Michał Karbownik przez pewien okres był „najgorętszym” nazwiskiem na polskim rynku młodzieżowców. Po przeprowadzce do Anglii, skąd następnie trafił do Grecji, na pewno się to zmieniło, natomiast to jeszcze nie czas, żeby definitywnie skreślać 21-latka. Jak wyglądały początki kariery wychowanka Zorzy Kowala? 

Pierwszy trener: Michał Karbownik

Jak już zaznaczyliśmy na wstępie, pierwszym klubem Karbownika była Zorza Kowala, czyli drużyna z rodzinnej miejscowości zawodnika. Gdzie to w ogóle leży? Kilkanaście kilometrów na południowy zachód od Radomia. – Myślę, że wyróżniał się już na pierwszy rzut oka. Pamiętam, że byłem z Młodzikiem na jakimś turnieju w Radomiu, Michał występował jeszcze w Zorzy. Uważam, że myśleniem boiskowym przerastał swoich rówieśników o dwa, a może nawet trzy lata. Często otrzymywał statuetkę dla najlepszego zawodnika turnieju, zdecydowanie częściej niż dla najlepszego strzelca. Do tej pory jest tak, że woli dograć piłkę kolegom z zespołu, niż samemu strzelić. Zdarzało się też, że przekombinował. Był zauważalny na wszystkich zawodach, stąd też jego powołania do Kadry Mazowsza oraz młodzieżowych reprezentacji Polski. Michał mieszkał w Kowali i dojeżdżał busem kilkanaście kilometrów do Radomia. Nieraz zdarzało się, że go odwoziłem albo po niego przyjeżdżałem. Staraliśmy się mu pomagać organizacyjnie. Jeżeli człowiek widzi w chłopaku potencjał, to naturalną rzeczą jest, że chce mu pomagać – mówi nam Wojciech Gędaj, jeden z jego pierwszych szkoleniowców.

Gdy Michał Karbownik oraz Jakub Moder trafili do Brighton Hove&Albion, było wiadome, że „Modziu” będzie miał, co najmniej jedną przewagę, a konkretnie – pasował warunkami fizycznymi do Premier League. Jak wyglądało to w młodszych kategoriach wiekowych? Czy niewielki wzrost był jego wadą? – W młodzikach czy w ogóle w tych początkowych kategoriach wiekowych, wzrost nie odgrywał jeszcze tak wielkiej roli, więc nawet jeżeli Michał nie należał do najwyższych dzieciaków, to nie był to dla niego problem. Nigdy nie grał fizycznie, wszystko nadrabiał techniką, sprytem, przewidywaniem tego, co wydarzy się na boisku – uważa Gędaj.

Jak Moder z Karbownikiem różnią się warunkami fizycznymi, tak łączy ich m.in. to, że obaj raczej nie są… najbardziej medialnymi piłkarzami i zbyt często nie wychodzą przed szereg. – Był bardzo skromnym oraz lubianym chłopakiem, ale nie miał cechów przywódczych. Wiadomo, że jak się najlepszym zawodnikiem w zespole, to każdy liczy się z twoim zdaniem, jednakże nigdy nie wychodził przed szereg – wspomina Wojciech Gędaj.

Pytanie za 100 punktów: jaka jest nominalna pozycja Michała Karbownika? Mariusz Piekarski, agent zawodnika, uważa, że ten najlepiej sprawdzi się na ósemce, w grze kombinacyjnej, za to Aleksandar Vuković widział w nim lewego obrońcę, którego od czasu do czasu wystawiał też na… prawej obronie czy w środku pola. Nie inaczej było z Jerzym Brzęczkiem, u którego w jednym ze spotkań był lewym pomocnikiem. Mało? Ze względu na to, że w Olympiakosie Pireus nie do wygryzienia na lewej obronie był Oleg Reabciuk, „Karbo” musiał walczyć o miejsce w składzie bliżej prawej strony boiska. Jak to wyglądało, gdy był dzieckiem? – Sądzę, że w żakach, młodzikach albo orlikach nie można przywiązywać zawodników do jednej pozycji. Michał występował na różnych pozycjach – od środkowego pomocnika, przez skrzydłowego, po napastnika. Nie miał jednej konkretnej pozycji – wyjaśnia jeden z pierwszych trenerów piłkarza.

Czy 21-latek jest pierwszym sportowcem w swojej rodzinie? Czy rodzice interesowali się jego karierą? Wiele osób nie zwraca na to uwagi, natomiast wsparcie bliskich często odgrywa kluczową rolę w rozwoju młodego sportowca. – Mateusz, jego starszy brat, jako dziecko grał w Zorzy Kowala i też się zapowiadał, że może w przyszłości grać w piłkę, może na niższym poziomie niż Michał, ale zerwane więzadła krzyżowe zablokowały mu karierę czy przygodę z futbolem. Jeżeli chodzi o rodziców, to jego największą fanką jest… mama – śmieje się Gędaj.

Zorza Kowala oraz UKS Młodzik 18 Radom nie są najlepszymi ośrodkami szkolenia dzieci i młodzieży na Mazowszu, ale też nie było tak, że Michał Karbownik z poważnym graniem miał styczność dopiero w Legii. – Michał grał w Młodziku w roczniku 2000, którego byłem trenerem. Awansowaliśmy wówczas do ligi mazowieckiej, a następnie do Ekstraligi, gdzie był już dość wysoki poziom. Chcąc, nie chcąc – większość meczów odbywała się w Warszawie lub w jej okolicy. Tak się składa, że obserwowali go nie tylko trenerzy z Legii, ale też m.in. Polonii czy Escoli Varsovia. Michał w stolicy zamieszkał w internecie, a jeśli chodzi o samą grę, to przed oficjalnym dołączeniem do Legii, brał udział w kilku meczach kontrolnych – tłumaczy Wojciech Gędaj.

Zawodnik z Kowali w Ekstraklasie zadebiutował w kampanii 2019/20, w starciu z ŁKS-em Łódź. „Karbo” wyszedł wówczas w pierwszym składzie i zakończył ten mecz z asystą na koncie. Identycznie było tydzień później, kiedy „Legioniści” mierzyli się z Rakowem Częstochowa. Młody obrońca był objawieniem ligi, a za swoją grę otrzymał statuetkę dla młodzieżowca sezonu. Jak to już w Polsce bywa, jeżeli ktoś potrafi prosto kopnąć piłkę, trzeba sprzedać go za granicę. Michał zdążył rozpocząć nowy sezon w barwach Legii, lecz pod koniec sierpnia przeniósł się do Brighton.

Wszyscy zdawali sobie sprawę, że 21-latek będzie potrzebował trochę czasu, żeby zaklimatyzować się w najlepszej lidze świata, a z racji, że w jego wieku najważniejsza jest regularna gra, na którą w Anglii nie mógł liczyć nawet w Premier League 2, wypożyczenie wydawało się dobrą opcją. Jego początki w Pireusie nie były jeszcze takie złe, bo zagrał w pierwszych czterech spotkaniach ligi oraz zadebiutował w europejskich pucharach. W pewnym momencie trener Pedro Martins stwierdził, że jednak nie będzie korzystał z usług Polaka, więc Karbownik został zesłany do drugiego zespołu, gdzie raz gra, a drugi raz nie ma go nawet na ławce rezerwowych. W czerwcu będzie musiał wrócić do Anglii, a „Mewy” wyślą go pewnie na kolejne wypożyczenie.

– Wiedziałem, że ma umiejętności i liczyłem na to, że w przyszłości zagra na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju, ale nie spodziewałem się, że nastąpi to tak szybko. Należy pamiętać, że na kilka dni przed jego debiutem w Ekstraklasie, był już jedną nogą w… I-ligowym wówczas Radomiaku, lecz ze względu na fakt, że jeden z lewych obrońców doznał kontuzji, Aleksandar Vuković postanowił, że „Karbo” jednak zostanie przy Łazienkowskiej. Jego kariera mogła się potoczyć zupełnie inaczej. Nadal mamy ze sobą kontakt, aczkolwiek po jego przejściu do Grecji, trochę się zawiesił. Olympiakos z niego zrezygnował i teraz gra w rezerwach. Wiem, że ta sytuacja go wkurza. Ostatni raz widzieliśmy się kilka miesięcy temu, kiedy przyjechał do Radomia. Robił sobie wówczas zdjęcia i rozdawał autografy chłopakom z rocznika 2008, który obecnie prowadzę – kończy Wojciech Gędaj.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix