CLJ-ka od środka: „Naszym obowiązkiem jest posiadanie lig centralnych”

Czy trener z licencją UEFA Pro, który specjalizuje się w pracy z seniorami, odnajdzie się w kategorii żak? Jakie cele i plany mają w akademii Motoru Lublin? Co musi się stać, żeby na stałe zadomowili się w CLJ-ce? Rozmawiamy z Arturem Gadzickim, który od lipca jest dyrektorem ds. szkolenia w akademii Motoru Lublin.

CLJ-ka od środka: „Naszym obowiązkiem jest posiadanie lig centralnych”

Runda jesienna rozgrywek młodzieżowych dobiegła końca. Jak pan podsumuje poczynania drużyn Motoru Lublin w tej części sezonu? Jesteście zadowoleni z postawy swoich ekip? Z jednej strony macie awans do CLJ U-15, a z drugiej spadek z CLJ U-17. Jak na to patrzycie?

– Zespół rezerw będąc beniaminkiem na IV-ligowym froncie zajmuje aktualnie drugą pozycję, U19 z kompletem punktów awansowało do ligi makroregionalnej, U15 pewnie przeszło przez baraże i wróciło do CLJ U15, zespoły trampkarza młodszego oraz młodzików z powodzeniem rywalizują ze swoimi rówieśnikami w ligach wojewódzkich. W przypadku utrzymania zespołu U17 mógłbym w zdecydowany sposób powiedzieć, że rundę zaliczamy do udanych, natomiast pozostaje mały niedosyt, bo jestem przekonany o tym, że potencjał zespołu U17 predysponuje go do pozostania i rywalizacji na poziomie CLJ. Stało się inaczej i teraz musimy zrobić krok w tył wracając na poziom ligi wojewódzkiej, gdzie będziemy musieli udowodnić swoją wartość.

Obserwował pan z boku poczynania drużyny U-17 w CLJ-ce. Czego wam zabrakło, żeby utrzymać się w tej lidze? Przypomnę bilans, zdobyliście 13 punktów w 14. meczach, a wasza starta do bezpiecznego 6. miejsca w tabeli, wyniosła 5 punktów.

– Przede wszystkim zabrakło nam czasu, a w szczególności mam na myśli okres przed rozpoczęciem sezonu. Rozpoczynając swoją pracę w Motorze Lublin, nie przypuszczałem, że będę musiał dokonać roszad trenerskich w tym zespole. Tuż przed startem rozgrywek trener Artur Bożyk przejął pieczę nad drużyną U-17. Było widać, że ta ekipa z dnia na dzień rośnie w siłę. Pierwsza runda spotkań była dla nas dosyć niefortunna. W meczach, w których mogliśmy zapunktować i poprawić swoją pozycję w tabeli, nie udało nam się ostatecznie tego dokonać. W rundzie rewanżowej przegraliśmy swoje pierwsze spotkanie z Resovią, czyli w ostatniej serii gier. Było widać, że ten zespół się rozwijał i nabierał kształtów. Myślę, że gdybyśmy mieli więcej czasu to ten zespół na spokojnie utrzymałby się w lidze. Bo potencjał tych chłopaków jest niezły, a trenerzy Artur Bożyk i Marcin Zając, którzy prowadzili ten zespół, wykonali kawał dobrej roboty. Zabrakło nam przede wszystkim czasu.

Jednak wszyscy mają tyle samo czasu, jeśli chodzi o przygotowanie do sezonu. Dlaczego akurat tego argumentu pan używa?

– Chodzi mi przede wszystkim o długość pracy trenera z jednym zespołem. Jeśli szkoleniowiec pracuje z tymi samymi chłopakami przez rok czy dwa lata to oni rozumieją jego wizję grę. Znając zawodników wie jakie obciążenia treningowe są w stanie znosić. Tu mieliśmy taką sytuację, gdzie nowy trener przychodzi do drużyny na cztery tygodnie przed startem rozgrywek i trudne jest to, żeby w tak krótkim czasie dobrze przygotować drużynę pod względem fizycznym i do tego przekazać swój sposób gry. Gdybyśmy mieli trzy, cztery tygodnie więcej przed startem rozgrywek to zdecydowanie lepiej wypadlibyśmy w lidze.

Rzadko się spotyka, żeby na poziomie CLJ U-17 zespół prowadzi trener z licencją UEFA Pro, który wcześniej głównie pracował z seniorami. Niech pan wyjaśni, dlaczego zdecydowaliście na trenera Artura Bożyka, żeby poprowadził tę drużynę? Co daje młodym zawodnikom praca z takim szkoleniowcem?

Z tą grupą od dłuższego czasu pracował trener Kamil Skowron i nie przypuszczałem, że przed startem rozgrywek będą potrzebne zmiany na tym stanowisku. Jednak z przyczyn rodzinnych Kamil musiał zrezygnować z pracy przy tym zespole, a z racji, że znam trenera Bożyka i to był moment, gdzie był bez klubu, więc udało mi się wstrzelić idealnie z propozycją dołączenia do naszej akademii. Cieszy mnie to, że udało mi się namówić trenera do pracy z młodzieżą. Tak, jak pan słusznie zauważył na tym poziomie jest niewielu trenerów z licencją UEFA Pro, raczej szukają swojej drogi w piłce seniorskiej. Zespół na pewno na tym zyskał, bo trener Bożyk zaangażował się bardzo mocno w pracę z chłopakami. Zawodnicy U17 są krok przed wejściem do piłki seniorskiej więc doświadczenie pewnych standardów pracy i podejścia szkoleniowca, który z powodzeniem prowadził zespoły seniorskie w regionie z pewnością wpłynęło na rozwój zawodników. Jeżeli chodzi o trenerów z licencjami UEFA Pro to udało nam się jeszcze jeden taki ruch wykonać, bo w momencie, kiedy swoją przygodę z Wisłą Płock zakończył trener Sławomir Nazaruk, gdzie był asystentem Radosława Sobolewskiego, udało nam się go przechwycić do akademii i rozpoczął pracę z bardzo młodą grupą, bo rocznikiem 2014. To jest dopiero duży przeskok! Natomiast odbiór rodziców i dzieci był bardzo pozytywny, mimo, że to aktualnie szkoleniowiec drużyn seniorskich, odnalazł się w piłce dziecięcej.

Czy Artur Bożyk będzie kontynuował pracę z zespołem juniora młodszego w Motorze? Czy w tej przerwie zimowej będzie szukał nowych wyzwań w piłce seniorskiej?

– Chciałbym, żeby został w naszym klubie, bo trenerów z taką wiedzą i doświadczeniem na tym etapie szkolenia nie ma wielu. Moim zdaniem to wartość dla zawodników, którzy szykują się do wejścia w piłkę seniorską. Jednak jestem realistą i wiem, że akademia nie jest w stanie konkurować z ofertami klubów II i III ligi. Zrobimy wiele, żeby z nami trener został, ale czas pokaże czy uda nam się tę współpracę kontynuować.

W naszej ostatniej rozmowie skupiliśmy się mocno na temacie specjalizacji u trenerów, że każdy powinien szukać swojego miejsca w tym zawodzie i dążyć do tego, żeby być specjalistą w pracy z daną kategorią wiekową. Czy te ruchy, które pan dokonał w akademii Motoru Lublin nie są sprzeczne z tą wizją? Przyszli trenerzy, którzy specjalizują się z z seniorami i jeden pracuje z juniorami, a drugi z żakami. Bardziej chciałbym się skupić na tym drugim przypadku, bo specyfika pracy z juniorami, a seniorami jest zbliżona do siebie, ale z żakiem już zdecydowanie nie. 

– Nie zmieniłem zdania na ten temat. Uważam, że potrzebujemy trenerów specjalistów do każdej kategorii wiekowej. Jeżeli chodzi o trenera Nazaruka to duże znaczenie miały jego predyspozycje i charakter. Ma odpowiednie podejście do dzieci, potrafi z nimi pracować. Zanim trafił do piłki seniorskiej pracował w Widoku Lublin z najmłodszymi grupami. To nie była dla niego nowość. Ten szkoleniowiec jest otwarty, uśmiechnięty, stonowany ma naturalny takt pedagogiczny. Nie mogę powiedzieć, że to trener oderwany od piłki dziecięcej. Zdecydowanie bliżej mu do seniora, ale z żakiem radzi sobie równie dobrze.

Trener Ireneusz Stencel, który pracował z każdą kategorią wiekową od tych najmłodszych do seniorów, powiedział nam takie zdanie: „dobry szkoleniowiec zawsze poradzi sobie z młodszymi rocznikami jak i seniorami. Często szufladkuje się trenerów: “ten jest dobry do pracy z młodzikami, a ten do seniorów”. Nie zgadzam się z tym. Oczywiście są to różne prace, ale dobry szkoleniowiec się w nich odnajdzie”. Zgadza się pan z tym?

– Duże znaczenie mają kompetencje miękkie i inteligencja emocjonalna trenera. Jeżeli szkoleniowiec, który od wielu lat pracował z seniorami, czuje się dobrze w pracy z dziećmi i potrafi wejść do świata dziecka, to z całą pewnością sobie poradzi. Co się zmienia? Trzeba odrzucić atmosferę wyniku, która w piłce seniorskiej jest bardzo ważna, do tego trzeba zejść do poziomu dziecka i jego rozumienia piłki. Jeżeli trener potrafi przestawić swój tryb pracy i schować ego szkoleniowca seniorów do kieszeni to może się odnaleźć w pracy z dziećmi. Na pewno jest łatwiej, gdy pracujesz z daną kategorią wiekową dłuższy czas, wtedy nie trzeba odświeżać pewnych spraw, bo dzieją się na bieżąco. Kapitalny szkoleniowiec, który piętnaście lat pracował z seniorami i zdecydował się przejść do piłki dziecięcej, ma barierę wejścia i przywyknięcia do tego, że wiele się zmieniło na przestrzeni lat – inaczej się podchodzi do treningu dzieci, a i one same są często mniej sprawne ruchowo niż kiedyś. Obecnie szkoleniowiec musi się napracować, żeby rozkochać dziecko w piłce nożnej i wygrać rywalizację ze wirtualnym światem. Nie każdy to potrafi, a trener, który w tym siedzi od jakiegoś czasu, ma łatwiej, żeby dotrzeć do dzieci.

Na kontrze do opinii trenera Stencla stoi Artur Hibner, czyli doświadczony pedagog i trener, który specjalizuje się w pracy z najmłodszymi dziećmi. On w jednym z wywiadów odniósł się do słów szkoleniowca Raduni Stężyca i absolutnie się z nim nie zgodził. Uważa, że nie każdy jest predysponowany do pracy z dziećmi. Wychodzi również z założenia, że trzeba mieć sporą wiedzę specjalistyczną, żeby odpowiednio pracować z najmłodszymi: To są zupełnie inne dziedziny, dyscypliny piłki nożnej. Trenera Stencla zapraszam do publicznego przedszkola, do grupy trzylatków. Chciałbym zobaczyć, jak poprowadziłby zajęcia ruchowe z elementami piłki nożnej. Nie ma ludzi, którzy są predysponowani do wszystkich dziedzin. Jeśli my mówimy, że piłka nożna jest nauką, która ciągle się rozwija i powstają nowe teorie, to tym bardziej potrzebni są specjaliści od konkretnych obszarów. Przecież, żeby prowadzić zajęcia w przedszkolu, trzeba mieć specyficzne umiejętności, kompetencje”. 

– To są dwie strony barykady, natomiast prawda leży gdzieś pośrodku. Wiele zależy od osobowości trenera i tego, czy jest w stanie poradzić sobie z grupą dzieci. Nie szedłbym w tak skrajne opinie. Jestem za specjalizacją trenerów, ale mam świadomość tego, że nie mamy też aż tylu szkoleniowców i pola do manewru, żeby zawsze idealnie wstrzelić się w to, co chcemy robić z tymi grupami. Czasem trzeba iść na kompromisy, a takim może być trener z doświadczeniem seniorskim, dla którego nie jest to problem, a wręcz przyjemność, że może pracować z dziećmi. Bo też wiemy o tym, że pieniądze w piłce dziecięcej nie są duże i często tacy szkoleniowcy robią krok lub dwa w tył pod względem finansowym, żeby podjąć się pracy z dziećmi.

I tu dochodzimy do dylematu moralnego. Gdyby obok mnie teraz siedział wspominany trener Artur Hibner to od razu podkreśliłby misyjność pracy trenera dzieci i tego, że musi on być dobrym pedagogiem. Do tego zauważyłby, że wielu jest szkoleniowców, którzy olewają pracę z dziećmi, nie oddają jej serca, bo traktują ją jako pracę dorobkową. I w zasadzie to są organizatorami ćwiczeń, a nie trenerami, którzy mają realny wpływ na rozwój tych dzieci, nie tylko piłkarski, ale przede wszystkim ludzki i ich wychowanie. 

– Rolę każdego trenera można sprowadzić do organizatora ćwiczeń, jeżeli chcesz komuś dogryźć. Nie szedłbym w tę stronę. Jeżeli trener potrafi zejść do poziomu dziecka, sam jest rodzicem i podejdzie do tego odpowiednio to sobie poradzi. Oczywiście, że bardzo ważne jest doświadczenie, wiedza w innych dziedzinach życia, żeby zrozumieć dziecko, wysłuchać je, okazać ciepło i dać poczucie bezpieczeństwa. Do tego można stopniowo dochodzić i rozwijać się jako trener poprzez pracę z dziećmi. Szukałbym prawdy w tym temacie, gdzieś pośrodku.

W lipcu dołączył pan do Motoru Lublin i objął funkcję dyrektora ds. szkolenia w akademii. Co się zmieniło od tego czasu? Jakie poczyniliście działania oraz jakie macie plany na najbliższy czas?

– Zaczęliśmy od uzupełnienia kadry szkoleniowej, ponieważ część trenerów z różnych przyczyn pożegnała się z klubem, spotkaliśmy się z rodzicami, żeby zapoznać się z ich opiniami na temat dotychczasowej pracy Akademii i oczekiwań na przyszłość. Zmniejszyliśmy liczebność grup i w poszczególnych grupach zwiększyliśmy liczbę zajęć szkoleniowych. Następnie zaczęliśmy działania związane z powołaniem do życia Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Największym ograniczeniem aktualnie jest baza szkoleniowa, która nie pozwala nam na spełnienie wymagań dotyczących certyfikacji Akademii, a chciałbym żebyśmy wzięli udział w tym projekcie w najbliższych miesiącach. W Lublinie jest wiele klubów, a występuje ogromny deficyt boisk i hal, gdzie możemy trenować. Mamy obecnie 25 grup szkoleniowych (w tym grupy bramkarskie), sam pan wie, ile miejsca potrzeba, żeby z tymi zawodnikami pracować i spełnić kryteria certyfikacji. Jestem zwolennikiem standaryzacji, więc chciałbym domknąć temat certyfikacji, bo ona zamyka szkolenie w pewnych ramach, z których można iść tylko do góry. Jeżeli te dwie rzeczy uda nam się zrealizować w przeciągu roku lub dwóch to będziemy bardzo zadowoleni. Czekamy na bazę sportową, która powstaje w Lublinie. Myślę, że w perspektywie 1,5 roku część boisk zostanie oddana do użytku i jakoś pracy dla zawodników oraz trenerów zdecydowanie się poprawi. Mamy pomysł na szkolenie, krystalizuje nam się sztab szkoleniowy i teraz potrzeba miejsca do tego, żeby realizować nasze plany.

Czy przy obecnych warunkach, jakie macie, jesteście w stanie zadomowić się na dłużej w CLJ-ce? Bo na razie wygląda to tak, że Motor pojawia się i znika. Spadacie z CLJ U-17, a robicie awans w U-15 i niewykluczone, że odwrócą się te role za pół roku. Mam wrażenie, że o to już pana pytałem, gdy pracował w Górniku Łęczna, gdzie też jest widoczna ta tendencja ciągłych awansów i spadków do CLJ. 

– W Lublinie mieszka ponad 250 tysięcy ludzi, więc populacja miasta jest dosyć duża i jest skąd pozyskać zawodników. Naszym obowiązkiem jest doprowadzenie do takiego stanu, gdzie nasze zespoły będą na stałe w ligach centralnych, o ile w U-18 możemy mieć problem, żeby tam się dostać i utrzymać na dłużej, tak w U-17 i U-15 to powinno być coś naturalnego dla nas. Aktualnie zajmujemy się ustandaryzowaniem selekcji i naboru do poszczególnych grup oraz zapewnieniem im jak najlepszych warunków do pracy w okresie zimowym, jeśli to ustabilizujemy to też w przyszłości będziemy widzieć tego efekty w kolejnych rocznikach. Wspomina pan Górnika Łęczną, który aktualnie zbiera owoce zmian wprowadzony w ostatnich latach – mam tutaj na mysli powołanie SMS oraz certyfikację Akademii. Mimo że są małym ośrodkiem szkoleniowym, mają CLJ U-15, zdobyli CLJ U-17 i otarli się o Ligę Makroregionalną U-19.

Szkoła Mistrzostwa Sportowego to brakujące ogniwo w akademii Motoru Lublin?

– Wydaje mi się, że tak, bo jeżeli zawodnicy trenują i uczą się w innych godzinach to ten proces szkoleniowy będzie zaburzony. Aktualnie nie mamy bazy szkoleniowej adekwatnej do potrzeb, więc nie możemy być elastyczni pod względem godzin zajęć i potem jest tak, że nie każdy może pojawić się na treningu. Gdy jest SMS to wszystko wygląda inaczej, frekwencja jest bliska 100%, chłopcy codziennie się ze sobą spotykają i dzień rozpoczynają treningiem. Uważam, że przy naszych warunkach i problemach infrastrukturalnych jest to coś, co może pomóc i ułatwić szkolenie.

Porównując Górnika do Motoru, z uwagi na brak SMS-u, siłą rzeczy wasi zawodnicy mniej mają jednostek treningowych niż w Łęcznej?

– Nie, bo liczbę jednostek treningowych wyrównaliśmy, ale nie wszyscy i nie zawsze są w stanie w nich uczestniczyć. Często rodzice, szczególnie młodszych dzieci mają problem z dowiezieniem ich na zajęcia nawet na godz. 16:00, a później zderzamy się z ograniczeniami w postaci bazy.

Jakie cele stawiacie sobie na rundę wiosenną? O co będziecie walczyć?

– Celem sportowym będzie utrzymanie CLJ U-15 dla kolejnego rocznika. Chcemy powrócić szybko do CLJ U-17. Nie ukrywam, że chcielibyśmy powalczyć o CLJ w najstarszej kategorii wiekowej i pokazać, że jesteśmy w stanie nawiązać rywalizację z najlepszymi.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. archiwum prywatne Artura Gadzickiego