„Myślę, że pieniądze od PZPN i tak pójdą na wypłaty dla piłkarzy”

Program pomocowy Polskiego Związku Piłki Nożnej mocno wesprze również szkolenie. Ekstraklasowe akademie dofinansowane zostaną kwotami rzędu prawie dwóch milionów złotych. Co jednak z pozostałymi? Co z choćby Escolą Varsovia, która ma swoich przedstawicieli we wszystkich Centralnych Ligach Juniorów? Z prezesem warszawskiej akademii, Wiesławem Wilczyńskim, porozmawialiśmy o destrukcyjnym wpływie pandemii na jego klub, programie certyfikacji PZPN dla szkółek piłkarskich oraz pieniądzach, które mogą wpłynąć na nieuczciwość rywalizacji w CLJ.

„Myślę, że pieniądze od PZPN i tak pójdą na wypłaty dla piłkarzy”

W mocnych słowach wypowiedział się pan dla „Kanału Sportowego” na temat dofinansowania, które Polski Związek Piłki Nożnej przeznaczył na piłkę dziecięcą i młodzieżową. Z czym się pan nie zgadza?

– Chciałbym na początku jeszcze raz zaznaczyć, że wszelkie formy wsparcia, projekty, jakie przedstawia PZPN klubom, należy przyjąć bardzo pozytywnie i życzliwie. Ja tak samo to przyjmuje i myślę, że tych projektów i pomysłów jest na tyle dużo, że okres ostatnich lat kadencji prezesa Zbigniewa Bońka należy ocenić bardzo pozytywnie. Ale wchodząc w szczegóły, muszę patrzeć jako właściciel, menedżer, człowiek, który musi dbać o rozwój swojej akademii, swoich piłkarzy – to tu miałbym poważne uwagi. Jeżeli chodzi o ostatni projekt, to on nas omija i nie mamy możliwości, żeby być beneficjentem tej inicjatywy.

Patrząc na to, w jaki sposób zadziałał PZPN, to priorytetem było to, żeby piłka nożna przetrwała, żeby kluby ze szczebla centralnego były w stanie się utrzymać po okresie pandemii.

– Dużo było uwag co do funkcjonowania klubów na przestrzeni ostatnich miesięcy czy lat. Wszyscy dobrze wiemy, że w klubach o skromnych budżetach większość pieniędzy jest przejadanych na wypłaty dla piłkarzy. Gdyby tak przypatrzyć się ich sprawozdaniom finansowym, wiele z nich nawet chyba nie utrzymuje tzw. finansowego fair play. Wiem, że Polska to nie Anglia, Niemcy czy Hiszpania, klubom jest znacznie trudniej, niemniej jednak są ligi o podobnym potencjale – dla przykładu: duńska lub austriacka, które sobie jakoś radzą. Lepiej niż polskie kluby. Prezes Boniek wielokrotnie mówił, że kluby są źle zarządzane, że sprowadza się niewłaściwych piłkarzy, że powinno się stawiać na młodych Polaków, bo to jest przyszłościowe i powoduje, że można obniżyć koszty utrzymania. A teraz pomoc jest skierowana głównie do drużyn z Ekstraklasy. Cel jest taki, że pieniądze mają iść na kontynuację szkolenia, szczególnie w zakresie piłki młodzieżowej i juniorskiej. Tutaj mam pewną wątpliwość. Mianowicie, kilka ekstraklasowych szkółek czy akademii jest na niskim poziomie, a ich budżety są niesamowicie niskie. Znacznie niższe od ofiarowanej pomocy na cel piłki młodzieżowej i juniorskiej. To budzi pewne kontrowersje. Myślę, że te pieniądze, mówiąc wprost, pójdą na wypłaty dla piłkarzy, którzy grają w pierwszej drużynie. Liczę na mądrość panów menedżerów z Polskiego Związku Piłki Nożnej, którzy precyzyjnie określą cele finansowania i każdy klub rozliczą. Myślę, że w takim kierunku to powinno pójść.

PZPN twierdzi, że ma instrumenty do tego, żeby te środki poszły właśnie na szkolenie i akademie. Natomiast poruszył pan ciekawą kwestię, dotyczącą kwoty prawie dwóch milionów złotych. Jeżeli spojrzymy na budżety akademii ekstraklasowych, to myślę, że dla ponad połowy, to będzie więcej niż półroczny budżet. Dla dużej części nawet roczny! To oznacza, że w czasach pandemii, niektórzy wyjdą… na plus?

– Tak, to jest prawda. Takie jest finansowanie własnych szkółek i akademii w części klubów Ekstraklasy i rzeczywiście ta pomoc budzi wątpliwości. Klub ekstraklasowy, który do tej pory wydawał, przykładowo, 800 tys. złotych, raptem dostanie prawie dwa miliony. Coś tutaj nie gra. Ktoś chyba się zagubił w tych rozliczeniach i chce pomagać ponad miarę. Te akademie nie miały takich pieniędzy, nawet gdy w Polsce było jeszcze wszystko normalnie. Dla mnie jest to dziwne. To jest powód, dla którego powątpiewam, że te pieniądze pójdą na piłkę młodzieżową i juniorską. Jeszcze raz podkreślę – jeżeli jest pomoc, to oby z korzyścią dla polskiej piłki i tego bym życzył naszej federacji, żeby tak postąpiła i tak chciałbym to odbierać w rzeczywistości.

Roczny budżet Escoli jest większy niż dwa miliony złotych, ale wy dofinansowania nie otrzymaliście – to spowodowało, że podniósł pan głos.

– Jeżeli chodzi o moją akademię, to my jesteśmy poza programem, środki idą na kluby z Ekstraklasy, I, II i III ligi. Pomoc akademiom takim jak moja jest znikoma. Podtrzymano tylko zwolnienie z opłat za zgłoszenie drużyny do rozgrywek, a przecież te zwolnienia obowiązują od dwóch lat, więc właściwie my nie dostaniemy ani grosza z tytułu pomocy. To jest bardzo smutne. Gdyby rzeczywiście te pieniądze szły, wobec czego mam wątpliwość, na piłkę młodzieżową i juniorską, to ja sobie nie wyobrażam, żeby klub ekstraklasowy dostał taką kwotę – tj. prawie 2 miliony złotych – a my nic. Przecież my rywalizujemy z tymi akademiami na tym samym poziomie. Na co by te pieniądze nie poszły, to my jesteśmy bez środków pomocowych ze strony PZPN-u.

PZPN twierdzi, że dla podmiotów bez drużyny seniorów na najwyższym poziomie przygotował program certyfikacji dla szkółek piłkarskich.

– Ten program, jak sama nazwa mówi, jest skierowany dla szkółek piłkarskich. Jest to program na podstawowym poziomie szkolenia do 13. roku życia. Złożyliśmy wniosek, otrzymaliśmy złotą gwiazdkę. Na początku się dziwiłem, dlaczego kilka dużych akademii w Polsce nie zgłosiło się do tego projektu, ale później to zrozumiałem. To projekt pomocowy, który skupia niecałe 700 podmiotów i za to czapki z głów dla PZPN-u, ale nie jest to prawdziwy projekt certyfikacji. Wystarczyło złożenie odpowiednich dokumentów, podpisanie kilku papierów i jedna, druga, dziesiąta szkółka, których nawet nie znałem, otrzymały złote gwiazdki. Po rozmowach z moimi współpracownikami, a także czołowymi menedżerami Polskiego Związku Piłki Nożnej, doszliśmy do wniosku, że to nie jest projekt dla dużej akademii. Te wszystkie inicjatywy trochę ominęły taki podmiot jak mój i dzisiaj cyniczne jest, kiedy panowie dyrektorzy z PZPN-u mówią: „to idź i złóż wniosek do programu certyfikacji szkółek, bo tam jest twoje miejsce”. Proszę zauważyć, że akademie ekstraklasowe, które nie przystąpiły do programu certyfikacji z takich powodów jak my, teraz dostaną pieniądze. To jak ja mam rywalizować z akademią, która dostanie prawie dwa miliony złotych? To jest nierówna rywalizacja, bo oni mają wsparcie, są członkami Polskiego Związku Piłki Nożnej, my nie mamy wsparcia, a tak samo jesteśmy członkiem Związku. Myślę, że ten pakiet pomocowy nie został do końca przemyślany.

Nie żałuje pan dzisiaj trochę wystąpienia z programu certyfikacji (Barca Academy Warszawa otrzymała złotą gwiazdkę, ale postanowiła wystąpić z programu – red.)?

– Nie, nie żałuję tego, ponieważ podjęliśmy wówczas racjonalną decyzję, która z łatwością broniła się merytorycznie. Martwi mnie to, że czekam, czekam, czekam, a nie ma projektu, w którym mogłaby się znaleźć moja akademia. Nigdy nie żałuję swoich decyzji, nie podejmuję ich pochopnie. Zawsze staram się zachować z jednej strony racjonalnie, a z drugiej godnie. Ten projekt pomocy dla szkółek piłkarskich jest bardzo dobry, natomiast niech PZPN nie nazywa tego „certyfikacją” – to nie ma z nią nic wspólnego.

Gdyby miał pan taką możliwość, jaki przyjąłby pan model finansowania? Co by pan zaproponował Związkowi, żeby, parafrazując pańskie wypowiedzi – było uczciwie? Nie tylko Escola, ale Akademia Piłkarska Reissa, FASE Szczecin, SMS Łódź, MKS Polonia czy Gwarek Zabrze – zostały na lodzie.

– Myślę, że zawsze można zrobić jakąś korektę. Jeszcze raz przyjrzeć się budżetowi PZPN-u i dokonać korekt, przesunięć, tak, aby kluby i akademie, które naprawdę szkolą efektywnie, też znalazły pomoc ze strony swojej federacji. A nie tak, że nasi konkurenci ją otrzymują, a my nie. To jest niedopuszczalne. To taka bardziej ogólna refleksja. Moją intencją nie jest deprecjonowanie piłki zawodowej, kontraktów zawodowych piłkarzy i ich wysokości. W tej sytuacji, w jakiej znalazła się cała ludzkość, w ogóle bym nie zapłacił piłkarzom Ekstraklasy powyżej wynagrodzenia na poziomie średniej krajowej, chyba że ktoś odłożył jakieś środki. Proszę zobaczyć, że sytuacja jest dramatyczna, eskalacja umieralności jest coraz większa, a myślenie o realizacji przez klub swojego kontraktu nie jest okej. Myślę, że piłkarze, którzy zarabiają wielokrotnie więcej niż przeciętni ludzie, nie powinni nic dostać. Oni powinni mieć oszczędności, żeby te kilka miesięcy przeżyć. Powinni być solidarnymi wobec swoich fanów, kibiców, którzy przeżywają większe tragedie niż piłkarze. Bardzo zasmuciły mnie informacje o zawodnikach wielu klubów, nie tylko polskich, którzy nie rozumieją, że na świecie zmieni się pewien porządek społeczny, wartości. „Dajcie kasę i nas nic nie obchodzi”. Nieważne, że w ich kraju umarło kilka tysięcy osób, oni mają mieć pieniądze. Mówienie teraz o tym, że zostanie im 50, 60 czy 70% pensji, jest w ogóle nie na miejscu.

– Zastanawiałem się kilka dni temu nad tym, że jeżeli zwrócę się do rodziców, to zwrócę się bez pokazywania jakichś liczb, regulaminów, umów itd. To akt dobrej woli, że ktoś wesprze jakąś organizację, drugiego człowieka. Problem jest dzisiaj znacznie głębszy społecznie. Pewien porządek, w tym sportowy, musi się zmienić. Ludzie muszą zacząć inaczej myśleć, postępować. Nie będzie tak, że po miesiącu czy dwóch wrócimy do porządku i znowu będziemy żyli, widząc jedynie czubek własnego nosa. To musi się zmienić. Wracając do rzeczywistości, musimy zredukować niemalże wszystkie koszty, bo umów dzierżawy nie wymówię, a trenerom też muszę jakieś pieniądze wysyłać, bo to ludzie, którzy są z nami na dobre i na złe. Mam do ich pracy szacunek. Piłkarze zawodowi powinni deklarować różne inicjatywy, żeby ich fani i społeczeństwo rozumieli, że oni nie są oderwani od rzeczywistości, mają rozum i przede wszystkim serce. Takie dobre przykłady już się pojawiają.

Poniekąd więc zgodził się pan tymi przemyśleniami z moim felietonem, o którym kilka dni temu rozmawialiśmy prywatnie. Wtedy nie do końca pan podzielał mój punkt widzenia.

– Wie pan, ja z wieloma rzeczami mądrych ludzi się zgadzam. Czasami mamy różne spojrzenia dotyczące pewnej sprawy, ale te różnice powodują, że dyskutujemy, myślimy o jakiś wnioskach. W ten sposób na to patrzę. Nie przeraża mnie, że ktoś ma inne zdanie. Jeżeli mieści się w pewnych ramach logicznych, to warto mieć inne zdanie, warto dyskutować.

Patrzymy na to, co się dzieje w kraju ze szkółkami i mają one nie lada problem. Jak pan widzi przyszłość swojego klubu i kolejne miesiące? Ile jest pan w stanie wytrzymać, żeby płacić za dzierżawę, licencję dla Barcelony, części pensji trenerów? Jak na obecną sytuację reagują rodzice?

– W najbliższych dniach się dowiem. Są zachowania odosobnione, niegodne, ale ich jest tylko kilka. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie w naszym środowisku zachowują się bardzo przyzwoicie. Zobaczymy, jeżeli będą wspierać akademię, to ona będzie, jeżeli nie, to jej byt będzie zagrożony. Nie ma żadnego innego rozwiązania, bo nawet nie mamy skąd wziąć pieniędzy. O, jedna rzecz mi się przypomniała. Zerknąłem, ile zapłaciłem PZPN-owi prowizji z tytułu transferów moich zawodników. Jak pan myśli, ile?

Musiałbym strzelać.

– Grubo ponad 100 tysięcy złotych. To są spore pieniądze. Pieniądze, które na mocy przepisów, musiałem wpłacić do Związku i mam nadzieję, że mogły one wesprzeć działalność innych klubów. W ten sposób też wspieramy PZPN, to jest wskaźnik efektywności naszej pracy szkoleniowej w bardzo krótkim okresie szkolenia i dowód, że warto nam pomóc. Bo nie zmarnujemy tych pieniędzy. Korzyści obopólne, dobro wraca.

Nasz system szkolenia stoi trochę na głowie. Po stworzeniu Escoli wdarł się pan do czołówki szkoleniowych podmiotów w Polsce. Analizując inne kraje, w większości prym wiodą drużyny ligowe. Gdybyśmy dzisiaj mieli ściśle określony podział na profesjonalne akademie i szkółki z poziomu grassroots, to nie byłoby żadnych nieuczciwości, wszystko byłoby jasne i Związek wiedziałby dokładnie, kogo ma finansować?

– Przede wszystkim, autorzy projektu certyfikacji powinni zdefiniować pojęcie szkółki piłkarskiej i akademii. I przygotować oddzielne dwa projekty certyfikacji dla obu grup podmiotów. Certyfikacja szkółek nie spełniła tego zadania i wrzuciła prawie wszystkich do jednego worka. Certyfikacja nie spełniła tez roli marketingowej, nie dała możliwości budowania wartości marki, przynajmniej tym dużym akademiom. Powstał mały bałagan. Nie wiadomo kto jest kto, również w postrzeganiu nas przez UEFA czy FIFA. Boleśnie to odczułem. Polskie kluby z Ekstraklasy, według kategorii FIFA, należą do trzeciej kategorii. Pozostałe ligi z kolei – do czwartej. Każda federacja ma swoją kategoryzację, również PZPN, i my jesteśmy w czwartej kategorii, klubów amatorskich o najniższym poziomie szkolenia, tak jest to formalnie odbierane przez władze światowej piłki. Biorąc ten powód pod uwagę, FIFA nie chciała nam na przykład zatwierdzić zawodnika, obywatela Unii Europejskiej. Kiedy odwołałem się i pokazałem dokumenty, sprawozdania finansowe, to FIFA odpisała, że uznaje te wszystkie papiery i proponuje przejść do trzeciej kategorii FIFA, gdzie są kluby Ekstraklasy. Odpisałem, że jest to absurd, bo my nie mamy takiego potencjału, żeby tam się znajdować. W tej i innych sprawach projekt certyfikacji akademii piłkarskich uporządkowałby system organizacyjny w polskim szkoleniu i byłby pomocny dla władz piłkarskich FIFA i UEFA w postrzeganiu naszej (to może dotyczyć każdej akademii) roli i pozycji. FIFA zobaczyłaby, że jesteśmy na przykład w pierwszej kategorii szkółek w Polsce, wśród tych, którzy najlepiej szkolą i nie byłoby tego typu nieporozumień. Cały system organizacyjny w polskiej i światowej piłce wymaga bardzo szybkich zmian. Z tego powodu ciągle napotykamy na kłopoty. To budzi moje niezadowolenie. Działam w środowisku, które nie potrafi dostosować się do zewnętrznych zmian, ocenić i pomóc tym, którzy na to zasługują.

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK