Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Praca trenera to nie jest praca dorywcza. Przynajmniej tego trenera, który poważnie podchodzi do swojego zawodu. Cieszy fakt, że coraz częściej w Polsce się o tym pamięta.

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Kilka dni temu porozmawiałem z Tomasem Pereirą, nowym koordynatorem metodologii w Akademii Widzewa. Portugalczyk zwrócił uwagę na ciekawy aspekt, który w prosty sposób wyjaśnia złożoność projektowania jednostki treningowej laikom.

– Zobacz, chcemy, by zawodnicy grali szybko piłką – mówi Pereira. – Popularnym rozwiązaniem stała się więc gra na dwa kontakty. I wszyscy grają na dwa kontakty, bo chcemy, by w meczu zawodnicy przyjmowali i podawali piłkę dalej. Ale czemu narzucać im takie sztuczne zasady? A co, jeśli zmniejszymy po prostu pole gry? Oni wtedy będą musieli grać szybciej i osiągniemy efekt w postaci gry na dwa kontakty, nie wymuszając tego poprzez zasady gry. Zawodnik, czując, że nie ma miejsca, będzie chciał jak najszybciej odegrać do kolegi. Te dwa podejścia, choć wyglądają podobnie, są skrajnie różne – uważa.

Innym przykładem jest przeniesienie ciężaru gry. Słyszymy o nim niemal w każdej telewizyjnej transmisji. A zastanawiałeś się, kibicu, jak tego nauczyć?

Przecież każdy niby wie, że jak jest za ciasno, to ciężar trzeba przerzucić. Rolą trenera jest jednak, by takie zachowanie wypływało z tego, co gracz zaobserwuje na placu gry.

Można więc, przykładowo (o tym w JUF 052 mówił Maciej Szeliga), podzielić sobie boisko w pionie – na trzy sektory, czy jak kto woli – korytarze. I narzucić drużynie atakującej zasadę, że w każdym korytarzu musi mieć minimum jednego swojego zawodnika. W przeciwnym przypadku, jej gol nie będzie zaliczony. To spowoduje, że zawodnicy nie będą skupiać się na jednej stronie, a zawsze ktoś na piłkę czekał będzie na drugiej flance.

Krokiem dalej jest jednak nie narzucać zasad sztucznych tym, których chcemy czegoś nauczyć. Bo możemy dodatkowe zasady nałożyć na broniących – by oni nie mogli zajmować więcej niż dwóch sektorów jednocześnie. To sprowokuje rywala, będzie dla niego bodźcem. Wolna przestrzeń na drugim skrzydle to środowisko, z którego atakujący musi skorzystać. A jak nie korzysta, to musi się tego nauczyć. I w końcu nauczy się, być może przypadkiem odnajdując tę drogę do strzelenia gola.

Wiem, że o kreowaniu środków treningowych w taki sposób na kursach trenerskich czy konferencjach opowiadają często m.in. wspomniany Szeliga (Mobilna Akademia Młodych Orłów), Maciej Szymański (obecnie dyrektor łódzkiej akademii) czy Paweł Drechsler (akademia ŁKS-u), a pewnie i wszyscy inni, którzy mieli w przeszłości do czynienia z hiszpańską metodą Ekkono (większość kadry studiów podyplomowych „Rozumienie Gry”). Tak do tematu podchodzą też ci, którzy czerpią z portugalskiej periodyzacji taktycznej, a mam wrażenie, że niebawem tworzenie ćwiczeń w taki właśnie sposób stanie się powszechną normą.

Oczywiście trzeba być w tym wszystkim uważnym, bo jak na Twitterze po wywiadzie z Pereirą i fragmencie z grą na dwa kontakty zaznaczył były menedżer Akademii Legii, Radek Mozyrko: – Każda ingerencja ma swoje plusy i minusy. Jestem zwolennikiem tej zasady, ale jeśli jest ona wykorzystywana często i na dłuższą metę, ma swoje minusy. Zawodnicy nie atakują przestrzeni, bo ich nie ma, nie muszą robić większych ruchów na tworzenie linii podania czy nie trenują dłuższych podań – wymienił. – Wszystko jest dobre jeśli wykorzystuje się to w odpowiednich ilościach – podsumował.

Wtórował mu Aleksander Kowalczyk: – Dokładnie, często trenerzy stają się zakładnikami gier na małej przestrzeni. Nie zapominajmy, że piłka nożna to gra 11×11, w której to na każdego zawodnika przypada średnio powyżej 250 m2.

A Pereira zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Emocjonalny. – Właściwa droga rozwoju prowadzi przez wytworzenie emocji. Emocji w naszych zawodnikach, emocji, które ich rozwiną. Kiedy one będą mocno zakorzenione w ich głowach, oni je zapamiętają. Kiedy zapytam cię o najwyraźniejsze przeżycie, jakie pamiętasz – co odpowiesz? Pewnie wspomnisz swój ślub lub narodziny dziecka. Dlaczego? Bo tym wydarzeniom towarzyszyło wiele emocji. Właśnie tę drogę chcemy obrać w treningu. Jeśli będziemy rozwijać zawodników na polu emocjonalnym, a emocje będą towarzyszyły im podczas zajęć, oni przeniosą je na ćwiczenie, a przez to rozwiązania, do których doprowadzą, pozostaną w nich dłużej, przeniosą się na mecze. Kiedy piłkarz spotyka problem w trakcie gry, może rozwiązać go tylko wtedy, gdy wcześniej spotkał się z nim podczas treningu.

Ta rozmowa bardzo mi się spodobała. Nie dlatego, że dowiedziałem się czegoś nowego, ale dlatego, że ktoś po angielsku, w zwięzły i prosty sposób, pokazał, na czym polega szkoleniowa praca. Czasem brakuje nam takich wyjaśnień krytykom, którzy uważają, że trenerzy chcą przeintelektualizowywać swoją pracę.

Bo pracę trenera można bagatelizować. To nawet bardzo proste. Ustawisz kilka pachołków, rzucisz piłkę i musisz wybrać skład. Ot, taka robota.

Nie szukaj kwadratowych jaj!

Ale wypowiadają się o niej w sposób trywialny ci, którzy jej nie rozumieją. Ci, dla których cztery treningi w tygodniu to sześć godzin (4 x 90 minut) pracy, za którą powinno się płacić jak… za sześć godzin.

Dopóki oni będą w większości, ciągle będziemy szkolić zawodników gotowych co najwyżej na… eurowp***dol.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.