Co trenerzy sądzą o reformie Centralnej Ligi Juniorów U-15?

Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował się dokonać zmian w rozgrywkach trampkarzy starszych. Co trenerzy sądzą o reformie Centralnej Ligi Juniorów U-15? Zapytaliśmy ich o tę kwestię.

Co trenerzy sądzą o reformie Centralnej Ligi Juniorów U-15?

Początkiem października informowaliśmy o zmianach w CLJ U-15, które będą obowiązały od następnego sezonu. Zespoły nie będą spadać z ligi co rundę, a do każdej z czterech grup dołączy po sześć klubów – mistrzowie lig wojewódzkich w młodszym roczniku oraz po dwie ekipy wyłonione w wyniku meczów barażowych pomiędzy drużynami zajmującymi 2. lokatę w tabelach końcowych tychże lig.

Jak będą wyłaniani zwycięzcy rozgrywek? Po rozegraniu rundy rewanżowej odbędzie się runda rewanżowa (1/2 finału i finał) z udziałem drużyn, które zajmą 1. pozycję w tabelach końcowych poszczególnych grup. Cztery najsłabsze zespoły z każdej grupy spadną z ligi, a ich miejsce zajmą mistrzowie poszczególnych rozgrywek wojewódzkich.

Jak trenerzy patrzą na nową reformę rozgrywek centralnych? Zapytaliśmy szkoleniowców zarówno topowych ekip, jak i tych, które częściej walczą o utrzymanie niż liczą się w walce o mistrzostwo.

– Myślę, że to dobrze, że liga zostanie powiększona, bo gra z różnymi zespołami będzie rozwojowa dla zawodników, natomiast wciąż nie rozumiem, dlaczego w Polsce nie ma Centralnej Ligi Juniorów U-16? – pyta Jarosław Staniaszczyk z Łódzkiej Akademii Futbolu.

– Z szerszej perspektywy uważam, że to dobry pomysł. Dlaczego? Nie będzie spadków co rundę. Bywa tak, że połowa stawki do samego końca musi walczyć o utrzymanie na szczeblu centralnym, a to niestety często wpływa negatywnie na jakość gry tych drużyn. Nie neguję tego pomysłu. Myślę, że to krok w dobrym kierunku – sądzi Patryk Chabowski z Warty Poznań.

– Jeśli chodzi o tę zmianę, a zarazem patrząc na ostatnie lata, w których zespoły z czołówki w tej kategorii wiekowej raczej się powielają, to nie uważam, żeby to było świetne rozwiązanie dla najlepszych chłopców – mówi nam Maciej Seroka z Akademii Stali Rzeszów.

– Okej, będzie więcej drużyn, może trochę mniej presji, ale musimy sobie odpowiedzieć na pytanie dotyczące celu tych rozgrywek. Jest to stworzenie środowiska dla najlepszych zawodników w Polsce czy zwiększanie dostępu dla mniejszych ośrodków do gry na szczeblu centralnym? – tłumaczy Adrian Filipek, który w Akademii Wisły Kraków odpowiada m.in. za Departament Rozwoju Zawodnika.

Odpowiadając na pytania zadane przez trenera Filipka należy zwrócić uwagę, że akurat rozgrywki trampkarzy starszych nie są „zabetonowane” i w ostatnich latach do CLJ-ki naprawdę udało się awansować wielu niedużym ośrodkom. Na szczeblu centralnym rywalizowały m.in. Kosa Konstancin, Chemik Bydgoszcz, TS Przylep Zielona Góra, Radunia Stężyca, Podlasie Biała Podlaska, Olimpijczyk Kwakowo albo Hetman Zamość.

Od sezonu 2020/21 czterokrotnie zdarzyło się, że swoją grupę w Centralnej Lidze Juniorów U-15 wygrał beniaminek, natomiast aż… 18 razy nowy zespół w grupie po kilku miesiącach wracał z powrotem do ligi wojewódzkiej.

– Dojdą drużyny, które nie wywalczyłyby awansu do 8-zespołowej ligi, więc należy spodziewać się, że raczej będą to ekipy walczące o pozostanie na szczeblu centralnym. To na pewno dla nich fajna sprawa, natomiast kategoria U-15 powinna tworzyć środowisko dla najlepszych, a nie uważam, że kluby, które awansują, podniosą poziom rozgrywek. Raczej skłaniam się ku temu, że będą go obniżać. Myślę, że to będzie po raz kolejny wyzwanie dla akademii, żeby w trakcie sezonu organizować sobie dodatkowe sparingi z topowymi ekipami – sądzi Seroka.

– Zgadzam się, że „na papierze” możemy mieć większą liczbę mniej wymagających meczów, aczkolwiek uważam, że w praktyce w ligach wojewódzkich też są dobre kluby, które mogą później z powodzeniem rywalizować w CLJ-kach. Nie twierdzę, że nie ma ryzyka, że do Centralnej Ligi Juniorów awansują słabsze ekipy, ale z drugiej strony nie jest też tak, że każdy zespół z założenia jest skazany na porażkę, bo wcześniej musi udowodnić swoją jakość we własnym województwie – podkreśla Chabowski.

– Zdaję sobie sprawę, że granie z zespołami naszego pokroju nie będzie dla czołowych ekip najlepsze pod kątem rozwoju. Myślałem na chłodno o tej reformie i uważam, że jesienią każdy mógłby grać z każdym, a wiosną należałoby oddzielić grupę mistrzowską od spadkowej. Ekipy z dołu tabeli mogą wówczas rywalizować między sobą, a te z czołówki – także między sobą. Może właśnie takie rozwiązanie należałoby wprowadzić? – mówił nam w zeszłotygodniowym wywiadzie Rafał Świtaj ze Stilonu Gorzów Wielkopolski.

– W barażach mierzyliśmy się ze Ślęzą Wrocław i uważam, że ten zespół spokojnie poradziłby sobie na szczeblu centralnym, ale niektóre zespoły mogą mocno odstawać od reszty stawki. Nie wiem, czy to będą rozwojowe mecze dla topowych akademii – mówi Łukasz Rozmus z Podbeskidzia Bielsko-Biała.

– Jeśli chodzi o tę reformę, to będzie ona komfortowa dla drużyn, które utrzymają się w CLJ-kach, bo tak naprawdę na wiosnę każdy będzie grał na luzie – nikt nie spada, więc gra też będzie dużo bardziej ofensywna, a więc będzie to z korzyścią dla młodych zawodników. Uważam również, że dzieci z mniejszych ośrodków także powinny dostać swoją szansę. Jestem zwolennikiem patrzenia też na słabsze zespoły i ligi, bo zawsze można stamtąd wyjąć zdolnego chłopaka. Jeśli dany zespół będzie słaby i odstawał od reszty stawki, to być może ma w swoich szeregach zawodnika, na którego warto zwrócić uwagę, a on później trafi do lepszej akademii – zwraca Staniaszczyk.

Ilu chłopaków wyróżnia się w ligach wojewódzkich i nie wiedzą o nich przedstawiciele topowych szkółek? Jaka jest szansa, że dopiero w Centralnej Lidze Juniorów ktoś dostrzeże potencjał takiego piłkarza? Maciej Seroka oraz Adrian Filipek twierdzą, że mówimy o nielicznych wyjątkach.

– Myślę, że jeśli chłopak trafia z małej szkółki do klubu rywalizującego w lidze wojewódzkiej i tam się wyróżnia, to następnie ma możliwość rywalizacji w CLJ-kach. Nie sądzę, że w Polsce mamy problem z wyłapywaniem utalentowanych dzieciaków. Zresztą, są różne projekty PZPN-u i ci chłopcy z mniejszych ośrodków też dostają szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności – tłumaczy Filipek.

– Podchodzę do tego w ten sposób, że zdecydowana większość zdolnych i perspektywicznych 14-latków gra dziś na szczeblu centralnym. Bardzo rzadko się zdarza, żeby ktoś nie przeszedł przez „sito” LAMO czy ZAMO, żeby „nie odkryły” go czołowe ośrodki. Uważam także, że są takie dzieciaki, które mogą się jeszcze rozwinąć, bo są np. późno dojrzewające. Na Podkarpaciu mamy przykład Bartka Okólskiego z Beniaminka Krosno, który mimo że dostał powołanie do kadry Polski, dalej gra w lidze wojewódzkiej. Ale to są kompletne wyjątki – podkreśla Seroka.

Na zmianach wprowadzonych przez Polski Związek Piłki Nożnej najwięcej zyskają zespoły z dołu tabeli, które teraz będą mogły częściej rywalizować z ekipami o zbliżonych umiejętnościach piłkarskich, natomiast najwięcej stracą… czołowe ośrodki szkolenia dzieci i młodzieży nad Wisłą, które w trakcie sezonu rozegrają prawdopodobnie dodatkowe kilkanaście niezbyt wymagających spotkań.

– Zgadzam się z trenerem Stilonu Gorzów Wielkopolski, który stwierdził, że w Polsce jest sporo drużyn, które są zbyt dobre na ligę wojewódzką, ale zbyt słabe na CLJ-kę. Jeśli z tego Stilonu np. dwóch chłopaków trafi do mocniejszej akademii, to czy nie jest to dobre? Czy ktoś zwróciłby na nich uwagę, gdyby grali w lidze wojewódzkiej? Szczerze? Śmiem w to wątpić… – uważa Jarosław Staniaszczyk.

– Na pewno ktoś miał dobry zamysł, natomiast patrząc przez pryzmat najlepszych chłopców i drużyn, nie jest to super zmiana. Bardzo dużo byśmy dali, żebyśmy mogli częściej rozgrywać spotkania na poziomie półfinałów mistrzostw Polski. W jaki sposób? Można byłoby zorganizować po rundzie jesiennej dodatkowe granie dla topowych ekip. Myślę, że każdy zwycięzca swojej grupy ma zaledwie kilka naprawdę dobrych meczów w skali rundy albo sezonu, a to trochę za mało – twierdzi szkoleniowiec z Akademii Stali.

– Trzeba wierzyć w to, że ktoś ma na to jakiś pomysł, rozmawiał z ludźmi, przeprowadził badania i wyszło mu, że zmiany będą ostatecznie pozytywne – kończy Adrian Filipek.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix