Piotr Nowak w JUF: Piłce nożnej poświęciłem wszystko

Piotr Nowak, który przez ostatni miesiąc wcielał się w rolę eksperta w „Kanale Sportowym” oraz TVP Sport, zawitał również do audycji „Jak Uczyć Futbolu” i… przekazał masę ciekawych informacji dla młodych trenerów oraz piłkarzy. Postanowiliśmy spisać najciekawsze (większość rozmowy) fragmenty.

Piotr Nowak w JUF: Piłce nożnej poświęciłem wszystko

Dlaczego został ekspertem piłkarskim?

– Muszę przyznać, że przyjeżdżałem do Polski w roli eksperta jako początkujący – nie zdawałem sobie sprawy, jak to będzie wyglądać. Chciałem spróbować. Myślę, że w ostatnich dwóch latach byłem człowiekiem, który też pewne rzeczy analizował, bo w latach 2019/2020 byłem w strukturach FIFA. Była to wielka niewiadoma, ale myślę, że przez ten miesiąc mogłem spożytkować moją wiedzę w ten sposób. Z tego, co kibice i profesjonalni dziennikarze mi przekazują, nie wyszło źle.

Czy jego analizy nie były zbyt zaawansowane dla przeciętnego odbiorcy?

– Często skupiamy się na tym, kto strzelił gola, kto zawalił, czy była jedenastka, czy nie, ale jak te sytuacje powstawały? Myślę, że jest to bardzo interesujące i czasami edukacyjne, jeżeli chodzi o zrozumienie gry. Trenerzy są krytykowani, dlaczego zrobili taką, a nie inną zmianę, a uważam, że takie wytłumaczenie, co szkoleniowiec miał na myśli, co ta zmiana spowodowała, jak zareagował na nią zespół, jest niezwykle ważne dla takiego zwykłego kibica. 

Czy na najwyższym poziomie można pogodzić piłkę z rodziną?

– Można, tylko każdy jest w innym punkcie swojego życia. Jako piłkarz czy później trener staraliśmy się być jako rodzina zawsze razem. Nie jest łatwo przerzucić całą rodzinę z Polski do Stanów Zjednoczonych czy Niemiec. Czasami nie jest to łatwe, jeżeli chodzi o język czy kulturę. Byłem całe życie na walizkach i chciałbym mieć w końcu ustabilizowane życie, chociaż nie wykluczam, że teraz będzie łatwiej, bo moja córka skończyła szkołę. Nie wykluczam jednego i drugiego (zostania w Stanach Zjednoczonych lub powrotu do Polski – dop. red.), chociaż to życie rodzinne na pewno ucierpi na tym, że będziemy daleko od siebie. Jesteśmy jednak z żoną 37 lat po ślubie i możemy pójść na kompromisy. 

Czy Piotr Nowak jest ostrym trenerem?

– Jestem bardzo otwartym trenerem. Był moment, jak skończyłem karierę piłkarską i prowadziłem DC United, że byłem bezkompromisowy i pewne rzeczy, w które wierzyłem, miały dla mnie sens, ale nie miały sensu dla moich piłkarzy. W Lechii Gdańsk takimi przykładami byli Lukas Haraslin i Vanja Milinković-Savić. Vanja miał niesamowity talent, ale ja nie lubię tracić czasu na zawodników, którzy sami o siebie nie dbają, nie widzą swojego potencjału. To musi wyjść od nich. Starałem się ich przekonać, że skoro mają taki talent, to niech go nie marnują. Było mnóstwo piłkarzy, którzy przez niewłaściwe podejście do życia ten talent marnowali. Vanja, bramkarz, przyszedł kiedyś na trening bez… rękawic. Usiadłem z nim po treningu i mówię: słuchaj, ty sobie nawet nie wyobrażasz, jakim możesz być wspaniałym golkiperem, tylko musisz tego chcieć, bo ja za ciebie nie będę tego robił. Ja już miałem swoje pięć minut. Tak samo podchodziłem do wielu innych piłkarzy. Czy jestem ostry? Nie, daję podejmować piłkarzom decyzje. Wiem, czego chce, jeżeli chodzi o plan gry i strategie oraz jestem bardzo sprawiedliwy, jeżeli chodzi o podejście do piłkarzy. Zawsze miałem motto, że możesz mieć talent jeden na milion. Bo ja też miałem talent. Ale w mojej drużynie jesteś tylko jednym z jedenastu.

Co z tym Vanją?

– Powiedziałem mu, żeby potrenował ze mną dwa miesiące, ale pod warunkiem, że chcę go widzieć na każdym treningu i przez te kilka godzin będzie go interesowała tylko piłka nożna. Nie mówię, żeby chodził na smyczy, ale żeby pokazał, że chce być światowej klasy bramkarzem. W ciągu dwóch miesięcy zaczął być naszym pierwszym golkiperem, był w reprezentacji, potem przeszedł do Torino. Mam satysfakcję z tego, że mogę ukierunkować tych piłkarzy. Bardzo pomagał mi z nim Andrzej Woźniak. Vanja miał trochę inne spojrzenie na swoją karierę – wiedział, że może być jednym z najlepszych, jeżeli nie najlepszym bramkarzem w Ekstraklasie, natomiast miał podejście, że jeszcze ma czas na wiele rzeczy. Moim zadaniem było mu powiedzieć, że: Vanja, dzisiaj masz 20 lat, ale ten czas będzie uciekał coraz szybciej. Każda minuta, każdy trening będzie zmarnowany przez twoje podejście i to może ci zaszkodzić. W pewnym momencie dojdziesz do tego, że masz już 28 lat i co wtedy? Patrząc przez pryzmat jego kariery, myślę, że wrócił do tego, co miałem z nim na samym początku, czyli cały czas myśli, że czas działa na jego korzyść, za to ja uważam odwrotnie. Kiedyś graliśmy mecz przed samym jego odejściem do Torino, w którym dostał czerwoną kartkę, siedząc na ławce rezerwowych. Nie miałem do niego o to żadnych pretensji, bo było widać, jak jest związany z tym zespołem. Obojętnie, czy odchodził, czy nie, ale było widać, że jest z tym zespołem na dobre i złe. W drużynie pomagali mi z nim Milos Krasić i Mario Maloca, bo oni mieli na niego bezpośredni wpływ – poza boiskiem.

O zegarkach za kilkadziesiąt tysięcy dolarów:

– Fajna historia była w USA. Grałem z DaMarcusem Beasley z Chicago Fire, a później był moim podopiecznym, jak prowadziliśmy z Bobem reprezentację. Byliśmy na meczu w Szwajcarii. Mieliśmy ciężki okres, bo mimo że wygraliśmy Gold Cup, to graliśmy w kratkę i zaczęły pojawiać się głosy, że to już nasze apogeum. Polecieliśmy do tej Szwajcarii i siedzę w lobby na trzy godziny przed meczem. Przychodzi Marcus, Eddie Johnson oraz ktoś jeszcze. Poszli sobie kupić zegarki. Jeden kupił sobie Cartiera za 70 tysięcy dolarów, drugi jeszcze coś innego. Zegarki się moim hobby, więc się na nich znam. Jak oni tylko weszli do tego lobby, zauważyli mnie, to oczywiście chcieli się pochwalić. Podchodzą i mówią: trenerze, złoty zegarek. Wiem, widzę. Tylko powiedz mi jedną rzecz – ty zdajesz sobie sprawę, jaka jest sytuacja, jeżeli chodzi o nasz zespół. Gramy za chwilę bardzo ważny mecz, bo to spotkanie może zadecydować, czy będziemy dalej z wami pracować. Nie mówię jako szkoleniowiec, ale twój były partner z boiska, wytłumacz mi jedną rzecz, jak możesz cztery godziny przed meczem wyjść na miasto i kupić zegarek? Nie dbam o to, jaki to był zegarek. Jak ty do tego podchodzisz? Odpowiedzieli, że Peter po co teraz takie gadki. Jak DaMarcus skończył karierę, przypomniał tę historię, że zwróciłem mu uwagę, a on był niepocieszony tym faktem. Sam przyznał, że miałem rację i on to dopiero po latach to zrozumiał. Tłumaczył to potem wszystkim młodym chłopakom. Wygraliśmy tamten mecz, ale on dopiero po tylu latach doszedł do tego, co miałem na myśli. Że nie chodzi o to, czy ma drogi zegarek, bo Eddie Johnson pojechał do Los Angeles do Snoop Doga i kupił od jakiegoś jubilera grill, łańcuch i bransoletkę za 180 tysięcy. Miał wtedy małe dziecko, też mu tłumaczyłem – weź ten grill, niech ci zapłacą z powrotem i włóż te pieniądze na jakiś fundusz dla córki. Nie będziesz wiecznie grał w piłkę.

O trenerze w Szwajcarii, który zmienił jego podejście:

– Gdy byłem w Szwajcarii, miałem trenera, który może nie był świetnym taktykiem, ale był przecudownym człowiekiem. Nie mówił mi, że mam talent, tylko predyspozycje. Zacząłem się nad tym zastanawiać, odkrywać siebie na nowo. Z tygodnia na tydzień odkrywasz coraz więcej, przykładasz się coraz bardziej do treningów, bo nie byłem facetem, który lubił biegać, szczególnie bez piłki. Wychodziłem na boisko i robiłem to, co uważałem za stosowne. Mimo że się starasz, to czasami nie wszystko idzie tym torem, jakim powinno iść. Coś kliknęło w tych wszystkich moich przemyśleniach i od tego momentu… chciałem zdobyć, jak najwięcej mogę. Wszystko. Piłkarza roku, miesiąca, treningu, puchary – wszystko, co było związane z sukcesem. W Szwajcarii wszystko zaczęło mi się układać w całość. Byłem przygotowany do tego, co mnie może spotkać. Poświęciłem wszystko piłce nożnej. Spać, grać, trenować. Poświęcenie czegoś w takim stopniu, wymaga jednak też poświęcenia ze strony rodziny. Rozumiem, że zawodnicy nie myślą 24 godziny na dobę o piłce. Przyjeżdżając na pierwszy trening do Lechii powiedziałem im: nie wymagam od was tego, żebyście byli kimś innym. Wymagam od was tylko tego, że jak przejedziecie bramę ośrodka treningowego przez ten czas, kiedy jesteście ze mną, żebyście poświęcili temu wszystko. Miałem na tyle zdyscyplinowany i inteligentny zespół, że zrozumieli to moje przesłanie.

Jak zbudować autorytet?

– Są różne podejścia. Mateusz Klich mówi, że trener Bielsa wcale z nim nie rozmawia. Mój trener w TSV 1860 Monachium miał takie przesłanie – nie jestem księdzem, żebyś mi się spowiadał ani nie chce z tobą rozmawiać. Z drugiej strony mamy mojego trenera w Szwajcarii, który rozmawiał z wszystkimi o wszystkim. Myślę, że jeżeli chodzi o Ekstraklasę, jest bardzo cienka linia pomiędzy byciem kumplem, a byciem trenerem. Czasami zawodnicy przychodzą i zaczynają „ulepiać cię” na swoją modłę. W Ameryce wszyscy piłkarze mówili do mnie czy Boba Bradleya po imieniu. I nigdy nie było tak, żebyśmy my mieli z tymi zawodnikami jakieś problemy wychowawcze. Byliśmy na poważnych turniejach i zawodnicy mówili nam, że chcą mieszkać w centrum, bo oni chcą wyjść do ludzi. Amerykanie potrzebują być wokół ludzi, nie mogą być odseparowani. To wpływa na całą atmosferę. 

Jak była podzielona szatni w jego Lechii Gdańsk?

– W Gdańsku Milos Krasić odpowiadał za grupę bałkańską, a do tego dochodzili Marco i Flavio Paixao, za  to po drugiej strony byli Polacy z Sebastianem Milą jako kapitanem. Nie mieliśmy regulaminów dotyczących kar dla piłkarzy. Oni mieli zadbać o to, żeby wszystko było w szatni okej.

O niemieckich trenerach i podejściu zawodników w Polsce:

– W Niemczech trener jest Bogiem. Dlatego przy wyborach niemieckich trenerów na szkoleniowców pracujących w Ekstraklasie, musimy sobie zdawać sprawę nie tylko z różnicy kulturowej czy językowej. Wyjątkiem jest Kosta Runjaić, jego nie można nie lubić. Co jest u nich dobre, jeżeli chodzi o krytykę piłkarzy? Jeżeli w Niemczech trener „wystawi” złą opinię piłkarzowi po meczu, to oni uważają, że piłkarz, którego skrytykowali w mediach czy na konferencji prasowej, przyjdzie następnego dnia na trening i będzie dawał z siebie jeszcze dwa razy więcej. U nas wszyscy byliby obrażeni. Zaczyna się kocioł w szatni, |trener nie pasuje do koncepcji, wyczerpała się formuła” i trener zaczyna nie tylko tracić autorytet, ale również posłuch. Wtedy zaczynają się problemy. Byłem bardzo niepocieszony kilka lat temu, gdy widziałem, że piłkarz po każdym zagraniu zerka na ławkę, jak zareagował szkoleniowiec, czy pokazał mu kciuka w górę. Nie dajemy piłkarzom możliwości podejmowania decyzji.

– Na początku sezonu 2016/17 miałem kilkukrotnie uwagi ze strony kibiców, prezesów i dalej dalej. Piotr, czemu ty siedzisz na tej ławce? Wyjdź do linii, polataj trochę, pokłóć się z sędzią liniowym, bo to wygląda, jakbyś nie dbał o to, jak oni grają. Tłumaczyłem im, że siedzę na ławce rezerwowych, dlatego, że uważam, że zrobiłem wszystko w czasie tygodniowego cyklu treningowego, żeby oni byli przygotowani do meczu. Jeżeli mam stać przy linii i machać, gdzie mają grać, gdzie wrócić, to znaczy, że wykonałem swoją pracę źle. W telewizji wygląda to fajnie, jeżeli trener „żyje” meczem, ale z drugiej strony uważałem, że jak jak zrobiłem trzy kroki i wyszedłem do linii, to zawodnicy wiedzieli, że coś jest źle. To dawało pewność siebie mojemu zespołowi, że mogą podjąć decyzje, nie musieli się patrzeć na ławkę. Jak nie masz przywódcy na boisku, to musi być na ławce. Przykład koszykarzy Chicago Bulls. Phil Jackson miał o tyle dobrze, że miał Michaela Jordana. Jordan był postacią, która w „Last Dance” pokazała połowę tego, co robiła naprawdę. Był bardzo zaborczy – nienawidził przegrywać, marnować talent. Denis Rodman przyszedł, mówili, że showman, a Jordan i Jackson zrobili z niego gwiazdę. Krzyczał na nich, łamał nosy – Phil był spokojniejszy. Był fanem filozofii Zen.

Dlaczego ważne jest, żeby mniej myśleć?

– Przyszedł moment, że nie miałem już większych wyzwań w karierze piłkarskiej. Wygrałem wszystko, co mogłem wygrać, jeżeli chodzi o MLS, byłem kapitanem reprezentacji. Miałem wtedy 37 lat i myślałem sobie: okej, chyba już wystarczy. Wtedy spotkałem Jima, który pracował w tamtym Chicago Bulls. Pracowaliśmy raz w tygodniu. Pokazał mi pewne ćwiczenia rozszerzające horyzonty umysłu. Jesteśmy zwykłymi obywatelami. Każdy z nas jako normalny śmiertelnik ma około trzech tysięcy myśli w trakcie dnia. Niektórzy mają trzy tysiące, inni pięć, a jeszcze ktoś inny dziesięć. Całą sztuką największych mistrzów – Tigera Woodsa, Michaela Jordana i innych, że jeżeli chcesz osiągnąć sukces, powinieneś mieć nie więcej niż półtora tysięcy myśli. Wyrzucić to, co jest niepotrzebne, bo czasami myśli się o bzdurach, detalach, a to zabiera twoją energię. Jeżeli masz tych myśli mniej, to wychodzisz na boisko i nie zastanawiasz, z kim grasz, jakie są ich słabe strony i tak dalej, tylko wiesz, że jesteś na tyle silny, że wygrasz, obojętnie co by się działo. Zacząłem to stosować. Możesz to robić jednak maksimum przez cztery tygodnie, bo jest to tak absorbujące. W pewnym momencie nie dbałem o to, z kim gramy, czy wygramy, jak to będzie wyglądać. Możesz przegrać, ale na koniec wyjdziesz i powiesz, że zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Miałem bardzo dobrego kolegę, który po spotkaniu z Jimem, przyszedł do mnie i mówi: shit, Peter. W ciągu godziny potrafił nie mówić przez maksymalnie 10 sekund. O wszystkim gadał. Skakał z tematu na temat. Przyszedł i mówi: ja to mam chyba z 15 tysięcy myśli. Czasami tak jest. Wszystko zależy od nas samych. – Przykład? Jestem w Gdańsku i żona mi dzwoni, że kran się zepsuł. W Stanach Zjednoczonych, 10 tysięcy kilometrów ode mnie. Mam się tym teraz przejmować? To są prozaiczne rzeczy, może to zabrzmieć śmieszenie, ale masz piłkarzy i wszyscy z nich mają telefony przy sobie. Komuś może się zepsuł rower czy stało się coś w szkole. Nie chciałem doprowadzić do tego, że każdy szczegół był ważny. Nie stoły kwadratowe czy okrągłe, tylko jeden dla wszystkich. Miałem kiedyś takiego trenera w bardzo dawnych czasach, który witał się z czterema moimi kolegami, a reszta się za bardzo nie liczyła. Graliśmy z Górnikiem Zabrze, przyjechaliśmy do hotelu i na tym wielkim stole były wystawione rezerwacje – zawodnicy Lechii Gdańsk. Kazałem im to zmienić, że mają być „piłkarze”. Musimy mieć świadomość, że jesteśmy coś warci. Że jesteśmy nie tylko drużyną, ale też ludźmi, którzy dają trochę radości. 

Dlaczego trener nie musi być od… wszystkiego?

– Mówiłem do mojego sztabu, że jestem trenerem, ale nie mogę być omnibusem. U nas jest duży problem powiedzieć: nie wiem. Jak kogoś się zapytasz i on powie, że nie wie, to od razu wszyscy się zastanawiają, że jak nie wiesz, to jakie masz kompetencje? Nie muszę znać się na wszystkim. Prezesi chcą czasami być prezesami, kierownikami, dyrektorami, trenerami. Po to masz sztab, zarząd, żeby każdy swoją cegiełkę do tego sukcesu dołożył.

Jakie zasady ma trener Nowak?

– Punktualność. Zaangażowanie. Etyka pracy i świadomość tego, co chcemy osiągnąć jako grupa. Każdy może chcieć zostać najlepszym bramkarzem, pomocnikiem, napastnikiem, ale musi być świadomość celu, jaki mamy jako grupa.

O motywacji w futbolu:

– Motywacja w piłce nożnej jest bardzo prosta. Skreślasz tych, którzy nie są zmotywowani. Jeżeli nie chce ci się, to zmień zawód. Jeżeli przychodzisz na trening i myślisz, że się prześlizgasz, to nie u mnie. Jeżeli myślisz, że będziesz próbował coś sam zrobić, nie wkomponujesz się w drużynę, nie będziesz częścią zespołu, to nie masz czego ze mną szukać. Bardzo lubię indywidualności, ich kreatywność, ale ta kreatywność musi się przełożyć na zespół. We Francji każdy z piłkarzy miał wielkie ego. Jak na początku zaczęli grać, to Griezmann z Mbappe wracali, robili wślizgi. Jaki był ich ostatni mecz ze Szwajcarami? Każdy z nich chciał zdobyć bramkę, pokazać się. Coman wychodzi i mówi, że chce grać, mimo że ma kontuzje. Nie jesteśmy debilami, szkoleniowiec, który widzi, że jego piłkarz ma kontuzję, a on chce na siłę grać, to znaczy, że piłkarz nie ma w głowie, ze osłabi swoją drużynę. Liczyły się dla niektórych nowy kontrakt, wyjazd za granicę, ale pojedyncze struktury muszą wpisywać się w całość. 

Dlaczego nie robił zgrupowań przedmeczowych?

– To było zaraz po moim przylocie do Polski, graliśmy u siebie z Piastem Gliwice. Powiedziałem, że nie będzie przedmeczowych zgrupowań w hotelu. Prezesi patrzyli na mnie, jak na jakiegoś kosmitę. Trenerze, ale jak? Pójdą na imprezę, co to będzie? A co, nie mogą iść, jak jesteśmy na zgrupowaniu? Jest ochrona, ale jak będą chcieli… Ja to sam przeżyłem. Coś się stało? Nic. Wyspali się własnych domach, usiedli wieczorem z żoną przy winku czy z kolegami przy piwku, pogadali. Później spotykaliśmy się na obiedzie, mieli lekki odpoczynek, odprawa i do widzenia. Tak samo było przed meczami. Było wiele meczów, że nasi przeciwnicy mieli pół godziny rozgrzewki. My pobawiliśmy się trochę piłkami w salce, wychodziliśmy na pięć minut pograć w dziadka i wracaliśmy do szatni. Trenerze, ale jak to bez rozgrzewki? Piłkarz nie potrzebuje dodatkowego stresu. Zrobiłem taki research, że w trakcie długotrwałej rozgrzewki, można stracić ok. 2 kilometrów. Jeżeli grasz mecz i biegasz 10 kilometrów, to czasem tych dwóch kilometrów może ci zabraknąć. Po co marnować je na rozgrzewkę? Kilka meczów wygraliśmy tym, że mieliśmy więcej tlenu w płucach, byliśmy lepsi motorycznie w ostatnich minutach. 

O spojrzeniu na piłkę nożną:

– Obserwuję już od wielu, wielu lat, że trenerzy starają się na nowo odkrywać piłkę nożną. Pokazywać piłkarzom, którzy mieli już 10-12 szkoleniowców, jak powinna wyglądać piłka nożna. Jak przychodziłem do klubu, zawsze mówiłem swoim piłkarzom: słuchajcie, mieliście już wielu trenerów, macie swoje spojrzenie na futbol. Nie chcę was uczyć grać w piłkę, tylko pokaże wam inne opcje, które pozwolą wam otworzyć swój umysł, spojrzeć na piłkę trochę inaczej. 

Co powinno się zmienić w polskim szkoleniu?

– Myślę, że podstawowym celem jest edukacja młodych trenerów oraz zawodników, którzy mają pod swoją opieką. Dajcie im podejmować decyzje, każdy z nich musi być sobą. Jeżeli po każdym zagraniu ten młody chłopiec będzie patrzył na ławkę i zastanawiał się, czy zrobił dobrze, czy źle, nigdy nie będzie pewny siebie. Miałem ojca, który był bardzo surowy, jeżeli chodzi o piłkarskie walory, ale nie było czegoś takiego, żebym spojrzał na niego i zapytał, czy dobrze zrobiłem? Mój śp. ojciec uświadomił mi, że nawet, jakbym widział, że w danej sytuacji nie mogę zagrać piłki i ona nie dojdzie tam, gdzie może dojść, żebym nie bał się spróbować. Uważam, że dla naszych piłkarzy obostrzenia trenerskie, że zrób to, zrób tamto, tego nie rób, to jest najgorsze, co może być. Myślę, że to wpływa również na młodych adeptów, jeżeli ma się ciągle jakiegoś bata nad sobą. Sami musicie mieć z tego satysfakcję, nie szkoleniowiec czy rodzina. Miałem kiedyś taką satysfakcję, kiedy grałem w Kaiserslautern. Nie występowałem w pierwszej drużynie i z tego powodu odszedłem stamtąd. Byli wówczas wicemistrzami Niemiec. Wysłali mnie do grania w III-ligowych rezerwach. Graliśmy z jakąś dobrą drużyną, prowadziliśmy 2:0, potem nam strzelili, zaczęli się naśmiewać, że „Nowak z Bundesligi” i tak się wkurzyłem, że zabrałem piłkę, minąłem ich dziesięciu i strzeliłem gola. To była jedyna sytuacja w życiu, że przedryblowałem wszystkich. 

ROZMAWIAŁ PRZEMYSŁAW MAMCZAK
Spisał: BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix