CLJ-ka od środka: „Koronawirus zabrał nam medal mistrzostw Polski U-17”

W najbliższy weekend rusza nowy sezon Centralnej Ligi Juniorów. Czy młodzi zawodnicy przeszli testy na obecność koronawirusa? Jak wyglądał okres przygotowawczy w Cracovii, w tym specyficznym czasie i jaki może mieć wpływ na ich dyspozycję na starcie rozgrywek? Czego możemy spodziewać się po tej ekipie w tym sezonie? Czy „Pasy” celują w mistrzostwo Polski CLJ U-18 i walkę o europejskie puchary? Na te pytania odpowiedział nam Andrzej Paszkiewicz, trener Cracovii U-18.

CLJ-ka od środka: „Koronawirus zabrał nam medal mistrzostw Polski U-17”

Pewnie nie możecie się już doczekać startu nowego sezonu CLJ?

– Myślę, że każdy już odlicza dni do startu ligi. Mam nadzieję, że będzie to normalny sezon i będziemy mogli rozgrywać mecze tydzień po tygodniu.

Czy musieliście przejść badania na obecność koronawirusa?

– Na tę chwilę nie, część zawodników, którzy trenowali z pierwszym zespołem, było badanych. Jednak mówimy w tym przypadku stricte o Ekstraklasie i kilku chłopakach. Zatem w większości przypadków nie jesteśmy przebadani.

A czy w tym okresie byliście cały czas skoszarowani w internatach?

– Nie, mieliśmy mały problem, bo część zawodników naszej drużyny jest przyjezdnych. Radziliśmy sobie we własnym zakresie. Wynajęliśmy mieszkania dla chłopaków spoza Krakowa, ponieważ mieliśmy zakaz korzystania z internatu, gdyż mieści się on w głównym budynku klubu. Pierwszy zespół Cracovii musi być odizolowany od innych, a tak byśmy się mieszali między sobą. Nie mieliśmy na to zgody. Mamy to szczęście, że gro zawodników pochodzi z Małopolski. Jakoś sobie radziliśmy, poprzez wynajmowanie mieszkań. Trenowaliśmy już od momentu, kiedy było to możliwe, zaczęliśmy od gry w sześcioosobowych grupach.

Zawodnicy mieszkali na jednym osiedlu?

– Nie było takich przypadków za dużo. Wynajmowaliśmy jedno mieszkanie czteroosobowe. Część zawodników mieszkało u swoich rodzin. Wiedzieliśmy, że mają kontakt z tymi samymi osobami. Na początku nie graliśmy też sparingów. Pracowaliśmy w zwartej grupie. W czerwcu rozegraliśmy trzy gry kontrolne, kiedy była zgoda na mecze sparingowe.

Jak wyglądały wasze przygotowania do nowego sezonu? Pojechaliście na obóz przygotowawczy?

– Nie mieliśmy takich możliwości. Pierwszy raz się spotkałem z czymś takim, że zawodnicy przez dwa miesiące mają ograniczone możliwości trenowania. Ciężko było wrzucić chłopaków na większe obciążenia treningowe i robić po dwie jednostki dziennie. Nie mieliśmy dostępu do szatni, więc cały czas zawodnicy przebierali się według wytycznych, czyli w domu. Ciężko sobie wyobrazić normalne przygotowania w takich warunkach. Nie mogliśmy pozwolić sobie na wspólny posiłek między treningami. Radziliśmy sobie, jak tylko mogliśmy. Jednostki treningowe były dłuższe, kończyliśmy posiłkiem na wynos. Nie ma co ukrywać, zdarzało nam się trenować przez trzy godziny. Nie było innego wyjścia. Nie wyjeżdżaliśmy też nigdzie, z racji sytuacji, jaka była.

A czy finalnie trener jest zadowolony z efektów tych przygotowań?

– Zrobiliśmy tyle, ile mogliśmy w tych warunkach. Jesteśmy optymalnie przygotowani. Przydarzyło nam się kilka drobnych urazów w ostatnim okresie. Mieliśmy taki cykl przez trzy tygodnie, gdzie graliśmy mecze w systemie środa-sobota. Graliśmy też sparingi z zespołami seniorskimi. Trochę nas poobijali. Z dwudziestoosobowej kadry, pięciu chłopaków odczuło mocniej te starcia. Jednak czterech już wraca do treningów, więc będziemy prawie w komplecie na ten pierwszy mecz. Tylko jeden zawodnik wypadł na dłuższą chwilę, bo czeka go jeszcze zabieg. Z przygotowań jestem zadowolony, może dobór przeciwników mógł być inny…

Jacy byli to przeciwnicy? Ile rozegraliście meczów kontrolnych w okresie przygotowawczym?

– Licząc sparingi z czerwca, łącznie było ich dziesięć. Graliśmy głównie mecze z dołem tabeli IV ligi seniorów. Gdy przejąłem zespół, to większość drużyn z czołówki tej ligi miała już zarezerwowane terminy. Oprócz tego graliśmy z ekipami juniorskimi z Małopolski. Nie szukaliśmy meczów z drużynami z CLJ. Myślę, że były to dobre przetarcia. Ostatnio mierzyliśmy się z Hutnikiem Kraków, który bardzo dobrze znamy i będzie naszym rywalem w lidze. Zremisowaliśmy z nimi 1:1. Może to i dobrze, bo będziemy bardziej podrażnieni w przyszłości. Mierzymy się z nimi już w piątej serii gier.

Między zakończeniem roku szkolnego, a właściwym okresem przygotowań do sezonu, zrobiliście sobie jakąś przerwę? Czy byliście cały czas w rytmie treningowym?

– Mieliśmy dosłownie dziewięć dni wolnego. Staraliśmy być w takim rytmie, żeby być gotowym do przygotowań. Nie wprowadzaliśmy się, tylko pracowaliśmy na sensownych obrotach. Można powiedzieć, że czerwiec to był taki czas, gdzie odbudowywaliśmy się po powrotach z domu.

Jakie panują nastroje w drużynie przed pierwszym meczem z Lechem Poznań?

– Ciężko wyrokować. Jesteśmy pozytywnie nastawieni i optymalnie przygotowani pod kątem przeciwnika. Chcemy dyktować swoje warunki, ale też wiemy, z kim się mierzymy.

Analizowaliście przeciwnika?

– Oczywiście, że tak, mamy możliwość obejrzenia meczów Lecha z ubiegłego sezonu, bo są w bazie PZPN-u. Z kolei też z Lechem mierzyłem się już w przeszłości, gdy prowadziłem Hutnika Kraków. Miałem już styczność z ich systemem gry. Oni szkolą w powtarzalny sposób. Na pewno ten model gry jest unowocześniany, ale z fundamentów się nie wyrwali. Wiemy, czego się po nich spodziewać. Mamy może taką przewagę, że oni nie wiedzą, czego spodziewać się po nas. Bo pojawia się nowy trener w tej lidze, który wcześniej prowadził drużynę U-17. Można powiedzieć, że oni nie mają informacji o nas, ponieważ gramy w inny sposób niż poprzednicy. Mam już pomysł na ten mecz – nieszablonowe rozwiązania, będziemy chcieli wprowadzić nieco świeżości do tej ligi. A jak będzie? Zobaczymy, bo tutaj są same topowe drużyny i detale będą decydowały o zwycięstwach.

Powiedział trener, że rywale nie będą wiedzieć, czego się spodziewać po waszej drużynie. A właśnie o to chciałem zapytać. Czego możemy oczekiwać po pańskiej Cracovii?

– Myślę, że będziemy grali ofensywnie, zarówno w fazie bronienia, jak i atakowania. Nie chcę bardziej się rozgadywać. Tak, jak mówiłem – nieszablonowe rozwiązania, autorski system gry, który sprawdzał się w CLJ U-17, gdzie na jesieni wygraliśmy w cuglach grupę D – z 11 punktami przewagi nad drugą drużyną. Nie przegraliśmy meczu od roku, licząc od momentu, gdy rozpoczęła się pandemia koronawirusa w Polsce. W pierwszej kolejce rundy wiosennej wygraliśmy z Koroną Kielce 3:1. Można powiedzieć, że koronawirus zabrał nam medal mistrzostw Polski, bo byliśmy mocni. Teraz naszym głównym zadaniem jest wkomponowanie zawodników z rocznika 2002. Drużynę w CLJ U-17 budowaliśmy przez rok i składała się z dwóch roczników. Mieliśmy tak skonstruowaną kadrę, że było dwunastu zawodników z rocznika 2003 i trzynastu z 2004. Z uwagi na pandemię koronawirusa PZPN zmienił się przepis w CLJ U-18 i pozwolił na występy zawodnikom z rocznika 2002. Dlatego też moja drużyna z CLJ U-17 została podzielona na pół. I zawodnicy z rocznika 2004 przeszli do trenera Michała Gui, który od niedawna prowadzi drużynę do lat 17. W U-18 jest tak, że dobrałem 6-7 zawodników z rocznika 2002. Zrobiliśmy krok w tył, jeżeli chodzi o szkolenie w systemie. Staraliśmy się pewne rzeczy wprowadzać od początku w tej drużynie, aby ci z 2002 zrozumieli i obyli się w nim. Nie sprawdziliśmy tego w warunkach meczowych. Inna mentalność jest, gdy gra się w meczu o punkty, aniżeli w sparingu. W grze kontrolnej wyglądało to obiecująco. Pozostaje tylko kwestia tego, czy będziemy potrafili przełożyć to na punkty w lidze. To jest jedyna niewiadoma. Bo każdy inaczej podchodzi do sytuacji stresowych. Pracowaliśmy nad sferą mentalną, więc jestem pozytywnie do tego nastawiony.

Z psychologiem sportowym?

– Nie, pracujemy z trenerem asystentem nad tym elementem. Staramy się ich rozwijać. Nie zawsze jest potrzebny psycholog. Uczyli nas psychologii, żebyśmy wiedzieli, jak zarządzać grupą i w jaki sposób ich naprowadzać na drogę pozytywnego myślenia. Bo to jest podstawa, która daje luz i możliwość bycia najlepszą wersją samego siebie. Bo wiadomo, że stres powoduje u niektórych negatywne myślenie, bo to jest ze sobą powiązane. A stres zabiera umiejętności zawodnikowi na boisku. Sfera mentalna to jest 50% dyspozycji zawodnika. Często pojawia się takie określenie „zawodnik treningowy”. Trzeba znaleźć do niego klucz. Muszą mieć świadomość, że są teraz w takim miejscu, gdzie już detale decydują o tym, czy się przebiją do seniorskiej piłki. Każdy musi pracować na swój rachunek, bo my, trenerzy, nie przeżyjemy za nich życia.

To ciekawe, dr Katarzyna Chlebosz, która jest psychologiem sportowym, zaznaczała w rozmowie z naszym portalem, że najlepszymi psychologami są właśnie trenerzy. Chwilę wcześniej mówił pan, że ma w swojej kadrze zawodników z rocznika 2002. Rozumiem, że Cracovia będzie korzystać z przepisu, który umożliwia występy czterem zawodnikom z rocznika 2002?

– Tak, nasz drugi zespół awansował teraz do III ligi. Zrobiliśmy tak, że połowa zawodników z rocznika 2002, którą prowadził trener Jakub Dziółka w tamtym sezonie, przeszła do rezerw, a druga część trafiła do mojego zespołu. Pozostali odeszli na wypożyczenie. Nie chcieliśmy pozyskiwać nowych zawodników z zewnątrz. Naszym założeniem jest bazować na chłopakach, których mieliśmy w U-17. Koncentrujemy się na tym, aby pozyskiwać zawodników z regionu, żeby czuli powiązanie z tym miejscem. Nie będziemy patrzeć na to, kto jest z jakiego rocznika. Będzie grał zawsze lepszy. A w sytuacji, gdy jest dwóch równorzędnych piłkarzy, będzie występował młodszy. Jedyna trudność jest taka, że ci z 2002 grali w odmiennym ustawieniu i sposobie prowadzenia gry. Mieliśmy dwa miesiące na to, żeby nauczyć ich innego stylu. Jak wyjdzie? Zobaczymy.

Ilu zawodników z drużyny, którą trener prowadził w CLJ U-17, jest finalnie w kadrze na ten sezon?

– Prawie wszyscy. Tylko jeden chłopak, który był do nas wypożyczony, wrócił do macierzystego klubu i menedżer szuka mu teraz nowego zespołu. Jeden zawodnik przyszedł do naszej drużyny na zasadzie wypożyczenia – Wiktor Zarzycki z Zagłębia Sosnowiec. Mieliśmy wakat na pozycji środkowego obrońcy, więc można powiedzieć, że wzmocniliśmy się. Poza tym będziemy bazować na swoich zawodnikach.

Można powiedzieć, że są dwie szkoły przechodzenia drużyny młodzieżowej. Pierwsza: co roku zmienia się trener, pojawia się inne spojrzenie na zawodników i nie ma dużego przywiązania na linii szkoleniowiec – piłkarz. Druga: trener przechodzi kolejne etapy szkolenia wraz z drużyną, pojawia się stabilizacja. O tym też mówił Michał Probierz, komentując zmiany szkoleniowe w drużynach młodzieżowych Cracovii: „system płynnego przechodzenia trenerów wraz ze swoimi rocznikami ma stać się docelowym w szerszej perspektywie czasu. Stabilizacja na pozycji trenera zapewniać będzie przyszłym pokoleniom naszych graczy bezpieczną zmianę podczas awansów na kolejne szczeble rozgrywek”. A jak trener do tego podchodzi? Kluczowa jest stabilizacja?

– Tu nie chodzi o przyzwyczajenie do trenera jako osoby czy jego sposobu prowadzenia zespołu. Wiadomo, że ci chłopcy będą mieć w swoim życiu kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu trenerów. Tym bardziej, gdy widzimy, jakie są realia w piłce seniorskiej, gdzie często dochodzi do zmian na pozycji szkoleniowca. Ważnym aspektem jest ciągłość szkolenia. Chodzi o funkcjonowanie w danym systemie gry i stylu, który będzie ich rozwijał. W drużynach seniorskich ustala się wszystko pod wynik. My musimy patrzeć na to pod takim kątem, żeby tych chłopaków jak najbardziej rozwinąć. Jestem zwolennikiem takiego podejścia, że liczba kontaktów z piłką, będzie rozwijała zawodnika. Królowa nauk – matematyka, jest nie do przeskoczenia. Jeżeli młody chłopak ma piłkę przy nodze trzydzieści razy w ciągu meczu, w większości stara się atakować i robi to w sposób świadomy oraz powtarzalny, będzie się różnić od zawodnika, który tylko się broni i biega w defensywie. To też jest potrzebne, ale pomnóżmy tę kontakty z piłką razy trzydzieści meczów w lidze. Zobaczymy ogromną różnicę. Zrobię wszystko, żeby zawodnik się rozwijał. Strach przed stratą punktów nie może zabrać zawodnikowi szans na rozwój.

Czy w tej grupie, którą teraz pan prowadzi, są zawodnicy, których za rok lub dwa będziemy oglądać w pierwszym zespole Cracovii?

– Myślę, że tak. Dołożę wszelkich starań, żeby stworzyć im odpowiednie warunki do rozwoju. Cała reszta leży po ich stronie. Tak, jak mówiłem wcześniej, trener za nich życia nie przeżyje. Oni muszą dawać z siebie wszystko każdego dnia. Mają stworzone odpowiednie warunki do rozwoju. Teraz tylko zostaje w ich głowach i nogach, z naciskiem na to pierwsze. Zawsze powtarzam: „w piłkę gra się głową, nogi wykonują to, co głowa wymyśli”. Myślę, że jest spora grupa piłkarzy z potencjałem, ale wiele czynników przekłada się na sukces. Trzeba mieć też szczęście i zdrowie. To jest piłka nożna, jednego dnia możesz być wysoko, a po chwili już cię nie ma na tym poziomie.

Trener ma spore doświadczenie w prowadzeniu drużyn juniorskich, jak i seniorskich. Jakie widzi pan różnice w pracy z tymi ludźmi?

– Myślę, że na tym poziomie – U-18 – nie ma ogromnych różnic. Pracujemy już na poziomie seniorskim – III liga i wyżej, jeżeli chodzi o obciążenia. Staramy się pracować profesjonalnie. Nie widzę większych różnic, bo też mam swój styl pracy. Zmieniałem systemy gry, ale styl zawsze był ten sam. Czy prowadziłem drużynę III-ligową, czy najmłodszych, było u mnie tak samo. Czternaście lat temu, gdy rozpoczynałem swoją przygodę z trenerką, pracowałem z kategorią młodzików. Wiadomo, że jest to inna rozmowa i podejście w stosunku do seniorów. Dlatego też trzeba uważać na słowa, bo psychika kształtuje się dopiero u dzieciaka. A juniorzy to są zawodnicy nieprzypadkowi, oni wiedzą, co tutaj robią. Są ukierunkowani na piłkę nożna w 100%, marzą o tym, żeby być piłkarzami. Z nimi pracuje się łatwo.

Kordian Wójs, były szkoleniowiec Cracovii U-18, mówił w rozmowie z naszym portalem, że: „u nas to jest tak, że drużyna w CLJ jest traktowana przez pana Filipiaka jako drugi zespół, zaraz po drużynie seniorów. Pierwsza drużyna oraz junior starszy mają szansę grać w europejskich pucharach. Na tym zależy właścicielowi klubu, żeby wyjść poza granice kraju. Dlatego to się wiąże z dużym ciśnieniem”. Czy trener też otrzymał takie zadanie? W tym sezonie waszym celem jest walka o mistrzostwo Polski i Młodzieżową Ligę Mistrzów?

– Mamy swoje cele i marzenia. Nikt nie musi do nas przychodzić i mówić, że mamy zająć takie, a nie inne miejsce. Każdy z nas jest na tyle ambitnym człowiekiem, że nie chce być ostatni, a dąży do tego, żeby być na pierwszym miejscu. Jeszcze liga nie wystartowała i nie chcę mówić o nie wiadomo jakich celach. Nie lubię od razu patrzeć na szczyt, ponieważ można od razu się potknąć na pierwszej kłodzie, która leży na drodze. Po prostu idźmy mecz po meczu. Róbmy swoje, przygotujmy się jak najlepiej do każdego spotkania. Zrobimy wszystko, żeby wygrywać, ale nigdy kosztem szkolenia. To jest dla mnie najważniejsze. Ci chłopcy mają się rozwijać w każdym meczu, mają mieć świadome kontakty z piłką. Nigdy zwycięstwo nie będzie ich kosztem. Jeżeli zrobimy wynik i chłopcy będą rozwijali się w tym stylu, to wiadomo, że będzie to duży sukces. A jak będzie? Życie pokaże. Nic nie zmienią słowa: „walczymy o mistrzostwo” lub „naszym celem jest utrzymanie”. Bo co to daje? Nic, można fajnie to opisać w prasie, że ktoś „sadzi się” na awans, ale to są tylko słowa. Słowa nie grają, robią to zawodnicy. Musimy ich tak wyszkolić, żeby byli najlepszymi wersjami samych siebie. My tak naprawdę jeszcze nie wiemy, jak prezentują się inni rywale. Jak możemy więc mówić o realnych celach? Pewne rzeczy będą wiadome po rundzie jesiennej. Zderzymy się ze wszystkimi rywalami, zagramy 15 spotkań, zdzwonimy się w okresie zimowym i wtedy może panu powiem, że naszym celem jest wejście do Młodzieżowej Ligi Mistrzów. Może tak być. Jednak najpierw sprawdźmy się na tle innych drużyn. Bo na ten moment to jest wróżenie z fusów. Trzeba zrobić wszystko to, co się umie najlepiej.

Ale czy trenerowi zostało zasugerowane przez zarząd, jakie są cele sportowe na ten sezon?

– Wydaje mi się, że i tak nie mógłbym powiedzieć oficjalnie tego, jakie mamy cele. Zostawmy ten temat.

W zeszłym sezonie Cracovia walczyła o utrzymanie w CLJ. Po nieudanym starcie ligi próbowali ciułać punkty i wyjść powyżej strefy spadkowej. Pomagał im wtedy Michał Rakoczy, który schodził z pierwszej drużyny i grał pierwsze skrzypce w CLJ. Jakub Dziółka w CLJ-ce od środka mówił: „my korzystaliśmy z Michała tylko wtedy, kiedy pierwszy zespół grał w weekend, w takim dniu, żeby to nie kolidowało z CLJ. Gdy mógł nam pomóc, to decyzja trenera była taka, że grał z nami w CLJ i temat był zamknięty”. Rakoczy urodził się w 2002 roku, więc teoretycznie może jeszcze grać w CLJ. Może tak być, że będziecie korzystać z jego usług w ważniejszych meczach, kiedy nie będzie to kolidowało z seniorami?

– Nie będziemy korzystać z jego usług. Na 99% Michał Rakoczy nie będzie przechodził do naszej drużyny. Po pierwsze: jest to pełnoprawny zawodnik pierwszej drużyny. Po drugie: nawet, jeśli miałby grać po to, żeby być w rytmie meczowym, jestem przekonany, że będzie grał w rezerwach. Uważam, że to jest taki zawodnik, który nie powinien już grać w U-18, kiedy występuje w Ekstraklasie. Idealnym miejscem do podtrzymania rytmu meczowego jest III liga. Myślę, że nie ma takiej opcji, żeby schodził do naszej drużyny.

Nawet w sytuacji, gdy będzie wam potrzebny, a mecze w seniorach nie będą mu kolidowały z CLJ, to nie będziecie chcieli, żeby do was dołączył na kluczowe spotkania?

– Myślę, że czołowe drużyny w CLJ poprzesuwały swoich najzdolniejszych zawodników do drugoligowych lub trzecioligowych rezerw. Bo to jest dobre miejsce do rozwoju. Wydaje mi się, że tak to powinno wyglądać.

ROZMAWIAŁ ARKADIUSZ DOBRUCHOWSKI

Fot. Cracovia