„Tylko świadomy trener wychowa świadomego zawodnika”

Ile razy słyszeliśmy o tym, że zawodnik X mógł zrobić wielką karierę, tylko… głowa nie dojechała? Takich przykładów w Polsce i na świecie były tysiące. Są jednak sposoby, by oswoić się z presją, a może nawet z nią „zaprzyjaźnić”. W jaki sposób? Odpowiada Łukasz Kozak, trener przygotowania mentalnego.

„Tylko świadomy trener wychowa świadomego zawodnika”

Jak odniesiesz się do stwierdzenia Juliana Nagelsmanna, że kompetencje miękkie to 70% warsztatu trenera, a tylko pozostałe 30% to kompetencje twarde?

– W ogóle nie widzę tego podziału na kompetencje twarde i miękkie. Samo słowo „twarde” oznacza coś, co stawiamy wyżej. Kompetencje są na tym samym poziomie. Jeśli chodzi o słowa trenera światowej klasy, przyznaję rację, bo 70% to przede wszystkim umiejętna komunikacja z zawodnikiem. 

Nie jesteś pierwszą osobą, która wskazuje, że kompetencje miękkie przez samą nazwą są deprecjonowane. Wojciech Falenta w wywiadzie mówił o kompetencjach ludzkich. To jest coś, co przyda nam się wszędzie, a wiedzę z zakresu taktyki trener użyje prawdopodobnie tylko w piłce nożnej. Kompetencji ludzkich będę mógł używać także, gdy zmienię branżę i pójdę np. do działu sprzedaży w jakiejś firmie. 

– Pójdźmy dalej. Kompetencje – miękkie, ludzkie, życiowe – to jest uczenie od najmłodszych lat szacunku i zrozumienia dla innych ludzi, poczucia obowiązku, gotowości do działania na rzecz wspólnego dobra. Żeby pokazać młodemu zawodnikowi tę pozytywną stronę porażki. To jest coś, co pomoże dziecku na boisku, ale także w życiu pozapiłkarskim – w szkole czy później pracy zawodowej. Ciągle słyszę o potrzebie kształcenia u młodych ludzi kompetencji przyszłości. Nie znamy przyszłości, więc nie wiemy, co konkretnie kryje się pod tym pojęciem. Dostrzegam natomiast pilną potrzebę kształcenia znanych nam wszystkim doskonale takich kompetencji, o których wspomniałem wcześniej, widząc, jak bardzo ich dziś brakuje.

Kompetencje życiowe były również za czasów naszej młodości, ale wówczas nikt o nich nie wspominał. Dzisiaj trzeba pokazywać to dzieciom na przykładach, budować w nich autorytety. Dziś obserwuję zaburzenia w procesie komunikacji, często na linii rodzic-dziecko. Tutaj jest duże pole do pracy. Komunikacja, spędzanie czasu pomiędzy rodzicami a dziećmi. 

Kompetencje ludzkie zauważyłem, a raczej poznałem jako dorosły. Oczywiście człowiek uczy się całe życie, jednakże szkoła tego nie zapewniła mi, tobie czy wielu innym ludziom. Zresztą, do dzisiaj z tym jest po prostu słabo. Uczniowie uczą się wielu rzeczy, z których nigdy nie skorzystają w życiu, a nie dostają tego, co jest ważne w codziennych kontaktach z ludźmi.

– Każda forma edukacji, która jest prowadzona przez kompetentnego trenera czy pedagoga, jest dobra i rozwija mózg. Można zaobserwować duży progres w tym aspekcie. Widzę po zajęciach, które prowadzę, jeżdżąc po całej Polsce, ze sportowcami, ale także z kadrą dydaktyczną, zaczynając pracę w przedszkolach, jak i szkole. Tam uczę, jak docierać do dzieci i jak sprawiać, aby wzbudzić zainteresowanie u nich. Już nawet kwestia długości lekcji ma wpływ na naukę dzieci. Samo to, że 45 minut na lekcji nie da się wysiedzieć w pełni skoncentrowanym. Maksymalnie to jest 15-20 minut pełnej koncentracji. Później już jest trudno. Nawet my dorośli mamy z tym kłopoty np. na studiach, żeby wysiedzieć skoncentrowanym na wykładach. 

Piłkarze wielokrotnie wspominają, że długie, 45-minutowe odprawy to dla nich katorga. Mówimy o dorosłych, a tego samego wymagamy od dzieci. Wiadomo, kto ma zdolność koncentracji na wyższym poziomie.

– Słuchałem kilkudziesięciu odpraw w zawodowej piłce czy piłce młodzieżowej. Trenerzy wiedzą, że nie mogą przez 45 minut podawać suchych faktów, którymi każdego zanudzą. Zdają sobie sprawę, że muszą być jakieś przerywniki. Treści audiowizualne, przekierowanie uwagi tak, by pobudzać i stymulować poziom koncentracji zawodników. Nawet zmiana tonu głosu, podniesienie emocji w mowie zrywa zawodnika z krzesła, który jest ciekawy, dlaczego trener podniósł głos i przekierowuje jego uwagę. Dobrze jak trener jest tego świadomy, bo tylko świadomy trener wychowa świadomego zawodnika. O tym mówi też przygotowanie psychologiczne w Narodowym Modelu Gry, które polecam przeczytać każdemu.

Audiowizualne treści są kluczem, bowiem pokazanie czegoś zdecydowanie utrwala przekaz. Większość zawodników potrzebuje, by im pokazać pewne rzeczy, a nie tylko tłumaczyć. Idealnie jest to oczywiście połączyć, ale gdyby mieć do wyboru tylko jedno, to lepiej pokazać, niż tłumaczyć.

– Nasz mózg jest tak skonstruowany, że czyta i najlepiej uczy oraz przyswaja obrazami. Gdy powiem teraz słowo „plaża”, widzisz piasek, słońce, a nie widzisz czarnego wyrazu na białym tle. Gdy powiem „boisko”, widzisz murawę, zawodników, kibiców. Mózg czyta obrazami, jakie znamy. Stąd obecnie bardzo chętnie są wykorzystywane prezentacje, filmy, telebimy. W Polsce pionierem we wprowadzaniu i korzystaniu z takich nowinek technologicznych jest pan Czesław Michniewicz. Reprezentacja Polski korzystała z wielkiego telebimu z możliwością transmisji treningów na żywo, rysowania linii, wskazywania sposobu poruszania się. Ta nowinka technologiczna pomaga w szybszym przyswajaniu wiedzy. Ktoś to nazwał fanaberią, ale to było dobre posunięcie. Pokazanie czegoś na żywo, w czasie rzeczywistym pobudza wyobraźnie, wymusza koncentrację, jest to coś nowego i nasz mózg się adaptuje poprzez pracujące receptory. To narzędzie, z którego korzysta, chociażby wspomniany już Julian Nagelsmann w Bayernie Monachium. Można to porównać do prostego ćwiczenia. Każdy z nas ma swoją drogę, którą codziennie pokonuje – do pracy, do sklepu, na trening. Zapewne każdy byłby w stanie przejść ją z zamkniętymi oczami. Teraz spróbuj przejść inną trasą. Zobaczysz, co się z tobą dzieje, jak mózg zaczyna pracować, łapać dookoła bodźce, bo widzi coś innego, doświadczasz. To wszystko ma znaczenie.  

Wspomniałeś o komunikacji na linii rodzic – dziecko. Jako trenerzy mamy wpływ na zawodnika, jednak czas mocno to ogranicza. W tygodniu możemy spędzić maksymalnie kilka godzin z zawodnikiem, co nawet nie będzie połową jednego z siedmiu dni tygodnia. Kluczową rolę odgrywa rodzic, który swoją komunikacją albo wzmocni nasz przekaz, albo… go kompletnie zaneguje. 

– Zdecydowanie się zgadzam. Z zajęć, które przeprowadzamy razem z jedną z najlepszych trenerów przygotowania mentalnego Beatą Drewienkowską w naszym Centrum Przygotowania Mentalnego, wynika jasny przekaz, że 80-90% dzieci na zadane przez nas pytanie: „co obniża Wam i zabiera pewność siebie?”, pada odpowiedź: “rodzice”. Dlaczego? W większości rodzice mają orientację na wynik. O co oni najczęściej pytają swoje pociechy? „Które miejsce zająłeś ? Czy wygraliście? Ile goli strzeliłeś? Czy byłeś lepszy od Tomka?” i tak dalej…

Chcą konkret.

– Tak, ale to nie wspiera dzieci, bo to jest orientacja na wynik. Powinni pytać, jak im się podobał trening, czego się nauczyli, co by poprawili albo co fajnego udało im się zrobić? Wówczas mówimy o orientacji na rozwój i proces.

Dziecko mogło zagrać super mecz, stworzyć mnóstwo dobrych akcji, ale nie strzelało, bo wolało podawać w akcjach bramkowych i jest zadowolone z siebie. Dostaje jednak pytanie o liczbę strzelonych goli. W głowie zaczyna kiełkować myśl, że tylko gole się liczą dla rodzica, więc nie ma sensu podawać, tylko zająć się strzelaniem goli. 

– Sam byłem świadkiem pewnej sytuacji, gdy siedzieliśmy u naszej koleżanki. Przyszedł z treningu jej 10-letni synek, maksymalnie ucieszony. „Mamo, ja dzisiaj stałem na bramce” – powiedział, a mama mu odpowiedziała: „ty leniu, masz strzelać bramki jak Lewandowski, a nie stać na bramce”. Automatycznie przekierowałem swoją uwagę na jego mowę ciała  – podcięte skrzydła. Zrobiła to – nieświadomie – mama, która go kocha i oddałaby za niego swoje życie. Dlatego tak ważne jest uświadamianie rodziców. Wracamy ponownie do tego, tylko tym razem trenera zastępuje rodzic, bo tylko świadomy rodzic wychowa świadome dziecko. Na tym wszyscy skorzystają.

Powiedziałeś, że 80% presji bierze się ze strony rodziców. Czy do tego grona dodałbyś innych dorosłych, czytaj: trenerów?

– To zależy. Spotykam się z trenerami bardzo świadomymi, którzy wiedzą i na równi traktują przygotowanie mentalne z przygotowaniem techniczno-taktycznym oraz motorycznym. Przykładem jest najlepszy trener w Polsce, pracujący w Rakowie Częstochowa Marek Papszun, w którego sztabie od lat pracuje znakomity psycholog sportu Paweł Frelik. Czy wspominana już Beata Drewienkowska i jej autorski program „Umysł Mistrza”, który pomógł już tysiącom sportowców, w tym mistrzom olimpijskim, świata, Europy czy Polski, z którymi na co dzień pracuje.

Jeśli chodzi o sport dzieci i młodzieży, prowadząc zajęcia z kadrą trenerską, powtarzam, że głównym celem sportu dzieci i młodzieży jest jak najlepsze przygotowanie młodego sportowca do udziału w sporcie seniorskim. Należy pamiętać, że najlepsze wyniki/sukcesy sportowe powinny pojawić się dopiero w wieku dorosłym. Najczęstszymi błędami, które popełniają trenerzy podczas pracy z dziećmi to podstawianie im gotowych rozwiązań – to niszczy kreatywność dziecka. Zbyt wczesne przypisywanie dziecka do danej pozycji lub sportu, a do tego często trenerzy za wcześnie odrzucają dzieci od sportu. Pamiętajmy, że każdy młody sportowiec ma swoje tempo rozwoju i tutaj ważnym aspektem jest cierpliwość trenera oraz skupienie się na procesie rozwoju młodego sportowca tak, aby nie zniechęcać,  a motywować poprzez równe szanse.

Nastawienie na wyniki jest nadto widoczne.

– Przytoczę skrajną sytuację, której byłem świadkiem. 2-3 lata temu byłem na meczu półfinałowym CLJ U-15 dziewczyn. Wtedy trener krzyczy do dziewczyny: „Co ty ku*wo robisz” albo „zostaniesz wyjebana”. Roztrzęsiony do granic możliwości, a puls w okolicach 200 uderzeń na minutę. To nie jest rozwój, tylko niszczenie i deptanie godności, poczucia wartości, a nie mówię już o zabawie, którą dzieci i młodzież powinny czerpać ze sportu. Mają uczyć się i rozwijać. To jest czas, by dziecko nie bało się grać 1v1, podejmowało decyzje, rozwijało kreatywność. Jest piękne powiedzenie, że czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. Trener ma być pedagogiem w tym procesie. 

Trener Mateusz Ludwiczak podkreślał, że błąd jest czymś pożądanym w procesie szkolenia. Najlepiej mówi o tym powiedzenie, że uczymy się na błędach. Pozostaje kwestia, jak się na tych błędach uczymy.

– Powiedzenie “piłka nożna to gra błędów” nie wzięło się z powietrza. Każdy popełnia błędy, kwestia jak my tym najmłodszym dzieciom je wytłumaczymy. Jak ich małe „porażki”, przeobrazić w sukces. Musimy zrobić to tak, że gdy już nadejdą decyzje, problemy, wyzwania, to nie potkną się na pierwszym schodku, gdyż będą potrafiły je pokonać. To jest największa wartość i tego uczę na swoich zajęciach. Czasem bywa, że już po kilku sesjach treningu przygotowania mentalnego przychodzi do mnie młody piłkarz w wieku 13-14 lat i mówi, że jego świadomość bardzo wzrosła, że rozumie wiele rzeczy. Rozumie i rozpoznaje emocje, ma cel zgodny z swoimi wartościami, a wieczorem po meczu potrafi z rodzicami konstruktywnie analizować swój mecz. Taką wartość daje zawodnikom. To wszystko im pomaga na boisku.

Treningi piłki nożnej w wieku 10-11 lat są nauką tego sportu. Podobnie jak zajęcia z angielskiego, treningi również są traktowane jako nauka. Prawdopodobieństwo, że w dorosłym życiu ktoś będzie utrzymywał się, używając piłki nożnej a angielskiego, jest zdecydowanie wyższe po tej drugiej stronie. Mimo tego nikt nie stoi nad dzieckiem uczącym się angielskiego i nie podpowiada mu, nie krzyczy, że nie potrafi określonych czasów czy słówek, a już na treningach czy meczach tak się zdarza i to dość regularnie. Może to porównanie od czapy, ale pokazuje pewien paradoks.

– To jest paradoks, ale to jest właśnie ta orientacja na wynik. Często rodzice spełniają swoje ambicje za pomocą dzieci. Na tym budują poczucie własnej wartości, oczywiście błędne. To jest najgorsze, gdyż działa destrukcyjnie na dzieci. 

Nie ma „tu i teraz”, więc jest źle. Procesu nie widać, proces nie jest mierzalny, a jak coś jest niemierzalne, to już ludzie nie mają do tego zaufania. 

– To jest właśnie kwestia komunikacji. Uczę komunikacji na różnych płaszczyznach, także na linii trener – zawodnik. Trener w trakcie jednostki treningowej ma może 2-3 minuty, by poświęcić je indywidualnie jednemu zawodnikowi. Większość komunikatów jest na zasadzie: „rozumiecie? wszystko jest jasne? To super”. A nie jest jasne, bo każdy inaczej postrzega rzeczywistość, każdy ma swoje tempo rozwoju. Jeden boi się zapytać trenera, bo myśli, że go trener skrzyczy. Drugi wstydzi się wyjść zapytać przed grupą. I to jest błędne koło. Dlatego staram się zachęcać i otwierać dzieci, by dopytywali się trenera o kwestie, których nie rozumieją. 

Jeśli chodzi o rodziców, uświadamiałem ich, by skupiali się na procesie, a nie wynikach. Nie dorzucali presji związanej z przegrywaniem czy wygrywaniem. Niech pomagają dziecku w odróżnieniu osobistej porażki od porażki sportowej. Dać dziecku szansę na podejmowanie decyzji i rozwiązywanie problemów. Nawet, jeśli to będą złe decyzje. To wszystko przechodzi na boisko. Niech pozwolą dziecku na dodatkowe ćwiczenia, które uważają za potrzebne. Wspierać je, oddawać im w jakimś stopniu odpowiedzialność za siebie. Warto zwrócić uwagę na sposób komunikacji, zwłaszcza w momentach, gdy mają słabszą formę sportową i psychofizyczną. Uczulam ich na naukę szacunku oraz wartości wśród dzieci. Szacunku dla trenera i wszystkich osób odpowiedzialnych za ich kompleksowy rozwój, który poparty ich determinacją, pracą zwiększa szanse na spełnienie marzeń, które każdy z nich posiada.

Jednocześnie trener sam powinien zadbać o swój autorytet i szacunek ze strony zawodników. Jeśli nie jest sprawiedliwy, trudno by miał poważanie wśród swoich zawodników.

– Jak patrzę na komunikację na linii trener – zawodnik, uczę pewnej rzeczy. Trener ma w swojej drużynie tzw. „mistrzów świata”, czyli zawodników, którzy wszystko szybko łapią i mają bardzo dobrze rozwinięte aspekty komunikacyjne. Takie osoby należy tylko wspierać i im nie przeszkadzać. Tyle z radości. Więcej mamy jednak rzemieślników, którzy mają predyspozycje, by być tymi mistrzami, zagrać w kadrach, ale tutaj wiele zależy na jakiego trenera czy nauczyciela trafią. Nie możemy ich tego pozbawiać. Tutaj w grę wchodzą kompetencje miękkie. Musimy potrafić zainteresować dzieci, by być dla nich autorytetem, ale nie takim, żeby się bali zapytać. Muszą widzieć sens w zajęciach, które prowadzi trener. Wiele bierze się z pokolenia. My inaczej odbieraliśmy komunikaty od trenera, a dzisiejsza młodzież inaczej. 

Kiedyś dominował tryb rozkazujący, a dzisiaj jest źle on widziany i nie trafia do najmłodszych.

– Nie trafia, masz rację. Tryb rozkazujący budzi naturalny wewnętrzny sprzeciw. Dlaczego ja mam coś zrobić, gdy mi ktoś coś karze? Obecnie duży nacisk kładziony jest na asertywność, dlatego dużo lepszy efekt uzyskamy, prosząc, a najlepszy tłumacząc, dlaczego coś trzeba zrobić i gdzie mnie to zaprowadzi. Rozkazujący tryb wydawania poleceń powoduje, że zawodnicy boją się zapytać trenera, czego niestety wielokrotnie byłem świadkiem w piłce seniorskiej czy młodzieżowej.

Zawodzi wówczas pierwszy stopień komunikacji. Nie może być tak, że komunikacja jest jednostronna – od trenera do zawodników. Przecież trener może się wiele dowiedzieć i nauczyć od swoich podopiecznych. Nie mówię tutaj o piłce seniorskiej, ale także młodzieżowej i dziecięcej. Często dzieci przychodzą i proponują pewne rzeczy na bazie swojej wyobraźni.

– W takim przypadku dajmy dziecku się rozwijać. To pobudza ich kreatywność zwiększa poczucie sprawczości a to ma wpływ na pewność siebie tak wyzna w piłce nożnej.

Do tego jest wielka frajda, jeśli pomysł jednego dziecka wprowadzimy i zrealizujemy. Dziecko jest współodpowiedzialne za proces treningowy. 

– Z punktu widzenia naukowego buduje to ich poczucie sprawczości, a to z kolei buduje pewność siebie, co jest bardzo ważne w piłce nożnej, o czym już wspominałem. Taki zawodnik w trudnych sytuacjach będzie szukał rozwiązań i weźmie odpowiedzialność na swoje barki.

Jeśli trener odczuwa jakąś presję, to czy ona w dużym stopniu przełoży się na zawodników?

– Oczywiście że tak. Czerpiemy energię z ludzi nam imponujących i których uważamy za autorytety. Podobnie przyjmujemy emocje ludzi uważanych przez nas za autorytet, od których się uczymy. Jeżeli trener nie wytrzymuje ciśnienia, to mamy 100% gwarancję tego, że drużyna te emocje przeniesie na boisko. Presja to pewnego rodzaju wywieranie wpływu. To takiego rodzaju pompowanie balonu. Jeśli presja jest na odpowiednim poziomie, ten balon będzie się unosił. Jeśli przesadzimy, balon zostanie rozerwany na strzępy. 

Presja ma swoje pozytywy?

– Tak, presja ma swoje pozytywy. Jeżeli działa na nas motywująco, a nie destrukcyjnie, to informuje nas, że coś jest ważne. Tego też uczę sportowców – radzenia sobie z presją i stresem. Nie chcę, żeby taka sytuacja miała miejsce, by dziecko kończyło „karierę” przez presję, dlatego nad tym pracujemy na zajęciach. Koduję w głowach, że pewien poziom presji jest bardzo potrzebny w naszych karierach. Jako rasa ludzka dobrze reagujemy na presję. Jeśli musimy coś zrobić, robimy to. Gdy zbliża się deadline, wtedy jesteśmy najbardziej produktywni, a informuje o tym nas właśnie presja lub emocja zwana stresem.

Tak, tylko to jest presja zewnętrzna, a nie wewnętrzna, by zbudować w sobie dyscyplinę, by uniknąć potem niepotrzebnych nerwów. 

– Negatywna presja, czyli niekontrolowana, która paraliżuje nas na boisku i poza nim. Systematyczna praca psychologów sportu w porozumieniu z rodzicami i trenerami, żeby to miało ręce i nogi pozwala na wyniesienie świadomości na wyższy poziom. Presje rozkładamy na zewnętrzną i wewnętrzną. Zewnętrzna to wywoływanie wpływu na nas. Od początku to się dzieje. Rodzice, złe oceny, trenerzy, koledzy, prezesi i tak dalej. Każdy coś od nas chce i wymaga. Wszystkie istoty wywierają na nas presję zewnętrzną. Presja jednak jest nieodłącznym elementem gry w piłkę i trzeba to zaakceptować w swojej głowie. Musimy to przyjąć jako coś normalnego, bo ona będzie z nami przez całe życie.

Często słychać takie teksty, gdy rodzic mówi dziecku, że jeśli strzeli trzy gole, pójdą do kina. Pojawia się manipulacja. Dziecko nie skupia się na jak najlepszym występie, tylko na realizacji nieswojego celu.

– I zacznie się zastanawiać, co się stanie, gdy “zawiedzie” swoich rodziców.

Jeśli strzeli trzy gole, będzie nagroda. A jeśli nie strzeli, nic nie będzie…

– Presja wewnętrzna jest trudniejsza. To nacisk, który sami sobie stwarzamy. Z jednej strony to jest super sprawa, bo wymagamy czegoś od siebie. Mamy samodyscyplinę, działamy jak najlepiej. Druga strona medalu jest taka, że odczuwamy wyrzuty sumienia, gdy czegoś nie zrealizujemy przez taką wewnętrzną presję. Jeśli nie będzie ona kontrolowana i analizowana, może zboczyć nawet z dużej kariery piłkarskiej. Świat pokazał, ile talentów się marnuje. 

Możemy robić wiele rzeczy, których efektów nie widać. Presja czasem może przypominać chomika biegającego na kołowrotku. Docieramy do takiego samozaplatającego się koła presji i stresu. One cały czas się łączą i przeplatają. Im większa presja, nad którą nie umiemy zapanować mentalnie, tym większy poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu. Obecność tego hormonu potęguje poczucie stresu. Im bardziej nasz organizm jest narażony na stres, to – w uproszczeniu – będzie więcej produkował kortyzolu, co z kolei utrudnia produkcję jednego z ważniejszych hormonów dla piłkarzy – testosteronu. To hormon męskości, przywództwa i daje nam taką pewność siebie

Pojawiają się myśli: „co się stanie, jeśli tego nie zrobię?”.

– Samo to, że te myśli przebiegają przez naszą głowę, nie jest najgorsze. Istotne jest to, że często irracjonalnie wkręcamy sobie takie tasiemce na temat piłki i nie bierzemy nic innego pod uwagę. Najlepszym sposobem radzenia sobie z tym, będzie taka technika myślenia pytaniami. Uruchamiamy dialog wewnętrzny i bombardujemy swoją głowę pytaniami. „Czy to, o czym myślę jest faktem?”, „czy to ma racjonalne argumenty?” – takie pytania pomagają. To jest narzędzie, które działa. Ponadto, często korzystamy z negatywnego słownika mentalnego. Często źle łączymy znaczenie danego słowa z jego właściwym przeznaczeniem. Przez to następuje niewłaściwe połączenie neuronalne. 

Jakie słowa byś tutaj wskazał?

– Wyrzucił wszystkie słowa „muszę”. Częstą powieloną myślą w głowach zawodników jest słowo „muszę”. To słowo jest twórcą presji. Porównaj dwóch zawodników:

  1. „Muszę iść na trening. Muszę wygrać. Muszę strzelić gola”. 
  2. „Chcę iść na trening, chcę podnosić swoje umiejętności, pragnę strzelać bramki”. 

Dwóch zawodników, a jakie różne podejścia. Pierwszy używa słowa, które nas spina, zamyka. Nikt nie lubi być zmuszanym do czegoś. Czy ktoś każe nam iść na trening, grać w piłkę? To jest wyłącznie nasza decyzja. Drugi zawodnik ma właściwe podejście. Słowo „chcę” ma w sobie bardzo dużo pozytywnych emocji. Korzystając z takiej narracji, każdy będzie w stanie pozytywnie rozładować skutki presji. Jest to też twoja świadoma decyzja, jeśli chcesz. Jeśli musisz, to… nie jest świadoma. Dobór słów jest ważny przy radzeniu sobie z presją. Ja daję narzędzia, ale już każdy po swojemu dobiera sposoby radzenia sobie z tym. Wtedy stres i presja może być naszym sprzymierzeńcem w piłce nożnej. 

***

– Uczulam także zawodników by unikali stresogennych czynników przed treningami czy meczami. Poza boiskiem jesteś tą samą osobą, co na boisku. Cenną wskazówką jest zminimalizowanie przed meczem stresów pozaboiskowych. Bo one się potem odbijają na grze. Poważne rozmowy, kłótnie – tego trzeba się wystrzegać. Zawodnicy ze sztuk walki często w dniu walki wyłączają rano telefon i włączają go po zawodach. Chcą uniknąć niespodziewanych sytuacji. U piłkarzy jest różnie. Nieraz obserwuję na odprawach albo w szatniach, że piłkarze „siedzą” na telefonie. To są pojedynczy zawodnicy, ale oni mają wpływ na cały zespół. Taki zawodnik potem wchodzi w mecz dopiero około 30. minuty. 

Mecz rozgrywamy już, odkąd pakujemy buty do torby. Już wtedy powinniśmy ten mecz „rozgrywać w głowie”. Wszystko jest istotne. Należy zacząć od dobrego wyspania się, bo to sen jest najlepszą regeneracją. Zaplanować dzień meczu. Zrobić listę rzeczy, które pozwolą nam optymalnie przygotować się do meczu. Godziny pobudki, śniadania, wyjazdu z domu, co będę robił w szatni przed spotkaniem i tak dalej. O tym się myśli już dzień przed meczem. Stworzenie takiej rutyny pomaga nam, by tysiące myśli potrafić odrzucić. Warto także „zobaczyć swój mecz”, czyli użyć treningu wyobrażeniowego. Wspomnieć swoje najlepsze mecze, by podnieść pewność siebie, zwrócić uwagę na odpowiedni stopień pobudzenia. Każdy świadomy zawodnik powinien mieć swój indywidualny przepis na mecz, który pozwoli mu po wyjściu na boisku bawić się i czerpać z gry przyjemność, bo o to przede wszystkim chodzi.

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. Prywatne archiwum Łukasza Kozaka