CLJ-ka od środka: „Dla trenerów świetnym poligonem doświadczalnym jest CLJ”

Jesteś asystentem pierwszego trenera w seniorskim klubie X, ale jednocześnie prowadzisz drużynę juniorów w klubie Y. Drużyny X i Y występują w tej samej III lidze. Czy mamy tu do czynienia z konfliktem interesów? Jak ze sobą pogodzić te dwa stanowiska? Na tematy szkoleniowe związane z Centralną Ligą Juniorów rozmawiamy z Szymonem Niemczykiem, który prowadzi zespół Rekordu Bielsko-Biała U-17 w CLJ, ale jest też trenerem asystentem w III-ligowym LKS-ie Goczałkowice-Zdrój.

CLJ-ka od środka: „Dla trenerów świetnym poligonem doświadczalnym jest CLJ”

Za nami dziesięć kolejek CLJ U-17. W tym czasie Rekord Bielsko-Biała zdobył 11 punktów. Jak pan ocenia dotychczasowe poczynania swojego zespołu w tej lidze? To jest dobry prognostyk na przyszłość?

– Myślę, że niewiele osób obstawiało, że na tym etapie rozgrywek będziemy mieli tyle punktów. Trzeba pamiętać, że jesteśmy kopciuszkiem w tej lidze, gdzie występują głównie akademie ekstraklasowych czy I-ligowych drużyn. Siła tych zespołów w dużej mierze zależy od skautingu i selekcji. Poziom naszego szkolenia jest na wysokim poziomie, ale nie mamy takich możliwości jak największe akademie w Polsce, żeby pozyskiwać do siebie najlepszych juniorów z całego kraju. Uczymy się tej ligi. Zauważam duży przeskok poziomów między CLJ-ką a ligą wojewódzką. Można polemizować, czy tych punktów mogło być więcej, czy mniej. Z obecnego dorobku punktowego jesteśmy umiarkowanie zadowolenie. Na pewno będziemy chcieli więcej wycisnąć z tej drużyny jeszcze jesienią, choć najbardziej liczymy na zwyżkę formę w rundzie wiosennej. Przejąłem tę drużynę w połowie lipca, gdzie większość naszych rywali, miała już za sobą dwa tygodnie przygotowań. Mieliśmy mało czasu na przygotowanie do tego sezonu. Wcześniej miałem sporadyczną styczność z tymi chłopakami. Runda jesienna to czas na bliższe zapoznanie, a okres zimowy i wiosna to będzie okres, gdzie dłużej ze sobą popracujemy i wtedy będziemy mogli powalczyć o wyższe lokaty. 

Czy jest już pan w stanie określić potencjał swojego zespołu?

– Nie graliśmy jeszcze ze wszystkimi. Nie znam jeszcze potencjału całej stawki drużyn i ciężko mi odpowiedzieć na pytanie: na co stać tę drużynę? W jakie miejsca w tabeli celuje? Jaki jest cel minimum, a jaki maksimum? Do tej pory mogę porównać się do zespołów, z którymi się mierzyliśmy. Trudno mi określić potencjał swojej drużyny, jeśli nie wiem, na jakim poziomie są wszyscy rywale. W każdym meczu staramy się grać odważnie i o zwycięstwo. Raz nam to wychodzi lepiej, a raz gorzej. Pierwsze kolejki to nie była walka tylko z rywalami, ale też ze swoimi kompleksami i lękami. W chłopakach była widoczna bojaźń przed renomowanym rywalem tj. Zagłębie Lubin czy Rakowem Częstochowa. Czasem wejście w mecz trwało dobre pół godziny, zanim zawodnicy się zorientowali, że są w stanie nawiązać równorzędną walkę z przeciwnikiem. Aspekt mentalny na pewno jest do poprawy. Płacimy frycowe w tej lidze. W większości nasi zawodnicy nie mieli okazji grać na tym poziomie i potrzebują czasu, żeby przywyknąć do CLJ-ki. Myślę, że w rundzie wiosennej będziemy mocniejsi, bo bogatsi o to doświadczenie z jesieni.

Co pan sądzi o reorganizacji rozgrywek CLJ U-17? Czy dla was jest to zdecydowanie lepsze rozwiązanie, bo możecie spokojnie pracować przez cały sezon w jednej lidze, gdzie po pół roku nie grozi wam spadek? Czy może tamten model był bardziej rozwijający?

– Nie doświadczyłem tego na poziomie CLJ-ki, ale z poprzednią formą rozgrywek miałem styczność w lidze wojewódzkiej, gdzie na osiem zespołów, trzy spadały z ligi, a jedna awansowała do baraży o poziom centralny. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że ta reforma to bardzo dobre rozwiązanie. Rozszerzenie ligi do szesnastu drużyn i rozłożenie jej na cały rok to świetne połączenie. Młodzi zawodnicy potrzebują czasu na to, żeby zaaklimatyzować się w nowej lidze. Gdy jesteś beniaminkiem w lidze, gdzie spadasz po pół roku, to nie masz za wiele czasu, żeby przestawić się na wyższe tempo gry i poziom rozgrywek. Jeszcze nie zdążysz się dobrze przywitać z ligą, a już musisz się z nią żegnać. To na pewno korzystne rozwiązanie, które sprzyja procesowi szkoleniowemu. Trenerzy mają więcej czasu na przygotowanie zawodników do ligi. To już nie są tylko trzy tygodnie latem, ale dochodzi do tego też długa zima. Szkoleniowcy mogą ze spokojem podejść do aspektów szkoleniowych, nie mając przed sobą widma spadku. 

Jak pan patrzy na dalekie wyjazdy w CLJ U-17? To jest dobre dla tych młodych zawodników, że muszą przejechać pół Polski, żeby zagrać mecz ligowy? W tym sezonie czeka was m.in. wyjazd z Bielska-Białej do Szczecina, czyli mówimy tu o ponad 600 kilometrach odległości. Bardzo długa podróż jak na mecz ligowy juniorów. Zupełnie inaczej wygląda przygotowanie do takiego spotkania – wyjazd dzień wcześniej, nocka w hotelu itp. To już nie są wyjazdy, które trwają max. godzinkę.

– W tej lidze mamy do czynienia z pełnym profesjonalizmem pod względem organizacyjnym. Wyjazdy dzień wcześniej, hotele, podróż, regeneracja. Na mecze jeździ z nami fizjoterapeuta. Bardzo ważne jest odpowiednie zaplanowanie takiego wyjazdu i zadbanie o regenerację. W przypadku takich spotkań należy przebudować mikrocykl treningowy. Kij ma dwa końce. Dla klubów i pracowników jest to na pewno większe obciążenie logistyczne i finansowe. Dla zawodników, którzy marzą o zawodowstwie, jest to namiastka profesjonalizmu i pierwsze zetknięcie się z innym przygotowaniem do meczu, które jest charakterystyczne dla piłki seniorskiej na najwyższym poziomie. To jest cenna lekcja dla nich. Wchodząc do seniorów, będą już zaznajomieni z systemem podróży, zarządzania własnym organizmem, dbaniem o regenerację, sen. To są już profesjonalne rozgrywki, a młodzi chłopcy mogą z nich naprawdę wiele wyciągnąć. Ten format ligi jest pewnym problemem dla klubów, które są narażone na dodatkowe koszty, a najgorzej mają te, które są na obrzeżach kraju, bo mają wszędzie daleko. Najlepiej mają zespoły z centrum kraju, które wszędzie mają względnie blisko i nie muszą szykować się na podróż dzień wcześniej. My nie wybieramy z kim gramy. Korzystamy z tego, co mamy.

Jakie ma pan pierwsze przemyślenia i wnioski po początku sezonu CLJ U-17? Czego się pan uczy/nauczył, dzięki pracy w Centralnej Lidze Juniorów? Co daje panu ta liga?

– Ta liga jest świetnym poligonem doświadczalnym zarówno dla zawodników, jak i trenerów. Następuje tu zderzenie z wyższym tempem i organizacją gry. To jest świetne doświadczenie również dla mnie. Bardzo lubię szukać rozwiązań taktycznych na podstawie tego, co przeciwnik prezentuje na boisku. Następnie wdrażam to w trening i planuję, jak to zaimplementować do gry mojego zespołu na najbliższy mecz ligowym. Ta liga mi to zapewnia w stopniu bardzo zadowalającym. Sama jakość zawodników w CLJ-ce sprawia, że musisz mieć bardzo dobrze poukładany zespół, żeby nawiązać rywalizację. Mowa tu o rodzaju pressingu, ustawianiu się na boisku i rozstawianiu w ataku pozycyjnym. To jest mój konik. Uwielbiam nad tym pracować. I CLJ-ka daje mi spore pole do popisu. Myślę, że dzięki tej lidze mogę się rozwijać pod tym kątem, bo też rywalizujemy z najlepszymi ekipami w kraju. Nic tak nie uczy, jak porażka. Gdy przegrywasz, większą uwagę zwracasz na to, co mogłeś zrobić lepiej i gdzie popełniłeś błędy trenerskie. Po każdym meczu musisz nieźle pogłówkować, żeby poszukać optymalizacji rozwiązań taktycznych zarówno w ataku, jak i obronie, żeby zawodnikom łatwiej realizowało się cele boiskowe. Cieszę się, że mogę pracować w zespole, które występuje w CLJ-ce. 

