CLJ-ka od środka: „Arka spadła z ligi niezasłużenie”

Przed ostatnią kolejką znajdowali się  w strefie spadkowej. Musieli pokonać Arkę Gdynia, żeby zachować CLJ U-17 na rundę wiosenną. Zrobili to, wygrali 1:0 i ostatecznie zajęli czwarte miejsce w tabeli. Mowa o FASE Szczecin. O trudach tego sezonu, presji, stresie, przygotowaniu mentalnym, kluczowych momentach rundy i planach drużyny na najbliższy czas – porozmawialiśmy z Krzysztofem Białkiem, szkoleniowcem drużyny U-17.

CLJ-ka od środka: „Arka spadła z ligi niezasłużenie”

Za wami szalona końcówka sezonu, zapewne utrzymanie w lidze kosztowało was sporo nerwów. O ile lat czuje się trener starszy po tej rundzie?

– Wiadomo, że nerwówka była do samego końca, ale myślę, że nie tylko nasz zespół w tej lidze mógł się czuć zagrożony, bo po samej tabeli można wnioskować, że rywalizacja trwała do samego do końca. Tak się ułożyło, że graliśmy swój mecz jako ostatni, a on decydował bezpośrednio o utrzymaniu. Nerwy były bardzo duże, ale byliśmy też świadomi tego, że pracowaliśmy całą rundę na to, żeby pokazać się w tak ważnym meczu. Dla nas, trenerów, jest to ważne doświadczenie, nauka, ale też dla samych zawodników – jak sobie radzą z emocjami w starciach prestiżowych. Bezpośrednie mecze o awans, utrzymanie czy mistrzostwo Polski wpływają emocjonalnie na chłopaków. Bardzo ważne było podejście mentalne, żeby mieli wszystko dobrze poukładane w głowach na ten mecz. Dla nas, trenerów było ważne, żeby pokazać im, że jesteśmy do końca z nimi, że wierzymy w ten zespół. A o ile lat czuję się starszy? W styczniu mija kolejny rok, więc można powiedzieć, że o rok (śmiech).

Czy trenerowi udzieliły się emocje w tym czasie? Bo to był nerwowy okres dla FASE i drżenie o to, czy uda się zachować CLJ na kolejną rundę. Przy takich nerwach, stresie – siwe włosy na głowie mogą pojawić się szybciej.

– Zawsze są to nerwowe spotkania. Nie widziałem w lustrze, żeby pojawiły się siwe włosy, ale kto wie, może się pojawią? (śmiech). Zobaczymy.

W jaki sposób przygotowywaliście się do tego najważniejszego meczu sezonu, czyli starcia z Arką Gdynia? Najważniejsza była sfera mentalna i uspokojenie zawodników? Tydzień temu rozmawialiśmy ze szkoleniowcem „Arkowców”, Krzysztofem Janczakiem, który mówił, że jego podopieczni czuli presję przed spotkaniem i nie do końca ją udźwignęli. Wy też czuliście presję? Bo jednak to FASE przed ostatnią kolejką było pod kreską.

– W takich meczach zawsze czuć presję. Wraz z trenerem Robertem (Dymkowskim – przyp. red.) widzieliśmy na treningach bardzo dużą koncentrację przed tym meczem. Widzieliśmy, że chłopcy potrafili sobie to w głowie ułożyć. Byli zmotywowani. Z niektórymi rozmawialiśmy indywidualnie – jak czują presję? Większość chłopców mierzyła się z tym dobrze. Byliśmy spokojni o to, że nasi zawodnicy podejdą odpowiednio do tego meczu pod względem mentalnym. Odprawa przed samym starcie z Arką była bardzo krótka, bo nie chcieliśmy do końca pompować tego balonika, o czym już wspominałem w rozmowie z waszym portalem. Oni pracowali nad tym cały tydzień, więc niepotrzebna była jeszcze dodatkowa motywacja. A czy specjalnie przygotowywaliśmy się pod ten mecz? Mieliśmy na uwadze to, że Arce do utrzymania wystarcza remis. Spodziewaliśmy się, że zagrają w średnim pressingu, mają bardzo mocnych, szybkich napastników i będą starali się kontratakować, żeby nas zaskoczyć. My swojej gry na to spotkanie nie zmieniliśmy. Graliśmy to, co przez całą rundę. Chcieliśmy tylko udoskonalić pewne elementy, które nam nie wychodziły w poprzednich meczach. Przede wszystkim chodziło o finalizację, czyli naszą największą bolączkę. Zwróciliśmy też uwagę na taki aspekt jak asekuracja ofensywna, czyli zapobieganie wspomnianym kontratakom. Jeśli atakujemy, jesteśmy na połowie przeciwnika, musimy mieć uwadze to, jak w tym momencie są ustawieni nasi przeciwnicy i jak jesteśmy zorganizowani, gdy stracimy piłkę. Koncentrowaliśmy się nad tą fazą i przejściem ze średniego do wysokiego pressingu. Jednak to są założenia, które dominowały u nas przez całą rundę. Większych zmian nie robiliśmy. Ważna była sfera mentalna, by wytrzymali presję. I oni to zrobili. Walczyliśmy do końca, udało nam się strzelić gola, dowieźliśmy zwycięstwo i cieszymy się z tego, że utrzymaliśmy się w lidze. Ligę zakończyliśmy na czwartym miejscu w tabeli.

Pociągnijmy jeszcze temat mentalności. Mówił trener, że odprawa przed meczem była krótka, a w jaki sposób pracowaliście nad tym elementem w trakcie tygodnia? Odbyliście dużo rozmów? Skorzystaliście z usług psychologa sportowego?

– Nie podjęliśmy żadnej współpracy z psychologiem. Ogólnie to przed każdym meczem zaznaczamy chłopakom na początku tygodnia, że czeka nas istotne spotkanie. Już sam trening traktujemy jak mecz. Jest to już nastawienie mentalne. Są już przyzwyczajeni do takiego podejścia. I my, trenerzy, widzieliśmy już w poniedziałek, wtorek – czy oni mają problemy mentalne, czy nie. Myślę, że ich koncentracja jest na wysokim poziomie. A co do rozmów, odbyliśmy je z poszczególnymi zawodnikami. I miały one miejsce podczas treningu, jak i po nim. To nie było też tak, że mieliśmy jakieś specjalne odprawy odnośnie mentalności, przygotowania naszego zespołu. Na początku tygodnia zaznaczyliśmy, że czeka nas bardzo ważny mecz, chcieliśmy uświadomić naszych zawodników. Następnie ich obserwowaliśmy i przeprowadzaliśmy indywidualne rozmowy, których też nie było dużo. Rozmawialiśmy z kapitanem i takimi osobami, które mają bezpośredni, mocny wpływ na drużyną – liderzy zespołu. 

Rozumiem, że nie padały z waszych ust słowa: “musimy to wygrać”, “utrzymanie za wszelką cenę”?

– Nie, myślę, że większość naszych zawodników ma taką świadomość, że jest ogromna przepaść między ligą wojewódzką a szczeblem centralnym, jeśli chodzi o nasze województwo. Byli i nadal są, świadomi tego, że chcą na tym poziomie grać. Z trenerem Robertem (Dymkowskim – przyp. red.) też to widzieliśmy, że są mocno skoncentrowani i zmotywowani. Nie czuliśmy jeszcze potrzeby, aby ich dodatkowo motywować, żeby też nie przesadzić. Podeszliśmy do tego na spokojnie, ale wszystko chcieliśmy skierować na wygraną. 

Trener Arki Gdynia mówił o tym, że był to mecz walki, gdzie dominowała nerwowość. Czy zgodzi się pan z takim opisem? 

– Na pewno po części zgadzam się z tym opisem, bo takie spotkania to przeważnie są mecze walki. Bo każda drużyna chce grać na poziomie centralnym. Każdy zespół oddaje swoje serce, więc z automatu przeobraża się to w walkę o każdy centymetr boiska. My może byliśmy dłużej przy piłce, bo wiedzieliśmy, że musimy ten mecz wygrać. Nas remis nie satysfakcjonował, więc więcej rozgrywaliśmy. W momencie, gdy strzeliliśmy bramkę, Arka zaczęła przeważać i rzucać się do ataku. Myślę, że, gdy ktoś gra o remis, to przegrywa mecz. Nie wiem, jakie było nastawienie u rywali, bo myślę, że też chcieli wygrać, ale nie wyszli na nas wysokim pressingiem. Myślę, że nam to trochę ułatwiło grę. Przypuszczaliśmy, że tak może się zdarzyć, choć bardziej skoncentrowaliśmy się na elemencie asekuracji gry ofensywnej, czyli to, co się dzieje w momencie straty piłki i jak pozostali zawodnicy będący w tzw. trzeciej strefie, są ustawieni. A pozostałe elementy? Meczy był wyrównany, mógł się zakończyć zwycięstwem jednej lub drugiej drużyny. Cieszymy się, że strzeliliśmy tę bramkę. Powiem szczerze, że tego meczu idealnie nie pamiętam, bo trenerom też towarzyszą emocje w takich starciach. Dopiero następnego dnia, gdy obejrzałem ten mecz, miałem o nim inne zdanie niż tuż po końcowym gwizdku. Emocje trochę zakrzywiają obraz spotkania. Stworzyliśmy sobie kilka sytuacji. Na szczęście wykorzystaliśmy jedną. Cieszy mnie to, że bramkę zdobyliśmy po budowie przewagi w bocznej strefie boiska. Na tym skupiliśmy się na samym początku naszej pracy i staraliśmy się to wdrażać w każdym spotkaniu, ale był problem z finalizacją. Nasz zespół podjął rękawice i pokazał charakter. To był mecz walki, wyrównany, a w szczególności tak było, po strzelonej bramce – mało gry w piłkę, a więcej prostych decyzji. W takich meczach emocje czasem biorą górę i chłopcy chcą po prostu dowieźć wynik do końca. Z trenerem Robertem krzyczeliśmy z boku: “broń Boże! Nie cofajmy się do niskiego pressingu!”, bo to byłby dla nas gwóźdź do trumny. Nie mamy mocnych warunków fizycznych, żeby skutecznie bronić się w niskim pressingu.

Czy Arka Gdynia zasłużenie spadła z ligi?

– Zdecydowanie nie. Uważam, że gdy graliśmy z nimi pierwszy mecz, odniosłem wrażenie, że poza Lechem jest to najlepszy zespół w lidze. Totalnie im nie wyszła runda rewanżowa. Czytałem wywiad z trenerem Janczakiem, gdzie mówił o tym, że mieli problemy z bramkarzami, w pewnym momencie im aż trzech wypadło, do tego dochodziły inne problemy zdrowotne. To też przyczyniło się na taki rezultat. To był zespół, który na pewno nie zasługiwał na spadek. Uplasowałbym Arkę Gdynia w pierwszej czwórce tabeli, uwzględniając poziom rozgrywek. Jednak taka jest piłka młodzieżowa, nie tylko trzeba grać dobrze w piłkę. Jest takie powiedzenie, że krzesło musi mieć cztery nogi, żeby na nim móc stabilnie siedzieć, gdy jedna noga jest złamana, to może jednego punktu zabraknąć do utrzymania.

Nieraz słyszałem następujące twierdzenie od trenerów z CLJ: “wystarczy zdobyć 15 punktów, żeby utrzymać się w CLJ”. Ten sezon absolutnie temu zaprzecza. Arka Gdynia zakończyła sezon z dorobkiem 18 oczek. Gdybyście nie wygrali tego ostatniego meczu z podopiecznymi trenera Janczaka, spadlibyście z ligi, mając na koncie 17 punktów. O czym to świadczy? To był naprawdę wyjątkowy i szalony sezon? Bo w innych grupach taki dorobek punktowy, jaki miała Arka, oznacza dobry sezon.

– Na pewno wiele spotkań było bardzo wyrównanych. MUKS CWZS Bydgoszcz nie urwał nikomu nawet punktu, a z kolei Lech z nikim nie podzielił się swoim dorobkiem. To spowodowało, że liga była bardzo wyrównana. To też świadczy o tym, że nasza grupa jest na fajnym poziomie, gdzie nie można czuć się bezpiecznym i spokojnie sobie grać. Arka Gdynia po pierwszej części sezonu była na drugim miejscu, a mimo to spadła z ligi.

Powiem więcej, na cztery kolejki przed końcem sezonu utrzymywali się na drugiej lokacie w tabeli.

– Nikt się wtedy nie spodziewał, że oni spadną z ligi…

Przegrali pięć ostatnich spotkań z rzędu.

– Ta sytuacja pokazuje, że każdy mecz jest bardzo ważny. Tu nie ma drużyn, z którymi można sobie odpuścić lub zagrać na pół gwizdka. Małe detale, o których mówił trener Janczak, może miały na to wpływ. Na pewno sztab przeanalizuje to, co miało bezpośredni wpływ na spadek Arki. Na pewno nie był to zespół z potencjałem piłkarskim, żeby spaść z ligi.

Co zadecydowało o tym, że FASE utrzymało się w CLJ?

– Uważam, że przede wszystkim determinacja chłopaków i bardzo dobra gra w defensywie. Myślę, że oni do końca wierzyli w  to, że zasługują, żeby grać w tej lidze. W rundzie rewanżowej zdobyliśmy mniej punktów, ale nasza gra była bardziej dojrzała, świadoma, w niektórych momentach. Oni po prostu czuli, że dadzą radę to zrobić. W rozmowach z nami zaznaczali, że czują się mocni i pewni. Sporym czynnikiem warunkującym to, że się utrzymaliśmy, było to, że nie mieliśmy za wiele kontuzji w zespole. Uważam, że bardzo fajną robotę wykonał trener od przygotowania motorycznego, pod względem monitoringu obciążeń, w którym momencie, jakiemu zawodnikowi zluzować. To też miało wpływ na to, że zawsze mieliśmy do dyspozycji zawodników, na których mogliśmy liczyć w każdym meczu. Dzięki temu zdobywaliśmy punkty.

Kluczowy moment sezonu dla FASE to?

– Kluczowym momentem, jeśli chodzi o utrzymanie, było to starcie z MUKS-em CWZS Bydgoszcz (2:1 – przyp. red.). Trudny teren, a udało nam się wygrać. We wcześniejszych meczach przegraliśmy z Lechią Gdańsk (1:2) i zremisowaliśmy z Wartą Poznań (1:1), gdzie byliśmy zespołem lepszym. Stwarzaliśmy sobie więcej klarownych sytuacji do strzelenia gola. Nasi zawodnicy po meczu z drużyną z Bydgoszczy uwierzyli bardziej w swoje siły, umiejętności i byli bardzo naładowani przed spotkaniem z Arką. Taka wygrana przed ostatnią kolejką podniosła mentalnie nasz zespół do góry. I do tego też dobrze wyglądaliśmy w meczach u siebie, gdzie ponieśliśmy tylko dwie porażki: Lech Poznań (0:2) i wspomniana przed chwilą Lechia Gdańsk.

Zdążyliśmy już sporo powiedzieć o pozytywach w kontekście FASE, a jakie trener dostrzega minusy? Co wam nie wychodziło w tym sezonie? Z czym mieliście problemy?

– Na pewno minusem jest mała liczba strzelonych goli, mamy ich na koncie zaledwie 16, bilans bramkowy: -3. Naszą bolączką jest finalizacja akcji ofensywnych, bo zawodnicy dochodzą do sytuacji strzeleckich, ale nie potrafią ich wykończyć. To jest nasz duży minus i będziemy chcieli nad tym popracować w okresie zimowym. Bierzemy udział w fajnym projekcie psychologicznym koordynowanym przez Radosława Bellę, trenera w akademii Śląska Wrocław prowadzącego trenerski bloga „Szach i mat”, odnośnie świadomości zawodników podczas wykonywania ćwiczeń, wykańczania sytuacji podczas meczu – o czym, wtedy myślą i na czym się skupiają. Będziemy mieli też psychologiczny, indywidualny obraz każdego zawodnika. Ciekawe, nowe doświadczenie. Jestem ciekawy, co z tego wyjdzie, bo jednak sfera mentalna pokazuje, że im większa świadomość zawodnika i częściej ma do czynienia z sytuacjami na treningu, które są poza jego strefą komfortu, wtedy łatwiej mu się odnaleźć w meczu, gdy na tym pracuje na co dzień. Na pewno będziemy chcieli skupić się na samej finalizacji. Uważamy, że defensywa jest u nas na dobrym poziomie. Oczywiście dalej będziemy ją doskonalić, ale więcej czasu chcemy poświęcić na zadania ofensywne. Budowanie gry, dochodzenie do sytuacji – mieliśmy to w każdym spotkaniu, ale brakowało wykończenia. Musimy to mocno poprawić, jeśli chcemy dalej grać na poziomie centralnym.

Patrzymy na tabelę strzelców grupy B, Hubert Szulc ma na swoim koncie 19 goli. Cała drużyna FASE Szczecin zdobyła 16 bramek. To jest dość wymowna statystyka.

– Zgadza się. W meczu rewanżowym z naszym zespołem miał dwie sytuacje do strzelenia gola i obie wykorzystał. Uważam, że jest w bardzo dobrej dyspozycji, zamienia sytuacje na bramki. Lech może cieszyć się z napastnika, który jest regularny.  Miał dwie szanse do zdobycia gola, obie wykorzystał i wygrali 2:0.  Skuteczność 100%.

Brakuje wam takiego zawodnika w zespole?

– Hubert Szulc, gdy grał jeszcze w FASE też strzelał wiele bramek. Chcemy dojść do tego, co jest głównym czynnikiem wpływającym na to, że nasi zawodnicy, którzy dochodzą do sytuacji, nie zdobywają bramek. To jest nasza główna zagwozdka, którą będziemy chcieli rozgryźć. Nad tym chcemy się skoncentrować, dlatego też wzięliśmy udział w tym projekcie psychologicznym. Może nam to trochę otworzy oczy na ten aspekt. Na pewno przydałby nam się taki napastnik w zespole, ale też mamy w kadrze zdolnych zawodników ofensywnych. Mocno wierzę w tych chłopaków i będziemy ich w tym aspekcie rozwijać.

Patrząc na to, kto z nimi pracuje nad skutecznością, należy spodziewać się takiego efektu, że w końcu zaczną strzelać. Wypadałoby, żeby podopieczni Roberta Dymkowskiego strzelali te gole. 

– Trener Robert jest bardzo dobrym fachowcem, dobrze mi się z nim współpracuje. On często powtarza: „trzeba być cierpliwym w pewnych aspektach”. Widzi potencjał w naszych napastnikach i to z jaką łatwością dochodzą do sytuacji strzeleckich.  Ufam trenerowi Dymkowskiemu w 100%. Trzeba też pamiętać, że są to młode organizmy. Tutaj każdy szczegół, detal może zadecydować o tym, czy dany zawodnik strzela bramki, czy nie. Napastnik może być genialny na treningu, a „spali się” w meczu. My jako trenerzy musimy znaleźć tego przyczynę i próbować to naprawić.

Rozumiem, że trener Dymkowski główną uwagę na treningach poświęca napastnikom?

– Tak, ogólnie to mamy swój model pracy, który funkcjonuje w całej akademii. Nieważne z kim gramy następny mecz, mamy swoje zadania, które musimy realizować w mikrocyklu treningowym. My też nie przygotowywaliśmy się specjalnie pod każde kolejne ligowe spotkanie. Pracowaliśmy względem swojego modelu gry. Co tydzień otrzymujemy wytyczne od dyrektora sportowego akademii. Do tego też mamy spotkania trenerskie, trzy razy w tygodniu, gdzie omawiamy, analizujemy każdy mecz. Staramy się na takich spotkaniach szukać rozwiązań. One rozwijają nas jako trenerów. Uważam tę inicjatywę jako strzał w dziesiątkę. Raczkujemy w tym, ale idziemy powoli do przodu. Wracając do meritum pytania, raz w tygodniu mamy trening pozycyjny. Przeważnie to ja biorę część defensywną, a trener Robert zabiera się za ofensywę. Gdy widzimy, że jest taka potrzeba, organizujemy jeszcze jeden taki trening w tygodniu, gdzie poświęcamy na to ok. 20 minut. Treningi formacyjne, pozycyjne są dla defensywy i ofensywy. Same zajęcia nie spowodują, że zawodnik w meczu wykorzysta sytuacje sam na sam z bramkarzem. Tak, jak mówiłem, jest to powiązane ze sferą mentalną.

Obecność takiej postaci  w szatni, jaką jest Robert Dymkowski to wartość dodana dla młodego zespołu?

– Myślę, że na pewno tak jest. Bo Robert Dymkowski jest bardzo znaną osobą w świecie piłkarskim i on na pewno swoim spokojem, doświadczeniem – wie, kiedy przystopować i w którym momencie ich zmotywować. On bardzo dobrze czuje szatnię. Do tego jego warsztat trenerski jest na wysokim poziomie, przychodzi nam tylko korzystać z takiej osoby. Mam możliwość z nim współpracować i czerpię z tego, ile mogę.

Czy mecze z Pogonią Szczecin są dla was najważniejszymi w sezonie?

– Dla nas, trenerów, każdy mecz jest inny. Dla naszych zawodników starcia z Pogonią czy Lechem może są wyżej pod względem rangi. Aczkolwiek staramy się tłumaczyć chłopakom, żeby każdy mecz traktowali tak samo. Nie można kategoryzować sobie spotkań na te mniej i bardziej ważne. Wiadomo, że starcia z Pogonią to są derby, gdzie panują nieco inne reguły, więcej jest walki i agresywności. Proszę mi wierzyć, że my, trenerzy, podchodzimy do tego jak do każdego innego meczu. Może jest jakaś nagonka na starcia Pogoń – FASE, ale my tak tego nie odbieramy. Chłopcy z FASE i Pogoni na co dzień utrzymują ze sobą kontakt. Może tak się przyjęło, że dla nas są to najważniejsze starcia, ale bardziej jest to opinia z zewnątrz. W wewnątrz sztabu traktujemy ten mecz jak każdy inny. Oczywiście fajnie jest wygrać mecz derbowy, bo pokazujesz, że jesteś lepszy na swoim podwórku, ale Pogoń to klub, który jest przed nami bardzo z przodu, pod względem organizacyjnym i sportowym. My możemy patrzeć na to, jak się oni rozwijają i  podpatrywać to, w jakim kierunku możemy iść. Wiem, że w niektórych rocznikach starcia z Pogonią są najważniejsze, a my z trenerem Robertem Dymkowskim podchodzimy do tego na chłodno, traktujemy to, jak każdy inny mecz. I staramy się, żeby nasi zawodnicy też tak do tego podchodzili.

Trener Robert Dymkowski w „CLJ-ce od środka” o starciach z Pogonią wypowiedział się w następujący sposób: „Dla mnie będą to ważne spotkania, ale nie chciałbym, żeby przełożyło się to na zawodników. Uważam, że w tej lidze każdy mecz jest mega ważny, bo każdy przeciwnik prezentuje wysoki poziom”.

– Tak powiedział z tego względu, że wiele lat spędził w Pogoni. Aczkolwiek zaznaczył, że nie chciałby, żeby przełożyło się to na zawodników. Może wewnętrznie są to dla niego ważne mecze, ale nie daje po sobie tego poznać. Zaznacza, żeby podchodzić do zawodników w taki sposób, żeby ich uczyć utrzymywać cały czas ten sam poziom gry.

Niech trener scharakteryzuje swój zespół i powie kilka zdań o: potencjale, stylu i mocnych stronach?

– Na pewno jest to drużyna, która składa się z dwóch roczników 2004 i 2005. Z tego młodszego rocznika mamy sześciu zawodników regularnie znajdujących się w meczowej osiemnastce. Zdarzało się często, że wszyscy grali w pierwszym składzie, więc 50% składu – rocznik młodszy. Jesteśmy z tego układu zadowoleni, że ci młodzi zawodnicy fajnie się rozwijają i wiemy o tym, że w przyszłości będą stanowić trzon tego zespołu. Dlatego chcemy stawiać na tych młodszych chłopaków, jeśli mamy taką możliwość i wygrywają rywalizację piłkarską, bo nikt nie gra u nas za darmo. Jak scharakteryzowałbym nasz zespół? Na pewno jest drużyna, która musiała szybko powstać. Było bardzo mało czasu na to, żeby przyswoić pewne moje filozofie i trenera Roberta, które chcieliśmy wprowadzić. Jesteśmy zadowoleni z aspektów gry w defensywie, szczególnie reakcji na piłkę otwartą, zamkniętą, skracania czy przedłużania pola gry, przesuwania się i organizacji gry. Na pewno do poprawy jest finalizacja akcji ofensywnych. W zimie będziemy mieli więcej czasu, aby nad tym popracować. Ten zespół jest bardzo charakterny i mocno zmotywowany. Cieszymy się, że mamy różnorodność w tym zespole. Mamy zawodników stricte zadaniowych, jak i też tych kreatywnych. Jesteśmy zespołem, który musi starać się grać w piłkę, z tego względu, że nie mamy odpowiednich warunków fizycznych – mam na myśli wzrost, bo aspekty siłowe są na dobrym poziomie. Chcąc wygrywać mecze, musimy jak najszybciej piłkę odzyskać i starać się nie dopuszczać przeciwnika do naszej bramki. Też to udaje nam się realizować. Bardzo rzadko graliśmy w niskim pressingu. Chyba, że przeciwnik nas do niego zepchnął i nie byliśmy w stanie mu odebrać tej piłki. Reasumując, jest to zespół, który chce grać w piłkę, ma duży potencjał kadrowy i tkwią w nim spore rezerwy, jeśli chodzi o ofensywę.

Jakie macie plany na najbliższe tygodnie?

– Działamy według tego, co otrzymujemy od dyrektora sportowego. Dalej, naszym zadaniem jest szkolenie tych zawodników pod względem indywidualnym, żeby w przyszłości trafili do jakiegoś klubu zagranicznego. Nie przestajemy trenować. Przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy zmuszeni do treningów zdalnych, bo mieliśmy zamkniętą bursę, z uwagi na bezpieczeństwo. W najbliższy poniedziałek wracamy na boisko. Przez ten czas odbywały się zdalne treningi motoryczne. Za chwilę będziemy koncentrować się na zadaniach ofensywnych i na tym, żeby podszkolić ich pod względem indywidualnym. Chcemy też w tym czasie wprowadzić sporty dodatkowe: koszykówka, gimnastyka, żeby rozwinąć ich pod względem ogólnorozwojowym. Do tego też dochodzą treningi siłowe, ćwiczenia prewencyjne – dzięki, którym mamy małą liczbę urazów w drużynie. Sparingi planujemy dopiero od stycznia. Teraz będziemy skupiać się na grach wewnętrznych.

Czy stawiacie sobie cele na rundę wiosenną?

– Jeszcze przyjdzie czas na to, żeby wyznaczać cele na rundę wiosenną. Najpierw chcemy spotkać się z zawodnikami, żeby oni ocenili, podsumowali rundę jesienną w naszym wykonaniu i jak oni odczuwają swój progres, jak i zespołu na tle innych rywali. Wraz z zespołem ustalimy wspólny cel, na ten moment nie chcę wybiegać mocno w przyszłość. Gra w CLJ jest dla nas prestiżowa, z tego względu, że poziom jest wyższy i dzięki temu nasi zawodnicy szybciej się rozwijają, w takim kierunku, że łatwiej nam później pewne aspekty u nich wyszkolić i wydobyć. Gra na poziomie wojewódzkim może powodować, że zawodnicy będą chcieli, jak najszybciej zmienić klub, bo będzie to dla nich za niski poziom.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Archiwum prywatne Krzysztofa Białka