CLJ-ka od środka: „Nie będziemy chłopcami do bicia”

Dlaczego trener, który pracował przez wiele lat w klubach Ekstraklasy i I ligi, zdecydował się na prowadzenie treningów dla dzieci i młodzieży? Co stoi za sukcesem Żaków Szczecin? Czego można spodziewać się po tej ekipie w CLJ U-17? Jakie błędy w swojej karierze trenerskiej popełnił Mariusz Kuras? Rozmawiamy z legendą Pogoni Szczecin.

CLJ-ka od środka: „Nie będziemy chłopcami do bicia”

Z uwagi na fakt, że rok 2021 dobiega końca. Jaki on był dla trenera Kurasa, jak i Żaków Szczecin?

– Był to bardzo udany rok, sezon. Wiele działo się w naszym klubie. Wszyscy marzyliśmy o tym, żeby w tym roku postawić stempel w postaci awansu do CLJ-ki. To był nasz główny cel i marzenie, które się ziściło. Jednak też trzeba powiedzieć kilka słów o innych drużynach w naszym klubie, które wygrywały swoje ligi i awansowały szczebelek wyżej. Rocznik 2008 awansował do I ligi wojewódzkiej. Rocznik 2009 zajął wysokie miejsce w I lidze wojewódzkiej. Było wiele pozytywnych chwil w Żakach Szczecin. To jest fajne, że tak niewielki klub na prawobrzeżu Szczecina wykonuje bardzo dobrą pracę i widać też efekty sportowe, z czego się cieszymy.

Pana zdaniem, co składa się na wasz sukces, czyli awans do CLJ U-17?

– Za tym wszystkim stoi jedna osoba, Grzegorz Bartosz, czyli prezes klubu, który dba, żeby wszystko było idealnie zorganizowane. To on tak naprawdę organizuje treningi, bo my nie mamy swojego boiska, więc to już jest duże wyzwanie, gdy masz tyle grup i zawodników, żeby wszyscy mogli regularnie trenować. Zapał prezesa przechodzi na pozostałych ludzi. Na każdym treningu w Żakach Szczecin jest po dwóch, trzech trenerów, więc można tymi dziećmi się bardziej zaopiekować i na nich skupić indywidualnie. Dbamy o wiele drobiazgów, choćby badania lekarskie, które później wpływają na to, że całość jest smacznym tortem.

Prezes Grzegorz Bartosz mówił nam, że jego zdaniem brakującym ogniwem do wywalczenia awansu do CLJ-ki był trener z doświadczeniem seniorskim: – Doszliśmy do takich wniosków, że tej drużynie jest potrzebny bodziec w postaci trenera z doświadczeniem seniorskim. Przed tą rundą dokonaliśmy zmiany szkoleniowców w klubie. I trener Mariusz Kuras, legenda Pogoni Szczecin przejął ten zespół. Myślę, że to był dobry krok ku temu, żeby tych 16-latków wprowadzić namiastkę seniorskiej piłki. Jak pan reaguje na te słowa i czy się z nimi zgadza?

– Na pewno są to bardzo miłe słowa. Jestem trenerem, który ma w swoim CV drużyny seniorskie z Ekstraklasy. Myślę, że samo moje pojawienie się na treningu spowodowało to, że miałem autorytet i posłuch w drużynie. To nie było tak, że ja spadłem na spadochronie na boisko i zacząłem pracę z tymi chłopakami. Bo już pół roku wcześniej pojawiałem się raz w tygodniu na treningach u Leszka Moskały, który prowadził ten zespół przede mną. Ustaliliśmy z trenerem Moskałą, żeby doszło do płynnego przekazania, muszę ich lepiej poznać. To był bardzo dobry pomysł. Bo dzięki temu szybciej się dotarliśmy na treningach. Słowa uznania za ten awans należą się chłopakom, którzy chcieli to wygrać. Uwierzyli w to, co ja do nich mówiłem. Od pierwszego dnia, kiedy zostałem ich szkoleniowcem, powtarzałem, że liczy się dla nas tylko i wyłącznie awans do CLJ-ki. Aczkolwiek te słowa nie wyszły poza szatnię, tylko tam mówiliśmy o naszym celu. Chłopaki uwierzyli w to, że mogą spełnić swoje marzenie – awans do CLJ. Pracowaliśmy ciężko. To nie było łatwe zadanie. Doszli na najwyższy możliwy poziom, jeśli chodzi o piłkę juniorską. Teraz będą mieli okazję na to, żeby pokazać się skautom, selekcjonerowi reprezentacji Polski. Czekają ich same plusy. Jednak nie możemy spocząć na laurach, bo chcemy zaistnieć w tej lidze. Główny cel – utrzymanie w CLJ U-17, żeby nasz rocznik 2006 też mógł się sprawdzić na tym poziomie. Byłoby nam bardzo szkoda, gdybyśmy po pół roku pożegnali się z CLJ-ką.

Na co stać ten zespół? Co mogą pokazać Żaki Szczecin w CLJ-ce?

– Dla mnie CLJ-ka to jest coś zupełnie nowego. Nie widziałem do tej pory żadnych spotkań Centralnej Ligi Juniorów. Zimą zagramy kilka sparingów z drużynami, które występują w CLJ-ce, więc będziemy mieli większe rozeznanie. Natomiast, ten zespół jest mocny. Wygraliśmy ligę zasłużenie. Nie było łatwo, ale pewnie awansowaliśmy do CLJ-ki. Stąpamy twardo po ziemi, ale chcemy powalczyć w tej CLJ-ce, żeby informacje o Żakach Szczecin dalej szły w świat. Trudno mi wyrokować, że będziemy wysoko w tabeli. Aczkolwiek nie chcemy i nie będziemy chłopcami do bicia.

Na wiosnę zobaczymy trzy drużyny ze Szczecina – Pogoń, FASE i Żaki to dość spory ewenement. Mało, kto się tego spodziewał.

– To tylko świadczy o tym, że praca w Pogoni, FASE i Żakach idzie pełną parą. Na CLJ-kę też będzie miała ochotę Arkonia Szczecin, która też poszerza swoją bazę i ciągle się rozwija. Z naszego województwa Błękitni Stargard też są mocni. Niedługo może się okazać, że cztery zespoły ze Szczecina będą w CLJ-ce, co będzie dużym sukcesem. Już trzy ekipy z naszego miasta na tym poziomie to już duży sukces. Wszyscy się z tego cieszymy. To też fajna promocja dla naszych klubów, bo młodzi zawodnicy chętniej przychodzą do miejsc, gdzie jest możliwość gry na poziomie centralnym.

Czy między drużynami ze Szczecina panuje wielka konkurencja?

– Powiem tak, każdy chce wygrać z Pogonią czy FASE. Na pewno jest widoczna rywalizacja na rynku, bo każdy chce być numerem jeden. Natomiast, my też ze sobą współpracujemy np. Żaki z Pogonią. Rozmawiałem z trenerami z Pogoni i na pewno zawodnicy, którzy mieliby kłopot z regularnym graniem w CLJ-ce u „Portowców”, mogliby u nas grać i odgrywać kluczowe role. Na pewno chciałbym, żebyśmy dalej ze sobą współpracowali, ale na pewno nikt z nas nie ucieknie od sportowej rywalizacji. W swojej drużynie mam wielu chłopaków z przeszłości w Pogoni. Jestem przekonany o tym, że oni będą chcieli pokazywać w bezpośrednich starciach, że błędem było rezygnowanie z nich. To tylko dobrze wróży na przyszłość, bo będą ciekawsze mecze.

Czy mecze z Pogonią będą dla was najważniejsze w sezonie, także dla pana, z uwagi na przeszłość?

– Nie, bo ja byłem tylko i wyłącznie trenerem seniorów. Czuję ogromny sentyment do Pogoni, bo mnie ukształtowała jako piłkarza i trenera. Zawsze cieszę się na myśl, że będę mógł zagrać naprzeciw Pogoni. Jednak też mam duszę sportowca, gdy wychodzę na mecz to chcę wygrywać. Jednak, gdybyśmy tylko nastrajali się na to, że Pogoń i FASE to najważniejsze mecze w sezonie, byłby to wielki błąd, który moglibyśmy okupić wysokimi porażkami w innych starciach. To na pewno będą ciężkie spotkania. Natomiast my jako beniaminek tej ligi musimy zwrócić uwagę na każdego rywala. Każdy mecz będzie bardzo ważny. Chcemy powalczyć ze wszystkimi, nawet Lechem, który na pierwszy rzut oka wygląda na nieosiągalną drużynę dla wszystkich w naszej grupie. Każdy przeciwnik będzie dla nas wielkim wyzwaniem. Nie nastawiamy się tylko i wyłącznie na Pogoń. Szykujemy nam się kawał dobrej piłki i zabawy w CLJ-ce.

Czy pana zdaniem będzie towarzyszyła wam taka sama motywacja na mecze z lokalnymi rywalami, tak, jak z Lechem czy Lechią?

– Zagramy po raz pierwszy na tym poziomie. Jestem bardzo doświadczonym szkoleniowcem, a też nigdy nie dotknąłem CLJ-ki. Dla mnie to też będzie coś fajnego, co wywołuje dreszcze i dodatkowe emocje. Jednak myślę, że chłopcy będą mieli tak samo. Uważam, że przed każdym meczem w CLJ-ce musi być taka sama sprężarka, jak na FASE czy Pogoń, ponieważ jest to wymagająca liga i nie możemy nikogo traktować bardziej priorytetowo. Będziemy się starali grać o trzy punkty w każdym meczu. Dla chłopaków gra w CLJ-ce to będzie duże wydarzenie. Myślę, że oficjalny mecz z Pogonią też do takich będzie należał. Bo marzeniem każdego z chłopaków w regionie jest zagranie w Pogoni Szczecin. Wystąpienie w barwach tego klubu to jest zaszczyt. Wielu chłopaków o tym marzy, nawet, jeśli o tym głośno mówią, chcieliby wyjść na stadion Pogoni i zagrać w meczu, gdzie są jego koledzy i rodzina. Dużym atutem i wydarzeniem będą mecze z Pogonią w CLJ-ce.

Kibice Ekstraklasy czy I ligi pamiętają pana jako szkoleniowca Pogoni Szczecin, GKS-u Bełchatów, Odry Wodzisław Śląski itd. Jak to się stało, że trener z licencją UEFA Pro i tak bogatym CV trenerskim, znalazł się w… Żakach Szczecin i nie działa już w seniorach?

– Już dawno temu wypadłem z trenerskiej karuzeli. Chciałem wrócić do Szczecina, gdzie mamy dom. Moja małżonka jeździ na wózku inwalidzkim, dlatego też nie chcieliśmy jeździć po całej Polsce i ciągle się przemieszać. Niestety, takie jest życie trenerskie. W niektórych klubach byłem tylko trzy miesiące, po których otrzymywałem dokument ze zwolnieniem. Doszliśmy do takich wniosków, że najlepiej będzie znaleźć jakąś pracę pod Szczecinem, gdzie mieszkamy. Jeśli byłaby taka opcja, jeśli chodzi o seniorów to na pewno objąłbym taki zespół. Myślę, że kiedyś wrócę do prowadzenia drużyny seniorskiej. Jednak, jak sam pan wie, u nas w okolicy, oprócz Pogoni Szczecin, nie ma innych klubów na poziomie Ekstraklasy, I ligi czy nawet II ligi. Niedawno Błękitni Stargard grali w II lidze, z którymi rozmawiałem o potencjalnej pracy. Gdyby utrzymali się w II lidze, być może zostałbym trenerem Błękitnych. Jednak tak się nie stało, dlatego też prowadziłem drużyny młodzieżowe w Goleniowie, gdzie jest moja akademia „MarioGol”.

Bardzo dobrze się znałem z Grzegorzem Bartoszem, który założył Żaki Szczecin i często ze sobą rozmawialiśmy. Od kilku lat prezes tego klubu pytał mnie o to, czy nie chciałbym popracować z ich juniorami. Nie podejmowałem wcześniej takiej decyzji, bo chciałem skupić się tylko i wyłącznie na swojej akademii. Jednak w końcu skusiła mnie perspektywa walki o CLJ-kę i gry o najwyższe cele. Najpierw rozpocząłem pracę z rocznikiem 2008/2009, a po pół roku zamieniłem się drużynami z trenerem Leszkiem Moskałą. Może komuś wydać się to dziwne, że jestem teraz w tym miejscu. Jednak nie mam też tylu szalonych i dobrych propozycji, które mogłyby mnie skusić do wyjazdu na drugi koniec Polski. Gdyby taka propozycja się pojawiła to na pewno człowiek by się zastanowił. Walka i gra w CLJ-ce to też dla mnie bardzo fajne wyzwanie. Nigdy tam nie byłem, nie grałem, a bardzo mnie ciekawi ta liga. Mam fajną drużynę, która chce się uczyć i solidnie pracuje. Na każdym treningu mam po 26 osób. Wielu z nich miało 100% frekwencję, co rzadko jest spotykane na poziomie juniora.

Czy przez to też pan chce powiedzieć, że tak, jak dla piłkarzy, jest to namiastka piłki seniorskiej dla trenera? 

– Może nie jest to dla mnie namiastka piłki seniorskiej. Dla piłkarzy? Tak, bo dla większości jest to przepustka do większego świata. Grając pół roku w CLJ-ce, pokazując się z dobrej strony, mogą być już traktowani jako młodzieżowcy w klubach seniorskich. Dla nich będzie to rozpoczęcie nowego rozdziału w piłkarskim życiu np. poprzez podpisanie profesjonalnego kontraktu z klubem z Ekstraklasy czy I ligi. To jest przedsmak piłki seniorskiej i duża szansa na pokazanie się z dobrej strony, gdzie ktoś może dostrzec twój potencjał i zaprosić na testy do renomowanej drużyny. Nie każdy będzie piłkarzem, może to się uda jednemu lub dwóm zawodnikom, ale na pewno jest na to duża szansa. Oliwer Smuniewski już jeździ na testy do takich akademii jak Borussia Mönchengladbach czy Vfl Wolfsburg. W styczniu prawdopodobnie uda się też na testy do innego klubu z Bundesligi. W tej rundzie zdobył 50 bramek, więc na pewno jest to spore osiągnięcie. Aczkolwiek też w tej ekipie jest kilku innych chłopaków, którzy mniej strzelali goli, ale też pragną być piłkarzami i to po nich widać. Bo chłopcy, którzy chcą, żeby piłka nożna była dla nich zawodem, będą robić wszystko, żeby tak się stało. Jednak w tej grupie też będą zawodnicy, którzy po przygodzie z CLJ-ką postawią na inne rzeczy i nie będą grali w piłkę. To jest trudny moment dla tych młodych ludzi, bo będą stali przed wyborem, czy postawić wszystko na jedną kartę, czyli piłkę albo skupić się na innych aspektach życia. Uważam, że ci, którzy postawią na piłkę, będą grali w seniorach. Po to jest CLJ-ka, żeby poczuli tę adrenalinę, gdzie co tydzień będą rywalizować z bardzo mocnymi rywalami, a tego nie mieli do tej pory.

Często mówi się, że trener z doświadczeniem piłkarskim jest w stanie więcej przekazać młodym zawodnikom od tych bez tego doświadczenia. Czy zgadza się pan z tą tezą, bo sam też grał zawodowo w piłkę – 300 meczów na najwyższym poziomie w Polsce?

– Nie ma jednej recepty sukces. Gdyby to było takie proste, każdy kserowałby treningi od Pepa Guardioli i grał jak Manchester City. Tak nie jest. Uważam, że wielu jest trenerów, którzy nie mają doświadczenia w piłce seniorskiej lub nigdy nie grali w piłkę, a i tak potrafią tak zorganizować zajęcia, mając autorytet i posłuch w szatni, że są w stanie wiele przekazać zawodnikom. Nie dzieliłbym trenerów na tych, którzy kiedyś grali zawodowo w piłkę i tych, co tego nie robili. Każdy ma inny warsztat i może wyegzekwować coś innego od chłopaków, mając do tego inne podejście. Może to być stary trener lub taki, który nigdy nie grał w piłkę lub szkoleniowiec z doświadczeniem piłkarskim, ale najważniejsze jest to, w jaki sposób chce przekazać wiedzę chłopakom i to czy oni chcą za nim pójść? Jeśli zawodnicy chcą za tobą pójść to już jest połowa sukcesu.

Wiem, do czego trener dąży, ale w tej tezie chodzi o coś innego. Bo nie wynika z niej, że trener z doświadczeniem piłkarskim jest lepszy od tego bez.  Ona sugeruje, że byli piłkarze mają większą łatwość w przekazywaniu i pokazywaniu elementów piłkarskich młodym zawodnikom, z uwagi na swoją przeszłość. 

– Może jest łatwiej, ale też są trenerzy bez doświadczenia piłkarskiego, którzy potrafią przekazywać swoją wiedzę chłopakom i to jest najważniejsze. Nie ma recepty na sukces. Nie chcę dzielić trenerów. To, że prowadziłem kiedyś Pogoń Szczecin, GKS Bełchatów czy Odrę Wodzisław Śląski w Ekstraklasie, nie oznacza, że teraz będę osiągał sukcesy w CLJ-ce. Każdy z nas jest inny. Nie chciałbym kiedyś usłyszeć, że jest mi łatwiej, bo mam doświadczenie, a inni mają trudniej. Każdy kiedyś zaczynał i na pewnym etapie każdy powinien wyrobić sobie autorytet wśród piłkarzy, których prowadzi, bo wtedy ma łatwiej. Mi jest łatwiej, bo jestem znany w Szczecinie i prowadzę zespół z tego miasta. Moi zawodnicy przecież nie pamiętają tego, jak grałem w piłkę, bo dzieli nas spora różnica wieku. Tylko tyle, że ich rodzice pamiętają moje występy w barwach Pogoni. Nie chciałbym dzielić trenerów na różne grupy, bo może to być krzywdząca opinia.

Jakim trenerem jest i chce być Mariusz Kuras?

– Jestem wymagającym człowiekiem. Dużo wymagam od siebie i innych. Chciałbym, żeby taki był mój zespół. Na boisku zawsze dawałem z siebie 120%. Nie byłem wybitnym piłkarzem. Dawniej się zupełnie inaczej grało w piłkę. Byłem piłkarzem o specjalnych zadaniach – kryłem, podawałem, odbierałem, ale zawsze dawałem z siebie maksa i dzięki temu zaistniałem w polskiej piłce, a kibice o tym pamiętają. To chciałbym widzieć w swoim zespole. Czasem są takie dni, gdzie się nie układa, ale nikt nikomu nie zabrania walczyć przez 90 minut. I to staram się przekazywać zawodnikom. Nie każdy może zostać gwiazdą, ale za to każdy może ciężko pracować i tą pracą może zajść wysoko, czego jestem dobrym przykładem, bo nie miałem wielkich umiejętności, a zagrałem w 300 meczach w Ekstraklasie. W pewnym momencie patrzyłem na to tak, że piłka nożna była dla mnie najważniejsza. Aczkolwiek nie zapominałem o szkole i zaznaczam, że da się to ze sobą pogodzić. To jest taka moja recepta na to, żeby zaistnieć w piłce seniorskiej. Do tego jeszcze dochodzi szczęście, bo ktoś musi się wypatrzeć, a  następnie dać ci szanse.

Czy praca z młodzieżą to jest pana plan na przyszłość? Czy jednak ciągnie wilka do lasu i będzie chciał trener wrócić do piłki seniorskiej?

– Na pewno ciągnie wilka do lasu. Jednak uwielbiam pracę z dziećmi, mimo że nie jestem młody (56 lat – przyp. red.), a im młodsza grupa to więcej trzeba robić z tymi dziećmi – wiązać buciki, bawić się i śpiewać. To nie jest łatwe i proste, dlatego też podziwiam ludzi, którzy trenują z małymi dziećmi. Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa, jeśli chodzi o piłkę seniorską. Jeśli pojawi się fajna propozycja, która zadowoli mnie pod każdym względem to na pewno z tej propozycji skorzystam. Chciałbym pojawić się jeszcze jako trener na stadionie Pogoni Szczecin, nawet w drużynie przeciwnej, bo ten obiekt jest tego warty i chciałbym tam wylądować na ławce trenerskiej. Nie uciekam od piłki seniorskiej.

Czego się pan nauczył z nieudanych przygód jako trener ekstraklasowych drużyn? Bo nie ma co ukrywać, że nie szło panu za dobrze w Pogoni Szczecin, GKS-ie Bełchatów czy Odrze Wodzisław Śląskim, co wiązało się z tym, że szybko tracił pan pracę. Jakie wyciągnął pan wnioski? Jakie błędy popełnił?

– Bardzo ufałem ludziom, z którymi awansowałem do Ekstraklasy. Nie dokonywałem wielu transferów, bo liczyłem, że z tymi piłkarzami, z którymi wywalczyłem awans, uda się powalczyć z innymi drużynami w Ekstraklasie, a był to spory przeskok. W pewnym momencie wziąłem do zespołu sporą grupę ludzi z dawnej Jugosławii, czyli Chorwacja, Serbia itd. I w drużynie powstawały dwie grupy – chorwacko-serbska i polska. Jeśli grał jeden Chorwat, a czterech innych jego kolegów nie grało to zawsze rodziły się z tego problemy. Następnym razem nie popełniłbym tego samego błędu i masowo nie ściągałbym zawodników z tego samego kraju, bo to z reguły się nie udaje. W pewnym momencie też Legia Warszawa borykała się z takim problemem i to u nich nie zagrało. Na pewno trzeba wzmacniać zespół, ale dwoma, trzema, którzy będą gwarantować poziom ekstraklasowy. Zawsze dokonywało się wiele transferów, bo wydawało się, że to dobry pomysł i później czekałeś bardzo długo na eksplozję talentu danego piłkarza. To był problem, którego następnym razem bym uniknął, jeśli przyszłoby mi pracować w przyszłości w ekstraklasowym klubie.

Jakie są pana mocne strony jako trenera?

– Trudno mówić o sobie. Na każdy trening i mecz jestem przygotowany. Wiem, co chcę zrobić. Mam swój plan, który czasem ulega zmianie, ale nie odbiegam od niego za daleko. Jestem konsekwentny. Stawiam na konkretną grupę ludzi. Dla mnie każdy mecz jest wyzwaniem. Nie traktuję tego nigdy jako rutynę. Nieważne czy to seniorzy czy juniorzy, bo podobne emocje mi towarzyszą na spotkaniach ligowych. Angażuję się całym sobą i to jest mój atut.

Czy dostrzega pan coś w sobie, co powinien zmienić? Nad czym musi trener jeszcze popracować, żeby stać się lepszym?

– Przez te wszystkie lata mój warsztat trenerski cały czas się poprawia. Jeżdżę na szkolenia, miałem okazję podglądać Kostę Runjaicia. Zawsze można coś nowego się dowiedzieć i dołożyć do tego, co się robiło wcześniej. Piłka nożna się zmienia i treningi tym bardziej się zmieniają. Zupełnie inaczej poprowadziłbym jednostkę niż dwadzieścia lat temu w Pogoni. I to nie z uwagi na to, że teraz pracuję z juniorami, a dlatego, że ten sport się rozwija, a ja z nim. Podniosłem swój warsztat szkoleniowy prze te lata. Robię takie rzeczy, których dawniej nie robiłem i to się sprawdza. Na pewno jestem lepszym trenerem niż byłem dziesięć lat temu.

Jakie rady może pan dać młodym chłopakom, którzy marzą o tym, żeby zostać profesjonalnymi piłkarzami? I co pan często powtarza swoimi podopiecznym, którzy też mają takie cele i marzenia?

– Żeby zostać piłkarzem trzeba przejść długą i wyboistą drogę. Każdemu mówię: „jeżeli będziesz systematyczny, trenował i przychodził na zajęcia częściej od kolegi, któremu się nie chce i kilkadziesiąt razy więcej odbijesz piłkę od niego to będziesz lepszy w tym elemencie”. Żelazna konsekwencja i postawienie na to, żeby zostać piłkarzem, bo piłka jest dla mnie najważniejsza. Szkoła i piłka nożna to były dla mnie najważniejsze rzeczy. Połączyłem je ze sobą i przeżyłem sporo świetnych chwil w Ekstraklasie. Zawsze powtarzam chłopakom, że liczy się przede wszystkim praca. Talent jest na dalszym planie, ale również jest istotny, jedni mają go więcej, drudzy mniej. Jednak życie wygląda tak, że nie zawsze ten najbardziej utalentowany robi karierę. Nieraz ten pracuś osiąga sukces i dochodzi do poziomu reprezentacyjnego. Podkreślam zawodnikom często, że mają pracować dla siebie, a nie dla mnie. Bo są tacy chłopcy, którzy przestają ćwiczyć, gdy tylko trener nie widzi. Tylko, że w taki sposób to oni nie oszukują trenera, a samych siebie. Dlatego też podkreślam tą konsekwentność w działaniach i codziennej pracy. Po tym, co widzę na co dzień, wierzę, że któryś z moich podopiecznych przebije się do piłki seniorskiej i coś, co mu przekazałem, weźmie sobie do serca. Każdy zawodnik na swojej drodze poznaje wielu trenerów i od każdego może coś wyciągnąć. Mam nadzieję, że tak będzie z tymi chłopakami, którzy trenują ze mną w Żakach Szczecin.

ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Newspix