La Masia, czyli problem, o którym w Barcelonie się nie mówi

Ostatnie miesiące nie są łatwe dla kibiców klubu z Katalonii. Zaczęło się od przegranego mistrzostwa kraju z Realem Madryt, potem przyszła kompromitacja w Lidze Mistrzów i wynik, który będzie pamiętany przez długie lata, a w dodatku Barcelonę ma opuścić Leo Messi, czyli legenda tego klubu. 

La Masia, czyli problem, o którym w Barcelonie się nie mówi

Jaki wpływ na aktualną sytuację „Blaugrany” ma ich własna akademia? Kto jest odpowiedzialny za te wszystkie niepowodzenia?

Kiedyś „La Masia” kojarzyła nam się z najlepszą szkółką piłkarską na świecie. Miejscem, do którego chciałby trafić każdy dzieciak, którego marzeniem jest, żeby zostać w przyszłości piłkarzem.

Te czasy minęły.

Akademia, która do niedawna była dla innych niedoścignionym wzorem, obecnie stała się… problemem. Może nie najważniejszym, ale jednak istotnym. Ciężko było sobie jeszcze kilka lat temu wyobrazić „Dumę Katalonii” bez kilku wychowanków w składzie.

25 listopada 2012 roku. Levante podejmuje na własnym boisku Barcelonę. Goście dominują (82% posiadania piłki) i wysoko wygrywają. Nie to było najważniejsze, a właśnie ich wyjściowa jedenastka, która prezentowała się następująco: Victor Valdes – Jordi Alba, Carles Puyol, Gerard Pique, Dani Alves – Sergio Busquets, Xavi, Cesc Fabregas, Pedro Rodríguez, Andrés Iniesta i Leo Messi.

10 z 11 wyżej wymienionych zawodników uczyło się futbolu w La Masii, a od 14. minuty cały skład był złożony z byłych adeptów akademii, bo Alvesa zmienił Martin Montoya. Nawet ówczesny trener, śp. Tito Vilanova, kształcił się w miejscowej szkółce.

To był ewenement, rzadko zdarzało się, żeby w drużynach z tego poziomu grali tylko wychowankowie, a jednak 7-8 piłkarzy w podstawowym składzie Barcy było czymś absolutnie normalnym. A trzeba pamiętać, że nie występowali, bo ktoś w klubie ubzdurał sobie, że mają stawiać tylko na swoich. Grali, bo byli po prostu bardzo dobrymi piłkarzami.

Tamto spotkanie rozegrano niecałe osiem lat temu. Niektórzy z nich ostali się w składzie Barcelony do dzisiaj. I tutaj pojawia się problem – Sergio Busquets czy Gerard Pique już nie należą do grona najlepszych zawodników na swojej pozycji.

W Barcelonie chyba tego nie potrafią zrozumieć. Nie ma już Guardioli, piłeczka nie chodzi, jak po sznurku, a Xavi nie dogrywa już do Messiego.

Ten ostatni być może… nie zdobędzie dla Barcelony już żadnej bramki. Argentyńczyk jest jedną nogą w Manchesterze City i coś, co wydawało się nierealne, dzieje się na naszych oczach. Legenda, dla wielu najlepszy piłkarz w historii, odchodzi z klubu. Z klubu, z którym był związany od zawsze. I każdy sądził, że na zawsze.

Kto do tego doprowadził? Człowiek, którego wszyscy chcieliby się pozbyć, ale on sam nigdzie się nie wybiera. Josep Maria Bartomeu, 57-letni prezydent klubu, jest w mniejszym lub większym stopniu odpowiedzialny za wszelkie niepowodzenia w Barcelonie.

On też odpowiada za to, co stało się ze słynną katalońską szkółką. To nie jest tak, że w La Masii zapomnieli nagle, jak powinno szkolić się młodzież czy od kilku lat nie potrafią „wyprodukować” zawodnika, który mógłby na stałe wskoczyć do wyjściowego składu 26-krotnych mistrzów kraju, a nie tylko pojawiać się od czasu do czasu na ławce rezerwowych.

Odpowiedzmy sobie na następujące pytanie: czy jest zawodnik, który w ostatnich latach wyszedł z akademii i okazał się realnym wzmocnieniem dla pierwszego zespołu?

Riqui Puig? 15 meczów we wszystkich rozgrywkach w dwa lata. Carles Aleñá? W La Liga zaczął grać regularnie dopiero, gdy poszedł na wypożyczenie do Betisu. Marc Cucurella? Oddany bez żalu do Getafe. Munir El Haddadi? Też odszedł, ale do Sevilli. Cristian Tello? Coś tam pograł, ale również zmienił klub. Sergi Roberto? W końcu ktoś, kogo możemy nazwać realnym wzmocnieniem pierwszego zespołu, chociaż też go początkowo nie szanowali i rzucali po całym boisku.

W Katalonii przydałby się szkoleniowiec, który podjąłby ryzyko. Odstawił od składu tych, grających bardziej przez wzgląd na nazwisko niż aktualne umiejętności. Ktoś, kto odmłodziłby skład i dodał świeżości. Nie tylko dał czasami szansę 17-letniemu Ansu Fatiemu.

Gdyby zdecydowano się na takie rozwiązanie, władze klubu musiałaby zrozumieć, że na efekty trzeba cierpliwie poczekać i jeden lub dwa sezony mogłyby być słabsze niż zwykle.

Niech za przykład posłuży im angielska Chelsea. „The Blues” kilka lat temu wygrali Ligę Mistrzów, ale jednocześnie byli świadomi tego, że Frank Lampard, Didier Drogba czy John Terry długo już w piłkę nie pograją i potrzeba zmian. Młodzi piłkarze doszli do głosu, latem sprowadzono kilku wartościowych zawodników i wszyscy są ciekawi, co z tego wyjdzie.

Akademia Chelsea przyciąga najlepszych chłopaków z całego globu, bo widzą, że dostaną świetne warunki do rozwoju i naprawdę mogą trafić do pierwszego zespołu oraz występować w Premier League.

Jesteś młodym talentem, o którego zabijają się najlepsze kluby ze Starego Kontynentu – czy przejdziesz do zespołu, w którym wiesz, że grać regularnie nie będziesz? Do klubu, który wcale nie płaci najwięcej? I to jeszcze takiego, gdzie nie masz gwarancji sukcesów?

Jeżeli ktoś by się na to zdecydował, to tylko ze względu, że mógłby być częścią zespołu, który kiedyś był wielki. Gdybyśmy to przełożyli na polskie podwórko, zachowując odpowiedni dystans, to tak, jakby utalentowany chłopak wybrał grę w Widzewie Łódź.

Problemem klubu z Katalonii są też finanse. Wygląda to tak, że setki milionów za Philippe Coutinho czy Antoine’a Griezmanna nie stanowią dla nikogo kłopotu, ale już zapłacenie za jakiś talent z Brazylii czy dowolnego zakątka świata – tak. Nie dziwimy się więc, że młodzi wybierają propozycję z innego klubu, gdzie mogą liczyć od razu na duże pieniądze.

Wszystko do tej pory ratował Leo Messi, piłkarski magik w ludzkiej skórze. Bez niego, to już nie będzie to samo. Ciężko nam wytłumaczyć, dlaczego młodzi fani piłki nożnej spoza miasta mieliby się teraz zakochać w tym klubie. Przez historię? Okej, ale dla 9-latków bardziej liczy się aktualna dyspozycja, a nie przeszłość. Dzieci nie stają się masowo fanami Milanu czy Arsenalu.

„La Masia” nie jest już tą samą szkółką, co kiedyś. Ktoś musi postawić na zdolną młodzież, dać jej czas i sprawić, że Barcelona znów będzie wymieniana w gronie najlepszych. Teraz wszystko wygląda jeszcze w miarę poprawnie, bo ciężko wicemistrzostwo kraju i ćwierćfinał Ligi Mistrzów nazywać kompletną porażką, ale jeżeli nic się nie zmieni, na Camp Nou może być tylko gorzej.

Fot. Newspix