TOMASZ BYSZKO: KAŻDY MOŻE SIĘ ROZWIJAĆ, TYLKO TRZEBA CHCIEĆ

Jak pan podchodzi do analizy taktycznej pod względem rozpracowywania najbliższego rywala i szykowania gry stricte pod niego w CLJ U-17?

– Tak naprawdę dopiero na wiosnę będziemy mogli przygotowywać się cały tydzień pod kątem danego rywala. Na ten moment nie wiemy, jakim system gra dany przeciwnik. Owszem, możemy zaczerpnąć trochę wiedzy u kolegów, ale nigdy nie będziemy mieli stuprocentowej pewności. Dlatego my na razie przygotowujemy się jedynie pod prawdopodobny scenariusz. Sposób prowadzenia gry w obronie i ataku mamy uszykowany pod kilka ustawień przeciwników. Jednak jeszcze przed pierwszym gwizdkiem nie wiemy, jak zagra przeciwnik. Nasze przygotowanie jest ogólne. Z kolei moja rola w tym, żeby od pierwszych minut obserwować rywala, żeby wychwycić to, jak zachowują się w ofensywie i defensywie, w jakich strefach boiskach rotują się zawodnicy, w jaki sposób przechodzą z jednego systemu w drugi. W pierwszych minutach skupiam się na rywalu, a nie na swoim zespole, żeby w przerwie móc zareagować i pomóc swojej drużynie. W rundzie wiosennej może będzie to inaczej wyglądać, gdy nasze rozeznanie będzie większe, ale niewykluczone, że nasi przeciwnicy będą chcieli nas zaskakiwać i będą szykować zupełnie inne i nowe rozwiązania. I zabawa zacznie się na nowo.

Co pana zdaniem sprawia, że Rekord Bielsko-Biała jest w stanie w ostatnich sezonach funkcjonować z powodzeniem na poziomie centralnym, jeśli chodzi o rozgrywki młodzieżowe?

– To jest efekt długofalowego projektu. Metodą małych kroków jako klub idziemy do przodu i w dobrym kierunku. Rozwijamy się na tle naszych lokalnych rywali. Wyglądamy coraz lepiej. Nie stanowimy jednak znacznej konkurencji dla akademii ekstraklasowych. Nie jesteśmy pierwszym wyborem dla młodych zawodników, których ciągnie marka i renoma większych klubów. Nie jesteśmy w stanie ściągać najwybitniej utalentowanych zawodników, a jeśli takich mamy to dlatego, że ich wychowaliśmy. Naszym zadaniem jest wyszkolenie od podstaw zawodnika. Najmocniejszą stroną naszych zespołów są chłopcy, którzy są w Rekordzie od 5-6. roku życia. W ekstraklasowych akademiach najbardziej wyróżniającymi zawodnikami są ci wyskautowani z całej Polski. My nie możemy sobie pozwolić na taki model. Naszą siłą jest to, że długo pracujemy z naszymi wychowankami. 

Rekord Bielsko-Biała nieodłącznie kojarzy się z futsalem. Wasz klub praktycznie co roku sięga po tytuł mistrza Polski i rywalizuje z powodzeniem w Lidze Mistrzów. I ten futsal też jest u was obecny w szkoleniu dzieci i młodzieży w piłce nożnej na trawie. Dlaczego warto wdrażać jednostkę treningu na hali do mikrocyklu treningowego? W Polsce raczej jest taki trend, że unika się hali jak ognia, nawet w okresie zimowym. Są kluby, które katują orliki, sztuczne boiska, o ile pogoda pozwoli. 

– W Rekordzie wdrażamy elementy futsalu do piłki nożnej, bo wychodzimy z założenia, że ma to więcej plusów niż minusów. W wielu biografiach wybitnych piłkarzy pochodzenia południowoamerykańskiego czy hiszpańskiego możemy znaleźć wzmiankę, że zaczynali od gry na hali. Myślę, że to im wiele dało w dalszym rozwoju. Z jednej strony jest to odskocznia i urozmaicenie piłkarskiego treningu. Jest to też gra na bardzo małej przestrzeni, gdzie zawodnicy rozwijają obserwację pola gry, grają pod nieustanną presją rywala na całym boisku i są zmuszeni do szybkiego podejmowania decyzji. Taki trening rozwija cechy kognitywne zawodnika, a te przydają się na pełnowymiarowym placu. W Rekordzie nie jest tak, że my tylko zimą trenujemy w hali. System treningów futsalowych mamy rozłożony na cały rok. W tygodniu mamy jeden trening na hali, a pięć na boisku. Zimą częściej trenujemy futsal, ale tylko bezpośrednio w okresie przed młodzieżowymi mistrzostwami Polski, wtedy przechodzimy na trzy jednostki treningowe. Nie rezygnujemy z treningów na świeżym powietrzu. Liczba jednostek zmniejsza się na te dwa, trzy tygodnie do trzech. 

Czy dla waszych zawodników może być to przewaga nad rówieśnikami z innych ośrodków, że raz w tygodniu trenują w hali, a w okresie zimowym spędzają tam lwią część czasu? Ma to spore przełożenie na duże boisko?

– Trudno odpowiedź na to pytanie. Czy to jest czynnik, który robi aż taką różnicę? Nie wiem. Na pewno to nam pomaga, ale w jakim stopniu? Należałoby przeprowadzić specjalne badania. Tak naprawdę, żeby określić, ile to nam daje, musielibyśmy odstawić futsal na dwa, trzy lata i wtedy moglibyśmy ocenić, czy poszliśmy do przodu, czy sporo na tym straciliśmy. Jednak tak się nigdy nie stanie, bo futsal to jest DNA Rekordu Bielsko-Biała i nierozerwalna część piłki jedenastoosobowej.

Czy nawyki, które zawodnicy wyrobią na hali, są widoczne na boisku? Da się to przenieść?

– Myślę, że sporo można przenieść z futsalu na boisko. Na pewno współpraca między dwoma, trzema i czterema zawodnikami, jest z powodzeniem przenoszona z hali na duże boisko. Czy to nas wyróżnia w CLJ-ce? Trudno powiedzieć, bo zawodnicy na poziomie centralnym mają zdecydowanie większe umiejętności niż w lidze wojewódzkiej. Myślę, że przeciwnicy bardzo dobrze grają na małej przestrzeni. Czy trenują również na hali? Tego nie wiem. W lidze śląskiej to była nasza przewaga, a w CLJ-ce mierzymy się z mocniejszymi rywalami i to nie musi być już nasz spory atut. Odniosę się jeszcze do jednej rzeczy, a mianowicie do tego, że trenerzy unikają jak ognia hali. Zmiana podłoża stwarza pewne trudności, bo zawodnicy mogą to odczuć na swoich mięśniach czy stawach. W Rekordzie prowadzimy program prewencyjny, żeby nasze przejścia z hali na boisko były jak najmniej dotkliwe i odczuwalne dla zawodników.

Co daje panu praca w takim klubie jak LKS Goczałkowice-Zdrój, gdzie pełni funkcję trenera asystenta w seniorskiej drużynie?

– Chcę mieć cały czas styczność z piłką seniorską na przyzwoitym poziomie, a to mi daje LKS Goczałkowice-Zdrój, który występuje w III-lidze. Fakt jest to czwarty poziom rozgrywkowy, ale każdy, kto obserwuje naszą grupę, wie, że poziom jest tu wysoki. Występuje tu wielu zawodników z przeszłością w Ekstraklasie. Dla mnie praca w III-lidze jest to też pewien punkt odniesienia, jeśli chodzi o piłkę juniorską. Wiem, czego może brakować młodym zawodnikom, którzy dopiero wchodzą do seniorów i w taki sposób mogę im pomóc przygotować się do tego mitycznego przejścia z wieku juniora do seniora. Staram się przenosić swoje doświadczenie z piłki seniorskiej do drużyny juniora młodszego. W LKS-ie Goczałkowice-Zdrój jestem trenerem asystentem i analitykiem. Odpowiadam m.in. za analizę gry przeciwnika. To też pozwala mi się niesamowicie rozwijać pod względem taktycznym. Mam za sobą już tysiące godzin analiz wideo, co pomaga mi w szybszym wyłapywaniu pewnych rzeczy na bieżąco i przekazywaniu wskazówek zawodnikom w trakcie spotkania.

W III-lidze grupie III występuje również Rekord Bielsko-Biała. Gdy dochodzi do starcia LKS Goczałkowice-Zdrój – Rekord Bielsko-Biała wykorzystuje pan w pełni swoją wiedzę? Czy nie występuje tu konflikt interesów?  

– Podjęcie pracy w LKS-ie Goczałkowice-Zdrój wiązało się z takim zastrzeżeniem, że nie będę brać czynnego udziału w bezpośrednim starciu z Rekordem Bielsko-Biała. Nie analizuję gry Rekordu i nie jestem obecny na ławce rezerwowej w dniu rywalizacji obu zespołów między sobą, żeby uniknąć konfliktu interesów. 

Gdy zawodnik udaje się na wypożyczenie do innego zespołu z tej samej ligi, to często stosuje się taki zapis, żeby nie mógł rywalizować z macierzystym klubem. To jest zrozumiałe, bo piłkarz bierze czynny udział w meczu i może mieć realny wpływ na końcowy wynik. W przypadku rynku trenerskiego jest to coś zupełnie nowego i dziwnego, bo w sumie to może pan wykonać swoją pracę analityka dużo wcześniej i rozpracować Rekord Bielsko-Biała dwa, trzy tygodnie przed bezpośrednim starciem. Niekoniecznie musi pan czynnie brać udziału w dniu meczowym.

– (śmiech) Nie myślałem tak o tym. Na pewno źle byłoby to odbierane w środowisku, gdybym jako trener drużyny młodzieżowego Rekordu stawał naprzeciw seniorskiej drużyny w III lidze. Szkoleniowcy grup młodzieżowych mają różne dodatkowe zajęcia również w drużynach seniorskich. Nie jestem wyjątkiem. Tylko w moim wypadku złożyło się tak, że oba kluby występują na tym samym poziomie rozgrywkowym. Przed sezonem ustaliśmy pewne rzeczy i ich się trzymamy. W Goczałkowicach nikt ode mnie nie wymaga ani nie naciska, żebym zdradzał jakieś tajemnice z Rekordu i vice versa. Jesteśmy poważnymi ludźmi i trzymamy się tego, co ustaliliśmy. Słowo droższe od pieniędzy. 

Jak ze sobą połączyć i pogodzić te dwa różne stanowiska?

– Na pewno jest to spore obciążenie, ale radzę sobie z tym (śmiech). W akademii pracujemy głównie w godzinach dopołudniowych. Dwa razy w tygodniu są jednostki w godzinach od 13 do 15. W drużynach seniorskich pracuje się w godzinach późno popołudniowych. Treningi w Goczałkowicach odbywają się o 18, więc można to ze sobą pogodzić. Pod względem czasowym niestety cierpi na tym moja rodzina, bo nie ma mnie często w domu. Z tego miejsca pozdrawiam i dziękuję cierpliwej małżonce. W LKS-ie Goczałkowice-Zdrój jestem dogadany tak, że, jak Rekord w CLJ-ce ma daleki wyjazd, to jestem zwolniony z meczu III-ligi. Mamy spory sztab trenerski. Pierwszym szkoleniowcem jest Damian Baron. Łukasz Piszczek jest w trakcie kursów trenerskich, jest trener bramkarzy, trener przygotowania motorycznego więc jest ekipa, która radzi sobie beze mnie w dniu meczowym. Nie jest też to aż tak duży problem. W ten sposób funkcjonujemy. Czy tak też będzie wiosną? Porozmawiamy o tym w grudniu, czy ta formuła zdaje egzamin. Mam nadzieję, że tak to zostanie, bo sporo na tym zyskuję. Pod względem rozwoju trenerskiego dużo daje mi  codzienne obcowanie z Łukaszem Piszczkiem. To jest wybitny piłkarz, który pracował z najlepszymi trenerami na świecie i zebrał ogromną wiedzę, którą dzieli się z innymi. Mogę się wiele od niego nauczyć.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. archiwum prywatne