Piłkarskie dzieciństwo: Kamil Mazek

Kamil Mazek pewnie nigdy nie zostałby profesjonalnym piłkarzem, gdyby nie jego rodzice, którzy wozili go kilka razy w tygodniu na treningi Legii Warszawa aż z… Mińska Mazowieckiego. Jak zawodnik Arki Gdynia wspomina swoje początki z piłką?

Piłkarskie dzieciństwo: Kamil Mazek

Jak trafiłeś do szkółki Legii Warszawa?

– To było tak, że ja wtedy tak naprawdę nie interesowałem się piłką, ale rodzice wraz z bratem uważali, że mam bardzo dużo energii i trzeba było ją gdzieś spożytkować (śmiech). Brat znalazł ogłoszenie w gazecie, że jest organizowany nabór do szkółki Legii. Mieszkałem w Mińsku Mazowieckim, to była gdzieś godzinka drogi i pamiętam, że pojechaliśmy na te testy z całą rodziną. Samego naboru już jednak nie pamiętam, ale pewnie opierał się na tym, że brali najbardziej dynamicznych i zwinnych chłopców, bo ciężko żebyśmy w wieku 7-8 lat dysponowali jakąś super techniką.

Codziennie dojeżdżałeś na treningi z Mińska Mazowieckiego?

– Tak, rodzice mnie wozili. Wtedy mieliśmy treningi po 2-3 razy w tygodniu. Tata lub mama czekali na mnie pod szkołą i poganiali, bo trzeba było zdążyć na trening.

Duże poświęcenie z ich strony…

– Dokładnie. To, że jestem w tym miejscu w jakimś stopniu zawdzięczam właśnie ich poświęceniu. Gdyby wtedy im się nie chciało i by tego dla mnie nie robili, to pewnie nie grałbym w piłkę, albo trenował w innej szkółce, a wtedy nie wiadomo, jakby się to dalej potoczyło.

Twoi rodzice interesowali się piłką nożną?

– Nie. Interesowali się tylko moją przygodą z piłką, ale z czasem tata też zaczął interesować się piłką, był kibicem różnych drużyn.

Jak wówczas wyglądało szkolenie dzieci i młodzieży w klubie?

– Myślę, że jednak był jakiś pomysł na treningi. Była i rozgrzewka, i jakieś gry oraz zabawy z piłką, i elementy techniczno-taktyczne. Jak myślę teraz o tym, to trenerzy od najmłodszych lat zwracali dużą uwagę na takie elementy typowo piłkarskie.

Od początku grałeś w ataku?

– Wydaje mi się, że tak. Na początku grałem jako napastnik, a z czasem zostałem skrzydłowym, bo byłem szybki, więc trenerzy zaczęli mnie wystawiać na boku, żeby wykorzystać mój atut i tak zostało do dziś. Pamiętam, że miałem epizod, jak już byłem trochę starszy, to w Młodej Ekstraklasie szkoleniowcy testowali mnie na boku obrony i faktycznie kilka meczów rozegrałem na tej pozycji, ale głównie byłem jednak skrzydłowym.

Chodziłeś w dzieciństwie na mecze Legii?

– Tak, ale nigdy nie interesowałem się szczególnie piłką nożną. Tylko tym, że grałem w Legii i samym klubem.

Masz swój ulubiony mecz w roli kibica?

– Pamiętam tylko pojedyncze urywki, ale zawsze czekałem nie tylko na to, co wydarzy się na boisku, ale na całą otoczkę. Siedziałem na starym stadionie na trybunie krytej i po drugiej stronie była „Żyleta” – czekaliśmy na to, jaka będzie dziś oprawa, pamiętam też race i to było coś wow.

Kto był twoim idolem?

– Myślę, że Cristiano Ronaldo. Jak byłem jeszcze bardzo młody, to podpatrywałem Ronaldo z Brazylii, ale później, jak już zacząłem rozumieć trochę więcej, o co chodzi w piłce nożnej, to moim idolem był Cristiano Ronaldo.

Miałeś jakieś marzenie związane z grą w piłkę?

– Na pewno miałem marzenie, żeby zadebiutować w reprezentacji Polski i zagrać w Legii Warszawa. W barwach „Legionistów” zagrałem jedynie w sparingu, więc jakiś mały sukces jest. W oficjalnym meczu nie udało mi się zadebiutować, ale byłem też na obozie z pierwszym zespołem.

Zadebiutowałeś w reprezentacji, ale tylko w młodzieżowej. Zagrałeś w Legii, ale tylko w sparingu. Niby spełniłeś swoje marzenia, ale jednak nie do końca…

– Dokładnie.

Pamiętasz swoją pierwszą piłkarską koszulkę?

– Miałem koszulkę Luisa Figo, ale nie klubową, a reprezentacji. Często w niej wychodziłem pograć na podwórko. To była jedna z moich pierwszych. Miałem też koszulkę Argentyny – chyba z Maradoną.

Szkoła i oceny były dla ciebie ważne?

