Robert Kądzior zmarnował swoją przygodę z futbolem. Przygodę, bo jak sam uważa, karierę, to robi dopiero jego syn. Jak wyglądały początki z piłką Damiana? Czy był najzdolniejszym zawodnikiem w młodzieżowych drużynach Jagiellonii Białystok? Dlaczego miał ciężkie wejście do piłki seniorskiej?

Piłkarski rodzic: Robert Kądzior

To nie była droga usłana różami. Damian Kądzior nie jest przykładem piłkarza, nad którym wszyscy się rozpływali jaki to ma niesamowicie wielki talent, i jak to będzie podbijał europejskie boiska. Nawet w juniorach Jagiellonii byli zdolniejsi chłopcy od niego, on sam był kapitanem jedynie w najmłodszych rocznikach. Ciężka praca popłaca i dzisiaj to on, a nie wtedy lepsi od niego rówieśnicy ma okazję występować w silnej zagranicznej lidze.

– To już było tak dawno, że nie pamiętam (śmiech). Zaczęło się od podwórka, gdzie dzieci spędzały całe dnie, bawiąc się ze sobą czy grając w piłkę od rana do wieczora. Mamy takie pamiątkowe zdjęcie, na którym jest Damian, który ledwo co stanął na nogi, a na roczek otrzymał swoją pierwszą piłkę. Do teraz uwielbia prezenty związane z futbolem – opowiada tata zawodnika.

Ostatnio w tekście o początkach Bartosza Białka pisaliśmy o tym, jak ważne dla młodego chłopaka, który chce zostać piłkarzem, jest, żeby jego najbliżsi również podzielali jego pasję. I tutaj mamy podobną sytuację, bo pan Robert także grał w piłkę. Rozegrał tylko sześć spotkań w Ekstraklasie, ale liczy się sam fakt, że piłka nożna nie była mu obca.

– Czy nakierowywałem go na piłkę? Jak najbardziej. Mój tata robił tak samo ze mną, więc miałem to chyba poniekąd w genach. Mi się nie udało zrobić kariery, to chciałem, żeby mój syn spróbował – wyjaśnia Robert Kądzior.

Młody Kądzior ma 175 centymetrów wzrostu, jego tata jest jeszcze niższy – warunkami fizycznymi obaj nie grzeszyli, więc musieli nadrabiać czymś innym. Może Damian nie brylował w pojedynkach główkowych, ale rekompensował to sobie techniką, rozumieniem gry oraz boiskowym sprytem. Podobnie, jak około 2 miliony innych dzieciaków w Polsce, brał udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” i udało mu się nawet zwyciężyć na szczeblu wojewódzkim.

– Czy Turniej „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” pomógł mi w lepszym rozwoju? Oczywiście. Rozwijasz się, jeśli grasz z lepszymi. Im wyższy poziom, tym stajesz się lepszym zawodnikiem. Na takim Turnieju są tylko najlepsi zawodnicy. Bardzo fajne w tym Turnieju jest to, że jest to ogromna szansa dla wielu chłopaków, żeby się pokazać przed lepszymi klubami. Ci wyróżniający się mogą dostać oferty z lepszych klubów, a to otwiera przed nimi drogę do lepszego rozwoju – mówił sam Damian w „Piłkarskim dzieciństwie”.

– Pojechaliśmy jako UKS i przed samym finałem powiedzieli nam, że reprezentujemy również Jagiellonię, przez co nie mogliśmy zagrać w finale. Wtedy mogły występować tylko Uczniowskie Kluby Sportowe i my byliśmy w szkole, ale chłopcy występowali w Jagiellonii. Tak samo Ełk, jak i my – wyjaśniał nam jego były szkoleniowiec, Dariusz Jurczak.

28-latek miał szczęście trafić do bardzo mocnego rocznika w Jagiellonii Białystok, wtedy w juniorach była to jedna z najlepszych drużyn w kraju. Jakoś w tym samym czasie… złamał nogę i musiał przejść poważną operację stóp. Nie było mowy, żeby grał w piłkę, przez pewien czas musiał poruszać się na wózku inwalidzkim.

To była prawdziwa próba charakteru. Nie oszukujmy się, większość chłopaków nie podniosłaby się po takim ciosie. Doszliby do wniosku, że widocznie tak miało być, na piłce nożnej świat się nie kończy i właściwie, to można w życiu zajmować się tysiącami innych rzeczy. Kontuzja przydarzyła mu się w 2010 roku. Rok później świętował z drużyną mistrzostwo Polski juniorów starszych. Za kolejne dwanaście miesięcy debiutował w pierwszym zespole.

– Czy na tamtą chwilę byli od niego zdolniejsi? Tak. Później niż inni trafił do Młodej Ekstraklasy, do pierwszego zespołu. W tej drużynie byli naprawdę zdolni chłopcy. Sam ich przez kilka lat prowadziłem jako drugi trener. Karol Mackiewicz, Tomek Porębski, Grzesiek Arłukowicz, Norbert Zawadzki, Janek Pawłowski, Kamil Zapolnik – większość z nich miała też krótsze czy dłuższe epizody w Ekstraklasie. Byli jedyną drużyną na Podlasiu i w regionie, która zdobyła medale mistrzostw Polski w juniorach młodszych i starszych. To już pokazywało, że ten zespół ma potencjał – tłumaczy Robert Kądzior.

To naprawdę dziwne, że Michał Probierz nie dał mu nigdy szansy w Białymstoku. W pierwszym zespole debiutował jeszcze, gdy drużynę prowadził Tomasz Hajto. Wtedy był 20-latkiem, dopiero wchodził do seniorskiego futbolu. Po dwóch występach w Ekstraklasie, w tym samym sezonie został wypożyczony do Motoru Lublin. Tam wyglądał całkiem dobrze, uzbierał niemal 50 występów i wrócił do Jagiellonii. Nie chciał się godzić z rolą rezerwowego, więc wypożyczono go do I-ligowej Ząbkovii Ząbki, a następnie Wigier Suwałki, do których ostatecznie przeniósł się na stałe.

Przełomowa była dla niego kampania 2016/2017, którą zakończył z dorobkiem 14 goli i 15 asyst. Było wiadomo, że zaraz trafi do Ekstraklasy i będzie mógł się na poważnie sprawdzić na najwyższym poziomie rozgrywkowym w Polsce. No i się sprawdził…

– Wiadomo, że to było wielkie marzenie ojca, żeby mu się udało. Ja swoją przygodę zmarnowałem, nie chciałem, żeby powielał moje błędy. Wierzyłem w to, że na pewno zaistnieje w Ekstraklasie, chociaż te początki z różnych względów były trudne. Czasami trzeba zrobić nawet trzy kroki w tył, żeby później dalej iść do przodu – mówi ojciec zawodnika.

Obecnie Damian Kądzior jest reprezentantem kraju, ma na swoim koncie występy w Lidze Mistrzów i tytuł najlepszego zawodnika ligi chorwackiej, a latem 2020 roku przeniósł się do La Liga. Dinamo Zagrzeb stawało się dla niego zbyt ciasne, więc szukał nowych wyzwań. Czy Hiszpania to dla niego na pewno dobry kierunek?

– Uważam, że Hiszpania jest dla niego odpowiednim miejscem, chociaż nie jestem zadowolony z ilości szans, które otrzymuje, ale to nie ja jestem trenerem. Myślę, że gdyby dostał więcej minut i trochę cierpliwości ze strony ze sztabu szkoleniowego, to oglądając te mecze, na prawej stronie, byłby wzmocnieniem dla zespołu – uważa tata piłkarza.

Mamy wrażenie, że 28-latka trochę się jednak w Polsce nie docenia, ale to często jest tak z zawodnikami, którzy nie wyróżniają się w reprezentacji. Podobnie ma się sytuacja z Karolem Linnetym, o Piotrze Zielińskim już nie wspominając. Od Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” do gry w lidze hiszpańskiej – tego jeszcze nie było.

– Nie chcę się wypowiadać na temat, gdzie jest szczyt jego możliwości, ale uważam, że dla mnie jest to ogromny zaszczyt, mieć syna, który ciężką pracą osiągnął tak wiele – kończy Robert Kądzior.

BARTOSZ LODKO