Z Legią Warszawa zdobył dwa mistrzostwa, natomiast z Lechią Gdańsk sięgnął po Puchar Polski. Przez kilka lat był ważną postacią młodzieżówek, a ostatnio otrzymał od Czesława Michniewicza powołanie do pierwszej reprezentacji. Jak wyglądały początki kariery Konrada Michalaka?

Pierwszy trener: Konrad Michalak

Urodził się w Szprotawie, w dzieciństwie mieszkał w Tomaszowie, za to do szkoły oraz na treningi dojeżdżał codziennie po kilka kilometrów do Żagania. – Z Konradem poznałem się bodajże w 2006 roku. Prowadziłem wówczas grupę złożoną z chłopców z czwartej klasy szkoły podstawowej, a on był rok młodszy od nich. Wyglądał jak ich młodszy brat. Zawsze był najmniejszy na boisku, a zarazem najlepszy – wspomina Waldemar Mulkowski, jego pierwszy szkoleniowiec.

Trener Mulkowski był bardzo zaskoczony faktem, że dzieciak, który był sporo niższy od pozostałych zawodników z tamtego zespołu, tak się wyróżniał. Tym bardziej że to była jego pierwsza styczność z zorganizowanym futbolem. Michalak sam przyznawał w różnych wywiadach, że wcześniej grał jedynie z kolegami na podwórku. – Czarni Żagań byli jego pierwszym klubem, natomiast on wyglądał, jakby już gdzieś wcześniej trenował. Technika, szybkość, przebojowość – tym wszystkim się wyróżniał. Konrad mieszkał w Tomaszowie, a polecił mi go mój kolega, z zawodu dziennikarz, Tomasz Hucał – tłumaczy nam.

Kto zachęcił 24-latka do uprawiania piłki nożnej? „Myślę, że mój śp. dziadek. Zawsze oglądał mecze i w pewnym stopniu zaraził mnie miłością do futbolu. Od najmłodszych lat lubiłem wszystkie sporty i chętnie uczestniczyłem w zawodach szkolnych, ale futbol był zawsze na pierwszym miejscu” – powiedział w rozmowie z „gazetalubuska.pl” zawodnik tureckiego Konyasporu.

Michalaka kojarzymy z pozycji ofensywnych, a najczęściej gra przy linii bocznej boiska. Czy tak samo było w dzieciństwie? – Zawsze grał z przodu i do przodu, nie nadawał się na obrońcę ani warunkami fizycznymi, ani predyspozycjami. Ogólnie rzecz biorąc, mieliśmy dość silną drużynę, która potrafiła wygrywać, chociażby z zespołami z Zielonej Góry. Po skończeniu podstawówki, Konrad przeniósł się do tamtejszej Lechii – wyjaśnia były trener Czarnych Żagań.

Konrad Michalak w Czarnych Żagań spędził niecałe cztery lata. Akurat w jego przypadku ukończenie szkoły podstawowej zbiegło się ze zmianą klubu. Jedno wynikało z drugiego, bo z racji, że zdał testy w Lechii Zielona Góra, poszedł do gimnazjum oraz zamieszkał w internacie właśnie w mieście wojewódzkim, a nie w Żaganiu. – Był dobrym oraz inteligentnym uczniem. Nie chcę teraz skłamać, ale z tego, co pamiętam, Konrad wychowywał się tylko z mamą. Woziła go na treningi, pomagała mu, jednakże nie było też tak, że zmuszała go do zostania sportowcem – mówi nam Waldemar Mulkowski.

Przejście do szkółki, z której wywodzą się m.in. Tomasz Kędziora, Kamil Jóźwiak czy Tymoteusz Puchacz, było dla 24-latka ze Szprotawy naturalnie sportowym awansem. To było także miejsce, w którym mógł się pokazać szerszej publiczności, bo z UKP Zielona Góra naprawdę można trafić do topowych akademii w kraju. Jeżeli chodzi o Michalaka, jego następnym przystankiem w karierze była Legia Warszawa. „Nie zastanawiałem się nawet przez moment. Pomyślałem sobie, że jest to szansa, którą należy wykorzystać. Pojechałem na testy, dałem z siebie wszystko i udało mi się zostać w Warszawie. Tak się składa, że w internacie, mało kto lubił Legię. Bodajże tylko ja i kolega z pokoju. Pamiętam sytuację, że razem siedzieliśmy na sali, oglądaliśmy mecz i marzyliśmy, że fajnie byłoby kiedyś tam zagrać” – mówił we wspomnianym już wcześniej wywiadzie Konrad Michalak.

Od przegranego finału Centralnej Ligi Juniorów U-19 z Lechem Poznań, przez wygrane finały z „Kolejorzem” i Pogonią Szczecin, a kończąc na… występach w UEFA Youth League. W pamiętnym sezonie, w którym „Legioniści” wywalczyli awans do Ligi Mistrzów, juniorzy starsi rywalizowali w jej młodzieżowej odsłonie ze Sportingiem, Borussią oraz Realem Madryt. I trzeba przyznać, że wówczas jakoś wyraźnie nie odstawali od zdecydowanie bardziej renomowanych akademii. Co więcej, nawet wygrali oraz zremisowali ze Sportingiem, a także podzielili się punktami z dortmundczykami. W składzie tamtego zespołu byli, chociażby: Radosław Majecki (AS Monaco), Mateusz Hołownia (Legia Warszawa), Mateusz Żyro (Stal Mielec), Tomasz Nawotka (Legia Warszawa), Adam Ryczkowski (Motor Lublin), Miłosz Szczepański (Warta Poznań), Sebastian Szymański (Dynamo Moskwa) czy Konrad Michalak.

Wychowanek Czarnych Żagań w tej samej kampanii (2016/17) zadebiutował w Ekstraklasie, gdy otrzymał od Jacka Magiery kilka minut w spotkaniu z Piastem Gliwice, za to rundę wiosenną spędził na wypożyczeniu w I-ligowym Zagłębiu Sosnowiec. Wydaje się to dość zaskakujące, że zawodnik, który w naszym kraju jest jednak utożsamiany z klubem z Łazienkowskiej, dla Legii zagrał tylko w… czterech meczach. Michalak kolejny sezon spędził w Wiśle Płock, a latem 2018 roku został sprzedany do Lechii Gdańsk.

Na Pomorzu również nie zagrzał długo miejsca, bo niecałe 12 miesięcy później przeniósł się do rosyjskiej Premier Ligi. W Akhmacie Grozny rozegrał zaledwie osiem spotkań, natomiast wiosną grał w tureckim MKE Ankaragücü, z którym bronił się przed spadkiem z ligi. Misja zakończyła się powodzeniem, klub utrzymał się na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Turcji, z którego jednak spadł rok później, ale wówczas Konrad Michalak był już zawodnikiem Caykuru Rizespor, za to obecnie – Konyasporu. Dużą przesadą byłoby stwierdzenie, że 24-latek jest gwiazdą ligi tureckiej, bo nie może nią być skrzydłowy z jedną bramką i asystą w 26 starciach, natomiast prawda jest taka, że Konrad w trwającej kampanii jest ważną częścią zespołu, który ma szansę na wicemistrzostwo kraju i bezpośredni awans do Ligi Mistrzów.

Jego dobra dyspozycja nie umknęła uwadze Czesława Michniewicza, u którego był przecież ważną postacią w kadrze U-21. Po co reprezentacji Konrad Michalak? Nikt nie powiedział, że ze Szkocją lub Czechami/Szwecją na 100% musi wyjść w podstawowym składzie, być może nawet w ogóle nie podniesie się z ławki rezerwowych, natomiast ktoś z taką szybkością, jak najbardziej może przydać się na podmęczonego rywala. – W ogóle nie jestem zaskoczony tym, że mu się udało. Cieszę się, że otrzymał powołanie do pierwszej reprezentacji, bo sam sobie na to wszystko zapracował. Obecnie mamy tylko sporadyczny kontakt, ale oczywiście cały czas śledziłem i śledzę jego poczynania – kończy Mulkowski.

Fot. Newspix