Jak wygląda typowa droga młodego zawodnika z Polski, który ma szansę zrobić karierę? Na początku wyróżnia się w grupach młodzieżowych, dostaje powołanie do młodzieżowej reprezentacji, debiutuje w Ekstraklasie, rozgrywa dobry sezon i… wyrusza podbijać Półwysep Apeniński. Podobnie wyglądała historia Patryka Dziczka.

Pierwszy trener: Witold Czekański

Pierwszym trenerem wychowanka Piasta był Witold Czekański, który przez wiele lat był związany z gliwickim klubem (jako piłkarz oraz szkoleniowiec), aż zmienił się zarząd klubu i z dnia na dzień podziękowano mu oraz kilku innym osobom za dotychczasową współpracę, chociaż większość zrobiła dla „Piastunek” sporo dobrego.

– Pierwszy kontakt z Patrykiem miałem podczas naboru chłopaków do Piasta. To były jeszcze dzieciaczki, mogli mieć z 7 lat. Na pierwszym spotkaniu było ich ponad trzydziestu, a wśród nich był właśnie Patryk. Od początku wyróżniał się warunkami fizycznymi, był najwyższy w drużynie, ale też taką inteligencją boiskową. Zresztą, nie tylko on, bo w tej grupie byli też Denis Gojko, Olek Sopel czy Bartek Sulima – mówi Witold Czekański.

Piast Gliwice nie był jeszcze w tamtym okresie czołowym polskim klubem, więc też nie mogli sobie pozwolić na ściąganie najzdolniejszych chłopaków z Zabrza czy Katowic. Nie zmienia to faktu, że trafił im się bardzo utalentowany rocznik, z którego kilku zawodników zaistniało na centralnym poziomie, ale z różnych względów część z nich nie gra już zawodowo w piłkę.

– Nie był to typ chłopaka z łatwym charakterem (śmiech). Leszek, jego ojciec, dużo z nim pracował. Sam kiedyś grał w piłkę w niższych ligach, ale nie miał takiego parcia, żeby zostać piłkarzem na poważnie. Miał duży wpływ na syna – tłumaczy szkoleniowiec.

Kolejny raz potwierdza się reguła, że nie trzeba być drugim Robertem Lewandowskim, ale ojciec, który miał jakiś związek z futbolem, nawet jeżeli tylko amatorskim, naprawdę dużo pomaga. Czekański wspomina jednak, że w tej samej grupie byli zawodnicy pochodzący z trudnych rodzin, w których bliscy lubili zaglądać do kieliszka, albo mieli problemy z prawem – sam starał się takim chłopakom pomóc, czasami i finansowo.

Skoro Dziczek nie miał najłatwiejszego charakteru, to jak odbierała go grupa? – W młodszych rocznikach był kapitanem, ale później wybraliśmy na tę funkcję Olka Sopla. Patryk lubił postawić na swoim, nie wszyscy w klasie sportowej go lubili, bo czasem chodził własnymi ścieżkami. Sam chciał, żeby zrobić wybory na kapitana i padło na Olka. Nie miał dobrych warunków fizycznych, za to wyróżniał się pod względem technicznym oraz taktycznym – opowiada ich pierwszy trener z Piasta Gliwice.

22-latek brał też w przeszłości udział w Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” – wystąpił w pamiętnej VIII edycji, tej samej, w której grali Krystian Bielik, Sebastian Kowalczyk oraz Miłosz Szczepański. Dziczek wypadł z tej czwórki najsłabiej, jednakże z drużyną województwa śląskiego i tak udało mu się zagrać na szczeblu ogólnopolskim.

– Były też inne turnieje. Znałem się z Tomkiem Sokołowskim z Legii, pamiętam, że jechaliśmy kiedyś na zawody gdzieś pod Warszawą. Zadzwonił wtedy do mnie, żeby się spytać, czy nie przyjechalibyśmy na sparing, spotkać się, pogadać, ale też  rozegrać mecz. Na tym sparingu, jak się później okazało, było pełno skautów – zaczęły się pojawiać oferty za chłopaków z różnych drużyn, lecz dowiedziałem się o tym od rodziców i opanowaliśmy całą sytuację. Niektórym zaczęła już uderzać do głowy woda sodowa, że zgłosił się po nich jakiś czołowy klub. O Patryka mocno zabiegało Zagłębie Lubin – wyjaśnia Czekański.

Od bycia wyróżniającym się chłopakiem w grupach dziecięcych i młodzieżowych do zostania zawodowym piłkarzem jeszcze daleka droga. Piast Gliwice dysponował wtedy zdolnym rocznikiem, ale na stałe przebili się jedynie Denis Gojko oraz Patryk Dziczek. Dlaczego innym się nie udało? Na to pytanie nie ma klarownej odpowiedzi, powodów mogły być setki.

– Miałem takiego kolegę, który kiedyś podszedł do mnie po treningu i powiedział: sam kiedyś grałeś w piłkę, powiedz mi, który z tych chłopaków ma szansę zaistnieć na najwyższym poziomie? Napisałem na kartce trzy nazwiska, m.in. Patryka Dziczka, ale dostałem odpowiedź, że on raczej nie, bo jest zbyt wolny – odpowiedziałem, że za kilka lat sprawdzimy wyniki. Okazało się, że trafiłem dwóch na trzech piłkarzy – mówi Witold Czekański.

Młody pomocnik zadebiutował w Ekstraklasie jako 17-latek, od razu w wyjściowym składzie. Była to ostatnia kolejka sezonu, Piast Gliwice podejmował na własnym obiekcie Cracovię, ale on sam chyba tego spotkania nie wspomina wyjątkowo miło – jego drużyna przegrała 0:3, a trener Radoslav Latal w przerwie go zmienił.

Dziczek na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w kraju zaczął regularnie występować dopiero trzy lata później, gdy rozegrał 24 spotkania ligowe i… bronił się z Piastem przed spadkiem. Z tym samym Piastem, z którym rok później sensacyjnie świętował mistrzostwo Polski. Od razu zgłosiło się po niego Lazio, lecz było wiadome, że zanim zacznie grać w Rzymie, musi udać się na wypożyczenie. Padło na drugoligową Salernitanę, której zawodnikiem jest również Tomasz Kupisz.

– Patryk Dziczek aż tak mocnej pozycji, jak Kupisz, w Salernitanie nie ma, ale znów kłody pod nogi rzucało mu zdrowie. Były pomocnik Piasta Gliwice zaczął od zasłabnięcia na treningu, co skutkowało pobytem w szpitalu i dłuższą obserwacją. Na szczęście skończyło się na strachu. Dziczek premierowy występ zaliczył dopiero w piątej kolejce. Od tamtej pory gra w miarę regularnie i także dołożył swoją cegiełkę do tego, że jego zespół razem z Empoli znajduje się na szczycie tabeli – pisali o nim na początku stycznia nasi koledzy z Weszło.

Witold Czekański miał szczęście trafić w Gliwicach na utalentowany rocznik, ale też spora jego zasługa, że tak to się wszystko potoczyło. Z Patrykiem i jego rodzicami nadal utrzymuje kontakt. Obecnie jest trenerem w Orle Pawonków, gdzie stara się wyszkolić nowych Dziczków.

BARTOSZ LODKO