Damian Dąbrowski nie jest piłkarzem, który mógłby z miejsca podbić ligi TOP 6, natomiast z pewnością jest graczem, który może być ważną postacią zespołu walczącego o mistrzostwo Polski. Jak wyglądały początki jego kariery?

Pierwszy trener: Damian Dąbrowski

Dąbrowski swoją przygodę z piłką rozpoczął w Salezjańskim Centrum Sportowym Amico Lubin. Założycielem tego klubu jest ks. Piotr Dziubczyński, który po spędzeniu kilku lat we Włoszech, zdecydował się otworzyć w Lubinie szkółkę, która będzie propagowała chrześcijańskie wartości. – Damian trafił do Amico Lubin, gdy miał niecałe 6 lat. To było zwykłe dziecko, bardzo ruchliwe. Przypomina mi się sytuacja, że nie mieliśmy boiska, tylko jakieś pałacyki zielone i tam musieliśmy trenować. Piłka wypadła nam w krzaki i mówię do Damiana, żeby przyniósł „ball’a” – pobiegł wtedy do taty, żeby mu wytłumaczył, o co chodzi, bo nie wiedział, że o piłkę. Od samego początku grał ze starszymi zawodnikami. Wyróżniał się. Przede wszystkim sumiennie pracował, nie opuszczał treningów – mówi nam Damian Pieńko, jego pierwszy szkoleniowiec.

„Na pierwsze zajęcia zaprowadził mnie tata. Pocztą pantoflową, bo jego znajomy miał znajomego, który prowadził zajęcia w Salezjańskim Klubie Sportowym – Amico Lubin. Byłem w tym klubie przez dwa lata, z tym że nie mogłem grać w oficjalnych meczach, bo byłem na tyle młody, że nie mogłem mieć wyrobionej karty zawodniczej. Dlatego w papierach jestem zapisany jako wychowanek Zagłębia Lubin”  wspominał w „Piłkarskim Dzieciństwie” Damian Dąbrowski.

– Kilka lat temu zorganizowaliśmy ogólnopolskie mistrzostwa salezjańskich klubów w futsalu. Chcieliśmy podkreślić fakt, że jest naszym wychowankiem i Damian potrafił przyjechać z Krakowa do Lubina tylko po to, żeby wręczyć dzieciakom nagrody. Od małego był bardzo poukładanym i słownym chłopakiem. Tak się złożyło, że każdy z trójki zawodników (Damian Dąbrowski, Mateusz Szczepaniak i Damian Primel – dop. red.), którzy przeszli wówczas wraz z trenerem Pieńko do Zagłębia Lubin, trafili później do Ekstraklasy – wyjaśnia nam Kazimierz Dziubczyński, prezes Amico Lubin.

Obecny kapitan Pogoni Szczecin w Amico spędził tylko dwa lata, natomiast w klubie wszyscy bardzo dobrze go wspominają, gdyż jest ich najzdolniejszym byłym podopiecznym, a także nigdy nie odciął się od swoich korzeni. Dlaczego Dąbrowski przeszedł wówczas do Zagłębia? – Dostałem propozycję z Zagłębia Lubin – z kategorii tych nie do odrzucenia – i zdecydowałem się ją przyjąć. Rodzice Damiana przyszli do mnie oraz zapytali się, czy jest możliwość, żebym dalej prowadził ich syna. Trenowałem wówczas chłopaków z o dwa lata starszego rocznika, niż jest Damian. Nigdy w Zagłębiu się czegoś takiego nie robiło, żeby dwa lata młodszy chłopak pracował ze starszymi. Nie było jeszcze wtedy klas sportowych, chociaż zaczęto je powoli wdrażać. Powiedziałem, że nie ma sensu, żeby trenował ze swoim rocznikiem (1992 – dop. red.), bo jest za dobry – tłumaczy Pieńko.

Dzisiaj „Miedziowi” mogą pochwalić się jedną z najnowocześniejszych akademii w kraju, ale zanim na Dolnym Śląsku powstał ogromny kompleks boisk oraz wprowadzono holenderską myśl szkoleniową, w sekcjach dziecięcych i młodzieżowych wcale nie było tak kolorowo. Owszem, Zagłębie było lepiej rozwiniętym klubem od Amico i dla Damiana z pewnością był to krok do przodu, jednakże to nie oznacza, że wszystko było tam takie wspaniałe… „Nie wiem do końca, bo nigdy się w to nie zagłębiałem, dlaczego tak było i jakie tam były podziały grupowe, ale wyglądało to tak, że w naszym roczniku były dwie drużyny. My byliśmy w tej jednej, myślę, że z perspektywy czasu – gorszej, ale nie chodzi tu o wyniki sportowe, a o to, jakie mieliśmy warunki. Ciężko to tak opowiedzieć, musiałby pan przyjechać i to zobaczyć, ale obok stadionu jest buda zabita dechami i ta buda była naszą szatnią. Tam trener miał jakiś swój pokoik i nie powiedziałbym, że prysznic, bo był to wąż podciągnięty pod wodę. Trenowaliśmy tak naprawdę obok obiektów Zagłębia Lubin. Była połać trawy, którą czasem mój ojciec lub tato jakiegoś innego dzieciaka, kosili, gdy mieli czas. My tam normalnie mieliśmy treningi. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego tak było. Zawodnicy z tej drugiej grupy trenowali na innych obiektach. Może te warunki trochę nas wzmocniły, ukształtowały? Teraz przejeżdżając obok stadionu Zagłębia, często pokazuję znajomym tę budę. Wspominam, że jest to miejsce, które będę do końca życia pamiętał” – opowiadał nam Dąbrowski.

1-krotny reprezentant Polski od małego występował na pozycji środkowego albo defensywnego pomocnika. Piłka nożna nie była jednak jedynym sportem, jaki uprawiał, bo w podstawówce uczęszczał do klasy sportowej o profilu siatkarskim, a poza tym naprawdę nieźle grał w piłkę ręczną. „Przez trzy lata trenowałem siatkówkę. Udało się mi zdobyć nawet jakieś medale w swoim regionie. Kiedyś miałem jeszcze styczność z piłką ręczną, ale nie, że grałem w jakieś drużynie, tylko głównie na zawodach szkolnych. Na tyle dobrze wyglądałem, że poszedłem z kolegą na testy do klasy o profilu piłki ręcznej. Namówił mnie do tego, że gdy pójdziemy razem, to będzie raźniej. Odpowiedziałem, że nie ma problemu i poszliśmy. Na tych testach byli chłopcy, którzy trafili później do tej klasy, a ja się wśród nich… wyróżniałem. Ciekawa sytuacja, że trenerzy piłki ręcznej dzwonili do sekcji piłki nożnej Zagłębia Lubin czy byłaby możliwość, żebym przeszedł do nich. Nie było takiej opcji, więc spytali, czy mógłbym przychodzić np. na dwa treningi w tygodniu, czy nie dałoby się tego jakoś połączyć, ale ja sam nie brałem tego zupełnie pod uwagę” – tłumaczy Damian Dąbrowski.

W Zagłębiu Lubin zaczynał od trenowania na boiskach, które z „prawdziwymi boiskami” miały w zasadzie… niewiele wspólnego, za to skończył na 28 występach w pierwszym zespole. Dąbrowski w Ekstraklasie zadebiutował w 2010 roku, a rywalem „Miedziowych” był wówczas Piast Gliwice. Z racji, że w sezonie 2011/12 miał problem z regularną grą, zimą został wypożyczony do I-ligowego Górnika Polkowice, a następnie latem sprzedany do Cracovii. W drużynie Michała Probierza wyrobił sobie markę, udało mu się zadebiutować w seniorskiej reprezentacji, a także wyrósł na czołowego defensywnego pomocnika ligi. Nie licząc zerwanych więzadeł krzyżowych sprzed niecałych pięciu lat, wszelkie poważnie urazy go omijają.

Wychowanek Amico Lubin nie jest tak medialny, jak Kamil Grosicki, nie ma takiego potencjału jak Kacper Kozłowski czy Mariusz Fornalczyk, nigdy nie spróbował swoich sił za granicą oraz dalej czeka na wywalczenie premierowego trofeum. Kariery Damianowi Dąbrowskiemu mogłoby jednak pozazdrościć wielu, a takiego piłkarza w swoim zespole widziałaby pewnie zdecydowana większość szkoleniowców w Ekstraklasie. – Miał to szczęście, że grał z naprawdę bardzo dobrymi chłopcami. W tamtym zespole było kilku zawodników z dużym potencjałem, natomiast nie byli tak pracowici, jak Damian, brakowało im zaciętości. Dzięki temu zaszedł tak daleko – uważa trener Pieńko, prywatnie ojciec Tomka, młodego zawodnika Zagłębia Lubin.

BARTOSZ LODKO

Fot. Newspix