Polski skaut w Man City: „Wielu zawodników żyje w strachu przed stratą piłki”

Uważa, że przewidywanie przyszłości na podstawie meczów 10-latków to niemal loteria, a sama identyfikacja talentu jest jednym z największych wyzwań w piłce dziecięcej. Dlaczego mimo wszystko kluby rywalizują już o najmłodszych kandydatów na piłkarzy? Odpowiada Jakub Bokiej, skaut młodzieży w Manchesterze City.

Polski skaut w Man City: „Wielu zawodników żyje w strachu przed stratą piłki”

 Na co zwracasz uwagę przy obserwacji młodych piłkarzy?

– Dużą rolę będzie odgrywał wiek. Patrzymy na zupełnie inne parametry w wieku ośmiu lat, inne u dwunastolatka, a jeszcze inne np. u piętnastolatka. Na pewno jednak będzie jakiś wspólny mianownik. Będą to zawodnicy, którzy mają coś więcej, coś ekstra. Robią coś naturalnie. To są dla mnie zawodnicy, którzy mogą być potencjalnie dla nas ciekawi, by trafili do naszego klubu. Mam na myśli zawodników, którzy czują przestrzeń, sprawdzają co się dzieje za ich plecami, przyjmują kierunkowo i widać, że taki mają „od zawsze”. To duża różnica, którą widzę w wieku juniorskim, którą widzę jeśli chodzi o inne kraje i Wielką Brytanię. Topowi zawodnicy mają to opanowane w sytuacjach meczowych. To nie jest robione na podwórku czy bez przeciwnika. Widziałem graczy, którzy robili to idealnie w sytuacji poza meczem. Jednak w meczu nagle okazuje się, że to inna bajka, by przełożyć detale do meczu, a nawet treningu.

Najbardziej interesują mnie elementy, na które patrzysz u tych najmłodszych. Nie ma wątpliwości, że zdefiniowanie talentu w początkowych kategoriach jest najtrudniejsze.

– Zdecydowanie tak. Nie oszukujmy się, na pierwszym etapie to jest w dużej mierze loteria. Na to, jak się potoczą przygody – bo jeszcze nie kariery – tych chłopców, ma wpływ mnóstwo zmiennych. To, że ktoś teraz lepiej prowadzi, strzela czy przyjmuje piłkę, za rok czy dwa może nie mieć już znaczenia. Ten zawodnik może nie chcieć grać w piłkę, mógł stracić pasję, chęć i wypada z karuzeli. Lubię zawodników świetnie operujących piłką. Takich, którzy widać, że robią to naturalnie i mieli z piłką do czynienia przez długi czas. Patrzy się na wiele małych detali. Jak się porusza, jaka jest jego mobilność. To pokazuje czy ktoś jest bardziej nadający się ruchowo do gry w piłkę, czy mniej. Z takich detali na późniejszym etapie jest łatwiej budować zawodnika.

Mamy teraz ciekawy przypadek. Z naszej akademii – Polish Football Academy – trafił do Leeds United dziewięcioletni bramkarz, który świetnie operuje dwiema nogami. Potrafi piłkę rozegrać, jest tak naprawdę ostatnim obrońcą – uwielbiam taki typ zawodnika. Mówimy o sytuacji niestandardowej, gdy chodzi o bramkarza. Ogromna odwaga w rozegraniu, gdyż odbywa się to na bardzo dużym ryzyku, już od najmłodszych lat. To także daje nam dużo do myślenia. Mnie to kupiło i bardzo dużo robiłem, by ten zawodnik znalazł się w profesjonalnej piłce.

W piłce dziecięcej ustawienie młodego piłkarza na bramkę może dać pogląd na to, ile on widzi właśnie w momencie, gdy ma piłkę.

– Automatycznie będziesz widział małe rzeczy. Czasami ktoś kopnie piłkę w boczną strefę i zrobi to dobrze, ale widzisz, że to przypadek. Nie było zamysłu, tylko incydentalnie mu się udało. Jeżeli ktoś to robi piąty, dziesiąty czy piętnasty raz, widzisz, że to jakaś wizja i chęć zbudowania czegoś więcej. Bardzo nie lubię zawodników bazujących na przypadku i tym, że coś się wydarzyło po ich myśli. Grają najczęściej na alibi. Na dłuższą metę wolę zawodników chętnych do grania. Nawet za cenę popełnienia błędu, niż gdy miałby się schować i nie zrobić tej straty. Na koniec potrzebujemy zawodnika, który chce piłkę, chcę po nią wyjść. Po to są w piłce od najmłodszych lat, by po kilku, kilkunastu latach treningów wychodzili grać w piłkę, a nie chować się za przeciwnikiem. Wydaje mi się, że to bardzo duży kłopot. Wielu zawodników żyje w strachu przed stratą piłki, bo może się coś złego stać. Wydaje mi się, że jeśli zawodnik nie pomyli się kilka razy, trudno będzie mu podejmować ryzyko. Musisz coś przegrać, żeby potem zacząć wygrywać. Możesz grać całe życie na alibi i starać się nie przegrać. Tylko pytanie: czy coś potem wygrasz?

To rola trenera, by wzmacniać zawodników po stratach wynikających z odważnej gry. Nie może dojść do sytuacji, w której błąd zawodnika staje się “najgorszą rzeczą na świecie”. Jednocześnie przypominają mi się słowa Tomasza Pasiecznego, który opowiadał, że w arkuszu ocen bramkarza widnieje takie zagadnienie, jak reakcja po błędzie. Jasnym jest, że błąd bramkarza najczęściej kończy się utratą gola.

Reakcja po błędzie jest kluczowa, bez względu na pozycję. Środkowi pomocnicy czy obrońcy tak samo muszą potrafić reagować na błędy. Uwielbiam patrzeć na moment, w którym zawodnik traci piłkę. Wtedy można wiele się o nim dowiedzieć.

***

Trafiłeś na dobry dzień, gdyż dzisiaj (rozmowa odbyła się w czwartek, 12 stycznia) ogłosiliśmy, że jeden z naszych zawodników podpisał kontrakt z akademią Watfordu. 17-letni Dawid Hamiga jest obecnie przy zespole U21, rozegrał sześć meczów od deski do deski, strzela i asystuje. Rok temu nikt na niego nie chciał patrzeć, nikt nie chciał go na testy. Przyjechał do nas w 2021 roku i wszystko, co robił bez piłki było… fatalne. Reakcja po stracie była absurdalna, bo jej w zasadzie nie było. Stał i – za przeproszeniem – miał to w dupie. Zero mocy w nogach, zero siły, zero zaangażowania. Jednak kiedy brał piłkę, potrafił mijać czterech w każdej akcji i uderzać idealnie w bramkę. Po chwili akcja się powtarzała. Stałem z boku i sam się pytałem „co jest grane?”. Ten chłopak nie powinien być ze mną, tylko w klubach kategorii pierwszej czy drugiej, bo mieliśmy i mamy do czynienia z ogromnym talentem.

Przyjechał, potrenował trochę z nami. Myśl o jego talencie rosła we mnie cały czas. Utwierdzałem się w przekonaniu, że wszystko, co robi jest niesamowite, top. Genialny drybling, wszystko w ofensywie robi świetnie, ale nadal nie ma reakcji po stracie. Uznałem, że to moment, by pojechał do Manchesteru City, Sheffield United, żeby jak najszybciej go zobaczyli, jak wygląda, wcześniej im o nim opowiadając. Żaden klub nie zdecydował się go podpisać. Później pojechaliśmy do Pogoni Szczecin U19. Wówczas byli mistrzem kraju i przygotowywali się do meczów UEFA Youth League z Deportivo La Coruna. Też nie zdecydowali się go podpisać po testach. Broń Boże, nie mam zamiaru winić żadnego z tamtych trenerów, ponieważ pewnie też bym go nie zdecydował się wtedy ściągnąć. Jednak gdy patrzyłeś na niego z boku, miałeś świadomość, że chwila czasu jest potrzebna, by wjechał na topowy poziom. Zaraz zaczął mocno pracować i pojawiło się Watford z propozycją kontraktu. Już w pierwszym meczu zrobił najlepsze wyniki biegowe, gdzie kiedyś to było nie do pomyślenia. Dzisiaj okazuje się, że może robić wyniki dobre albo bardzo dobre. Puenta jest taka, że przyjechał zawodnik, który miał kilka atrybutów fatalnych i to ja widziałem na pierwszy rzut oka. Jednocześnie nie było wielkiej filozofii, by dojrzeć w nim talent. Brał piłkę i mijał kilku rywali w każdej akcji. Później pytanie: „co z tym zrobić?” oraz „co zrobić, żeby trafił do profesjonalnej akademii?„. Takich sytuacji jest dziesiątki. Często takie aspekty czy zawodnik potrafi wyeliminować pewne mankamenty decydują o trafieniu – bądź nie – do profesjonalnej piłki. Patrzyłem czasem na niego z boku, krzyczałem, pytałem się o co chodzi z tym brakiem reakcji. – Co jest? Dlaczego tak jest? – pytałem się bez odpowiedzi. On nie miał mocy, nie miał siły, więc oszczędzał się na ofensywę. Z tej kalkulacji jednak niewiele było pożytku. Zmierzam do tego, że lada moment będzie grał do końca sezonu w ekipie U21, czyli z chłopakami trzy-cztery lata starszymi i może odgrywać tam pierwszoplanową rolę. Rok temu sytuacja nie do pomyślenia. To pokazuje, jak mały jest margines błędu w profesjonalnej piłce.

Gdy widzę takich zawodników, zawsze mówię, że w stronę bramki przeciwnika szybciej się biega.

– Coś w tym jest! Tym bardziej gdy widzisz, że do przodu ci idzie. Jest wielu zawodników mających świetny ciąg na bramkę, potrafią zdobywać przestrzeń, mijać przeciwników. To jest dobre, ale po stracie musisz pamiętać, że też masz zadania.

Wróciłbym do oceniania młodych kandydatów na piłkarzy. Wspomniałeś, że przede wszystkim ich obycie z piłką jest dla ciebie ważne. Co jeżeli widzisz w tym aspekcie pewne braki, ale jednocześnie zauważasz niesamowitą sprawność ogólną oraz potencjał motoryczny?

– Kiedyś usłyszałem bardzo mądre słowa od swojego przyjaciela, który rozmawiał z Arsenem Wengerem, który powiedział mu, że szybciej zrobi piłkarza z dobrze biegającego zawodnika, niż z takiego, który dobrze kontroluje piłkę, ale ma problem z szeroko pojętą dynamiką. Kontrowersyjna teza? Być może…

Nie oszukujmy się, dzisiejsza piłka bazuje na dynamice, motoryce i szybkości. Naturalnym jest, że mając zawodnika bardzo dynamicznego i takiego, który biega wolno, przychylniej spojrzysz na szybszego. Nigdy to nie będzie jednak priorytet, bo na koniec musi umieć grać w piłkę. Nie szukamy lekkoatletów, ale to będzie ważny atrybut. Oprócz tego dla mnie w wieku 8-9 lat, ważnym jest, by zawodnicy przychodzili na treningi i cieszyli się z tego. Grali z uśmiechem na twarzy. Na własnym przykładzie wiem, jaką radość może sprawiać piłka. Kiedyś Eric Cantona w Joga Bonito rzucił hasłem „As a kid you do it, because you like it. So my advice to you is never grow up, my friends„.

Jakie następne elementy bierzesz pod uwagę? Z wiekiem piłka staje się coraz liczniejsza i bardziej złożona.

– Na pewno będziemy coraz mocniej rozgraniczać atrybuty pod kątem pozycji. Będziemy szukać innego profilu na napastnika i innego przy okazji bocznego pomocnika czy obrońcy. Wszędzie szukamy odpowiednich atrybutów. Na koniec jestem zdania, że zawodnik dobrze radzący sobie z piłką, wybroni się. To musi być poparte dynamiką i motoryką. Musi być także poparte dodatkową pracą poza boiskiem. Dzisiaj wydaje mi się, że trudno stworzyć dobrego piłkarza, który przychodzi tylko na półtorej godziny na trening i nic nie robi poza tym. Nie dba o sen, odżywianie, wolny czas, dodatkowe treningi, które pozwolą mu na bycie lepszym zawodnikiem. W starszych grupach szczegółowość zaczyna być coraz większa. Liczba detali będzie kluczowa, kto zagra w piłkę na poważnym poziomie, a kto tam nie dotrze.

Patrzycie na swoje drużyny i panujące tam braki pod kątem przyszłych obserwacji? Np. w drużynie U-12 nie mamy dobrych skrzydłowych, więc ich szukamy. Albo odwrotna sytuacja: mamy dwóch świetnych prawych obrońców, ale znaleźliśmy kolejnego i chcemy go wziąć do siebie.

– To jest złożony temat. Czasami zdarzają się sytuacje, gdy w danym roczniku brakuje profilu określonego zawodnika. Czasami niektóre pozycje są mocno obłożone. Wtedy musimy dopasować tryb pracy do tego, czego szukamy. Zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli jest dobry i ciekawy zawodnik pod kątem naszej akademii, powinniśmy spróbować go ściągnąć. Nie ukrywajmy, że dzisiaj przyjazd dla zawodnika do naszej akademii jest dużym wyróżnieniem. Dla mnie to także jest pewne ułatwienie, że jestem w tym miejscu. Ludzie słysząc „Manchester City”…

Otwierają drzwi.

– Jest uśmiech na twarzy zawodników i rodziców. Taka satysfakcja, że zawodnik może się pojawić w takim miejscu

Dzieci trafiające do akademii Manchesteru City dostają jakiś okres ochronny? Np. rok lub dwa na weryfikację?

– My nie decydujemy czy dany zawodnik trafi do academy. Nasze rekomendacje sprawiają, że przyjeżdżają na testy. To nie są ani moje, ani moich kolegów kompetencje. Dopiero po ewentualnych pozytywnych testach, decyzje podejmuje sztab danej drużyny. My mamy pierwszy kontakt z zawodnikiem. Jeżeli uważamy, że może zawalczyć o miejsce w drużynie, staramy się go przywieźć do klubu albo zaproponować, by przyjechał. Potrenował, zobaczył z czym się to je, jak to wygląda od środka. Nawet, jeśli taki zawodnik trafi do akademii, to nie mogę powiedzieć, by dać mu rok czy dwa spokoju. To już są decyzje ponad mną i każdy przypadek jest traktowany indywidualnie.

Ile trwają testy dla nowych zawodników?

– Zamysł jest taki, by zawodnicy dostali trochę więcej czasu. Dzisiaj, trafiając do Manchesteru City, młody chłopak ma trudne wyzwanie piłkarskie. Pod kątem mentalnym jednak wcale nie jest łatwiej. Ośrodek treningowy pierwszego zespołu jest w tym samym miejscu, co ośrodek akademii. Ktoś z nowych zobaczy piłkarza pierwszej drużyny, czyli kogoś, kogo oglądał dotychczas w telewizji. Dzisiaj to może działać na nich deprymująco pod względem presji, jaka na nich spada. Bardzo wiele rzeczy wpływa na to, że zawodnik odczuwa tę presję.

Często jest tak, że skaut polecający danego zawodnika, zazwyczaj jest w pierwszym dniu obecny. Zobaczyć go, przywitać się z nim, pokazać mu, jak to wszystko funkcjonuje dookoła. Temu chłopakowi też jest łatwiej, gdyż ma obok siebie pierwszą osobę z klubu, którą zna i może poczuć się trochę swobodniej, niż gdyby miał wejść sam.

Nie ma jednej zasady, jeśli chodzi o czas na testy dla zawodnika?

– Nie. Czasami zawodnicy są długo testowani, a czasem decyzje są podejmowane dosyć szybko. Nigdy jednak nikt nie podejmuje decyzji po jednym czy dwóch treningach. Trudno jest wtedy ocenić potencjał. Na początku jesteś w stanie ocenić umiejętności pod kątem przydatności do konkretnych drużyn. Jednak jakiś czas ochronny jest dawany, by zawodnik mógł sobie kilka treningów odbyć. Widzimy, jak reaguje w środowisku, do którego się przyzwyczaił, i jak radzi sobie z presją.

Aspekty piłkarskie są widoczne gołym okiem. Mentalne czasem są nieco bardziej „ukryte”. Są zawodnicy, którzy piłkarsko może dadzą sobie radę, ale „nie dojadą” mentalnie i nie będą mogli zaprezentować pełni umiejętności. Czy wobec tego poświęcacie więcej uwagi na research odnośnie ich mentalu?

– Bardzo lubię oglądać zawodników kilkukrotnie, a jeżeli jest możliwość kilkanaście razy. Często są to inne momenty. Wychodzę z założenia, że nie jest trudno pokazać swoje umiejętności, gdy wszystko idzie po twojej myśli. Nie trudno pokazać charakter, gdy świeci słońce, wygrywasz i wszystko ci sprzyja. Trochę trudniej jest, gdy zaczyna padać deszcz, drużynie nie idzie, a ty jeszcze popełniłeś dwa proste błędy na początku meczu. Reakcja zawodnika wtedy jest dla mnie kluczowa. Uwielbiam zwracać uwagę na takie aspekty.

Zapytam trochę prowokacyjnie. Mówiłeś, że skauting najmłodszych to loteria. Dlaczego kluby nie chcą od tego odejść? Domyślam się, że niektórzy może by poszli w tym kierunku, ale ze względu na konkurencję nie decydują się na taki krok.

– Większość zawodników do 10. roku życia trafia do akademii i tam są szkoleni wg konkretnego planu klubu. Jeżeli dzisiaj odpuszczasz najmłodsze lata, jako klub jesteś daleko z tyłu. Wydaje mi się, że żaden klub nie może sobie pozwolić. Są jedynie wyjątki. Huddersfield Town zrezygnowało ze swojej akademii. Rozpoczynają szkolenie dopiero w grupie U16. To są pojedyncze przypadki. Wszystkie topowe drużyny nie mogą sobie na to pozwolić.

W ostatnich latach jednak coraz częściej słychać w wielu miejscach decyzje o zaprzestaniu szkolenia w najmłodszych grupach. Bayern ogłaszał wygaszenie grup U9 i U10. Real Sociedad rozpoczyna od U13. Ponadto w Holandii głośno o odejściu od skautingu najmłodszych. Nawet jeden przykład z Polski, gdy Jagiellonia Białystok zrezygnowała z kategorii skrzat i żak. Jednak wszystko to odbywa się w miejscach, gdzie te kluby mogą sobie na to pozwolić ze względu na swoją pozycję czy geografię. Na przykładzie Anglii raczej mogę stwierdzić, że panuje obawa przed utratą najbardziej uzdolnionych zawodników, których potem trudno odzyskać.

– To prawda. Jeśli ktoś może sobie pozwolić, że rozpoczyna szkolenie od jedenastego, dwunastego czy trzynastego roku życia, to nie musi tego dotykać. Pewnie będzie ciebie to mniej kosztowało. Nie musisz mieć trenerów, boisk i nie musisz ładować w to dużych pieniędzy. Później tak czy siak ci zawodnicy trafią do ciebie. Będą grali w mniejszych klubach, za blokiem, co uważam za kluczowe. Są jednak takie miejsca, gdzie nie możesz sobie na to pozwolić. Jeżeli zawodnika X nie weźmie Manchester City, weźmie go Manchester United, a tego byśmy nie chcieli.

Czytałeś książkę „Ludzie znikąd” o pracy skautów?

– Nie.

Po jej lekturze można dojść do wniosku, że ta praca jest trochę frustrująca, a przynajmniej wyjawia się z niej negatywny obraz profesji. Często ludzie pracują w największych klubach, niby są blisko dużej piłki, ale de facto nie mają wpływu na końcowe decyzje w swoich organizacjach.

– Moja praca w pewnym stopniu jest frustrująca. Skauting dla przeciętnej drużyny w skali Europy jest dużo bardziej wydajny, dużo przyjemniejszy. Możesz dużo więcej zawodników wprowadzić do klubu. Masz większy margines błędu. Dzisiaj wprowadzić zawodnika do Manchesteru City, który za trzy, pięć czy siedem lat będzie w pierwszym zespole, jest bardzo trudno. Prawdopodobieństwo takiego wydarzenia jest małe i każdy kto tu pracuje, musi sobie zdawać z tego sprawę. Mamy jednak atuty, które potrafią to zrekompensować. Jest duża szansa, że zawodnik będzie chciał do nas przyjść. Gdy danym piłkarzem interesuje się kilka klubów, jest spore prawdopodobieństwo, że możemy sobie go wybrać i on zechce do nas przyjść.

Praca skauta to także selekcja negatywna. Uchronienie klubu przed niepotrzebnym wydawaniem pieniędzy.

– Niektóre kluby mają potencjał finansowy, by wziąć tych najdroższych zawodników. Teraz pytanie, jakich graczy jesteśmy w stanie znaleźć. My możemy ryzyko zminimalizować. Wyzerować się nie da.

Czy zdarza się jeszcze, że chłopaków, którzy nie są w żadnym klubie, a mimo tego mogą od razu zasilić taką akademię jak Manchester City?

– W najmłodszych rocznikach często jest tak, że dzieci i rodzice nie zdają sobie sprawy ze skali talentu. Widzisz, że dzieciak wiele rzeczy robi naturalnie, natomiast on sam jeszcze nie doszedł do tego, że to jest coś więcej niż rówieśnicy. Może być też tak, że rodzice nie byli fanami piłki nożnej i nie zdają sobie z tego sprawy. Staram się tym żyć cały czas. Nawet podczas rozmów o życiu ze znajomymi, poruszam tematy piłkarskie. Mam coś w sobie z piłkarskiego romantyka i wiem, że procent szansy na zobaczenie talentu w parku jest niski. Natomiast lubię pojechać do parku i zobaczyć, jak niektórzy grają. Często staram się pojawiać w rozgrywkach szkolnych, jeśli tylko mogę. Sprawia mi to ogromną radość.

Są regiony będące prawdziwymi zagłębiami piłkarskich talentów. W Europie najgłośniej o Paryżu i okolicach oraz południowym Londynie. Ty także masz swój region, którym się zajmujesz.

– Mój region – Yorkshire – to właśnie takie miejsce! Kyle Walker, John Stones, Jamie Vardy, Kalvin Phillips są stąd, a pewnie mógłbym wielu innych wymienić. Nawet Erling Haaland urodził się w Leeds. Gdy spojrzymy dzisiaj na Premier League, wielu z nich znajdziemy właśnie z mojej okolicy. To jest duże pole do popisu dla skautów.

Takie miejsca, o których mówimy, to są rejony, w których skauci powinni baczną uwagę zwracać na zawodników.

– To są gorące regiony. Dookoła mnie jest bardzo dużo dobrych klubów. Poza tym piramida klubów w niższych ligach jest mocno rozbudowana. Wielu ludzi kibicuje lokalnym drużynom w niższych ligach, ale chodzą też na mecze najlepszych. Kultura piłki nożnej jest na bardzo wysokim poziomie. Nie ma w tym przypadku. Dzisiaj liczba klubów tutaj jest trudna do zliczenia. Podobnie jak wszystkie ekipy półprofesjonalne czy amatorskie. Dół piramidy jest niezwykle ważny. Jeżeli na dole jest wszystko dobrze, wówczas na górze także jest łatwiej.

Skoro są „gorące regiony”, to czy organizacja skautingu zakłada większe zainteresowanie właśnie takimi miejscami?

– Więcej skautów jest w miejscach, gdzie jest większa populacja i większa liczba zawodników. Jeżeli ich jest więcej, siłą rzeczy jest większa szansa, by znaleźć tego dobrego lub wybitnego piłkarza. Może zaprzeczeniem tej tezy jest reprezentacja Indii. Mieszkańców mnóstwo, a reprezentacja gra trochę gorzej. Wiadomo, że są kluby amatorskie, mające “złote strzały”. U niektórych to będzie kwestia przypadku, u innych ten przypadek będzie zminimalizowany. Nie zamykamy się na pewno na żaden region. Jeżeli są zawodnicy, jeżeli jest potencjał do znalezienia talentów, to tam się znajdujemy. Jednak nie jeździmy po pierwszych klubach reprezentantów Anglii, gdyż trudno, by jakiś amatorski klub wychował np. dziesięciu reprezentantów.

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. prywatne archiwum Jakuba Bokieja