Wychowankowie w Lechu i złota gwiazdka. Z wizytą w MKS-ie Żory

Umawiamy się na 11:00. Rocznik 2009 kończy właśnie swój trening. Na zajęciach pojawiła się dziesiątka dzieci – dziewięciu chłopaków i jedna dziewczyna. I właśnie Zosia była… zdecydowanie najlepsza. To wielki talent, w MKS-ie pytali już o nią m.in. Czarni Sosnowiec.

Wychowankowie w Lechu i złota gwiazdka. Z wizytą w MKS-ie Żory

Jak wygląda szkolenie w Żorach? Czy mają więcej piłkarskich perełek? Co wyróżnia ich na tle innych śląskich akademii? Dlaczego reforma szkolnictwa im przeszkodziła? Gdzie grają ich wychowankowie?

Wracamy do Zosi. 12-latka wyróżniała się nie tylko umiejętnościami (jako jedyna dała radę podbijać piłkę od linii końcowej do środkowej, inni nawet nie zbliżyli się do podobnego wyniku), ale również warunkami fizycznymi, bo była w swojej grupie prawie najwyższa. – Zosia ma starszego brata (również gra w klubie – dop. red.), to on ją wciągnął w treningi. Jest niesamowitym pracusiem. Miałem z nimi lekcje online i myślę, że taktycznie ta drużyna jest wyżej niż niektóre zespoły z… A-klasy czy ligi okręgowej. Nawet za dużo z nimi tego robiłem, bo nie muszą wszystkiego wiedzieć, ale po prostu było dużo wolnego czasu. Jej rodzice mają zdrowe podejście, nie mają wielkiego parcia na to, żeby grała w piłkę. Jak nie będzie piłkarką, to nic złego się nie stanie. Podczas lockdownu, gdy zamknęli jednego orlika, to chodziła na drugi. Jak zamknęli drugiego, to przeniosła się na trzeci. Jak zamknęli wszystkie orliki w Żorach, to przeszła na trawę. To ona pisała do chłopaków i wyciągała ich na boisko. W Kadrze Podokręgu także gra z chłopakami i się wyróżnia, a kontakt z innymi dziewczynkami ma za to w Kadrze Śląska, gdzie występuje w starszym roczniku – mówi nam Paweł Rybica, szkoleniowiec tego zespołu, a zarazem koordynator akademii.

Rybica w ciepłych słowach wypowiada się o swojej podopiecznej, ale jeżeli chodzi o cały rocznik, to miał okazję pracować już ze zdecydowanie lepszym. W klubie słyszymy nawet, że taka drużyna może już się nie powtórzyć. O którym roczniku mowa? O chłopakach z 2003, którzy swego czasu byli najlepsi na Śląsku, a także z powodzeniem rywalizowali w Centralnej Lidze Juniorów.

Gwiazdami tamtej ekipy byli Patryk Gogół i Jerzy Tomal, czyli najbardziej znani wychowankowie MKS-u, a obecnie zawodnicy drugiego zespołu Lecha Poznań. Obaj mają już za sobą występy w młodzieżowych reprezentacjach Polski. – Trzon drużyny stanowili nasi zawodnicy – ok. dziesięciu chłopaków mieliśmy w klubie od małego, ja przejąłem ich w drugim roku. Patryk w województwie rywalizował, chociażby z Mateuszem Musiałowskim, który dzisiaj jest w Liverpoolu. Z Jurkiem była zaś taka sytuacja, że w każdym meczu, w którym ktoś go obserwował, był… lepszy niż normalnie. Nie łapał się do Kadry Śląska, ale kiedyś powołania dostał „drugi garnitur” i tak się tam znalazł. Dodatkowo trener mówił, że gramy w CLJ-ce, a w obiegu mają tylko 2-3 naszych zawodników. Jurek pojechał na tę Kadrę Śląska. On nigdy nie strzelał goli, na boisku był raczej typem pracusia, a tu dał dwie bramki z dystansu. Mówię trenerowi, że grał lepiej niż u mnie. Inna sytuacja. Kiedyś Kadra Śląska zmierzyła się z młodzieżową reprezentacją kraju rocznika 2003. Jak sobie poradził? Był najlepszy na placu – wspomina koordynator szkółki.

Dzisiaj o grze w CLJ-ce mogą w Żorach jedynie pomarzyć, a po występach na szczeblu centralnym pozostał im tylko czerwony baner z nazwą rozgrywek, który trzymają na balonie. Ich młodzieżowe zespoły występują w II- oraz III-ligach śląskich. Nie zapowiada się również, żeby któryś rocznik miał w najbliższym czasie awansować do pierwszej ligi wojewódzkiej.

Co ma największy wpływ na taki stan rzeczy? Położenie geograficzne, które jest jednocześnie ich wadą oraz zaletą. Wadą, ponieważ w okolicy znajduje się bardzo dużo dobrych ośrodków szkolenia dzieci i młodzieży, więc mogą ściągać zawodników właściwie tylko w promieniu 10 kilometrów od miasta, dlatego że nikt z dalsza do nich nie przyjdzie. Zaletą, bo mogą stale mierzyć się z silnymi sparing-partnerami.

Trener Paweł Rybica zwraca uwagę na jeszcze jeden niesprzyjający czynnik, a konkretnie na… reformę szkolnictwa. – Ta reforma sprawiła, że trochę spadła nam jakość chłopców. Wcześniej trafiali do nas po ukończeniu szkoły podstawowej i chodzili do klas sportowych w gimnazjum, ale teraz, gdy gimnazjum już nie ma, a podstawówka trwa 8 lat, zawodnicy wolą wybrać np. inny komercyjny projekt, gdzie trenują popołudniami i nie ma aż tylu godzin – zauważa.

Nie mają wielu nowych dzieci, więc nie mogą sobie pozwolić na sporą selekcję. Jeżeli chodzi o zalety akademii, to do takich bezapelacyjnie należy infrastruktura. Do swojej dyspozycji mają boisko z nawierzchnią sztuczną, które jest podgrzewane i odśnieżane przez cały rok, więc mogą na nim trenować także zimą. Nie muszą jednak tego robić, bo kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się sztuczne boisko o wymiarach 40x20m, które jest przykryte balonem. Zajęcia odbywają się również na orlikach, rzadziej na obiektach trawiastych. To duża zaleta, nawet w większych akademiach warunki do trenowania w miesiącach zimowych są zdecydowanie gorsze.

MKS Żory może też się pochwalić złotą gwiazdką w Programie Certyfikacji, natomiast w kolejnym cyklu będą startować na srebrną odznakę, a to dlatego, że Polski Związek Piłki Nożnej wymaga teraz, żeby w „złotych szkółkach” była przynajmniej jedna drużyna dziewcząt. W klubie doszli do wniosku, że teoretycznie mogliby zorganizować nabór, ale nie chcą tego robić na siłę. – Mamy np. taką Zosię, która jest praktycznie najlepsza w swoim roczniku. Miałbym ją teraz przesunąć do drużyny dziewcząt? To bez sensu, cofałaby się jedynie w rozwoju. Ostatnio rozmawiałem z trenerem Kadry Śląska i on też uważa, że te wybitne jednostki powinny, jak najdłużej grać z chłopakami, a potem trafiać do seniorek. Czasami lepiej dać zawodniczkę do trochę słabszego klubu, żeby grała w pierwszej drużynie zespołu z Ekstraligi, niż występowała w juniorach mistrzyń Polski – wyjaśnia Rybica.

Do zalet można także dodać fakt, że wszystkie drużyny są dowożone na mecze busami. Starają się też, żeby każdy rocznik brał udział w turniejach i obozach, ale tutaj dużo zależy od kwestii finansowych. Mają sponsora, składki, pomaga im miasto, ale najwięcej pieniędzy otrzymują z Programu Certyfikacji. Złota gwiazdka sprawiła, że poprawiły się zarobki trenerów, jednakże dla żadnego z nich nie jest to jedyne miejsce pracy. Większość jest dodatkowo zatrudniona w szkołach jako wuefiści. Cały zarząd klubu składa się ze szkoleniowców pracujących z dziećmi, więc dobrze wiedzą, jakie są najważniejsze potrzeby drużyn. – Nie da się wyżyć z samej pensji z akademii. Nie ma u nas żadnego trenera, który byłby zatrudniony na profesjonalnym etacie. Trzeba powiedzieć, że Program Certyfikacji Szkółek poprawił zarobki szkoleniowców, ale z tą inicjatywą jest tak, że może się np. zmienić władza w kraju, która stwierdzi, że nie chce wydawać milionów na ten projekt. Nie mamy również pewności, czy w trzecim cyklu będzie tak samo, jeżeli chodzi o finanse. Mamy to wszystko na uwadze – mówi nam koordynator akademii.

Liczby MKS-u Żory:

– Szkolenie w rocznikach 2006-2017
– 10 trenerów z licencjami UEFA B i C
– ok. 200 dzieci
– Składka miesięczna wynosi 60 złotych
– 16 godzin zajęć sportowych tygodniowo w klasach sportowych

Akademia rozpoczyna szkolenie dzieci i młodzieży od grup przedszkolnych, zaś kończy na kategorii juniora młodszego. Mają też pierwszą drużynę, która obecnie występuje w A-klasie. Jeżeli chłopcy nie rokują, żeby wysłać ich do lepszego klubu, mogą grać na poziomie seniorskim. Nie zależy im, żeby ten zespół grał w wyższych ligach, bo nie takie jest jego przeznaczenie. – Wolimy wysłać chłopaka do lepszego klubu, żeby tam mógł się dalej rozwijać niż trzymać na siłę u nas, a potem usłyszeć, że zmarnowaliśmy jego szansę. Mówisz im na treningach: bądźcie ambitni, rozwijajcie się. A jak przychodzi co do czego, to ty zabijasz im tę ambicję, zamykając im drogę do lepszej drużyny, bo „u nas jest fajnie” – tłumaczy Paweł Rybica.

Jaki jest cel MKS-u Żory? Co jest ich priorytetem? – Naszym priorytetem jest, żeby mieć renomę w mieście i okolicy, że jesteśmy klubem, do którego warto zapisać dziecko, żeby się rozwijało. Chcemy cały czas utrzymywać się przy piłce, żeby mieć jak najwięcej kontaktów z futbolówką. Często kosztem wyniku, bo jak ty grasz od tyłu, a rywal zakłada udany pressing, to bywa z tym różnie. U nas nie ma sytuacji, że dzieci nie grają. Jeżeli mamy np. 22 zawodników, to zgłaszamy dwie drużyny. Robimy to do pewnej kategorii wiekowej, bo mieliśmy już też takie sytuacje, że tworzyliśmy te ekipy trochę na siłę i chłopak, czy się starał na treningach, czy nie, to i tak wiedział, że zagra w weekendu w meczu. Klub MKS Żory powstał w 2010 roku i uważam, że przez te 11 lat wykonaliśmy na pewno duży postęp pod względem organizacyjnym. Co chcemy poprawić w najbliższym czasie?  Chcielibyśmy rozpocząć regularne treningi indywidualne z najzdolniejszymi zawodnikami – słyszymy w klubie.

Możemy mówić o tym, że osiągane rezultaty nie mają większego znaczenia, natomiast dla sporego grona osób są one ważnym (najważniejszym?) wyznacznikiem jakości szkółki. Jeżeli chodzi o same wyniki, to poza awansem do CLJ-ki i utrzymaniem się w niej, akademia z Żor może pochwalić się również grą w finałach krajowych Turnieju „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku”. Dwa razy okazali się najlepsi w województwie śląskim, ale ani razu nie udało im się zagrać na Stadionie Narodowym.

Trenera Rybicę zapytaliśmy też o to, co jego zdaniem powinno się zmienić w mentalności trenerów i szkoleniu dzieci w Polsce. – Uważam, że ściąganie chłopaków z pierwszego do drugiego zespołu, żeby pomogli w awansie czy utrzymali drużynę w lidze, jest bez sensu oraz nieuczciwe wobec innych młodych piłkarzy. Po to tworzy się drugą drużynę, żeby mogli tam występować chłopcy o słabszych umiejętnościach. Mam chodzić od jednego do drugiego i mówić im: ty dzisiaj nie grasz, bo trzeba zrobić awans? Rozumiem, jeżeli trenerzy biorą chłopaków z pierwszego zespołu, ale nie wyróżniających się, tylko rezerwowych, ale jak biorą najlepszego i wrzucają go dwie ligi niżej, to go uwsteczniają. Prowadziłem dwa zespoły jednego rocznika i nie zdarzało mi się, żebym przesuwał do dwójki nawet dziesiątego pod względem umiejętności zawodnika. Myślę też, że zbyt szybko wchodzimy na duże boiska. Dzieci powinny dłużej grać 4v4, potem za szybko przechodzą do gry 5v5 i tak dalej. To sprawia, że w mniejszym stopniu kształtuje się technika użytkowa. Miałem dobre pole do nauki z rocznikiem 2003. Ten sam sam szkoleniowiec, identyczne treningi, wszystko to samo, tylko jedni grali w CLJ-ce, a drudzy w III lidze wojewódzkiej. Gdzie było widać różnicę? Lewy obrońca przy dobrej organizacji gry miał np. 30 kontaktów z piłką przy otwarciu, a w drugiej drużynie przy słabszej technice bramkarza i środkowego obrońcy, ten miał piłkę np. tylko 7 razy. Jeżeli dłużej gralibyśmy na mniejszych boiskach, mógłby lepiej wyrobić sobie technikę użytkową – odpowiedział.

Reasumując, szkółka zna swoje miejsce w szeregu i wszyscy w klubie zdają sobie sprawę z tego, że na Śląsku nie mogą rywalizować z Górnikiem Zabrze, Rakowem Częstochowa oraz kilkoma innymi dużymi akademiami. Konkurencja jest ogromna, więc czym mogą przyciągnąć do siebie dzieciaki? Na pewno dobrą infrastrukturą, niewysoką składką oraz klasami sportowymi. Młodzieżowy Klub Sportowy Żory ma być trampoliną dla najzdolniejszych jednostek, i jak najczęściej wypuszczać na głębokie wody zawodników i zawodniczki pokroju Jerzego Tomali, Patryka Gogoła czy… Zosi.

Z ŻOR – BARTOSZ LODKO

Fot. MKS Żory/Facebook