CLJ-ka od środka: „Trudniej nauczyć gry ofensywnej niż defensywnej”

Dlaczego młodzi zawodnicy Śląska Wrocław, którzy wyróżniali się w CLJ i w trzecioligowych rezerwach, dostają tak mało minut w Ekstraklasie? Jaki pomysł na wprowadzenie juniorów do seniorskiej piłki ma akademia Śląska? Ilu zawodników z rocznika 2002 trafiło do drużyny rezerw i dlaczego jest ich tak mało? Jakim trenerem jest i chce być Krzysztof Wołczek? Na te pytania odpowiedział nam sam zainteresowany, mistrz Polski z WKS-em z 2012 roku, a obecnie szkoleniowiec Śląska U-18. Zapraszamy na najnowszą odsłonę czwartkowego cyklu „CLJ-ka od środka”.

CLJ-ka od środka: „Trudniej nauczyć gry ofensywnej niż defensywnej”

Jak wyglądają przygotowania Śląska Wrocław do nowego sezonu Centralnej Ligi Juniorów U-18

– Wydaje się, że wygląda to dobrze. Ale czy na pewno tak jest? Dowiemy się tego po pierwszych kolejkach ligowych.

Jak długo jesteście w treningu? Odbyliście jakiś obóz przygotowawczy?

– Z uwagi na pandemię koronawirusa przygotowywaliśmy się na własnych obiektach. Mamy dobre warunki, więc nie musieliśmy nigdzie wyjeżdżać. Do treningów wróciliśmy 13 lipca. Obecnie trwa czwarty mikrocykl treningowy. We wtorki i czwartki odbywają się po dwie jednostki treningowe, a w poniedziałek, środę i piątek – mamy po jednym treningu. Tak to wyglądało do tej pory.

Rozegraliście jakieś sparingi?

– Rozegraliśmy trzy sparingi. Pierwszy mecz, na przetarcie, z drużyną Śląska Wrocław U-17. Miał on na celu sprawdzenie kadry, tego jak oba zespoły się prezentują. Później graliśmy z czwartoligowym Piastem Żerniki i wygraliśmy 2:1. To był bardzo obiecujący sparing. Ostatnio graliśmy z rówieśnikami z Legii Warszawa, na wyjeździe, ale w dłuższym wymiarze czasowym. Bo z trenerem warszawskiej drużyny ustaliliśmy, że będziemy grać trzy razy po 40 minut. Przegraliśmy 2:4, ale w kontekście ligi będziemy mieli młody zespół. Mamy dziesięciu zawodników z rocznika 2003 i dziewięciu z 2004. W CLJ U-18 może grać czterech chłopaków z rocznika 2002, zatem mamy naprawdę młodą drużynę. W kadrze meczowej Legii było siedmiu zawodników z rocznika 2002. Nasz zespół będzie jednym z młodszych w lidze. Z pewnością również Lech Poznań będzie miał młodą kadrę. Takie jest założenie klubu i tego się trzymamy.

Jak wygląda kadra Śląska Wrocław U-18? Doszło do wielu zmian? Trener prowadził w tamtym roku drużynę U-17, to są ci sami zawodnicy?

– Jest to bardzo zbliżony skład do zespołu U-17, który miałem w tamtym sezonie. Tak naprawdę 11 z 19 zawodników było w mojej ekipie w poprzedniej kampanii. Siedmiu zawodników w tamtym sezonie trenowało już z drużyną U-18. Do tego jeszcze przyszedł jeden chłopak z innego klubu. Tak wygląda ta kadra na ten moment.

Doszło do jakichś transferów?

– Jeżeli chodzi o transfery do klubu, to wspomniałem o jednym zawodniku z FC Wrocław Academy, rocznik 2003. A jeżeli mówimy o tych, którzy odeszli, to jest ich spora grupa. Z rocznika 2003 jest ich pięciu. A o roczniku 2002 to łatwiej mówić o tych, którzy zostali, bo takich w drużynie rezerw jest czterech. Jeżeli mówimy o drugiej drużynie, która będzie grać w II lidze, to tam jest też kilku piłkarzy z rocznika 2003 i jeden z 2004. My też nie wiemy czy kadra będzie wyglądać tak, jak jest do tej pory. Z tego względu, że może się okazać, że PZPN nakaże zamknąć kadry i nie będzie można przerzucać zawodników między zespołami. I kadry będą musiały być stałe, a zawodnicy, którzy będą mieć małe szanse grania w II lidze z roczników 2002, 2003 i 2004, przyjdą do mojej drużyny. Wszystko może być zależne od tego czy z uwagi na pandemię kadry zespołów nie będą musiały być stałe.

Czy bierzecie pod uwagę taką myśl, żeby korzystać z przepisu, który umożliwia występy czterem zawodnikom z rocznika 2002? Czy waszym zdaniem CLJ U-18 jest dla rocznika 2003 i młodszych?

– Tak, jak już wspominałem, starszych chłopców jest u nas tylko czterech. Jeżeli nie będą grać w rezerwach, to będą spadać do mojej drużyny. Jest taka szansa, że dwóch zawodników z rocznika 2002 będzie schodzić do drużyny U-18. Podobnie też jest z młodszymi rocznikami, które są w drugiej drużynie.

Jaki pomysł na wprowadzenie juniorów do seniorskiej piłki ma Śląsk Wrocław? Jeżeli w  CLJ U-18 dany zawodnik złapie pewną regularność i będzie się wyróżniał, od razu będzie przesuwany do drugoligowych rezerw?

– Kadry na najbliższe półrocze są już wstępnie ustalone. Jednak też jesteśmy elastyczni w klubie. Wiadomo, że jeden dobry mecz nie może zadecydować o przejściu do drużyny rezerw. Jeżeli będzie to kilka spotkań i uznamy, że lepiej byłoby, aby dany młody piłkarz trenował z drugim zespołem, to może tak się stać. Tak też było ostatnio, gdy w czerwcu dwóch zawodników z mojej drużyny miało okazję trenować z drugim zespołem i wystąpili w sparingu z seniorami.

Gdyby ktoś mnie zapytał, z czego zapamiętałem Krzysztofa Wołczka z boiska, odpowiedziałbym, że z zadziorności, nieustępliwości, charakteru i zaangażowania. Czy te cechy, które się z panem kojarzą, przekazuje młodym zawodnikom, jako trener? To jest najważniejsze?

– Na pewno to jest bardzo ważne. I bez tego nie ma rywalizacji. A jak nie ma rywalizacji, to też nie ma piłki nożnej. To jest nieodłączna część tego sportu. Bez rywalizacji nie ma wygrywania, jak i też rozwoju. Bo to też jest ze sobą połączone. Na pewno ten charakter wpajam chłopakom i mam nadzieję, że będzie to widać po zespole w nadchodzącym sezonie CLJ. Oprócz tego są ważne też inne aspekty, jak w każdej innej dziedzinie rzemiosła. Mam na myśli aspekty techniczne, taktyczne, motoryczne i mentalne.

Jakim trenerem jest i chce być Krzysztof Wołczek?

– Myślę, że wymagającym, ale też starającym się rozumieć zawodników, bo sam nim był. Nie sztuką jest tylko wymagać od samych zawodników, ale też trzeba dać coś od siebie. Wymaga to zrozumienia, a ja sam wiem, że to jest ciężka praca. Takiej wymagam i widzę ją najczęściej na treningach. Więcej zawodników bardziej chce pracować, niż nie chce. W momencie, gdy zawodnik nie chce, to jestem brutalny i nie ma pola do dyskusji. To jest już taki etap, gdzie jest się tak blisko piłki profesjonalnej, że nie ma miejsca na zawodników, którym średnio chce się pracować. Dla nich każdego dnia selekcja i rywalizacja jest na tak wysokim poziomie, że nie ma miejsca na lekceważące podejście.

Sebastian Madera mówił tydzień temu w rozmowie z naszym portalem: „widzę u siebie taką ciągotkę do defensywy. Swoją pierwszą uwagę zwracam na organizację zespołu w defensywie. Chcę jak najbardziej ograniczyć przypadek. Gdy patrzę na zespół, to pierwsze na co zwracam uwagę, to jak funkcjonuje on w defensywie. Gdy drużyna dobrze funkcjonuje w tyłach, dopiero wtedy spoglądam na to, co dzieje się w przodu”. Czy pan ma takie samo spojrzenie, jako były obrońca, choć boczny? Najpierw defensywa, a później aspekty ofensywne? Co jest najważniejsze w zespołach Śląska Wrocław prowadzonych przez pana?

– Te akcenty muszą być rozłożone równomiernie. Musimy bronić i atakować, tak, jak sobie to zakładamy. My chcemy bardzo szybko przejmować piłkę i dominować na boisku. Takie są nasze założenia. Jednak nasz mikrocykl na poszczególnych etapach sezonu jest różnie rozłożony. Na grę obronną i w ataku poświęcamy tyle samo czasu. Oba te aspekty są dla nas ważne. Mimo że byłem obrońcą, bardzo lubiłem atakować. Myślę, że obrońcy i napastnicy muszą poświęcić w tym momencie tyle samo czasu na obronę i atak. W obecnym futbolu napastnicy są pierwszymi obrońcami i to od nich dużo zależy. Może to co powiem będzie kontrowersyjne, ale myślę, że trudniej nauczyć gry ofensywnej niż defensywnej, co nie oznacza, że mamy lekceważyć obronę. Jeżeli chcemy dominować, wygrywać pojedynki – musimy wiedzieć, jak się ustawić lub poruszać, żeby zmylić przeciwnika. Myślę, że jest to trudniejsze od zadań obronnych, ale i tak koncentrujemy się na tych akcentach po równo.

Często mówi się, że trener z doświadczeniem piłkarskim jest w stanie więcej przekazać młodym zawodnikom od tych bez doświadczenia. Czy zgadza się pan z tą tezą?

– Myślę, że coś jest w tej tezie, ale broń Boże, nie chcę deprecjonować trenerów, którzy nie grali w piłkę. Wydaje mi się jednak, że mają bardzo trudne zadanie. Muszą być wybitnymi jednostkami, żeby w tym aspekcie sobie poradzić. Taka osoba musi mieć ogromną wiedzę i olbrzymią charyzmę, żeby rozumieć grę i nagle pojawić się w tym środowisku. Nie deprecjonuję tego, są tacy trenerzy, aczkolwiek jest to bardzo trudne. Na pewno byłym zawodnikom, którzy grali na najwyższym poziomie, jest łatwiej. Często w tym kontekście pada hasło: „rozumienie szatni” i coś w tym jest – rozmowa z zespołem, indywidualne podejście. Trzeba być nauczycielem, żeby wydobyć z tych zawodników wszystko, co najlepsze i rozumieć to, co oni robią. A gdy przeszło się podobną drogę jako zawodnik, jest łatwiej. Aczkolwiek myślę, że trenerzy, którzy nie grali w piłkę też mogą trenować na wysokim poziomie. Znamy przecież takie przypadki na najwyższym światowym poziomie.

Czy w zespole, który trener prowadzi są zawodnicy, których możemy zobaczyć w niedalekiej przyszłości w Ekstraklasie, bo mają taki potencjał?

– Myślę, że są tacy, którzy mogą zagrać w Ekstraklasie. Mają taki potencjał. Jednak zatrzymałbym się na samym słowie „potencjał”, które jest fajne i ciekawe. Bo widziałem wiele przypadków, gdzie zawodnikom o najwyższym potencjale nie udawało się przebić na najwyższy poziom. A ci, którzy byli w ich cieniu, zaszli na poziom Ekstraklasy. Patrzę teraz na grupę 19 zawodników, którzy są po wieloletniej selekcji. Nie chcę powiedzieć, że każdy, ale najlepsza dziesiątka może zaistnieć w Ekstraklasie, bo mają takie cechy, żeby tam grać. Jednak należy zadać pytanie – jak potoczą się im kolejne lata? Dla nich kluczowy jest najbliższy rok, dwa, które pokażą, na jakim są poziomie. Choć do Ekstraklasy prowadzą różne drogi. Mateusz Cholewiak debiutował w Ekstraklasie mając 28 lat… My chcemy tak szkolić zawodnika, żeby w wieku 19 lat mógł grać w Ekstraklasie. Myślę, że są tacy zawodnicy, którzy mają do tego predyspozycje. Aby to się wydarzyło, musi korelować z tym wiele czynników.

Dlaczego młodzi zawodnicy Śląska Wrocław, którzy wyróżniali się w CLJ i w trzecioligowych rezerwach, dostają tak mało minut w Ekstraklasie? Przeskok poziomów jest aż tak duży? Czy to kwestia braku zaufania ze strony pierwszego trenera Śląska Wrocław, Vitezslava Lavicki?

– Ciężko mi powiedzieć, dlaczego tak się dzieje w Śląsku Wrocław. Aczkolwiek z pierwszym zespołem trenuje naprawdę spora grupa młodych zawodników, którzy przeszli przez CLJ i III ligę. A kilku piłkarzy się obija o pierwszą drużynę. Przecież Piotr Samiec-Talar wchodzi na boiska Ekstraklasy…

Ale na pięć minut…

– Ok, to nie są duże liczby, ale czym to jest spowodowane? Trener Lavicka jest dosyć konsekwentny w składzie i nie robi wielu zmian. On patrzy głównie na pierwszy zespół i nawet niewiele zmienia, jeśli chodzi o starszych piłkarzy. Taką ma wizję. Jednak może też być tak, że ci młodzi zawodnicy nie są jeszcze na tym poziomie. Pytanie brzmi, na ile daje im się szansę i jak oni ją wykorzystują? Dajmy przykład Przemysława Płachety, na którego postawił Śląsk. Gdyby nie było przepisu o młodzieżowcu, to on by rzeczywiście tyle minut spędził na boisku i aż tak się rozwinął, że byłby teraz w Norwich City? Myślę, że mógłby jeszcze czekać na swoją szansę. A na pewno nie potoczyłoby się to tak dynamicznie, mimo potencjału, który posiada.

Jednak Płacheta nie jest wychowankiem Śląska.

– Ja akurat mówiłem tu w kontekście wszystkich młodych zawodnikach.

Dlaczego z Akademii Śląska Wrocław odeszło aż sześciu trenerów?

– To nie jest pytanie do mnie. Należy zapytać władze klubu. To nie były moje decyzje. Wiem tylko, że po części były to decyzje trenerów i po części decyzje klubu. Jednak nie znam każdej historii z osobna, więc to pytanie, należy kierować do władz klubu.

Czy trener jest ciągle w sztabie reprezentacji Polski U-19?

– Nie, ja w kadrze U-19 byłem z ramienia trenera Bartłomieja Zalewskiego, który chciał, żebym mu pomógł. Szkoda, że nie udało się awansować na Mistrzostwa Europy U-19, ale dla mnie to była fajna przygoda i nauka. To była naprawdę ciekawa drużyna i zawodnicy, którzy w ostatnim czasie mają swoje „pięć minut” w Ekstraklasie: Michał Karbownik, Bartosz Białek czy Jakub Kamiński. Czujemy niedosyt wynikowy, bo to był mocny zespół i myślę, że stać nas było na awans na Euro. Ciężko szukać przyczyn, dlaczego się nie udało. Jednak praca w takim sztabie, z dobrymi trenerami, którzy pracowali tak, żeby wszystko było podporządkowane piłce nożnej, treningom i rozwojowi – to była dla mnie cenna nauka i przygoda.

Czy w przyszłości chce trener prowadzić drużyny seniorskie? Czy chciałby pan tylko pracować z młodzieżą?

– Zdecydowanie widzę siebie jako pierwszego trenera w seniorskiej piłce, ale nie wiem czy to nastąpi. Nie mam postawionego celu, że muszę być za rok szkoleniowcem seniorskiej ekipy. Do tego też nie mam odpowiednich uprawnień, bo mam licencję UEFA A, a nie UEFA PRO. Jednak docelowo chciałbym pracować z seniorami. Nie wiem, jak potoczy się moja przygoda trenerska. Na razie pracuję z drużyną U-18 i wychodzę z założenia, żeby tę pracę wykonywać jak najlepiej. Dopiero później będę myślał, co będzie dalej.

W jaki sposób szkółka Olympic Wrocław jest połączona ze Śląskiem Wrocław? I jaką pełni pan rolę przy tym projekcie?

– Olympic Wrocław to szkółka piłkarska, która zrzesza wielu zawodników. W tym momencie jest ich prawie tysiąc – z Wrocławia i jego okolic. Mówimy o dzieciach i młodzieży, bo najstarszy rocznik to 2005, czyli 15-latkowie. Jesteśmy powiązani ze Śląskiem i miastem Wrocław prawie we wszystkich aspektach. Korzystamy z miejskich obiektów, a do WKS-u przekazaliśmy już bodajże 17 zawodników z Olympicu, na różnych etapach rozwoju. Dariusz Sztylka jest dyrektorem w Śląsku, a ja trenerem. A obaj jesteśmy prezesami w Olympicu. Staramy się, żeby zawodnicy, którzy nie przechodzą selekcji w Śląsku, trafiali do Olympicu i tam dalej pracowali. Z kolei tych, którzy najbardziej się wyróżniają w szkółce, przesuwamy do akademii Śląska.

Olympic Wrocław to takie przetarcie dla młodych zawodników przed Śląskiem Wrocław?

– Jesteśmy klubem partnerskim. Funkcjonujemy wedle umowy. Miasto jest właścicielem Śląska i udostępnia miejskie obiekty sportowe. Ale mamy taką wizję, żeby najzdolniejszych zawodników z Olympicu przekazywać do Śląska.

Jest trener w strukturach zarządu Olympicu Wrocław, to jaki macie pomysł na tę szkółkę?

 – Szkółka Olympic ma cały czas ten sam plan. Szkolimy od 4. roku życia. Ja z Dariuszem Sztylką decydujemy tylko o strategicznych kwestiach, bo nie mamy czasu, aby nią cały czas zarządzać. To jest duża szkółka i są tam odpowiedni ludzie, którzy to robią. Przede wszystkim Konrad Łągiewczyk, który wspólnie ze swoimi pracownikami spaja wszystko w całość i ustala szczegóły. Mamy swój plan szkolenia, który składa się z czterech etapów zaawansowania. Pierwszy – piłka nożna w formie zabawy dla najmłodszych. Drugi – treningi w oddziałach. Trzeci – reprezentacja rocznika, gdzie dzieci przychodzą na treningi zgodnie z poziomem zaawansowania. A tym czwartym etapem jest Śląsk Wrocław. Dla każdego jest miejsce – dla tych, którzy chcą się tylko pobawić i dla tych, którzy chcą grać w piłkę na profesjonalnym poziomie.

Jakie wyznaczacie sobie cele na najbliższy sezon CLJ U-18?

– Nie wyznaczyliśmy sobie celów wynikowych. Wiadomo, że każdy lubi wygrywać i zawodnikom powinno się wpajać, że na boisko wychodzi się po to, żeby być lepszym od rywala i wygrać. Jednak dla nas, jako trenerów, nie jest to główny cel. Chcemy, żeby było widać u zawodników rozwój, postęp z każdym kolejnym meczem. Pod względem indywidualny i zespołowym. Chcemy, żeby w przyszłości funkcjonowali w piłce seniorskiej, najpierw w II lidze, a potem wyżej. Cieszymy się, że mamy drugą ligę i zawodnicy mogą grać na wysokim poziomie przed wejściem do Ekstraklasy. CLJ to jest miejsce, gdzie można rywalizować z Lechem czy Legią – najlepszymi akademiami w Polsce. Dlatego będziemy ogrywać zawodników z roczników 2003 i 2004. Jesteśmy ciekawi, jak to będzie wyglądało.

 ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Krystyna Pączkowska/Śląsk Wrocław