CLJ-ka od środka: „Model gry FASE jest biblią naszych działań”

Jakie są pokłosia rozegrania meczu FASE z Zawiszą Bydgoszcz w CLJ U-17, wokół którego było sporo kontrowersji? Czy zawodnicy są cali i zdrowi? Czy wynik w kategorii juniora młodszego jest ważny? Czy trenerzy w FASE trzymają się jak mantry swojego modelu gry? W jaki sposób można przygotować młodego zawodnika do wejścia w piłkę seniorską w takiej akademii jak FASE? Rozmawiamy z Markiem Safanowem, byłym koordynatorem Zachodniopomorskiego ZPN, który obecnie jest trenerem szczecińskiej drużyny występującej w CLJ U-17.  

CLJ-ka od środka: „Model gry FASE jest biblią naszych działań”

Jakie kontrowersje były związane z meczem Zawiszy z FASE w CLJ U-17, który odbył się w minioną niedzielę? Jeśli nie wiecie to odsyłamy was do artykułu, w którym szczegółowo opisujemy całe zamieszanie.

Jak pańskie i zawodników zdrowie? Czy doszliście już do siebie? To jest pierwsze pytanie, jakie nasuwa się po weekendzie.

– Zdrowie chłopaków powoli wraca do normy. We wtorek na zajęciach pojawiło się 21 zawodników i małymi krokami przygotowujemy ich do właściwych obciążeń treningowych. Musimy to robić stopniowo, profilaktycznie, gdyż chłopcy mieli 1-2 tygodnie przerwy od aktywności fizycznej. W sobotę będziemy mierzyć się z Wartą Poznań i do tego spotkania przystąpimy już z osiemnastoosobową kadrą meczową. Niestety, ja od poniedziałku jestem wyłączony z prowadzenia treningów, gdyż dopadła mnie angina i jeszcze przez kilka dni będę spędzał czas tylko w domu. Nie jestem jeszcze w optymalnej formie, ale dzięki antybiotykom i innym lekarstwom mogę swobodnie z panem rozmawiać.

Czy nie żałuje pan, że finalnie odbył się mecz między FASE a Zawiszą w minioną niedzielę?

– Ta sytuacja była na tyle abstrakcyjna, że my, trenerzy po prostu nie byliśmy na nią gotowi. Żadne kursy, szkolenia i książki nie przygotowują szkoleniowców na taką ewentualność. To jest jeden z cieni pracy trenera. Przed samym meczem miałem przeróżne myśli, spory mętlik w głowie, co powinienem zrobić w tej sytuacji jako szkoleniowiec. W tym momencie jesteśmy po tym spotkaniu i sadze chorobowej. Wierzę, że była to słuszna decyzja, że rozegraliśmy to spotkanie. Mamy to już za sobą. Życzę wszystkim trenerom i zawodnikom, żeby na przyszłość nie dochodziło do takich sytuacji. To kosztuje niesamowicie wiele nerwów. Przed każdym meczem masz tydzień treningowy, żeby odpowiednio przygotować się do weekendowej rywalizacji. My tego nie mieliśmy, bo chłopcy leżeli w łóżkach. Myśli cały czas krążyły po głowie, czy ten mecz się odbędzie, czy nie.

Co chwilę dzwonił telefon i dochodziły do mnie sprzeczne informacje. Raz słyszałem, że spotkanie zostanie przełożone, a innym razem, że tak się nie stanie. To nie miało za wiele wspólnego z pracą szkoleniową czy edukacją młodych zawodników. Na tę chwilę cieszę się, że to już za nami. Mam nadzieję, że ani my ani nikt nigdy nie będzie musiał mierzyć się z podobnymi historiami. Z tego miejsca chcę podziękować wszystkim osobom, które zaangażowały się w nagłośnienie tej sprawy. Każdy wyciągnął z tej sytuacji swoje wnioski. Mam nadzieję, że PZPN zadziała systemowo i na przyszłość nie będzie takich komplikacji – od razu przełożą mecz na inny termin i okażą wsparcie dla gospodarzy takiego spotkania. Bo wiemy, że nie każdy ma swoje obiekty i jest to spory kłopot, żeby wynająć boisko na konkretny termin, z uwagi na jego spore obłożenie.

Czy warto było zagrać to spotkanie?

– Na tę chwilę wszyscy zawodnicy dochodzą do pełni zdrowia. Nie ukrywam, że mocno obawiałem się tego, że może to wpłynąć na formę zawodników. Z drugiej strony jesteśmy sportowcami. Nie pracuję z drużyną 9-10-latków, a z chłopakami, którzy mają 16-17 lat. Chcę, żeby oni uczestniczyli w procesie decyzyjnym w wielu kwestiach. Nie możemy ich z tego wyłączać. Na co dzień są przygotowywani do wejścia w dorosłe życie. Tak samo musi to funkcjonować na niwie zespołowej. Trzeba też się ich spytać o zdanie. Oni nie wyobrażali sobie tego, żeby dać walkowera. Powiedzieli mi: „trenerze, nieważne, co się wydarzy, my chcemy zagrać. Ciężko pracujemy na każdym treningu i nie wyobrażamy sobie tego, żeby oddać mecz bez walki”. Nie towarzyszyły temu żadne negatywne wibracje w stosunku do kogokolwiek. Dla nich każdy mecz ligowy jest zwieńczeniem ciężkiej pracy i nie wyobrażali sobie tego, żeby oddać te punkty. Z perspektywy czasu, gdy wiem, że nikomu nic się nie stało, mogę powiedzieć, że warto było zagrać ten mecz.

Zrobił się wielki szum wokół tego meczu, a pod naszym artykułem w wielu miejscach pojawiały się różne komentarze takie jak, chociażby ten: „wstyd zarówno dla Zawiszy za niesportowe zachowanie, jak i trenerów FASE za narażanie zawodników”. Jak trener na to odpowie?

– Sytuacja nie jest zero-jedynkowa. Też zapoznałem się z tymi opiniami. Powiem szczerze, że na tamten moment postąpiliśmy tak, jak mogliśmy. Nie wyobrażaliśmy sobie tego, żeby za ten mecz oddać walkowera. Zależało nam na tym, żeby to spotkanie zagrać w innym terminie. Fakt, nasi zawodnicy byli na zwolnieniach lekarskich, bez treningu, ale staraliśmy się ich przygotować do tego wysiłku na tyle, ile mogliśmy. Podjęliśmy trudną decyzję, żeby pojechać do Bydgoszczy, aby nie oddać meczu bez walki. Co do tych komentarzy, lubię spojrzenie na daną sytuację z innej perspektywy. Te opinie mnie nie kłują. Pamiętajmy, że są to młodzi sportowcy. Wychowując ich, staramy się to zrobić w kulcie fightera, sportowca, osób, które walczą o swoje cele, marzenia. Cały zespół był zgodny, co do tego, żeby walczyć, tak, jak ich uczono przez ostatnie lata.

Wygraliście to spotkanie 3:2, jak ono wyglądało? Jak pana zespół prezentował się pod względem fizycznym? Czy nie łapały waszych zawodników skurcze itp.?

– Do Bydgoszczy przyjechało 15 zawodników, w tym dwóch bramkarzy. Skorzystaliśmy z dwóch zmian w trakcie meczu. Pod względem fizycznym mój zespół wyglądał całkiem dobrze. Przyznam, że nie było to dobre spotkanie. Zawisza wykazywał się dużą walecznością, miał pomysł na grę, był przygotowany na nasz sposób grania, utrudniając nam budowę akcji ofensywnych. Udało nam się strzelić dwie bramki. Jednak, jak to mawia obecny selekcjoner reprezentacji Polski, Czesław Michniewicz: „2:0 to niebezpieczny wynik” . I tym razem to powiedzenie się sprawdziło. Zawisza doprowadził do remisu, my się nie poddaliśmy, a sędzia w 90. minucie podyktował rzut karny, którego strzeliliśmy „na raty”. Myślę, że zawodnicy gospodarzy, którzy również walczyli do końca, byli zrezygnowani faktem, że arbiter wskazał na wapno i po uderzeniu naszego napastnika, nie doskoczyli do bramkarza, co robi się z natury. Nasz strzelec był najbliżej i wślizgiem dobił swój strzał.

Co ciekawe tydzień wcześniej też prowadziliśmy 2:0, gdzie ostatecznie zremisowaliśmy 2:2 z AP Reissa. Z punktu szkoleniowego to jest element, na którym musimy się pochylić, bo coś negatywnego się dzieje w tym czasie, gdy prowadzimy dwoma bramkami – może opadamy z sił lub jesteśmy za pewni siebie? Trzeba to przeanalizować. Zmęczenie naszych chłopaków po tym spotkaniu było na poziomie 9-10, a teraz wracamy do wartości 4-5, więc myślę, że będzie już wszystko w porządku. Trener od przygotowania motorycznego i fizjoterapeuta mocno wzięli się do pracy i opiekują się naszymi podopiecznymi. Chciałbym też zaznaczyć, że bardzo podobała mi się reakcja kibiców Zawiszy, którzy byli na tym spotkaniu. Obawiałem się, że z uwagi na całe zamieszanie związane z tym meczem, nie będą nam przychylni. A tak nie było. Gorąco wspierali swój zespół. Mocno utkwił mi w głowie obrazek tuż po końcowym gwizdku, kiedy ich zawodnicy mieli opuszczone głowy, smucili się, że przegrali, a grono osób obecnych na trybunach krzyczało: „Zawisza, dzięki za walkę”. Trzeba oddać chłopcom z bydgoskiego klubu, że zostawili kawał serducha na boisku.

Na Twitterze pojawiły się zarzuty, że podczas tego spotkania zachowywał się trener bardzo nieodpowiednio – używał wulgaryzmów i takich mocnych haseł jak „zabij” w kierunku zawodników. Jak pan się do tego odniesie?

– Nie ulega wątpliwości, że spotkaniu towarzyszyły spore emocje. W kontekście materiału filmowego, w którym rzekomo mówię „zabij„. To zapewniam, że zwracałem się do swojego podopiecznego, mówiąc „nasza piłka, Capi”. Capi to Aleks Capar, zawodnik, który wszedł na boisko w drugiej części spotkania. Zaznaczam, że nie prowadzę wulgarnego coachingu wobec swoich zawodników, jak i przeciwnika czy sędziego. Każde kolejne spotkanie jest nowym doświadczeniem skłaniającym do autorefleksji. Uważam, że zbyt duża ekspresywność i emocjonalność wewnętrzna nie zawsze, pomimo szczerych chęci, są właściwe i pożądane. Są sztuką, którą należy w umiejętny sposób dozować.  Nasi zawodnicy są świetnie zorientowani na wymagania i zadania, jakie przed nimi kreślimy. Nie zdarza się nam, aby celem osiągnięcia rezultatu nawoływać do wybijania piłek. Na każdym etapie meczu kluczowa dla nas jest realizacja modelu i gra zgodna z DNA. Ewentualne niestosowne słownictwo słyszalne podczas rozmów wewnątrz sztabowych, na przyszłość zostaną wyeliminowane, faktem jest, że nawet pomimo emocji i temperatury spotkania są mało taktowne.

Czy wynik w Centralnej Lidze Juniorów U-17 jest ważny?

– Wynik jest wypadkową pracy. W modelu U-17 wszystkie działania oparte są o założenia taktyki indywidualnej, grupowej w obrębie formacji. Celem akcji ofensywnych jest zdobywanie goli, co później ma przełożenie na wynik końcowy. My staramy się odbierać piłkę wysoko i szukać możliwości dominacji na boisku. Po samym meczu rozliczamy się z działań indywidualnych, zespołowych w kontekście tematów zajęć, które poprzedzały dane spotkanie i realizacji modelu gry, który jest biblią naszych założeń, dokumentem nadrzędnym. Na podstawie tego analizujemy spotkanie i wyciągamy wnioski. Ostatni mecz z Zawiszą był wygrany, ale został opisany przez nas bardzo obszernie, jeżeli chodzi o nasze boiskowe działanie, wskazaliśmy momenty, gdzie mogliśmy zachować się lepiej, gdzie były rezerwy itp. Wynik wynikiem, ale to gra jest kluczem. Marzeniem każdego trenera jest to, żeby na koniec przy podsumowaniu spotkania zgadzała się gra i wynik, wtedy jest bajka. Nie zawsze tak jest, bo tu mamy do czynienia z piłką młodzieżową.

Czego może nauczyć się trener, dzięki Centralnej Lidze Juniorów?

– Może nabyć umiejętności zarządzania rozwojem indywidualnym zawodników w kontekście postępu grupowego. To jest rzecz bardzo ważna, czyli aspekty taktyczne, które sprawiają, że chłopaki najpierw rozwijają się indywidualnie, a później przenoszą to na twór całościowy, czyli zespół. To są działania, które wymagają dużej adaptacji i odpowiedniego przygotowania merytorycznego, poprzez umiejętne wprowadzanie elementów taktycznych w formach nieizolowanych, budowanie właściwych gier i analiza meczów, która daje nam odpowiedź na pytanie: „gdzie jesteśmy?„. Dowiadujemy się w ten sposób, jak wygląda proces ewaluacji, co przychodzi nam z trudnością, a co z łatwością, gdzie są błędy, w jakim kierunku przygotowywać kolejne mikrocykle, mezocykle, aby tych zawodników wielopłaszczyznowo rozwijać i budować, żeby na etapie U-18 byli już ukształtowani piłkarsko, gdzie ich jedyną przeszkodą będzie przejście z piłki juniorskiej do seniorskiej. To jest dość specyficzny przeskok. Jednak pod kątem całościowym, czyli przygotowania piłkarskiego, będą to zawodnicy, którzy na właściwym poziomie rozumieją grę. Trafią do zespołu seniorskiego, a tam będą mogli spokojnie odnajdować się w różnych ustawieniach i systemach, bo przede wszystkim będą dobrze zorientowani na fundamentalnych zasady gry.

Mocno pan skręcił w kierunku piłkarzy, a ja chciałbym się dowiedzieć, co samym trenerom daje Centralna Liga Juniorów? Czego można się nauczyć, pracując przy tych rozgrywkach, czego nie dają inne?

– Trenerzy przede wszystkim mogą nauczyć się właściwego przygotowania do meczu poprzez analizę przeciwnika, dzięki któremu mogą skutecznie pomagać swojej drużynie. Kilka dni temu odbył się mecz Polska – Szwecja o awans na mundial, gdzie cała Polska żyła tym, w jakim ustawieniu wyjdziemy na rywali – 1-3-5-2, czy 1-4-3-2-1, bo wiadomo, że przeciwnicy zagrają taktyką 1-4-4-2. Wiele mogło się wydarzyć. CLJ-ka dla ambitnych trenerów jest fajnym polem bitewnym, poligonem doświadczalnym do rozwijania się w tych aspektach. Nie mówię o tym, żebyśmy przestawiali cały nasz model pod danego przeciwnika, ale żebyśmy przy okazji tego starcia zwrócili uwagę na rywala i spróbowali wyeliminować jego mocne strony. Jednak, żeby to zrobić trzeba dobrze rozumieć swój zespół. Z kolei po samym spotkaniu ważna jest analiza swojej drużyny, żeby wyłapać to, co było dobre, a co złe, co można poprawić itd. Do tego dochodzi aspekt dalekich wyjazdów.

Czego trenerzy uczą się, dzięki dalekim wyjazdom w CLJ-ce?

– W przypadku naszego makroregionu najdalej mamy do Gdańska, jest to prawie 400 kilometrów. Gdy popatrzymy jeszcze bardziej w przyszłość to od nowego sezonu prawdopodobnie będziemy jeździć do Częstochowy czy Zabrza, z uwagi na reorganizację rozgrywek. W tym temacie dochodzi kolejna ważna umiejętność – zarządzanie dniem meczu i całym wyjazdem. Trzeba wszystko tak zorganizować, żeby zawodnicy byli właściwie zmotywowani, nieprzemotywowani, aby ta podróż była przyjemna. To są takie elementy, które przygotowują do podejścia obiegowego, gdzie te wyjazdy są dwudniowe z noclegiem. Jak zagospodarować dzień meczu na wyjeździe? Czy rano rozpocząć rozruchem, czy też nie? Co i kiedy zjeść? Może udać się na spacer? W jaki sposób się suplementować? Dochodzi wiele nowych aspektów, które na co dzień na poziomie województwa nie występują. Dzięki rywalizacji z drużynami z innych województw, mamy okazję jako trenerzy mierzyć się z innymi spojrzeniami na piłkę. Każde województwo ma swój charakterystyczny styl, który często jest narzucony przez drużynę dominującą w regionie. Ta odmienność sprawia, że się rozwijamy. To jest ogromny atut dla trenerów, którzy mają przyjemność pracować w CLJ. To jest dobry projekt, o tyle, o ile, najważniejszy jest rozwój zawodników i jak najlepsze przygotowanie ich do piłki seniorskiej. 

Jaką rolę odgrywa przygotowanie taktyczne w CLJ-ce?

– Nie jestem za długo w tej lidze. Mogę odnieść się do tych pierwszych czterech spotkań. Mierzyliśmy się z czterema różnymi przeciwnikami. Każdy z nich miał swój pomysł na grę. Kilka razy udało nam się go przeczytać i w sposób intuicyjny reagowaliśmy na działania, które wcześniej przygotowują, a widać, że przynoszą im korzyści, są czymś powtarzalnym. Te cztery mecze pokazują, że te zespoły mają swoją tożsamość. Trenerzy budują ją i względem lat wcześniejszych, bo miałem długą przerwę od prowadzenia zespołów jedenastoosobowych, różnica jest kolosalna. Wcześniej trudno było znaleźć jakiś element stały. Najczęściej czymś powtarzalnym było wybicie długiej piłki do przodu na szybkiego napastnika. Teraz są proponowane różne rozwiązania budowania akcji, czy to przez środkowych pomocników lub podania w boczny sektor czy ruchy rotacyjne. Widoczna jest też współpraca między napastnikami, a zespoły mają różne pomysły na otwarcie gry. Tego jest dużo. To mnie buduje, bo to dobrze świadczy o trenerach pracujących w CLJ. To jest dla mnie sygnał, że wszystkie drużyny ciężko pracują. Widać na boisku, że zespoły mają wypracowane różne schematy i organizują się taktycznie. Oni muszą to ćwiczyć. Czapki z głów dla trenerów ekip przeciwnych za kompleksowe i profesjonalne podejście do zawodu.

A sama analiza przeciwnika i dostosowywanie się do niego? Czy to jest widoczne na boiskach CLJ? Czy pan przykuwa do tego mocną uwagę?

– Zdradzę jedną ze swoich tajemnic – lubię oglądać różnorakie mecze, w tym swoich przeciwników. Z prostych przyczyn, bo zawsze mogę się czegoś nowego nauczyć. Gdy biorę zespół na warsztat, czyli odpalam materiał wideo, siedzę i oglądam go pod kątem analitycznym. Obserwuję pewne działania, które wpadają mi w oko, następnie mogę to przekładać na swoje środowisko. Jeśli chodzi o przygotowanie pod przeciwnika to w naszym przypadku takiego nie ma. My chcemy zwracać uwagę na rozwiązania, które mogą nam zaszkodzić, ale mamy swój model gry, z którym chcemy być spójni i w ten sposób rozwijać naszych zawodników. Jeśli wiemy, że przeciwnik ma rosłą kadrę, jest dobry przy stałych fragmentach i ich szuka podczas meczu to zwracamy na to uwagę podczas analizy przedmeczowej. Bo chcemy sobie ułatwiać życie, a nie dodatkowo utrudniać. 

Aczkolwiek nie przygotowuje trener taktyki pod konkretnego przeciwnika?

– Nie ma u nas czegoś takiego, żebym przemeblowywał cały zespół pod kątem przeciwnika. To świadczyłoby o tym, że wynik jest dla nas kluczowy w tym układzie. Jednak tak, jak mówiłem wcześniej, wynik jest ważny w tej kategorii wiekowej, ale powinien być wypadkową naszej pracy. Pamiętajmy o tym, że mamy konkretny model gry i on nie może być zaburzany, a spokojnie przebiegać. Mamy określoną liczbę tygodni treningowych w roku. Chcemy, żeby były jak najbardziej kwieciste i owocne, stąd nie przygotowujemy zespołu stricte do pojedynczego spotkania.

Powiedział pan wcześniej takie zdanie: „model gry jest biblią naszych działań”. Co mamy przez to rozumieć? Jesteście zamknięci tylko na ten dokument i nic innego was nie interesuje?

– Model gry jest taką swoistą biblią, czyli księgą, z której czerpiemy inspirację, która nas ukierunkowuje. Jednak model gry też pozostawia przestrzeń do dalszych działań, ponieważ ta „biblia” ma jeden bardzo ciekawy aspekt, czyli nie ma swojego końca. De facto, każdy kolejny mecz, mikrocykl treningowy buduje jakąś nową wartość, która może doskonalić ten model, ma swoje ramy i podstawy. To jest księga otwarta, którą możemy doskonalić i to czynimy. Jednak, żeby to robić, musimy bardzo obiektywnie oceniać nasze działania, czyli ten feedback nie może być w żadnym stopniu zakrzywiony. Gdy analizujemy swoje mecze to staramy się być, jak najbardziej obiektywni i na podstawie tego sprawdzamy dane rozwiązania i wprowadzamy modyfikacje, żeby model był jeszcze bardziej efektywny, jeśli chodzi o rozwój naszych zawodników.

Przez ostatnie lata działał pan w Zachodniopomorskim ZPN. Dlaczego zdecydował się trener na przyjście do FASE? Brakowało wyzwań boiskowych?

– Argumentem decydującym, który sprawił, że tu trafiłem była ścieżka rozwoju, którą przedstawiło mi FASE, a jej częścią jest obecność portugalskich trenerów, którzy mają inne spojrzenie na piłkę, sporą wiedzę, dzięki czemu codziennie uczę się czegoś nowego. Powiem szczerze, że bardzo ważnym dla mnie aspektem była piłka jedenastoosobowa i proza życia trenera, czyli zapach trawy w szatni, poranne treningi. To są te elementy, które były bardzo istotne w podjęciu decyzji i zmiany garnituru na dres. To jest przestrzeń, która wymaga samodoskonalenia. Gdy spojrzymy na trenerów ze światowego topu to zauważymy, że nie jest to proces całkowicie zamknięty. Ci szkoleniowcy nie kończą sezonu, nie jeżdżą na wakacje i nie odcinają kuponów. Każdy z tych trenerów cały czas szuka nowych inspiracji, sprawdza, stosuje nowe rozwiązania, analizuje i uczy się od innych. Najlepsi też czerpią wiedzę z innych dyscyplin sportu, jak mogą coś udoskonalić. Nie jest tajemnicą, że ten wyścig ku doskonałości przybiera tempa formuły 1, gdzie te bolidy są podrasowane do granic możliwości. Każdy mały element może sprawić, że możemy naszego przeciwnika zaskoczyć i wyprzedzić. Każdy dzień bez samokształcenia, szukania inspiracji jest dniem straconym. Dodam, żeby być dobrze zrozumianym, że nie mam na myśli tylko książek. Bo wiele możemy wyciągnąć z naszego codziennego funkcjonowania i budowania relacji interpersonalnych, co jest bardzo ważne. Pracujemy z zupełnie innym pokoleniem, które jest w zupełnie inny sposób bodźcowane i ma inne wartości. Preferują inną formę spędzania czasu. My, trenerzy grup młodzieżowych musimy mieć świadomość tego świata, który nas otacza. Nie możemy wyrzucać ze świadomości i udawać, że nie istnieją np. freak fighty. Młodych ludzi ten świat interesuje i musimy znajdować formy, żeby w sposób bardzo elastyczny i swobodny móc z nimi budować fajne relacje. 

Rozumiem, że przez ten przykład chce pan powiedzieć, że zaczął oglądać FAME MMA?

– Nie, ale, gdy byliśmy na wyjeździe to dzień wcześniej była gala FAME MMA, która wywołała spore poruszenie wśród moich zawodników. Zaciągnąłem języka i dowiedziałem się, jak to wszystko się odbywa. Trochę się przeraziłem, tym bardziej, gdy zobaczyłem wyniki oglądalności, które biją tradycyjne gale sportowe. Musiałem dwukrotnie sprawdzić tę informację, czy jest prawdziwa, bo nie dowierzałem. Mocno mnie to zaskoczyło, bo myślałem, że jest to nisza tylko dla młodzieży. Nie mówię, że wszyscy to oglądają i tym się interesują, ale chciałem pokazać tym przykładem, że musimy rozumieć potrzeby i realia naszych zawodników, aby te relacje budować. Oczywiście, trzeba stawiać właściwe granice, czasami perswadować pewne kwestie, które niekoniecznie nam się podobają i wskazywać alternatywne rozwiązania. To też jest bardzo ważne, jak sama piłka nożna.

W jaki sposób można przygotować młodego zawodnika do wejścia w piłkę seniorską w takiej akademii jak FASE?

– Myślę, że byłby to bestseller na półkach w księgarniach – książka, która dawałaby know-how, jak przygotować zawodnika na poziom seniorski. To jest kwestia bardzo indywidualna. Może być pewien schemat działań powtarzalny, ale pamiętajmy, że działamy na zupełnie zróżnicowanych jednostkach osobowych, charakterologicznych…

Wtrącę się, bo wcześniej mówił pan o tym, że waszym celem jest przygotowanie zawodnika do wejścia w piłkę seniorską. Skoro macie obrany cel to musicie mieć też pomysł, jak go zrealizować. Jakie pan ma do tego podejście?

– Planem na to jest model gry klubu. W naszym przypadku jest on odważny – nakazuje szukania trudnych rozwiązań i brawurowej gry. Sprawia, że zawodnik ma możliwość zdobywania właściwych zdolności w różnorakich sytuacjach, często na różnych pozycjach, czyli jest oparty o uniwersalizm, stąd jest to jeden z elementów, który ich do tego przygotowuje. Kolejną kwestią są mecze Centralnej Ligi Juniorów, gdzie zawodnicy z poziomu województwa wychodzą na szczebel centralny i równają się z innymi zespołami, gdzie poznają rutynę dnia meczu, wyjazdu itd. Następną równie ważną rzeczą jest przygotowanie mentalne zawodnika i pozwolenie mu na zrozumienie tego, na, co się pisze. Bo wielu chłopaków postrzega piłkę zawodową jako czas usłany płatkami róż, gdy dojdzie się na ten poziom to już można odcinać kupony. Najlepsi zawodnicy na świecie pokazują, że jest to proces, który wymaga od ciebie stałego poświęcenia się i udoskonalania.

Wejść na szczyt to jedna sprawa, ale się tam utrzymać to dopiero sztuka.

– Fakt, to nie jest tak, że dochodzisz na poziom top i kończy się twoja praca. Dopiero w tym miejscu zaczyna się prawdziwy wysiłek, żeby pozostać na tym poziomie, jak najdłużej. I młodych chłopaków trzeba stale uświadamiać poprzez właściwe prowadzenie się w ujęciu żywieniowym i lifestylowym itd. Tych aspektów jest bardzo dużo, które należy stopniowo przekazywać i wpajać zawodnikom, ale nie w sposób narzucający się, a naturalny. W naszym przypadku jest tak, że codziennie widujemy tych chłopaków, którzy są skoszarowani w jednym miejscu – bursie i przygotowujemy ich do tego, że w niedalekiej przyszłości będzie ich czekać wejście w piłkę seniorską. Jeśli chodzi o ostatnie lata to sporo byłych zawodników FASE przebija się do piłki seniorskiej lub próbuje swoich sił za granicą w renomowanych europejskich ośrodkach szkoleniowych. Dla nas jest to też informacja zwrotna, jak oni sobie radzili, jakie błędy popełnili i co sprawiło, że im się udało. Kolejna ważna rzecz to aspekt lingwistyczny, którego nie można zaniedbać.

Dlaczego?

– Wielu było takich zawodników, którzy nie poradzili sobie za granicą, gdyż problemem była dla nich bariera językowa. Do tego też dochodzi rozłąka z domem, pierwsza daleka wyprowadzka, zmierzenie się z inną kulturą i inny etos pracy. Każdy kraj cechuje się zupełnie innym podejściem do treningu piłkarskiego. I na koniec ważne jest też odnalezienie się w szatni, gdzie istotna jest znajomość języka. Uważam, że, jeśli młodzi zawodnicy pomijają naukę języka obcego jest to jednoznaczne z strzałem w kolano. Jest takie piękne powiedzenie, które mówi, że poznając każdy kolejny język, rozpoczynasz następne życie. I myślę, że tak jest, bo znajomość języka otworzy ich na świat bezpowrotnie, bo będą mogli poznawać szereg innych kultur i przestrzeni w sposób swobodny. Zawodnicy są różni, jedni otwarci, a drudzy bardziej zamknięci. Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, żeby ta druga grupa chłopców, która wyjeżdża za granicę bez znajomości języka, poradziła sobie w zupełnie obcym środowisku, gdzie nie rozumie poleceń trenera, nie szuka kontaktu z innymi, bo nawet nie jest w stanie z nimi porozmawiać. Dużo jest młodych zawodników, którzy mówią w sposób buńczuczny o swojej karierze, że będą grali za granicą, wtedy mówię im: „okej, stary, ja ci tego nie odbieram, wręcz mocno kibicuję i chcę ci pomóc w realizacji tego celu, ale odpowiedz mi na pytanie, co ty robisz, żeby tam się znaleźć?„. Słyszę odpowiedź: „ja trenuję„. Pytam: „Stary, ale tak, jak ty trenuje tysiące ludzi w Polsce. Co jeszcze robisz?„. On kontynuuje swoją narrację: „ja ostro trenuję„. „Dalej to jest mało. Ty masz trenować najlepiej, najwięcej, najbardziej efektywnie, jak tylko się da. Ty musisz podporządkować życie piłce nożnej, bo konkurencja jest ogromna. Do tego musisz zadbać o wszystko dookoła – lifestyle. Jeśli ty myślisz o grze za granicą i ja widzę w dzienniku 1, 2, 2, 3 z języków obcych to myślę, że ty sobie nie pomagasz”. To są elementy, które są istotne w przygotowaniu tych zawodników do funkcjonowania w piłce seniorskiej.

Pan celowo o tym mówi, bo wy jako FASE chcecie wypuszczać swoich chłopaków za granicę? W ostatnich latach wielu waszych zawodników wyjechało do Włoch, dzięki m.in. sporym zaangażowaniu Tomasza Drankowskiego. Nie chcecie, żeby szli w Polskę?

– W Polsce też mamy swoich wychowanków. Powoli dobijają się do bram pierwszych zespołów występujących w Ekstraklasie.

Jednak niektórzy z nich obierają dość okrężny kierunek. Jakub Iskra czy Szymon Emche najpierw wyjechali do Włoch, a później wrócili do Polski, żeby tutaj przebić się do seniorskich drużyn.

– Te historie układają się w różnoraki sposób. To nie jest tak, że my jesteśmy nastawieni na jeden kierunek, żeby nasi zawodnicy za wszelką cenę wyjeżdżali z kraju. Jednak musimy takiego chłopaka szykować na wszelką ewentualność, bo zawodnik nie zna ani dnia ani godziny, kiedy zgłosi się po niego klub. Przy otwartym rynku my nie wiemy, czy to będzie polski, hiszpański, niemiecki, włoski, angielski czy nawet amerykański klub. Musimy się na to przygotować. Wiemy, że językiem międzynarodowym jest angielski i każdy zawodnik powinien go znać, nawet, jeśli ktoś nie chce wyjeżdżać za granicę. Zauważmy, że do Ekstraklasy trafiają też trenerzy obcokrajowcy, którzy znają język angielski i nim operują w szatni. Znajomość języka zawsze ułatwi życie, nigdy nie utrudni.

W FASE mocno stawiacie na to, żeby młodzi zawodnicy uczyli się języka angielskiego?

– Tak, ale to wiążę się z profilem naszej szkoły.

Aczkolwiek macie też w swoich szeregach trenerów z Portugalii, dzięki współpracy ze Sportingiem Lizbona, którzy mówią po angielsku, co też determinuje zawodników do tego, żeby uczyli się języka i nim się posługiwali.

– Śmiejemy się, że u nas językiem obowiązującym jest angielski, co widoczne jest choćby podczas paneli dyskusyjnych. Koordynator akademii mówi po angielsku, stara się uczyć polskiego, ale płynnie włada tym pierwszym. Chłopcy chodzą do szkoły prywatnej, gdzie uczą się dwóch języków obcych: niemieckiego i angielskiego, a lekcje trwają pełną godzinę zegarową. Oni codziennie mają do czynienia z językami, nie tylko w teorii, ale i praktyce. Później to przyniesie efekty, co pokazali już nasi poprzedni absolwenci, którzy świetnie mówią po angielsku czy niemiecku. Niech to będzie też puenta naszej rozmowy: młodzi ludzie, uczcie się języków obcych, bo warto!

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. FASE Szczecin/Facebook