– Mama nakładała na to duży nacisk, jak jeszcze nie było żadnych owoców z piłki. Rodzice zawsze mi powtarzali, że nauka jest najważniejsza, sport też, ale muszę normalnie zdać maturę i szkołę – nie mogę tego całkowicie olać. W moim życiu nauka była ważna. Nie poszedłem na studia, nie miałem na to czasu i chciałem skupić się na piłce, ale jeszcze to kiedyś nadrobię.

Jeździliście z Legią na różne turnieje młodzieżowe?

– Bardzo często graliśmy w turniejach halowych. Zawsze na nich panowała duża rywalizacja. Pamiętam, że często gwiazdami takich imprez był Arek Milik i jego Rozwój Katowice.

Madek nie był gwiazdą?

– Madek czasami też (śmiech). Ale ja turniejów halowych nie lubiłem. Nie wiem, czemu tak było. Wolałem trawiaste i takie, gdzie było więcej przestrzeni. Pamiętam turniej trawiasty we Francji i tam udało mi się zdobyć statuetkę dla najlepszego strzelca – do dziś ją mam. Miłe wspomnienie. Byliśmy też na turnieju w Las Vegas, ale to jak byliśmy już trochę starsi. Jak myślę o tym, to jestem trochę w szoku, że nas zaprosili. To było chyba U-17.

17-latkowie, to ani do kasyna nie mogli wejść…

– Mieliśmy jakąś zorganizowaną wycieczkę do kasyna, żeby zobaczyć, jak to wygląda, ale do nieaktywnego. Pojechaliśmy na dwa tygodnia i zwiedziliśmy Las Vegas, Los Angeles… Wracając do turnieju we Francji, to pamiętam, że z polskich drużyn był też SMS Łódź. Za tę nagrodę dla najlepszego strzelca mogłem porozmawiać ze wschodzącą gwiazdą futbolu – Ben Arfą. Rozmawiałem z nim wtedy z jakimś tłumaczem.

Skoro o turniejach mowa, to miałeś kiedyś jakąś styczność z Turniejem „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”?

– Nie miałem. Tylko tyle, co w internecie gdzieś czytam i oglądam różne filmiki. Wiem, o co chodzi w całej inicjatywie, staram się ją śledzić, ale nie miałem nigdy okazji brać udziału w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” czy oglądać rozgrywek na żywo.

Jak byłeś w wieku nastoletnim, to trenerzy dostrzegali w tobie kandydata na piłkarza?

– Myślę, że w większości trenerzy uważali, że mogę zostać kiedyś piłkarzem, ale zdarzył się też szkoleniowiec, który po prostu mnie nie lubił, albo nie widział potencjału, ale zdarzył się też taki, który bardzo we mnie wierzył, że klepał mnie po ramieniu i mówił, że stać mnie na to, żeby zaistnieć w poważnym futbolu, co dodawało mi zawsze otuchy.

Masz takiego trenera, któremu najwięcej zawdzięczasz?

– W Legii Warszawa pamiętam trenera Wójcika, obecnie jest chyba w akademii Piasta Gliwice. Pamiętam też trenera Krzysztofa Dębka, teraz był w Zagłębiu Sosnowiec. Moim pierwszym i najdłużej prowadzącym mnie szkoleniowiec w Legii był trener… Robert Lewandowski. Był surowy i nauczył mnie takiego charakteru do piłki. Tę trójkę mógłbym wymienić.

Kiedy zacząłeś zarabiać pierwsze pieniądze z gry w piłkę?

– Pierwsze pieniądze dostałem w Młodej Ekstraklasie. Legia zaproponowała mi pierwszy profesjonalny kontrakt i to było bardziej takie stypendium niż jakieś większe pieniądze – kwotowo nie będę mówił, ale nie dużo (śmiech).

Miałem plan awaryjny na życie, gdyby nie udało się w piłce?

– Nie, tak naprawdę o tym nie nie myślałem. Nie myślałem też o tym, że zacznę kiedyś żyć z piłki. Nawet mając te 15-16 lat nie sądziłem, że będę profesjonalnym piłkarzem. Podpisując pierwszy kontrakt, pojawiła się taka myśl: o kurcze, może to będzie to, co co będę robił w życiu? Miałem taki okres, gdy byłem bliski rzucenia tego – to było w gimnazjum. Później, jak przetrwałem ten okres i miałem wsparcie od bliskich, to przyszedł pierwszy kontrakt i taka nadzieja na zrobienie czegoś większego.

Jesteś zadowolony piłkarsko z miejsca, w którym się znalazłeś?

– Myślę, że było to jedno z takich marzeń, żeby zagrać w Ekstraklasie. Obecnie się w niej nie znajduję, ale myślę, że wszystko zmierza w tym kierunku, żebyśmy z Arką do Ekstraklasy wrócili. Jestem zadowolony z miejsca, w którym się znalazłem.

Twój cel na 2021 rok?

– Jeżeli chodzi o kwestie sportowe, to wywalczenie awansu, a bardziej prywatnie, żeby wszystko dobrze się wiodło. Żona spodziewa się dziecka, mamy termin na czerwiec, więc żeby dziecko urodziło się zdrowe.

ROZMAWIAŁ BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix