Zawisza Bydgoszcz. Klub, który nigdy nie zginie

,,Jeszcze Zawisza nie zginął, kiedy my żyjemy” – takim hasłem była promowana ostatnia zrzutka na wsparcie Zawiszy Bydgoszcz. Klubu, który od wielu lat boryka się z różnymi problemami, większymi lub mniejszymi, które niemal doprowadziły do jego całkowitego upadku. Jednak mimo wielu przeciwności losu Zawisza nadal istnieje. I jest w trakcie kolejnej odbudowy.

Zawisza Bydgoszcz. Klub, który nigdy nie zginie

Czy i kiedy zobaczymy Zawiszę Bydgoszcz na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce? Jak obecnie miewa się bydgoski klub? Co sprawiło, że są w miejscu takim, jakim są? Jak wygląda u nich szkolenie? Dlaczego Jacek Góralski mocno zaangażował się w pomoc klubowi? Poszukaliśmy odpowiedzi u źródła. A na to ostatnie pytanie odpowiedział nam sam zainteresowany. Zapraszamy do lektury.

Nieważne ile razy upadniesz, ważne, że się podniesiesz i będziesz walczyć dalej”. Można rzec, że jest to wyświechtany tekst, który można by przypisać Paulo Coelho. Jednak zdecydowanie pasuje on do Zawiszy Bydgoszcz, który mógł nawet wziąć sobie te słowa mocno do serca. W Bydgoszczy bowiem nie poddają się i chcą budować na nowo potęgę Zawiszy.

A budować chcą nie działacze piłkarscy z zewnątrz, a kibice tego klubu, którzy na Zawiszy się wychowali, z klubem sympatyzują od najmłodszych lat. Pamiętają lepsze i gorsze momenty, bo ten istnieje na piłkarskiej mapie już prawie 75 lat (założony w 1946 roku).

Teraz starają się wyciągnąć swój zespół z ogromnego kryzysu. Pracują dla klubu społecznie. Poświęcają swój prywatny czas, często też pieniądze, mając inne obowiązki zawodowe.

Co dla nas ważne, ten klub budujemy pracą społeczną z pomocą kibiców, sponsorów, partnerów. Ten klub prowadzimy społecznie. Jest wiele osób zaangażowanych, które chcą pomagać. To jest pewna trudność, bo należy łączyć pracę zawodową, z pasją, miłością do klubu i tym, co robimy. To zabiera dużo czasu kosztem rodzin i swojego prywatnego życia. To jest budujące, że mimo to, udaje nam się rozwijać – zaznacza prezes klubu Krzysztof Bess.

Warto podkreślić, że robimy to społecznie. Włożyliśmy w to ogrom pracy. Każdy ma swoją firmę albo pracuje zawodowo, a i tak codziennie poświęca osiem godzin lub więcej dla klubu. Każdy z nas ma Zawiszę w sercu od wielu lat. Gdy byłem małym chłopakiem i jeździłem na mecze, nie myślałem, że kiedykolwiek będę funkcjonował jako członek zarządu – mówi Stanisław Żołnowski, członek zarządu Zawiszy Bydgoszcz.

Warto zaznaczyć, że Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza Bydgoszcz, które powstało w 2003 roku, jest spadkobiercą historii i tradycji Wojskowego Klubu Sportowego Zawisza. Klub jest głównie finansowany przez darowizny od kibiców i lokalnych sponsorów. Obecnie „Rycerze Pomorza” znajdują się w IV lidze i spędzą na tym poziomie jeszcze co najmniej rok, bo w tym, skróconym przez pandemię koronawirusa sezonie, zajęli 13. miejsce w tabeli.

Pandemia również mogła odcisnąć piętno na bydgoskim klubie, ale jak czytamy na facebookowym profilu Zawiszy Bydgoszcz, kolejny raz kibice wsparli klub, gdy ten był w potrzebie:

„Zakończyła się akcja zrzutka ,,jeszcze Zawisza nie zginął, kiedy my żyjemy”. Jak zwykle wierni kibice ZAWISZY nie zawiedli i mimo trudnej sytuacji związanej z pandemią wsparli klub finansowo. Udało się uzbierać 27692 zł i kolejny raz dołożyć wielką cegiełkę do budżetu naszego Zawiszy. Historia pokazuje, że zawsze można na WAS liczyć i nie inaczej było tym razem. Jako zarząd klubu składamy wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy wzięli udział w akcji. Zawisza nigdy nie zginie!”

Zapewne wielu z was czytając ten artykuł, ma pewien mętlik w głowie, gdy widzi pochlebne słowa w kierunku kibiców Zawiszy. Popularna jest bowiem opinia, że to właśnie oni doprowadzili do takiego stanu rzeczy. Zapewne pamiętacie spór, jaki toczył się między sympatykami Zawiszy a właścicielem Radosławem Osuchem. I przed oczami od razu pojawia się obrazek z trumnami na stadionie przy ulicy Gdańskiej. Ta sytuacja była, nomen omen, gwoździem do trumny Zawiszy i esencją konfliktu na linii Osuch vs kibice.

Często na temat Zawiszy Bydgoszcz pojawiają się takie głosy, że kibice zachłysnęli się szybkim sukcesem, bo gdy klub wrócił na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Polsce, w 2014 roku zdobył Puchar Polski, następie Superpuchar i wystąpił w europejskich pucharach. Jednak wraz z szybkim sukcesem, przyszedł również szybki spadek z ekstraklasy. I zaczęło się wszystko sypać…

Finalny skutek był taki, że w 2016 roku większościowy akcjonariusz spółki nie zgłosił klubu do żadnych rozgrywek. Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza nie dopuściło, aby klub zginął z piłkarskiej mapy Polski, stworzyli drużynę od zera i zgłosili do rozgrywek B-klasy. Następnie w trzy lata uzyskali trzy awanse. A teraz utknęli na poziomie IV ligi. Jednak zanim przejdziemy do tego, co jest teraz, warto się zatrzymać i wyjaśnić, jak to się stało, że doszło do takiej sytuacji. Dlaczego Zawisza był blisko całkowitego upadku? Czy kibice mieli problem do Osucha tylko ze względu na wyniki?

Uporządkujmy kilka faktów. Na czym polegał konflikt między kibicami a prezesem Radosławem Osuchem? Z jakimi problemami borykało się Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza Bydgoszcz podczas odbudowy klubu? Stanisław Żołnowski, który jest sekretarzem klubu i członkiem zarządu, a w klubie przedstawiają go jako „encyklopedię wiedzy o Zawiszy”, przedstawił nam kilka mniej znanych faktów, które miały wpływ na obecny stan rzeczy:

W 2009 roku powstała spółka WKS Zawisza Bydgoszcz S.A, której akcjonariuszami było Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza Bydgoszcz i miasto Bydgoszcz, gdzie głównym udziałowcem było miasto. Na mocy tej współpracy Stowarzyszenie przekazało wszystkie drużyny młodzieżowe i drużynę seniorów do spółki. A szkolenie w Stowarzyszeniu zostało w grupach naborowych do orlika, czyli do 10. roku życia. Porozumienie polegało na tym, że gdy dziecko skończyło wiek orlika, przechodziło do kategorii młodzika już w spółce. Nieodpłatnie.

Tak ta sytuacja wyglądała do 2013 roku. W międzyczasie w 2011 roku głównym udziałowcem spółki został Radosław Osuch. Zatem spółka WKS Zawisza Bydgoszcz składała się już z trzech podmiotów: Miasto Bydgoszcz, Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza Bydgoszcz i Radosław Osuch. Dochodzimy do momentu w 2013 roku, o którym mało kto wie, a jest bardzo ciekawym wątkiem w całej historii. I być może kluczowym momentem związanym z późniejszą historią Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza.

Latem 2013 roku do KRS-u w Bydgoszczy wpłynął wniosek o powołaniu Fundacji Akademia Piłkarska Zawisza Bydgoszcz. Zrobił to zarząd spółki WKS Zawiszy Bydgoszcz S.A., a na czele Fundacji miała stanąć Anita Osuch. O tym ruchu nikt ze Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza Bydgoszcz nie został poinformowany. Przypominam, że to było lato 2013 roku, czyli tuż po wywalczonym awansie do Ekstraklasy. Nie było wtedy żadnych symptomów, że za cztery miesiące dojdzie do spięcia na linii Osuch – kibice, a Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza zacznie Osuchowi bardzo przeszkadzać.

Powołanie Akademii Piłkarskiej uderzało w podwaliny porozumienia zawartego w 2011 roku. Z perspektywy czasu wiemy, że to był pierwszy ruch Radosława Osucha, żeby przejąć całkowitą kontrolę nad Zawiszą. Chciał włączyć najmłodsze grupy do spółki, aby pozbawić funkcji, które do tej pory pełniło Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza Bydgoszcz. Był to krok zmierzający do pozbawienia Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza możliwości prowadzenia statutowej działalności, czyli szkoleniu piłkarskiego. W związku z tym mogłoby dojść do sytuacji, że Stowarzyszenie przestałoby mieć uzasadnione podstawy funkcjonowania. 2%, udziałów w spółce, a to była taka wartość dodana – zabezpieczenie, bo gwarantowało m.in. brak możliwości przeniesienia klunu do innego miasta przez Radosława Osucha, zmiany nazwy i barw klubowych itd.

– W grudniu 2013 roku doszło do rejestracji Akademii Piłkarskiej Zawisza, to zbiegło się z wydarzeniami po pamiętnym meczu z Widzewem Łódź. Po tym spotkaniu sytuacja była bardzo napięta. To był kolejny pretekst, aby wyeliminować Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza ze spółki i do tego, żeby Osuch włączył całe szkolenie do spółki.

Na początku stycznia 2014 roku Osuch na konferencji prasowej ogłosił nabory najmłodszych dzieci do spółki, mimo że tej pory, to my się tym zajmowaliśmy. Oficjalne zostało ogłoszone, że tym zajmować się będzie spółka. Jednocześnie poszła w obieg informacja, że dzieci, które trenują w Stowarzyszeniu Piłkarskim Zawisza, są mile widziane w spółce. Przy okazji operator obiektów sportowych CWZS, którego byliśmy członkiem, podjął pierwsze kroki, żeby nas usunąć ze struktur związku, co łączyło się z wyrzuceniem nas z obiektów sportowych przy ul. Gdańskiej 163 w Bydgoszczy.

To się wtedy nie udało dzieci mogły nadal trenować na obiektach przy ulicy Gdańskiej, na mocy statutu spółki.

Jednak i tak ta sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Kibicie Zawiszy rozpoczęli bojkot. My trenowaliśmy na obiektach przy Gdańskiej. A Osuch podkreślał, że ta sytuacja jest chwilowa i tak nie może być. W momencie, gdy Zawisza zdobył Puchar Polski w maju 2014 roku, Osuch postawił jasne ultimatum: Stowarzyszenia Piłkarskiego nie ma być na obiektach przy ul. Gdańskiej. On nie widział możliwości, żeby Stowarzyszenie funkcjonowało, musiałoby mieć pełną bazę szkoleniowa dla drużyn spółki. Nie ukrywam, że ta sytuacja powodowała, że część rodziców podejmowała decyzje, że będzie odchodzić od nas.

– Warto zaznaczyć, że mieliśmy wtedy ponad 250 młodych adeptów piłki nożnej w Stowarzyszeniu, a szkoliliśmy do kategorii orlika! Były roczniki, gdzie było ok. 70 dzieci. Stowarzyszenie wyglądało bardzo dobrze, jeżeli chodzi o szkolenie. Mieliśmy zabezpieczonych trenerów i środki finansowe, żeby nadal zajęcia prowadzić. Po tym ultimatum od Osucha odbyła się m.in. nasza manifestacja na Starym Rynku. Często byliśmy myleni jako Stowarzyszenie Piłkarskie ze Stowarzyszeniem Kibiców. Byliśmy traktowani jako jedność. A Stowarzyszenie Kibiców zlikwidowało się w lutym 2014 roku.

– Nasze korzenie wywodzą się z 2002 roku, kiedy Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza zakładali m.in. kibice. Kibice zawsze byli z naszym Stowarzyszeniem, zawsze nas wspierali. Jednak to nie mogło  usprawiedliwiać tych którzy przypisywali nam wydarzenia, za które nie byliśmy odpowiedzialni. Wtedy na Starym Rynku w ramach protestu pokazaliśmy się z najmłodszymi zawodnikami Stowarzyszenia, pokazaliśmy, czym faktycznie się zajmujemy. Niestety, nie przyniosło to pozytywnego rezultatu.

– W momencie, gdy ukazało się ultimatum Osucha, mieliśmy świadomość, że jesteśmy punktem zapalnym konfliktu, dlatego z własnej inicjatywy przenieśliśmy biuro Stowarzyszenia z Gdańskiej na ul. Królowej Jadwigi. Natomiast szkolenie dzieci decyzją CWZS przeniesione zostało na cztery miejskie orliki. Uzasadnienie decyzji CWZS-u było takie, że dzieci do kategorii orlik rozgrywają swoje mecze ligowe na orliku, więc niepotrzebne nam są pełnowymiarowe boiska.

Ta sytuacja trwała do sierpnia 2014 roku. Podjęliśmy wtedy taką decyzję, że najstarszych chłopców nie przekażemy do spółki. Z racji tego, że spółka powołała swoją akademię, stwierdziliśmy, że porozumienie, które wcześniej obowiązywało, zostało wypowiedzone. W związku z tym nasza najstarsza grupa uzyskała status młodzików i musiała zacząć trenować na większej płycie boiska niż orlik. Wystąpiliśmy do CWZS-u z pismem, żebyśmy wrócili na obiekty przy Gdańskiej. W statucie CWZS-u był taki zapis, że muszą nam je udostępnić. I taką zgodę trenowania na pełnowymiarowej płycie otrzymaliśmy po miesiącu starań.

Żeby nie było kolorowo, to przydzielono 10-latkom boiska na godzinę 20:00, czyli trening kończył się o 21:30. Na pierwszym treningu we wrześniu o 20:15 zgaszono nam światła. Doszliśmy później do takiej informacji, że była to decyzja pani dyrektor CWZS-u. To są takie przykłady, które świadczą o tym, że nie było nam łatwo. Mimo wszystko funkcjonowaliśmy i staraliśmy się utrzymać poziom szkolenia. Nie poddawaliśmy się. Nie myśleliśmy o tym, żeby zrezygnować ze szkółki.

W międzyczasie w 2015 roku Urząd Patentowy przyznał nam prawa do znaku towarowego Zawiszy. To zadziałało jak płachta na byka na działaczy CWZS-u. Tu już nie było, zmiłuj się. Wszyscy członkowie CWZS-u złożyli wniosek, żeby wykluczyć nas ze związku. Argument był jeden: działanie na szkodę związku. 1 sierpnia na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu zostaliśmy wykluczeni ze związku.

– W tym momencie mieliśmy dwie możliwości albo zakończyć całkowicie działalność, albo się nie poddawać. Mogliśmy trenować na orlikach. Wynajęcie większego boiska w Bydgoszczy było wtedy niemożliwe. Nikt nie chciał nas przyjąć na obiekt, bo mogłoby to zostać źle przyjęte. Udało nam się dojść do porozumienia ze zgromadzeniem Ducha Świętego, które mieści się na przy ulicy Jana Pawła II. Tam był taki teren, który trudno nazwać boiskiem. Tak, jak na wsi, gdzie jest kawałek łąki i są wkopane dwie bramki. Mniej więcej tak to wyglądało. Zarośla były do pasa, więc trzeba było to wykarczować. Chcieliśmy, chociaż część tego boiska dostosować do tego, żeby można potrenować z tymi najstarszymi grupami. Kupiliśmy dwie bramki przenośne.

– Tam zaczęliśmy treningi, bez pomieszczenia socjalnego, wody, toalety. Całe szczęście, że to było lato i wczesna jesień, i dzieciaki przyjeżdżały na trening już przebrane. Taka sytuacja trwało do późnej jesieni. Nazwaliśmy ten obiekt Carrefour Arena, bo po drugiej stronie płotu był market z dużym neonem, który od października oświetlał nam to boisko. Gdy robiło się ciemno, rodzice ustawiali samochody wzdłuż boiska i włączali reflektory. Tak wyglądało u nas oświetlenie. Trenowaliśmy tam do listopada.

– Później przenieśliśmy chłopców na hale sportowe, które musieliśmy wynająć. Płaciliśmy do 150 złotych za godzinę użytkowania, korzystaliśmy z czterech różnych. Przeżyliśmy tę zimę, ale z 250 zawodników, zostało nam tylko 90. Zostały praktycznie dwa roczniki 2004 i 2005, które były najbardziej związane z klubem. Ciekawostka, z najbardziej licznego rocznika 2007 – zostało, wtedy 14 zawodników, a był czas, gdzie było ich 70. To mocno pokazuje, jak opisana wyżej sytuacja nas dotknęła i w jakim miejscu się znaleźliśmy.

– Wiosną 2016 roku podpisaliśmy umowę z Gwiazdą Bydgoszcz i wynajmowaliśmy u nich boisko. To są takie drobiazgi, ale pamiętam, że tam lampy raz działały, a raz nie. To boisko było w kiepskim stanie, a latem komary niemiłośnie dokuczały dzieciakom. Mimo, że warunki się trochę poprawiły, nadal nie dysponowaliśmy szatnią i magazynem na sprzęt. Pamiętam że dzieci przebierały się do pewnego czasu w wynajętym budowlanym kontenerze. Mecze ligowe rozgrywaliśmy na boisku Gwiazdy i w oddalonym o 15 km od Bydgoszczy, Wojnowie

– W czerwcu 2016 roku Radosław Osuch wycofał się ze spółki i sprzedał swoje udziały. Pojawił się nowy większościowy udziałowiec. Drużyny zostały wycofane ze wszystkich rozgrywek. My jako Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza, które już wcześniej ratowało klub przed upadkiem, podjęliśmy decyzję, że podejmiemy się budowy drużyny seniorów od B-klasy.

– Nie mieliśmy swojego żadnego obiektu. Seniorzy trenowali na ul Słowiańskiej i grali w Potulicach, a dzieciaki na boiskach Gwiazdy. Dzięki umowie z KKP Bydgoszcz częściowo przenieśliśmy też treningi grup młodzieżowych na Słowiańską. Jest tam sztuczna murawa, gdzie można trenować nawet zimą.

– Pewnie tak by to wyglądało do dzisiaj, gdyby nie pewne wydarzenie z lipca 2018 roku, które radykalnie odmieniło całą naszą sytuację. Po usunięciu nas w 2015 roku z CWZS-u odwołaliśmy się do sądu. Wygraliśmy sprawę w sądzie pierwszej instancji, ale sąd okręgowy uchylił tę decyzję. W związku z tym odwołaliśmy się do Sądu Apelacyjnego. Trwało to dosyć długo. Myśleliśmy, że te sprawy sądowe nic nam nie przyniosą, a mimo wszystko opatrzność chyba nad nami czuwała. Zapadł wyrok w Sądzie Apelacyjnym, który uchylił uchwałę CWZS-u z walnego zgromadzenia. I staliśmy się pełnoprawnym członkiem Związku, z pełnią praw do korzystania z obiektów przy ulicy Gdańskiej.

– To nie było tak, że wyrok załatwił całą sprawę i mogliśmy swobodnie wrócić na obiekty. Blisko dwa miesiące trwały mediacje. Niechęć do nas była tak duża, że na pierwszym posiedzeniu zarządu CWZS-u padł wniosek, żeby nas ponownie wykluczyć. Jednak po 3 latach tułaczki udało nam się w końcu wrócić do naszego piłkarskiego domu.

Często zarzuca się to, że kibice spowodowali to, że spółka upadła. A jednak, jak pokazują przedstawione fakty, to działania Osucha nie były w porządku w stosunku do mniejszościowego akcjonariusza. Podejmował on pewne kroki bez wiedzy pozostałych akcjonariuszy i to pokazuje, że miał niecny pomysł, żeby wyeliminować Stowarzyszenie Piłkarskie z udziału w spółce, bo te 2% mu przeszkadzały. Szkoda, że tak się stało. Gdyby klub funkcjonował na takim samym poziomie, jak w 2013 roku, z takim samym zaangażowaniem kibiców, gdzie Bydgoszczanie połknęli bakcyla na punkcie piłki nożnej. Byłby to do dziś fajny ośrodek piłkarski w Polsce.

Jeżeli nie wiedzieliście jeszcze, jak konflikt z Osuchem widzieli kibice i jak ich zdaniem wyglądała cała chronologia wydarzeń. To już chyba – mniej więcej (żarcik!) – wiecie.

***

Doszły do nas sygnały, że coś w Bydgoszczy się dzieje. Co aktualnie słychać w Zawiszy? Prezes tego klubu, Krzysztof Bess, w rozmowie z nami zaznaczył w jakim są aktualnie miejscu i co chcą osiągnąć w najbliższej i nieco dalszej przyszłości:

Na jakim etapie odbudowy Zawiszy Bydgoszcz jesteście?

– W tej chwili to jest etap, gdzie jest ważna stabilizacja drużyny seniorów. Przygotowanie zespołu tak, żeby walczył o najwyższe cele w IV lidze. I zbudowanie takiej kadry, która gwarantuje realizację tego celu lub zbliżenie się do niego. Drugim naszym kierunkiem jest nieustanne rozwijanie szkółki i szkolenia młodzieży. Był taki czas, gdzie liczba naszych adeptów spadła do 70 dzieciaków, a teraz to oscyluje w granicach 280-300. Myślę, że to będzie procentować w przyszłości. Chodzi o to, żeby jak najmądrzej budować zespoły juniorskie, aby osiągały, jak najlepsze wyniki. Realizujemy się dwutorowo – seniorzy, czyli gra o jak najwyższe cele w piłce seniorskiej i budowanie akademii z prawdziwego zdarzenia, jak na nasz region i możliwości. W oparciu na dobrych szkoleniowców i rozwiązania nowatorskie, żeby ten projekt nabierał rumieńców i właściwy kształt.

Nadal mówimy o początkach odbudowy marki klubu? Czy już powoli możemy mówić o pewnej stabilizacji?

– Do stabilizacji jeszcze długa droga i do tego, co chcielibyśmy osiągnąć. Bo chcemy realizować jak najwyższe cele. Nie możemy się zatrzymać i mówić o stabilizacji. Dużo rzeczy wróciło na dobre tory i dobrze funkcjonuje. To jest ważne, ale teraz pracujemy, żeby jak najlepiej realizować założenia w szkółce i pierwszym zespole. Chcemy się rozwijać i piąć się cały czas ku górze. Lepiej iść małymi kroczkami do przodu, aniżeli się zatrzymywać.

Odświeżyłem sobie wywiad z 2017 roku, którego prezes udzielił Weszło, i tam pan zaznaczył, że waszym celem jest dojście do Ekstraklasy do 2024 roku. Zmieniliście sobie już ten cel?

– Myślę, że jest możliwa weryfikacja tych słów. Prawda jest też taka, że początek w IV lidze pokazał nam nasze miejsce. Bo zrobiliśmy trzy awanse z rzędu z B-klasy do IV ligi. W IV lidze pewne rzeczy trzeba było poprzekładać organizacyjnie, wprowadzać pewne zmiany i to nas trochę zastopowało. Może te słowa zostaną zweryfikowane, ale ważne jest to, żeby się rozwijać i piąć ku górze. Bo wiele czynników wpływa na sukces. W piłce nożnej też potrzebne jest szczęście. Bo przecież inne wielkie kluby też mają problemy z awansami, rok po roku, do wyższych lig. Mimo wysokich budżetów nie wszystkim te awanse się udają. My podchodzimy do tego spokojnie, step by step, jak mówią Anglicy. Nie ma z tego tytułu u nas żalu czy kłopotu. Najważniejsze jest robić to, co sobie zakładamy. Co dla nas ważne, ten klub budujemy pracą społeczną z pomocą kibiców, sponsorów, partnerów. To jest dla nas najważniejsze, żeby tworzyć Zawiszę opartego na wychowankach z regionu.

Z jakimi problemami i wyzwaniami mierzy się obecnie Zawisza Bydgoszcz?

– Ten klub prowadzimy społecznie. Jest wiele osób zaangażowanych, które chcą pomagać. To jest pewna trudność, bo należy łączyć pracę zawodową, z pasją, miłością do klubu i tym, co robimy. To zabiera dużo czasu kosztem rodzin i swojego prywatnego życia. To jest budujące, że udaje nam się rozwijać. Najprościej można byłoby powiedzieć, że największym problemem są pieniądze. Bo, gdyby były pieniądze, to może by udało się nam zrealizować szybciej pewne założenia. Dla nas jest ważne to, żeby pracować za to, co mamy w budżecie. Zwiększać ten budżet. Oczywiście, gdy pojawi się fajny partner czy sponsor, to tylko wzmocni nasze działania.

Jak ważną postacią jest Jacek Góralski w kontekście odbudowy Zawiszy Bydgoszcz?

– Myślę, że bardzo ważną. To jest osoba, która wywodzi się z naszego środowiska. To jest chłopak, który wychował się w Bydgoszczy. Tutaj stawiał swoje pierwsze kroki. Sam charakter Jacka oddaje charakter Zawiszy, czyli te dwie rzeczy są ze sobą kompatybilne. Góralski jest walczakiem. Osobą nieustępliwą na boisku, dążącą do swoich celów. I udało mu się to uzyskać. Strzelił bramkę w reprezentacji Polski. Możemy się razem wzajemnie utożsamiać. Bo jego charakter oddaje charakter naszego klubu. Życzyłbym sobie, żeby każdy młody adept, który przychodzi do naszego klubu, wychodził z pozytywną energią, z chęcią pracy i pasja do piłki nożnej i takim zaangażowaniem, jak Jacek Góralski. Z drugiej strony jest to reprezentant kraju. To też jest dla nasz zaszczyt, że nasz wychowanek reprezentuje Polskę z orzełkiem na piersi. Z tego tytułu czerpiemy wspólne korzyści. To jest osoba, która pomaga marketingowo Zawiszy, bo mówi dużo o naszym klubie. Nigdy nie boi się powiedzieć, skąd się wywodzi i gdzie stawiał pierwsze kroki. Na tym Zawisza też korzysta jako zespół, klub i marka.

Na zdjęciu Krzysztof Bess, prezes Zawiszy Bydgoszcz

***

A jak wygląda szkolenie dzieci i młodzieży w Zawiszy Bydgoszcz? Tu trzeba mówić o raczkującym projekcie. Skoro seniorski klub przeszedł taki remanent, gdzie wszystko zaczęło się od nowa, tak samo musi być w przypadku szkółki. W momencie, gdy wielu młodych zawodników odeszło, należało również odbudowywać struktury młodzieżowe.

To jest klub, w którym nie ma luksusów. Powtarzam też chłopcom, którzy przychodzą do nas na nabory, żeby nie oczekiwali złotych gór. Tutaj jest ciężka praca i trudne warunki, mimo wszystko. Nieraz jest tak, że trzeba zagryźć zęby i przenieść się z dnia na dzień, z boiska trawiastego na sztuczne. Żeby grać w Zawiszy trzeba mieć serce i chęci do pracy. To się u nas ceni – podkreśla Żołnowski.

– Jesteśmy nieco w innym miejscu, niż większość klubów. Warte podkreślenia jest to, że nas nie było przez jakiś czas. Dla danego klubu, coś, co jest podłogą, dla nas w pewnym momencie było sufitem. Pięć lat temu nas prawie nie było i byliśmy na samym dnie, począwszy na piłce seniorskiej i kończąc na młodzieżowej. Krok po kroku zaczynaliśmy wszystko do nowa. Najpierw nie było nas w Bydgoszczy i naszych obiektach. Nie mieliśmy pełnej drabinki szkoleniowej, a teraz to się zmieniło. Stopniowo pracujemy na odbudowę marki Zawisza – zaznacza trener koordynator w Zawiszy Bydgoszcz, Jacek Łukomski.

W tym momencie „Niebiesko-Czarni” mają pełną drabinkę szkoleniową. Od przedszkolaka aż do drużyny seniorskiej. Nie występują żadne luki w rocznikach. W 2016 roku wyglądało to zupełnie inaczej, w klubie było ok. 70 dzieciaków. Dzisiaj liczba ta oscyluje w okolicach 300. Co się zmieniło?

Marka tworzy się na nowo i w Bydgoszczy chcą podejść do sprawy szkolenia na poważnie. Zatrudnionych jest ponad 20 trenerów, wszyscy z licencjami UEFA, głównie A i B, w tym także trener od przygotowania motorycznego czy trener bramkarzy. Jest dwanaście grup treningowych w klubie, gdzie przy każdej pracuje zawsze dwójka szkoleniowców. Dzięki współpracy z akademią Zagłębia Lubin trenerzy Zawiszy mają możliwość odbycia tam stażu. Zatem cały czas dbają o swój rozwój.

Uważam, że kadrę trenerską mamy wykwalifikowaną, ta cały czas chce się rozwijać. Są u nas trenerzy bardziej doświadczeni z licencjami UEFA A, ale też młodsi, mniej doświadczeni, którzy chcą chłonąć wiedzę. Nie zamykamy się na szkoleniowców, jeżeli chodzi o pesel i aktualne kwalifikacje. Chcemy widzieć, że są takie osoby, które chcą się edukować, rozwijać równolegle wraz z klubem. Mamy również starszych szkoleniowców z wykształceniem pedagogicznym, co daje gwarancję nie tylko piłkarskiego szkoleniowej, ale i edukacji życiowej. Z tego też jesteśmy zadowoleni – podkreśla Łukomski.

– Mamy podpisaną umowę z Akademią Zagłębia Lubin. Jednak to nie jest tak, że przedstawiciele akademii przyjeżdżają do nas i wskazują palcem, których chcą u siebie. Ten skauting wygląda nieco inaczej. Zagłębie, jeśli widzi, że dana szkółka odpowiednio szkoli, to chce, żeby zawodnik przebywał tam do odpowiedniego wieku. A dopiero potem jest możliwy ewentualny transfer. Chcą, żeby do nich przyjeżdżali młodzi zawodnicy, którzy wiedzą, czego chcą i mają już określone umiejętności. Nasi zawodnicy są obserwowani, ale jeszcze żaden nasz chłopak nie trafił do Zagłębia – wyjaśnia Żołnowski.

Przede wszystkim od jakiegoś czasu „Rycerze Pomorza” mają też dostęp do pełnej infrastruktury stadionu im. Zdzisława Krzyszkowiaka przy ulicy Gdańskiej. Cztery boiska pełnowymiarowe z naturalną nawierzchnią, jedno ze sztuczną, siłownia, hala sportowa, odnowa biologiczna. Wszystko znajduje się blisko siebie. A rodzice nie muszą zawozić dzieci na trening gdzieś za Bydgoszcz.

Niespełna dwa lata temu cieszyliśmy się, że mogliśmy wrócić na nasze obiekty, gdzie są normalne boiska i pełen profesjonalizm. Może teraz jedna grupa trenować na jednym pełnowymiarowym boisku, gdzie wcześniej wynajmowaliśmy boiska w Bydgoszczy, gdzie trenowały po trzy zespoły – zauważa koordynator szkółki.

Boisko z naturalną nawierzchnią przy stadionie

Zawisza prowadzi treningi w godzinach popołudniowych. Wygląda to tak, że MUKS CWZS Bydgoszcz również korzysta z tych obiektów, ale w innych godzinach, gdyż jest oparty o klasy sportowe, więc uczniowie trenują tam do południa. Oba kluby nie wchodzą sobie w paradę i mogą spokojnie pracować, tylko że w innych godzinach.

Zawisza dba również o zaplecze medyczne. Zawodnicy mogą korzystać z usług fizjoterapeuty.

Zawisza Bydgoszcz/ zawisza.bydgoszcz.eu

W tym momencie nie mają żadnej drużyny na poziomie centralnym, ale nie ma co się dziwić, skoro działają tak naprawdę od czterech lat. Efekty mogą być widoczne dopiero w późniejszym czasie. Choć osoby w klubie powiedziały nam, że roczniki 2004 i 2005 są na tyle mocne, że mogą w najbliższym czasie wygrać ligę wojewódzką i spróbować swoich sił w barażach o CLJ U-17.

Chcemy dążyć do tego, żeby nie tylko drużyna seniorska grała, jak na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce, ale też w grupach młodzieżowych. Chcemy grać w najwyższych ligach i mieć, jak najwięcej zawodników w kadrach wojewódzkich i reprezentacji Polski. Chcemy mieć u siebie więcej takich zawodników, jak Jacek Góralski. Jeszcze w ubiegłym roku byłem szkoleniowcem pierwszego zespołu Zawiszy i debiutowało dwóch najmłodszych zawodników w historii naszego klubu. Byli to 15-latkowie, którzy debiutowali w pierwszym zespole seniorskim. Chcemy, żeby było więcej naszych wychowanków, ale nie tylko na poziomie regionalnym, ale i centralnym – zaznacza trener koordynator.

Zawisza Bydgoszcz przystąpił do procesu certyfikacji szkółek PZPN i otrzymał srebrną gwiazdkę. Działają na podstawie programu szkolenia PZPN w oparciu o program AMO. – Jeżeli chodzi o model szkolenia, to my chcemy być cały czas na czasie, wprowadzać, co rusz, nowinki. Chcemy też uczestniczyć w różnych programach. Dlatego też przystąpiliśmy do certyfikacji szkółek. Srebrna gwiazdka jest pewną gwarancją dobrego szkolenia. System szkolenia jest u nas ujednolicony. Cieszymy się z każdej nowości, w którą wchodzimy. Gdyby certyfikacja wystartowała dwa lata temu, moglibyśmy tylko pomarzyć o jakiejkolwiek gwiazdce – uważa Łukomski.

Klub, jak już wspominaliśmy, jest utrzymywany przez darowizny kibiców i lokalnych sponsorów. Rodzice za udział swojej pociechy w treningach bydgoskiej Zawiszy płacą od 90 do 100 złotych. Jednak w okresie pandemii byli zwolnieni z opłat.

Jakie zalety ma szkółka Zawiszy Bydgoszcz? – Wykwalifikowana kadra trenerska. Infrastruktura, liczba boisk i możliwość korzystania z pełnej bazy treningowej, czyli siłownia, hala sportowa, odnowa biologiczna. Współpraca z akademią Zagłębia Lubin też jest naszym atutem, bo możemy się rozwijać, gdyż jest jedna z najlepszych w kraju – wymienia Jacek Łukomski. – Nieważne, na jakim poziomie rozgrywkowym był Zawisza Bydgoszcz, to zawsze był największym klubem w regionie. Mieliśmy swoje problemy, ale i tak był, jest i będzie to największy klub w województwie – podkreśla.

Na pewno jesteśmy cierpliwi. Krok po kroku pokazaliśmy, że można dojść do wyznaczonych przez siebie celów. My potrzebujemy czasu. Wiadomo, że nasza praca jest długofalowa. Na początku naszym celem było to, żeby trenować w normalnych warunkach. I co? Teraz trenujemy na swoich obiektach przy Gdańskiej. Potrzebowaliśmy czasu, żeby odbudować drabinkę szkoleniową i zebrać kadrę odpowiednich trenerów.

A wady? – Nie mamy drużyn na poziomie centralnym, jeżeli chodzi juniora. Ale na pewno chcemy i będziemy do tego dążyć. Wierzę, że to będzie puenta tej naszej dobrej pracy z młodzieżą. Brakuje nam tej kropki nad i, czyli CLJ. Naszym zawodnikom jeszcze brakuje doświadczenia. Z roku na rok go nabierają i podobnie jest z trenerami – mówi koordynator.

Nie tak dawno ruszyła w klubie promocja nowego projektu Made in Zawisza, którego twarzą został Jacek Góralski. „Made in Zawisza” należy rozumieć jako „wychowany w Zawiszy”. A takim zawodnikiem niewątpliwe jest aktualny reprezentant Polski. Ambasador klubu, który promuje swoim nazwiskiem Zawiszę Bydgoszcz. Na czym ma polegać sam projekt?

Ten na razie jest owiany wielką tajemnicą. Najpierw w mediach społecznościowych klubu zaczęły pojawiać się grafiki z cytatami piłkarza Kajratu Ałmaty. W ostatnim czasie w samej Bydgoszczy pojawiły się banery promujące projekt z twarzą reprezentanta Polski. Klub stopniowo odsłania karty. Zapowiada się, że będzie to coś nowego, jeżeli chodzi o szkolenie i wspieranie Zawiszy. A sam Góralski będzie w to mocno zaangażowany.

Ciemne tło pojawiło się nie bez powodu na tych grafikach. Bo to buduje tajemniczą atmosferę. Przed nami ciężka praca, żeby ten program nie był tylko zabiegiem marketingowym, ale opartym na mocnych fundamentach – zaznacza Żołnowski.

Jacek Góralski jest wychowankiem Zawiszy, reprezentantem Polski. Jest ambasadorem naszego klubu i twarzą kampanii „Made In Zawisza”. Na teraz mogę powiedzieć, że Jacek zachęca do trenowania. Wspierał Zawiszę w trudnych chwilach i robi to też teraz. Trzeba będzie poczekać na szczegóły tego projektu – dodaje Łukomski.

***

Jacek Góralski to przykład prawdziwego wojownika, co udowadnia na każdym kroku. Na pewno jego charakter i waleczność łączy się też z cechami Zawiszy, o czym wspominał wcześniej obecny prezes klubu. „Niebiesko-Czarni” wychowali wielu znakomitych piłkarzy, na czele ze Zbigniewem Bońkiem. Z kolei twarzą i ambasadorem Zawiszy jest 12-krotny reprezentant Polski, Jacek Góralski, który mocno utożsamia się z klubem i chętnie pomaga obecnie przy jego odbudowie.

Z obecnym piłkarzem Kajratu również porozmawialiśmy:

Dlaczego wspiera pan Zawiszę Bydgoszcz?

– Jestem wychowankiem tego klubu. Spędziłem w nim wiele lat. Kocham ten klub, pochodzę z Bydgoszczy i tam się też wychowałem. Mam wielu znajomych w tym mieście i chciałbym, żeby taki klub, jak Zawisza grał minimum na poziomie drugiej ligi.

W jaki sposób stara się pan wspierać Zawiszę?

– Jestem ambasadorem klubu. Jeżeli są jakieś zbiórki pieniężne albo akcje na rzecz klubu organizowane przez działaczy Zawiszy, to staram się zawsze pomóc. Często są również organizowane spotkania z dziećmi. Gdy jestem w Bydgoszczy, to zawsze chętnie wpadnę i porozmawiam z nimi. Ten klub jest dla mnie bardzo ważny. Marzę o tym, żeby Zawisza grał na poziomie Ekstraklasy. Pamiętam taki moment, gdy Zawisza awansował do Ekstraklasy po długiej przerwie. Grałem wtedy w Wiśle Płock, kiedy przyjechałem na mecz i zobaczyłem atmosferę na trybunach… są to piękne chwile. Potrzeba sporo czasu, aby to wszystko odbudować. W tym momencie są w IV lidze. Uważam, że nawet grając na tym poziomie rozgrywkowym, trzeba mieć dobrych piłkarzy, żeby rok po roku robić awans.

Czy wyobraża sobie pan taką sytuację, żeby Zawisza mógł kompletnie zniknąć z piłkarskiej mapy? Bo były już momenty w historii tego klubu, gdzie blisko było od całkowitego upadku.

– Nie wyobrażam sobie tego. Nie widzę takiej możliwości, ponieważ w każdej kryzysowej sytuacji Zawiszy zawsze pomagają kibice. To też pokazali kilka lat temu, gdzie było blisko od upadku klubu, a kibice postanowili go uratować. Stworzyli swój zarząd, drużynę i zaczęli wszystko od początku – B-klasy. Próbują odbudować ten klub, ale to nie jest takie proste. Bo też potrzebne jest wsparcie miasta i lokalnych sponsorów, żeby co roku był awans na wyższy poziom rozgrywkowy.

Jak pan zapatrywał się na te wszystkie sytuacje, które działy się wokół klubu i doprowadziły do takiego stanu rzeczy, jaki mamy dzisiaj?

– To była dziwna sytuacja. Bo właściciele, jeśli chcieli odejść z klubu, to mogli zostawić go w drugiej lidze. Myślę, że miasto też by inaczej na tę sytuację spojrzało. A gdy doszło do tego, że drużyna została wycofana z jakichkolwiek rozgrywek, to trzeba było budować wszystko od nowa. Kibice wzięli to w swoje ręce i zaczęli od B-klasy. Powtórzę raz jeszcze, że jeśli klub ma robić rok w rok awans do wyższej ligi, to potrzebuje odpowiedniego wsparcia od miasta. I trzeba mieć też konkretnych piłkarzy, bo nawet w czwartoligowych lub trzecioligowych klubach grają piłkarze z bogatą przeszłością w Ekstraklasie. Ostatnio widziałem, że w Raduni Stężyca występuje Filip Burkhardt, z którym grałem we Wiśle Płock. Takich zawodników i klubów znajdziemy więcej na poziomie trzeciej czy czwartej ligi. LKS Goczałkowice Zdrój zrobił teraz awans do III ligi (w kadrze tego zespołu są tacy zawodnicy jak Łukasz Hanzel czy Piotr Ćwielong – przyp. red.).

Mimo tego, że Zawisza próbował się odbudowywać na nowo, borykał się z kolejnymi problemami, chociażby nie mogli przez pewien czas trenować i grać na stadionie przy ulicy Gdańskiej.

– To była bardzo dramatyczna sytuacja. Gdy przyjechałem do Bydgoszczy, bodajże dwa lata temu, udałem się na mecz A-klasy. Zawisza grał wtedy spotkanie w Potulicach, czyli miejscowości oddalonej od Bydgoszczy około 20 kilometrów. W takim miejscu nie ma takiej samej atmosfery jak przy Gdańskiej. W Potulicach też za wiele osób nie wejdzie na obiekt. Ogólnie dziwnie to wyglądało. Miejsce Zawiszy jest na stadionie przy ulicy Gdańskiej. Teraz idzie to w lepszym kierunku. Chciałbym bardzo, żeby miasto wróciło do współpracowania z klubem.

Projekt Made in Zawisza szykowany w Zawiszy jest owiany sporą tajemnicą. A pan jest twarzą tej akcji. Czy może pan cokolwiek na ten temat powiedzieć?

– Bardzo chciałbym pomóc i zachęcić piłkarzy, sponsorów, aby wszyscy zaczęli razem współpracować. Uważam, że Zawisza jest to najlepszy klub w Bydgoszczy i wiele chłopaków grając w tym klubie, ma szansę wypromowania się i pokazania szerszej publice. Chciałbym pokazać wszystkim dzieciom, że jeżeli chcą osiągnąć sukces, to przychodząc do Zawiszy, będzie to dobry ruch. Jeżeli chodzi o lokalnych sponsorów, to też chciałbym, żeby zaangażowali się w Zawiszę. Bo Bydgoszcz jest bardzo pięknym miastem, a nie ma żadnego klubu na poziomie centralnym. Według mnie Bydgoszcz zasługuje na poważną piłkę.

Z jakimi cechami, wartościami kojarzy się panu Zawisza Bydgoszcz?

– Z cechami wojownika. Będąc młodym chłopakiem, chodziłem bardzo często na mecze. Był taki moment, gdzie Zawisza również grał w IV lidze. Pamiętam, że trener, który prowadził mnie wtedy w juniorach, grał na tym poziomie rozgrywkowym. Po prostu kocham ten klub i chodziłem na mecze, nawet gdy grali w IV lidze. Bardzo mi się to podobało. A zacząłem kibicować Zawiszy, bo wszyscy na moim osiedlu kibicowali temu klubowi. Gdy zacząłem chodzić na treningi, to często mi się pytali: „a gdzie trenujesz?”. Całe miasto żyło Zawiszą. Zawisza jest jedynym klubem, który coś może znaczyć w Bydgoszczy.

Jakie pierwsze wspomnienia przychodzą panu na myśl, kiedy wspomina pan jak grał w Zawiszy?

– Najlepszymi moimi momentami w Zawiszy to były czasy juniora młodszego i starszego. Mieliśmy wtedy naprawdę dobry skład. Wygraliśmy ligę wojewódzką i przystąpiliśmy do eliminacji do mistrzostw Polski. Najpierw pokonaliśmy w dwumeczu Lechię Gdańsk, potem trafiliśmy na Cracovię. Pamiętam, że w Krakowie zremisowaliśmy 0:0, a u siebie, niestety, przegraliśmy. Jednak było bardzo blisko wyjazdu na mistrzostwa Polski. Mieliśmy silną drużynę. Żałuję tego, że tak mało chłopaków z tamtego rocznika gra do dzisiaj w piłkę. To był też błąd osób, które zarządzały klubem. Moim zdaniem większość chłopaków powinna dostać szansę gry w pierwszej drużynie. Wiedziałem, że ci zawodnicy mają talent, ale potrzebują szansy, aby pokazać swój potencjał. Taka sama sytuacja była ze mną. Gdy byłem w Zawiszy, pamiętam, że przyszedł ktoś do mnie i powiedział, że będzie mi bardzo ciężko, bo oni mają swoich zawodników i będą stawiać na tych spoza województwa.

Odszedłem wtedy na wypożyczenie do Victorii Koronowo na pół roku. Trener Grzegorz Wódkiewicz pozyskał mnie do tego klubu, ale trenowałem już pod okiem Zbigniewa Stefaniaka, bo szybko doszło do rotacji na tym stanowisku. Później trafiłem już do Wisły Płock. Wracając jeszcze do czasów juniora starszego, to rok później też wygraliśmy ligę wojewódzką. Znowu trafiliśmy i wyeliminowaliśmy Lechię Gdańsk. A naszą ostatnią przeszkodą w eliminacjach do mistrzostw Polski było Zagłębie Lubin, gdzie roiło się od młodych talentów. Tam wtedy grali m.in. Damian Dąbrowski i Adrian Błąd. Wygraliśmy u nich w Lubinie 1:0, ale niestety u siebie przy ulicy Gdańskiej przegraliśmy 1:2, mimo że sporo klarownych sytuacji stworzyliśmy w tym meczu. Po raz kolejny nie udało nam się awansować do mistrzostw Polski. Po tamtym roku ten nasz rocznik się rozpadł, który w moim odczuciu był najmocniejszy w klubie. Seniorska drużyna grała wtedy bodajże w II lidze. Kilku chłopaków zostało, ale większość odeszła. Ja wyszedłem z założenia, że nie będę za wiele szans dostawał i zmieniłem klub. Większość zawodników z rocznika 1992, który był w Zawiszy naprawdę mocny – w piłkę już nie gra.

Czego nauczył się pan w Zawiszy Bydgoszcz, oprócz wślizgów?

– W Zawiszy trafiłem na bardzo dobrych trenerów. Gdy zaczynałem grać w piłkę, to od samego początku trenowałem z rocznikiem starszym. Trener Marcin Maćkowski wziął mnie do swojej drużyny. Pamiętam taką sytuację, kiedy przyszedłem na trening ze swoim bratem i chcieliśmy zapisać się do klubu. Drużyny w moim roczniku nie było. Mój brat jest rok starszy ode mnie. Trener Maćkowski zaprosił na trening i powiedział, że widzi nas obu w swojej drużynie. W późniejszym czasie przeniosłem się do mojego rocznika, gdzie to też było powiązane ze szkołą. Następnie pracowałem z Robertem Tomczakiem, który grał w Zawiszy na niższym szczeblu rozgrywkowym. Znał atmosferę szatni i potrafił nas pobudzić do walki. Pamiętam mecz z Chemikiem Bydgoszcz, który zadecydował o tym, że wygraliśmy ligę wojewódzką. Gdybyśmy potknęli się w tym spotkaniu, nie mielibyśmy pierwszego miejsca w tabeli. Zeszliśmy do szatni na przerwę przy wyniku 1:3. A trener przeprowadził z nami bardzo poważną rozmowę i wygraliśmy ten mecz 4:3, zdobywając gola w ostatniej minucie. To był taki trener, który powinien do dzisiaj pracować w Zawiszy, prowadzić seniorów i pokazywać zawodnikom, jaką drogą powinni podążać. Najlepsze czasy juniorów w Zawiszy, gdy trener Robert Tomczak z Robertem Wójcikiem prowadzili razem ten zespół. Chciałbym, żeby takie osoby, jak oni, pracowały w tym klubie. Tomczak jest szkoleniowcem w czwartoligowym klubie Orlęta Aleksandrów Kujawski, a Wójcik w Sportisie Łochowo.

A czy w Zawiszy też pan słyszał takie głosy, że nie zrobi kariery, bo jest za mały?

– Może w Zawiszy też mnie to spotkało, ale ta wspomniane trójka, czyli Maćkowski, Tomczak i Wójcik zawsze mi mówili: „jeśli będziesz ciężko trenował, to możesz do czegoś dojść w piłce”. Czasami też trafiali się trenerzy, którzy przychodzili na dwa lub trzy miesiące do klubu i mówili, że jestem za mały i nie dam rady grać na profesjonalnym poziomie. Pamiętam, że jeden z trenerów kadry wojewódzkiej mi powiedział, że lepiej by było, żebym grał na hali, a nie na boisku, bo jestem za mały. Jednak mnie to zawsze motywowało do cięższej pracy. Chciałem pokazać, że dzięki tej pracy mogę coś w życiu osiągnąć.

Czy ma pan taką świadomość, że teraz może być, i pewnie jest, inspiracją i autorytetem dla młodych piłkarzy?

– Zawsze powtarzam przy każdym wywiadzie, że zawodnik, który chce osiągnąć sukces, musi dać z siebie wszystko na treningu i na meczach. Jestem takiego zdania, że jeżeli przez cały tydzień będę dawał z siebie 100%, to na mecz będę zawsze dobrze przygotowany. Wcześniej, gdy grałem w juniorach i widziałem, że jak ktoś trenuje na 50%, to wiedziałem, że nic w piłce nie osiągnie. Piłka kocha tych, którzy dają z siebie zawsze maksimum swoich możliwości.

Jest pan w stanie zaryzykować taką tezę, że gdyby nie Zawisza, to nie byłby pan w tym miejscu, którym jest teraz?

– Ciężko jest to określić. Kocham ten klub, wychowałem się tu. Trzech trenerów pokazało mi ścieżkę, jaką mogę obrać, która prowadzi do sukcesu, ale miałem taki moment, gdzie usłyszałem, żebym szukał sobie innych opcji, bo będzie bardzo ciężko, żebym regularnie grał w klubie. Tego nie powiedziały mi osoby, które teraz zarządzają klubem. To byli ludzie z zewnątrz, nie z Bydgoszczy. Oni mieli inny pomysł na rozwój klubu.

Rozważa pan koniec kariery w Zawiszy Bydgoszcz?

– Na pewno, w tym roku skończę 28 lat. Czas w piłce leci bardzo szybko. Zobaczymy, co przyniesie czas. Niekoniecznie muszę grać w Zawiszy, ale chciałbym podjąć jakąś pracę w tym klubie. Wiem, że mogę młodym chłopakom wiele podpowiedzieć, co mają robić, jak się zachowywać i gdzie jest klucz do sukcesu.

***

Ciężko jest oceniać szkolenie w klubie, który powstaje tak naprawdę na nowo. Struktury młodzieżowe dopiero co zostały odbudowane. I powoli wszystko rusza do przodu. Zatrudnionych jest wielu trenerów, coraz więcej dzieci przychodzi do Zawiszy, aby zacząć tam swoją przygodę z piłką. Pojawiają się nowe projekty, Jacek Góralski, reprezentant Polski, stara się zachęcać najmłodszych, aby spróbowali swoich sił właśnie w tym klubie.

Przez cały ten tekst przewijały się różnego rodzaju sprawy sądowe i problemy, z jakimi borykał się i wciąż boryka bydgoski klub. Przeciętny widz, obserwator, może się w tym pogubić. Oliwy do ognia dolewa fakt, że jest też w tym mieście drugi klub, który jest bardzo podobny do Zawiszy. Mowa o MUKS CWZS Bydgoszcz.

Działają na tych samych obiektach, mają podobny herb, z tym że MUKS ma złotą tarczę. Barwy i koszulki też są do siebie zbliżone. Ktoś, kto nie jest zagłębiony w temat, może się w tym łatwo zagmatwać, z jakim klubem ma w danym momencie do czynienia.

Zdjęcie z meczu Zawisza Bydgoszcz vs MUKS CWZS Bydgoszcz

Gdy w ramach CLJ-ka od środka rozmawialiśmy z trenerem MUKS CWZS Bydgoszcz Łukaszem Jankowskim, powiedział nam: „z naszej strony nie ma absolutnie żadnej antypatii. Pracujemy na tych samych boiskach, ale jest to inna osobowość prawna, ponieważ Stowarzyszenie Piłkarskie Zawisza ma swoją drabinkę szkoleniową i MUKS ma swoją. Jesteśmy oparci na klasach piłkarskich. Z kolei oni mają treningi popołudniowe, poza szkołą. Zawisza ma klub seniorski w IV lidze. Oni są obok nas. To nie jest tak że jesteśmy odrębną częścią. Nikt z nas tak się nie czuje, jesteśmy członkiem stowarzyszenia Zawisza Bydgoszcz”.

Nie ma między klubami antypatii, ale jednak coś musi stać na przeszkodzie, że nie może istnieć jeden silny ośrodek szkoleniowy przy ulicy Gdańskiej w Bydgoszczy. MUKS ma klasy sportowe i dwie drużyny w CLJ U-17 i U-15. Z kolei Zawisza ma drużynę seniorów, a dzieci i młodzież trenują popołudniami. My stoimy z boku i możemy tylko wysnuć wniosek, że z korzyścią dla wszystkich byłoby to, żeby oba podmioty połączyły siły i razem szkoliły młodzież na najwyższym poziomie. Kto wie, może to się wkrótce stanie? Były już podejmowane próby połączenia się, ale kluby, jak na razie się nie dogadały.

Zastaliśmy w Bydgoszczy klub w odbudowie. Zawisza jest niczym rasowy pięściarz: pada na deski, jest liczony, ale zawsze wstaje i walczy do końca. To widać na pierwszy rzut oka. Są tam osoby, które kochają klub i wkładają w niego całe serce, zaangażowanie, czas oraz prywatne pieniądze. Mimo przeciwności losu i komplikacji – nie poddają się i realizują swój plan, aby po raz kolejny Zawisza powstał jak mityczny feniks z popiołu.

Jacek Góralski zaznaczył, że Zawisza kojarzy mu się z cechami wojownika. Można to odbierać dosłownie, bo zawsze walczą o swoje. Nie ma rzeczy niemożliwych i powstają z kolan, choć większość osób skreśliła ich byt już na dobre. Nazwa klubu pochodzi od słynnego rycerza Zawiszy Czarnego z Garbowa, a herb jest w kształcie tarczy. Sama ta symbolika sprawia, że Zawisza Bydgoszcz może być utożsamiany z takim cechami jak waleczność i charakter. A sama historia tego klubu, to tylko potwierdza.

Zawisza Bydgoszcz nigdy nie zginie, dopóki żyją jego kibice, o których można mówić różne rzeczy, ale nie można odebrać im jednego: pasji i zaangażowania.

Czy Zawiszę zobaczymy jeszcze kiedyś na najwyższym poziomie w Polsce? Być może, ale do tego jeszcze daleka droga. Klub kilka lat temu padł na ziemię, był bliski końca. Teraz? Jeszcze nie wstał, ale przyklęknął już na jedno kolano i szykuje się do wykonania kolejnego kroku.

Ciąg dalszy – nastąpi wkrótce…

Z BYDGOSZCZY – ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix, Zawisza Bydgoszcz/Facebook, Made in Zawisza