CLJ-ka od środka: „Pomysł z CLJ U-18 był nielogiczny i bezsensowny” 

Z roku na rok w coraz większą siłę rośnie Polonia Warszawa, która rozwija się kompleksowo. Drużyna seniorska aktualnie nieźle sobie radzi w II lidze, a akademia MKS Polonia, która współpracuje z klubem, ma aż trzy drużyny w CLJ-kach. Co sprawia, że „Czarne Koszule” tak prężnie się rozwijają? Co jest ich siłą? Największe akademie w Polsce skupiają się tylko i wyłącznie na skautingu i selekcji, a nie na szkoleniu? Rozmawiamy z Adamem Chmielewskim, koordynatorem grup jedenastoosobowych akademii.

CLJ-ka od środka: „Pomysł z CLJ U-18 był nielogiczny i bezsensowny” 

Jak pan oceni start sezonu w wykonaniu swojej drużyny w CLJ U-19? Po 8. kolejkach zajmujecie 1. miejsce w tabeli z 16 punktami na koncie.

– To jest zupełnie nowa drużyna. Większość zespołów tej lidze wygląda inaczej względem poprzedniego sezonu CLJ U-18. U nas się sporo pozmieniało. Połowa chłopców wiodących w tym zespole już nie kontynuuje z nami swojej przygody. Przeszli do innych akademii w Polsce lub seniorskich klubów. Próbują swoich sił w nowych miejscach a my działamy dalej. Budujemy drużynę na nowo. Naszym celem jest ponowne, bezpieczne utrzymanie na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Jak gramy? Raz lepiej, raz gorzej. Jesteśmy zadowoleni z liczby punktów, które do tej pory uzbieraliśmy. To jest dobry bagaż jak na start sezonu. Bo my się poznajemy nawzajem, uczymy nowych rzecz i powoli idziemy do przodu. Myślę, że z biegiem rozgrywek ta drużyna będzie rosła w siłę. Sądzę, że ta ekipa pełnię swoich możliwości pokaże dopiero na wiosnę.

Cel to tylko utrzymanie? Pamiętam, że w zeszłym roku wspominaliście o tym, że celujecie w Top 3. Co więcej, mieliście wtedy realną szansę na mistrzostwo Polski. 

– To prawda, tylko, że realna szansa na zdobycie mistrzostwa Polski wytworzyła się z biegiem sezonu. Dlatego też otwarcie mówiliśmy o tym, że celujemy w podium. Niestety, nie udało się zrealizować tego planu z różnych powodów. Jeden z nich to krótka kołdra. Zespół, który powstał w zeszłym roku był mocny, ale mowa tu o trzynastu zawodnikach. W momencie gdy wydarzyły się zdarzenia losowe patrz. kontuzje, kartki czy powołania na młodzieżową reprezentację Polski, to okazało się, że nam się to wszystko posypało. Mieliśmy za krótką ławkę rezerwowych, żeby podołać wyzwaniu dwóch kluczowych spotkań tego sezonu na swoim boisku z Wartą Poznań (0:2) i Cracovią (2:3), choć wcześniej graliśmy naprawdę dobrze. Zremisowaliśmy na wyjeździe z Zagłębiem Lubin 1:1 (25. kolejka – pięć kolejek przed zakończeniem sezonu – przyp. red.) późniejszym mistrzem Polski, mając więcej klarownych sytuacji do zdobycia gola. Mogliśmy ten mecz spokojnie wygrać, a po nim się nam to wszystko rozeszło. Jak będzie w tym roku? Na ten moment trudno mi jeszcze określić potencjał mojego zespołu. Liga też się zmieniła. Nie znamy jeszcze wszystkich przeciwników. Ciężko mówić o czymś więcej. Myślę, że realne jest utrzymanie. Tylko zaznaczę, że w zeszłym roku mówiłem podobnie, że celem jest pozostanie w lidze, a gdy twoja drużyna jest w górnej połowie tabeli i gra „o coś”, to znak, że jest bezpieczna i nie grozi jej spadek.

Mówi pan o tym, że buduje się na nowo drużyna MKS Polonii Warszawa w CLJ-ce. Wydawałoby się, że reorganizacja rozgrywek z U-18 na U-19 będzie na waszą korzyść, że będziecie bazować w kolejnym sezonie na chłopakach z rocznika 2004 – ogranych na poziomie centralnym. Co się stało, że była potrzebna gruntowna przebudowa zespołu?

– Jesteśmy troszkę pokrzywdzeni własnym sukcesem. Gdy graliśmy dobrze i zajmowaliśmy pierwsze miejsce w tabeli, to wszyscy się nam bacznie przyglądali. Nie tylko rywale, ale i ludzie z zewnątrz – menadżerowie i trenerzy innych klubów. W głowach rodziców i naszych zawodników urodziły się plany na dalszy rozwój w innym miejscu. My nie jesteśmy tak zasobnym klubem, żeby kogoś przetrzymać u siebie dogodnym kontraktem. Dostali lepsze propozycje. I to dotyczy nie tylko chłopaków z rocznika 2003, którzy kończyli u nas wiek juniora, ale i roczników 2004 oraz 2005. Dwóch naszych zawodników poszło do akademii Legii – Jakub Okusami (2004) i Jan Ziółkowski (2005). Kacper Śmiglewski (2005) przeniósł się do Cracovii. Kapitan i nasze serce zespołu, Hubert Pilarz (2004) kontynuuje swoją przygodę z piłką w Koronie Kielce. To są zawodnicy, którzy stanowili o sile Polonii w CLJ U-18. Trochę nas ubyło. Nie jest to już taka mocna kadra jak wcześniej, bo jest pozbawiona liderów. Nowi liderzy dopiero się tworzą. Naszą drużynę powinien wzmocnić rocznik 2005, ale z niego też kilku wyróżniających się zawodników zmieniło barwy klubowe. Nie narzekamy – taka jest kolej rzeczy. My, trenerzy pracujemy dla nich, a oni dla siebie. Cieszymy się z ich sukcesów. Raduje nas fakt, że trafiają do lepszych klubów i akademii. Życzymy im wszystkiego dobrego. Trzymamy kciuki za ich dalszy rozwój i zaistnienie w seniorskiej piłce.

Naprawdę dobrze weszliście w ten sezon. Wyniki powinny was napawać optymizmem.

– Wyniki się zgadzają, ale do gry można mieć kilka zastrzeżeń, ale jest to kwestia czasu i pracy. Musimy wypracować automatyzmy, które funkcjonowały w tamtym sezonie. Modyfikujemy też swoje ustawienie taktyczne i grę pod zawodników, jakich mamy. W zeszłym roku mieliśmy takich stoperów jak Okusami i Gajgier, że mogliśmy grać spokojnie i bezpiecznie dwójką środkowych obrońców, przesuwając ciężar gry wyżej. Dziś nie mamy tak wiodących zawodników w tej formacji, dlatego musimy z konieczności grać trójką stoperów. Wiem, że ostatnio jest to modne ustawienie, które pod względem taktycznym daje wiele rozwiązań, ale wszystko zawsze jest zależne od tego, kto tam występuje. Chcieliśmy zabezpieczyć naszą defensywę, dlatego zdecydowaliśmy się na taki ruch. Jednak chciałbym w tym sezonie wrócić do dwójki stoperów, ale to wymaga czasu i pracy. Zawodnicy, którzy grali w CLJ U-18 w zeszłym roku, czyli Franciszek Antkiewicz, Jan Piasek i Piotr Urbański w tym sezonie prezentują się bardzo dobrze. To są ofensywni zawodnicy i dzięki nim jesteśmy wygrywać trudne wyjazdowe mecze takie jak w Poznaniu z Lechem (2:1). Staramy się utrzymywać balans – uszczelniamy defensywę i korzystamy z atutów ofensywnych naszych zawodników. To daje nam cenne punkty. Jednak to jest początek sezonu. Trzeba być czujnym, bo w tym momencie w strefie spadkowej są drużyny, które nie spadną z tej ligi.

Czy dalej prezentujecie ofensywny futbol? W tamtym sezonie padały wysokie wyniki z udziałem waszej drużyny. „Czarne Koszule” definiował fakt, że zawsze dążą do zdobycia jak największej liczby bramek w meczu. Dalej towarzyszy wam ta myśl?

– W tamtym sezonie były takie mecze, gdzie strzelaliśmy wiele bramek i to z dobrymi rywalami. Byliśmy w stanie pokonać m.in. Zagłębie Lubin 5:1, Wisłę Kraków 5:1 czy Legię Warszawa 5:0. To wynikało też z tego, że nasza obrona nie tylko dobrze wypisywała się z zadań defensywnych, ale potrafiła dobrze rozgrywać piłkę. Nasi defensorzy byli też groźni przy stałych fragmentach gry, strzelali wiele bramek. Nasz zespół był dobrze zbilansowany. Teraz aż tak dobrze nie jest, ale to się zmienia i będzie zmieniać. Chcemy grać aktywnie z tyłu, agresywnie i wysoko. To jest nasz cel i do niego dążymy. Nic się w tym temacie nie zmienia. Cieszę się, że nasi rywale też tak chcą grać, co sprawia, że mamy wysokie tempo, a same mecze są bardziej atrakcyjne do oglądania.

To pytanie zadałem z uwagi na również wysokie wyniki w tym sezonie. Przegraliście 3:4 z Legią Warszawa, a pokonaliście Miedź Legnica 3:2. Musi się sporo dziać w waszych meczach.

– Najbliżej tego, co oglądaliśmy w zeszłym sezonie, było spotkanie z Pogonią Szczecin (4:1), gdzie przez większość meczu graliśmy o jednego zawodnika mniej. To był nasz najlepszy mecz. Starcie z Miedzią Legnica odbyło się w trudnych warunkach pogodowych i na ciężkiej murawie. Przeciwnik mocno się postawił. To nie był piękne spotkanie, ale bezpośrednie. Z kolei pojedynek z Legią to nasz najgorszy mecz w obronie w tym sezonie. Podaliśmy rękę przeciwnikom tyle razy, że mogli strzelić, nie cztery a osiem bramek. My zdobywając trzy gole, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy zrobić w ofensywie. Jednak klasowy rywal nigdy nie wybacza błędów, a my je popełniliśmy w sporym nadmiarze. Jednak wolę takie mecze niż nudne 0:0.

Co pan sądzi o powrocie do CLJ U-19? To jest lepsze rozwiązanie niż CLJ U-18?

– Zawsze byłem za tym rozwiązaniem. Na początku pandemii w imieniu naszego klubu popełniłem takie pismo z propozycją powrotu do rozgrywek CLJ U-19. Zdecydowanie jest to lepszy format od U-18 z wielu powodów. Przede wszystkim chodzi o korelację ligi ze szkołą. To jest najważniejszy praktyczny powód. Zawodnik zawsze kończąc wiek juniora, kończył też naukę w szkole średniej. Mógł łączyć piłkę z chodzeniem do tej samej szkoły. Do tego dochodzą też powody stricte szkoleniowe. Każdy dodatkowy rok kształcenia się w drużynach juniorskich to rozwój zarówno fizyczny jak i emocjonalny. Dłuższa praca daje większy spokój w nabywaniu nowych umiejętności bez presji wyniku piłki seniorskiej. Wysyłając chłopców do seniorów, gdy nie są na to gotowi, popełniamy duży błąd. W Polsce 18-latek nie jest jeszcze dorosłym, dojrzałym mężczyzną. On cały czas mężnieje. Podstawą gry w seniorach jest fizyczność, a nie każdy 18-latek jest na to przygotowany. Często byli pchani na siłę do seniorów.

U nas tym przepisem chcieliśmy coś wszystkim udowodnić, ale zupełnie nie myśleliśmy o tym, że większość nie jest na to przygotowana. W Polsce chłopcy później dojrzewają niż na południu Europy. I potrzebują czasu, a my chcieliśmy pójść na skróty. W najlepszych krajach europejskich są ligi U-19, U-21 czy nawet U-23, a w Polsce chcieliśmy się wyróżnić tym, że juniorzy grają tylko do 18. roku życia. Bez sensu. Dobrze to brzmi – szybsze wprowadzanie do piłki seniorskiej, ale nie każdy jest na to gotowy. Dlaczego o tych słabszych fizycznie nie pomyślano? Oni są gorsi? Należy ich wyrzucić do śmieci? Dla mnie pomysł z CLJ U-18 był nielogiczny i bezsensowny. Poszedłbym w ogóle w drugą stronę i zastanowiłbym się nad utworzeniem CLJ U-21. Bo widzę nawet po swoich 19-letnich zawodnikach, że nie są jeszcze gotowi na wejście do seniorów, bo ich wiek biologiczny to 16-17 lat. Mimo że mają talent do piłki. Wiele mówimy o tym, żeby patrzeć i pochylać się nad zawodnikami późno dojrzewającymi, ale oni muszą gdzieś grać. Powrót do CLJ U-19 to bardzo dobra zmiana. Mam nadzieję, że nigdy już nie wróci CLJ U-18.

Wspomniał pan o CLJ U-21. Czy byłbym trener za tym, żeby może wrócić do projektu Młoda Ekstraklasa? Miałby on sens? 

– Powstanie CLJ U-21 pod względem szkoleniowym byłoby bardzo sensowne i uzasadnione. Tylko pytanie brzmi, kto to udźwignie pod względem organizacyjnym i finansowym? Powstanie kolejnej ligi młodzieżowej, gdzie drużyny jeżdżą po całej Polsce to spore, dodatkowe koszty. Czy są na to pieniądze w PZPN-ie? Nie jesteśmy aż tak bogatym Związkiem jak niemiecki czy angielski i nie wiem, czy możemy sobie pozwolić na utworzenie następnej ligi młodzieżowej. Zaznaczam, że pod względem szkoleniowym miałoby to sens. Jednak trzeba patrzeć na to szerzej, bo jednak w ostatnich latach największe kluby w Polsce postawiły na drużyny rezerw oparte o juniorów. I widzimy, że u niektórych zaczyna to bardzo fajnie funkcjonować. Lech, Śląsk i Zagłębie są w II lidze. Niewykluczone, że do tego grona dołączy jeszcze Cracovia czy Legia. Młoda Ekstraklasa to nie był do końca udany projekt. Brakowało w nim rywalizacji. Wiele zespołów grało tam „o pietruszkę”, bo rozgrywki nie przewidywały spadków i awansów. Owszem, był puchar za zdobycie pierwszego miejsca, ale jednak w lidze było szesnaście drużyn. I w połowie sezonu okazuje się, że połowa zespołów „odbębnia” sobie tę ligę. A juniorzy czy młodzi piłkarze do 21. roku życia muszą już mierzyć się z presją wyniku. Nie mogą całego sezonu spędzić na meczach towarzyskich, to ich nie rozwijało. To był największy błąd Młodej Ekstraklasy. Szkoda, że nie przełożyli projektu Premier League U-23 jeden do jednego. Miałoby to więcej sensu i byłoby bardziej rozwijające dla młodych zawodników.

Co sprawia, że akademia MKS Polonia Warszawa ma trzy zespoły w CLJ-ce? W zeszłym roku zadałem podobne pytanie, a pan tonował nastroje, bo to był pierwszy sezon, gdzie mieliście trzy zespoły w CLJ-ce i trzeba się wstrzymać z opiniami. Jak to teraz wygląda, bo złapaliście powtarzalność – cały czas macie trzy drużyny w CLJ-kach. Taki sam stan drużyn na poziomie centralnym mają tylko największe akademie w Polsce. 

– Mam nadzieję, że w ten sposób tworzymy markę, mając trzy zespoły w CLJ-ce. Aczkolwiek na markę pracuje przede wszystkim pierwszy zespół i oby cały czas szli do przodu. Naszą największą zaletą jest dobrze wykonywana praca na co dzień. Mamy swoje ograniczenia. Przede wszystkim nie mamy odpowiedniej bazy treningowej, a nie stać nas na wybudowanie nowego ośrodka, więc dalej będziemy działać na tym, co mamy. Uważam, że do maksimum wykorzystujemy to, co posiadamy – bazę, lokalizację, współpracę ze szkołą. Bazujemy na tym, co jest i dążymy do tego, żeby maksymalnie wyciągnąć potencjał z naszych warunków. Naszą pracą budujemy markę. Zawodnicy, którzy przyjeżdżają do nas na testy, chcą do nas dołączać, bo widzą, że treningi są efektywne i mogą się tutaj rozwinąć. Mamy świetnych trenerów, wybitnych fachowców, co jest naszym kolejnym atutem, który składa się na ten sukces.

Czeka nas naprawdę ciężki sezon, bo już widzimy, że CLJ U-17 będzie dla nas sporym wzywaniem. Nastąpiła reorganizacja tych rozgrywek, więcej jest drużyn, poziom wzrósł i jest to duży przeskok między tym, co mieliśmy w lidze makroregionalnej. Mam nadzieję, że podołamy w tym sezonie i utrzymamy się na tym poziomie. Co jeszcze sprawia, że mamy trzy drużyny w CLJ-kach? Ciągłość szkolenia. Każdy kolejny rocznik jest na dobrym poziomie. Są mniejsze akademie, którym przydarzy się jeden kapitalny zespół, a następne są dużo słabsze. Niedawno mogliśmy to zobaczyć na przykładzie Stomilu Olsztyn, który miał świetny rocznik 2004, mało nie brakowało, a zostaliby mistrzami Polski, a ich rocznik 2005 przegrał wszystko, co się dało w kolejnym sezonie. Ważna jest ciągłość pracy w rocznikach. Współpracujemy ze szkołami, chłopacy są w klasach sportowych a dodatkowo każdego roku są robione nabory do drużyn.

Pan jest doświadczonym szkoleniowcem, ale jak to się mówi – człowiek uczy się całe życie. Czego się pan uczy/nauczył dzięki Centralnej Lidze Juniorów?

– To jest liga, która jest bardzo profesjonalna pod wieloma względami. Widzę w tej lidze drużyny, które mają bardzo dobrze zorganizowane sztaby szkoleniowe. Często są to młodzi ludzie, ale z otwartą głową, pasją i pomysłami. Gdy obcujesz i mierzysz się z takimi drużynami, to za każdym razem widzisz coś nowego. Gdy masz godnych rywali, musisz się zawsze dobrze przygotować do meczu, żeby czegoś nie zaniedbać, bo przeciwnicy robią bardzo dobrą pracę. Dzięki temu jesteś w stanie dostrzegać wiele małych rzeczy. Z każdego meczu możesz czegoś nowego się nauczyć, podglądając pracę innych. Faktycznie, jestem w tym zawodzie już ponad trzydzieści lat, ale chyba największy przeskok zaliczyłem, gdy przechodziłem z drużyny seniorskiej IV-ligowej do piłki makroregionalnej juniorskiej. Proszę mi wierzyć, że musiałem bardzo mocno zmienić swoje patrzenie na piłkę, dobór środków treningowych, intensywność, skalę trudności zadań, jakie daję zawodnikom. To był ogromny przeskok. Myślę, że w drugą stronę nie chciałbym już wracać.

Na początku źle się pan czuł jako trener juniorów?

– Nie, po prostu musiałem się zweryfikować jako trener. Gdy dziesięć lat temu przychodziłem do Polonii i pracowałem z drużyną juniorów, to okazało się, że środki treningowe, które chciałem przełożyć z drużyny seniorów, były… niewystarczające. Trzeba było iść do przodu i dawać im trudniejsze zadania, bo ci chłopcy mogli i potrafili więcej. To było dla mnie spore zaskoczenie. Zupełnie inaczej pracuje się z młodym utalentowanym zawodnikiem a takim, który jest doświadczony i hobbystycznie gra w IV lidze, bo chce sobie coś jeszcze zarobić, a czasem nie narobić, a zarobić. Tutaj jest zupełnie inna pasja, ambicja, podejście do treningów oraz możliwość do rozwoju. Uważam, że nie ma w tym przypadku, że najlepsi trenerzy na świecie wyszli z zespołów juniorskich. Thomas Tuchel powiedział w jednym z wywiadów, że praca z juniorami jest bardzo wdzięczna, gdzie nie jesteś uzależniony od wyników sportowych i jako trener możesz więcej ryzykować, próbować nowych rzeczy i się rozwijać. W juniorach nie pracuje się gorzej niż w futbolu zawodowym. Mamy inne uwarunkowania, możliwości i materiał ludzki, gdzie szatnia jest łatwiejsza do opanowania, ale ta praca jest bardzo satysfakcjonująca, nie pod względem finansowym, ale zawodowym.

Co pana zdaniem jest najważniejsze w racy z juniorami?

– Ciężko wyróżnić jedną najważniejszą rzecz. Można ich przytoczyć wiele. Przede wszystkim musimy dbać o to, żeby nie zaniedbywać rozwoju, żeby cały czas próbować być konsekwentnym w tym, co się robi, ale z drugiej strony należy tym młodym chłopakom podawać nowe narzędzia, czy to w postaci nowych rozwiązań taktycznych czy treningowych. Musimy cały czas iść do przodu, żeby progresować i dostosowywać ich grę do piłki seniorskiej. Drugą ważną rzeczą jest wpływanie na ich mentalność. Rolą trenera jest budowanie zawodnika i przygotowywanie do zadań, jakie będą go czekać w seniorach. Trzeba z nimi mocno pracować, ale mieć spory margines na to, że ci chłopcy będą popełniać błędy, ale oni szybko progresują. Z roku na rok stają się coraz lepszymi piłkarzami. Warto na nich stawiać i motywować, bo oni mogą daleko zajść, mają spore możliwości, ale trzeba uwierzyć w nich i dać im szansę. Niech to też będzie apel do trenerów, którzy pracują z seniorami, żeby odważniej stawiali na młodych zawodników, bo to jest inwestycja w przyszłość. Chłopak może na tym wiele zyskać, ale i sama drużyna. Niestety, jeżdżąc po boiskach trzecioligowych obserwuję, że brakuje tej odwagi. Każdy popełnia błędy, a młody zawodnik może je szybko poprawić i wejść na wyższy poziom. Trzecia rzecz to komunikacja z młodymi zawodnikami i ukierunkowywanie ich na piłkę seniorską. Rozmowa, która będzie dla nich inspirująca i wartościowa. To jest też element przygotowania do zawodowego futbolu.

W zeszłym roku podzielił się pan z nami opinią, która obiła się szerokim echem w środowisku i nie wszystkim się spodobała. Mowa tu o tym fragmencie: „uważam, że największe kluby w Polsce, które mają pierwsze drużyny w Ekstraklasie, zespoły rezerw w II i III-ligach, a do tego trzy ekipy w CLJ-kach, bazują tylko na permanentnej selekcji. Nie boję tego powiedzieć, że w tych klubach nie ma szkolenia, zamiast niego jest ciągła, coroczna selekcja. Słabsi odchodzą, a przychodzą jeszcze lepsi z różnych części kraju. To nie ma nic wspólnego ze szkoleniem”. Czy dalej pan uważa, że największe kluby w  Polsce bazują tylko na permanentnej selekcji a nie na szkoleniu? Pamiętam, że m.in. trener Lecha, Hubert Wędzonka nie zgodził się pańską tezą i zaprosił trenera do akademii Lecha, żeby zobaczył pan, czy oni faktycznie bazują tylko na selekcji. 

– To nie jest żadna odkrywcza teza, którą wygłosiłem. Bo tak po prostu wygląda łańcuch pokarmowy w profesjonalnej piłce, co też pokazuje nasz przykład. Kilku naszych zawodników odeszło do bardziej renomowanych akademii. Nie wiem, czy taki chłopak zyskuje sportowo przejściem z jednego klubu CLJ do drugiego. To jest temat, który można dać pod dyskusję. Natomiast, jeśli młody chłopak zmienia jedną akademię na drugą i podpisuje kontrakt na poziomie kilku tysięcy złotych, to przede wszystkim zyskuje pod względem organizacyjnym i finansowym. Jak taki klub jak nasz może zatrzymać u siebie takiego zawodnika? Nie może, nie jest w stanie. Nie odkryłem Ameryki moją tezą, ale prawda jest też taka, że MKS Polonia Warszawa w tym układzie pokarmowym też ma kogoś za sobą. Na co dzień spotykam się z takimi opiniami od trenerów z innych warszawskich szkółek, że to Polonia podbiera i sekcjonuje młodych zawodników. To jest pewna prawidłowość, której nie zmienimy.

Nie obrażam się na to, co powiedział trener Lecha, bo oni udowadniają to na każdym kroku, że dobrze szkolą. Zwycięstwo nad drużyną z Poznania jest dla mnie zawsze bardzo cenne, bo to absolutna czołówka w tym kraju. Nie mam wątpliwości, co do tego, że w takim Lechu czy kilku innych największych akademiach w Polsce proces szkoleniowy funkcjonuje prawidłowo. Jednak prawdą jest też to, że bazują na permanentnej selekcji. Trudno znaleźć w tych akademiach zawodników, którzy trenują u nich od 10. roku życia. Na pewno kogoś znajdziemy, ale jest ich bardzo mało. Natomiast to jest normalne. Taki system jest uzależniony od możliwości – budżetu czy bazy treningowej. Gdy klub to ma, może pozyskiwać lepszych zawodników. Zdania nie zmieniam a propos tego, że nie trafiają do nas zawodnicy z pierwszego sortu selekcyjnego, staramy się pracować z tymi, którzy odpadli na pewnym etapie selekcji w większych akademiach, bo tam też są wartościowi, utalentowani chłopcy. Mogę wymienić kilka przykładów zawodników, którzy taką drogę przeszli, a teraz funkcjonują w seniorskiej piłce – Filip Majchrowicz (Pafos), Daniel Pik (Radomiak Radom), Michael Ameyaw (Piast Gliwice), czy Jakub Szymański (Górnik Zabrze). To co wtedy powiedziałem, było przedstawieniem stanu faktycznego. Tak wygląda piłka na tym poziomie i nikt nie powinien się o to obrażać.

Tylko, że wtedy pan to trochę inaczej powiedział. Można było to odebrać jako zarzut, że najlepsze akademie w Polsce nie szkolą, a bazują tylko i wyłącznie na permanentnej selekcji i skautingu. Przychodzą do nich ukształtowani młodzi chłopcy i zadaniem trenerów jest tylko podtrzymać ich formę. Z tej wypowiedzi wynikało, że akademie nie uczą swoich zawodników niczego nowego, tylko co roku dobierają sobie lepszych piłkarzy. 

– Musielibyśmy baczniej przypatrzeć się działaniom tych akademii i poszukać takich zawodników, bo być może też tak czasem bywa. Jednak muszę podkreślić, że poziom szkolenia w Polsce się poprawia, co jest już zauważalne w ostatnich dwóch, trzech latach. Wiele klubów, które mają selekcje i skauting na najwyższym poziomie, poszło też do przodu ze szkoleniem. Widzę to i cieszę się z tego powodu. Jednak nie zauważam jeszcze tego, żeby te największe akademie bazowały w większej liczbie na zawodnikach, którzy są u nich od samego początku. Umiejętności najłatwiej i najtrwalej nabywa się między 6. a 11. rokiem życia. I tu mówimy o tym prawdziwym szkoleniu. Na poziomie CLJ U-19 nie ma za wielu takich zawodników, którzy przebrnęliby przez całą drabinkę szkoleniową w jednej akademii. Najczęściej widujemy taki model, gdzie chłopak z określonymi umiejętnościami na pewnym etapie trafia do największego ośrodka w Polsce, ale nie stawiał tam swoich pierwszych kroków, bo szkolił się w innym miejscu. W piłce jedenastoosobowej proces szkolenia dalej trwa, ale ma już inny wymiar – przygotowanie zawodnika do piłki seniorskiej pod względem taktycznym, motorycznym i mentalnym. Obserwując drużyny w CLJ-ce, muszę przyznać, że ten etap szkolenia poszedł bardzo mocno do przodu i przyjemnie patrzy się na poczynania poszczególnych drużyn. Widać, że odpowiednio pracują na treningach, co przekłada się na boisko ligowe.

Idąc pana tokiem myślenia Ajax Amsterdam nie powinien być wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o szkolenie dzieci?. Bo oni mocno stawiają na selekcję i wewnętrzny skauting.

– Nie byłem w Ajaksie na stażu, więc trudno mi się do tego donieść. Pamiętam jeszcze takie stare materiały wideo, na których Marco van Basten, Ruud Gullit, Patrick Kluivert, bracia de Boer byli przedstawiani jako „produkty” akademii Ajaksu. Nie wiem, czy przez ten czas tak się to drastycznie zmieniło, ale słynęli z dobrego szkolenia. Być może też taki jest teraz świat, że mocno bazuje się na skautingu. Jednak zwróciłbym uwagę na to, że Holandia to mały kraj a Ajax swój program szkolenia stworzył bardzo dawno temu, cały czas go modyfikował i modyfikuje oraz wprowadził go do wielu mniejszych ośrodków, żeby pracowały w taki sposób, jak oni chcą. Dlatego też mogą pochwalić się bardzo okazałą liczbą wychowanków. W Polsce przez wiele lat każdy pracował po swojemu, a tam jest to ujednolicone. Aczkolwiek u nas też się to zmienia, bo coraz więcej polskich szkółek pracuje w zbliżony do siebie sposób. Jednak byłby za tym, żeby nasze kluby wprowadziły taki model, gdzie 50% ich kadry to zawodnicy, którzy są z nimi od samego początku. To jest model idealny, ale nie zawsze realny, bo wynika z wielu uwarunkowań. W Polsce rodzic zazwyczaj zabiera dziecko do takiej szkółki, do której ma najbliżej. W momencie gdy klub taki jak my ma słabą lokalizację, to później na naborach do tych najmłodszych roczników nie przychodzi za wiele dzieci. Nie jesteśmy jeszcze taką marką, żeby rodzic zawoził do nas kilkuletnie dziecko przez pół Warszawy. Na ten moment w stolicy naszego kraju tylko Legia tak oddziałuje na rodziców i przyciąga ich do siebie. Wrócę jeszcze od pierwszego pytania odnośnie tego tematu i podkreślę, że najlepsze i największe kluby zarówno w Polsce jak i na całym świecie bazują na selekcji.

Jakie są plany rozwoju akademii MKS Polonia Warszawa na najbliższe lata? Czego możemy się spodziewać po „Czarnych Koszulach” w najbliższym czasie? W poprzednich naszych rozmowach przytaczałem archiwalny artykuł z portalu dumastolicy.pl, który był zatytułowany: „czy Chmielewski przywróci blask MKS-owi?”. Czy można mówić już o tym, że Polonia błyszczy nowy blaskiem? Czy na razie widać tylko światełko w tunelu? Bo trzeba przyznać, że w ostatnich latach sporo się u was zmieniło na lepsze, o czym wspominaliśmy już w tej rozmowie.

– Jest jeszcze wiele rzeczy, które muszą się zadziać, żebyśmy mogli pójść bardziej do przodu. Kluczem do wszystkiego jest integracja dwóch podmiotów, które funkcjonują w jednym miejscu, czyli akademia MKS Polonia i klub Polonia S.A. Ważny jest dalszy rozwój tej współpracy, żeby nie polegała tylko na dostarczaniu zawodników z akademii do pierwszej drużyny. Ważna jest obustronna współpraca i wzajemna pomoc. Polonia Warszawa czeka obecnie na rozbudowę stadionu, gdy to dojdzie do skutku, wszystkim to wyjdzie na plus, bo nasza baza treningowa znacznie się poprawi. To jest rzecz, która może nam pomoc. A poza tym? Będziemy dbać o to, żeby nie popsuły się relacje między dwoma podmiotami, a praca akademii, żeby dalej była taka owocna, jaka jest. Będziemy dalej robić swoje. Liczymy też na awans pierwszego zespołu do I ligi, bo to też zwiększy prestiż naszego klubu, do którego chętniej będą przychodzić młodzi zawodnicy. Gdy dziesięć lat temu przychodziłem do Polonii, to ta była wtedy w Ekstraklasie. Pamiętam, że w tamtym momencie mocno garnęli się do nas młodzi kandydaci na piłkarzy. Tego parcia już nie widziałem, gdy byliśmy w III lidze. Wyższa klasa rozgrywkowa pierwszego zespołu pomoże nam w rozwoju zarówno klubu jak i akademii.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Akademia MKS Polonia Warszawa