Dlaczego Fornalik nie wypracuje systemu, który pomoże jego młodzieżowcom?

Waldemar Fornalik w rozmowie z Jakubem Białkiem na Weszło mówi w mocnych słowach na temat przepisu o młodzieżowcu. – Nie wiem, ile pan zarabia, ale musi pan, za przeproszeniem, zapieprzać cały miesiąc, żeby zarobić któryś tysiąc. A tu chłopak jeszcze dobrze piłki nie kopnie, a już ma żądania na poziomie kilkunastu tysięcy. To nie jest normalne. To wychowywanie młodych ludzi? – pyta. Czy szkoleniowiec Piasta ma rację? Czy swoich tez nie wygłasza na pokaz i na siłę? Dlaczego nie wypracuje swojego systemu, który pomoże młodzieżowcom się rozwijać? 

Dlaczego Fornalik nie wypracuje systemu, który pomoże jego młodzieżowcom?

Waldemar Fornalik o przepisie o młodzieżowcu: – Dalej uważam, że nie powinno go być. Niech mi pan pokaże którąś zawodową ligę w Europie, gdzie jest przepis o młodzieżowcu. Odpowiadam: Rumunia, ale jestem świadomy, z jakim spotkałbym się kontrargumentem: „a więcej? Dlaczego nie wymienił pan kraju z europejskiego TOP 10? Ponoć chcemy się wzorować na najlepszych”. W taki sposób możemy się przepychać w nieskończoność. Skoro teraz ten przepis jest w dwóch krajach – czy można wykluczyć to, że nie będzie on funkcjonował w większej liczbie za dziesięć, czy dwadzieścia lat?

A może Polska będzie pionierem tego pomysłu? Czy od razu stwierdzamy, że my nie możemy być w czymś pierwsi? Od czegoś zawsze trzeba zacząć, jak coś jest wprowadzane, to stopniowo, a nie hurtowo. I tak samo jest z efektami, one nie przyjdą od razu. A najłatwiej jest strzelić focha, obrazić się na przepis i robić wszystko, żeby udowodnić, że jest zły, zamiast go zaakceptować i szukać sposobu, żeby to był atut drużyny, a nie piąte koło u wozu.

Nakazy nigdy nie są dobre, bo to wiążę się z wymuszaniem pewnych zachowań u ludzi. Wszyscy widzimy jakie jest podejście społeczeństwa do noszenia maseczek w przestrzeni publicznej. Nie każdy się stosuje, a jest to nakazane z góry. Czy można „olewać” również przepis o młodzieżowcu?

A propos Rumunii. Tam w ubiegłym sezonie Dan Petrescu jako pierwszy wyraził swoje niezadowolenie ze względu na ten przepis i zrobił zmianę bramkarza w 26. minucie spotkania Astry Giurgiu z FC Botosani. Przy stanie 0:2. Później inne kluby „ścigały się” o to, kto szybciej zdejmie młodzieżowca z placu gry. Rekordzistą jest Alin Fica (FR Cluj), który został zmieniony w PIERWSZEJ minucie meczu.

W Polsce do takich cyrków jeszcze nie dochodzi. Przeciwnicy przepisu, czyli Michał Probierz czy Waldemar Fornalik, na swój sposób próbują udowodnić, że nie ma on sensu, zamiast szukać i budować młodych zawodników. Tak, wiem, zaraz obaj trenerzy zaczęliby rzucać nazwiskami młodych piłkarzy, których w przeszłości zbudowali i wypromowali. Takie są fakty i z nimi nie handluję. Dlaczego teraz tak nie może być?

Czy pojawianie się przepisu aż tak mocno przeszkadza im w codziennej pracy? Czy przez to nie można zbudować żadnego młodego piłkarza? To, że jest jedno miejsce gwarantujące grę w podstawowym składzie, nie oznacza, że musi je mieć zawsze jeden konkretny zawodnik. W myślach już słyszę kontry: „w Polsce nie ma zdolnej młodzieży”, „szkolimy bojlery piłkarskie, a nie piłkarzy”, „musimy zmienić system szkolenia, a nie przepisy w Ekstraklasie”.

To, że Piast nie ma zdolnej młodzieży – wynika z polityki klubu. Gliwicka akademia nie jest znacząca w Polsce. Tak samo jest z drużyną rezerw, którą „Piastunki” mają w okręgówce. Czyja to jest wina? Przepisu o młodzieżowcu?

Waldemar Fornalik: – Chodzi też o aspekt moralny. Zawodnik, który dobrze trenuje, trzyma odpowiedni poziom, musi ustąpić miejsca tylko dlatego, że ktoś jest młodszy. I wcale nie gra lepszy niż ten, który jest na ławce. Jestem zwolennikiem tego, że na wszystko trzeba zapracować systematycznie i w naturalny sposób. A już nie mówię o aspektach kontraktowych, transferowych. W tej chwili to kosmos.

To może być trafny argument… w kontekście Piasta, który korzysta z usług Dominika Steczyka. Są lepsi zawodnicy od niego w kadrze jednokrotnego mistrza Polski. Jednak, niech trener zaprzeczy, że w momencie, gdy ma dwóch równych zawodników na daną pozycję – młodzieżowca i doświadczonego ligowca, zawsze wybierze tego drugiego. Bo w Ekstraklasie gra się cały czas o posadę i wystawianie młodego w lidze to jest spore ryzyko?

Wielu jest zawodników w lidze, których wystawianie w pierwszym składzie jest sporym ryzykiem i nie mam tu na myśli młodzieżowców. Nie będę już się pastwił nad naszymi ligowcami i wymieniał ich nazwisk, bo wystarczy włączyć sobie w niedzielny wieczór „Ligę Minus” i zobaczyć, kto regularnie ląduje w jedenastce „badziewiaków”.

Przepis o młodzieżowcu to swego rodzaju kredyt zaufania. Trenerzy mają go wobec poszczególnych zawodników, nawet trener Fornalik, który we wspomnianym wywiadzie mówi, iż Vida nie prezentuje się najlepiej w jego drużynie, a mimo to dostaje kolejne szanse. Dlatego, że był to transfer gotówkowy i co miesiąc inkasuje pokaźną sumkę jak na naszą ligę? Gdyby nie było przepisu o młodzieżowcu to zdolny młody chłopak w takiej formie jak Vida, grałby tak często? Jestem przekonany, że nie.

Waldemar Fornalik: – Nie wiem, ile pan zarabia, ale musi pan, za przeproszeniem, zapieprzać cały miesiąc, żeby zarobić któryś tysiąc. A tu chłopak jeszcze dobrze piłki nie kopnie, a już ma żądania na poziomie kilkunastu tysięcy. To nie jest normalne. To wychowywanie młodych ludzi?

W ubiegłym sezonie był taki gagatek w Arce Gdynia, Fabian Serrarens. Zarabiał 60 tysięcy złotych miesięcznie. I to był chyba jedyny powód, dlaczego tak często grał. Bo był to klasyczny przypadek defensywnego napastnika, który nie strzela goli. W dziewiętnastu meczach Ekstraklasy zdobył okrągłe ZERO bramek. Imponujące liczby jak na snajpera, nieprawdaż? Czy to, ile zarabiał, jest normalne? Też nie kopnął jeszcze prosto piłki, a zarabiał dużo więcej i przebywał sporo dłużej na boisku od młodego, który przecież „ma jeszcze czas”.

Należy nieco sprecyzować, że żądania na poziomie kilkunastu tysięcy złotych to mają menadżerowie młodzieżowców, którzy starają się korzystać na tym, że ich podopieczny z uwagi na wiek jest w cenie. Nie oszukujmy się, każdy chce więcej zarabiać, niezależnie od wieku. Tak wygląda rynek piłkarski, że piłkarze dostają tyle, ile jest w stanie zapłacić im pracodawca. Yousooufa Moukoko wczoraj strzelił gola dla Borussii Dortmund w Bundeslidze, a ma zaledwie 16 lat. Co więcej, od dwóch lat ma już podpisany kontrakt z Nike – o wartości 10 milionów euro. Czy to jest już dobry układ?

Wiem, że nie ma w Polsce takiego piłkarza jak Moukoko, bo to jest ewenement i on budowany jest od lat, żeby być gwiazdą światowego formatu. I mimo że dopiero wchodzi do seniorskiej piłki, zbiera szlify, zarabia już od dwóch lat ogromne pieniądze. Możemy się zastanawiać czy jest to zdrowe i zgodne z kodeksem moralnym, że wówczas 14-latek dostał taki kontrakt?

Przepis o młodzieżowcu to parasol ochronny dla młodych zawodników, ale tylko na określony czas. A zadaniem trenera jest przygotowanie danego zawodnika, żeby bez tego zapisu w regulaminie, potrafił wywalczyć miejsce w składzie.

Fornalik: – Chcę tylko zwrócić uwagę na to, ilu młodych zawodników na tym przepisie wręcz ucierpiało. Ktoś się wypromował, oczywiście, bo taka jest prawda. Ale normalnie w pierwszej drużynie byłoby dwóch, może trzech najbardziej utalentowanych zawodników, a ci trzeciego czy czwartego wyboru graliby w pierwszej albo drugiej lidze. Jeśli klub nie ma rezerw na poziomie drugiej ligi, ci zawodnicy cierpią. A trzeba mieć ich pięciu-sześciu. W treningu też różnie to bywa. Nie może grać gier 14 na 14.

To nie jest też tak, że przepis nie ma wad. Ma. Tak, jak zaznaczyłem, wszystko, co jest wymuszane nakazami, nie jest dobre. Mimo że znajdziemy argumenty za tym, że to pomaga jednym piłkarzom, a innym nie, bo tamci siedzą na ławce. Aczkolwiek czy dla utalentowanego 16- lub 17-latka siedzenie na ławce ogranicza i spowalnia rozwój?

Teoretycznie powinien trenować jeszcze z rówieśnikami lub o rok starszymi kolegami z zespołu, a ma dodatkowy bodziec do pracy – trening z pierwszym zespołem. Integruje się ze starszymi zawodnikami. A i tak może jeszcze łapać minuty w niższej lidze seniorskiej czy juniorach. To może służyć jako nagroda za ciężką pracę na treningach. I tak to powinno wyglądać, że kluby, owszem, mają pięciu-sześciu młodzieżowców, ale nie tylko z rocznika 1999. Również młodszych. Przychodzi kolejny sezon to i są kolejni zawodnicy. Można wypracować pewien schemat i system działań.

Trener Fornalik ma spore ograniczenia w drużynach, które prowadzi, co każdy widzi, a mimo to wykręca niesamowite wyniki. Chwała panu za to, czapki z głów. Z ekip totalnie przeciętnych jest pan w stanie zrobić nawet mistrza Polski. Nie można przejść obok tego obojętnie i nie słuchać, co ma do powiedzenia Fornalik.

Jednak nie ma jednej recepty na szkolenie, treningi i prowadzenie zespołu. Tak samo nie ma jednego dobrego sposobu na wprowadzanie juniorów do piłki seniorskiej. Każdy robi to inaczej i przynosi mu to różne skutki. Ile ludzi, tyle opinii. Ilu zawodników, tyle dowodów na poparcie jednej i drugiej strony. Jednemu to pomoże, drugiemu zaszkodzi.

Wychodzę z założenia, że skoro już jest ten przepis, należy zrobić wszystko tak, żeby on rzeczywiście pomagał. Bo na końcu to i tak o składzie decyduje trener. On ustala, gdzie i kto zagra. Nie rozumiem obrażania się i pokazywania, że teraz szkoleniowcy są pokrzywdzeni, bo wystawiają przeciętnych młodzieżowców na nie swoje pozycje (jak Milewski i Steczyk w Piaście). Nie lepiej usiąść, przemyśleć i ustalić system, który przyniesie korzyść dla wszystkich? Lech potrafił to zrobić i nikt w Poznaniu nie narzeka na przepisy, a o sile ich składu decyduje młodzież.

 ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix