczamy młodych zawodników do Ekstraklasy to musimy mieć taką świadomość, że nie wszystko będzie od razu funkcjonowało.  Bo, jeżeli w pierwszym składzie Jagiellonii grają zawodnicy z roczników 2004 czy 2005 to rozumiem, że kibice mogą się niecierpliwić, co do wyników. Natomiast my jako pracownicy klubu myślimy o tym, że za rok, dwa będziemy mieli wspaniałych młodych zawodników z rozegranymi kilkudziesięcioma meczami w Ekstraklasie. Efekt może być taki, że za trzy lata Jagiellonia może być bardzo mocną drużyną, jeśli nam zagraniczne kluby nie rozkupią składu. A gdy to zrobią, wtedy będziemy bogatym klubem, który dalej może inwestować w młodzież. Każdy klub ma hossę i bessę. W piłce są wzloty i upadki. Nie zawsze jest się na szczycie, co pokazują nawet najwięksi. Ostatnio FC Barcelona była w bardzo dużym dołku, z którego stopniowo się podnosi. Czasem trzeba zrobić dwa kroki w tył, żeby później jeszcze bardziej się rozwinąć. Taki mam na to pogląd. Tego będę się trzymał w życiu.

Rozumiem, aczkolwiek realia polskiej piłki są zupełnie inne. Dla prezesów wyniki krótkoterminowe są najważniejsze. Maciej Bartoszek przegrał trzy mecze z rzędu w Wiśle Płock i został zwolniony. Inni szkoleniowcy też szybko potracili prace i zapewne zaraz stracą kolejni. 

– Jeżeli chcemy, żeby polska piłka szła do przodu, musimy zmienić to myślenie. Jeżeli klub zatrudnia jakiegoś trenera to musi mieć na niego plan, ustalić szczegóły i współpracować z nim. Gdy jest słabszy moment wynikowy to trzeba dać czas na to, żeby szkoleniowiec mógł wyjść z tego kryzysu, trzymając się swojej filozofii, która ma przynieść efekty w dłuższej perspektywie. Klub też musi być cierpliwy. Najgorsze, co można zrobić to zwolnić trenera po trzech porażkach z rzędu. Jeżeli już się na coś umawiasz to trzymaj się tego, co ustaliłeś na początku. Jeśli będziemy mieli długofalowy plan i mimo problemów z krótkoterminowymi rezultatami, będziemy się jego trzymać, to w taki sposób będziemy się rozwijać i osiągać wyniki w przyszłości. Aczkolwiek musi się zmienić mentalność ludzi, którzy pracują przy piłce.

W trakcie piłkarskiej kariery pracował pan z wieloma trenerami. Od którego dowiedział się pan najwięcej? Który pana ukształtował i jest inspiracją w pracy zawodowej?

– Najważniejsze, żeby brać to, co dobre, a odrzucać to, co słabe. Każdy trener miał takie i takie cechy. Jednak nie ma co ukrywać, że moje najlepsze przeżycie są związane z trenerem Lenczykiem. Bardzo dobrze mi się pracowało z trenerem Michałem Probierzem w Białymstoku. U trenera Wojciecha Stawowego nie zagrałem nawet minuty w Cracovii. On miał o mnie bardzo złe zdanie. Aczkolwiek uważam, że jest to świetny fachowiec od taktyki i tego, jak powinny wyglądać treningi, i jak polska drużyna powinna grać w piłkę. Jego pracą byłem zafascynowany, choć nie pasowaliśmy do siebie. Jednak pod kątem rozwoju piłkarskiego uważam go za najlepszego trenera, z którym pracowałem, mimo że nie zagrałem u niego, nawet minuty (śmiech). Mógłbym też wymienić fatalnych szkoleniowców, od których nauczyłem się tego, jak nie pracować z zawodnikami, co też jest cenną lekcją – wiem, czego nie robić.

Rozumiem, że od Oresta Lenczyka odrzucił pan treningi, o których często się mówi, że były staroświeckie i przypominały lekcje WF-u?

– Teraz mamy takie możliwości, że każdy jest w stanie wyszukać w Internecie rewelacyjny trening, który można wprowadzić do drużyny. Jednak istotne jest to, jak go przeprowadzić i w jaki sposób podchodzić do samych ludzi. Oceniając trenerów, z którymi pracowałem, miałem w głównej mierze na myśli aspekt ludzki, psychologiczny niż to, czy robili fajne ćwiczenia. Najważniejsze dla mnie jest to, jak trenerzy rozmawiali i podchodzili do mnie i moich kolegów szatni. Na bazie tej obserwacji, wyciągnąłem wnioski i wziąłem od nich to, co dobre i odrzuciłem to, co złe.

W takim razie, jak to wyglądało na przykładzie Oresta Lenczyka? Co było dobre, a co złe, właśnie u niego? 

– Ogromny autorytet, wspaniały człowiek, który nie lubił głupich zawodników, z którymi miał zawsze pod górkę. Natomiast, jeżeli trener widział w zawodniku „to coś”, wtedy piłkarz zauważał to samo w szkoleniowcu. Pojawiały się głosy, że zajęcia u Lenczyka przypominały lekcje WF-u – totalne bzdury. Były to świetne treningi pod kątem przygotowania koordynacyjnego i motorycznego. U trenera Lenczyka zawsze czułem się rewelacyjnie, choć wielu mi wypominało, że nie ruszam się za dobrze. Życzę każdemu dwumetrowemu zawodnikowi, żeby poruszał się po boisku, tak, jak ja za czasów pracy z trenerem Lenczykiem. Lenczyk to świetny psycholog z wielkim doświadczeniem, który nieraz kontrowersyjnie lub w bardzo prosty sposób trafiał do człowieka. Jeśli ktoś miał otwarty umysł i słuchał trenera to później spełniał marzenia, zdobywał medale mistrzostw Polski.  Trener Lenczyk bronił się pracą, bo rozwijał zawodników i wynikami, bo wraz z nią też były widoczne.

Co do przekazania młodym zawodnikom ma Marek Wasiluk?

– Wykorzystujcie nas, trenerów do tego, żeby się poprawiać. My jesteśmy dla was narzędziem, dzięki którym możecie się rozwijać, stawać się lepszymi. Nie dajcie sobie nigdy wmówić, że polski zawodnik to taki, który ma bronić i grać z kontry. Idźcie śladem Roberta Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego, bo nawet w Polsce może wykształcić się zawodnik, który może być jednym z najlepszych na świecie.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix