Rogalski: „Chcemy by dzieci, jak najpóźniej zetknęły się z presją wyniku”

Brak tabel i wyników w rozgrywkach skrzatów, żaków i orlików traktujemy dzisiaj jako normalność. Jednak to województwo zachodniopomorskie jako pierwsze poszło w tym kierunku. Skąd taki pomysł i co dalej? Maksymilian Rogalski, przewodniczący wydziału szkolenia ZZPN, opowiedział o specyfice regionu oraz projektach wojewódzkiego związku dotyczących szkolenia. 

Rogalski: „Chcemy by dzieci, jak najpóźniej zetknęły się z presją wyniku”

Zachodniopomorski ZPN był prekursorem w aspekcie zniesienia ewidencji tabel i wyników w najmłodszych kategoriach wiekowych. Dzisiaj mamy to w całym kraju, ale to ZZPN rozpoczął ten trend kilka lat temu

– Tak jest, nasz pomysł powstał kilka lat temu, a nowa władza w ZZPN-ie kontynuuje projekt „Pierwsza Piłka”. Jego główną cechą był brak tabel oraz wyników. Rozgrywki najmłodszych traktujemy jako święto dla dzieci i rodzin. Dzieci mają grać, więc chcieliśmy zdjąć presję z nich oraz trenerów. Cieszy też, że gdy tylko prezes Mateńko objął funkcję wiceprezesa ds. szkolenia, udało się to przełożyć na cały kraj. Możemy być jednak dumni, że zapoczątkowaliśmy taki trend.

Kiedyś Marek Safanów opowiadał o tym, że turnieje żaków i orlików zostały przeformatowane w rodzinne pikniki połączone z grą w piłkę. 

– Wszystko zależy od możliwości organizatora – gospodarza. Zazwyczaj to wygląda tak: rodzice przygotowują posiłki dla uczestników. Oprócz samego grania, rywalizacji na boisku, jest też taka odskocznia dla rodziców, że mogą sobie coś zjeść, usiąść, spędzić miło czas, bez niepotrzebnych napięć oraz presji związanych z rywalizacją o konkretne miejsca. Czysta zabawa dla wszystkich.

Taka forma sprawia, że presja ze strony rodziców maleje, co można sobie niejako porównać z wieloma turniejami komercyjnymi, gdzie jest klasyfikacja miejsc, a humory dorosłych mocno zależą od tego, jak pójdzie najmłodszym na boisku. Niejako można to podpiąć pod waszą konferencję z Koszalina „Skuteczna komunikacja na linii trener-rodzic-zawodnik” w teorii i praktyce (konferencja odbyła się w ostatni weekend – przyp. red.).

– Też mam syna w kategorii żak i znam to z autopsji. Dziecko nie podchodzi do turnieju na zasadzie wygram/nie wygram i od tego uzależnia się humor. Kojarzy to raczej z pozytywnym i radosnym wydarzeniem, festynem, gdzie spędza miło czas. To jest właśnie najważniejsze. Przy okazji tej konferencji to także kluczowe, żeby o tym mówić oraz edukować trenerów, bo to element całej układanki.

Oczywistym jest, że każdy woli wygrywać niż przegrywać. Jednak obserwując najmłodsze dzieci na turniejach, widać, że często bardzo szybko wyrzucają z głowy ewentualne porażki, bawiąc się w oczekiwaniu na kolejne granie w dobrych humorach.

– Tak to wygląda i to jest fajne. Chcemy by dzieci, jak najpóźniej zetknęły się z presją wyniku. Wiadomo, że oni też chcą wygrywać, rywalizować. Dla nich także celem jest strzelić gola, zwyciężyć. Naszą rolą – Związku – jest zrobić to, by od nich tego nie wymagać. To musi się w nich zrodzić. Jak widzę na przykładzie mojego syna, to bardziej jest zabawa na festynie. Dopiero u starszych, gdzie pojawia się większa świadomość, pojawiają się też cele indywidualne nakreślane przez dzieci.

Jednym z kolejnych projektów ZZPN jest „Ławka kar”. Może stricte nie odnosi się do szkolenia piłkarskiego, ale to projekt z elementami wychowawczymi, czyli coś potrzebnego w edukacji piłkarskiej. 

– Kultura jest bardzo ważna, sport powinien jej uczyć, bo ma swoje zadania wychowawcze. Chcemy zwalczyć chamskie zachowania wobec sędziów, więc to kolejna ciekawa inicjatywa. Projekt powinien zwrócić uwagę, że złe zachowanie wobec sędziów czy innych zawodników nie będzie tolerowane. Hasło „respect” widniejące na imprezach organizowanych przez UEFA, u nas obowiązuje wszędzie – w ligach wojewódzkich czy w bardziej lokalnym wymiarze. Mieliśmy kiedyś przykry incydent, gdy zawodnik uderzył sędziego i ten musiał zejść z boiska. Nie chcemy powtórek, więc trzeba eliminować to jak najszybciej, na wczesnym etapie.

Takie patologiczne zachowania sprawiają, że potem brakuje sędziów, a to może wpłynąć na dezorganizację rozgrywek, czyli de facto ma wpływ na szkolenie. System naczyń połączonych. 

– Wszystko od wszystkiego zależy. Oprócz tego, że jest widowisko sportowe i mecz, na każdych zawodach muszą być sędziowie. Dzisiaj faktycznie jest kłopot z zachęceniem młodych chłopaków do bycia sędzią. Dlatego takie projekty muszą uczyć kultury sportu wszystkich, by całość mogła dobrze funkcjonować. 

Regularnie na Twitterze możemy obserwować cykl ZZPN-u „MAMO! Ale trening”, czyli środki treningowe wrzucane w social media. Niby podstawa dzisiaj, ale nie wszystkie wojewódzkie związki tak do tego podchodzą. 

– Na pewno to dużo nie kosztuje. Social media są wszechobecne i każdy z nas je sprawdza. Nie jest to bardzo obciążające, a pozwala na najprostszą linię komunikacji z trenerami, rodzicami czy dziećmi w dzisiejszych czasach. Dzięki naszym trenerom z AMO możemy się też w taki sposób komunikować ze środowiskiem. 

https://twitter.com/ZZPNpl/status/1639182761599680516

Każde województwo ma swoją specyfikę. Położenie geograficzne sprawia, że wszędzie „w Polskę” macie daleko. Czy to jest jakieś wyzwanie pod kątem szkoleniowym? Mowa głównie o rozgrywkach centralnych.

– Na rynku krajowym tak, na innym nie. Jesteśmy blisko granicy i za nią często szukamy wyzwań podczas turniejów międzynarodowych, chociażby w okolicach Berlina. Trzeba sobie w jakiś sposób radzić. Patrząc na województwo oraz liczbę drużyn na poziomie centralnym, nie jest zbyt bogato. Jest oczywiście Pogoń Szczecin, kiedyś była Flota Świnoujście na poziomie I ligi. Teraz Kotwica Kołobrzeg walczy o awans na zaplecze Ekstraklasy, ale chciałoby się więcej drużyn na wysokim poziomie. Wtedy więcej klubów oraz młodzieży mogłoby na tym skorzystać. Myślę, że z czasem to przyjdzie. Wówczas region będzie bogatszy pod tym względem i nie będziemy musieli patrzeć z zazdrością, że inne województwa mają większe możliwości, choćby pod względem gier sparingowych na odpowiednim poziomie. 

Jesteście blisko Niemiec, jeździcie tam na turnieje, a jak wiadomo nasi zachodni sąsiedzi zrobili poważne reformy szkoleniowe. W teorii gonimy Zachód, a praktyka pokazuje coś innego. Czy korzystacie z ich myśli szkoleniowej?

– Staramy się dzielić wiedzą, ale także czerpać od innych. Działania innych federacji oraz miejsce, w którym są, pokazują, że możemy czerpać duże korzyści z inspiracji na temat szkolenia. Mimo wszystko działamy po swojemu, mamy wiele akcji i to my musimy sobie sami narzucać działania w wojewódzkich związkach. Wszystko oczywiście w korelacji z PZPN-em, tak żeby to było jednym systemem. 

Czy ZZPN współpracował z niemiecką federacją lub z którymś landem pod względem szkoleniowym?

– Raczej takie kooperacje czy współprace się nie pojawiają. Jeśli już to odbywa się bardziej na poziomie klubów, akademii, gdy dwie strony – lub więcej – mogą się dogadać. Mowa tutaj o wyjazdach na turnieje. Kluby z województwa zachodniopomorskiego często odwiedzają takie ośrodki, jak Berlin czy Rostock, ale to działa także w drugą stronę. Mowa o turniejach dla najmłodszych, ale także kategoriach U-15 i U-17. 

Wymienił pan Pogoń, wspominał o Flocie czy Kotwicy. W ostatnich latach przebijali się Błękitni Stargard, ale generalnie na najwyższym poziomie wielu klubów z ZZPN-u nie ma. Mimo tego spokojnie można wymienić wielu reprezentantów Polski pochodzących z regionu. Skąd taka rozbieżność?

– Do większych ośrodków zaliczyłbym jeszcze Koszalin, gdzie jest trochę zawodników. Talenty rodzą się wszędzie. Weźmy takie nazwiska jak Kacper Kozłowski czy niedawny debiutant w Ekstraklasie Adrian Przyborek, którzy stamtąd przyjechali do Szczecina. Wydaje mi się, że w wielu miejscach wszystko rozbija się o finanse i możliwości rozwoju. Czasem trzeba poczekać na to, by pewien proces zaczął działać. Przykładem niech będzie Kotwica, która walczy o awans do I ligi, ale początek wiosny pokazuje, że nie będzie łatwo. Nie ma co się jednak oszukiwać, finanse będą kluczowe przy ewentualnym awansie oraz dłuższym utrzymaniu. To jednak mogłoby wzmocnić region i mam nadzieję, że tak się zdarzy. 

Kończąc już temat „sąsiadów” na mapie, wróćmy do spraw krajowych. Nasze otoczenie mocno wpływa na rywalizację. Dookoła są województwa: pomorskie, wielkopolskie oraz lubuskie. Przy czym ten ostatni region trudno uznać za wielkiego rywala, patrząc na siłę ich klubów. 

– Talenty rodzą się wszędzie, woj. lubuskie nie jest inne pod tym względem. Tam też są dobrzy trenerzy, którzy potrafią prowadzić zawodników. Nie ma jednak klubów na poziomie centralnym, które dałyby możliwość tym zawodnikom rozwoju. Przez to województwo lubuskie jest, brzydko mówiąc „rozkradane” z największych talentów przez zachodniopomorskie, wielkopolskie oraz dolnośląskie. Mecze kadr województwa sprawiają, że najbardziej wyróżniający się chłopcy szybko trafiają do notesów skautów i potem można ich ściągnąć do siebie. Tam zdecydowanie brakuje silnego rywala, chociażby na poziomie I ligi, który mógłby utrzymać tych zawodników. Dlatego oni trafiają do jednego z wymienionych województw.

Czy klubom z zachodniopomorskiego jest trudniej ściągnąć zawodników z Polski do swoich akademii? Mówię o tych, którzy mają swoją renomę w szkoleniu – Pogoń, FASE. Odległości robią swoje, w porównaniu do Legii czy Lecha leżących bardziej w środkowej części kraju. 

– Jako osoba pracująca w Pogoni mogę powiedzieć, że nie zerkamy w stronę Lubelszczyzny czy innych odległych województw. Już na starcie mamy trudny orzech do zgryzienia w kontakcie z rodzicami właśnie pod kątem odległości. Dawno temu postawiliśmy na wyszukiwanie zawodników z naszego regionu i województwa. Wszystko jest uzależnione od kategorii wiekowych. Jeśli to jest młodszy chłopiec, staramy się go bodźcować pojedynczymi treningami czy wyjazdami na turniej z daną kategorią wiekową. Nie wyciągamy jednak ze środowiska, tylko czekamy na odpowiedni moment. Łatwiej jednak przenieść się z Koszalina czy Świnoujścia do Szczecina, niż z Krosna, Rzeszowa czy Lublina. Po drodze jest wiele innych ośrodków, które dobrze szkolą. 

ROZMAWIAŁ RAFAŁ SZYSZKA

Fot. Newspix