Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Znów nad szkoleniowym Twitterem wybuchła burza. Powód? Lista zakwalifikowanych na kolejny kurs UEFA Pro ujrzała światło dzienne. No i… się dzieje.

Wtorkowa rozgrzewka z Mamczakiem: nie na raz

Mam taką przypadłość, że kiedy wszyscy przepychają się na subtelne docinki w stronę PZPN-u, a nieliczni obrońcy związku buntują się, potwierdzając, że się nie da, myślę sobie trochę odwrotnie.

I chociaż potem mojego rozwiązania nikt decyzyjny nie czyta albo i nie traktuje poważnie – co sobie popiszę, to moje.

Więc znowu wybuchła bomba. Dlaczego kurs UEFA Pro jest organizowany tak rzadko?

Dlaczego PZPN blokuje rynek trenerski i nie pozwala na wybór kandydatów, których chcieliby prezesi? Czemu faworyzowani są piłkarze? Jak to się dzieje, że w Championship pracować można z licencją UEFA A, a u nas, poza Ekstraklasą, UEFA Pro wymagana jest także w pierwszej i drugiej (sic!) lidze.

Każdy teraz zna tysiące przypadków trenerów, którzy mieli sukcesy w trzeciej lidze, którzy na styl gry swojej drużyny wpłynęli w sposób znaczący, a którzy to już dwunasty raz próbują wbić się do Białej Podlaskiej. I nic. „Chory system”. Znamy też tych trenerów, którzy czekają, aż zmieni się władza, którzy nie aplikują nawet na kurs, bo przecież i tak nie ma szans się na niego dostać.

Pomyślmy odwrotnie

Ale ja nie będę rozprawiał nad tym, czy przepisy UEFA da się nagiąć, czy ktoś dziś byłby w stanie europejską centralę przekonać, że mamy za mało szkoleniowców z najwyższym wykształceniem. Nie będę zagłębiał się też w logistykę i analizę kalendarza oraz możliwości Szkoły Trenerów PZPN, ani próbował przekonać po raz kolejny (a przekonywałem dwa dni temu), że poprzeczkę warto byłoby podnieść dopiero od co najmniej ligi pierwszej, bo przecież ta druga tylko minimalnie wyprzedza ligi półamatorskie.

Jak Paul Arden, pomyślę odwrotnie.

Bo co by było, gdyby PZPN opublikował konkretne wytyczne co do kwalifikacji na kurs UEFA Pro? Co, gdybyśmy poznali wszyscy, na co osoby decyzyjne zwracają uwagę przy wyborze? Co, gdyby związek postawił na pełną transparentność w tym zakresie?

Dziś takie wytyczne nie są tajemnicą, bo nie istnieją – nikt precyzyjnie nie stworzył takiego algorytmu. A czemu by właśnie tego nie zrobić? Czemu by raz na zawsze nie zamknąć ust tym, którzy ciągle mówią o układach? O wzajemnych koligacjach i znajomościach?

Jeżeli ich nie ma, każdemu w związku powinno na tym zależeć. Jeżeli nie ma.

Najważniejsze kryterium to oceny z egzaminu wstępnego (pisemnego i ustnego) oraz doświadczenie trenera jako zawodnika grającego na najwyższym poziomie piłkarskim (Ekstraklasa oraz byli reprezentanci Polski). Dorobek trenerski każdego trenera jest oceniamy na podstawie konta trenera w serwisie PZPN24. W zależności od poziomu ligi, w której pracuje trener, oraz funkcji, jaką pełni, za każde przepracowane pół roku zdobywa się punkty, bierzemy pod uwagę pięć ostatnich lat – mówi Dariusz Pasieka (cały obszerny tekst na ten temat – tutaj) o kryteriach i tym, jak związek do sprawy podchodzi.

I to jest dobry kierunek, ale to wszystko jest ciągle jakieś takie zbyt elastyczne. Skoro nikt nie zna wag i sposobu punktacji, niedomówień jest na pęczki.

Poza tym, dlaczego najważniejszy w tym przypadku jest egzamin wstępny? Co to znaczy, że jest najważniejszy? O ile jest ważniejszy od doświadczenia TRENERSKIEGO, które powinno być tutaj przecież kluczowe i najlepiej punktowane. Na egzaminie wstępnym przypadkowych nazwisk już nie ma…

Skoro większą część punktacji stanowi egzamin wstępny, to znaczy, że punkty przyznawane są „na oko”. A z metodą na oko – gdy na stole leżą grube pieniądze i intratne posady – jest jak z tą „na udo”. Albo się udo, albo nie udo.

Wolne żarty… Pytanie o to czym jest przywództwo ma być w jakiś sposób wymierne? Albo o to, w jaki sposób trener pracuje nad szybkością? Jest kilka dróg, czy każda będzie oceniana podobnie?

Wydaje mi się, że jest tu trochę jak z kluczem odpowiedzi w arkuszach maturalnych. Przypomina mi się ta historia, gdy klucz do jednego z tekstów skomentował jego autor: „nie myślałem o tym w ten sposób”. Gdyby żyli inni nasi znamienici pisarze, pewnie takich kwiatków byłoby więcej.

Pytania otwarte na egzaminie wstępnym są w porządku, a jeżeli komisja będzie faktycznie rzetelna i kompetentna – będzie mogła ocenić co kto ma w głowie. Subiektywnie, ale jednak. Natomiast to może być dodatek, 10, maksymalnie 15 procent całościowej oceny. Przecież trener Pasieka może, przykładowo, mieć inną wizję niż trener aplikujący, tak jak Guardiola inaczej na futbol patrzy od Conte, Kloppa czy Mourinho.

Czy ktokolwiek jest w stanie ocenić odpowiedzi na takie pytania sprawiedliwie?

Czy jeżeli ktoś pracuje w oparciu o periodyzację klasyczną i nie czuje metodologii Vitora Frade, będzie maksymalnie punktował tego, kto opiera się na periodyzacji taktycznej i swój model stara się przemycać w grach? To nieuchronnie i znacząco wypacza wyniki.

A można prościej…

Ci, którzy dostali się na kurs, nie są niczemu winni. Naprawdę trudno wybrać 24 ze 131 solidnych kandydatów. A jeśli zapoznaliście się z biogramami w naszym niedzielnym tekście, wiecie, że wszyscy są na swój sposób kozakami. Byle kto o udział w tym kursie nie aplikuje. Przecież wydać na niego trzeba prawie 20 tysięcy złotych, nie mówiąc o czasie, jaki w kolejnych miesiącach poświęcić należy na realizację wszystkich zadań z nim związanych.

Szkoda mi takiego Maćka Kędziorka, gdy widzę, że nie ma znów go na liście. Szkoda mi, bo go znam i naprawdę nie wiem, co Maciek musi jeszcze zrobić, żeby znalazł się w Białej.

Pracował w trzeciej i czwartej lidze. Jako drugi trener funkcjonował w Rakowie Częstochowa u boku Marka Papszuna, gdzie wykręcili dwa awanse. Cała Polska mówiła o SFG częstochowian, za które odpowiadał. Każdą wolną chwilę wykorzystuje na rozwój. Zimą spotkałem go na warsztatach u Olka Kowalczyka, wcześniej pojechał za marzeniami na Wyspy Brytyjskie, żeby kilka dni spędzić w Leeds United. Podglądając oczywiście Marcelo Bielsę. Dzisiaj jest w Arce Gdynia, natomiast sam fakt, że bezrobocia nie zaznał za długo (a nikt z roboty go też nie wyrzucił, sam uznał, że coś w Rakowie się wypaliło), dobrze o nim świadczy. A mimo to wypadł poza TOP24.

No dobra, co zatem z tym algorytmem?

Jak idziesz na studia, to wiesz już rok wcześniej, co będzie kluczowe, by dostać się na dany wydział czy kierunek. Wiesz, że na maturę rozszerzoną warto wybrać np. geografię, więc temu przedmiotowi poświęcasz więcej czasu. Trenerzy przecież przed AWF-ami też od zawsze namiętnie uczyli się biologii, by punktów w rekrutacji mogli uzyskać więcej. Później był test sprawnościowy i też wiadomo było, że trzeba będzie przebiec test Coopera, bieg na 1500 metrów czy inny bieg wahadłowy. Do tego tor przeszkód, brzuszki w 30 sekund, skok w dal z miejsca, w niektórych miastach pływanie. Jasne i klarowne wymagania, przez trzy lata liceum mogłeś trenować, by podbić swój punktowy dorobek. Na innych uczelniach były też dodatkowe inicjatywy, konkursy tematyczne – przestrzeń do sięgnięcia po bonusowe punkty.

Algorytm musiałby być oczywiście dobrze przemyślany.

Kompletnie roboczo mogłoby to wyglądać w tym stylu:
* 0-50 punktów za doświadczenie trenerskie (a nawet poszedłbym w 60)
* 0-30 punktów za doświadczenie piłkarskie
* 0-10 punktów za egzamin wstępny
* 0-10 punktów za dodatkowe aktywności (wyjazdy na staże, udział w konferencjach, publikacje książkowe i inne)

Do tego bonus: +10 czy +20 oczek dla np. wybitnych reprezentantów Polski. Żeby Robert Lewandowski czy Łukasz Piszczek mieli z marszu 50 punktów za kariery piłkarskie, bo jakkolwiek nie spojrzymy na byłych piłkarzy, takie osobistości chętne do trenowania trzeba promować. W każdym kraju. Mało tego, można by na każdy kurs przeznaczyć jedną dziką kartę, by pojawiała się jakaś furtka od sztywnych reguł dla takich nazwisk i postaci jak powyżej. Chociaż przy wspomnianych wyżej bonusach mogłaby się ona okazać zupełnie zbędna.

Na początek więc każda rola w futbolu musiałaby zostać odpowiednio wyceniona. Samodzielna praca w trzeciej lidze, w czwartej, w okręgówce. Ale też rola drugiego trenera w klubach na tych poziomach. I w Ekstraklasie, pierwszej czy drugiej lidze. Asystentura, analityk taktyczny. Każdej funkcji przypisać należałoby odpowiednią wartość. Stałe te natomiast później trzeba by mnożyć przez liczbę lat na danym stanowisku.

Dalej – zabawić można by się nawet w to, na którym miejscu sezon zakończyła drużyna. By ktoś, kto awansował z IV ligi wyprzedzał tego, który tylko bił się o utrzymanie.

To oczywiście trzeba by dobrze przeliczyć i wyciągnąć odpowiednie stałe, ale wiadomo, że asystent w Ekstraklasie czy samodzielny szkoleniowiec w trzeciej lidze kosiliby punktów najwięcej. Można by także dorzucić tu role związane z PZPN-em – opiekunowie i sztaby młodzieżówek, ci, którzy pracują przy Talent Pro, AMO, MAMO, trenerzy reprezentacji wojewódzkich. Oczywiście funkcje te znów trzeba by rozliczyć proporcjonalnie, by np. te ostatnie nie okazały się bardziej istotne od sztabu Rakowa czy posady pierwszego trenera w Polonii Warszawa albo Bałtyku Koszalin.

Ale można to zrobić, to całkiem realne. Tak samo wystarczyłoby rozpisać doświadczenie piłkarskie, a wszystko zamknąć w wygodnym Excelu, do pobrania ze strony związku.

Weźmy aplikujących w tym sezonie 131, wyliczmy punktacje i zobaczmy co wyszło. Dla porównania cofnijmy się o trzy ostatnie dwudziestki czwórki – może proporcje trzeba będzie przesunąć w jedną lub w drugą stronę? Może faktycznie ja się mylę i byli piłkarze nie mają wcale tak łatwo (wszak na najświeższej liście nie ma ich przesadnie wielu)? Na tym polega analiza. Ale nikt nie każe tego wzoru stworzyć w tydzień, zróbmy to raz, a porządnie.

Czy tylko mi wydaje się to banalnie proste? Bo jeśli ktoś widzi minusy tego rozwiązania, chętnie je poznam i o nich podyskutuję.

PRZEMYSŁAW MAMCZAK

Chcesz podyskutować o szkoleniu? O najnowszym artykule? Nie zgadzasz się ze mną lub chciałbyś coś dodać? Napisz koniecznie – przemyslaw.mamczak@weszlo.com.