„To są 14-latkowie, oni mają prawo popełniać w tym wieku błędy”

Dołączając do Łódzkiej Akademii Futbolu, Jarosław Staniaszczyk usłyszał od prezesa klubu, że długofalowym celem dla rocznika 2009 jest awans do CLJ-ki, co udało się osiągnąć od razu w pierwszym podejściu. Na co stać tę drużynę na szczeblu centralnym? Jak szkoleniowiec ŁAF-u ocenia poziom rozgrywek?

„To są 14-latkowie, oni mają prawo popełniać w tym wieku błędy”

Gdy cztery lata temu odwiedziłem Łódzką Akademię Futbolu, był to największy ośrodek w Łodzi pod względem liczby trenujących dzieci. Coś się zmieniło w tej kwestii?

– Myślę, że dalej tak jest. Oprócz reprezentacji, które tworzymy, czyli grup biorących udział w rozgrywkach pod egidą Łódzkiego ZPN-u, mamy też drużyny naborowe – w tym momencie od rocznika 2018. W Łódzkiej Akademii Futbolu szkoli się obecnie ok. 820 dzieci. Wiadomo, że „rynek” nie śpi, inne kluby czy szkółki także nie próżnują. Mogę powiedzieć, że jesteśmy pierwowzorem dla Młodego Widzewa, bo Widzew poszedł tą samą drogą, co my, czyli otworzył ośrodki w kilku dzielnicach.

Jak zaczęła się pana przygoda z Łódzką Akademią Futbolu?

– Jestem dość długo związany z Łódzką Akademią Futbolu, bo w tej szkółce „pierwsze kroki” stawiał mój syn. Zacząłem się interesować trenerką, sam gdzieś wcześniej kopałem, natomiast szkoleniowcem rocznika 2009 jestem od niemal czterech lat. Od kategorii młodzika budowałem tę drużynę z myślą, żeby to był nasz flagowy rocznik i w przyszłości zagrał na szczeblu centralnym. Przez trzy i pół roku pracy tylko raz zdarzyło się, że nie wygraliśmy ligi.

Jak zmienił się pański zespół przez ten okres? W CLJ-ce grają ci sami chłopcy, których prowadził pan w młodzikach?

– Ideą akademii jest to, żeby budować zespoły przez lata, żeby nazwiska za bardzo się nie zmieniały. Ponad 80% zespołu, który prowadzę w tej chwili, to są nasi wychowankowie, którzy zaczynali przygodę z piłką od grup naborowych Łódzkiej Akademii Futbolu. Myślę, że to jest wartość dodana naszego zespołu, bo to oznacza, że jako trenerzy robimy naprawdę dobrą robotę od podstaw z tymi dziećmi. Są też oczywiście chłopcy, którzy do nas dołączyli, są również tacy, którzy odeszli z klubu, ale to jest normalne. Jeżeli ktoś nowy chciałby do nas dołączyć, to nie ma problemu, bo w tym roczniku mamy drużynę, która walczy na szczeblu centralnym oraz drużynę w drugiej lidze wojewódzkiej.

Wspomniał pan wcześniej, że awans do Centralnej Ligi Juniorów był celem długoterminowym. Czy taki sam cel postawiliście sobie przed startem minionego sezonu?

– Co roku chcieliśmy wygrać swoją grupę, swoją ligę. Jeżeli dzieciaki chcą grać w piłkę, muszą mierzyć wysoko. Czy za każdym razem się uda? Ciężko powiedzieć, bo to wciąż są dzieci. Jeśli chodzi o Centralną Ligę Juniorów, to gdy przechodziłem z AKS-u SMS Łódź do ŁAF-u, podczas rozmowy z prezesem usłyszałem, że to ma być pierwszy zespół Łódzkiej Akademii Futbolu, który zagra na szczeblu centralnym. To nie jest dla nas niespodzianka albo efekt przypadku, tylko ciężka praca całego zespołu. Najważniejszy dla nas był rozwój, a drugim celem – tym pośrednim – był awans do CLJ-ki.

W barażach trafiliście na Mazurię Giżycko, z którą przegraliście pierwszy mecz.

– Tak było. Pierwszy mecz przegraliśmy 2:4 i powiem szczerze, że nie byłem zły na naszą grę albo samych zawodników, tylko na to, że przegraliśmy z drużyną, która piłkarsko wcale nie była od nas lepsza. Wszystko im wychodziło tego dnia. To są dzieci, chłopcy mają po 14 lat, więc jeżeli mają dobry dzień, to go wykorzystają, ale może się równie dobrze zdarzyć, że akurat będą mieć zły dzień. Widziałem, że niektórzy nasi chłopcy stresowali się tym spotkaniem, m.in. nasz bramkarz, któremu trochę głowa „nie dojechała” na ten mecz. Do tego dwóch naszych piłkarzy zagrało poniżej oczekiwań. Gdy opuściliśmy stadion, zatrzymaliśmy się za chwilę na stacji, bo widziałem, że chłopcy byli przygnębieni tą porażką. Powiedziałem im, że podchodzę z dużym szacunkiem do przeciwnika, ale jestem w stanie założyć się z każdym o cokolwiek, że w rewanżu wysoko z nimi wygramy i zagramy w CLJ-ce. Myślę, że Mazuria była na poziomie zespołów ze środka tabeli ligi wojewódzkiej. Byłem wręcz pewien awansu, mimo porażki w pierwszym spotkaniu, bo wiedziałem, że u nas zagramy zupełnie inny mecz. Znam swoją drużynę, wiem, na co ich stać. Już do przerwy prowadziliśmy 4:0, a ostatecznie wygraliśmy 7:1.

Terminarz Centralnej Ligi Juniorów U-15 ułożył się w ten sposób, że w pierwszych czterech spotkaniach mierzyliście się wyłącznie z ekipami ze stolicy – Escolą, Varsovią, Legią oraz Polonią. Jak pan ocenia poziom tych drużyn?

Wiedzieliśmy, czego spodziewać się po tych zespołach. Nie mogę powiedzieć, że były to przyjemne spotkania, bo te drużyny grają bardzo szybką i ofensywną piłkę. Co więcej, musieliśmy się też przyzwyczaić do grania na 1-2 kontakty. Wiedziałem, jak będzie wyglądał mecz z Escolą, uprzedzałem chłopców i udało nam się zrealizować przedmeczowe założenia. Niewiele brakowało, a wygralibyśmy to spotkanie, bo mieliśmy sporo sytuacji. Jeżeli chodzi o starcie z UKS-em Varsovia, to po nim także pozostał duży niedosyt, ponieważ mogliśmy go wygrać. Nie wykorzystaliśmy rzutu karnego i skończyło się 2:2.

W starciu z Legią o żadnym niedosycie chyba nie mogło być mowy, bo „Legioniści” was rozgromili…

– Uważam, że w tym momencie Legia Warszawa jest najlepszym zespołem w tej lidze. Szczególnie wyróżniał się Vu Hoang Nguyen, który trafił tam z Escoli Varsovia. Przegraliśmy 1:8, dostaliśmy ogromną lekcję pokory, natomiast muszę powiedzieć, że oglądanie tego zawodnika było przyjemnością.

Przegraliście z Legią, a następnie odnieśliście pierwsze zwycięstwo na szczeblu centralnym.

Wygraliśmy 3:2 z Polonią Warszawa. Mój zespół jest taki, że zawsze gra do końca, nawet gdy przegrywa. Tutaj ułożyło się tak, że prowadziliśmy 2:0, „Czarne Koszule” doprowadziły do wyrównania, ale w końcówce przychyliliśmy szalę zwycięstwa na swoją korzyść. To była ogromna radość dla tych chłopaków, na pewno zespół mentalnie się rozwinął po tym meczu. Powiem szczerze, że po spotkaniu z Legią Warszawa chłopcy byli przygnębieni, ale na pierwszym treningu w poniedziałek powiedzieliśmy sobie, że trzeba zapomnieć o tym starciu, wyczyścić głowy i należy patrzeć do przodu. To są 14-latkowie, oni mają prawo popełniać błędy, wręcz powinny im się zdarzać teraz, a nie później w piłce seniorskiej.

Na co stać was w Centralnej Lidze Juniorów?

– Uważam, że ten zespół stać na zajęcie miejsca w pierwszej czwórce. Cel się nie zmienia, zawsze chcemy zająć jak najwyższą lokatę. Czy się uda? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie, bo to wciąż są dzieci. Myślę, że w tej lidze każdy jest stanie wygrać z każdym. Wisła Płock pokonała 2:1 Legię Warszawa, a następnie przegrała z Polonią i AP Junior Białystok, który wcześniej za każdym razem schodził z boiska pokonany.

Marcin Włodarski na konsultację szkoleniową rocznika 2009 powołał m.in. Tomasza Bartkowskiego z Łódzkiej Akademii Futbolu. Co to za zawodnik? Czym się wyróżnia?

– To nasz bramkarz, chłopiec o kapitalnych warunkach fizycznych, bo w wieku 14 lat mierzy 196 centymetrów. Na co dzień szkoli się w Akademii Bramkarskiej Nazero, w którym trenował także Aleksander Bobek z ŁKS-u Łódź, więc nie pracują tam przypadkowi ludzie. Tomek przebywa w ŁAF-ie na wypożyczeniu, chociaż jest naszym wychowankiem. Jest to radość dla nas, że został powołany na konsultację młodzieżowej reprezentacji Polski, bo to pierwszy chłopak z Łódzkiej Akademii Futbolu, któremu się to udało. Równocześnie wiem, że to nie ostatni nasz piłkarz, który otrzyma powołanie na kadrę Polski.

– Mamy też świetnego chłopaka w linii ataku, który praktycznie w każdym meczu strzela gole lub otwiera drogę do bramki kolegom. Wcześniej był obserwowany przez Legię Warszawa, jest nim także zainteresowany ŁKS Łódź. Rozmawiałem ze skautem kadry U-15 na woj. łódzkie i wiem, że Hubert Gawroński też jest w kręgu zainteresowań reprezentacji, więc również pewnie otrzyma taką szansę, żeby pokazać się na zgrupowaniu. Pamiętam, że gdy obejmowałem ten zespół, to usłyszałem, że jest obrońcą, trzecim wyborem niezbyt garnącym się do pracy. Zauważyłem w nim jednak coś więcej, widziałem, jak się porusza po boisku i stwierdziłem, że jest urodzoną dziewiątką. Ten chłopak zdobywa mnóstwo bramek, ale wciąż dużo pracy przed nim. Prowadzę równocześnie drużynę seniorską, ale cieszę się, że mam także okazję pracować z młodszymi zawodnikami, bo to czysta przyjemność.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Jarosław Staniaszczyk